WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2021-01-29, 15:03 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od czasu święta dziękczynienia kwestie ich problemów wydawały się uspokoić. Mogli się rozluźnić, spuścić gardę. A jednak im dłużej to trwało, tym częściej pojawiały się myśli, że to zaledwie cisza przed burzą. Rosła też frustracja Travisa, gdy poszukiwany naszyjnik nie wydawał się pojawiać nigdzie na radarze. Jeśli on się stresował, to nawet nie chciał myśleć o tym jak zachowywał się Rothberg może pogłębiając się w przekonaniu, że Cavanagh poczuł się zbyt pewnie i już wcale nie szuka błyskotek. Za dużo myślał. Snuł gdybania o rzeczach o których nie miał pojęcia, ale wiedział, że chciał w końcu to zakończyć. Oddać problemy ojca i już do nich nie wracać. Gdzieś tam kręciła się myśl, że to nie mogło być takie proste, a po chwili buntował się z ‘dlaczego nie?’. Zrobił wszystko tak jak… cóż może nie powinien, ale tak jak od niego wymagano. Czy to nie wystarczyło?
Musiał wystarczyć aktualny stan. Był zmęczony życiem w przyszłości i obwinianiem przeszłości. Seria kolejnych świąt była doskonałą wymówką na to by zająć czymś myśli i ręce. Na święta, mimo zapewnieniom Sharon, że wszystko przygotuje sama i tak postanowił przynieść swoją lazanię, a nawet dorzucili do tego z Leslie ciasto, nad którym razem pracowali. Wyjątkowo dom Cavanaghów nie pękał w szwach, gdyż większość rodziny w tym roku postanowiła spędzać ten czas w węższym gronie. Sharon teoretyzowała, że było to takie pasywne karanie ich za to, że wyjechali w listopadzie na wyspę i widać było, że kobieta się tym przejmowała. Przynajmniej w pierwszej części wieczoru, później znalazły się inne tematy i likier był taki smaczny. Stephen za to wydawał się tym układem zadowolony, acz starał się to przed małżonką ukrywać. W tajemnicy zdradził synowi, że dzięki temu jak zachowała się rodzina Sharon, on miał argument by nie siedzieć zbyt długo u własnej. Był w dobrych kontaktach ze swoim bratem, ale gdy poczęstował się luksusem kameralności, nie zachęcało go to szczególnie do przepychu i przejadana, a jeść lubił. Planował już nawet cichaczem kolejny wyjazd z okazji rocznicy ślubu, acz wiedział, że będzie jeszcze musiał odłożyć sobie więcej urlopu.
Tuż po podziwianiu upstrzonej dekoracjami choinki wielkim susem przyszedł nowy rok, na który Travis postanowił zorganizować coś dla ich dwójki. Śniadanie przyniósł nawet do łóżka, ale atrakcje zaplanowane miał przede wszystkim na wieczór. Zaczynało się to od wizyty w kinie na najnowszego Spider-Mana, wiedząc, że w tym wypadku nie musiał martwić się o kompromisy czy znudzenie jednej ze stron. Nie powstrzymało to jednak Leslie od posłania mu podejrzliwego spojrzenia, gdy nie chciał wyjawić na co też zakupił dla nich bilety, ale był pewny, że się nie zawiodła. Po opędzlowaniu dwóch kubełków popcornu i poczekaniu na końcową scenę, typową dla Marvela, Travis znowu zachował dla siebie gdzie się konkretnie wybierali. Uznał jednak, że skoro przeżyli halloweenowy spacer podziwiania strasznych dekoracji, jak i świątecznych światełek i reniferów to nic im się nie stanie podczas oglądania fajerwerków nad Space Needle.
