WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bure futro opinające kota zjeżyło się w momencie, w którym zawisł nad nim cień chudego ciała. Kurtyna splątanych wiatrem włosów przysłoniła jej widok, zdając na łaskę albo niełaskę dachowca. O ile ten nie zareagował od razu, wysuwając w jej stronę ozdobione w pazury łapki, o tyle nie miała pewności, czy sytuacji nie zmieni choćby kolejny podmuch wiatru, przelewając czarę goryczy, a bardziej precyzyjnie - wykończając pakiet kociej cierpliwości.
Nie spodziewała się, że przychodząc tutaj dla oczyszczenia myśli, w miejscu które dotąd traktowała jako ostoję spokoju, targnie się na własne życie. W dodatku w sposób zupełnie niezamierzony.
Być może jeszcze kilka lat temu, gdy zalewała ją szturmem niekończąca się frustracja, przeszłoby jej przez myśl kilka czarniejszych scenariuszy. Gdyby tylko znalazła chwilę by przysiąść w fotelu, wyciągnąć przed siebie nogi i przez chwilę zająć się tylko sobą, ale jej myśli wiecznie krążyły wokół ojca, czasami stawiając kilka kroków na niezbadaną ścieżkę, którą poszedł jej brat, opuściwszy ją przed laty. Prawda była taka, że nawet jeśli chciałaby zrobić sobie krzywdę, najzwyczajniej w świecie nie miała na to czasu, będą aniołem dla tych którzy ją opuścili. Raz nawet uśmiechnęła się, zderzając się z tym porównaniem. Nie miała ani skrzydeł, ani zadatków by stanąć w szeregi tych legendarnych postaci. Była zwykła.
Zupełnie jakby kolor jej włosów, bladość jej skóry i spojrzenie rzucane ukradkiem zza ramienia mówiły, że niczym nadzwyczajnym się nie wyróżnia. A jednak to ona wciągała nieprzytomne ciało pięćdziesięcioletniego (ponad!) mężczyzny do niewielkiego mieszkania. Codziennie rano przygotowywała w kuchni kolejno jajka po benedyktyńsku, tosty i kawę, na wszelki wypadek układając obok białą pastylkę aspiryny. Przychodziła na zmiany do warsztatu, kiedy ojciec dawał kolejny raz plamę i sama złożyła części w swoim pierwszym samochodzie. Ale to wciąż nie było dość.
Nie słyszała zbliżających się kroków, a włosy skutecznie zasłaniały jej widok. Dopiero kiedy w jej uszach odbił się echem do bólu znajomy, ale równocześnie obcy głos, drgnęła, odgarniając z twarzy włosy. Czuła, że za chwilę głowa jej pęknie od napływającej w dół krwi, mimo że od chwili zwisu minęły raptem trzy minuty. Być może nieco więcej.
- Inej? - powtórzyła bezmyślnie, a z jej ust wyrwał się żałosny, agonalny jęk. Nie miała szczególnej pamięci do twarzy, a widok do góry nogami tego nie ułatwiał. Nie rozpoznawała nikogo w postaci stojącej na przeciwko, a przynajmniej nie przez kilka pierwszych sekund, gorączkowo przegrzebując odmęty szwankującej pamięci.
Choć minęły lata odkąd widzieli się po raz ostatni, coś wewnątrz niej krzyczało, że to on! Niemożliwe. Czy jednak...?
- M-mercy? - cóż, jeśli strzał okaże się być ślepym, może chociaż ktoś okaże jej litości. - Em... Byłoby niesamowicie miło, gdybyś pomógł mi zejść. Widzisz? O tu, szlufka mi się zaczepiła. Możesz rozerwać. Cokolwiek tylko oszczędź mi kolejnych minut żenady - złożyłaby nawet dłonie w błagalnym geście, ale cały czas, który spędziła na wiszeniu w powietrzu, skutecznie ją zniechęcił do jakichkolwiek ruchów.

autor

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

No dobrze… Ale co było tak naprawdę złego w… zwykłości?
Nie każdy przecież miał potrzebę albo możliwości, aby osiągać wielkie rzeczy, zdobywać sławę i trafiać na okładki popularnych magazynów. Albo też okazję czy chęć, żeby zmieniać bieg historii.
Dla niektórych heroizm zaczynał się, i kończył jednocześnie, poza blaskiem reflektorów i okrzykami rozentuzjazmowanych tłumów. Tam na przykład, gdzie do porządku trzeba było doprowadzać ojców na różnym etapie zapijaczenia - jak rodziciela Inej, na parę miesięcy przed jego śmiercią, gdy wypłukany alkoholem organizm powoli odmawiał współpracy… I jak tatę Emersona, ostatnio coraz częściej, u którego subtelne oznaki kaca mogły umknąć uwadze jego młodszych dzieci, ale nie najstarszego syna, który może chciał myśleć, że wszystko jest w porządku, a jednak nie był ślepy.
I te problemy, zwyczajne, codzienne, kształtowały prawdziwych bohaterów. Takich, o jakich nikt nie napisze w podręcznikach do historii, ani nie zrobi prezentacji na zajęcia z wychowania obywatelskiego.
I może niektórym nie mogło to wystarczać, kiedy oddawali się raz po raz marzeniom o wyjątkowości i sławie, ale nie Emersonowi. Młody Feathers bowiem o wiele bardziej cenił sobie takie codzienne przejawy empatii i człowieczeństwa, niż sporadyczne eksplozje straceńczej odwagi albo kończące się po jednym występie wybuchy talentu.
Zawsze. Nawet przed laty, gdy po cichu podziwiał niezwykłą wytrwałość Inej, przez sytuację zmuszoną, by przedwcześnie wydorośleć i zawsze dźwigać na wątłych barkach nadmiar obowiązków. Dziś żałował, że nigdy jej tego otwarcie nie powiedział. Że dla niego nigdy nie była zwyczajna.
I, kto by pomyślał, może znowu nadarzała się okazja.

