WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#8
outfit

Lubiła to miejsce, odkąd wróciła do Seattle, wybierała je na spotkania ze znajomymi. Muzyka była przyzwoita, a czasami zdarzały się naprawdę fajne kawałki. Barmani byli kompetentni i pracowali na całkiem przyzwoitym alkoholu, nie robiąc krzywych min, gdy ktoś zamawiał coś słodszego i trzymali fason, obsługując wszystkich, a nie tylko wydekoltowane panienki, które wpychały się bez kolejki. Sama kiedyś pracowała za barem, także widząc jak wygląda to w tym miejscu, wolała wybierać je. A że któregoś razu zgadała się z facetem za baru i złapali całkiem dobry kontakt, to wiedziała, że zawsze znajdzie się dla niej jakieś wolne miejsce, a jeszcze poleci jej jakiegoś dobrego drinka swojego autorstwa, żeby podzieliła się z nim swoją opinią.
Tym razem jednak lokal wybrała koleżanka Lavy, z którą umówiła się na zapijanie smutków po jej rozstaniu. Nie lubiła takich spotkań, bo nie rozumiała płaczu po jakimś dupku. Zawsze z trudem przychodziło jej pocieszanie koleżanek. Tym razem było jednak inaczej, bo była to stara znajoma, której rozstaniowe rytuały dobrze znała. Zawsze po zerwaniu musiała się wystroić i wyjść na miasto, żeby odreagować i udowodnić samej sobie, ze faceci się za nią rozglądają, a tamten nie był jej wart. Także Lava też musiała odwalić, trochę mniej niż koleżanka, że to za nią wodzili wzrokiem i stawiali drinki, ale żeby miała towarzystwo i obstawę, kiedy będzie kusić panów. Zawsze ją to bawiło i musiała przyznać, że zabawa była wtedy przednia. Koleżanka, której drinki dość szybko uderzyły do głowy, wygłaszała jakiś ważny monolog dotyczący związków, dzieląc się swoją życiową wiedzą z Lavą i dziwiąc się, że ta nie szuka nikogo na stałe. Widząc, że kończy się im alkohol, Hale udała się do baru, by nie czekać na obsługę krążącą pomiędzy stolikami, a i przy okazji widząc czającego się gdzieś w pobliżu, dość przystojnego pana, który zerkał na Naomi.
Lava stała przy barze, ukradkiem zerkając, czy do jej stolika dosiadł się już wysoki blondyn, by zagadać jej koleżankę. Zauważając, że właśnie zajmuje jej miejsce, zaśmiała się pod nosem i przepuściła jakąś niecierpliwą kobietę, by ta najpierw złożyła zamówienie. Nie śpieszyło się jej nigdzie, skoro i tak nie miała na razie po co wracać do swojego stolika, nie chcąc speszyć nowego znajomego Naomi. Przysiadła więc na wysokim krześle przy barze i posłała uśmiech barmanowi, zamawiając trzeciego już tego wieczoru drinka. Gin z tonikiem był idealnym wyborem. Ku swojemu zaskoczeniu nie musiała czekać długo, by obok niej znalazł się jakiś mężczyzna, komentujący jej wybór i zaskoczony tym, że nie pije martini albo sex on the beach. Lava wywracając oczami odpowiedziała mu coś bardzo krótko, ucinając rozmowę, jednak facet nie dawał za wygraną. Usiadł obok niej i uniósł pytająco brew.
- Napijemy się razem? – zaproponował, już machając w stronę barmana, by ten do niego podszedł po zamówienie.
– Dopiero zamówiłam tego drinka, dziękuję. – pokręciła głową w odpowiedzi. I chyba jej słowa nie były na tyle oczywiste, bo facet nie złapał aluzji i zamówił drinka dla siebie, nie odchodząc od niej. Ta za to zaczęła rozglądać się, by sprawdzić, czy może już wrócić do swojej koleżanki, która niestety była za bardzo pochłonięta swoim nowym towarzyszem. Westchnęła cicho i spojrzała na niego. Jej mina mówiła sama za siebie „nie jestem zainteresowana”.
– Czekam na kogoś. A to miejsce jest zajęte. – poinformowała go, najmilej jak tylko umiała.
- Oh na pewno, każda tak twierdzi. A potem siedzicie same, jakbyście czekały na jakiegoś księcia. A uwierz mi, nikt lepszy cię dziś nie będzie podrywać. – oznajmił, wywołując tymi słowami konsternację na twarzy Hale.
Ostatnio zmieniony 2020-12-13, 15:07 przez Lava Hale, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[E03] Grayson natomiast za tym miejscem nie przepadał wcale. Ostatnie trzy lata zachwiały jego zmysłem estetycznym, dlatego przyzwyczajony był albo do obskurnych spelun przy autostradzie albo do najbardziej ekskluzywnych, nocnych klubów w centrum miasta. Ale... gdzieś pomiędzy? Gdzieś pomiędzy czuł się nieswojo, zupełnie jakby nie pasował do towarzystwa, chociaż w gruncie rzeczy nie wyróżniał się wcale - był jednym z wielu facetów, szukających ukojenia na dnie szklanki ze swoim drinkiem, a co więcej - jeszcze jakiś czas temu spokojnie mógłby nazwać się stałym bywalcem takiego baru. Skąd więc ten dysonans?
Otóż problem Pritcharda polegał na tym, że chociaż minęły już przynajmniej trzy tygodnie, odkąd wrócił do Seattle, to nadal czuł na plecach ciężar swojej klubowej kamizelki. Brzmi to zabawnie i być może nawet nieco paranoicznie, ale on nadal nie mógł się wyzbyć przekonania, jakoby cały czas przykuwał do siebie wzrok - wzrok bandziorów, podważających niemal na każdym kroku jego oddanie dla sprawy i wzrok... przeciętniaków, których widok przerośniętych motocyklistów wprawiał w zakłopotanie i zmieszanie. I chociaż prawdopodobnie nikt go nie obcinał - nikt nie taksował spojrzeniem ani nawet nie obczajał ukradkiem, to czuł się tak, jakby wszystkie oczy skierowane były w jego stronę, a każda z rozmów dotyczyła tylko jego bikerskiego tyłka. Był obcy i to jeszcze bardziej, niż we własnym domu, mimo że dotąd wydawało mu się to niemożliwe i wyrzuty sumienia zaczęły mu się piętrzyć.
