WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/originals/f4/87/7e ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

To był dość stresujący czas. Żyła w jakimś dziwnym strachu i przeświadczeniu, odkąd tylko jej były pojawił się w jej drzwiach, że to wszystko pęknie, że bańka, w której się znalazła będzie dla niej zabójcza. Gdy Finn jednak nie odezwał się do niej po tamtym dniu - wszystko ucichło, poza jej sumieniem. Nie wiedziała, czy wie, czy zdał sobie sprawę z błędu, który mogła popełnić Emerald wtedy na torze, przez który miał wypadek, przez który się rozstali. Nikt nie był święty w tej relacji, ale kochała go, na tyle, że każde wspomnienie o nim po prostu bolało. Musiała zapomnieć, a co innego lepiej w tym pomaga, jak nie alkohol? Udała się więc do jednego z ulubionych barów, usiadła samotnie na hokerze i na początku zamówiła piwo, choćby po to, by się rozluźnić i stwierdzić, czy to odpowiedni dzień na picie. Ale był. I po dwóch godzinach rozmów z barmanem i innymi gośćmi, którzy dosiadali się na moment, gdy zamawiali coś, czuła się wyśmienicie. Na tyle chyba, że zaczęła mieć majaki, bo w drodze do łazienki zobaczyła znajomą twarz.
Wyminęła kilka osób szybkim tempem, mrucząc jakieś przepraszam, jeśli kogoś szturchnęła i gdy tylko zrównała się z dziewczyną natychmiast ją zaczepiła. - Hej.. - chciała zwrócić jej uwagę i by na moment stanęły, a gdy mogła się jej przyjrzeć, aż zamarła. Dwa pieprzone lata? Więcej? Sama już nie wie ile minęło. - Albo mam majaki po alkoholu, albo widzę duchy, serio - uniosła brew do góry - uszczypnij mnie, chyba, że to naprawdę Ty - tak, była prawie pewna, że przed nią znajdowała się Adore i co gorsza, nie wiedziała jak zareagować. Przytulić niegdyś przyjaciółkę, która zniknęła tak o, czy może po prostu czekać na jej reakcję? Oparła się bokiem o ścianę, bo aż z tych emocji zakręciło jej się w głowie. Tego się nie spodziewała, zdecydowanie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/G0t6swG.png">

Nie było łatwo. Doskonale wiedziała, że nie będzie – ale trzymała się postanowienia, że tym razem pozytywnie spojrzy na świat i nie będzie pokazywać jak bardzo przejmuje się i cierpi. Nie mogła sobie pozwolić na emocje. Nie mogła sobie również pozwolić na kolejne załamanie. Kiedyś, dawno temu, usłyszała, że jeśli będzie dziękować za to, co ma, a nie przejmować się tym, czego jej brakuje, jej życie zmieni się na lepsze – bo ostatecznie sama w to uwierzy i będzie otwarta na to, co przyszykuje dla niej los. Cholera, a co jeśli ten wspomniany los już nigdy nie będzie dla niej łaskawy? Adore czasami miała wrażenie, że już wyczerpała całe dobro, jakie było dla niej przygotowane. Albo nie, nawet nie wyczerpała, a zaprzepaściła sprawiając, że jej życie zepsuło się, gdy małżeństwo i praca legły w gruzach. W takich momentach nogi same kierowały ją do baru – bo jak można łatwiej zapomnieć o problemach, niż topiąc je w alkoholu? Jednak tego dnia coś nie grało Pomimo pierwszego, drugiego i trzeciego piwa, a potem nawet kolejki tequili na, tak zwane, dobicie, Addy była mocno zaniepokojona i nie potrafiła podać konkretnego wytłumaczenia dla takiego stanu rzeczy. Siedziała przy stoliku, z kilkoma nowopoznanymi osobami i z niezbyt szczerym uśmiechem na twarzy, gdy kątem oka zauważyła dawną przyjaciółkę, do której nie odzywała się od ponad dwóch lat. Nie miała siły na nadrabianie zaległości i przepraszanie za to, że zniknęła bez słowa; nie tego dnia. Wstała więc od stolika, by jak najszybciej opuścić lokal, gdy obok usłyszała znajomy głos. Nie bardzo wiedząc, jak zareagować, zmusiła się do uśmiechu i powiedziała:- Właśnie miałam do ciebie dzwonić. Jak dobrze, że się spotykamy – z całej siły starając się, by nie zabrzmiało to jak byle jakie kłamstwo (chociaż właściwie nim było). – Co u ciebie? – zagaiła, modląc się o to, by Emerald nie zaczęła ciągnąć jej za język. Czy była wystarczająco pijana, żeby sobie odpuścić? Adore niekoniecznie potrafiła ocenić; aczkolwiek miała szczerą nadzieję, że tak właśnie jest.
Ostatnio zmieniony 2021-04-16, 12:32 przez adore marquez, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się pobłażliwie, słysząc jej wymówkę. - Mhhm - wywróciła oczami, bo naprawdę miała wrażenie, że rozmawia z głupią panienką? Przecież znały się nie od dziś, doskonale wiedziały, że ani jedna ani druga nie należy do pustogłowych dziewczyn. Emerald miała się za inteligentną osobę i liczyła, że przyjaciółka też będzie ją za taką miała i nie będzie jej wciskać takich kitów. Przecież od razu po jej zachowaniu, mimice, tonie głosu, czy mowie ciała można było stwierdzić, że wcale nie cieszy się z nagłego spotkania. A może cieszyła, tylko nie potrafiła teraz wszystkiego ogarnąć, bo oczywiście, że na usta brunetki sunęło się mnóstwo pytań o to, co się właściwie stało. - Dory - zawsze próbowała znaleźć jej jakieś przezwisko czy też skrót od imienia, które brzmiało zazwyczaj bardzo poważnie i Campbell nie mogła tego zdzierżyć. Z lepszym, gorszym skutkiem, ale to był jej thing, do którego z czasem musiała się przyzwyczaić - dobrze wiesz, że nie ładnie mnie okłamywać - pokręciła głową z niedowierzaniem. - U mnie.. jak to u mnie, bywało trochę lepiej, nie powiem - westchnęła ciężej i przekręciła głowę w bok, patrząc na przyjaciółkę, która niegdyś była jej bardzo bliska, a teraz? Miała wrażenie, że to spotkanie jest czymś, czego ostatnie chce. Czy coś zrobiła? Czy to była jej wina?
- Chcesz o tym pogadać? Nie było Cię tyle czasu i praktycznie wykluczyłaś mnie ze swojego życia... nawet nie wiesz jak cholernie się martwiłam - zmrużyła oczy, choć ostatecznie nie chciała na nią naciskać. Stąd to pytanie, nie rozkaz, nie żądanie wytłumaczenia sytuacji, choć na pewno by się to przydało. Ale pytanie.. co chciała z tym zrobić. Czy jeszcze była szansa na ich przyjaźń, mimo tego, że nie widziała swojej winy, zawsze mogło być coś, co dawało prawdopodobieństwo, że coś się wydarzyło na poziomie ich przyjaźni. Jeśli nie, chciała tylko wiedzieć, czy teraz była bezpieczna.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było jej ciężko – naprawdę ciężko wrócić teraz do Seattle i rozmawiać ze wszystkimi ludźmi, których tak nagle zostawiła ponad dwa lata wcześniej. Ile od tego czasu musiało się zmienić! A co, jeśli już jej nie akcentowali? Co, jeśli spaliła za sobą wszystkie mosty i nie miała opcji powrotu? Wcześniej o tym nie myślała. Owszem, przejmowała się spotkaniem z Ryderem, było jej niedobrze na samą myśl o tym, że pewnego dnia trafi gdzieś na Waltera, ale jakoś nigdy nie wzięła pod uwagę, że mogła skrzywdzić znacznie większą ilość osób. Uciekła – a ucieczki mają to do siebie, że człowiek zazwyczaj zostaje wtedy uznawany za egoistę. Czy ona była egoistką? Oczywiście, że była. Chociaż usilnie wmawiała sobie, że musiała tak zrobić, czy rzeczywiście było to prawdą? – Wiem, wiem, wiem. Przepraszam, nie chciałam, żeby to tam zabrzmiało – powiedziała, tym razem całkiem szczerze. Eme była jedną z bliższych osób w jej życiu – dlaczego nie mogła teraz normalnie z nią porozmawiać? Nawet jeśli nie chciała od razu poruszać tych ważniejszych kwestii, wspólne spędzenie wieczoru nie było niczym złym. Westchnęła, słysząc jej kolejne słowa. Martwiła się? Chyba nie było w tym nic dziwnego; w odwrotnej sytuacji Adore umierałaby z nerwów. – Może usiądziemy? Napijemy się czegoś? Czekaj … jesteś tutaj z kimś? Bo jeśli tak to … to może poczekać – zawahała się, bo właściwie nie wiedziała nawet co może poczekać. Rozmowa o tym, co się stało? I tak nie była przekonana, czy jest na nią gotowa. Zakładając, że przyjaciółka się zgodziła, Addy wypatrzyła pośród tłumu ludzi wolny stolik, do którego pospiesznie podeszły (by czasem nikt ich nie uprzedził). – Zacznijmy od ciebie. Bywało lepiej? Co się stało? – zapytała, skupiając na niej uważne spojrzenie. Wiedziała, że mają sporo zaległości – nie wiedziała jednak, czy Emerald będzie chciała jakkolwiek to nadrobić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Emerald starała się zrozumieć co się stało. Nie chciała oceniać swojej przyjaciółki, choć oczywiście to raczej było mało możliwe, biorąc pod uwagę, że ludzie są stworzeni do tego, by oceniać drugich. Nie wiedziała jednak co się działo w jej głowie, dlaczego zadecydowała uciec, dlaczego nie mierzyła się z problemami. Jej małżeństwo z Walterem już nie istniało, opuściła znajomych, rodzinę, przyjaciół i nawet nie dała znać, że wróciła. Była egoistką, ale za takim zachowaniem zawsze stała jakaś przyczyna i Campbell chciała odkryć, co nią kierowało. Czy naprawdę tylko myśl o sobie? Czy może strach? Zawód? Jakieś inne uczucie, które mogłoby usprawiedliwić to wszystko.
- Tak zróbmy - kiwnęła głową, przyjmując propozycję po prostu zajęcia miejsca, wypicia kilku kolejek i nadrobienia choć odrobinę tego czasu, który straciły. W którym nie miała pojęcia co się działo z jej przyjaciółką. - Właściwie to.. przyszłam sama. Może to lamerskie, ale chciałam mieć trochę czasu dla siebie, rozumiesz - uśmiechnęła się do niej niepewnie, bo jednak przychodząc samemu do takiego miejsca nie było to mówienie, jakie wspaniałe ma się obecnie życie. A życie brunetki było teraz dalekie od wspaniałego i coś jej mówiło, że Adore wcale nie było lepsze, choć życzyła jej jak najlepiej. Usiadły przy stoliku, a nawet jak ktoś chciał je podsiąść, to Eme przyspieszyła na tyle, by ostatecznie zająć miejsce pierwsza. Zaczepiła jakąś kelnerkę i poprosiła ją o coś dla siebie i dla Marquez, cokolwiek tylko chciała. Podziękowała jej i skierowała wzrok w stronę kobiety, cicho wzdychając. - Nie wiem czy wiesz, ale Maxwell miał prawie cztery miesiące temu wypadek na torze. Nie podczas zawodów, ale ćwiczeń.. potem się rozstaliśmy, nie chciał mnie widywać i cóż.. nie znoszę tego najlepiej - wzruszyła lekko ramionami, wpatrując się w blat. Rana była świeża, nawet jeśli robiła wszystko, by o nim zapomnieć i podejmowała głupie decyzje. - Dwa miesiące temu spotkałam Cartera, po prawie roku... i cóż, mam wrażenie, że to jakieś błędne koło - pokręciła głową, nie wspominając jeszcze o tej nocy z Oswaldem, gdzie ich przyjaźń kompletnie obrała inny tor i oboje nie mogli zdecydować co jest obecnie grane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała swoje powody. Miała całą masę powodów swojej ucieczki. Potrzebowała przestrzeni, oddechu, nowej perspektywy i przede wszystkim czasu, by móc się ze wszystkim oswoić. Nie potrafiła. Ostatecznie wszelkie próby nie dały zbyt dużych efektów; aczkolwiek nie spodziewała się, że będzie inaczej. Jedyne, czego się nauczyła, to życia w zaprzeczeniu i robienia, tak zwanej, dobrej miny do złej gry. Zachowywania się tak, jakby wszystko było normalne. Nie było. A oszukiwanie zarówno siebie, jak i wszystkich dookoła, nie przychodziło jej łatwo. – Rozumiem – powiedziała, z uśmiechem na ustach, jako że sama wyszła z podobnego założenia i tak jak przyjaciółka, ten wieczór spędzała samotnie. Nie widziała w tym nic złego. Chociaż faktycznie takie zachowanie nie wskazywało na to, że jest szczęśliwa i wszystko u niej układa się dobrze, uważała, że chwila wytchnienia jak najbardziej może się przydać. Było to jednak nieco dziwne – dlatego spojrzała na Emerald z wyrazem zaniepokojenia wymalowanym na twarzy, aczkolwiek nic nie powiedziała, uznając, że na wyjaśnienia przyjdzie czas. Gdy usiadły przy stoliku, wysłuchała jej w spokoju. – Nie jestem za bardzo na bieżąco, właściwie z niczym – stwierdziła, bo rzeczywiście, zupełnie nie miała pojęcia, co działo się podczas jej nieobecności. Chociaż pewnie powinna. Tak samo jak powinna być na miejscu, dla swoich przyjaciół. – Dlaczego? To znaczy … dlaczego wypadek przekreślił wasz związek? Co to ma wspólnego z tobą? – nie wiedziała, jak jedna rzecz łączy się z drugą, Kompletnie jej to nie grało. – Cartera? Rozmawialiście? – było jej trochę wstyd, że wszelkie wspomnienia wydawały się tak mgliste (prawie tak mgliste, jak moja orientacja w wątkach :lol: ) i nawet nie wiedziała, jak odpowiedzieć na zwierzenia przyjaciółki. Jak na zawołanie, do stolika podeszła kelnerka, niosąc ich drinki, więc Adore mogła wziąć spory łyk alkoholu przed kontynuowaniem tej rozmowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- W każdym razie, nie żałuję, bo w ten sposób dowiedziałam się, że jesteś w końcu w mieście i że mnie ewidentnie unikasz, także.. masz szansę wybrać swoją karę. Albo tequila, albo klapsy i to wcale nie od jakiegoś przystojniaka przy barze - i wykonała taki ruch, jakby właśnie trzymała linijkę w dłoni i uderzała nią w rękę. Rasowa, stara nauczycielka z jakiegoś zapyziałego miejsca, które używa przemocy jako kar. Żadne tam greje czy inne massimo, do których wzdychały panny, nie wiedzieć w ogóle czemu. - Hm.. - przekrzywiła lekko głowę - w takim razie masz sporo do nadrobienia, a ja chętnie Ci pomogę - jeśli myślała, że pozbędzie się teraz swojej przyjaciółki, to się myliła. Może nie wiedziała, ale mimo wszystko, Adore mogła liczyć na Emerald. Nie miała ona przecież