WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Charlie, Jay, Ron, Lily

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Charles był wściekły - nawet nie na Carrie, że okazała się dziwką, bo to akurat go trochę obeszło. Nie byli ze sobą aż tak długo, żeby był w niej zabójczo zakochany. Był wściekły, że Lily nie dość, że go odcinała, to jeszcze nawet nie raczyła powiedzieć, że się przeprowadza i gdzieś tam wewnętrznie to ho zakuło, bo... Przecież nie miała powodu, żeby takie rzeczy zatajać czy ukrywać. To ona zaczęła być z Ronem i go odcinać, kiedy sądził, że jest szansa, że będzie między nimi naprawdę dobrze. I akceptował to, chociaż nie rozumiał zupełnie. Nie rozumiał, co się w zasadzie z nimi stało. Dlatego kiedy się dowiedział, wbił do jej mieszkania trochę jak do siebie, nawet nie pukając i spojrzał na pudła stojące w każdym kącie mieszkania.
- Powinnaś zamykać drzwi. I powiedzieć mi, że się przeprowadzasz. Kurwa, Lilianne, co się z nami stało? Nagle zaczęłaś mnie odcinać, wkurwiasz się na mnie o byle co, mimo, że sama zaczęłaś być z Ronem, a teraz... Nie mówisz nawet, że się wyprowadzasz? O co, do jasnej kurwy chodzi? - zdenerwował się, ale to dlatego, że go po prostu ten brak kontaktu bolał, eh :c

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

Lilianne była natomiast wściekła, gdy dzień wcześniej się do nie spierdolił o pieprzoną, puszczalską Caroline. Przecież nie zrobiła jej nic złego. Nawet jej zbyt mocno nie nawyzywała, poza tym gdyby byli w odwrotnej sytuacji - naprawdę chciałaby, żeby zrobił dla niej to samo, a może nawet więcej i typowi najebał :lol: Lily zamiast tego, kazala lasce wypierdalać do domu. To chyba not that bad nie? A o przeprowadzce nie mówiła, bo... jak miała mu to powiedzieć? Jak miała się z nim pożegnać skoro od tylu miesięcy nie potrafiła nawet z nim porozmawiać? Bez sensu. Uznała, że po prostu tak powinno być. Ona ma swoje życie, on swoje, bo Cams już nie była dzieckiem i sama budowała dom. I niczego nie byli sobie już winni. Chyba. Kiedy więc usłyszała jego głos, zaklejała jakieś pudło bo uparła się, że sama spakuje wszystkie cenne rzeczy, nie ufając firmom od przeprowadzek.
- A ty nie powinieneś wchodzić do mieszkań ludzi, jeśli cię do nich nie zaproszą, Charlie. Co jakbym teraz do ciebie strzeliła w formie samoobrony? - zapytała niby z rozbawieniem, ale aż przycisnęła sobie palce do skroni słysząc jego dalsze słowe. Nie miała na to wszystko już ochoty. Chciała po prostu zabrać wszystko stąd i nie musieć nigdy więcej do TEGO wracać. - A co się miało z nami stać? Zacząłeś randkować, więc się odcięłam bo uznałam, że zasługujesz na to, żeby też mieć szansę spróbować z kimś innym. Nie przyjebałam się, chociaż to było kurewsko słabe, że zacząłeś to robić z dupy i mi o tym nie powiedziałeś, bo niepotrzebnie się chamowałam z czymkolwiek z Ronem, ale... no okej, miałeś do tego prawo. Tak jak ja mam teraz prawo do wyprowadzki, bez tłumaczenia się tobie z czegokolwiek. - rozłożyła bezradnie ręce, bo nie widziała powodu do dyskusji w tym temacie. - Nie jesteśmy już rodzicami małej dziewczynki, tylko dorosłej kobiety, która ma dziecko i własna rodzinę, więc... nie musimy już ze sobą rozmawiać. I chyba nawet nie powinniśmy - dodała jeszcze, bo tak to serio widziała. Zresztą, po tym jak ją zjechał w smsach to nie była pewna czy był dalej z Carrie zy nie, więc whatever, tak?