Faktycznie, od chwili zwisu Shepperd może i upłynęły raptem trzy minuty, ale od momentu ich bolesnego rozstania - o wiele więcej czasu. I była to z pewnością wystarczająca jego ilość, by odmienić dziewczynę na tyle, aby Emerson miał lekką trudność w stwierdzeniu, z absolutną pewnością, że jej z kimś nie myli. Gdy widzieli się ostatnio, dopasowane teraz jeansy wisiały na niej jak ubranie nałożone na niedobrany wieszak, a włosy, opadające teraz na jej zaróżowioną twarz gęstą kaskadą, były niemodnie przycięte na kształt inspirowany cieniowaną fryzurą Lindsay Lohan z roku 2012. Teraz Inej - bo z każdym kolejnym krokiem w stronę dziewczyny Mercy zyskiwał pewność, że to faktycznie była ona - wyglądała…
Lepiej? Nie. Po prostu inaczej. Doroślej.
Ale oczywiście nie była jedyną osobą, która wyraźnie się zmieniła.

- Mhm, tak się składa, że akurat mam jej przy sobie trochę… - powiedział odruchowo, posiłkując się dość prostym, ale niestarzejącym się nigdy żartem z wykorzystaniem swojego własnego imienia. Co więcej, była to rzecz, z jakiej nieustannie nabijali się z Inej Sheppard w ich beztroskich (jak dla kogo…), szczeniackich czasach. Niezaprzeczalny znak zatem, że… Pamięta. Wszystko, a nawet jeszcze więcej.
- Okay, Inej… Poczekaj… No, już, nie wierć się! - Komenderował, gdy udało mu się wspiąć na drabinkę na wysokości dziewczyny, i przykucnąć, krytycznym spojrzeniem oceniając sytuację. Pewne rzeczy chyba naprawdę nie zmieniały się mimo upływu czasu, bo nikt inny nie miał takiego talentu do pakowania się w przypadkowe tarapaty, jak właśnie jego dawna przyjaciółka. I nikt inny nie musiał przychodzić jej z odsieczą równie często, jak właśnie on sam.
- Umm, cholera… Daj mi chwilę! - Poprosił, wygrzebując z kieszeni kurtki noszony w niej zazwyczaj scyzoryk - mały, praktyczny nożyk pozbawiony zbędnych bajerów (choćby otwieracza do butelek…), jak znalazł jednak sprawdzający się przy codziennych wyzwaniach - Mam złą wiadomość. Będziemy musieli… Operować! - Ostrzegł, a potem wykonał taktyczny ruch: najpierw zszedł z powrotem na ziemię, potem uniósł rękę - idealnie na wysokość umożliwiającą mu przecięcie szlufki dziewczęcych spodni, a w końcu ustawił się w idealnej pozycji, umożliwiającej mu złapanie jej w porę - Moment… No… Już! Mam cię! - Zawołał, gdy - dosłownie odcięta z pułapki dziewczyna wylądowała w jego ramionach. Stęknął cicho i ugiął kolana, ale utrzymał jej ciężar, i pomógł stabilnie wylądować na podłożu - Mam cię, Inej Sheppard.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Być może gdyby nie - jesteś do niczego - z uporem powtarzane przez pomruk dochodzący spod zwilżonych piwem wąsów, choć raz zdarzyłoby jej się pomyśleć o sobie inaczej i spojrzeć przez pryzmat bohaterskiej peleryny, dumnie powiewającej na wietrze.
Wcale nie chciała być inna. Wystarczyło jej być zwykłą, mimo, że zawsze koło głowy szumiał jej śpiewny szept, że nie dość. Nie dość co? Nie dość krzepy w smukłych, kościstych rękach? Nie dość starannie przygotowywała co rano śniadanie, dwa razy w życiu raptem przypalając bekon? Nie dość się nasłuchała czy nie dość się na cierpiała? Wciąż nie było jej dość.
I wcale nie chciała kąpać się w błysku fleszy, ni to zostać piosenkarką, czy aktorką. Kimś zwyczajnym do bólu, kasjerką na przykład w podrzędnym sklepie, bohaterką góry grosza zebranego wśród bez reszty. W zasadzie to zwykły łut szczęścia poświadczył o ścieżce, którą teraz kroczyła. Choć mozolnie i wiecznie pod górę, spędzała godziny na zakuwaniu materiałów, które nad-zwyczajnie ciężko było pojąć prostym łbem. I mimo, że za prostą uchodziła, żadna instrukcja nie byłaby w stanie opisać tego na pozór drobnego i niezbyt niezwykłego dziewczęcia.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki”