WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i2.wp.com/www.iamnotastalker.co ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • — 12
Mogłaby to być randka idealna.
Urywając się wcześniej z pracy, bo przecież od tego właśnie były piątki, Gabe zabrał Marianne w swoje ulubione miejsca Seattle. Ulubione, to znaczy starannie wyselekcjonowane spośród tych, które kochał niegdyś, a które obecnie należało omijać — niby nie wierząc w pecha, starał się nie dopuścić do sytuacji, w której to przypadkiem trafiłby na odbicie któregoś ze wspomnień. Miasto było jednak na tyle duże, by każdą niegdyś ukochaną kafejkę zmienić na nową, a znane ulice porzucić na rzecz tych, które po tylu latach pozostały nieodkryte. Spacerowali więc już od trzech godzin — najpierw popołudniowa kawa, potem bajgle przy parku, nawet jeśli mróz skutecznie odbierał przyjemność jedzenia. Była też ciastkarnia, którą mu polecano, a której wcześniej nie zdążył jeszcze odwiedzić, a także smażone kasztany, po które kolejka przy jarmarku ciągnęła się przez kilkanaście metrów. Na rozgrzewkę zaproponował bar, powołując się na szczególny klimat panujący w tego typu lokalach w tym szczególnym czasie — szczyt rozgrywek NBA sprawiał, że każdy odnajdywał w sobie na moment fana koszykówki. Cudem odnajdując więc wolny stolik w zatłoczonym, gwarnym barze, Gabe opuścił na moment Mari i ruszył po zakup dwóch kufli piwa. — Dobra, robimy zakład. Trail Blazers czy Kings? — rzuciwszy wyzwanie, postawił na stoliku przed nią alkohol, zajmując potem miejsce tuż obok niej. Może tym samym nagiął pewne bezpieczne granice umownej bliskości, ale z miejsca, w którym usiadła, lepiej było widać sporych rozmiarów barowy telewizor. Dawał jej trochę fory, tą możliwością wyboru — mecz zbliżał się końcowi, Derrick Jones dokonał właśnie rzutu za trzy punkty, a więc nawet jeśli nie znała się na tym wszystkim, śmiało mogła założyć, która z drużyn świętować będzie tego wieczora. — No i możesz też zdecydować, o co się w sumie zakładamy — dodał z rozbawieniem, bo nie chciał tutaj niczego narzucać — korzystając z faktu, że to ich pierwsza tego typu zabawa, miała pełne prawo wyboru.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- ósma -

Nie skłamałaby mówiąc, że bez wątpienia był to jej najlepszy dzień odkąd przyjechała do Seattle. Wszystko wydawało się idealne, wręcz zgodnie z kanonami Marianne - filmowe. Gabe z każdym dniem w pracy zyskiwał tylko w jej oczach i raczej nie było dla niej zaskoczeniem, że na tym etapie uważała go za najważniejszą ze znajomości, jakie zawarła po swojej wyprowadzce. Możliwe też, że trochę go gloryfikowała, skupiając się na zaletach, które mnożyła w swoich oczach, a nie doszukując się żadnych wad. Nie przywykła do tego typu mężczyzn. Już wcześniej zauważyła, że naprawdę jej słucha, a nie tylko potakuje głową podczas rozmowy i dzisiejszy wypad tylko to podkreślił. Mimo, że nie miała najlepszej kondycji, w ogóle nie czuła się zmęczona, a nawet wolała nie myśleć, że kiedyś będzie musiała wrócić do mieszkania. Przeżywała wszystko, nie szczędząc zachwytu, czy to nad bajglem, czy to pieczonym kasztanem. Nie myślała kompletnie o tym, czy wypadnie przed szefem na małomiasteczkową, bo co tu dużo mówić, Gabe sprawił, że czuła się naprawdę swobodnie w jego towarzystwie i nie musiała nikogo udawać. W zasadzie zapominała miejscami, że jest jej przełożonym, na przykład teraz w barze w ogóle już przez ten pryzmat na niego nie patrzyła.
- Wiesz, że nie jestem specjalistą w temacie koszykówki? - zagadnęła, gdy zaproponował zakład, a następnie objęła dłońmi kufel z piwem. Miała mocną głowę, w końcu w Asotin picie było jedną z lepszych rozrywek. - Hmm... niech będzie ten blezer - no ślepa nie była, więc potrafiła dostrzec, której drużyny zawodnik teraz przodował, inna sprawa, że mocno przekręciła nazwę. - Z założenia wiem, że jak coś się nazywa królewskie, to zwykle nie jest najlepsze - podzieliła się jeszcze znaną sobie teorią, chociaż ta bardziej odnosiła się do serów i innych produktów spożywczych, ale tym już nie zamierzała się chwalić. Zamiast tego wyszczerzyła się do niego szeroko, nie będąc pewną z początku, czy mówi serio o tym zakładzie. - No dobra... to ten kto przegra będzie musiał własnoręcznie ugotować coś dla tego drugiego, hm? - no to, że jedzenie było dla niej istotną częścią życia Gabe już wiedział. Nie ma też co ukrywać, Marianne nie miałaby nic przeciwko spędzenia jakiegoś obiadu, czy kolacji w jego towarzystwie, ale to też wolała przemilczeć, bo mogłoby zabrzmieć nieodpowiednio.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ulegał stopniowej fascynacji. Nie na tyle szczególnej, by się zakochać, lecz wystarczającej, by okazywać jej szczere zainteresowanie. Nic z tego, co mówił czy robił, nie było na pokaz. Ostatnie miesiące ciężkiej pracy, a także minione tygodnie życiowych zawirowań sprawiały, że potrzebna była mu swego rodzaju ucieczka. Ktoś lub coś, dzięki czemu mógłby porzucić wszelkie troski i zmartwienia. Marianne okazała się idealna w tej roli. To, że była inna, okazywało się jej największą zaletą; znudzony życiem wśród snobów, usilnie poszukiwał kogoś, kto przeczyłby typowym dla tego miasta archetypom. Dlatego słuchał jej z należytą uwagą, angażując się w wszelkie wspominane przez nią sprawy. I odnajdywał w tym wszystkim szczerą uciechę, nawet jeśli niektóre kwestie dotyczyły nieznanego mu rodzaju życia.