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Może zamiast strzelać do ludzi, po prostu zamykaj drzwi na klucz i nie narażaj się na niebezpieczeństwo, w LA jest znacznie wyższy odsetek włamań niż w Seattle, nawet na strzeżonych osiedlach – odparł, mrużąc oczy i patrząc na nią z lekkim wkurwieniem. Kiedy powiedziała jednak, że zaczął randkować, przechylił głowę.
– No zacząłem. Dwa miesiące temu. Z tego co mi wiadomo, to dwa miesiące temu ty już spijałaś sobie szczęście z dziubków z Ronaldem, więc nie waż się nawet zrzucać tego na mnie i na moje randkowanie Lilianne. Czekałem na ciebie. Jasne, nie kazałaś mi, jasne, może ja byłem idiotą, cierpliwie znosząc twój związek z Jasonem, z Ronem, ale kurwa, to ty mnie odcięłaś bo chciałaś randkować z Ronaldem i teraz mówisz mi, że to przez moje randkowanie się odcięłaś? Nie rozmawialiśmy już od dawna, kiedy zacząłem cokolwiek z Carrie, a to już z oczywistych względów się skończyło – wywrócił oczami. Inna sprawa, ze trochę bawiło go, że przyjebała się do Carrie, ale sama zdradzała go z Jayem, nie? Eh. Zabawne w chuj. – O CZYM TY MÓWISZ? PIERWSZA ZACZĘŁAŚ Z RONEM – aż podniósł głos, czego generalnie w stosunku do niej nie robił, ale zaczął aż chodzić w tę i z powrotem, bo aż go roznosiło z nerwów, srio. To odwracanie kota ogonem było po prostu chujowe.
– I skoro zaczęłaś mnie odsuwać, skoro dawałaś mi do zrozumienia, że mimo, że było między nami dobrze, wolałaś pójść w niego, nie zamierzałem ci stawać na drodze, ale to, że się odcięłaś… Chujowo mi z tym – powiedział wprost, ale zaraz się zatrzymał i spojrzał jej w oczy. – Naprawdę chcesz, żeby tak to między nami wyglądało? – spytał spokojniej, ale wzrok miał smutny.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Raczej mało kto włamuje się do kogoś w ciągu dnia, Charles - odpowiedziała tylko, bo co innego w nocy, a co innego w środku dnia, przynajmniej tak się jej wydawało. Zresztą, to nie był jakiś jej największy problem życiowy w tym momencie. On nim trochę był, tak szczerze. Wsunęła ręce w kieszenie swoich różowych szortów i zlustrowała go wzrokiem gdy powiedział, że zaczał randkować ledwie dwa miesiące temu.
- Na co niby czekałeś? Chodząc na kolacyjki z Caroline? Nie mam do ciebie o to pretensji, Charlie. Jasne, było mi przykro, ale nie byłam na ciebie zła. Rozumiałam to, bo wiecznie coś odwalałam i skoro chciałeś spróbować czegoś z kimś innym... chciałam ci to dać. Chciałam ci dać przestrzeń, bo ty mi ją zawsze dawałeś - próbowała się nie denerwować i trochę ignorowała jego słowa o tym, że zaczeła pierwsza randkować z Ronem. Nope, od tamtego wieczoru w Las Vegas, gdy spędzili razem z Charliem noc, gdy wszystko się zaczeło układać nawet nie całowała się z Ronem. Zaczęła dopiero po zdjęciu Charliego na randce z Caroline. Przynajmniej tak sądziła. - Chciałam jej najebać, ale się powstrzymałam. Nesta mnie powstrzymała. Przykro mi, że tak wyszło - rzuciła krótko. No tak, zdradziła go sama, ale... dlaczego jakiejś kurwie miała na to pozwolić? I to w swojej obecności? Bezczelne kurwisko. Kiedy podniósł głos, zmroziła go wzrok. - Nie podnoś głosu w moim mieszkaniu, to po pierwsze. po drugie, TY ZACZĄŁEŚ PIERWSZY, MAM NAWET PIERDOLONE ZDJĘCIE, JEZU - aż nerwowo telefon wyjęła z kieszeni, zdjęcie na szybko odnalazła i rzuciła w niego tymże telefonem. - Data, Charles - dodała, wymownie brwi unosząc. Dla niej to on odwracał kota ogonem, well.
- Odsunęłam cię, bo wiem jak ciężko mieć cokolwiek z kim innym gdy jesteś obok. I nie chciałam ci wchodzić w drogę, chciałam... kurwa, chciałam, żebyś był szczęśliwy. A my... ewidentnie nie umieliśmy sobie tego dać, nie wiem - przygryzła delikatnie dolną wargę, lekko nerwowo bo tak to widziała, no. - Ale to już w ogóle nie będzie między nami wyglądało. Wyjeżdżamy. Może tak powinnam zrobić od początku, jeszcze zanim wyszedłeś - stwierdziła, ale jakoś bolało to, że tutaj stał i jeszcze miał jakiekolwiek pretensje. Czego od niej w tym momencie chciał? Bo ona chciała chyba po prostu odciąć się od tego życia i móc żyć w końcu w pełni. Nie tak jak robiła to od tylu lat, eh.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– W zasadzie to większość włamań jest w ciągu dnia, bo ludzie są w pracy – wzruszył ramionami i westchnął mimochodem, przechylając głowę, gdy powiedziała o kolacyjkach z Carrie? Bo nie rozumiał, o czym do niego mówiła. Zaczął chodzić na kolacyjki dwa miesiące temu, a przecież… Pozostałe dziesięć miesięcy z hakiem czekał. Czekał na nią, na to, aż się otrząśnie. – Zacząłem z nią chodzić na kolacyjki dwa miesiące temu. Pozostałe dziesięć miesięcy z nikim nie chodziłem na kolacyjki, za to ty z Ronem już jak najbardziej i przestałaś oddzwaniać po urodzinach Cami. Nie mam pojęcia, co zrobiłem nie tak – przyznał szczerze, bo autentycznie nie rozumiał. Nie rozumiał zupełnie. Odetchnął głęboko. – Mi też, przepraszam, że na ciebie naskoczyłem, przedstawiła mi swoją wersję nieco inaczej niż na video – przyznał szczerze, a że wiedział, że dziewczyny się łatwo odpalały, to wiadomo. Kiedy jednak powiedziała o zdjęciu i że on zaczął pierwszy, istotnie, spojrzał na zdjęcie, spojrzał na datę i odetchnął.
– To była kolacja biznesowa, nie randka. Po tej kolacji nie widziałem jej przez jakieś dziesięć miesięcy – odparł, wzruszając ramionami. – Kto ci w ogóle dał to zdjęcie? Jakiś pojeb? Nie mogłaś ze mną po prostu porozmawiać? Byłem szczęśliwy, bo między nami było dobrze, tak jak powinno być. Kurwa, naprawdę. Czekałem tylko aż Ron da ci rozwód i chciałem się oświadczyć. Pierścionek czekał u pierdolonego jubilera! – tak, znów podniósł na nią głos, ale tym razem bardziej z frustracji i sytuacyjnie.
– Nigdy nie wchodziłaś mi w drogę. Zawsze, powtarzam. ZAWSZE dawałaś mi szczęście. Niezależnie od tego, czy byliśmy parą czy nie. Zawsze – powiedział spokojniej, patrząc na nią teraz ze smutkiem. – Naprawdę tak uważasz? – spytał, patrząc jej w oczy, bo to… Było po prostu przykre.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Cóż - odpowiedziała jedynie, wzruszając ramionami. A potem go słuchała, kręcąc głową, bo poczuła jak ta rozmowa źle wpływa na jej głowę, podobnie jak wczorajsza wymiana wiadomości. Uspokoiła głowę przy Ronie. Skupiała się na Maddie, na przeprowadzce, na lataniu pewnie przynajmniej raz w tygodniu do Pasadeny żeby dopilnować wszystkich szczegółów w nowych, pięknych domach. Chciała zacząć wszystko od nowa, bo tak cholernie miała dość kręcenia się wkoło które uskuteczniała od ostatnich trzech lat... a może nie trzech, tylko prawie dwudziestu? Bo przecież tylko to właśnie - kręciła wkoło orbity zwanej Charlesem. I chciała w końcu... mieć coś normalnego. Tym bardziej, że już nic jej przed tym nie powstrzymywało.
- Przestałam się odzywać, bo dałam szansę Ronowi. A dawanie szansy komukolwiek przy tobie nigdy nie miało sensu. Zawsze kończyło się tak samo. - powiedziała w końcu, bo to też był powód braku kontaktu. Nie tylko chęć dania szansy jemu na cokolwiek - ale i samej sobie. Po prostu. - Nie szkodzi, rozumiem. - wzruszyła lekko ramionami. Patrzyła na niego z założonymi rękoma, gdy oglądał zdjęcie i gdy usłyszała jego słowa, coś w jej spojrzeniu się zmieniło. - Nie ważne, kto. Ważne było to, co pomyślałam wtedy i jak się poczułam. - rzuciła tylko. Ron jej to pokazał. Ron do niej z tym przyszedł w dniu urodzin Nesty. Kurwa. Aż sięgnęła ręką do naszyjnika z inicjałami najbliższych i poczuła jak znowu wszystko w jej głowie się sypie. - Nie chciałam z tobą o tym rozmawiać, bo sądziłam, że skoro sam nie mówisz o randce to możesz... nie wiem, nie chcesz o tym mówić. Nie chciałam się wpieprzać ani robić ci żadnych afer. - nie podniosła jednak już głosu, mówiła właściwie szeptem, jakby zaschło jej w tym momencie w gardle. A po tekście o pierścionku, pokręciła głową. - Nie mów mi tak. Nie mów mi tego, nie chcę tego wiedzieć. Nie teraz. - zrobiła aż krok w tył, bo nie mógł jej tego robić. Kurwa, nie mógł jej burzyć światopoglądu takim pierdoleniem. Lily w zasadzie przestała w którymś momencie wierzyć, że mógłby się jej oświadczyć a im mogło by się udać. - Powiedziałam ci, że masz pierwszeństwo przed wszystkim, bo tak było. Bo zawsze, niezależnie od wszystkiego częściowo będę należeć do ciebie, bo od kilkunastu lat kocham cię bardziej niż kogokolwiek na tej planecie. Czy byliśmy razem czy nie. Czy byłeś w więzieniu, to... kurwa, wszystko bym dla ciebie zrobiła. - nerwowo złapała palcami za swoją dolną wargę i zaczęła ją skubać, bo to prawda. I nawet zrobiła jedną rzecz więcej, niż powinna. - Ale co ci miałam powiedzieć jak zobaczyłam to pieprzone zdjęcie? Dobrze wiesz, że gdybym poruszyła ten temat to zrobiłabym dramę. A nie chciałam ci tego robić. Ani sobie. - przymknęła oczy, słuchając jak mówił, że zawsze był przy niej szczęśliwy. Kurwa, to powinno być karalne.
- Tak - powiedziała, niby próbując brzmieć pewnie, ale nie brzmiała. Nie, bo miała ochotę rozjebać Ronowi głowę, ale z drugiej strony powinna wtedy zapytać. Nie wierzyć komukolwiek innemu. I nie chciała teraz burzyć znowu wszystkiego, ale nie wiedziała nawet jak o tym z Ronem porozmawiać tak, żeby go nie zajebać :lol:

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Czyli zrobiłaś to po prostu dla siebie, dla Rona i siebie. Nie zasłaniaj się więc moimi nieistniejącymi randkami, proszę. Chyba bym wiedział, gdybym z kimś randkował przez ostatni rok – odparł, wzruszając ramionami. Bo i ona była jego orbitą, dlatego nawet kiedy była z Ronem czy Jasonem, nie chodził na żadne randki. Życie kręciło się wokół niej – zawsze. Zawsze starał się ja wspierać, bo nie była tylko jego miłością życia, ale też przyjaciółką. Odetchnął.
– Ważne jest to, że powinnaś była przyjść i porozmawiać o tym ze mną. Naprawdę sądzisz, że zacząłbym randkować, kiedy między nami było… Dobrze? Idealnie? – spytał, marszcząc brwi, bo generalnie nie rozumiał. – Powiedziałbym ci. Powiedziałbym ci, bo nie jesteś tylko miłością mojego życia, ale też jedną z najbliższych mi osób – odparł, patrząc na nią ze smutkiem, bo istotnie tak było. – Cóż, tak czy siak już teraz wiesz – wzruszył ramionami, bo trochę na to było za późno. I nie robił tego, by mieszać jej w głowie. Po prostu wyrzucić to z siebie w końcu musiał.
– Dlatego kupiłem pierścionek. Bo wcześniej nie wiedziałem, że mam pierwszeństwo. Sam go zaprojektowałem, byłem tak szczęśliwy, że między nami jest dobrze, ale nie chciałem tego robić, kiedy byłaś mężatką i próbowałaś spławić Rona – odparł, wzruszając ramionami i oddychając głęboko. No bo jak miał to inaczej rozegrać? Chciał, żeby zaczęli wszystko od nowa, w prawidłowy, odpowiedni sposób, eh.
– Miałaś zapytać, ej, widziałam cię na kolacji z jakąś laską, nie wiedziała, że randkujemy z innymi ludźmi. A ja wtedy bym ci odpowiedział, że laska jest agentką nieruchomości i Ben chciał zrobić prezent Ness, z którego ostatecznie zrezygnował, żeby nie robić jej nadziei i nie mieszać w głowie – odparł spokojnie, wzruszając ramionami. – I ta drama, którą byś zrobiła mogłaby się skończyć zaręczynami, a nie wyprowadzką do LA i rokiem bez większych rozmów – powiedział, patrząc jej w oczy.
– Nie brzmisz na przekonaną – powiedział cicho, delikatnie ujmując jej dłonie, by przestała skubać tę swoją dolną wargę i spojrzała na niego. – Kocham cię. Zawsze cię kochałem. Zawsze będę cię kochał. Niezależnie od tego, jak będzie wyglądać nasza relacja, Lilianne. Zawsze – powiedział cicho, nachylając się nieco nad nią, ale jej nie całował, po prostu chłonął jej bliskość.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- I naprawdę sądzisz, że wybrałabym Rona nad ciebie? Co zrobiłam gdy tylko wyszedłeś z więzienia? - zapytała już całkiem poważnym tonem, bo chyba się nie rozumieli. - Popierdoliłam życie z nim całkowicie. Wiedziałam, że będę musiała to zrobić w momencie gdy wszedłeś na urodziny Camille, bo byłam pewna, że nie dam rady z nim być skoro jesteś na miejscu. Obok. Tak cholernie blisko. Tylko jeden raz wybrałam kogoś nad ciebie. Jeden, pieprzony raz wpadłam na pomysł, że mogłabym być z kimś bez względu na to czy jesteś obok czy nie - i jasne, mówiła o Jasonie. Nie zamierzała kłamać, że było inaczej, bo w Jayu naprawdę się zakochała. I nie patrzyła do końca na to, jak będzie z Charlesem czy cokolwiek innego. Cholernie, kurewsko chciała tamtej relacji. - A i tak finalnie to dla ciebie popchnęłam Jasona, bo chciał znowu odjebać to samo. I pomyślałam, że jeśli tego nie zrobię to on znowu spróbuje cię skrzywdzić, a nie mogłam na to znowu patrzeć. Nie na ciebie tam. Nie, bo nie zasługiwałeś na bycie tam nigdy - zadrżała jej delikatnie dolna warga. Nie rozmawiała o tym z nikim od kilku miesięcy. Udawali wszyscy, że to się nie wydarzyło. Zresztą i tak wiedziała o tym tylko Nesta, Elias i Ron.
- Nie wiem, ludzie czasami po prostu chcą spróbować czegoś nowego. I tak po prostu pomyślałam. - powiedziała, sama patrząc na niego ze smutkiem. I nie było w tym spojrzeniu żalu, pretensji czy czegokolwiek innego. Czysty smutek. - Wcale nie chciałam wiedzieć. - dodała, bo istotnie, nie chciała. Nie chciała mieć znowu najebane w głowie, a teraz z każdym kolejnym słowem o tym pieprzonym, zaprojektowanym przez niego pierścionku miała. Nie zliczyłaby ile razy marzyła o byciu jego żoną. O rodzinie, tylko z nim. Tylko to wiecznie wydawało się kurewsko nierealne. Zresztą, nadal było nierealne w jej głowie. Jebana Caroline. Jebany Ronald. I wszyscy inni, przez których zawsze się mieszało. Teraz już w ogóle chciała wyjechac, ale trochę się wahała czy na pewno z Ronem skoro zbudował to wszystko na kłamstwie. Kurwa, dlaczego zawsze to jej się to musiało przytrafiać? Czuła jakby miała deja vu po Jasonie, serio. Nie komentowała zatem już nic, chciała żeby sobie poszedł tak szczerze mówiąc, ale kiedy złapał jej dłonie i podszedł tak blisko, chciała wyrwać te dłonie, ale mimowolnie palce na nich zacisnęła mocniej.
- Bo robisz mi mętlik w głowie. Zawsze rozpieprzasz mi głowę - powiedziała cicho, zupełnie szczerze. - Chcę stąd wyjechać. Chcę mieć to wszystko już za sobą - zaczęła mówić cicho, czując jak robi się jej okropnie źle emocjonalnie. Z kazdą sekundą coraz gorzej. - Mam dość tej całej serii błędów, płaczu i wszystkiego. A ty powinieneś wyjść i dać mi spokój. Bo nie możemy się wiecznie podpierać tą miłością, bo i tak wiecznie to się nie sprawdza. Zawsze po drodze dzieiej się coś chujowego - ale nadal, nie odsuwała się. Zamiast tego podniosła nieco głowę do góry, żeby oprzeć nos na jego brodzie i wzięła głęboki oddech. Kochanie go było nieznośne, męczące - a jednocześnie było czymś tak oczywistym i prostym, że ciężko było od tego odejść. Ugh.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Sądzę, że go wybrałaś, mimo tego, co się wydarzyło wcześniej – powiedział ze smutkiem, bo taka była prawda. Wybrała Rona. Nie jego. I bolało kurewsko, ale chciał chociaż mieć z nią kontakt na stopie przyjacielskiej, eh. I kiedy powiedziała, że to dla niego popchnęła Jasona, podszedł do niej bliżej i nie zważając na jej protesty, zamknął ją w swoich objęciach.
– Przykro mi, że musiałaś przez to przejść, Lily – szepnął z czułością, delikatnie całując czubek jej głowy. Bo nie wiedział, że zrobiła to dla niego. – Ja nigdy nie potrzebowałem czegoś nowego. Potrzebowałem ciebie – odparł cicho, bo istotnie, tak czuł. I cóż, nie chciała wiedzieć, ale jego to w tym momencie generalnie nie obchodziło.
– Wcale nie chcę ci rozpieprzać głowy. Chcę tylko, żebyś wyjeżdżała z pełną świadomością tego, co do ciebie czuję i tego, co moglibyśmy mieć. Normalność – powiedział cicho, delikatnie muskając jej policzek palcami i unosząc ich splecione dłonie do swoich ust. Musiał jej to powiedzieć. Musiał, bo zwariowałby, gdyby nie powiedział. Inna sprawa, ze rozumiał jej podejście.
– I może tym razem, ten jeden raz nic chujowego się nie wydarzy, niebo nie spadnie nam na głowę i będziemy w końcu szczęśliwi. Tak, jak zawsze na to zasługiwaliśmy? – uniósł brwi, a kiedy podniosła głowę do góry odetchnął cicho i po prostu ją pocałował. Cholernie czule, zaraz obejmując ją jedną ręką w talii, a drugą wplatając w jej włosy.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Ale nie nad ciebie. Wybrałam go, bo teraz jest inaczej między nami. Oboje przestaliśmy się bawić w idealne wersje siebie, nie ukrywamy przed sobą niczego i... kurwa, nie brałabym go w ogóle pod uwagę gdyby nie tamto pieprzone zdjęcie. - boleśnie to do niej dochodziło, bo Fitzgerald po prostu trafił w czuły punkt tym zdjęciem, robiąc jednocześnie przestrzeń dla samego siebie w jej głowie. Zrobił z siebie plaster na kolejne pęknie w jej sercu i... udało mu się, dopiął swego - Lily znowu się w nim zakochała, ale zupełnie inną miłością niż za pierwszym razem. Nie na siłę, tylko tak... normalnie. A teraz była na siebie wściekła, bo poprzednim razem ta miłość uleciała od razu jak dowiedziała się, o burdelach a teraz.... kurwa, dlaczego nie uleciało?
- Mi byłoby przykro, gdyby coś odpierdolił - powiedziała cicho i nie protestowała generalnie, przytulając się do Charliego mimo wszystko, mocno obejmując go ramionami i napawając się ciepłem jego skóry i tym cudownym zapachem jego perfum, proszku do brania i po prostu jego. Zacisnęła palce na koszuli którą na sobie miał, wsuwając uprzednio dłonie pod materiał jego marynarki. Nigdy tak długo nie była TAK daleko od niego jak tym razem. I nigdy tak bardzo nie bolało to, że był blisko jak teraz. - Może nie chcesz jej rozpieprzać, ale właśnie to robisz. Dobrze mi było tak jak było - wymamrotała, nie puszczając go jednak nawet na chwilę, jakby jej ciało sprzeciwiało się całkowicie wszystkiemu co mówiła. I bardzo chciałaby wierzyć w to, że teraz nic się nie wydarzy, że będą szczęśliwi, ale... nie wierzyła. Patrzyła mu w oczy i próbowała w to wierzyć, nie opierać się temu i po prostu iść. Ale był Ron.
- Nie rób tego - bo znała to spojrzenie, wiedziała co za chwilę zrobi i gdy ją pocałował, jęknęła cicho spod jego ust. Nie odpychała go od razu, całowała te usta, sama wsuwając palce w jego krótkie włosy, przylgnęła do niego ciałem i przez krótką chwilę zapomniała o całym świecie. Ale tylko przez chwilę, bo potem ogarnęło ją wewnętrznie wkurwienie przez to co się działo i odepchnęła go mocno od siebie. - Nie, nie, nie. Nie możesz mi tego robić. Nie możesz, bo zawsze puszczasz mnie wolno. Nigdy o mnie nie walczysz, zawsze przyjmowałeś sytuację tak, jak sobie wymyśliłam. Nie zatrzymałeś mnie gdy z tobą zrywałam gdy siedziałeś. Pozwoliłeś mi to zrobić. Odepchnąłeś mnie wtedy, gdy wylądowałeś znowu w więzieniu, chociaż chciałam przy tobie być. Chciałam z tobą być, chciałam cię wspierać, chciałam... kurwa, przecież nawet nie przespałabym się znowu z Jasonem gdybyś tego nie zrobił. Nigdy bym do niego nie wróciła. Czekałabym na ciebie kolejne pół roku bo co to zmieniało w skali tylu lat, które już czekałam? KURWA - zasłoniła sobie twarz dłońmi nie dowierzając w to co się działo. Dlaczego znowu stawiał ją w takiej chujowej sytuacji? Nie chciała zdradzać Rona. Nie chciała nigdy więcej tego robić komukolwiek. Jak mógł ją pocałować widząc jak znowu chwiała się emocjonalnie? Uderzyła go z otwartych dłoni w klatkę piersiową. - Pozwoliłeś mi teraz układać sobie wszystko od nowa z Ronem i teraz nagle zmieniasz zdanie? Przez ostatnie dwa miesiące nie wpadłeś na to, żeby do mnie przyjść. Wpadłeś na to, bo Caroline odjebała a ja wyjeżdżam. Dlaczego mi to robisz? Dlaczego teraz też nie pozwolisz mi odejść? Jesteś w tym najlepszy - i powiedziała to z całkowitą rozpaczą w głosie, jakby miala rozpaść się przed nim za chwilę na milion kawałeczków. Bo dokładnie tak zawsze było - pozwalał jej odchodzić. Nie zatrzymywał. Dlaczego w tym momencie, gdy pierwszy raz była tak spokojna, wyczillowana i gotowa na zmiany to torobił? :c

