WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://1859oregonmagazine.com/wp-conte ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1.
Wodził wzrokiem po dobrze znaym mu wnętrzu lokalu, który zza barowej lady miał sposobność oglądać niemalże każdego wieczoru. Z tej perspektywy to miejsce wyglądało o wiele lepiej, niż dla przybysza z zewnątrz. Gdyby on sam szukał jakiegoś azylu, wchodząc tutaj frontowymi drzwiami zapragnąłby raczej natychmiast zawrócić. To było miejsce, którego klimatem był brak klimatu, tutaj ubrania i włosy przechodziły niemalże natychmiast zapachem, który był mieszanką alkoholu i papierosowego dymu, tutaj od tego ostatniego bywało wręcz gęsto i szaro, zwłaszcza gdy gośćmi akurat były podejrzanie wyglądające grupy mężczyzn, oddzieleni od pozostałych gości. Słowem, cała ta otoczka odstraszała pierwszych lepszych przechodni, którzy chcieli wejść do przypadkowego lokalu by ogrzać się w chłodny wieczór albo wypić spokojnie piwo. Gdyby to nie decydowało o jego posadzie tutaj, Theo sam odradzałby takim zbłądzonym wędrowcom, że nie tędy droga i warto zawrócić, nim poczują na własnej skórze, że znaleźli się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie.
Długie blond włosy przykuły jego uwagę od kiedy tylko zauważył kobietę na horyzoncie. Chociaż dzieliło ich wiele kroków, zwęszył podstęp bardzo szybko. W takich chwilach jak ta jego mózg zdawał się pracować na zwiększonych obrotach. Znał ją i wiedział to zanim jeszcze zjawiła się przy barze, najpewniej doskonale już zorientowana, że jej obecność tutaj nie jest dla niego dłużej tajemnicą. Chociaż jej twarz nie była obca, chociaż niemalże fizycznie czuł od niej zapach kłopotów, postanowił zagrać w grę, którą sam sobie ułożył w głowie na poczekaniu, przed paroma sekundami. – Co podać? – Brzmiał tak samo jak gdyby pytał każdej innej osoby siedzącej przy ladzie, kompletnie nie dając po sobie poznać, że trybiki w jego głowie wręcz pędziły, napędzając kolejne procesy myślowe. Co tutaj robiła? Dlaczego przyszła? Czy coś na niego znalazła? Nie obawiał się, ale odczuwał niezdrowe poddenerwowanie. Coś, co w jego pracy towarzyszyło mu już od bardzo dawna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 2 - Praca dawała jej niemałą satysfakcję, szczególnie dlatego, że lubiła obserwować ludzi – wyłapywać niezgodności, dziwne, nietypowe zachowania i rzeczy, które w ostatecznym rozrachunku działały na plus dla klientów kancelarii. Co kilka dni dostawała nowe zlecenia od partnerów lub prawników, po czym poświęcała się im w stu procentach. Dni i noce spędzała zamknięta w metalowej puszce, z aparatem na przednim siedzeniu i ogromnym kubkiem kawy trzymanym w dłoni. Nie miała innych zobowiązań, toteż w pewnym momencie kariery dość mocno udzielił jej się pracoholizm. Być może tak bardzo chciała uciec od bycia swoją matką, że wolała poświęcić najpiękniejsze lata życia na wykonywanie obowiązków zawodowych.
Theodore Beckett od samego początku nie był łatwą osobą do sprawdzenia, co nie oznaczało, że Nora traktowała go jak godnego przeciwnika. Z pewnością miał po prostu dużo szczęścia, a sama była przekonana, że nadejdzie moment, w którym powinie mu się noga. Deptała mężczyźnie po piętach już od jakiegoś czasu i nadal nie znalazła żadnego dowodu, który mógłby pomóc klientowi podczas posiedzenia w sądzie. Sprawa pro bono – nielegalnie wyburzyli dom jego i kilku innych osób, aby w tym samym miejscu wybudować kasyno. To nie pierwsze działania tej grupy przestępczej, której szef zajmował się nieruchomościami i właśnie ten biznes przedstawiał władzom Seattle jako legalny. Ponad dwadzieścia lat temu stali się nieuchwytni i tak pozostało do dziś. Beckett wydawał się być obywatelem idealnym – jadł, pracował, spał, czasem znikał między murami bardziej podejrzanych miejsc, ale przecież tam nie mogła za nim wejść. Teraz, gdy pierwszy raz pojawiła się w Emerald City Bar, domyślała się, że może ją kojarzyć. W pewnym momencie przestała ukrywać się ze swoją obecnością mając nadzieję, że w jakiś sposób go rozkojarzy. Nic bardziej mylnego. Kennedy postanowiła jednak nie przerywać tej gry. Szatyn z biegiem czasu stał się dla niej wyzwaniem, a ona takowych nie odpuszczała.
– Whisky sour – bar nie wyglądał źle. Sylwetki lekarzy z pobliskiego szpitala rzeczywiście niknęły w dymie papierosowym, ale jej to nie przeszkadzało. – Ciężki dzień? – wydawać by się mogło, że jego dłonie delikatnie drżą, toteż kiwnęła w ich stronę głową, aby po chwili przenieść spojrzenie na podejrzanego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dbał o to, by jego reputacja pozostawała niesplamioną bez względu na to, jak było w rzeczywistości i czym się na co dzień parał. Tego zwyczajnie nie dało się znaleźć z taką łatwością z jaką chociażby przyszłoby osobie ciekawskiej zebrać całe naręcze całkiem przychylnych informacji i opinii pod jego adresem. Beckett zwykł trzymać się na uboczu tak bardzo, jak tylko było to wykonalne w jego wydaniu i na ile pozwalała mu praca – obcym prawdopodobnie zdawało się, że jest człowiekiem tak niekonfliktowym jak to w ogóle możliwe, a nawet jeżeli miał jakieś nietuzinkowe poglądy, raczej nie dało się wymienić nawet pojedynczej sytuacji, kiedy by się z nimi eksponował. Zamiast tego świat otrzymywał z jego strony spokój, opanowanie, a nawet życzliwość, chociaż o to ostatnie bywało ciężko w chwilach, kiedy nie mówił zbyt wiele. Słowem, wywiad środowiskowy można było od razu sobie podarować, kiedy się chciało Theo poznać.
Po jego kręgosłupie przebiegł dreszcz kiedy znalazła się blisko i to wcale nie dlatego, że ta sytuacja była czymś, co specjalnie poruszałoby jego strefę komfortu. Oczywiście nie sprawiało mu żadnej radości goszczenie jej tutaj, ale nie obawiał się, że zobaczy coś, czego widzieć nie powinna bądź usłyszy coś, czego wolałby, aby nie słyszała. Wszystko co mogło do niej dolecieć to rozmowy o tym, kto zamyka, a kto otwiera i o której godzinie należało będzie odebrać dostawę, która nawet nie dotyczyła jego samego. Nic takiego mu nie groziło, a przynajmniej tak próbował sobie powtarzać, bo coś mu podpowiadało, że przecież jej obecność tutaj nie mogła być niczym dobrym, a na pewno nie bezpiecznym. – Jak co dzień, powiedziałbym – odparł, unosząc wzrok. Ich spojrzenia natrafiły na siebie przelotnie jeżeli ona też wtedy na niego spoglądała. Wiedział, że musi postarać się bardziej. Kiedy odstawił butelkę z alkoholem, zerknął na nią ponownie. – Ostatnie zmiany bywają ciężkie. – Przeczuwał, że stwierdzeniem oczywistości nie doda sobie ani szczypty wiarygodności w tej sytuacji, ale robił wszystko byle pozostać jak najbardziej naturalnym i swobodnym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaczęła śledzić Theo dopiero wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyła go u boku Calbianiego. Zarówno klient kancelarii, jak i inne, zebrane informacje potwierdzały, że ludzie otaczający przestępcę, prawie nigdy nie byli neutralni w kontekście jego działań. Beckett, choć na pierwszy rzut oka wydawał się być czysty jak łza, musiał mieć coś wspólnego z nielegalnym wyburzeniem domów i prędzej czy później zamierzała do tego dojść. Sąsiedzi klienta zeznali, że młody mężczyzna, szatyn, około metra dziewięćdziesięciu pięciu, przychodził do ich domów i próbował przekupić dużymi kwotami pieniędzy w zamian za oddanie lokum. Opis jak ulał pasował do stojącego przed nią barmana. Musiała się dowiedzieć, w jaki sposób Calbiani zdołał zniszczyć czyiś dobytek życia i nie ponieść za to żadnych konsekwencji. Zresztą, nie były to jego jedyne przewinienia. Być może najlepszym sposobem było finalne wyłożenie kawy na ławę? Nie, jeszcze nie teraz.
– Praca barmana zobowiązuje do nocnego wysłuchiwania bełkotu pijanych klientów, niestety – przysunąwszy do siebie szkło z alkoholem, powoli, nie spuszczając z niego wzroku, upiła łyk. – Chyba, że nie to miałeś na myśliciężkie zmiany mogły oznaczać wiele rzeczy, łącznie z tym, że Nora przykleiła się do niego, jak rzep do psiego ogona i właśnie o to mu chodziło. – Długo tu pracujesz? – zapytała, niby niezobowiązująco. Palcami objęła szklaneczkę i zastukała w nią paznokciami. – Bo przysięgam, że gdzieś cię już widziałam. Choć na pewno nie w tym barze – zmrużyła oczy, niczym drapieżnik podczas polowania, aby ostatecznie cmoknąć triumfalnie. – Wiem! – ironiczny uśmiech przemknął przez twarz blondyny. – Golden Bay Casino – dodała, tym razem czekając już na jego reakcje. W torbie, którą przewiesiła przez barowy stołek z niewielkim oparciem, miała swój telefon, a w nim… Kilkadziesiąt zdjęć Becketta w towarzystwie szefa na terenie kasyna, jak i w innych miejscach. To oczywiście nie wskazywało na złamanie przez niego prawa, ale bezpośrednio powiązywało go z Włochem. Nie wiedziała tylko, jak gadatliwy był Theo. Czy byłaby w stanie zmusić go do zeznawania na rzecz klienta? Podejrzani bywali różni – jedni kłapali jęzorem chcąc ochronić własny tyłek, drudzy pozostawali niezdarci do samego końca, a z nimi już nic nie dało się zrobić. W normalnej sytuacji Kennedy już dawno dałaby mu spokój i szukała informacji gdzie indziej. Na jego nieszczęście, ta sprawa stała się bliska sercu kobiety – sama wychowywała się w złych warunkach, a gdyby ktoś bezprawnie odebrał jej dom… Prawdopodobnie wraz z braćmi i matką wylądowaliby na bruku. Tak samo, jak ludzie zamieszkujący niegdyś Belltown.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

5.