Docierając na miejsce przed północą, już z daleka mogli zobaczyć popis podniebnych laserów. Nie zabrakło też przekąsek, gorącej czekolady, tymczasowych sklepików z drobiazgami i muzyki na żywo. Z dwoma kubkami Travis podszedł do Leslie z uśmiechem na twarzy majaczącym się na jego ustach. Był z siebie zadowolony i nawet nie starał się tego ukrywać. –I jak? Nie wyszłaś tak fatalnie na zaufaniu mi, co? - Przysunął kubek do ust, ale już zaledwie po parze się od nich odbijającej stwierdził, że słodki wywar był jeszcze za gorący. Zwrócił spojrzenie ku niebu, nim z powrotem wrócił do Hughes. –Jako dzieciak zawsze chciałem odwiedzać dwa miejsca w Seattle – porządne boiska do kosza i ten ikoniczny budynek. – Panorama miasta była wyjątkowa i chętnie odwiedzał taras widokowy, ale to z tego miejsca zazwyczaj podziwiał ten budynek. –Pewnie kwestia tego, że to jest jak wzięte z widokówki, ale… – Wzruszył ramionami. –Nie mieszkałem tu więc, w sumie czułem się zawsze jak turysta. No, dopóki nie poszedłem na studia. – Wtedy mieszkał już na miejscu, a i wcześniej często odwiedzał te okolice. Potrafił szwendać się po mieście bez celu, wcale nie przypominając turysty ze znajomością skrótów i najszybszych tras, a jednak potrzebował w końcu znaleźć sobie mieszkanie by przestać czuć się jak ‘ktoś z zewnątrz’. –Wiesz, że nie pamiętam kiedy ostatnio tu na dłużej byłem. – Wydawało się, że mimo zwracania się do blondynki, mógłby też mówić do samego siebie. Wiadomo, że zdarzało mu się przechodzić czy przejeżdżać obok, ale nie zatrzymywał się by zachwycać się tak jak gdy był nastolatkiem. Docierał z jednego miejsca do drugiego, a i znał łatwiej dostępne restauracje. –Kurde, w sumie może być, że w tego sylwestra co tu razem przyszliśmy. – Około trzech lat temu. Po fajerwerkach wybrali się jeszcze do ulubionego baru karaoke, trochę za dużo wypili, wyśpiewali kilka piosenek i kulminacyjnie wylądowali w jego mieszkaniu. –Dzisiaj też chcesz skoczyć na bungee? – Rzucił jej zachęcający uśmiech. W kolejce stało się oczywiście sporo czasu podczas takiego dnia, a o 23:30 serwis był zamykany by upewnić się, że oczy zwrócone będą ku fajerwerkom i odliczaniu do nadchodzącego roku, ale gdy przyszli tu ostatnim razem mieli zapas czasu. Nikt z resztą nie zabraniał pogaduszek podczas czekania, ani czerpania z atmosfery dookoła. Leslie nie wiedziała, że Cavanagh już zawczasu wykupił im dwa bilety, na ‘szybkim torze’, specjalnie dobierając czas filmu tak by tutaj zdążyć. Brał pod uwagę opcję odmowy, ale chciał być przygotowany. Tak na wszelki wypadek i by dodać do zaskoczenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie tygodnie były... idealne. Chyba tak mogła je określić, kiedy w ich codzienności zapanował wyjątkowy spokój, a problemy, które nie chciały zniknąć, odpuściły chociaż na chwilę. Brakowało jej tego i właśnie z tego powodu doceniała każdy kolejny dzień, kończący się spokojnie. Żadnego Marcusa, żadnych ludzi od biżuterii. Jedynie drobne problemy dnia codziennego, takie jak konieczność pójścia do pracy kiedy się nie chciało, zrobienia zakupów i przygotowania obiadów. Zwykłe szare życie, dwójki szarych, zwykłych ludzi.
Nawet święta wspominała bardzo dobrze i cieszyła się, że spędzili je z rodzicami Travisa. Wieczór przegadany z Sharon, drobne żarty wymieniane z jej małżonkiem i bliskość Travisa, były szczytem jej marzeń, które się ziściły. Dawno nie spędziła tych kilku świątecznych dni tak zrelaksowana, jak miało to miejsce w tym roku, a panujący po świętach spokój, był idealną wisienką na torcie. Niczego więcej nie mogła sobie zażyczyć i kiedy nadszedł ostatni dzień roku, Leslie kurczowo trzymała się myśli, że jeśli ten również nie zaskoczy ich niczym nieprzyjemnym, to w myśl przesądów, kolejny rok będzie lepszy od obecnego, dobiegającego końca.
Sylwestrowych planów nie miała. Właściwie to żyła w świętym przekonaniu, że spędzą ten wieczór w domu i będą się zachowywać jak w każdy inny dzień, ale wraz z nadejściem ranka, śniadaniem do łóżka i wysłuchaniem planów, jakie miał Travis, zrozumiała, że będzie to dzień pełen wrażeń. Na całe szczęście pozytywnych, dlatego przystała na to chętnie, choć w drodze do kina zżerała ją ciekawość mieszająca się z podejrzliwością, bo pod kątem filmów, miała lekki dystans jeśli chodziło o gust Cavanagha. Tym razem, był on jednak niepotrzebny, bo bawiła się wyśmienicie mogąc śledzić najnowsze losy człowieka pająka.
No jednak potrafisz stanąć na wysokości zadania i zadowolić kobietę – rzuciła z rozbawieniem. Tym razem trafił w dziesiątkę, czym naprawdę miło ją zaskoczył, ale jednocześnie nie była zaskoczona tym, że wybrał ten film, skoro oboje uwielbiali Marvela i spośród całego repertuaru oferowanego przez kino, ten jeden tytuł nie wymagał żadnych kompromisów. Oboje mogli obejrzeć film i wyjść usatysfakcjonowani z sali, by spędzić kolejne godziny na mieście w doskonałych humorach i bez przegadywania się w racjach co do tego, czy film był super, czy wręcz przeciwnie. Jej się podobało, jemu też. To było najważniejsze, bo chociaż raz nie musieli toczyć słownej wojny o filmie.
Budynek odwiedziłeś. Z boiskiem się udało, czy Seattle nie oferuje żadnego porządnego? – zapytała, zerkając na Travisa z zaciekawieniem. Space Nedle było miejscem, w którym każdy powinien jej zdaniem znaleźć się chociaż jeden raz. Ona sama bardzo lubiła spacerować po okolicy i obserwować ten budynek z dołu, ale na górę nie pchała się zbyt często. Właściwie w całym swoim życiu była tam może z pięć razy, gdy nadarzała się jakaś sensowna okazja pokroju zwiedzania z kimś znajomym, kto przyjechał w odwiedziny z innej części kraju, czy tak, jak miało to miejsce z Travisem przy okazji witania nowego roku, bo widok z tego miejsca na fajerwerki, był dużo lepszy niż z ziemi. – Ja chyba też – stwierdziła, odnajdując we wspomnieniach tamten sylwestrowy wieczór. Nie przypominała sobie, żeby później miała okazję wejść na górę, ale nie narzekała. – Ma to swoje plusy, przynajmniej szybko nam się nie znudziło i nie traktujemy tego miejsca jak każdego innego, na które nie zwraca się już większej uwagi – dodała z uśmiechem. Tak to chyba działało, że im częściej się gdzieś było, tym mniejsze wrażenie takie miejsce robiło.
Bungee? – zapytała, bo tego nie miała w planach na ten wieczór. Z drugiej strony, skoro już tam byli, a skok był możliwy... Zamyśliła się na chwilę, spoglądając na ludzi, panoramę miasta, a w ostateczności na telefon. – Jeśli się załapiemy przy tej kolejce do skoku, to jasne, ale pod jednym warunkiem... Tym razem chcę wspólnego skoku – stwierdziła w końcu. Takiego skoku jeszcze nie zaliczyli, a zawsze chciała doświadczyć tego w towarzystwie drugiej osoby, ciekawa tego, czy doznania były takie same czy inne, przez wzgląd na większe obciążenie. Teraz zaś, kiedy miała obok siebie Travisa, tym bardziej była skłonna to sprawdzić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po wspólnej wizycie u Blake’a i Lottie zaczęło do niego docierać, że seans ‘Facetów w Czerni’ odbił się na Leslie bardziej niż mógłby się tego spodziewać. Musiał zapracować by odzyskać jej zaufanie i Nowy Rok wydał się idealną okazją. Takie wydarzenia się pamięta, a w dodatku on też miał zapewniony udany pobyt w kinie. Nie zmieniało to oczywiście jego opinii na temat trylogii, ale nie było to coś co puściłby mimochodem w telewizji z Leslie w mieszkaniu, zwłaszcza gdy nie brakowało alternatywnych opcji. –No raczej. – Zaśmiał się, w odpowiedzi, prawdopodobnie najbardziej doceniając dwuznaczność wypowiedzi Leslie.
-O, zdecydowanie. Nie ma co nawet wspominać Fall City – Mieściny w której się urodził i spędził pierwsze dziesięć lat życia. – i Redmont niby było lepsze, ale w Seattle… – Pokręcił głową na podkreślenie różnicy. –w końcu były porządne kosze i taki elegancki parkiet, że aż mnie to rozpraszało w pierwszym momencie. – Uśmiechnął się do tej myśli. –Przyjeżdżałem tu później na treningi, a w Redmont wyremontowali moją szkołę jakieś dwa lata po tym jak ją skończyłem. – Uśmiechnął się krzywo na tą ironię losu. Podobno tak było zawsze, a zapewne opierało się to zaledwie na złudnym wrażeniu mijającego czasu, którego doświadczał każdy, jak i również budynki. –Coś w tym jest… – Pokiwał z wolna głową. –Też kwestia znalezienia na to czasu. – Żeby coś podziwiać. Ile razy zdarzało mu się wyglądać przez okno swojego mieszkania, a czasami z uciekającymi myślami, w budynkach i tym jak padały na nie cienie drzew było coś wyjątkowego. A czasami po prostu udawało mu się odnaleźć drobniaki na chodniku patrząc przez swoją lornetkę. Na tym etapie miał już więcej niż jedną i ostatni zakup miał naprawdę doskonałe zdolności przybliżenia.
Skinął głową na raczej retoryczne pytanie, obserwując czy z samego wyrazu twarzy Hughes uda mu się stwierdzić co też takiego myślała. Nie długo czekał na to by ten proces został mu ujawniony na co uśmiechnął się szeroko. –Dobra, stoi. – Zgodził się nawet bez chwili zastanowienia. Może powinien był to przemyśleć, ale właściwie to po co? Sięgnął do kieszeni kurtki wolną ręką i wyciągnął z niej dwa bilety, który pomachał Leslie. –Jesteśmy już właściwie w połowie u celu. – Upił łyk gorącej czekolady. –To nasza kolejka. – Wskazał na tą znacznie krótszą ruchem podbródka. –Nie ma odwrotu. – Zakomunikował, zaczynając powoli zmierzać w tamtym kierunku. Oczywiście, że mogli w każdej chwili zrezygnować, ale teraz, gdy już oboje się zdeklarowali, a ilość osób stojących na ich drodze nie była przeszkodą to czy byliby sobą gdyby z tego nie skorzystali?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Film się na niej odbił, nie mogła temu zaprzeczyć, ale finalnie i tak nie planowała w nieskończoność mu tego wypominać, bo nie miało to najmniejszego sensu. Obejrzała, przeżyła, kiedyś zamienią się rolami i to on będzie kręcił nosem. W kwestii filmów tak już chyba miało być zawsze, ale widziała w tym doskonałe urozmaicenie dla tej relacji i związku. Gdyby zgadzali się we wszystkim, byłoby za nudno, a jednocześnie mogli się nie zgadzać w dużo poważniejszych kwestiach, co ciągnęłoby za sobą liczne kłótnie. Tego przecież też nie chcieli.