— Na tym nie trzeba się wcale znać, możesz nawet wybrać po kolorze strojów — zaśmiał się, starając się odnaleźć w aktualnej akcji meczu. — W Asotin nie grywacie w koszykówkę? To co w takim razie robicie? — zapytał, trochę złośliwie (po przyjacielsku), a trochę jednak z zaciekawieniem. Do tej pory unikał wszelkiego rodzaju małych miasteczek, ale nie znaczyło to wcale, że uważa je za gorsze czy niewarte uwagi. Tak, Mari była dla niego fascynująca właśnie dlatego, że wnosiła do jego życia coś nowego.
— Faktycznie coś w tym jest. No dobra, kijowa drużyna dla mnie, więc lepiej mi już teraz powiedz, jakie danie lubisz najbardziej — poprosił uprzejmie, obserwując, jak wybrana przez nią drużyna zdobywa kolejne punkty. Nie było mu wcale przykro z tego powodu, bo na całe szczęście, dość dobrze radził sobie w kuchni. — Ale skoro i tak musimy poczekać, to dokończ opowieść o tych niefortunnych zaręczynach — poprosił, bo wcześniej podsunęła ten temat, a jednak dopiero teraz mieli okazję, by i tę przedziwną sprawę obgadać. Naturalnie Gabe zamierzał jej pogratulować, że całość nie skończyła się wielkim nieszczęściem, czyli ślubem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli chodzi o Marianne, to nie trzeba jej było wiele, kilka miłych słów, przyjaznych uśmiechów i już była urobiona, ale nie miało to w żadnym stopniu umniejszać temu, co robił Gabe. Oczywiście cały czas powtarzała sobie racjonalnie, że stara się być miły, bo nie chciała głupio zacząć dopisywać sobie do tego wszystkiego znaczeń. Tylko też nie ma co ukrywać, bawiła się naprawdę dobrze w jego towarzystwie i szybko zapominała o wszelkich troskach. Sama zaśmiała się, gdy pozwolił jej wybierać chociażby po strojach, bo to byłoby w jej stylu.- Głównie dzieci - odpowiedziała odnośnie spędzania czasu wolnego w Asotin, pół żartem, pół serio. Zaśmiała się zaraz pod nosem, ale już nie tak wesoło i pospieszyła z wyjaśnieniami. - Wiadomo, że w szkole gra się w kosza, ale tak ogóle... życie dzieli się na pracę, u nas głównie na roli i czas wolny, który spędzić możesz z alkoholem, bądź z rodziną. Ludzie popadają w rutynę i zdają się tego nie zauważać, jak jakaś kobieta raz uzna, że robienie na drutach jest spoko, to będzie robiła na drutach już do śmierci, bo to jej wystarczy, próbowanie nowego jest jak pewnego rodzaju tabu i... wybacz, przynudzam, nie? - zorientowała się, jak strasznie dużo mówi i zaśmiała się podczas szybkiej refleksji. W końcu nie chciała go zanudzić, więc złapała za swój kufel i upiła z niego kilka łyków. Całkiem była z siebie dumna, że trafiła faktycznie w lepszą drużynę, a przynajmniej tak wywnioskowała po jego słowach. Bardziej jednak ucieszyło ją to, że przyjął jej zasady co do zakładu, więc dało jej to powody, by uwierzyć, że i on chciałby dzielić z nią w przyszłości taki posiłek. - O nie, prędzej bym wolała, żebyś zrobił mi jakieś swoje ulubione danie! Obiecuję, że zjem wszystko bez grymaszenia, ale przynajmniej spróbuję czegoś nowego - bo faktycznie powielanie dań, które już znała mijało jej się z celem. W Seattle chciała narodzić się na nowo, na nowo odkryć też samą siebie, swoje wady, zalety, gusta, fobie... wszystko. Nie oznaczało to jednak, że bała się wracać do przeszłości. - No dobra, tylko się nie śmiej - wzięła jeszcze łyczek dla kurażu i przypomniała sobie, gdzie skończyła. - No to ten... zamieszkaliśmy razem, mimo, że to nie po bożemu, więc babcia nie była zadowolona... nie śmiej się, Gabe, obiecałeś - wypomniała mu, ale sama się z tego śmiała. Złapała już pewien dystans. - No, ale robiłam co mogłam by odwlec w czasie ten ślub. Bałam się jednak tego, że wszyscy ode mnie oczekują jakiś działań, bo wiesz, w moim wieku zgodnie z założeniami rodziny powinnam mieć już przynajmniej dwójkę dzieci, co jest strasznie głupie, bo sama jestem jedynaczką... ale no, zdałam sobie sprawę, że ugrzęzłam, jestem w punkcie, w którym nie chcę być i to się nie zmieni. To głupie, ale... Martin był naprawdę dobry, nadal jest, ale... nie czułam do niego tego, co kobieta powinna czuć do mężczyzny... a przynajmniej tak mi się wydaje, że powinnam czuć jakiś pociąg, fascynację na myśl, że spędzę z nim resztę życia... a mnie raczej to przerażało. Nie miałam długo nikogo z kim mogłabym porozmawiać, ale w odpowiednim momencie zjawił się Fitz - uniosła kącik ust, bo jednak to przez słowa męża swojej kuzynki uwierzyła bardziej w słuszność swoich wyborów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ta sympatia była bez wątpienia obustronna, nawet jeśli pojawiła się nazbyt prędko — nie bez powodu najtrwalsze przyjaźnie buduje się przez długie lata. Hargrove był jednak pewien, że jeśli tylko Mari pozostanie w Seattle na dłużej, uda im się tę znajomość skutecznie utrwalić. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka dość mocno się różnili od siebie, tych podobieństw można było odnaleźć dużo więcej. Chociaż i tak głównym spoiwem miała być słabość do braci Wainwright, hehe.
— W żadnym razie — odparł jak najbardziej szczerze, wsłuchując się w każde słowo z należytą uwagą. I sporym zaciekawieniem, nadal, bo ten obcy świat, tak prosty i według niej nudny, zdawał się mu niezwykle kuszący. — W zasadzie… Wiesz, jeśli za jakiś czas postanowisz odwiedzić swoją rodzinę, chętnie wybiorę się razem z tobą. Jeśli będziesz mieć oczywiście ochotę na moje towarzystwo — zaoferował się z uśmiechem, mając nadzieję, że nie zostanie to przez nią źle odebrane. Bądź co bądź po prostu chodziło o takie małe, wesołe wakacje, a skoro miałby Mari przy sobie, to pewnie oboje bawiliby się dość dobrze. Jako przyjaciele, oczywiście. Miał nadzieję, że jest to dość jasne. — Co w takim razie było twoją rzeczą? Bo chyba nie szydełkowanie czy picie? — dopytał zaraz, bo skoro wspomniała, że każdy popada tam w pewną rutynę, to pewnie i ona uległa tego typu monotonii. — Pewnie jeszcze tego pożałujesz — zaśmiał się, bo jednak na pewno miała jakieś swoje preferencje, prawda? A on dość krytycznie podchodził do gotowania i gdy już zmuszony był się postarać, stawiał na naprawdę przedziwne potrawy. Podejrzewał jednak, że Marianne tak bardzo zachwycając się wszystkim w Seattle, mogłaby te jego starania dość szczerze docenić. Przysunął się zaraz potem bliżej niej, dość niezobowiązująco, ot tak, po prostu. — Mogłaś wybrać coś dużo gorszego, skoro jasnym było, że wygrasz — zaśmiał się, wskazując jej telewizor — wybrana przez nią drużyna zdobywała punkt za punktem, a wierni fani TB nie kryli już wszechobecnej euforii. Również część gości baru zdawała się niezwykle pobudzona, przygotowując się do nadciągającego świętowania. Uśmiechnął się po chwili, dość szeroko, chcąc wtrącić jakąś uwagę, ale powstrzymał się mimo wszystko. I nie zaśmiał się wcale, nawet jeśli niektóre fragmenty tej opowieści były niezwykle zabawne. — Dlatego życie w dużym mieście jest mimo wszystko lepsze — stwierdził wzdychając, bo trochę ciężko było mu uwierzyć w tę presję, którą Mari otrzymywała od rodziny i znajomych. Co prawda Gabe także ulegał tego typu manipulacjom, ale przebiegały one w inny sposób. I w jego przypadku chodziło bardziej o pieniądze i możliwe układy, a nie o to, co ludzie powiedzą czy pomyślą. — Czyli to dzięki niemu te zaręczyny zerwałaś, tak? — zapytał głupio, skoro było to dość jasne. I pamiętał z ich pierwszej rozmowy, że Fitz pomógł jej w ważnej sprawie, a mimo to niekomfortowo się poczuł, gdy padło jego imię. Oczywiście jednak, że to on musiał być bohaterem tej opowieści.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie miała jakiś większych problemów z tym, aby dogadać się z innymi. Jak każdy człowiek, miała swoje tajemnice, ale nie budowała niepotrzebnych murów dookoła siebie. Do gadatliwych też można ją było z łatwością zaliczyć, więc tym bardziej ulżyło jej, gdy Gabe dał jej do zrozumienia, że wcale mu to nie przeszkadza.
- Serio? - nie potrafiła ukryć zaskoczenia tym, że ktoś taki, jak Gabe chciałby odwiedzić jej rodzinną dziurę. Przez to jej pytanie mogło wydać się niezrozumiałe, to też szybko zdecydowała się zreflektować. - Ja bardzo chętnie! Tylko wiesz... trochę jednak wstyd, moja rodzina nie ma za ładnego domu - zaśmiała się, by jak najlepiej zniwelować z tej niełatwej kwestii możliwość jakiegoś tragizmu. Nie chciała wpędzić go w zakłopotanie, ani też żalić się, że jej rodzina była, co by nie powiedzieć, biedna. Mimo to zrobiło jej się naprawdę miło i też... no była jednak tylko prostą, młodą kobietą, której właśnie przystojny, inteligentny i czarujący mężczyzna powiedział, że chciałby z nią pojechać w jej rodzinne strony. Także tak, serce zabiło jej szybciej, nawet jeśli przez to sama była sobą zażenowana, bo nadal powtarzała sobie, że Hargrove po prostu chce być miły. - Chyba to było moim problemem... nie potrafiłam tam znaleźć swojej rzeczy - wzruszyła ramionami, uśmiechając się nieco nieobecnie, jakby wróciła myślami do wspomnień z przeszłości. - Zawsze próbowałam tam szukać czegoś, czego nigdy tam nie było... więc żyłam marzeniami o czymś więcej, ale potem przyznaję... na jakiś czas zachłysnęłam się związkiem i wiarą w to, że nic lepszego w życiu mnie nie spotka - kolejny chichot, ale nieco mniej przepełniony optymizmem. Z perspektywy czasu uważała siebie za idiotkę. No, ale to nie było teraz najistotniejsze. Za dobrze bawiła się przy swoim szefie, by rozwodzić się i dołować myślami o Martinie. On został w Asotin, ona była tutaj, więc mogła to wszystko uznać za zamknięty już rozdział, a przynajmniej tak w tamtej chwili sądziła. - Nie otruj mnie, a będzie super - skomentowała jego słowa, szczerząc się już wesoło, bez potrzeby wymuszania tego gestu. Zaskoczyło ją też to, że się przybliżył, ale było to raczej przyjemne spostrzeżenie, pomyślała, że czuje się w jej towarzystwie swobodnie, więc sama też rozluźniła się jeszcze bardziej i upiła nieco piwa, po czym kierując spojrzenie za jego gestem, wlepiła wzrok w ekran telewizora. Faktycznie wskazana przez nią drużyna wygrywała, więc miała jeszcze więcej powodów do radości. - Hmm... czyli ty byś mnie bardziej wrobił? Gdybym przegrała? - zapytała, przechylając głowę w jego kierunku, przez co ta na moment znajdowała się naprawdę blisko Gabe'a. Znów zrobiło jej się więc nieco inaczej, ale bez przesady, nie była nachalną panienką ze wsi, to też spróbowała pokazać po sobie, że nie widziała w tym niczego znaczącego i wyprostowała się zaraz nieco bardziej, by tak na nim nie wisieć. Znów ukryła twarz w kuflu z piwem, by w myślach upomnieć siebie za zbyt dużą swobodę, ale też co tu dużo mówić, w jego towarzystwie nie potrafiła być zbyt zachowawcza. Znali się niedługo, a mimo to Marianne miała wrażenie, że ich znajomość trwa już lata. Pokiwała tylko głową na wzmiankę o życiu w dużych miastach, bo z tym się zgadzała, a potem dość entuzjastycznie przyjęła pytanie o Fitza. W końcu dla niej ten temat był dość neutralny. - Tak - potwierdziła. - To znaczy... nie powiedział mi wprost, że mam to zrobić, ale imponował mi, gdy przyjeżdżał czasem z Rae, patrzyłam na niego trochę, jak na mężczyznę idealnego, kiedy dookoła mnie byli... no ludzie innego typu. Dlatego, kiedy dał mi do zrozumienia, że lepiej coś skończyć, niż trwać w tym na siłę... no wiesz, pierwszy raz dostałam taką radę, chyba bardzo jej wtedy potrzebowałam - uniosła nieśmiało kąciki ust do góry. Nie mogła wtedy przewidzieć, że Fitz mówi o swoim małżeństwie. Nie była tak przenikliwa, jakby tego chciała niestety, ale mimo to bardzo ceniła sobie opinię Wainwrighta, nawet pomimo ich niełatwej sytuacji z Rae.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przywykłszy do innych kobiet, dość chłodnych i wyrachowanych, doświadczał dzięki Marianne miłej odmiany. Z całą pewnością najbardziej doceniał jej skromność i bezinteresowność; mimo wszystko środowisko, w którym się obracał, cechowane było raczej zgubnymi wartościami. I nawet jeśli sam przywykł do posiadania pokaźnych kwot na koncie, tak nie uważał wcale, że pieniądze są wyznacznikiem czegokolwiek. — Przecież to nie ma znaczenia — powiedział przyjaźnie, zastanawiając się jednak, jak bardzo jej słowa przekładają się na rzeczywistość. Czy mieszkali w domu podobnym do tych z masajskiej wioski, a więc lepionym z bali i krowich odchodów? Gabe nie był krytyczny, na chwilę na pewno i tak by z chęcią ich tam odwiedził. A potem, na noc, wynająłby sobie po prostu pokój w jakimś moteliku czy pensjonacie, jeśli w Asotin wiedzieli w ogóle, co to takiego. W najgorszym przypadku wynajmą przecież kamper i Mari będzie mogła z nim tam nocować, byłaby to taka przyjemniejsza wersja biwaku. — I rodzina pewnie ma ci za złe, że tu przyjechałaś, co? — spytał, bo bezpośrednio o tej sprawie nie dyskutowali jeszcze, a było to mimo wszystko ważne. Nawet jeśli człowiek stara się odciąć od krewnych, tak tego typu pretensje potrafią skutecznie odbierać chęci do czegokolwiek — była to sprawa, którą Hargrove rozumiał doskonale. Marianne mogła odnaleźć w nim więc spore wsparcie, jeśli to wszystko zaczęłoby ją przerastać. I on sam zapewne by na tym skorzystał, bo jak dotąd, nikt nie potrafił zrozumieć tych jego pretensji do swojej rodziny. — Masz już w takim razie plany na to, co teraz? Czy dajesz sobie czas na znalezienie tej jednej rzeczy? — spytał dość neutralnie, jako że nie uważał wcale, że powinna się z tym śpieszyć. Skoro miała pracę i dach nad głową, to mogła przecież pozwolić sobie na pewną formę beztroski. Była młoda, miała więc dużo czasu na odnalezienie pasji w czymś konkretnym. Prawda? — Oczywiście, że tak. Ale nie będę zdradzać swoich niecnych planów, wykorzystam je przy następnym zakładzie — przyznał, uśmiechając się złośliwie. Sam także napił się piwa, myśląc raczej o tym, jakie to szczęście go spotkało, skoro zesłało na jego drogę Marysię. Nie zdawał sobie wcześniej sprawy z tego, że mocno potrzebuje w życiu tak pozytywnych, przemiłych osób. — Dobrze, że go posłuchałaś — stwierdził jedynie, pomijając już zupełnie niepotrzebne wtrącenia, wedle których przyznałby, jaki Fitz jest wspaniały. Zamiast tego skupił się na piwie i meczu, wskazując Mari, że jej drużyna ma sporą przewagę, a do końcowego gwizdka została już tylko minuta. — Możesz już świętować — rzucił półgłosem, więc mogła tego nie usłyszeć, bo w barze zrobiło się niesamowicie głośno i wesoło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie posądzała Gabe'a o to, że miałby źle ją ocenić na podstawie tego, w jakich warunkach mieszkała, ale mimo to był w niej pewnego rodzaju wstyd, że nie mogłaby ugościć go po królewsku. Może i warunki nie były tragiczne, ale raczej widać było, ze jej rodzinie brakowało pieniędzy, a dodatkowo od czasu wypadku, jej ojcu brakowało też chęci, żeby cokolwiek w domu naprawić i tak wiele uszkodzeń po prostu zostawało w takim stanie, w jakim było, wpisując się na dobre w resztę wyposażenia. Poza tym jak przystało na ludzi prostych, lecz gościnnych, na pewno chcieliby zatrzymać u siebie Hargrove'a jak najdłużej, ale też na ten moment nie musieli się tym martwić.
- I to jeszcze jak! - zaśmiała się w odpowiedzi na jego pytanie. - Na początku w ogóle nie chcieli słuchać o żadnym mieście... teraz jest niby lepiej, bo jednak mam pracę - przyznała bez zawahania, chociaż może nie powinna pozwalać sobie na mówienie o tych tematach właśnie z szefem. Gdyby na przykład chciał ją zwolnić, to teraz byłoby mu niezręcznie, ale no... Mari była jednak dość prostolinijną kobietą, która często nie wybiegała myślami aż tak w przód. - Póki co chciałabym nieco zaoszczędzić, a potem pomyśleć o jakimś kursie zawodowym, bo jednak... no nie łudzę się, że pójdę na studia - wyszczerzyła się wesoło, by nie brzmiało to jakoś żałośnie, a przynajmniej, żeby Gabe sobie nie pomyślał, że Chambers ma z tą kwestią jakiś problem. Miała zbyt dobry humor, by dołować się takimi sprawami, nawet gdyby nie wygrała zakładu, to pewnie uśmiech nie schodziłby z jej twarzy. - O! To muszę pamiętać, że ten dzisiejszy zakład powinien zostać naszym ostatnim - aż podskoczyła, ale naturalnie tylko sobie żartowała. Nie ma też co ukrywać, całkiem zaintrygowało ją to, co mógł knuć Gabe. Generalnie on sam w sobie wydawał się dla Mari niezwykle interesującą osobą. - Tak, też mnie to cieszy - pokiwała jeszcze głową, bo rzeczywiście, dobrze w odpowiednim czasie spotkać na swojej drodze takiego Fitza, który poratuje dobrą radą. Rozumiała jednak, że dla jej szefa rozmawianie o mężu Rae może być nieco niezręczne z uwagi na sprawy służbowe, więc sama tego nie ciągnęła, tym bardziej, że zaraz zrobiło się wesoło i mecz zbliżał się ku końcowi. Mari przełknęła szybko łyka piwa i dołączyła do ogólnego entuzjazmu, pozwalając sobie nawet na to, by wraz z resztą wyklaskiwać jakiś rytm, aż w końcu ogłosili sygnał końca meczu i wszystko stało się jasne. - Taaak! Wygrałam! - podskoczyła, obracając się w stronę Gabe'a i tak jak wielu ludzi dookoła, tak i ona pozwoliła sobie na to, by objąć mężczyznę w przypływie entuzjazmu. No bo była tego typu człowiekiem, tak? Bardzo ekspresyjnym, to też nawet nie zauważyła, że zrobiła coś nie tak i odsunęła się po chwili, sięgając po piwo. - Nie mogę się doczekać tego, co ugotujesz - zaśmiała się promiennie, pozwalając sobie na kolejny łyk napoju, dopiero teraz, już po tym czasie zastanawiając się, czy nie przesadziła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo wszystko nie zasługiwałby nawet na tego typu traktowanie. Zdawał sobie sprawę z tego, że wobec pełnionych funkcji w kancelarii mogą mieć problemy z utrzymaniem swobodnej przyjaźni, ale mocno liczył na to, że z czasem się to zmieni. Że Marianne przestanie zachowywać się powściągliwie, tylko dlatego, że był jej szefem. Miał już na pęczki podobnych relacji i naprawdę nie chciał, by i tym razem ukształtowało się to w ten sam nieprzyjemny sposób. Wiedział jednak, że wystarczy po prostu wykonać pierwszy krok — otwierając się przed nią, wpuszczając do swojego życia, dzieląc wszelkimi sekretami i zmartwieniami, mógł zyskać najlepszego życiowego sojusznika, prawda? Jej rodzinę na pewno też by polubił, nawet jeśli tak różni byli od ludzi, do których przywykł. A zważając na to, jak zachowywali się jego rodzice, jak wstrętnymi ludźmi byli, pewnie pozazdrościłby Mari życia, przed którym teraz uciekła.
— Masz jeszcze jakieś rodzeństwo? — spytał, uznając, że w takim przypadku pewnie łatwiej było przełknąć tę jej ucieczkę do dużego miasta. Jeśli jednak Marysia była jedynaczką, można rzec, że rozumiał nawet te ich obawy i pretensje, bo to chyba po prostu domena typowych, troskliwych rodziców. — No, póki mnie nie wyrzucą, twoja posada jest jak najbardziej bezpieczna. I oszczędzanie to bardzo dobry pomysł — przyznał, tą drugą uwagą ukrywając tę pierwszą. Nie, Gabe nie obawiał się zwolnienia. Zbyt wiele sukcesów miał na koncie, zbyt wiele dla kancelarii poświęcał, by zamartwiać się o swoją posadę. Tyle że był realistą, wobec czego podejrzewał, że jeśli nie rozwiąże w odpowiedni sposób sprawy z Fitzem, może w finale faktycznie zostać zmuszony do odejścia. Nie urodził się przecież wczoraj i wiedział doskonale, jak firmy radzą sobie z pewnymi komplikacjami, które niszczą ich dobry wizerunek. — Powinnaś być odważniejsza, Chambers. Nie ciekawi cię ani trochę to, jak potoczyłby się nasz kolejny zakład? — spytał prowokacyjnie, wbijając w nią spojrzenie. Może trochę faktycznie ją podrywał. Była ładna, była w jego typie i pewnie gdy nie to fatalne zauroczenie, pozwoliłby sobie na coś, czego potem by żałował. Troszkę. Pozwolił jej na całe to szaleństwo wobec wygranej, ciesząc się, że tak niewielka sprawa pozytywnie na nią wpłynęła. — Chodź, postawię ci drinka, lepszego niż to piwo — zaproponował, chwytając ją od razu za dłoń i ciągnąć w stronę baru. Przeciskać się musieli pewnie mocno pomiędzy świętującymi, nazbyt głośnymi klientami, ale Gabe trzymał ją cały czas blisko siebie, by nawet na moment nie zostali rozdzieleni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała zaraz głową na boki, chociaż wiedziała, że dla większości osób obraz rodziny z małych mieścin, to właśnie takie wielodzietne.