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Westchnął cicho, gdy mówiła, że nie wybrałaby Rona nad niego, ale teraz było inaczej i przestali się bawić w idealne wersje siebie. Cóż, przykro było tego słuchać, ale wiadomo, rozumiał o co jej chodziło. Odetchnął głęboko, tuląc ją do siebie, delikatnie głaszcząc po włosach i napawając się słodkim zapachem jej szamponu do włosów – malinowym, który tak uwielbiał od lat. I wiedział, że mówiła szczerze odnośnie tego, że nie chciała, by Jason coś odpierdolił. Rozumiał to. Aż za dobrze.
– Wiem, że było ci dobrze jak jest – westchnął cicho, bo przykro było mu, że rozpieprzał jej światopogląd, ale nie mógł jej puścić wolno. Nie mógł i nie chciał. Tak więc, kiedy powiedziała, żeby tego nie robił, generalnie to zignorował, pocałował ją, napawając się jej ciepłem, pozwalając sobie na zapomnienie o tym, że była z Ronem, że to nie było moralnie dobre, ale w tym momencie chyba miał dość moralności. Chciał po prostu jej. Kiedy jednak go odepchnęła, spojrzał na nią smutno.
– Nie. Wpadłem na to, bo dotarło do mnie, że keidy wyjedziesz, to naprawdę będzie koniec. Z Carrie… To nigdy nie było poważne. Nigdy. Zawsze chciałem tylko ciebie i jeśli o ciebie nie zawalcze chociaż ten jeden, jedyny raz, to będę tego żałował do końca życia – powiedział z mocą, przysuwając się do niej.
- Nie chcę, żebyś odchodziła. Nie chcę, żebyś myślała, że nie jestem opcją. Jestem. Kocham cię. Kurwa, całe moje życie cię kochałem i czuję, że nigdy nie mieliśmy prawdziwej szansy, bo zawsze coś nam stało na drodze, a uważam, że na nią oboje zasługujemy – odetchnął głęboko, patrząc jej w oczy. Kochał ją. Kochał całym sercem.
– I wiem, ze cię odepchnąłem i miałem tendencję do robienia ci tego, co uważałem, że będzie dla ciebie najlepsze, ale już tego nie chcę robić – odparł cicho, patrząc jej w oczy i znów się do niej zbliżając, eh.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

Wiedziała, że słuchanie tego nie jest łatwe, ale nie chciała kłamać. Wszystko było inaczej. Przez ten rok wyciszyła swoją głową na niego; jasne, miała zawahania gdy widziała go z Carrie, gdy Camille coś o nim mówiła, ale próbowała żyć z tym, że tak wyszło. Że jedyne co ich łączy to wspólna córka, nic więcej. Nic specjalnego. Żadnych fajerwerków, żadnych wspólnych planów, nic. Tylko smutne piosenki, które jej się z nim kojarzyły, zdjęcia i inne głupotki. Nic prawdziwego. O ile kiedykolwiek łączyło - bo może jakby to było prawdziwe, to nigdy by się nie popsuło? Teraz mogła sobie tylko pogdybać a i tego od dłuższego czasu już nie robiła.
- Skoro wiesz, to nie powinno cię tutaj być - powiedziała jedynie, trochę ledwie słyszalnie jakby głupio było jej to mówić w ogóle. A jeśli chodziło o moralność, Lily chciała ją mieć. Nie chciała wiecznie wszystkich wkoło skrzywdzić, szczególnie że Ronnie... był dla niej dobry. Cudowny dla Maddie i Camille. I teraz, gdy byli ze sobą szczery reprezentował wszystko czego potrzebowała - kogoś, z kim mogła się dobrze bawić, kogoś z kim kochała spędzać wieczory, jeść kolacje, gadać o głupotach, planować życie. Wszystko czego szukała w każdym facecie od lat. Jedyne czego mu brakowało to... bycie Charlesem. Ale na to wpływu nie miał nikt w zasadzie.
- A brałeś pod uwagę, że może robisz to po prostu za późno? Dlaczego nie miesiąc temu? Dlaczego nie pół roku temu? Dlaczego nie przyszedłeś, gdy dowiedziałeś się, że to między mną a Ronem się rozwija? - zapytała, a kiedy on podchodził, ona cofnęła się o krok w tył jakby chcąc zachować dystans i bojąc się tej bliskości. Bo miał rację, bo czuła dokładnie to samo co on, że kochała go prawie całe swoje życie, zupełnie nie pamiętając jak to jest tego nie czuć. Ale włożyła tyle wysiłku w niekochanie go na tyle, żeby móc być z Ronem, że chyba nie umiałaby tego wyjaśnić.
- Mamy gotowy dom. Moja mama ma przywieźć Maddie za kilka dni. Większość rzeczy już czeka na nas w Pasadenie - mówiła, jakby to miało cokolwiek tłumaczyć i pomagać. Nie, żeby pomagało. Zrobiła kolejny krok w tył, wpadając plecami na ścianę i pokręciła głową. - Zrobiłabym dla ciebie wszystko. I zrobiłam, o wiele więcej niż kiedykolwiek powinnam. Ale tego nie mogę zrobić, nie teraz, nie bo... - aż jej słów zabrakło, bo była zmęczona tym wszystkim, serio. - Jeśli to zrobię, a nam nie wyjdzie to będę sobie pluła w brodę do końca życia, że się na to zdecydowałam - zacisnęła usta. To było przykre, ale tak właśnie sądziła - że jeśli znowu zjebie relacje z kimś innym, ze względu na niego, a to nie wyjdzie to znowu straci możliwość czegoś normalnego. po prostu nie ufała w żadnym stopniu, że może się im udać tak naprawdę, no :c