Żeby się rozluźnić potrzebował zatem każdego z tych trzech drinków, które dotąd zamówił. Pił hennessey na lodzie, podpierając dłonią zwieszoną na kwintę głowę i wpatrując się w telewizor. W barze głośno grała muzyka, ale to wcale nie przeszkadzało mu w oglądaniu powtórki meczu, którą widział już przynajmniej ze dwa razy; chociaż przed nikim nie uciekał, czuł ogromną potrzebę pobycia samemu ze sobą, dlatego wkręcony w swoją strefę zaczynał się bawić całkiem nieźle - był wszak względnie prostym facetem i nie potrzebował zbyt wyszukanych rozrywek. Niestety - wszystko co dobre, szybko się kończy i tak głośnym westchnięciem podsumował opróżnienie literatki. Wzrokiem wypatrzył krzątającego się za ladą barmana i kiwnięciem głowy zwrócił na siebie uwagę, ale kiedy tylko miał poprosić o kolejną kolejkę, inny gość przy ladzie nachalnym gestem przywołał go do siebie i Grayson został sam. Sam i w dodatku podirytowany trochę, bo mimo tej swojej degrengolady moralnej, nadal był wrażliwy na chamstwo i arogancję, także butnym klientem zainteresował się nie bez przyczyny. I o ile na początku planował machnąć ręką, bo wszystko wyglądało tak, jakby był kolejnym gościem, uskuteczniającym podryw na "co to nie on", tak szybko odnalazł na twarzy podrywanej zakłopotanie i postanowił się wtrącić.
- Hej, książę, ona naprawdę na kogoś czeka - rzucił prosto w plecy mężczyzny, przybierając kpiąco chłodny wyraz twarzy; mógł sobie na to pozwolić, bo nie zdążył jeszcze o siebie dobrze zadbać, także wyglądał bardziej na kolesia, co to nie ma nic do stracenia, niż byle popychadło, któremu warto wejść w drogę. Od zawsze zresztą rysował się jako barczysty, wysoki facet, także kiedy poziom testosteronu rósł - czuł się pewnie i wcale nie chował głowy piasek. Ot, taki charakter. - Zajmij się sobą, dobra? Nie przeszkadzaj - rzucił w odpowiedzi, ale dopiero postawiwszy kropkę, odwrócił się przez ramię, żeby spojrzeć na Pritcharda. Grayson siedział już obrócony frontem do niego. Był wyprostowany, a łokciem opierał się o ladę i w kącikach ust zaiskrzył mu nieśmiało zaczepny uśmiech. - Nie ośmieszaj się bardziej, okay? Pani nie jest Tobą zainteresowana - odparł mu blondyn i poderwał się leniwie z barowego stołka; bardzo ospałym ruchem sięgnął do zapięcia przy zegarku i zawiesiwszy wzrok na mężczyźnie, zaczął przy nim majdrować, zupełnie jakby ściągał go przed jakimś zamieszaniem, ale zamiast tego kiwnął tylko głową. - Zamówiłeś już? - mruknął nieco ciszej i odchrząknął trochę głośniej, rzucając tym samym Lavie porozumiewawcze spojrzenie - miał nadzieję, że nie weźmie go przypadkiem za jeszcze większego creepa, bo w gruncie rzeczy chciał dobrze; a że sposób miał wyjątkowo alternatywny, to już zupełnie inna sprawa. Najważniejsze, żeby nikt jej już więcej nie nękał, nie?

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Nie lubiła takich sytuacji. Przeważnie dobrze radziła sobie sama, w końcu była kulturalną kobietą, umiała grzecznie powiedzieć nie, jednak czasami to było za mało. Faceci nie zawsze rozumieli odmowę, co bardzo ją dziwiło. Jakby to, że coś jeszcze gadali i próbowali w mało ciekawy sposób zaimponować jej swoją pewnością miało im pomóc. Głośnie i dosadne spadaj miała na końcu języka. Zamierzała powiedzieć facetowi, co o nim myśli i odejść, by nie musieć na niego patrzeć, ale z opresji postanowił wybawić ją ktoś inny. Nie chciała zgrywać panny w tarapatach, przeważnie doskonale radziła sobie sama, ale miło było, gdy ktoś potrafił zauważyć, że coś jest nie tak i zareagować.
Przeniosła spojrzenie na wysokiego blondyna, który siedział za facetem, który ją niepokoił, a po jej twarzy widać było, że odetchnęła z ulgą. Zaraz jednak zlustrowała spojrzeniem upierdliwca i wywróciła oczami, gdy ten jeszcze próbował z nim dyskutować. – Mówiłam. – rzuciła unosząc znacząco brew i posyłając ponaglające spojrzenie temu utrapieńcowi. Naprawdę chciała, żeby ją zostawił i w końcu sobie poszedł.
- Pani chyba umie mówić za siebie, prawda? – mężczyzna próbował jeszcze dyskutować, nawet wstał, jakby planował bronić swojej racji, jednak widząc jak dłonie blondyna zaczynając majstrować przy zegarku, jakby szykował się, by mu przyłożyć, spojrzał na Lavę i skrzywił się.
– Mówiłam, że nie szukam towarzystwa. – powtórzyła dosadnie.
A kiedy padło kolejne pytanie, facet uniósł tylko swojego drinka, by pokazać, że już zamówił i po prostu odszedł od baru, nie komentując już niczego. Hale odetchnęła z ulgą, ale odprowadziła go spojrzeniem, by mieć pewność, że nie zamierza wrócić.
- Dziękuję. – odezwała się w końcu do wysokiego blondyna, który ją uratował.
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego do niektórych facetów nie dociera odmowa. - wywróciła oczami i uśmiechnęła się blado. – Pozwól proszę, że w podziękowaniu postawię ci drinka. – zaproponowała. Nie chciała, by sytuacja wyszła niezręcznie, nie chciała też odsyłać z kwitkiem swojego rycerza na białym koniu.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To całkiem nieźle się złożyło, bo również i Grayson kiepsko czuł się w roli tego całego rycerza na białym koniu. Oczywiście nie dlatego, że był chłodnym i obojętnym na ludzką krzywdę cynikiem - bo nie, nie był nim; po prostu uważał, że skoro zawodowo i tak zajmuje się wtykaniem nosa w nie swoje sprawy, to zboczeniem byłoby robić to jeszcze po godzinach. Ba, zboczeniem i to z gatunku tych niebezpiecznych, zwłaszcza teraz, kiedy lata spędzone pod przykrywką pozwoliły mu spojrzeć w lustro głębiej i odnaleźć w nim znacznie prawdziwsze odbicie swojej twarzy - trudniejsze, bardziej porywcze i znudzone pokojowymi rozwiązaniami.
Tym razem jednak coś go tknęło i postanowił Lavie pomóc. Wyjątkowo. Prawdopodobnie wcale nie musiał tego robić, skoro Nagabywacz poddał się krzywemu spojrzeniu a'la Pritchard #6 i zabrał jej okazję na jakąś błyskotliwą ripostę, ale uznał to za idealną szansę na rozpoczęcie swojej moralnej rehabilitacji w społeczeństwie. Metody miał co prawda trochę jak Robin Hood, ale hej - działało, więc nie było sensu tego zmieniać. I tak - z sekundy na sekundę - Grayson rósł coraz bardziej; adrenalina powolutku rozglądała się po jego krwiobiegu, nieśmiało wybierając najkrótszą drogę do mózgu, natomiast ten robił wszystko, żeby uderzenie gorąca nie przyszło za szybko i nie zachwiało zdrowym rozsądkiem - na to pozwolić sobie nie mógł.
Zamiast ciosu w wątrobę, wymierzył więc Utrapieńcowi uśmiech - cyniczny, kpiący i pełen prowokacji, ale nie po to, żeby go rozeźlić, tylko pokazać miejsce w szeregu, a potem odprowadzić wzrokiem w tłum bawiących się w barze ludzi. Nie żeby zwycięstwo w pojedynku dwóch goryli wystawiało Graysonowi jakąś dobrą laurkę, ale ponieważ słowa Lavy brzmiały szczerze wdzięcznie, to może wcale nie było tak najgorzej. Uśmiechnął się, ale zupełnie inaczej, niż jeszcze chwilę temu i pokiwał głową. - W porządku. Nic wielkiego - skwitował podziękowania, a ponieważ zdążył już na hokerze usiąść, to sięgnął po kolejną garść orzeszków i zasypał sobie nimi gębę. - Po prostu niektórzy faceci nigdy nie powinni wychodzić z piwnic swoich rodziców. Frustraci - rzucił w odpowiedzi i zerknął na nią badawczo, przez dłuższą chwilę sondując ją wzrokiem i to chyba wystarczyło, żeby poczuć się przekonanym. - Cholera, czyli powinienem robić to częściej - zaśmiał się pod nosem - wezmę to, co Ty - skłonił w podziękowaniu głowę i zabrał miejsce, które było zajęte, a potem podał jej po kumpelsku dłoń. - Grayson. Grayson Pritchard - przedstawił się. Skoro mieli już wypić tego drinka, to przynajmniej po Bożemu, świadomi swoich imion. - To była jego pierwsza "próba" w karierze?

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Miała jakieś dziwne szczęście, bo nieznajomi lubili ją zaczepiać. Rozumiała to jeszcze, gdy ktoś rozpoznawał jej głos i zagadywał o jej poranną audycję, ale kiedy inni bezczelnie ją podrywali albo po prostu zaczepiali, to niemiłosiernie ją to denerwowało. Skąd u mężczyzn brała się pewność, że do każdej siedzącej samotnie kobiety można podbić i od razu brać za pewnik, że faktycznie jest sama i szuka towarzystwa? Musiała zapamiętać tę zajmującą myśl, by następnego dnia wspomnieć o tym w radiu, bo od czasu do czasu lubiła się podzielić ze słuchaczami jakąś opowieścią ze swojego życia, najlepiej z jakimś moralizatorskim komentarzem.
– Z tym się zgodzę. – odparła z uśmiechem. Miał przecież rację, niektórzy powinni zostać w domu, skoro nie potrafili się zachować. Obróciła się na wysokim krześle w jego stronę, by móc widzieć jego twarz podczas rozmowy i roześmiała się przy jego kolejnym stwierdzeniu.
– Świetny pomysł na spędzanie wieczoru i picie za darmo. Niczym superbohater, tylko w normalnym stroju. – stwierdziła rozbawiona wizją tego typu bohatera, ratującego panny z opresji. Oczyma wyobraźni widziała już nawet jak Netflix podkrada ten pomysł, by stworzyć kolejny superbohaterski serial. Oj oglądałby się. I nawet jej dzisiejszy bohater mógłby spokojnie w nim zagrać, bo gdy już usiadł obok niej, mogła przyjrzeć się jego twarzy i stwierdzić, że przystojny był, ale tak w typie bad boya. – Polecam. – kiwnęła głową na barmana i dobrze znanym już mężczyźnie gestem, wskazała mu, że poprosi jeszcze raz to samo, dla kolegi. Sama przez tamtego faceta nie zdążyła za wiele wypić ze swojej szklanki, więc zamówiła tylko jednego drinka.
– Lava Hale – odpowiedziała wyciągając do niego dłoń, by kulturalnie się przedstawić.
– Chyba nie. Wydaje mi się, że ci pierwszych prób są jednak bardziej ustępliwy. Ale to chyba początki jego kariery, bo ani nie miał dobrej bajery, ani nie potrafił w dobrym momencie odpuścić. – odpowiedziała z uśmiechem. Analiza zachowania tamtego typa bała zabawna, ale gdyby faktycznie się zastanowić, to mogło być tak, jak Lava mówiła.
– Ale ty za to wyglądasz na takiego, co ma doświadczenie w ratowaniu dam z opresji. – stwierdziła i uniosła pytająco brew.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Więc ogólnie rzecz biorąc - Lava miała sporo racji, ale Grayson tak do końca by się z nią nie zgodził. Wychodził bowiem z założenia, że o ile nie jest się nachalnym chujkiem albo ignorującym odmowę chamem, to w takim luźnym podbijaniu do kobiet nie ma nic zdrożnego. Ot - forma podrywu jak każda inna, a na dodatek w takim barze czy klubie jednak bezpieczniejsza, niż na ulicy czy w parku. Inna sprawa, że jako facet pewnie nie powinien zabierać głosu na ten temat, ale ponieważ należał do tych mężczyzn, którzy tego nie robili i respektowali kobiece granice, to rościł sobie prawa do teoretyzowania. Nie tylko w tej kwestii zresztą.
- Prawda? Cholera, nie powinniśmy mówić o tym na głos, bo podchwyci to Marvel i nawet nas nie zaproszą na premierę - dodał, rechocząc głupkowato pod nosem i pokręcił głową. Właściwie to Deadpool chyba pasowałby do tej roli, szczególnie z tą swoją zabawną mimiką twarzy; a skoro odpowiedni superbohater już istniał, to chyba faktycznie powinni trzymać buzie na kłódkę i pilnować swojego konceptu. To żywy pieniądz przecież. - Ale normalny strój zostaje - wycelował w nią palec. - Mam uraz z dzieciństwa do rajtuzów i tych zimowych rajstopek. Jezu, do dzisiaj mi się śnią - przyznał z rozbawieniem, zupełnie nienachalnie orbitując wzrokiem po jej twarzy, chociaż bez skrępowania przyszedł mu do głowy wniosek, że miała uroczy uśmiech i ładne, zadbane włosy, na co uwagę zwracał w bodaj pierwszej kolejności. Takie dziwactwo.
O ile na barmanie nazwisko Lavy pewnie zrobiło wrażenie, tak Graysonowi nie mówiło kompletnie nic - zaczęła pracę w radio jeszcze zanim zdążył wrócić do deszczowego miasta, stąd też mogła się przy nim czuć zupełnie naturalnie i bez obaw o to, że potraktuje ją z dystansem, jak celebrytkę. A wszystko dlatego, że dopiero wracał do starych nawyków i nie miał jeszcze okazji posłuchać KIRO.
- Brzmi jak fachowa analiza - pokiwał z poważaniem głową, sięgając dłonią po swoją szklankę z ginem i wyszczerzył wreszcie zęby w nieprzyzwoicie pogodnym uśmiechu. - Czyyyyli - podjął, westchnąwszy ciężko po łyku drinka. - poczeka do rana, aż wyczerpie się konkurencja i poderwie najbardziej zdesperowaną, a potem przez cały tydzień będzie opowiadał kolegom z korpo, jaki to z niego jolero. Jest to jakiś sposób w sumie - spróbował pociągnąć rozważania Lavy w odpowiednim kierunku, chociaż jako facet mógł być nieco mniej krytyczny od niej. Mimo wszystko obejrzał sie nawet za siebie, żeby wyjrzeć w tłumie tego biedaka, ale bez skutku - widocznie dobrze się ukrywał.