takiego kontaktu z Walterem, nie spiknęła się z ludźmi, którzy byli na nią wściekli. Jasne, nie była sto procent zawsze po jej stronie, bo każdy ma swoje sumienie i uważała, że były błędy, których mogła uniknąć, ale to było jej życie, ona je przechodziła, nie Campbell. Jak na dobrą przyjaciółkę - mogła ją jedynie ochrzanić i wspierać. I chciała, by to wiedziała, bo odsuwanie się od osób, które stoją po Twojej stronie, nie ważne co, było głupie. - Nie wiem, podobno.. nie może na mnie patrzeć, czy coś - westchnęła ciężko - obwiniałam się za to długi czas, Dory, serio.. jakby, cholera, byłam też jego mechanikiem, co jeśli to była moja wina? Ale on po prostu zamknął te drzwi, nie chciał mnie widywać, nie oddzwaniał, nie kontaktował się - mruknęła. Ból wymalowany na twarzy Campbell był raczej dowodem na to, że kochała Maxwella i nie mogła się pogodzić z tą stratą, ale jeszcze był Carter po drugiej stronie barykady. I oh boy, ona też daleka od świętych była. - Tak, dwa miesiące temu dostrzegłam go na ulicy, dupek wrócił z frontu - syknęła, bo Carter opuścił miasto w momencie, gdy Emerald związała się z Maxwellem. Między nią a Kennedym zawsze coś było, ale nie byli gotowi na związek. Przyjaźń, seks, noce spędzone we dwoje nawet na leżeniu obok siebie.. to wszystko co mieli. Gdy wyjechał, straciła cząstkę siebie, a gdy i on próbował o niej zapomnieć, nie potrafiła wszystkiego wyrzucić do kosza.
Odebrała alkohol, no faktycznie całe szczęście, bo sama się napiła, nie mogąc znieść tego wszystkiego. Ale dawno z nikim o tym nie gadała i potrzebowała Adore w tym momencie, bo była kompletnym bałaganem. - Przyszłam do niego, wyrzuciłam mu to i tamto, a potem się z nim przespałam. Także witam w klubie kompletnie pojebanych relacji - wywróciła oczami - a teraz mi mów, co u Ciebie, chyba masz mi sporo do wytłumaczenia - nie chciała zagadywać tylko o sobie, chciała wiedzieć co się działo, co sprawiło, że wróciła.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Daj spokój, Eme. Odezwałabym się, w porządku? Tylko jeszcze nie teraz. Nie chciałam cię unikać, ale też nie czułam się gotowa, żeby zacząć nadrabiać zaległości. To co, postawię kilka kolejek i będziemy kwita? – zapytała, ramionami opierając się o stół i pochylając się w stronę przyjaciółki. Zresztą, ostatecznie stwierdziła, że nie będzie czekać na zielone światło i wstała z miejsca, by zdecydowanym krokiem podejść do baru i wrócić z całą tacą wypełnionych tequilą kieliszków. – Mam zdecydowanie sporo do nadrobienia. Uwierz, nie byłaś jedyną osobą, z którą nie miałam kontaktu. Nie gadałam nawet z Jo, ani Draco … – uzmysłowiła sobie, że nawet do nich nie napisała głupiego smsa, że żyje, od czasu powrotu. Nie dość, że była beznadziejną żoną i przyjaciółką, to jeszcze beznadziejną siostrą i córką. Klasa. Cieszyła się natomiast, że Campbell tak „na luzie” przyjęła jej powrót; właśnie tego potrzebowała – cierpliwości i zrozumienia. Kogoś, kto nie wypytywał, ani jej nie oceniał, zamiast tego przyjmując wszystko do wiadomości z wyjątkowym spokojem. – To naprawdę nie w porządku. Jak mógł cię obwiniać za zwykły wypadek? No dobra, źle się wyraziłam… – ostatecznie nie do końca zwykły, skoro niósł za sobą takie konsekwencje. – Nie możesz się obwiniać, mam nadzieję, że pokonałaś już ten etap – rzuciła, jednak nie do końca z przekonaniem. Nie chodziło o to, że uważała, że Eme zrobiła cokolwiek złego, jednak z jej ust słowa nie obwiniaj się brzmiały co najmniej śmiesznie, od kiedy sama wzięła na swoje barki całe zło tego świata. – To też nie brzmi dobrze. I co teraz? Co po tym? Widzieliście się? Rozmawialiście? Jak zareagował? Serio, mam nadzieję, że wreszcie z tym skończysz, chociaż sama wiem, że nie jest to najłatwiejsze – skrzywiła się. Sama przechodziła coś podobnego, gdy kilkakrotnie myślała o tym, że powinna zakończyć swoją znajomość z Ryderem i raz za razem nie potrafiła tego zrobić. Raz za razem krzywdziła męża, który nie był niczego świadom. – Nie wiem, czy chcę o tym rozmawiać, wiesz? Teraz albo w zasadzie .. kiedykolwiek. I nie chodzi o to, że ci nie ufam, nic z tych rzeczy. Po prostu zbyt wiele złych rzeczy się stało. Dziecko, Walter, nie mogłam sobie z tym poradzić, Eme – dziecko, Walter, Ryder, zdrada, wyrzuty sumienia, poronienie, rozwód. Kto przeszedłby normalnie taki ciąg wydarzeń?
Ostatnio zmieniony 2020-10-21, 01:13 przez adore marquez, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jeśli myślisz, że wybaczę Ci to, bo kupisz kilka kolejek, to się mylisz. Ale możemy w ten sposób zacząć nasze negocjacje. Nie było Cię tyle czasu, bez żadnego znaku życia, więc sorry not sorry, ale musisz teraz przecierpieć! Na własne życzenie zresztą - uśmiechnęła się szerzej do niej, ale widząc, że Adore idzie już po dodatkowe kolejki nie protestowała. Może jak się napije to będzie bardziej gadatliwa i skłonna do zwierzeń. W końcu należała się brunetce przynajmniej jakaś część informacji. Uśmiechnęła się lekko, gdy zobaczyła wracającą przyjaciółkę z tacą shotów tequili i limonkami przygotowanymi specjalnie na tą okazję. Cóż, o własnych siłach pewnie nie wrócą. - No i po co to wszystko, dobrze wiesz, że każdy z nas się martwił o Ciebie - skrzywiła się, sięgając od razu po kieliszek i limonkę, by bez soli wykonać rytuał alkoholowy. Tak naprawdę, potrzebowała czegoś mocnego, by przetrawić wszystkie pretensje. Chciała rozumieć, starała się, ale to wciąż - była jej bliska osoba i stracenie jej bez słowa po prostu bolało. - Dante to pewnie Cię wyśle do piekła za to wszystko, ale gdyby nie był Twoim ojczymem to pewnie nie miałabyś nic przeciwko - pokazała jej język, bo zawsze zachwycała się urodą mężczyzny. Oczywiście po cichu i tylko do Adore, bo robienie do jej "ojca" maślanych oczu byłoby bardzo nie na miejscu! Nawet jeśli było do czego.
- Cóż - westchnęła ciężko - straciłam wiarę w siebie, straciłam jego i jeszcze odeszłam z pracy marzeń. Nie było łatwo. Dalej nie jest. Po prostu nie wiedziałam, że tak mógłby mnie nie chcieć w swoim życiu - pokręciła z niedowierzaniem głową. Oczywiście, obwiniała się, ale im częściej myślała o tym, im więcej dostawała informacji na temat bolidu i wypadku, tym na logikę wiedziała, że to nie była jej wina tylko cholerny sabotaż. Nikt nie przewidział. - Hm.. nie widzieliśmy się, w sensie.. wymieniliśmy kilka smsów, to w sumie tyle. Nie było jakoś czasu - nie wróżyło to nic dobrego co prawda, ale zawsze żyje się w wyparciu - wiem, że to nie zdrowe, że między nami nic nie będzie i że nie powinnam, ale no nie umiem go zostawić. Nie umiem tak po prostu zapomnieć o tym wszystkim - zwłaszcza, że mieli szansę, musieli tylko trochę nad tym popracować. Westchnęła jednak cicho, bo zawsze jej problemy wydawały się Eme błahe, przy tym co przeszła przyjaciółka. Lekko ścisnęła jej dłoń, chcąc dać jej otuchy. - Jestem zawsze dla Ciebie, Dory, wiesz o tym. Kiedykolwiek będziesz chciała pogadać, nawet w środku nocy - posłała jej cieplejszy uśmiech i pokazała, by znów się napiły. Nie może się zmarnować. - Więc. Skoro wróciłaś, gdzie się zatrzymujesz? - Była ciekawa, skoro tak mało osób wiedziało o jej powrocie, a pewnie na dobrą sprawę nikt.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Zapytałabym, jak mogę to wynagrodzić, ale chyba odrobinę się boję – powiedziała, unosząc kącik ust ku górze. Była jednak przekonana, że prędzej czy później sprawa pójdzie w zapomnienie – w końcu była z powrotem w mieście, prawda? Miały ponadto okazję, żeby pogadać. Wszystko układało się … dobrze. Przynajmniej tego dnia i w tej sferze życia Adore. – Wiem. I wiem, że nie powinnam była tak znikać, ale to było ponad moje siły. Nie mogłam tutaj zostać – nie mogła, naprawdę nie mogła. Nie miała pojęcia, jakimi słowami byłaby w stanie wytłumaczyć się ze swoich czynów. Nie wiedziała również w jaki sposób – i czy w ogóle powinna – powiedzieć prawdę. A co najważniejsze, nie chciała nikogo więcej zranić. Nawet jeśli jej zachowanie (według osób, które były z nią blisko) tego nie dowodziło. – Emerald Campbell! To całkowicie nie na miejscu – skrzywiła się delikatnie. Fakt, jej ojczym faktycznie był przystojnym mężczyzną i zapewne, gdyby był obcym człowiekiem, zwróciłaby na niego uwagę na ulicy, ale … nie potrafiła patrzeć na niego inaczej, niż na męża swojej matki. Cieszyła się, że Tina jest z nim szczęśliwa; to było najważniejsze. Sprawa jednak była dość świeża – i Adore nadal nie znała go zbyt dobrze. Akurat to chciała nadrobić, poświęcając, w najbliższej przyszłości, więcej czasu rodzinie. - Wierzę, że nie jest ci łatwo. Odeszłaś na dobre? Czy myślisz o powrocie za jakiś czas? – zapytała, ze szczerą troską w głosie. Sama najchętniej doradziłaby jej, by nie poddawała się i walczyła o swoje marzenia, ale … Adore zdecydowanie nie była dobrym przykładem. Jeszcze przed wyjazdem popełniła błąd lekarski, który kosztował ją karierę, ale chociaż, czysto teoretycznie, mogłaby dać sobie szansę i spróbować wrócić, cholernie się tego bała. – Nie wierzysz w to, że moglibyście mieć szansę, czy nawet nie chcesz próbować? – kompletnie nie wiedziała co jej powiedzieć, doradzić, o co zapytać. Jednak teraz, kiedy ona sama straciła dosłownie wszystkich, tym bardziej nie chciała by kogokolwiek z jej (dawnych) przyjaciół spotkał podobny los. Ona nie potrafiła walczyć, a inni mieli jeszcze szansę. – Jasne, wiem. Ale zostawmy na razie ten temat, to nie jest odpowiedni moment – nie teraz, nie w tym miejscu i takich okolicznościach. Opowieść o tym, co stało się z życiem Adore, wymagała całkiem innej otoczki – i była jak na razie czymś zupełnie niedostępnym. – U mamy i Dante. To tymczasowe, wiem, że muszę prędzej czy później stanąć z powrotem na nogi, ale potrzebowałam dachu nad głową. Plus, nie ma ich obecnie w mieście, więc mam swobodę – wzruszyła delikatnie ramionami. Zdecydowanie nie było to dla niej również najlepsze miejsce do życia – aczkolwiek chodząc po pustym, wielkim domu, cały czas pamiętała o tym, że to tylko na jakiś bliżej nieokreślony czas.
Ostatnio zmieniony 2020-11-04, 01:03 przez adore marquez, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wiesz, najbardziej mnie po prostu boli to, że się nie odzywałaś. Przecież nie przywiązałabym Cię do kaloryfera na siłę - chociaż Cartera w sumie by chciała, gdyby wpadł na to, by wracać na front - każdy ma swój czas i miejsce, ale no... martwiłam się cholernie - westchnęła ciężej, spoglądając na przyjaciółkę, bo liczyła, że zrozumie, że to wszystko po prostu było z troski. Czystej, przyjacielskiej, nic więcej. Nie chciała jej tu kazań prawić. Nie chciała ją zmuszać do czegoś, na co nie była gotowa. Ale potrzebowała wiedzieć, że jest okej, może po prostu być przystanią, w której wygadywałaby się i odpływała wraz z kolejnym rejsem. A gdyby wróciła, to wiedziałaby, że coś już się ułożyło. - Dla Ciebie może i całkowicie nie, jednak dla mnie - poruszała brwiami, specjalnie zniżając głos do pomruku - co jak co, Twoja mama ma farta! Sama przygarnęłabym takiego przystojnego mężczyznę - zaśmiała się cicho, chociaż to musiało być też dziwne dla samej Adore. Inny facet, jako ojczym i w sumie, aż takiej przepaści wiekowej między nimi chyba nie było, choć Campbell była kiepska jeśli chodzi o zapamiętywanie wieku i urodzin.
- Hm.. nie wiem, rzuciłam w pizdu, ale tęsknie. Tęsknie za tym miejscem, adrenaliną, ludźmi. Tylko to jest ten wewnętrzny strach, że co jeśli kiedyś stanie się coś z mojej winy - przygryzła policzek od środka, po czym się napiła. - Wiem jedno, kiedyś wrócę. Nie będę wiecznie siedzieć w warsztacie - nie było to jej marzenie; lubiła robotę, ale hej, to był niesamowity przeskok z tego co dotychczas robiła przez lata. Nie kształciła się w innym kierunku. - Nie chcę próbować, bo jego serce nie należy do mnie, a jeśli... to pewnie nie tylko do mnie. Zawsze tak było. Nie potrafi się zaangażować, nie potrafi dać mi czegoś więcej, a ja przecież nie mogę zmusić do tego, by kochał mnie inaczej - wzięła głębszy oddech, bo tak. Ona i Carter kochali się na swój bardzo powalony sposób i dotarło do nich po roku rozłąki, gdy było już pewnie na wszystko za późno. Niestety, Kennedy nie był gotowy oddać się w całości, a już na pewno nie, gdy jego serce było przedzielone na kilka części. Campbell by tak nie potrafiła. - Uczucia to ciężki syf - skomentowała, śmiejąc się żałośnie pod nosem, po czym pokiwała głową. Gdy będzie gotowa, będzie z nią rozmawiać. Teraz nie narzuci jej przecież tego. - Jeśli potrzebujesz miejsca, możesz zamieszkać ze mną, przecież wiesz, że znajdzie się dla Ciebie pokój, a mój kot jest wyjątkowo spokojny - zaśmiała się cicho - to propozycja, otwarta, także nie krępuj się - podejmować decyzji w tym momencie nie musiała, ale Eme chciała jej po prostu dać to wsparcie. Samotność w wielkim domu też nie zawsze była dobra, a od czegoś miała przyjaciółkę. - No dobra, a kończąc te smęty, mamy jakiś wesoły temat? - Bo zaraz się tu zrobi im grobowo.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Eme, ja … – nigdy, przenigdy nie pomyślała o tym w ten sposób. Nie przejmowała się tym, że ktoś może martwić się i tęsknić. Nie przyjmowała tego do świadomości, chociaż powinna. Czy było to egoistyczne? Było. Ale przy tym wszystkim zapomniała również, że istnieje ktokolwiek, komu na niej zależy, co, na odmianę, wydawało się … smutne. – nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię, dobrze? Masz moje słowo – nie planowała przynajmniej po raz kolejny uciekać – a jeśli nawet byłaby do tego w jakikolwiek sposób zmuszona, obiecała sobie, że nie odetnie się po raz kolejny. W ostateczności będzie pisać listy – od czasu do czasu dając znać, że żyje i jakoś się trzyma. – A widziałaś moją mamę? Absolutnie nie dziwię się, że go poderwała. Chciałabym w jej wieku wyglądać podobnie – przewróciła oczami. Tina rzeczywiście była przepiękną kobietą, a Adore od zawsze zazdrościła jej urody i miała cichą nadzieję, że i jej udzieliły się geny dobrego starzenia.
- I dobrze. To znaczy nie powinnaś rezygnować, nie na stałe, kiedy tak tęsknisz. Rozumiem, że powrót może być ciężki … och, no jakby nie patrzeć, jestem w podobnej sytuacji. Nie wiem, czy kiedykolwiek chciałabym ponownie stanąć na sali operacyjnej, a z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żebym mogła robić cokolwiek innego. Zawiesiłam się, Em – przyznała, w zasadzie po raz pierwszy wypowiadając się na głos o swojej pracy. Przynajmniej po raz pierwszy od powrotu. U niej również nie było lekko – zwłaszcza, że nie miała innych kwalifikacji i nie bardzo wiedziała, czym teraz powinna się zająć. Korzystanie z pieniędzy rodziców nie mogło przecież trwać wiecznie; na takie coś by sobie nie pozwoliła. – W takim razie najprawdopodobniej nie ma sensu w to brnąć. Ale hej, jestem pewna, że znajdziesz kogoś, kto będzie w pełni na ciebie zasługiwał – powiedziała pokrzepiającym tonem, unosząc kącik ust ku górze. – Gdyby dało się wyłączyć uczucia, życie byłoby zdecydowanie prostsze – przyznała. Sama również miała z tym problem – z nieodpowiednimi facetami, nieodpowiednimi uczuciami, emocjami … Naprawdę wiele rzeczy przytłoczyło ją te dwa lata temu. – Zastanowię się nad tym. Może jak wrócą z miesiąca miodowego, skorzystam z propozycji – nie było to jednak rozwiązanie perfekcyjne, jako że w dalszym ciągu musiałaby na kimś polegać, komuś zawracać głowę. Wiadomo jednak, że zdecydowanie łatwiej było zamieszkać z przyjaciółką, niż przeszkadzać matce i jej nowemu mężowi; zwłaszcza świeżo po ślubie. – Smęty? Błagam. Opowiedziałam ci jak na razie tę weselszą część – zaśmiała się chociaż, niestety, było w tym stwierdzeniu trochę prawdy. – O wiem, mam teraz zdecydowanie mocniejszą głowę niż wcześniej - … chociaż wiązało się to z ilością wypitego alkoholu, co też nie było dobre. Ale olać! Trzeba szukać jakiś plusów, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- I dobrze, bo jeśli znów mi to zrobisz, obiecuję Ci, pojadę za Tobą i wytargam za kudły do Seattle i nie będzie już wymówek! - I naprawdę by to zrobiła, cokolwiek by Adore nie chciała ze sobą ogarnąć. Czy to wyjechałaby w poszukiwaniu złota, nowych krain, siebie czy swojej duszy. Może, jakby się dogadały jakoś o system informacji to poszłoby lepiej, ale tak? W ten sposób mogła sobie jedynie pomarzyć o tym, że Eme da jej w spokoju znów zniknąć. Zaśmiała się na jej słowa i pokiwała głową. - No tak, jest w tym sporo prawdy! Ale jak widzę Ciebie to wcale nie jest gorzej moja droga... dobrze wiesz jaka krew w nas płynie i jestem pewna, że ostatnie zestarzejemy się wśród znajomych - poruszała brwiami w górę i w dół, patrząc sugestywnie na przyjaciółkę, bo jednak halo. Nie po to miały gorącą krew w swoich żyłach, by tłoczyła w nie jakieś martwe zmarchy, tak? Nic jednak nie zmieni, że dalej po cichu Campbell będzie sobie wzdychała do ojczyma Adore. Może nawet wbije na jakiś obiadek.
- Jest w cholerę - wywróciła oczami i westchnęła ciężko, wpatrując się w puste szkło po shotach tequili - no właśnie, kompletne zawieszenie, prawda? Jakby... boisz się o kogoś życie tak bardzo, że nie chcesz tego powtarzać - niby lekarz a mechanik koło siebie nie stał, ale jednak sytuacje pokazywały, że były to bliższe zawody niż kiedykolwiek. Adore ratowała ludzi, ale mogła też ich wysłać na szybką śmierć - czy to przez błąd, czy też przez nieprawidłową diagnozę. Eme natomiast, bardzo szybko przekonała się, jak można swoim niedopatrzeniem zrobić komuś krzywdę i pozbawić życia w brutalny sposób. Przez wiele miesięcy myślała, że była to jej wina, choć tak się nie stało, a jednak wystarczyło, by paraliż przechodził przez jej ciało, jak stykała się z torem i bolidami. Może potrzebowała czasu. - Co nie?! Jakby... powiedz mi, jak to robią faceci. Ruchają co popadnie, nic nie czują i w ogóle żyje im się jakoś łatwiej - jęknęła i przygryzła mocno wargę, bo gdyby tak się zamienić rolami to byłoby to całkiem dobre. Niestety, jak kobieta miała o kilku łóżkowych partnerów więcej to stereotypowo nazywano ją dziwką. Jak żyć.
- Dobrze, jak coś, nie zmieniłam numeru - mrugnęła do niej, przypominając przyjaciółce, że w telefonie ma napisany telefon do Campbell, jakby tak znów zapomniała. - Hm.. i ciekawe gdzie się tak nauczyłaś pić, co? - Spojrzała na brunetkę podejrzliwie i uniosła brew do góry.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- O ile będziesz znać adres – mruknęła pod nosem; aczkolwiek, jak już wspomniałam, raczej nie nastawiała się na taką ewentualność. Nie planowała wyjeżdżać, nie chciała, po raz kolejny, zostawiać wszystkiego za sobą. Chociaż powrót był ciężki i wymagał od niej sporo wysiłku, żadna alternatywa nie była dobra. Widziała o tym doskonale. – Daj spokój. Oczywiście, że nie jest z nami źle, aczkolwiek nadal jesteśmy młode, pełne życia… – zaczęła, mimowolnie krzywiąc się przy tym drugim określeniu. Czuła się tak, jakby ostatnimi czasy przybyło jej co najmniej kilka lat; jakby nagle została przygnieciona dość sporym bagażem doświadczeń. Poniekąd tak było. Nie czuła się już tą samą Adore, co 3, czy też 4 lata wstecz – a jeśli dobrze pamiętała - wówczas potrafiła być szczęśliwa. Teraz natomiast wszystko się zmieniło. – raczej nie ma sensu rozmawiać o tym, w jaki sposób i kiedy się zestarzejemy – zakończyła myśl, chociaż ton jej głosu wskazywał na to, że raczej nie jest przekonana do własnych słów. – Nawet nie o to chodzi, wiesz? To znaczy pewnie, boję się, że ponownie zrobiłabym coś, co mogłoby komuś zaszkodzić, cholernie się boję. Ale z drugiej strony nie jestem pewna, czy istnieje jakiekolwiek inne zajęcie dla mnie, czy potrafiłabym się gdzieś wpasować. Rozumiesz? Wiem, że rozumiesz – bo rzeczywiście, były w dość podobnej sytuacji, nawet jeśli obrały kompletnie inne zawody, które z pozoru nie miały ze sobą nic wspólnego. Na obu ciążyła jednak pewna odpowiedzialność. Obie musiały się rozliczać ze swoich czynów i decyzji. A co najbardziej istotne – obie mogły zrobić komuś sporą krzywdę. – Wydaje mi się, że to zależy … wiadomo, są tacy, którzy nigdy się nie przejmują, żyją pełnią życia i generalnie mają gdzieś uczucia, ale są też wyjątki- i jak zwykle w takiej sytuacji, Adore powędrowała myślami do swojego byłego męża. On jej nie zdradził, to ona zdradziła. To ona, jako kobieta, była tą złą. I nawet jeśli przecierpiała swoje, tak czy inaczej czuła się winna. – Ja też nie. Aktywowałam stary numer telefonu, pomyślałam, że tak będzie łatwiej z kimkolwiek się skontaktować – nie, żeby ktokolwiek nadal chciał ją widzieć. – Praktyka czyni mistrza, Eme – powiedziała z uśmiechem, unosząc kolejny kieliszek ku górze. A potem kolejny. I tak pewnie przez cały wieczór.

/ zt

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Bar”