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Nie powinno, masz rację. Ale jestem – wzruszył ramionami, patrząc jej w oczy. W zasadzie wiedział, że rozwalał jej trochę idealną wizję życia i przeprowadzki. Ale nie umiał inaczej – nie, kiedy wiedział, że to jego ostatnia szansa, a on tej ostatniej szansy zmarnować nie chciał, tak po prostu. Odetchnął głęboko i spojrzał na nią z uwagą.
– Brałem. Nadal biorę. Ale nie mógłbym po prostu odpuścić – wzruszył ramionami. – Dlaczego? Bo chciałem ci dać przestrzeń, ale to był błąd – odparł robiąc mały kroczek do przodu, gdy ona się cofnęła.
– Rzeczy da się przewieźć, wiesz o tym doskonale – odparł cicho, kolejny krok do przodu robiąc o dłonią opierając się o ścianę. Lustrował wzrokiem jej śliczną buźkę. – Masz rację. I ja mogę powiedzieć dokładnie to samo – bo istotnie tak było. W każdym razie, gdy wspomniała o tym, że nie może, nachylił się nad nią, opierając czolem o jej czoło.
– A jeśli to zrobisz i nam wyjdzie możemy w końcu być szczęśliwi, Lily – odparł cicho, bo po co od razu zakładać najgorsze? :C - A ja zrobiłbym wszystko, absolutnie wszystko, żeby wyszło - szepnął cicho, przymykając powieki.

autor

-

Some mistakes get made, that's alright, that's okay. You can think that you’re in love, when you're really just in pain. Some mistakes get made. That's alright, that's okay. In the end, it's better for me. That's the moral of the story, babe.
Awatar użytkownika
36
174

architekt wnętrz

SkB Architects

belltown

Post

- Tym razem chciałabym, żebyś odpuścił - bo tak byłoby prościej dla wszystkich, nie komplikowałoby to jej głowy, nie psułaby planów swoich, Rona... dobra, może Charliemu nie byłoby prościej. Ale próbowała o tym myśleć najbardziej egoistycznie jak tylko się dało - niestety, im więcej mówił, tym gorzej jej to po prostu szło.
- Nie widziałeś tego domu. Jest piękny. To jedyny dom, który kiedykolwiek mi się podobał - powiedziała cicho, sama lustrując wzrokiem jego twarz w tym momencie. Bo był. Nigdy nie lubiła mieszkać w domach, wolała apartamenty, ale ten pachniał domem, nowym początkiem i życiem, którego zawsze chciała, a którego nigdy finalnie nie umiała mieć przedtem. Sama przymknęła oczy, gdy oparł czoło o jej czoło. I chociaż ta bliskość ją przerastała, to objęła go delikatnie ramionami za szyję, biorąc głęboki oddech.
- A jeśli nie wyjdzie, to będę znowu nieszczęśliwa. Mam dosyć tego uczucia, Charlie. Nie zniosę tego, że znowu może nam nie wyjść - wyszeptała to równie cicho, bo każdy kolejny raz znosiła istotnie gorzej. A nie robiła się młodsza i chciała przestać marnować czas na to wszystko, ale jednocześnie... nie mogła powiedzieć, że przy nim marnowała czas. W każdym razie nie mogła to powiedzieć szczerze, nie w nerwach. I odrobinę uniosła podbródek w górę, jakby chciała się złamać i znowu sięgnąć do tych ust, które kochała nad życie, ale zawahała się. I zadzwonił jej telefon. Jakby w ramach ratunku. Wyciągnęła go z kieszeni szortów, zobaczyła na wyświetlaczu że to szpital, więc odebrała, wychodząc spod jego ramion pod nimi i zaczynając się przechadzać w trakcie rozmowy nerwowo. Nie odezwała się do Charliego gdy skończyła rozmawiać, tylko wykręciła kolejny numer. Do Rona. Jej całkowicie pierwsza myśl.
- Jedź do Swedish. Jason się wybudził, kurwa - jęknęła do słuchawki, zaraz się rozłączając i spojrzała dopiero wtedy na Charliego. - Jesteś autem? Zawieziesz mnie? - zacisnęła mocno usta, aż lekko pobielały. Bo pewnie swojego auta się już pozbyła skoro mieli wyjeżdżać zaraz, nie?

autor

-

Awatar użytkownika
37
190

właściciel

Rapture

belltown

Post

Charlie odetchnął głęboko, ale rozumiał. Rozumiał aż za dobrze, tyle tylko, że tym razem wiedział, że nie może i wiedział, że po prostu nie chce spełniać jej prośby. Mimo to, gdy zadzwonił telefon, posłusznie się odsunął i istotnie, zawiózł ją do Swedish Hospital.
[…]
Świadomość Jasona wracała powoli. Rozmazane światło, głosy pielęgniarek, które zmieniały mu kroplówkę i lekarza na obchodzie. Leżał sam jakiś czas, wcześniej przechodząc serię badań, ale nie pamiętał nic. To lekarze powiedzieli mu, jak się nazywał. Lekarze powiedzieli, że jego bliscy są w drodze. I kiedy do Sali wpadła jak burza ewidentnie zdenerwowana, piękna blondynka, uśmiechnął się do niej.
– Więc ty jesteś jedną z bliskich mi osób? Kurwa, powiedz, że nie jesteś żadną moją siostrą czy kuzynką – powiedział z lekkim rozbawieniem i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, próbując rozładować ciężką atmosferę, chociaż… No mówił tyci poważnie. :lol:

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „444”