- Ouch - odchrząknął, posyłając jej zaciekawione spojrzenie i wzruszył ramionami. - A jak Ci powiem, że poniekąd z tego żyję, to mi nie uwierzysz, czy wrócisz do tego motywu z drinkami i wyobrazisz sobie mnie z kartką "WILL SAVE YOUR ASS FOR FOOD"? - zapytał luźnym tonem i przekrzywił z zainteresowaniem głowę. Chyba trudno wyobrazić sobie gorszy zawód do uwiarygodnienia w takim small-talku, no chyba że siedzisz przy stoliku w tradycyjnej knajpie dla gliniarzy i zabawiasz rozmową pierwszą lepszą badgebunny.
- A Ty? Co robisz w uroczym mieście Seattle? - odbił za chwilę piłeczkę, bo łatwiej było mu rzucać pytaniami, niż mówić o sobie.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Oczywiście! Luźnego podobijania, czy podrywania nie miała nikomu za złe. Nie jednego faceta w ten sposób poznała i nie jednemu dała sobie postawić drinka. Irytowali ją faceci, którzy nie zauważali jej braku zainteresowania, którzy nie słyszeli, a raczej nie chcieli słyszeć jej odmowy, czy komentujący jej wygląd, jakby mieli prawo ją oceniać albo prosić, by się dla nich uśmiechnęła.
– Rozpiszemy to i im wyślemy, oczywiście zaznaczymy, że oczekujemy milionów za ten genialny pomysł. – stwierdziła zadowolona z siebie i swojej głowy do interesów. Deadpool by pasował, to prawda. Idealnie wpasowałby się w rolę bohatera romantycznego, ale też komicznego. Chociaż akurat obeznana w superbohaterach nie była, to ten utkwił jej w pamięci. Może dlatego, że nie musiała sobie sklejać jego wątku z kilkoma innymi bohaterami i filmami.
– Okej, okej! – uniosła ręce w poddańczym geście i zaśmiała się. – Powinieneś się cieszyć, że rodzice o ciebie dbali i chcieli, żeby ci było ciepło w tyłek. – stwierdziła i teatralnie wywróciła oczami. Jednak jeśli rajty były dla niego takim słabym wspomnieniem, to nie zamierzała go namawiać do noszenia ich teraz. Chociaż pamiętała jakie batalie toczyła jej matka z jej braćmi, kiedy próbowała ich namówić do zakładania ciepłych ubrań, a Shah bardziej chciał wyglądać dobrze i wracać do domu i narzekać, ze stopy mu zmarzły w szpanerskich adidasach.
Posłała mu uśmiech specjalisty i sięgnęła po swojego drinka, słuchając jego tezy na temat podrywacza.
– Zdecydowanie tak to widzę. – roześmiała się. I to nie tak, że śmiała się jakoś bardzo z tego biednego faceta, który nie umiał podrywać, bo w ich wizji był on w tym po prostu słaby i takim wolała go widzieć, zamiast stwierdzać, że jest gburowatym dupkiem ze zbyt wysokim mniemaniem o własnej osobie.
Jej brew uniosła się mimowolnie, kiedy próbowała wyobrazić sobie go z kartką ze wspomnianym napisem.
– Przyznam, że to trudne pytanie. – stwierdziła wzdychając cicho. – Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to… w sumie sama nie wiem jak, ale takie wrażenie sprawiasz… jakbyś doskonale wiedział, jak ratować innych. – oznajmiła z uśmiechem. Nie wiedziała czemu, ale tak było, po prostu. Może swoją posturą i bijącą od niego pewnością?
– Wróciłam po kilku latach w rodzinne strony. I pracuję w radiu, gadam od rana do całego Seattle. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Tu nie było niczego do ukrycia, zwłaszcza, ze gdyby wygooglował jej nazwisko, to od razu by się tego dowiedział. Zanim jednak zdążyła powiedzieć coś więcej, poczuła dłoń na swoim ramieniu, a kiedy odwróciła się, zobaczyła swoją koleżankę. Przeprosiła Graysona i odeszła z nią na chwilę, by wysłuchać kilku zdań o tym, jaki jej nowy znajomy jest miły i że zaprosił ją na kolejnego drinka do innego miesja. Pożegnały się, Lava życzyła jej miłego wieczoru i poprosiła o smsa z raportem, jak się udała druga część wieczoru, a potem wróciła na swoje miejsce.
– Przepraszam, to właśnie ta koleżanka, na którą czekałam. Znalazła sobie jednak lepsze towarzystwo na resztę wieczoru. – wytłumaczyła się, żartując oczywiście, bo w sumie od poczatku wiedziała, że tak się to skończy.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Świetnie. Wreszcie przejdę do etapu życia pod tytułem "nic nie robić i pachnieć" - podsumował z uśmiechem na twarzy, z rozmarzeniem wyglądając w przyszłość. Pięknie byłoby zarabiać miliony i popaść w próżność - po tych trzech latach spędzonych w dziczy, Grayson oddałby dużo, żeby się tak po prostu polenić w jakichś ciekawych okolicznościach przyrody. Najlepiej tankując whisky na galony i pykając z cygara nad dużą pepperoni na tłustym cieście. Rzeczywistość była jedna - na takie przyjemności mógł sobie pozwolić Ryan Reynolds (prawdopodobnie dlatego, że w rajstopkach czuł się i wyglądał dobrze), a Pritchard marnował teraz kolejne dni urlopu na picie w barze, zamiast poświęcać czas swojej narzeczonej chociażby. I chociaż prawdopodobnie powinno mu być z tego powodu źle, to... wyjątkowo nieźle się bawił - spławił jakiegoś nachalnego kretyna, pił darmowego drinka i jeszcze miał w najgorszym wypadku tylko prawie najlepsze towarzystwo. Miewał gorsze wieczory - tak należało to ująć.
Ten układał się tak dobrze, że nawet średnio zabawny rysopis psychologiczny sprawcy jednego z najgorszych podrywów w roku 2020 brzmiał z jego ust wyjątkowo dowcipnie. Umówmy się - że sam się z niego śmiał, to było dość oczywiste, ale raczej nieistotne, natomiast fakt, że i na twarzy Lavy odmalowało się rozbawienie był małym sukcesem i wprawił go w trochę mniej wisielczy nastrój. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że choć na zewnątrz pozował na nadwornego błazna, w istocie był tylko zatroskanym kłębkiem nerwów, zgnębionym setką mniejszych lub większych problemów, na czele oczywiście z chwiejącym się niczym kolos na glinianych nogach związkiem, o którym czasami zresztą myślał, że chyba było już za późno, aby go naprawić. No, ale o tym kiedy indziej.
Tymczasem bowiem Grayson został całkiem szybko zdemaskowany jako ktoś, kto w oczywisty sposób wygląda jak przeciętna dobra dusza z niskobudżetowego filmu familijnego i ponieważ to stwierdzenie wcale tak bardzo nie rozmijało się z prawdą, świetnie poczuł się w tej roli. - Jesteś spostrzegawcza - zauważył beznamiętnie, zaglądając do szklanki, żeby łykiem gorzkiego alkoholu spłukać z gardła pragnienie. - To znaczy... Doskonale to nie wiem, ale ogólnie rzecz biorąc przysięgałem stać na straży bezpieczeństwa Amerykan, więc punkt dla Ciebie - wyjaśnił w skrócie, obniżając nieco ton do bardziej konspiracyjnego. Trochę dla tego, że wolał tą informacją podzielić się tylko z nią, a trochę, żeby zbudować klimat a'la szpiegowski film noir - w końcu daleko mu było do sztywnego służbisty, więc chętnie korzystał ze swoich przywilejów, a także publicznego przekonania o gliniarzach w ogóle. - Pracuję dla FBI. I tu jest ten moment, kiedy masz prawo mi nie uwierzyć. Właściwie to jeszcze nikt mi nie uwierzył - za pierwszym razem oczywiście i często-gęsto musiał machać tą słynną blachą, żeby się uwiarygodnić. Taki life.
- Och. Czyli wychodzę na strasznego ignoranta, skoro Cię nie rozpoznałem? - zapytał, przyglądając się jej spod zmrużonych powiek; potem wzrok przerzucił na tę koleżankę i szybko dopowiedział sobie resztę historii, zanim jeszcze Lava zdążyła mu wytłumaczyć wszystko po powrocie. To była ta słynna, detektywistyczna dedukcja. - Upewniłaś się, że to nie ten sam koleś? - kiwnął głową za siebie, chcąc uzmysłowić jej, że na myśli miał oczywiście amatora jej wdzięków. W gruncie rzeczy - odniósłszy porażkę, pewnie zasadzał się na inną i kto wie, do kogo poniosły go nogi. - Wróciłaś, czyli udało Ci się wyjechać ze Seattle, co? Co Cię tu ściągnęło z powrotem? - z natury rzeczy Pritchard nie był wścibski, ale był ciekaw, jaki magnes leżał pod ulicami szmaragdowego miasta, skoro tak silny charakter jak Lava - to też sobie dopowiedział, być może przedwcześnie - obrał kurs powrotny. Ci z jego znajomych bowiem, którym udało się czmychnąć, zwykle nie wracali.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

- Mi by się chyba taki stan rzeczy szybko znudził. Ale miałabym na inne przyjemności. – stwierdziła zadowolona. Od zawsze lubiła pracować albo po prostu coś robić, jak miała wolną chwilę, to wynajdywała sobie kolejne zajęcia, by zająć czymś ręce i myśli. I długie lata spędziła na poszukiwaniu równowagi i próbie nieomamiania się alkoholem, ziołem albo dudniącą muzyką w jakimś klubie. Nawet pracowała za barem, bo wtedy było głośno i miała tak dużo zajęć, że nie miała kiedy rozmyślać. A kiedy ktoś podrzucił jej pomysł, by zaczęła trenować jogę i medytować, co miało jej pozwolić stawić czoła swoim problemom. A ona i tak w tym skupiała się na technice, a niekoniecznie na odpuszczaniu własnych myśli. I też nie uważała, że zastrzyk gotówki sprawiłby, że byłaby szczęśliwa, chociaż mniej więcej od piątego roku życia wychowana w dobrobycie, nie umiałaby do końca nic nie robić i pachnieć.
Miłą odmianą była normalna rozmowa, kilka niewinnych żartów i seria rozważań na temat wspólnego pomysłu, który gdyby nie ta sytuacja, na pewno nie pojawiłby się w ich głowach. Podobało jej się to, że siedziała właśnie z facetem, który uratował ją przed namolnym typem, nie planując tym niczego ugrać. I ucieszyło ją to, że nie pogardził drinkiem, którego mu zaproponowała. Po tych kilku minutach spędzonych z nim, miała wrażenie, że nie musi się obawiać, że nagłej zmiany podejścia, a kontynuacji luźnej rozmowy.
Pokiwała powoli głową, z uznaniem dla samej siebie, jakby właśnie odpowiedziała na jakieś super trudne pytanie w teleturnieju. A zaraz potem zaśmiała się głośno.
- Okej, doskonale nie wiesz, ale generalnie masz o tym jakieś pojęcie, tak? – spytała chcąc się upewnić. Bo chyba spodziewała się, że na tym zakończy swoją odpowiedzieć i pozostawi swój zawód owiany tajemnicą, a ona będzie się zastanawiać, czy dopiero skończył akademię policyjną, dostał się do straży pożarnej, czy może zmyśla i stwierdził, że żarty o byciu bohaterem jednak świetnie pasują do opowiastki o byciu policjantem. Już pomijając fakt, ze trzeci drink Lavy i miłe towarzystwo wpływały na nią tak, że niekoniecznie oczekiwała szczerych odpowiedzi i przedstawienia całego życiorysu.
- O wow. – mruknęła pod nosem. – W sumie… nie mam powodu, by ci nie wierzyć, skoro sama od razu przypisałam ci chronienie ludzi, jako zawód. – zaczęła po krótkim namyśle, przyglądając mu się uważnie, jakby szukała jakiegoś oczywistego elementu, który potwierdziłby jego słowa. Czy panowie z FBI nie nosili ciągle garniturów? Nie znała wcześniej nikogo, kto pracowałby w FBI, więc jej pojęcie o jego pracy było znikome, tyle co obejrzała w serialu albo wiedziała tak po prostu.
- Jej, chciałam jakoś podsumować te informacje, ale cholera… nie znam nikogo, kto pracowałby w FBI, więc kompletnie nie wiem, jak to wygląda. Zajmujesz się tam papierkową robotą, czy pracujesz w terenie? Jeśli mogę spytać? No i nie wiem… - spojrzała na niego i uśmiechnęła się speszona.
- Czy ty mi o tym w ogóle możesz mówić? – przysunęła się do niego nieco i ściszyła konspiracyjnie głos, trochę sobie żartując.
- Absolutnie nie. Jeśli nie słuchasz porannej audycji, to nie mogłeś mnie nie słyszeć. Poza tym prowadzę ją od kilku miesięcy. – odpowiedziała z uśmiechem i wzruszyła lekko ramionami. Zaraz potem zajęła się swoją koleżanką. – Tak. Ale wiesz, z drugiej strony on mógłby się jej spodobać, kto wie. – odparła rozbawiona. A że koleżanka bardzo szukała towarzystwa, to mogła być zainteresowana, na szczęście wcześniej poderwał ją ktoś inny. – Wyjechałam po studiach, ale nigdy nie chodziło o porzucenie Seattle na stałe, po prostu potrzebowałam zmian. No i bardzo chciałam spędzić kilka miesięcy, gdzieś gdzie przez cały czas jest ciepło. A wróciłam, bo stwierdziłam, że już czas. Mam tu całą rodzinę. Ale nie mogę powiedzieć, że za pół roku nadal tu będę. – odpowiedziała na jego pytanie, niekoniecznie wdając się w szczegóły, bo o ile jej wyjazd był raczej młodzieńczym jeszcze kaprysem, chęcią podróżowania, poznawania ludzi, unikania obowiązków i zobowiązań, tak jej powrót miał powód, ale to chyba nie był temat na pierwszą rozmowę.
- A ty, dlaczego Seattle? – spytała, odbijając piłeczkę.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

"Jakieś pojęcie" było rozsądnym kompromisem - te wszystkie szkolenia wszak nie były rozpisywane według scenariusza pod tytułem "nachalny małpiszon w barze" tylko... na milion innych okazji, także zdecydowanie - to było jakieś pojęcie. - To zależy, jak sobie wyobrażałaś jego następny krok, ale powiedzmy, że to on miałby większe szanse, żeby wyjechać stąd nogami do przodu - bąknął luźno, wydając z siebie ciche cyknięcie, które zwykle służyło mu jako puenta; tym razem było jednak przecinkiem-łącznikiem i dlatego Grayson szybko zabrał głos. - A zupełnie serio, to przed wejściem do środka powinien być test z umiejętności społecznych, żeby Lava Hale nie musiała potem stawiać drinków i wysłuchiwać Graysonów. Popieprzone czasy - zabrzmiał trochę, jakby się zapętlił, ale tu wcale nie chodziło o to - po prostu z wyprzedzeniem starał się usprawiedliwić, na wypadek, gdyby była wrażliwa na tego typu żarty. W tej wrażliwości oczywiście nie byłoby nic złego i sam Pritchard tym wzgardzał (przynajmniej dopóki nie dowcipkował z takim Dallasem na przykład), ale lepiej było sobie oszczędzić kwasu. W końcu było wyjątkowo luźno. Przynajmniej na razie.
Roześmiał się. - W takim razie musiałem trochę spoważnieć. Moja narzeczona uwierzyła mi dopiero po piątej randce - rzucił po chwili, w rozbawieniu kiwając głową na boki. Widocznie była bardziej spostrzegawcza; w sumie praca w radiu by to sugerowała, bo pewnie rozmawiała w niej z różnymi ludźmi i potrafiła wyczuć pismo nosem, ale Pritchardowi wydało się to całkiem imponujące. Nicole miała go przecież za bogatego synka bogatych rodziców. Zrobił postęp.
Już dawno nikt nigdy nie zadał mu tego pytania, dlatego w ostatniej chwili ugryzł się w język i kolejna wzmianka zabrzmiała bardzo naturalnie. Oto Grayson tak naprawdę to nie wiedział, czy i o czym mógł jej mówić i dlatego przez chwilę w ciszy mieszał wzrokiem za jej plecami, obracając w dłoni szklankę. - Właściwie to nie wiem - rzucił nagle, a w tonie głosu oprócz niepewności, pobrzmiewało mu rozżalenie. Minęło w końcu ledwie kilka dni, odkąd wrócił do miasta i nadal nie przetrawił tej decyzji swoich przełożonych, dlatego czuł się nadal przybity. - Przez ostatnie..-- - zawahał się, urywając nagle; mimo wszystko operowanie dokładnymi terminami mogło mu zaszkodzić, dlatego zawiesił na chwilę głos i dodał już nieco ciszej, konspiracyjnie - tajemniczo po prostu. - Ostatnio pracowałem w "zorganizowanej przestępczości", ale to nie ma żadnego znaczenia, wiesz? Jestem na przymusowym urlopie, a potem - machnął ręką - mogę nawet prowadzić archiwum. Nie dbam o to, wiesz? Wyleczyłem się z tego - prychnął na sam koniec i pociągnął łyk ginu. Nie brzmiało to, jak najlepsza reklama FBI na świecie, ale wcale nie miało tak zabrzmieć - Pritchard zachowywał się trochę jak porzucony chłopak, któremu zależało wyłącznie na oczernieniu byłej dziewczyny. Dziecinne, ale co zrobić.
- Właściwie to sam bym na niego poleciał, gdyby do mnie podbił - skwitował z rozbawieniem i nawet mrugnął do niej konspiracyjnie, co by się za bardzo nie wczuwała w gejowskie żarty Graysona. Bez nich - nie istniał, co w gruncie rzeczy czyniło go bardzo wiernym i oddanym facetem (Dallasowi oczywiście). - Gdzie studiowałaś? Czekaj, czekaj - zastopował ją skinięciem dłoni, a "nie mów" musiała odczytać z ruchu jego warg. Zmrużył niebezpiecznie oczy, przyglądając się jej uważnie i zmarszczył czoło, jak przeciętny bohater kreskówki, mrucząc pod nosem podbite mocnym basem "hmmm". - Masz trochę Nowego Jorku w akcencie, ale w Nowym Jorku wcale nie jest ciepło, więc... UCLA? Miami? - wyrzucił w końcu z siebie, ale nie był w stu procentach przekonany swojemu typowi i machnął ręką. - Okay, poddaję się. Następny jest na mój rachunek - dodał jeszcze zrezygnowany i odstawił szklankę na bok, kwitując jej słowa namiastką uśmiechu. - I wcale bym Cię za to nie winił. Tu też nie zawsze jest ciepło - dokończył, w gruncie rzeczy nie chcąc grzebać w jej życiorysie głębiej. To nie miało większego sensu.
- Urodziłem się tutaj, wiesz? - odparł niezbyt jasno i za chwilę przechylił głowę w bok. - Poza tym... Chyba lubię to miasto. Pogoda trochę ssie i Seahawks raczej nie wygrają superbowl, ale w gruncie rzeczy jest moje i nie wyobrażam sobie zmian. W końcu starych drzew się nie przesadza, nie? - zażartował luźno, splatając palce na wysokości mostka i zaraz wyszczerzył się jeszcze szerzej, kręcąc głową na boki. - No, chyba że mój szef postanowi inaczej.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

- Totalnie! – zgodziła się z nim i pokiwała głową. – Ale co by nie było, w sumie nie miałam komu stawiać drinków i coś mi się wydaje, że skoro się na niego zgodziłeś, to nie czekasz na kogoś, kto mógłby cię słuchać, więc generalnie i tak wyszło całkiem nieźle. – stwierdziła po chwili namysłu i uniosła swojego drinka, żeby się napić. Niby przypadkiem, niby chciał jej pomóc, a jednak siedzieli tu teraz razem i sobie gawędzili. No tego na pewno nikt się nie spodziewał.
- Może ja po prostu obejrzałam już odpowiednią ilość różnych seriali i stąd mój nos do zawodów? – rzuciła tę luźną myśl na głos. Nie rozkminiała tego jednak jakoś na poważnie. Pewnie sam fakt, że spotkała w życiu bardzo wielu ludzi był istotny, a i praca w radiu nieco pomagała, kiedy czasem po samym tonie głosu musiała wyczuć, czy ktoś sobie robi żarty albo ironizuje. Nie przywykła też do podważania słów innych, skoro tak mówił, to nie było powodu, by mu nie wierzyć. Odpuściła sobie też komentowanie tego, że jest zaręczony, bo w sumie to go tu nie wyrywała, żeby miało jej to przeszkadzać, nie?
Przyglądała mu się, kiedy szukał słów, by odpowiedzieć na jej pytanie. Nie chciała być wścibska, po prostu myślała, że skoro już i tak zdradził jej gdzie pracuje, to uchyli rąbka tajemnicy, o ile tajemnicą to było, czy faktycznie spędza czas przy biurku, czy w terenie. W końcu FBI miało inne sprawy na głowie, niż policja, nie? Zmarszczyła czoło słuchając jego odpowiedzi, starając się skupić i wyłapać z niej konkrety, których jednak nie umiała z niej wyłuskać. Pokiwała więc powoli głową, trochę udając, że rozumie, bo trochę brzmiało, jakby się jej zwierzał, więc nie chciała mu przerywać tej chwili i westchnęła cicho. – I rozumiem, że w tym archiwum będzie wiać nudą, a przywykłeś do atrakcji w tej zorganizowanej przestępczości? – spytała, tak autentycznie zastanawiając się, czy archiwum oznaczało robienie dokumentacji z jego poprzedniego zadania, czy każą mu po tym przymusowym urlopie sprzątać stare teczki. W sumie obie opcje brzmiały słabo.
Rozbawiona jego żartem pokręciła tylko głową. Szybko jednak wróciła myślami do ich rozmowy, a nie wspomnień o twarzy tamtego faceta. Czekała, aż zgadnie gdzie studiowała, kręcąc tylko głową, kiedy nie udało mu się trafić za pierwszym, a potem za drugim razem. – Urodziłam się w Nowym Jorku, spędziłam tam jakieś pięć lat, ale wątpię, żeby to wpłynęło na mój akcent. Po studiach byłam tam kilka miesięcy. Ale studiowałam w Seattle, na Waszyngtońskim. – odpowiedziała, rozmywając wątpliwości, co do miejsca jej studiów oraz akcentu. Dopiła swojego drinka i pustą szklankę postawiła bliżej barmana, zgadzając się, by Grayson postawił im następną kolejkę.
- Starych drzew się nie przesadza?powtórzyła i parsknęła śmiechem. – A co, ty masz jakieś pięćdziesiąt albo siedemdziesiąt lat? Damn, dobrze się trzymasz, gościu! Ale żarty na bok, trochę to rozumiem. Lubię Seattle. Wszyscy się zachwycają Nowym Jorkiem, ale… no nie wiem. – wzruszyła ramionami. – Oby wtedy wybrał ciepłe miejsce. – no tak mu życzyła, bo jednak jak jest słoneczko, jakaś znośna temperatura, to inaczej się żyje!

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

5 Ostatnio naprawdę miał dość ludzi. Był zmęczony już ciągłym kontaktem z róznymi osobami w pracy i poza pracą. W ostatnim czasie niewiele miał chwil wyłącznie dla siebie, by odciąć się od wszelakich bodźców z zewnątrz, od bezsensownych rozmów, podniesionych głosów, fałszywych uśmiechów. Praca wymagała od niego kontaktu z większą ilością osób na raz, z niektórymi bardzo bliskiego kontaktu, po pracy wychodził z tymi samymi lub innymi ludźmi na piwo czy innego typu alkohol. Spotykał się też z kobietami, raczej całkiem niezobowiązująco. Właściwie codziennie spędzał zbyt wiele godzin w towarzystwie innych osób. Kiedy więc tego dnia po zakończonej pracy ekipa pytała go, czy chce wybrać się z nimi na piwo do pobliskiego baru, w którym zazwyczaj chętnie się po skończonej robocie tłoczyli, on postanowił odrzucić zaproszenie i wybrać się do zupełnie innego baru całkiem samemu, zdecydowanie nie w zamiarze, by poderwać jakąś dziewczynę samotnie sączącą drinka i zabrać ją do swojego mieszkania. Nie, po prostu chciał usiąść i napić się sam, taki był plan. Poszedł więc do baru w swojej okolicy (raczej dalszej niż bliższej okolicy), w którym dotychczas jeszcze nigdy nie był. Usadowił się przy barze, by zamówić sobie coś do picia. Rozejrzał się w prawo i lewo, by znaleźć kogoś, kto mógłby mu nalać czegoś dobrego do wypicia. – Halo, czy ktoś tu w ogóle obsługuje? – zagrzmiał nie wiedzieć właściwie do kogo. Chyba trzeba było postawić na jakiś dobrze mu znany bar.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 3 — ..........Dzisiejszego dnia nie było zbyt tłoczno. Może to przez fakt, że był środek tygodnia, a nie weekend; może dlatego, że pogoda ostatnio nie dopisuje i ludzie woleli spędzać czas w domu, niż w zatłoczonych barach. Miało to swoje plusy, jak i minusy — z jednej strony mniejsza ilość klientów oznacza mniej napiwków, z drugiej jednak luźniejszą zmianę, po której nie będzie musiała wracać do mieszkania zmęczona i ledwo żywa. Korzystając więc z tego, że przy barze znajdowało się niewielu klientów, wymyka się na krótką przerwę, za barem zostawiając drugiego barmana, który miał z nią dzisiejszą zmianę. Sęk w tym, że za bardzo za nim nie przepada, więc jakiekolwiek pogawędki w przerwach odpadają. Zamiast więc go zaczepić, wolała schować się na moment na zapleczu i wreszcie coś zjeść, bo od kilku godzin nie miała nic w ustach, a żołądek powoli dopominał się jedzenia.
..........Jej przerwa nie trwa jednak zbyt długo. Po zjedzonej kanapce, którą jak zwykle kupiła po drodze do pracy, na moment jeszcze zachodzi do łazienki. I ledwo z niej wychodzi, słyszy jak zza baru ktoś krzyczy coś o jakiejś obsłudze. Marszczy brwi, bo przecież jest pewna, że kiedy wychodziła Sam stał za barem. Kiedy jednak zerka w głąb zaplecza, widzi, jak chłopak siedzi przy niewielkim stoliku i zajada się obiadem.
..........Co za debil — mruczy wkurzona pod nosem, bo już któryś raz zostawia bar bez opieki. Nie ma nawet siły po raz kolejny go opierdolić, bo po co, skoro robiła to już nie raz i wciąż do niego nie dociera, że nie powinien tak robić. Chyba czas szepnąć słówko managerowi. Na razie jednak prędko wraca za bar, aby nie przybyło więcej niezadowolonych z braku obsługi klientów.
..........Już, już! Co panu podać? — pyta, stając naprzeciwko nowego klienta. Dopiero wtedy ma okazję lepiej mu się przyjrzeć i wystarczy chwila, aby w mężczyźnie rozpoznała… — Wren — wyrywa jej się mimowolnie. O cholera jasna! Od ich ostatniego spotkania minęło dziesięć dobrych lat i przez ten czas zdążyła już o nim zapomnieć. Wystarczy jednak, że znów go widzi, by wszystkie wspomnienia z ostatniej klasy szkoły średniej wróciły w mgnieniu oka. Ich potajemne schadzki, skradzione pocałunki, gdy nikt nie patrzył, godziny spędzone pod osłoną nocy w miejscach, gdzie nikt znajomy nie chodził. A wszystko po to, aby jej przyjaciółka o niczym się nie dowiedziała, bo od lat się w chłopaku kochała. Niestety kłamstwa i tajemnice w pewnym momencie zawsze wyjdą na jaw i nie inaczej było tym razem. I tak, oprócz najlepszej przyjaciółki, straciła też chłopaka, z którym po wszystkim zerwała, licząc na to, że owa przyjaciółka jej wybaczy. Cóż, nie wybaczyła, a na powrót do Wrena było już wtedy za późno — przynajmniej tak sądziła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie był specjalnie refleksyjną osobą, potrzebującą posiedzieć w samotności, by porozmyślać. Wręcz przeciwnie. Potrzebował ludzi. Wciąż musiało się coś dziać, dokądś zmierzać, jakoś się toczyć, byle do przodu. Nie chciał się zatrzymywać choćby na parę chwil. Być może głównie z tego powodu, że gdyby w spokoju mógł dłużej przyjrzeć się swoim wewnętrznym rozterkom i nieprzemyślanym poczynaniom, mógłby dojść do jakże bolesnego wniosku, że powinien w końcu zrobić coś ze swoim bezsensownie toczącym się życiem. Łatwiej więc było zapijać te uporczywe myśli, tłumić je rozmowami, śmiechem, okrzykami, a złe decyzje zastępować kolejnymi złymi decyzjami. Zdawało mu się niekiedy, gdy już sobie pozwalał na tę chwilę podświadomej refleksji, że życie toczyło się całkiem poza nim, jak gdyby nie miał żadnej kontroli nad nim, a jedynie obserwował rozwój wypadków. Wydawało mu się, że w momencie, gdy rzucił wszystko i dość diametralnie zmienił swoje dotychczasowe życie, wybierając nieco…inną drogę, w końcu coś się ruszy, że odzyska tę kontrolę. I tak mu się z początku zdawało, ale zdawał się mieć teraz małe deja vu, mimo że okoliczności były inne, on dalej nie czuł, aby posiadał jakąś większą kontrolę nad swoim życiem. Wciąż nie czuł, że to było to. Tylko pojęcia nie miał, jak miałby zmienić jakkolwiek ten stan rzeczy. Co więc zrobił? Polazł do baru, by znowu otumanić się nieco alkoholem, tym razem jednak bez towarzystwa ludzi. I chyba nawet ochoty większej nie miał na to, by kogokolwiek podrywać w barze. To byłaby kolejna bezsensownie nieistotna znajomość do kolekcji aż nazbyt pokaźnej. Nie spodziewał się jednak ujrzeć tego dnia osoby znajomej, która niegdyś chyba coś więcej dla niego znaczyła (co w przypadku Wrena było i tak dużym osiągnięciem). Zresztą kiedy to było? Zdawało mu się jakby w poprzednim życiu. – Millie – rzucił w odpowiedzi. – Kurde… kopę lat, a prawie wcale się nie zmieniłaś – stwierdził, drapiąc się za uchem. Nieco zaskoczony nadal był tym rozwojem sytuacji, tym bardziej, że zdecydowanie spodziewał się samotnego, raczej spokojnego wieczoru. – Co u ciebie? – zapytał właściwie całkiem ciekaw tego, co się u niej działo aktualnie. Minęło naprawdę sporo czasu od szkoły średniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Kiedyś zastanawiała się, jakby wyglądała dalej ich relacja, gdyby postanowiła olać przyjaciółkę, by zostać z Wrenem. Ile by jeszcze razem wytrzymali? Tydzień? Dwa miesiące? Rok? A może byliby razem do tej pory? Ach, w tę ostatnią opcję akurat wierzy najmniej, bo znając ją, prędzej czy później i tak by to zepsuła — uciekła, wybierając wolność i unikając poważniejszych zobowiązań. Z jakiegoś powodu przecież nadal jest sama i nie, nie dlatego, że nikt jej nie chce; dlatego, że ona nie chce nikogo. Dobrze jest jej w pojedynkę; może robić to, na co ma ochotę, nie musi myśleć o nikim innym i bać się, że w pewnym momencie będzie musiała dokonać jakiegoś poważnego wyboru — jej marzenia a miłość. Bo co, jeśli nagle postanowi wyjechać na drugi koniec kraju? Co jeśli poczuje potrzebę sprzedania wszystkich swoich rzeczy, aby wyjechać w podróż dookoła świata?
..........Może więc i dobrze, że stało się tak, jak się stało. Choć, musi przyznać, na początku cholernie za nim tęskniła. Wracała do niego wspomnieniami, gdy szła spać, gdy siedziała w ich ulubionej knajpce, gdy oglądała film, który kiedyś już razem oglądali. Z czasem jednak to wszystko minęło; z czasem zapomniała. Zaczęła szukać sensu w swoim życiu; zaczęła spotykać się z innymi. Ot, życie toczyło się dalej.
..........Ale co to było za życie?
..........Bo i ona przez długi czas żyła w zawieszeniu, zupełnie, jak on. Nie potrafiła znaleźć swojej drogi, więc szukała jej wszędzie, gdzie się dało. Pracowała to tu, to tam, chodziła na różne kursy, próbowała wielu rzeczy. Aż w końcu znalazła coś dla siebie i się tego uczepiła. Może więc i dla niego istnieje jeszcze szansa? Może i on wreszcie znajdzie coś, co sprawi, że poczuje się żywy?
..........Uśmiecha się do niego szeroko, gdy pierwszy szok mija. W końcu, mimo wszystko, naprawdę się cieszy na jego widok. Jest ciekawa, jak mu się żyje, co robi, jak potoczyło się jego życie. Może i im nie wyszło, ale to nie oznacza, że nie mogą ze sobą normalnie porozmawiać, tak?
..........Czego nie mogę powiedzieć o tobie. Zdecydowanie zmężniałeś przez te lata. Czyżbyś wreszcie mógł wyhodować porządną brodę, Atherton? — ze śmiechem łapie go za szczękę, odwracając jego głowę to w lewo, to w prawo, aby móc mu się lepiej przyjrzeć. Zaraz jednak go puszcza, aby nie robić mu większego wstydu. — U mnie? Nie narzekam, nie narzekam. Jak widzisz — pracuję. Poza tym nie mieszkam już z rodzicami i… W sumie nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Moje życie niestety nie jest zbyt ekscytujące — odpowiada z rozbawieniem, wzruszając przy tym ramionami. Rozgląda się jeszcze dookoła, ale na szczęście na ten moment żaden inny klient nie domaga się jej uwagi. — A co u ciebie? Co porabiałeś przez ostatnie lata? — pyta, opierając się łokciami o bar. Niewątpliwie nie porozmawiają tu zbyt długo, ani głęboko, bo mimo wszystko jest w pracy, ale kto wie, może przez to jedno, przypadkowe spotkanie odnowią ze sobą kontakt?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Bar”