Wysłuchała go, uśmiechając się ciepło, gdy widziała z jakim zadowoleniem mówił o tym, jak szukał jednego, idealnego boiska, na którym mógł sobie pograć. Widziała, że była to kiedyś jego pasja i że najwyraźniej wcale nie wygasła, chociaż swoje życie związał z torem, a obecnie z karawanem.
Może pójdziemy kiedyś zagrać. Nie żebym kiedykolwiek trzymała w ręce piłkę do kosza, ale mógłbyś mnie trochę podszkolić – podpytała, bo w koszykówkę nigdy nie grała, nigdy piłki do koszykówki nie trzymała, ale uznała, że mogłaby to być świetna zabawa. Travis mógłby wrócić na parkiet skoro to lubił, ona mogłaby spróbować swoich sił. Pokiwała lekko głową. Tak, to brzmiało w jej umyśle jak doskonały sposób na spędzenie jakiegoś sobotniego popołudnia, kiedy nie będą mieli lepszych perspektyw niż kolejne godziny spędzone na kanapie, czy spacerze. – Tylko będę musiała kupić jakieś szorty – dodała jeszcze, uświadamiając sobie, że takowych nie miała, bo zostawiła je w swoim domu, a do tego w dalszym ciągu się nie wybierała, woląc kupować nowe ubrania, jeśli zachodziła taka potrzeba.
No wiesz, teraz trochę tego czasu mamy. Skoro wszystko się uspokoiło, to chyba możemy to wykorzystać i odwiedzić jeszcze kilka innych miejsc, do których nie zagląda się codziennie. – Uniosła lekko brwi. Mieli spokój od problemów, nie wiedzieli jak długo będzie gościł w ich codzienności, ale powinni byli wykorzystać okazję, by nacieszyć się tą namiastką normalności na wszystkie możliwe sposoby.
Obiecuję, że nie będę głośno krzyczeć – zapewniła ze śmiechem. Nie zamierzała krzyczeć. No może trochę, ale nie na tyle, żeby ten krzyk przez resztę nocy dźwięczał mu w uszach i przyprawił o ból głowy.
Masz już bilety? – zapytała, spoglądając na dwa zwitki, którymi zamachał jej przed nosem i uśmiechnęła się szeroko. – Mówiłam ci już, że jesteś niemożliwy? – dodała, podeszła bliżej i uważając na jego, jak i swoją gorącą czekoladę, uściskała Travisa w dość nieporadny sposób. – Lepiej nie mogłeś zaplanować tego dnia. Nie wiem, co myślałam, kiedy byłam gotowa spędzić cały wieczór w domu – przyznała z rozbawieniem. Dopiła zawartość swojego kubka, który zaraz wylądował w śmietniku, bo nie chciała przeciskać się z napojem przez kolejkę pełną ludzi i ruszyła za Travisem, w połowie drogi chwytając go za dłoń i splatając ich palce razem. Nie puściła go nawet po dotarciu do kolejki, a ostatecznie i po wejściu do windy, która zawiozła ich na samą górę, by mogli się zmierzyć z tym noworocznym skokiem.
Myślisz, że pozwolą nam w ogóle skoczyć razem? – zagaiła, podziwiając panoramę miasta z wyższego punktu. – Byłoby super. Może to będzie skok w nowy, lepszy rok? – mruknęła jeszcze, choć nie była pewna, czy kierowała te słowa do siebie, czy do Cavanagha. Chciałaby jednak traktować to w ten sposób i obudzić się rankiem z pozytywnym myśleniem, by przez kolejne tygodnie we dwoje mogli odkrywać, że nowy rok naprawdę będzie dla nich lepszy i przyniesie więcej szczęścia i powodów do uśmiechu, niż trosk i problemów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Nie trzymałaś nigdy piłki od kosza? – Przyłożył dramatycznie dłoń do swojego serca. –Tyle czasu pod moim okiem i nie zagraliśmy w kosza ani razu? – Brzmiał na wpół dramatycznie zaskoczony, a na wpół jakby rzeczywiście przeszukiwał swoją pamięć. Koszykówka było w jego młodości bardzo ważnym elementem, ale zważając na to, że do Seattle dojeżdżał, a później całą swoją energię poświęcał na treningach z drużyną, to i gdy przychodziło do spędzania czasu z Leslie wybierali coś innego. I to nie tak, że po prostu chodził z piłką do kosza pod ramieniem. Nie było się pewnie nawet kiedy przed Hughes popisać, a nawet jak było to robił inne głupoty. –Koniecznie kupuj szorty.