Od dwóch dni Walter był na swoim przymusowym urlopie i od dwóch dni nie miał zielonego pojęcia, co powinien zrobić z tym nadmiarem wolnego czasu. Może powinien znaleźć sobie jakieś nowe hobby? Może nadszedł ten etap w jego życiu, kiedy powinien pójść do wiadomo-jakiego-sklepu, zakupić wędkę, przynętę i inne takie szmery bajery, a następnie zostać fanatykiem wędkarstwa? Prawdopodobnie już po dziesięciu minutach łowienia dostałby ataku padaczki, że żadna rybka się nie nabija na haczyk i w przypływie desperacji jebnąłby tym sprzętem w cholerę. Nie, Walter Rutherford zdecydowanie nie mógłby uchodzić za człowieka cierpliwego; zbyt szybko skakało mu ciśnienie, ogarniała go irytacja no i robił niespodziewanie coś, czego później najczęściej żałował. Chociaż czy naprawdę odczuwał wyrzuty sumienia z powodu zajebania Andersonowi w ryj? Ilekroć się nad tym zastanawiał, no to dochodził do druzgocącego wniosku - otóż nie, wcale nie żałował! Pewnie gdyby mógł cofnąć czas i wiedziałby wtedy, że i tak wyląduje jako zawieszony detektyw, to przyjebałby mu mocniej, tak za wszystkie wspaniałe czasy, kiedy irytował go swoimi idiotycznymi tekstami, a tak właściwie po namyśle - nawet i samą twarzą. Niemniej jednak, przez ten swój zły i niedobry występek nie wiedział za bardzo, co powinien ze sobą zrobić. Dlatego ostatecznie z braku laku zdecydował się na wyjście do baru ze swoim dobrym, równie mrukliwym kumplem, Abrahamem. Tradycyjnie Rutherford na miejscu zjawił się pierwszy i zajął im stolik w jakimś kącie, co by nikt im nie przeszkadzał w tym procesie alkusowania i popadania w jeszcze większą depresję. Nawet był na tyle miły, że jak kelnerka do niego podeszła, to zamówił od razu dwa piwa, żeby jego druh i kompan w niedoli miał co wypić na start. No i czy ten Walt nie zasługiwał na medal albo przynajmniej order naczelnego pora?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[5]

Jeżeli ktokolwiek miał wiedzieć coś na temat wyrzucenia z pracy, to był to właśnie Herschel. No bo raczej sam, z własnej woli nie odszedł z armii, skoro - jego zdaniem - wszystko było z nim w porządku. Zupełnie, jakby czasem nie dostawał ataków paniki, kiedy gdzieś na ulicy usłyszy huk i jakby nie tracił nad sobą kontroli z najbardziej błahych powodów. Uparcie jednak twierdził, że wszystko jest w porządku, psycholog wojskowy kompletnie się nie zna i jest niewykształconym patałachem, a on został niesłusznie odsunięty od służby. Żył w wiecznym wyparciu, zalewając swoje własne problemy alkoholem. Dlatego, kiedy Walter zaproponował wyjście do baru, absolutnie nie oponował. Akurat to była chyba jedna, jedyna osoba, która nie miała zamiaru wmawiać mu problemów, których przecież nie było i po prostu spędzą wieczór na burczeniu do siebie i piciu wódki. Nie przywiązywał nawet zbytnio wagi do swojego stroju, wyszedł z mieszkania w jakichś dresach, bo to była jedyna rzecz, która jeszcze nie wylądowała w praniu. Był wczorajszy, ale czy to przeszkadzało mu w przyjściu tutaj? Absolutnie nie. Pchnął drzwi do baru i rozejrzał się po barze, a kiedy zlokalizował tego majestatycznego wonsa, należącego do Rutherforda to ruszył w jego kierunku. - Siema stary - rzucił na powitanie, pewnie nawet zbijając z nim jakąś piątkę. Czy miał zamiar wypytywać co się obecnie działo w życiu Waltera? Nie, otóż nie tym razem. Jeszcze kilka lat temu Abraham był nieco innym człowiekiem, który z wkurwiającym uśmiechem, próbowałby wyciągnąć z Waltera dlaczego jest dzisiaj bardziej mrukliwy niż zwykle. Teraz? Jak będzie chciał to powie, jak nie to nie. Jedynie nie mógł obiecać, że jak wejdzie na wyższy poziom wtajemniczenia przez zbyt dużą ilosć alkoholu to nie zacznie śpiewać Pussycat Dolls. - Co pijemy? - zagadnął dosyć rzeczowo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wystarczyło na niego spojrzeć, dostrzec ten wiecznie skwaszony wyraz twarzy i ponure spojrzenie, które nakazywało zachowywać dystans społeczny nie tylko z powodu panującej pandemii, by wiedzieć, że Walter Rutherford nie był typem wyciągającym z kogokolwiek cokolwiek. Nie wtykał nosa w nieswoje sprawy, nie pytał jak zdrowie babci, wujka, dziadka, ciotki, nie drążył też niewygodnego tematu, gdy ktoś sobie tego wyraźnie nie życzył. Sam tego nie znosił, więc dlaczego miałby na takie męki skazywać innego nieszczęśnika? Już wystarczająco przykre było, że w dzisiejszym świecie co druga napotykana osoba charakteryzowała się irytującym wścibstwem, które ukrywała pod płaszczem fałszywej troski. Walt nie zamierzał dołączać do tego godnego pożałowania grona; jakąś tam godność jeszcze posiadał i wolał trzymać się najzdrowszego rozwiązania, jakim było czekanie aż ktoś sam się otworzy z własnej, nieprzymuszonej woli. Kiedy więc Abraham w końcu postanowił się zjawić, to skinął mu jedynie głową na powitanie, nie zasypując go na start nic niewartymi pytaniami, na których odpowiedzi nie chciał poznać. - Cześć - również kulturalnie się przywitał, na moment odrywając wzrok od jakichś dwóch podejrzanych typków przy barze, by zawiesić go na twarzy kumpla. - Na start piwo - nie dało się nie wyczuć mocno zaakcentowanych dwóch słów, które miały już na dzień dobry zasygnalizować Abrahamowi, że na jednym alkoholu tego wieczoru dziś nie skończą. W międzyczasie pojawiła się przy ich stoliku kelnerka, która wspomniane kufle przed nimi postawiła. Rutherfurd wyburczał jakieś zwięzłe podziękowania, a następnie zgarnął swoje piwo, co by nie marnować czasu. - Zdrowie - po tym krótkim, acz wymownym toaście przysunął kufel do ust i pociągnął z niego duży łyk, z zadowoleniem stwierdzając w myślach, że niechęć do tego trunku po ostatniej imprezie mu minęła i mógł się nim delektować w spokoju. No sukces.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Na szczęście Oswald w swoim życiu nie zaliczył podobnych przygód z problemami w pracy, a przynajmniej nie takimi, z jakimi muszą mierzyć się przeciętni ludzie. Z drugiej strony takie założenie zazwyczaj okazywało się dość mylne, gdyż rzadko kiedy wybijało się ponad resztę społeczeństwa - Oswald zawsze wolał patrzeć na świat realistycznie, choć czasami zaprzeczał temu własnym zachowaniem. Zdarzało się, iż dawał innym złudne wrażenie o dość sporym przeświadczeniu o własnej wyższości. Szczerze? Ostatecznie nie dałby sobie za to ręki uciąć, więc dalsze rozważania najlepiej po prostu porzucić. Dzisiaj zamierzał odpocząć od nużącej pracy przy stosie teczek z poprzednich spraw. Czemuż to nie potrafił zabrać się za to na bieżąco i unikać smutnej batalii za biurkiem? Tego zdecydowanie nie lubił w tym zawodzie, najlepiej czując się w terenie. Nawet możliwe niebezpieczeństwo jakoś nie odstraszało go tak bardzo jak wypełnianie kolejnych dokumentów. Ogarnięcie się do wyjścia nie zajęło mu zbyt dużo czasu, a sam nawet nie zamierzał się jakoś specjalnie stroić do baru. Inna sprawa, iż jego kompani nie ustalili dokładnego powodu spotkania... przynajmniej nie z nim. Jak rozsądny, pijący obywatel zamówił Ubera, ale oczywiście za późno sobie o tym przypominał. Jednak wchodząc już spóźnionym do baru, nie przejmował się potencjalnymi uwagami na ten temat. Widząc w oddali znajome twarze nad kuflami, skierował się sam w stronę baru w celu złożenia zamówienia. Coś marnie zaczynali... ale kim był, żeby ich teraz oceniać? - Panowie... - przywitał przyjaciół, już z piwem w dłoni zajmując miejsce przy stoliku. Skrzywił się nieznacznie na widok ich strojów, w których przypominali mu zmęczonych życiem samotnych ojców. Wprawdzie Abraham się do takiego opisu zaliczał, ale Walter? Śmierć niewiernej narzeczonej aż tak się na nim odcisnęła? - Coś mnie ominęło?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ta dwójka mogła uznać to za naprawdę dobry układ; bez niewygodnych pytań mogli spełnić wieczór na gadaniu o typowych dla facetów rzeczach, jak ostatni mecz w dowolnej dyscyplinie albo polityce, czy wymarzonym aucie. A jednocześnie ratowali się nawzajem przed kolejnym samotnym wieczorem, przynajmniej Abraham to robił. Bo chociaż nadal utrzymywał, że nic złego się z nim nie dzieje i tylko spotykał się w barze na piwku ze swoim przyjacielem to prawda była taka, że uciekał od samego siebie gdzie pieprz rośnie. - Spoko - rzucił krótko, bo on nie miał nic przed zrobieniem sobie delikatniejszego podkładu. Już po chwili barman postawił dwóm mrukom ich kufle z piwem. Zacisnął na zimnym szkle palce i uniósł je ku górze w toaście. - Zdrowie - i on pociągnął łyk alkoholu. - Jakby aniołek na serduszko nasikał - rzucił całkiem zadowolony, no bo dla niego to była czysta ambrozja. Co prawda on z trunkami alkoholowymi lubił się coraz bardziej i poranny kac nie mógł go powstrzymać przed wieczornym spotkaniem z kolejną szklanką whisky. Na swoje nieszczęście krył się z tym na tyle, że jedynie jego już była żona zdawała sobie sprawę z tego problemu, co w sumie wydawało się smutne już samo w sobie. No i wtedy pojawił się ich prywatny lord, odziany w jakieś różowe galoty. - Siema Ozzy - przywitał się, a głupkowaty uśmiech na jego twarzy już zapowiadał jakąś niezbyt subtelną szyderę, która zaraz miała opuścić jego umysł i co najgorsze usta. - Ale żeś się odjebał, jak szczur na otwarcie kanału - zarechotał i popił jeszcze piwka, bo według niego samego to był całkiem klawy żart. No, ale co on mógł wiedzieć, przy tych dwóch młokosach to wypadał jak emeryt-rencista.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niezaprzeczalnie Walter niegdyś większą wagę przykładał do swojego wyglądu, chcąc być dla Adore jak najlepszą wersją siebie. Z tego też powodu za dawnych czasów w jego szafie gościły wytworne koszule, nie stronił również od eleganckich garniturów. Jednakże po burzliwym rozwodzie stracił jakiekolwiek chęci na robienie z siebie małej strojnisi, więc na ogół stawiał na wygodę. Okej, często nawet przypadkowo narzucał na siebie jakieś ciuchy, nie przejmując się tym, czy pasują one do siebie, czy jednak nie, a jedynym wyznacznikiem była ich świeżość. Aczkolwiek warto tu zaznaczyć, że na wyjścia z kumplami to nigdy nie odstawiał się jak panienka, bo przecież chodziło tutaj o miłe spędzenie czasu przy piwku jednym czy dwóch, a nie porównywaniu metek. Jakby musiał do baru wybierać się w smokingu w stylu Jamesa Bonda, to by sobie darował, bo jaka byłaby w tym uciecha? - Nie będę ukrywał, że tego właśnie potrzebowałem - skwitował zgodnie, zaraz znów przechylając szkło, by pociągnąć z kufla kolejny, spory łyk trunku. Gotów był nawet podjąć jakąś rozmowę o ostatnio widzianym meczu futbolowym, ale nim zdążył się odezwać choćby słowem, to do ich stolika podszedł Oswald, który nie pojmował chyba idei punktualności. Walterowi nie umknęło również skrzywienie przyjaciela, które sam podsumował wymownym przewróceniem oczu. - No witam - rzucił, odstawiając jednocześnie swoje w połowie już wypite piwo z powrotem na blat stołu. Wyprostowawszy się, obrzucił Ozzy'ego przelotnym spojrzeniem, chyba poniekąd debatując, co powinien mu odpowiedzieć. Mimochodem parsknął na komentarz Abrahama, głową przy tym potrząsając. - Najwyraźniej to nas ominął jakiś komunikat co do ubioru, wybierasz się później na jakieś spotkanie z adwokatem? A może sesję zdjęciową? - zgadywał z tą typową dla siebie nutą ironii w głosie, a na jego ustach czaił się odrobinę drwiący uśmieszek, ale to wszystko w dobrej wierze!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Gdyby nie umowa z kumplem, nie dałby się namówić na kolejną randkę w ciemno. Poprzednia była klapą, więc z miejsca chciał odmówić i tej. Niestety sam się wkopał, gdy po paru piwach założył się o jakieś bzdury, które potem wyśmiewała Sue Ann (jego współpracownica). Teraz miał ochotę zrobić to samo zwłaszcza, że przed pięcioma minutami okazało się, z kim umówiono go na randkę.
Pani Sanderson, rzecznika prasowa FBI, z którą od samego początku się nie dogadywali. Nie doszukiwał się w ich zachowaniu jakiejś głębi. Ona była sceptyczna i wredna a on, po prostu na to reagował. Nie lubił ludzi, którzy negowali skuteczność jego pracy zarazem nie chcąc nawet wysłuchać jego argumentów. Nigdy nie twierdził, że przekona każdego sceptyka, ale bardziej szanował ludzi gotowych do rozmowy i choć odrobinę chętnych do dyskusji na różne tematy niż takich, którzy zamykali się w świecie swych idei i przekonań. Do tej kategorii zdecydowanie mógł przypisać panią rzecznik, która na jego widok stwierdziła, że musi iść do toalety.
Przez chwilę rozważał, czy Sanderson nie zrobiła tego specjalnie dając sobie i jemu możliwość do ucieczki. Domyślił się, że w samotności, wśród innych kobiet w toalecie, musiała przełknąć (jak sądził) rozczarowanie, więc czemu nie miałby teraz wstać i wyjść? Cóż, wyszedłby na gorszego dupka niż już go miała, więc o wiele lepiej byłoby skorzystać z pomocy Sue Ann. W odpowiednim momencie napisze do niej sms’a aby zadzwoniła i wywinie się jakimś kryzysem.
Rzucił okiem na ekran telewizora tuż nad głową barmana i wtedy kątem oka dostrzegł ruch ze strony łazienek. Wracała i chyba liczyła na coś innego.
- Spodziewałaś się, że pójdę? – zapytał wprost. Nie sądził aby wymuszone przyjemne rozmówki zdałyby test, dlatego postawił na absolutną, nawet brutalną szczerość. – Ja też – Przed minutą był na to gotów. – ale skoro już tu jesteśmy a ty zdecydowałaś się nałożyć obcisłą sukienkę, to szkoda zmarnować twój potencjał. Spokojnie, nie mówię o sobie. Spodziewam się, że jestem ostatnim gościem, z którym dzisiaj chciałabyś spędzić czas, ale mogę zaoferować swą pomoc w wyborze innego kandydata. – Najpierw Bailey takowego wypatrzy, a potem Marcus podstawi się do choćby spoliczkowania, przez urażoną kobietę, którą potem każdy chciałby pocieszyć. – To jak? Napijemy się, odrobinę podręczymy wzajemnie się krytykując, a potem rozejdziemy w swoje strony? – zaproponował i odwrócił się szybko łapiąc kontakt wzrokowy z barmanem. – Na co masz ochotę? – Uśmiechnął się uznając, że dopóki nie będą udawać wzajemnej sympatii, to jakoś przetrwają. Bo mogą albo się męczyć albo wzajemnie wieszać na sobie psy, a potem uznać, że tego w ogóle nie było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 4 — ..........Na randkę w ciemno zgodziła się… W zasadzie dla świętego spokoju. Nie chciała już dłużej słuchać narzekań koleżanek, że przyda jej się spotkanie z jakimś przystojnym mężczyzną, dzięki któremu na moment zapomni o swoim byłym mężu i ich niedawnym rozwodzie. I to właśnie z tego powodu nie miała zamiaru iść na żadną randkę, według niej jest po prostu za wcześnie, a poza tym woli skupić się na pracy i koniec kropka. W dniu, w którym spotkała się z koleżankami, miała jednak niezbyt dobry humor. Głowa ją bolała, najchętniej schowałaby się w łóżku i przeleżała tam aż do ranka, ale było za późno na wycofanie się. Stwierdziła więc, że posiedzi godzinę, a potem się ulotni, ale zanim udało jej się zwinąć do domu, zaczął się ten cholerny temat randek. Z bólem głowy nie miała zaś siły z nim walczyć, więc przytaknęła na randkę w ciemno tylko dlatego, aby wreszcie się zamknęły i dały jej spokój.
..........A teraz musi za to płacić.
..........Ah, i to jak! Bo kiedy widzi kto siedzi przy stoliku, na jej twarzy od razu pojawia się delikatny grymas. Cóż, powiedzmy, że ich pierwsze spotkanie do miłych nie należało, choć sama nie wie o co do końca poszło i dlaczego mężczyzna był do niej tak negatywnie nastawiony. A jak ktoś nie jest miły, to mechanicznie i ona przestaje być sympatyczna. I owszem, przez moment naprawdę myśli o ucieczce z tej pseudo randki. Głównie dlatego na moment go przeprasza, aby zniknąć w łazience. Szybko jednak zdaje sobie sprawę, że to byłoby naprawdę wredne, więc koniec końców decyduje się zostać. Pytanie — czy on podjął podobną decyzję? Czy może skorzystał z okazji i uciekł stąd czym prędzej?
..........Wychodząc z łazienki, zauważa jednak, że mężczyzna siedzi tam, gdzie parę minut temu go zostawiła. Czuje się zawiedziona? Nie, ale z radości też nie skacze.
..........Powiedzmy, że… Brałam taką opcję pod uwagę, tak — odpowiada szczerze, siadając na swoim miejscu. Teraz tylko musi przetrwać najbliższe godziny, choć mówiąc szczerze, daje im maksymalnie godzinę. Kiedy jednak słyszy propozycję, która pada z ust Marcusa, jej brwi wędrują ku górze z zaskoczenia. Na początku nie do końca wie, o co mu właściwie chodzi, ale kiedy dodaje dwa do dwóch, aż parska cicho śmiechem. Jeśli czegoś się po nim spodziewała, to na pewno nie tego. — Mówisz poważnie? — pyta ostrożnie, bo może to jakiś kiepski żart z jego strony? Ale jeśli nie… Musi przyznać, że jest to kusząca opcja. Mimowolnie rozgląda się dookoła, jakby w poszukiwaniu potencjalnych kandydatów, ale po chwili wraca spojrzeniem na swoją randkę. — Wchodzę w to. Ale! Powiedzmy, że byłoby mi cię szkoda, gdybyś tego wieczora został sam, więc przy okazji i tobie znajdziemy bardziej odpowiednią kandydatkę, co ty na to? — Spogląda na niego wyczekująco, w tym samym czasie sięgając po menu, aby wybrać coś dla siebie.