- Jestem jedynaczką... w sumie nie wiem dlaczego - przyznała, dodając te kilka słów najpewniej całkowicie niepotrzebnie. Uśmiechnęła się też szeroko, wdzięczna za to, że Gabe jest taki pewny co do tego, że sam z siebie Mari nie zwolni. Nie skomentowała tego w żaden sposób, nie chcąc, aby czuł się niezręcznie z tym, że rozmawiają na takie tematy. W jego towarzystwie była naprawdę rozluźniona, ale chyba nadal czuła potrzebę przypominania sobie, że to jej szef i nie powinna przesadzać... a przynajmniej w tym jednym momencie tak jeszcze uważała, bo zaraz słysząc to, o czym mówił, aż prychnęła, chociaż bardziej w żartobliwym, niż pretensjonalnym tonie. - Sugerujesz, że jestem tchórzem? No dobra, panie Hargrove, po prostu chciałam ci oszczędzić kolejnych przegranych - wyszczerzyła się niby cwaniacko, ale zaraz zaśmiała raczej serdecznie, kręcąc przy tym głową na boki. Dobrze bawiła się w jego towarzystwie, chyba nawet za dobrze. Może nawet pomyślała sobie, przelotnie, ale jednak, że to wielka szkoda, że jest jej szefem... ale z drugiej strony, czy to jest jakaś przeszkoda? Czy to jest zabronione? Była gdzieś jakaś zasada mówiąca, że nie powinna przekraczać pewnych barier? Może gdyby lepiej znała się na prawie, nieco więcej wiedziałaby o takich zasadach. No cóż, nie była perfekcyjna asystentką adwokata Gabe'a, ale mogła być przynajmniej jego perfekcyjną towarzyszką w piciu i zabawie. - No dobra! - skoro proponował, to kim ona była, aby odmawiać. Zaskoczyło ją tez to, jak pewnie złapał ją za rękę, ale... szybko doszło do niej, że podoba jej się taka forma bliskości. Też to, że dzięki niemu z łatwością przeciskali się przez tłum, to jak przyjemnie pachniał, jak ładnie jego niebieskie oczy prezentowały się z tej bliskości, w nieco przymglonym świetle przepełniającym bar. - Co? Mówiłeś coś? - odpłynęła na moment, nawet nie wiedząc, kiedy dotarli już do baru. To pewnie przez alkohol, przez niego też zrobiło jej się tak gorąco i dostała wypieków. - Musisz mi wybrać coś dobrego - nie, że musiał, ale tak jej się powiedziało... nieco wolniej, spokojniej, niż zwykle. Mogłaby w sumie się odsunąć, tym bardziej, że widziała, jak ktoś obok zbliża się do baru, ale zamiast tego wybrała inną opcję, przysuwając się jeszcze trochę. Niby miała ku temu powód, ale no... skłamałaby mówiąc, że inaczej się tego nie dało rozwiązać. - Strasznie tu tłoczno - zauważyła, unosząc na niego spojrzenie. Był naprawdę blisko, a jej zaś serce zaczęło pompować krew szybciej, niż powinno. W głowie też miała myśli, których być tam nie powinno, ale ocucił ja nieco dźwięk szklanek głośno kładzionych obok nich przez barmana. Aż podskoczyła, ale to dobrze, bo jeszcze zrobiłaby coś durnego.... chociaż co się odwlecze...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I znów zaśmiał się pogodnie na jej słowa. Było to dość przyjemne — śmiać się bez przerwy, rozmawiać szczerze, bez ukrywania czegokolwiek, z pełną swobodą. Po raz pierwszy od dawna naprawdę dobrze się bawił i odpoczywał od przykrych aspektów codzienności. — W takim razie powinniśmy jeszcze dzisiaj podjąć się kolejnego zakładu — rzucił prowokacyjnie, posyłając jej przy tym złośliwy uśmiech. — Poza tym to jest wygrana z litości, na dobry początek — dodał nieco ciszej, nachylając się przy tym, by na pewno zrozumiała każde słowo. Zdecydowanie łamał dziś granice bliskości, zdecydowanie też przesadzał, pod pewnym względem; powinien domyślić się, że może jej dość mocno namieszać w głowie. Tylko że naprawdę ciężko było odnaleźć balans w tym wszystkim, jak i przewidzieć, które ruchy są dozwolone, a który nazbyt nachalne. Gabe po prostu dobrze się bawił, więc czy naprawdę popełniał tym samym jakąś gafę? Czy robił coś niedozwolonego? Nie zastanawiał się nad tym wcale, gdy ściskał jej dłoń i nie pozwalał się oddalić. Nie myślał o konsekwencjach, gdy posyłał jej uśmiechy i wywracał oczyma zawsze wtedy, gdy inni klienci lawirujący pomiędzy nimi robili lub mówili coś głupiego. — Pytałem na co masz ochotę — odpowiedział nieco głośniej, bo wrzawa panująca w barze zdawała się wciąż rosnąć w sile. Zgodnie z jej kolejnym poleceniem poprosił jednak o jakieś dwa mocne trunki z najwyższej półki, a czekając na nie, ułożył na jej plecach dłoń. Niby nic takiego. Chciał mieć pewność, że nikt ich nie rozdzieli, że żaden pijany pan nie postanowi jej porwać i że ona sama nie ucieknie nagle bez słowa. Nie zwrócił tym samym najmniejszej uwagi na to, że znaleźli się nagle tak blisko siebie, bo przecież to warunki tu panujące ich do tego zmusiły. Nic więcej. — Czas się ewakuować — potwierdził, rozglądając się dookoła. A potem zauważył te jej duże oczy, tak pięknie się w niego wpatrujące i uśmiechnął się trochę inaczej, niż dotąd i sam także ocknął się dopiero przez te kieliszki, które pojawiły się przed nimi. — Pij — powiedział prędko, wciskając w jej dłoń szkło z alkoholem. Sam także się napił, jednym łykiem opróżniając całą zawartość szklanki. Wciąż się jej przy tym przyglądał, nieco ją prowokując. Było to głupie i niedojrzałe, ale to chyba faktycznie ten upał i alkohol, nastrój tego wieczoru, zwykła ciekawość. No i ten typowy, nieznośny i nieustępujący mętlik w głowie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ten wieczór, był jak kwintesencja tego, o czym Marianne marzyła, wyobrażając sobie swoją przygodę w większym mieście. Była w barze, jakich w Asotin nie dało się uświadczyć, dookoła było głośno, ale w przyjemnym tego słowa znaczeniu, ludzie śmiali się, tym samym przyczyniając do tego, że i ona nie potrafiła przestać tego robić, a jakby tego było mało, to obok niej znajdował się przystojny, zabawny i sympatyczny mężczyzna, którego już teraz, wiedziała na pewno, nigdy nie będzie miała dość. Zachłysnęła się być może tą znajomością, może gdyby nie była ona jej pierwszą, tak intensywną szansą na poznanie kogoś nowego, podchodziłaby do tego racjonalniej, ale teraz było już za późno, by się nad tym zastanawiać.