-Zrobimy listę i zobaczymy jakie mają godziny otwarcia. – Zadecydował, bo akurat nie chciał brać kolejnych dni wolnego z pracy. Ewentualnie, zapewne mogliby spytać Blake’a o wcześniejsze zakończenie dnia, zwłaszcza gdy nie mieli by już żadnej klienteli. Już sama myśl uświadomiła Travisowi, że nie był na bieżąco z miejscami wartymi odwiedzenia, ani jak można się było do nich dostać. Ostatnie czym się interesował, jednocześnie się nie interesując to miejsca na wesele, wszystkie bardzo ładne i z bardzo ładnymi cenami. Nie były to szczególnie zakątki warte odwiedzenia na wycieczce po mieście.
-Chyba to już wcześniej słyszałem. – Błysnął jej szelmowskim uśmieszkiem, podszywanym żartobliwą nutą. –No ba. – Nie było to wcale takie oczywiste, ale skoro już tak się na ten dzień przygotował… -To możemy zawsze odłożyć na inny raz. – Takie siedzenie w domu potrafiło być bardzo przyjemne i wcale nie chciał z niego rezygnować, ale jednak fajerwerków nie rozpalali każdej nocy.
-A czemu nie? – Nie mogli być pierwszymi osobami, które miałyby takie życzenie. Poza tym Cavanagh był prawie pewny, że była to już znajoma praktyka. Jeśli można było nurkować w powietrzu z drugą osobą, to na pewno na bungee im na to pozwolą. Odetchnął cicho, unosząc kącik ust. –Byłoby miło. – Mruknął, też jakby do samego siebie, w tym samym momencie przypominając sobie, że tylko dlatego, że dostał więcej czasu wcale nie znaczyło, że mógł zacząć się obijać. Nadal musiał znaleźć biżuterię i ją w końcu zwrócić, by móc rzeczywiście odetchnąć. Zdusił tą myśl, podążając za spojrzeniem Leslie.
Rozpościerający się widok, skąpany w nocy oświetlanej ulicznymi lampami wystarczył by odwrócić jego uwagę. Uścisnął mocniej dłoń Hughes. Może to naprawdę mógł być ich lepszy początek. Niby nic się nie zmieniało, a zmienić mogło się wszystko w zaledwie ułamku sekund. Tak jak w jednej słuchali instrukcji operatora, który sprawdzał po raz kolejny ich wszystkie zaczepy, tak w kolejnej przecinali powietrze jak orzeł gotowy do ataku i tak jak on, oni też mieli nie dotknąć gruntu. Wbrew deklaracjom i zapewnieniom nie obeszło się bez przynajmniej jednego okrzyku. W dodatku pochodzącego od Travisa i był to zdecydowanie okrzyk ekscytacji. Przez ten krótki moment znalazł się z powrotem na torze, czuł efekty adrenaliny, piekielnie wyraźnie opór powietrza na swojej twarzy i choć był ciasno upięty do Leslie, i całej liny, która zapewniała im bezpieczeństwo to było to jak ponowne zasmakowanie jak to jest żyć.
Coś pięknego.
Czasami wystarczy ziewnięcie, lub ta satysfakcja przy przeciąganiu się, rozprostowanie nóg po długim dniu za biurkiem, czy głęboki wdech po deszczu w lesie. Życie jednak tak ostatnio dało im w kość, że te drobne momenty zaczęły uciekać i blaknąć. Wstawanie z łóżka niechętnie zapowiadało kolejny dzień, prze który wiło się jak w rutynie napędzanej nieginącym napięciem równie fizycznym co i mentalnym. Wracali stopniowo przez ostatni miesiąc, ale to właśnie podczas tego skoku jego mózg się zresetował. Coś momentalnie się w nim przestawiło, choć sam Travis mógłby to pewnie określić jak to poczucie ‘na końcu języka’.
Zaśmiał się otwarcie, przenosząc spojrzenie na Leslie. W pierwszej chwili się nawet nie odezwał, po prostu chciał zobaczyć jej twarz. W tym wszystkim pewnie nawet nie było widać porozumiewawczego kiwnięcia, ale wcale go to nie powstrzymało od potwierdzenia, że mieli świetny pomysł. Z resztą, który niby nie był?
-Kocham cię, wiesz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie, nie wiem dlaczego, ale nigdy mnie nie ciągnęło i koszykówki w szkole unikałam jak ognia – przyznała, kiwając lekko głową. Z innymi rozgrywkami nie miała problemu, ale do koszykówki podchodziła jak pies do jeża i nie zmieniło się to nawet wtedy, kiedy poszła na studia. Po prostu jej to nie kręciło. Teraz zaś po latach, kiedy życie toczyło się według jednego schematu, a główną rolę odgrywały obowiązki, problemy spędzające sen z powiek, spotkania z rodziną, znajomymi i przyjaciółmi, ciężko było znaleźć czas na przyjemności i rozrywki, chwycenie tej piłki, wydawało się całkiem ciekawą odskocznią od tego, z czym trzeba było się zmagać na co dzień. Wątpiła w to, że miałaby rzucić chociaż raz celnie, ale mimo to była skłonna spróbować czegoś nowego, zabawić się, wkurzyć a ostatecznie machnąć na to wszystko ręką, bo była to przecież tylko i wyłącznie zabawa. – Załatwione. Kupię w piątek po pracy i w sobotę pokażesz mi, z czym to się je – zaśmiała się, widząc z jakim entuzjazmem podszedł do tego całego pomysłu z koszykówką. Ona sama czuła entuzjazm związany z tym, że zrobią razem coś nowego. Nawet jeśli mówili o czymś, od czego do tej pory uparcie stroniła. Była jednak gotowa spróbować swoich sił, by przekonać się na własnej skórze, jak ciężki był to sport i czy był czymś, co mogłoby jej przypaść do gustu. Szanse były pół na pół. Za tym, że mogłaby zmienić swoje nastawienie, niewątpliwie przemawiało to, że nauczyciela miała mieć w Travisie, co samo w sobie było o wiele lepszą perspektywą niż wykonywanie poleceń zrzędliwego nauczyciela, który chciał tylko odbębnić swoje tygodniowe godziny pracy.
Jasne, większość jest czynna do wieczora. A przynajmniej tak mi się wydaje. Więc zamiast po pracy siedzieć w domu, moglibyśmy trochę pojeździć. I... Może w końcu wyskoczymy na ten tor – przypomniała mu, bo od dnia, kiedy planowali wyskoczyć na gokarty, minęły długie miesiące a plan ten odszedł w zapomnienie na rzecz innych kwestii. Teraz jednak, kiedy planowali nadać swojej ponurej dotąd rzeczywistości większej ilości barw, uznała, że dobrze byłoby pamiętać również o tym jednym szczególe. Nawet, jeśli znowu miała przegrać.
Było to trochę dziwne, nawet dla niej, ale od czasu, kiedy spróbowali raz jeszcze, te wszystkie przegrane w różnych konkurencjach jakie sobie organizowali, traciły na znaczeniu. To wszystko nie było ważne, kiedy wygrała życie, mogąc raz jeszcze spróbować szczęścia u boku faceta, będącego sensem jej istnienia. I chociaż odzyskała go kosztem czyjegoś nieszczęścia, to egoistycznie przymykała na to oko. Była szczęśliwa i niczego więcej nie potrzebowała, poza świadomością, że we dwoje było im dobrze i przez wszystko mogli przejść razem, bez względu na to, jak wiele kłód życie zamierzało im jeszcze rzucić pod nogi.
