WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
Lily & reszta | oddział onkologiczny
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
Lilianne właśnie mijał już drugi tydzień w szpitalu. I chciałoby się powiedzieć, że cokolwiek w jej stanie zdrowia się pomagało, ale póki co chemia, która miała za zadanie wyniszczenie komórek nowotworowych tylko pogarszała póki co sprawę; absolutnie nie miała na nic siły. Była po drugiej dawce i mimo, że faktycznie korzystała z tej odrobinkę innej opcji, w której włosy miały nie wyjść jej całkowicie, to tak czy siak zaczynały się jej robić rzadsze, a żeby nie było tego aż tak widać, solidnie je skróciła. Siedziała sobie teraz na łóżku, przesunięta bliżej jednej z krawędzi, bo Charlie pewnie siedział typowo obok niej i dziubała widelcem w jakimś lunchu, który przyniósł a na laptopie mieli puszczony jakiś film.
- Cams wczoraj mówiła, że byliście na obiedzie. Dobrze, że trochę zluzowała - stwierdziła, uśmiechając się do niego uroczo. - Mówiłam, że to się unormuje. Musiała po prostu to wszystko przemielić - dodała, nadal widelcem gmerajac w jakimś sztos makaronie.
- Kurwa, denerwuje mnie to, że najpierw siedzieliśmy jak dwie pizdy razem w tych cholernych pokojach widzeń, a teraz spędzamy ze sobą czas w szpitalu. Co jest z nami nie tak, Charlie? powiedziała nawet z lekkim rozbawieniem, w końcu jednak widelcem jebnęła do pudełka, odstawiając je zaraz na bok. Ciągle jej było niedobrze i ostatnie na co miała ochotę to zacząć teraz rzygać.
-
-
-
– Nie dłub w jedzeniu, tylko jedz – mruknął, patrząc na nią z lekkim rozbawieniem, bo widział, że bardziej dziubała widelcem, niż cokolwiek innego. Sam pewnie też swoje żarcie ledwo co tknął.
– Tak, dogadujemy się, naprawdę chyba mnie polubiła, o ile w tym wieku można lubić rodziców – zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. – Szkoda, że musiało się unormować tak naprawdę przez twoją chorobę – bo nie sądził, by Cami zmieniła tak szybko zdanie, gdyby nie choroba Lils. Ech. :c
– Chujowo, ale przynajmniej teraz nie siedzę w pomarańczowym wdzianku, to nigdy nie był mój kolor – uśmiechnął się i objął ją delikatnie ramieniem, przytulając do swojego boku. – Może po prostu ktoś na górze uznał, że nas nie lubi? – wzruszył ramionami, westchnąwszy ciężko.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Nie mów mi jak mam żyć, szczególnie jak sam prawie nie zjadłeś - posłała mu rozbawione spojrzenie. Unikała jedzenia, bo jak wspominałam, chujowo jej żołądek funkcjonował a wymiotowanie od rana do nocy nie było jej ulubionym zajęciem, szczególnie że krew w rzygach też średnio ją jarała. Poza tym, miała okropnie popękane usta i to też przyjemne nie było podczas jedzenia, szczególnie jak coś ciepłego ich dotknęło :c
- Nie ważne z jakiego powodu, ważne że w ogóle. Chcę, żebyście mieli dobry kontakt. Chcę żeby wiedziała, że ma też ciebie, jeśli… no wiesz - odetchnęła głęboko, oblizując usta i poczuła w buzi metaliczny posmak krwi, więc sięgnęła po kubek z wodą i upiła z niego łyk. - Poza tym, ciebie nie da się nie lubić. Jesteś super. Po mnie jest wredna, po tobie cudowna czy coś - puściła mu oczko, a kiedy objął ją ramieniem, przytuliła się do niego, podkulając kolana. Jego bliskość koiła jej duszę, chociaż wiedziała, ze powinna tego unikać, no ale jakoś… nie potrafiła. I łapała się na tym, że nie lubiła momentów gdy musiał iść do domu, mimo że szybko od siebie to odpychała.
- No nie wiem, w którymś momencie nawet zaczęła myślec, że to jednak twój kolor - zaśmiała się cicho, opierając głowę na jego obojczyku i wlepiła wzrok w ekran laptopa. Leciała pewnie jakaś głupia komedia czy coś. - Nie lubi? Chyba nie znosi. - wywróciła oczami. - Jak w pracy? Łatwiej ci już trochę? - sięgnęła mimowolnie po jego dłoń i zaczęła się bawić jego palcami.
-
-
-
– Okej, po prostu te okoliczności są chujowe. Ale wydaje mi się, że wie, że może na mnie liczyć. I wspaniale się dogadują z Rosie, ostatnio jak do niej przyszedłem, to leżały przytulone na kanapie i oglądały pamiętnik – zaśmiał się pod nosme, ale westchnął mimochodem. – Wiem, ale nie myśl o tym, proszę – musnął palcami jej policzek i spojrzał jej w oczy. – Nie no, nie jest wredna po tobie. To po tobie jest cudowna Lils – uśmiechnął się czule, muskając ustami jej skroń. Odetchnął głęboko i spojrzał na nią z troską.
– Cóż, na szczęście nie muszę już go nosić. Już nigdy nie ubiorę nic pomarańczowego – zaśmiał się pod nosem, wywracając oczami i głaszcząc jej włosy. – Nie znosi – pokiwał głową z rozbawieniem. - Jest okej, Mark mnie tak nie zarzuca, bo wie, że chcę być przy tobie. On i Hannah chyba znaleźli dom, wiesz? Ale Hannah strasznie odpierdala – no uznał, że ploteczki może odciągną jej myśli od całej chujozy życia. :C
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Tak, cudowne są. Kilka dni temu jak były u mnie obie, leżałyśmy we trzy i oglądałyśmy Bridget Jones - powiedziała z rozbawieniem, ale i z czułością. - Może mi powiesz, że ty o tym nie myślisz, gdy na mnie patrzysz? Ledwo jestem w stanie sama wziąć prysznic, Charlie - wyszeptała, bo trochę tak było. I jej zdaniem, umierała już teraz, ale nie mówiła tego na głos. Chcieli mieć nadzieję,więc im ją dawała i próbowała mieć ją sama, ale… czuła, że jest źle. Oni tego nie mogli czuć, nie? - Nope, bo wtedy by wychodziła, że wredna jest po Rosie - zażartowała, odwracając lekko głowę i sama musnęła ustami jego policzek.
- Powinieneś nosić błękitny. Świetnie wyglądasz w błękitnych koszulach, bo podkreślają kolor twoich oczu - uśmiechnęła się do niego czule, ale na słowa o Marku pokiwała głową. - To niech ją zostawi. A Rosie niech zostawi Dana i będą żyli długo i szczęśliwie. Tak powinno być - stwierdziła, wzruszając delikatnie ramionami.
-
-
-
– To może poproszę o jakąś kroplówkę, co? Wiem, że ci ciężko, ale tez nie mam problemu z trzymaniem ci włosów, myślę, że o tym doskonale wiesz – bo trzymał jej włosy pewnie wielokrotnie nad kiblem jak rzygała. Tak czy siak, kiedy powiedziała, że oglądały Bridget we trzy, uśmiechnął się.
– Nie myślę. Myślę o tym, że ci to pomoże, bo pozytywne myśli są ważne – pokazał jej język, bo tak to widział. Znał jej zdanie – wiedział to i czuł, ale nie zamierzał tego akceptować życiowo. – Cóż, Rose ma swoje momenty bycia wredną suką, oboje to wiemy – zaśmiał się, bo bywała. – Ale taką ją kochamy – dodał, bo widać było, że mówił to raczej z czułością.
– No dlatego dzisiaj taką włąśnie mam – westchnął cicho. – Ale od dzisiaj będę tylko w błękitnych przychodził, żeby nacieszyć twoje oczy – puścił jej oczko, uśmiechając się lekko. – Myślę, że by ją zostawił, gdyby Ro zostawiła Dana – westchnął cicho. – Ale ona pierwsza go nie zostawi a on nie zostawi pierwszy Hannah i tak się będą bujać - wzruszył ramionami. Dwa debile.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Ta? A jak powiem, że moje oczy najbardziej cieszy widok twojej nagiej klaty, to będziesz tutaj paradował pół nago? - wywróciła oczami, ale połaskotała go pod żebrami. - Jesteś kochany. I głupi. Nadal - dodała, ale teraz dla odmiany palec pod żeberka mu delikatnie wbiła i zaśmiała się cicho. - Oby się wyrobili przed pięćdziesiątką. - stwierdziła z rozbawieniem, przytulając się do niego mocniej i nakryła się kołdra, bo zaczęło się jej robić zimno. - Dziękuję, że tutaj jesteś. Trochę lepiej się czuję życiowo gdy mam cię obok - powiedziała cicho i westchnęła sobie, krążąc palcami wokół guzików w jego koszuli.
-
-
-
– Okej, okej. Rozumiem, że boli skarbie, ale chodzi o to, żeby twoje cialo miało potrzebne składniki odżywcze – musnął delikatnie ustami jej czoło i odetchnął głęboko. Generalnie to wiedział, że całe ciało ją bolało i koszmarnie się o nią martwił, ale no… Wiadomo.
– Nie próbuj, zobaczysz, że moje pozytywne myslenie zadziała – powiedział spokojnie, wzdychając cicho, bo rozumiał, że ona nie miała na to siłę, ale on będzie to robił za nich oboje. – Owszem, ostatnio poprosiła, żebym kupił jej coś w sklepie jak przyjadę do Cami, ale dostałem zjebę, bo kupiłem nie takie jak trzeba – wywrócił oczami z rozbawieniem. Dostał, ale no uwielbiał tę pojebaną wariatkę.
– Jeśli masz takie życzenie – powiedział, udając, że ściąga sobie koszulkę. Uśmiechnłą się do niej uroczo. – Jestem. Pewne rzeczy się nie zmieniają – powiedział, delikatnie ją łaskocząc i puszczając jej oczko. – Może się wyrobią, bo chciałbym, żeby mieli śliczne, pulchne dzieci, które będę rozpuszczał i do pilnowania których będą wykorzystywali Cami – zaśmiał się cicho, wywracając oczyma i zaczął pocierać delikatnie jej ramiona, gdy zobaczył, że zaczęło się jej robić zimnio. – No co ty, nie masz za co. Wiesz, że nie masz. Będę zawsze kiedy mnie potrzebujesz, na zawsze – uśmiechnął się delikatnie, bo zamierzał być. Już się nigdzie nie ruszał.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- A co kazała ci kupić? Następnym razem pytaj, pomogę. Szczególnie jak Rosie coś wymyśla, bo ona ogólnie ma czas pojebane pomysły i jakieś dziwactwa kupuje - ale szanowała, że jej przyjaciółka go tyrała. Ktoś musiał, skoro ona dokuczać mu nie miała siły
- Nie, nie. Tak nie mów. Bo po pierwsze mam narzeczonego, a po drugie, nawet gdybym nie miała, to twój brak koszuli byłby dla mnie bolesny, bo w tym stanie nie dałabym rady z tym nic zrobić - musnęła palcami jego nos. Chociaż coraz ciężej jej było ukryć, że wątpliwości co do ślubu w niej rosły, z każdym kolejnym dniem spędzonym z Charliem. Bo czy na pewno będzie umiała nie być zs nim blisko? Nie była pewna. Póki co szło jej raczej średnio, nie?
- Szkoda tylko, że to na zawsze wydaje się teraz takie kurewsko krótkie - przyznała cicho, spuszczając wzrok i oparła teraz brodę na jego barku, przytulając się do niego jeszcze mocniej, przy czym jedną nogę położyła na jego nogach i odetchnęła głęboko. - Może powinniście z Cams pojechać gdzieś razem. Mógłbyś zabrać Marcusa czy coś. Przydałyby się wam jakieś wakacje. Tobie i Cami szczególnie - szepnęła mu do ucha, bo przy okazji może Camille by trochę odpoczeła i mniej się stresowała, nie?
-
-
-
– Bo przyjmuje chemię i musi z nią sobie poradzić – powiedział cicho. – Może tak było, może to kwestia wieku, a może nie pamiętasz tak dobrze? Nie wiem. Ale jesteśmy przy tobie wszyscy – powiedział spokojnie, patrząc jej w oczy i westchnął cicho, bo kochał ją strasznie. I byli przy niej. Wszyscy.
– Jezus, to był jakiś specjalny ser bo robiła coś dla Camille, jakiś makaron z czymś tam. I się wkurwiła, że nie kupiłem autentycznego włoskiego tylko jakiś inny, ale nazywały się tak samo – wzruszył ramionami, bo wiadomo, nie znał się. A Rosie zawsze do usług.