- Taki jesteś cwany? Zobaczymy jak trudno pokonać Seattle – prychnęła, jakoś tak naturalnie zwracając się do niego nazwą tego miasta. Oczywiście wszystko to dalej było zawarte w żartobliwym tonie, chociaż nie było co ukrywać, podobały jej się takie przepychanki słowne. Może gdyby było ich więcej, nie wpadałaby tak łatwo w stan rozkojarzenia. Pokiwała tylko głową, nie wiedząc, jak powinna jego słowa o ewakuacji rozumieć, ale kiedy patrzył na nią w taki sposób, z tym uśmiechem, jakiego jeszcze nie doświadczyła, byłaby gotowa ewakuować się z nim gdziekolwiek, co najpewniej nie świadczyło o niej zbyt dobrze. Zaschło jej w gardle, więc objęła pewniej wsunięte jej w dłoń szkło, chociaż nim wypiła, obserwowała przez chwilę, z jaką prędkością on opróżnia kieliszek. Znów przez to wszystko w jej głowie zaczęły gromadzić się jakieś niepoprawne myśli, a chcąc je uciszyć, odchyliła szkło, podobnie jak on wypijając zawartość na raz. Nieszczególnie ta strategia pomogła, z resztą jego spojrzenie też nie pomagało. Kompletnie nie przejmowała się otoczeniem, niczym w zasadzie, nawet nie patrzyła jak odkładała kieliszek, więc równie dobrze mógłby on rąbnąć o ziemię, a Chambers pewnie by nie zauważyła. - Gabe – rzuciła, ale całkowicie zbędnie, sama nie wiedziała po co, w zasadzie nie była pewna, czy zrobiła to faktycznie, czy jej się wydawało. Myślami była już gdzieś dalej, kierowana alkoholem, który dodawał jej animuszu. Poza tym była w tym mieście trochę samotna, a on… on był tak blisko i patrzył na nią w taki sposób. Jak miała się temu oprzeć? Nie potrafiła, dlatego też nie zastanawiając się za długo, ułożyła ręce na jego ramionach, stając na palcach, jeszcze chwilę patrzyła mu w oczy, a potem własne przymknęła, poddając się temu, na co po prostu miała ochotę. Rzadko kiedy w życiu sobie na takie zachowanie pozwalała, ale nie chciała żałować. Pocałowała go nieco niepewnie, dopiero po chwili zyskując na animuszu i czerpiąc z tego niemałą przyjemność. Nie wiedziała ile dokładnie to trwało, bo dla niej na kilka chwil czas się zatrzymał i dopiero gdy jej usta przestały dotykać jego własnych, dotarło do niej, co dokładnie zrobiła. - To taka… nagroda pocieszenia – wyjaśniła, czując, że powinna się jakoś wytłumaczyć. Może nie było to rozsądne, ale skłamałaby mówiąc, że jej się to nie podobało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och jak łatwo byłoby się teraz zapomnieć, zatracić w tej chwili i udać potem, że bezmyślność po raz kolejny zdominowała jego życie. Tłumaczyć się i jej i sobie, wzbraniać przed deklaracjami, a może znów tak nieprzyzwoicie postąpić i pobawić się przez moment jakąś namiastką związku, który z góry skazany byłby na niepowodzenie. Bo to wcale nie tak, że Gabe kobietami nie interesował się w ogóle. Ba! Pewien był, że pewnie gdzieś żyła taka, którą mógłby szczerze i na zawsze pokochać, bez żadnych przy tym wątpliwości. Poza tym wiele z nich było już w jego życiu obecnych, tyle że żadnej nie potrafił zatrzymać przy sobie na dłużej. No a teraz… Po prostu było inaczej, bo Hargrove po raz pierwszy poddawał się prawdziwemu zauroczeniu. A w nim, może samej jego koncepcji, pociągało go wszystko, począwszy od narzuconemu odgórnie niepowodzeniu — bo po prostu mierzył się z czymś nierealnym. Marianne za to była jak najbardziej realna. Tak więc owszem, łatwo byłoby się zapomnieć, ulec jej urodzie, odpowiedzieć tym samym zainteresowaniem, zaprosić do siebie i potem jakoś rozwiązywać wynikłe wobec tego zbliżenia problemy, które umówmy się, nie miałyby wcale poważnej wagi. Odpowiadał jej więc szczerymi uśmiechami, pozwalał sobie na zbyt śmiałe gesty i uważnie obserwował jej ruchy, prowadzące do jednego tylko zdarzenia. Do dłoni błądzącej po jej plecach dołączyła więc kolejna, by przybliżyć ją do siebie; jedna zakotwiczona została ostatecznie w pasie, a druga powędrowała na kark, by ten pocałunek umocnić w sile. I może początkowo coś poczuł, bo pewnie zawsze jest tak, gdy poznaje się kształt nowych ust, ale im dłużej trwał, tym bardziej Gabe czuł wzrastającą w nim obojętność. A w głowie, ku żałości, była wciąż tylko jedna osoba. Tak, było to naprawdę uwłaczające doznanie — zakochać się w kimś, kto nigdy tego nie odwzajemni. Ba, w kimś, kto nie doceni nawet tych jego starań, kto nie poświęca jego osobie żadnych myśli, a jeśli już, to wyłącznie nieżyczliwe. Nawet jednak z tą świadomością Gabe nie potrafił poddać się chwili, czując się tak, jakby robił coś złego, bliskiego zdradzie (tak, żałosne niesłychanie), dlatego wykonał niewielki krok w tył i gdy Mari także się odsunęła, nie pozwolił już sobie na uśmiech. — Przepraszam, to było głupie — wymamrotał jedynie, rzucając tym samym kilka banknotów na blat baru, po czym obdarzył dziewczynę przelotnym spojrzeniem. — Idziemy? — spytał, ale bez oczekiwania na odpowiedź, ruszył do