..........Na razie chyba wezmę daiquiri — odpowiada, ale swoje słowa kieruje do barmana, któremu posyła promienny uśmiech. W końcu to on będzie ją tego wieczora zaopatrywał w alkohol, który niewątpliwie będzie jej potrzebny, aby przetrwać jakoś to spotkanie. Ale może nie będzie tak źle? Może po prostu źle zaczęli i dzisiaj okaże się, że wcale nie są tacy źli?
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie należał do ludzi, którzy uwielbiali się męczyć. Nie był masochistą, który przesiedziałby wymuszoną godzinę pełną sztucznych uśmiechów oraz grzeczności. Szkoda na to czasu i życiowej energii, którą i tak nie mógł się za bardzo pochwalić, bo należał do ludzi ciężko pracujących oraz mało śpiących. Może kiedyś wymusiłby na sobie podobne zachowanie, ale z biegiem lat człowiek uczy się, że czasami po prostu nie warto udawać. Nie warto się męczyć, spotykać z ludźmi, którzy mieli na nas zły wpływ i wmawiać samemu sobie, że może coś z tego będzie, skoro oboje z góry założyli, że to jakiś okrutny żart od losu.
Postawił więc sprawę jasno świadom dwóch możliwych reakcji. Ucieczki lub dołączenia do jego propozycji, czym zaskoczył kobietę, a ona go zgodą na ten nietypowy układ.
Może Sanderson nie była taka sztywna, jak sądził?
- Piwo – zamówił tuż po nie do końca swojej towarzyszce i znów rzucił okiem na ekran telewizora. Zastanawiał się nad ostatnią sprawą i tym, czy media już do tego dotarły. Skoro z Bailey ustalili, że nie była to randka, mógłby nawet zacząć dłubać sobie w zębach, lecz miał na tyle przyzwoitości aby ograniczyć się tylko do ucieczki myślami gdzieś daleko od tego miejsca.
- Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Spodziewałem się raczej, że wymiękniesz a ty zamiast tego okazujesz wobec mnie współczuje. Jestem niezmiernie wzruszony. – Dłoń przyłożył do piersi, blisko serca, które tak mocno tknęła swym jakże szlachetnym postępowaniem. – Możemy jednak sobie darować szukanie mi kandydatki. Nawet nie chciałem iść na żadną randkę w ciemno. Ostatnia była strasznym niewypałem, ale nie łamie się obietnicy nadanej kumplowi – wyjaśnił, skąd tu się wziął i że tak po prawdzie nie był zainteresowany szukaniem kogokolwiek. Nie miał na to głowy, chociaż wszyscy wokoło powtarzali, że to już pora aby się ustatkował.
Podziękował za piwo i bez słowa upił łyk niepewny, czemu w ogóle rozglądał się po barze. Naprawdę nie zamierzał sobie nikogo szukać. Może zainteresowałaby go przygoda na jedną noc, ale akurat dzisiaj zamierzał wrócić do domu i się wyspać.
- Pomyślmy, kogo mogłaby szukać rzeczniczka prasowa, nieco zbyt spięta, nadęta i okrutne sceptyczna? – Za taką właśnie ją miał. Niech prokuratura oskarży go o ocenianie ludzi po pozorach, ale podobno wiele można było o kimś powiedzieć zaledwie po trzech sekundach od poznania. Oni zaliczyli pełną godzinę i to wystarczyło aby teraz mogli wytykać sobie wady. Przynajmniej tak sądził Marcus, który nie krył drażliwego tonu. Dokuczał kobiecie, bo ona pewno zrobi to samo jemu; na co przed paroma chwilami oboje się zgodzili. – Może tamten sztywniak pod krawatem, który wygląda, jakby mieszkał na polu marchewkowym? – Przesadna, wręcz pomarańczowa, opalenizna znacznie odznaczała się przy bieli koszuli, której kołnierzyk mocno zaciskał prążkowany krawat. – Z takim można podbijać bale i dobroczynne przyjęcia dla bogaczy, którzy wydają dwa razy tyle na kreację swych partnerek niż wykładają na tacę. - Nie był pewien, czy tak się mówiło. Nigdy nie był na takim balu; nie z nadętymi bogaczami wypisującymi skromne jak na nich czeki. - Hej, ale może chociaż jest zabawny. - Jakieś plusy ów gość musiał mieć, co sam podkreślił szerokim podstępnym uśmiechem, jakby umyślnie pchał Bailey w objęcia kiepskiego kandydata (przynajmniej jego zdaniem był kiepski).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Gdyby tylko miała coś lepszego do roboty, zapewne wyjście z baru zajęłoby jej raptem kilka sekund. Problem polega na tym, że dopóki nie zgodziła się na tę przeklętą randkę, nie miała kompletnie nic w planach na ten wolny wieczór, więc koniec końców zapewne wylądowałaby przed telewizorem, oglądając głupie reality show. I choć wybór pomiędzy tym, a godziną spędzoną w towarzystwie Marcusa, był niezwykle trudny, decyzja w końcu została podjęta. Ale, wbrew pozorom, to nie żadna myśl, że może nie będzie tak źle przeważyła na jego korzyść, a najzwyczajniej w świecie drinki. W mieszkaniu miałaby co najwyżej butelkę niezbyt dobrego wina, które dostała kiedyś w prezencie i pozostawiła je jako ostatnie koło ratunkowe, więc wiadomo, że dobry drink w barze okazał się bardziej kuszący. Stwierdziła, że jest w stanie zapłacić za niego tę cenę, którą było towarzystwo siedzącego obok niej mężczyzny.
..........Zresztą w każdej chwili może wyjść, prawda? Przecież nic jej tu nie trzyma, tak samo, jak i jego. Nie obraziłaby się, gdyby po kilku minutach stwierdził, że to jednak nie dla niego i sobie poszedł. I właśnie dlatego nie znosi randek w ciemno — nigdy nie wiadomo na kogo się trafi. Oczywiście, że znajome chciały dla niej dobrze, to nie tak, że wiedziały, że zna Marcusa i ma już o nim jakąś opinię i mimo to postanowiły wysłać ją z nim na randkę. Poniekąd może zrozumieć dlaczego postanowiły ją z nim ustawić, no bo umówmy się, Bailey nie jest ślepa — widzi, że mężczyzna jest przystojny. Tylko jej zdaniem na tym kończą się jego atuty, a wygląd to jednak nie wszystko. Chyba że liczy się na szybki numerek, ale Sanderson zdecydowanie nie o tym myślała, gdy tu szła. Ot, pomyślała, że może chociaż spędzi miły wieczór w jakimś przyjemnym towarzystwie, z którym będzie mogła normalnie porozmawiać.
..........Cóż, nie udało się. Nie tym razem.
..........Widzisz, potrafię czasem zaskakiwać — rzuca, wzruszając ramionami. Chociaż o zaskakiwanie wcale nie jest tak trudno, gdy praktycznie nie zna się drugiego człowieka i ma się jeszcze o nim mylne wrażenie. Tyczy się to zarówno jego, jak i jej, bo oboje ocenili siebie nawzajem już po jednym spotkaniu, które nie przebiegło zbyt pomyślnie z wielu różnych przyczyn, choć oboje na samym początku mieli dobre intencje.
..........Tchórzysz? — Spogląda na niego wyzywająco, wykrzywiając wargi w nieco złośliwym uśmieszku. — Przecież to nie tak, że jak kogoś wybierzemy, to faktycznie musisz wyjść stąd z tą osobą. Bo kto powiedział, że ja wyjdę? Albo że w ogóle znajdziemy kogoś, kto mnie zainteresuje? Potraktuj to bardziej jak… Zabawę. Albo zabicie czasu — stwierdza, bo ona właśnie tak ma zamiar to traktować. Nie jako faktyczne znalezienie sobie nowego, lepszego towarzystwa.
..........Uśmiecha się z zadowoleniem, gdy barman stawia przed nią drinka, po czym chwyta szklankę i macza usta w kwaśnym, ale przyjemnie orzeźwiającym napoju.
..........Auć — mówi, gdy Marcus wylicza jej wady, z którymi oczywiście się nie zgadza. No, nie w pełni. — Sceptyczna może i owszem, ale nadęta i spięta? Wypraszam sobie — prycha z niezadowoleniem, bo gdyby była nadęta i spięta, to nie siedziałaby tutaj i nie zgodziłaby się na jego propozycję. Propozycję, którą mogła lepiej przemyśleć, bo oczywistym było, że mężczyzna wcale nie będzie szukał dla niej jakiegoś dobrego wyboru, a wręcz przeciwnie — tylko po to, by ją podenerwować. Wywraca więc oczami, gdy wskazuje na zbyt opalonego i ulizanego jegomościa, który zdecydowanie nie jest w jej typie.
..........Nie widzę obrączki na palcu, ale założę się, że ma żonę i dwójkę dzieci, a do tego baru przychodzi w każdą sobotę, aby od nich odpocząć i poderwać jakieś młode, zgrabne blondynki z dużym biustem — zgaduje, popijając swojego drinka, po czym rozgląda się dookoła, tym razem w poszukiwaniu jakiejś kobiety dla niego. — Oh, znalazłam kogoś idealnego dla ciebie! Tamta brunetka, ta z tatuażami. Wygląda na taką, która lubi dobrą zabawę, a tobie zdecydowanie przyda się ktoś, kto cię trochę rozrusza, bo zachowujesz się, jakbyś miał kij w tyłku. — Kiwa głową, zadowolona ze swojego wyboru, po czym posyła mężczyźnie promienny uśmiech. No przecież chce dla niego dobrze, prawda?
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Bar”