Nie wiem, może to niebezpieczne? – odparła, wzruszając ramionami. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy taki skok był możliwy. Widziała czasami na jakiś filmikach, że ludzie skakali w parach, ale nie była pewna, czy każde miejsce tego typu dawało taką możliwość, czy może jednak tylko wybrane i potrzeba było specjalnego sprzętu, jakim nie każde musiało dysponować. – Tak będzie. Wierzę w to – uśmiechnęła się lekko. Musiało być dobrze. Życie mogło się walić w gruzy, ale prędzej czy później złośliwy los musiał odpuścić i dać chwilę wytchnienia proporcjonalną do tego czasu, kiedy człowiek dorabiał się każdego dnia nowych, siwych włosów.
Z tą myślą pozwoliła na to, by pracownicy przypięli jej całą uprząż. Uważnie słuchała wszystkich poleceń, kiwała potakująco głową, na znak, że wszystko było dla niej w pełni zrozumiałe i zerkała na Travisa kątem oka, gdy on również chłonął wszystkie wskazówki w niezwykłym skupieniu. Aż w końcu przyszedł ten moment, w którym poczuła lekkość. Wiatr rozwiał jej włosy, zimne, grudniowe powietrze uderzyło w twarz, ale było jej cholernie lekko, gdy bezwładnie opadali w dół na całą długość zabezpieczającej ich liny. Nie często korzystała z tej formy rozrywki, ale kiedy już w jej ciele narastała adrenalina, pozwoliła sobie na radosny krzyk, który mieszał się z głośnym śmiechem. To było szaleństwo. Ryzykowali dla rozrywki, która przynosiła swoiste oczyszczenie dla zmęczonego umysłu. Szarpnięcie, spowodowane rozwiniętą do końca liną, wyrwało z jej gardła cichy, żałosny jęk. To był jedyny minus skoków na bungee, ale nie żałowała. Roziskrzonym spojrzeniem wpatrywała się w twarz Travisa, czując, jak serce rosło jej w piersi, gdy widziała go tak beztroskiego. To, jak bardzo ją to cieszyło, było czymś, czego nie potrafiła opisać słowami. Ostatnie miesiące były ciężkie, ale ten wieczór dawał wiarę w to, że naprawdę miało być dobrze. Tę samą wiarę dawał jej Travis, gdy patrzył na nią w ten znajomy sposób i wypowiedział zaledwie dwa słowa, pod wpływem których na ustach Leslie pojawił się ciepły, subtelny uśmiech, a w jej brzuchu dało o sobie znać to przyjemne uczucie łaskotania, które ludzie przypisywali głównie nastoletnim miłostką.
Korzystając z okazji, że swobodnie byli opuszani w dół, milcząc pochyliła się i złożyła na ustach Travisa delikatny, przeciągnięty w czasie pocałunek, w którym zawarła całą gamę uczuć, jakimi go darzyła. Od zwykłej ludzkiej sympatii, po głębokie uczucia, z jakimi przestała walczyć, wiedząc, że ta walka nie miała sensu, bo jej serce zawsze należało i miało należeć właśnie do niego.
Tak myślałam, ale czekałam, aż mnie w tym utwierdzisz – rzuciła żartobliwie, odrywając się od jego ust na niewielką odległość, by móc na własnych wargach czuć jego ciepły oddech i tym samym oddechem otulać te jego. – Ja ciebie też. Zawsze byłeś tylko ty – przyznała, już bez tej żartobliwej nuty, w tonie swojego głosu, w tej samej chwili, w której jej stopy dotknęły twardego podłoża. – Musimy to powtórzyć. Nie dzisiaj, nie koniecznie bungee, ale taki skok adrenaliny to świetna sprawa – stwierdziła, ocierając się czubkiem nosa o jego zarośnięty policzek, gdy próbowała zapanować nad drżącymi nogami.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Space Needle”