wyjścia. Tym razem nie martwiąc się już o to, czy trzyma się blisko niego — nienawiść do siebie dość mocno go teraz paraliżowała. Dopiero zderzając się z mroźnym, szczypiącym skórę powietrzem był w stanie odetchnąć i upomnieć się za to, że to nie wina Marianne, że nie zrobiła nic złego, i że wobec tego nie ma prawa traktować jej nagle tak oschle. — Przepraszam Mari, serio, to nie powinno… To znaczy, chodzi o to, że tak jakby jest ktoś inny i… — tak ciężko było do pewnych rzeczy przyznać się na głos, pewne zaakceptować, innym stawić czoła. — To nic poważnego, tylko że… — próbował z tego wybrnąć, ale ciężko było zasłaniać się uczuciami do kogoś, kto o ich istnieniu nie miał najmniejszego pojęcia. — No i to facet — wyrzucił z siebie na wydechu, unikając jej spojrzenia, bo naprawdę głupio wyszło, a on wiedział, że do tego prowadzi ta jego zabawa. A nie chciał wcale, by tym samym przekreśliła się ich naradzająca się przyjaźń, na której mocno mu zależało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba nie ma lepszego zakończenia spotkania, które nieśmiało Mari określała mianem randki, od udanego, odwzajemnionego pocałunku. Właśnie takim ten wydawał się dla Chambers. W końcu dokładnie czuła to, jak jego dłonie przesuwają się po jej ciele, jak sam dbał o to, by byli jeszcze bliżej siebie, jak nie pozostawał bierny. Może i nie miała wielkiego doświadczenia w takich sprawach, ale wierzyła przez kilka w jej odczuciu długich chwil, że to co robią ma sens, być może nawet jakąś przyszłość, cokolwiek w ten deseń... ale tak szybko, jak pojawiła się ta nadzieja, tak szybko Gabe ją rozwiał. W życiu jej uczucia nie zostały odrzucone, co może oznaczać, że była szczęściarą, ale w praktyce znaczyło to tyle, że całe jej doświadczenie w związkach i relacjach tym podobnych wypełniał jeden mężczyzna. Bolało więc w sposób, jaki trudno było jej pojąć. To, jak przeprosił, jak słowem głupie umniejszył akt, który ona dla równowagi - gloryfikowała w głowie. No i było w tym wiele bezmyślności, bo sporo też od siebie dodała w przeciągu kilku sekund. Wcześniej nazwałaby to, co do niego czuła, sporą sympatią, fascynacją, może zauroczeniem, ale w chwili, w której ich usta trwały w pocałunku, dołożyła od siebie jeszcze więcej emocji... była naiwna, może też nazbyt kochliwa, czego jej dotychczasowe życie nie zdążyło zweryfikować. No, a Gabe był miły, opiekuńczy, przyjazny... był, jak pakiet premium dla kobiety, która dopiero co zakończyła poważną relację. A przynajmniej tak jej się wydawało do momentu, w którym abonament boleśnie nie wygasł, pozostawiając widok męskich pleców odsuwających się coraz dalej, między tłumem. Potrzebowała więc kilku chwili, by zrozumieć, że powinna za nim ruszyć. Zrobiła to, nadal oszołomiona, przez co nawet w swoim pozytywnym nastawieniu nie potrafiła przywołać uśmiechu, mimo, że ten by się przydał. Chciała pokazać, że to nic, że to drobnostka, że wcale nie czuje się, jak skończona idiotka. No, ale czuła się i sądziła, że żadne słowa ze strony mężczyzny tego nie zmienią. Dobrze więc, że Marianne rzadko kiedy miewa rację.
- Och... to... co ty... nie przepra... - próbowała się wtrącić. No tak. Wiadomo, że jest inna. W końcu spójrzcie na niego. Jakim cudem nie miałoby być innej? Poprawiła okulary na nosie, formując w głowie jakąś sensowną wypowiedź. - Nie no, kumam... normalna akcja, to wiesz... to był ten... nic... - machała przy tym dłońmi, wskazując to na niego, to na bar, z którego wyszli, to na siebie, robiąc jakieś młynki i inne kombinacje. Słowem, tak zaaferowana była swoim słowotokiem, że prawie umknęło jej to, na czym Gabe zakończył. Kiedy jednak to jedno słowo wyświetliło się w jej głowie, zamarła na kilka chwil, z dłońmi zawieszonymi nadal w powietrzu i lekko rozchylonymi ustami. Trwało to zbyt długo, by pozostać niezauważonym przez nią samą, co niejako pozwoliło się ocknąć. - Aaaaaaahhaaa... - dodała na wydechu, praktycznie pozbawiając się zapasu tlenu w płucach, więc ten zaraz uzupełniła z głośnym świstem, a wraz z nim, poczuła jakąś... niewysłowioną ulgę. Do tego stopnia poprawiającą jej humor, że nie wiedzieć kiedy szczery, tak charakterystyczny uśmiech wrócił na jej twarz. - O jezu, czyli nic ze mną nie jest nie tak? - złapała się za serce, rzucając to pytanie w eter, tylko po to, by zaraz zachichotać i znów spojrzeć na Gabe'a, mimo, że on unikał jej spojrzenia. - W takim razie chyba ja powinnam ciebie przepraszać. Nigdy bym nie powiedziała, że no... - nie wiedziała do końca, jak ubrać to w słowa. - Wolisz mężczyzn. Mogłam zapytać, a nie tak ciebie atakować - zaśmiała się nieco niezdarnie, jednak nadal było jej głupio. - Ale między nami wszystko, ok? - to było najważniejszą teraz kwestią. Też na ten moment nie wiedziała jeszcze, jakim zaufaniem Gabe ją obdarzył.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Bar”