– I tak byś nie mogła nic z tym zrobić, bo jak sama wspomniałaś, masz narzeczonego, ale mogłabyś sobie nacieszyć oczy moją wspaniałością – oświadczył, puszczając jej oczko.
- Nie będzie krótkie – odparł spokojnie, nadal pocierając delikatnie jej ramię i westchnął mimochodem. – Nigdzie na razie nie jedziemy. Będziemy tu z tobą, a potem można pomyśleć o jakimś wypadzie, wynająć nawet jakiś fajny jacht – prouszył brwiami, bo to było spoko opcja jego zdaniem!
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Nie. Bo ta chemia zabija wszystko, nie tyle złe rzeczy - powiedziała, wzdychając cicho. Trawiła dosłownie wszystko co złe i dobre jednocześnie. A przed nią jeszcze w chuj sesji, bo raczej wątpiła że cztery wystarcza, biorąc pod uwagę jak późno zaczeła, nie? - Wiem, kocham was wszystkich strasznie - szepnęła ze smutkiem. Kochała ich za to, że przy niej byli ale miewała wieczorne przemyślenia, gdy zostawała już sama, że nie powinno ich przy niej być. Szczególnie Cami nie powinna patrzeć na to, jak rozpadała się coraz mocniej.
- Jak mówi ci, że ser ma być włoski, to ma być włoski. Jest inny w smaku, okej? Znaczy, jak dla mnie to jeden chuj, ale Rosie odkąd się nauczyła gotować to ma swoje flow - powiedziała z rozbawieniem, zaraz mrużący oczy. - Mój narzeczony stanowi nagle problem? - zapytała lekko zgryźliwie, ale uśmiechnęła się zaraz. - Jak już będę umierać, to przyjdziesz mnie żegnać nago. No wiesz, ostatni raz sobie popatrzę na twój tyłek i w ogóle - powiedziała z rozbawieniem, chociaż teoretycznie zabawne to nie było ale no… może żartowanie z tego to nie najgorsza opcja?
- Mam nadzieję. Chciałabym jeszcze trochę czasu z tobą spędzić poza szpitalami, więzieniami i całą resztą takich dziwnych miejsc - pogłaskała delikatnie jego policzek. Choćby chciała, to nie potrafiła na niego patrzeć inaczej niż z czułością, niestety. - Ale może to serio nie jest najgorsza opcja? Potrzebujesz wakacji. A Camille potrzebuje odpocząć. Możecie lecieć gdzieś na tydzień, przecież wam nigdzie przez te kilka dni nie ucieknę, tak? Nie mam siły chodzić, więc poczekam na was grzecznie w tym o to niewygodnym łóżku - puściła mu oczko. Chciała dla nich dobrze, no.
-
-
-
– Wiem, dlatego powolutku twój organizm musi się przyzwyczaić i będzie coraz lepiej – obiecał cicho, patrząc jej w oczy. No jego zdaniem to brzmiało całkiem logicznie, nie? Musiał się przyzwyczaić, musiał się powoli zacząć po chemii zregenerować. Odetchnął głęboko i spojrzał jej w oczy. – My ciebie przecież też – odparł spokojnie, muskając palcami jej policzek.
– Od kiedy ona tak dobrze gotuje w ogóle? Ostatnim razem Marcus bał się zjeść cokolwiek od niej, bo nawet Nala nie chciała tego tknąć – zaśmiał się pod nosem, wywracając oczyma. Kiedy spytała, czy jej narzeczony teraz stanowił problem, o wzruszył ramionami.
– Jak już będziesz umierać, to ja będę pewnie w grobie, ale zrobię sobie specjalną sesję rozbieraną jakoś niedługo i przepiszę ci wywołane zdjęcia w testamencie – powiedział, pokazując jej język, ale uśmiechnął się do niej słodko.
– Na pewno spędzisz. Spędzimy ze sobą mnóstwo czasu – uśmiechnął się do niej uroczo. – Wszyscy potrzebujemy, ale nie zamierzamy cię zostawiać. Zwariowalibyśmy oboje, bez twojej ślicznej buzi na co dzień – odparł, wzruszając delikatnie ramionami.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- Jak się rozstali, to uparła się, że zdradził ją przez to, że nie umiała gotować. Nauczyła się i wmawiała sobie, że teraz już będzie żoną idealną. Zawsze była, tak czy siak - wzruszyła ramionami bo uważała, że Rosie była absolutnie cudowną osobą - właściwie była jej ulubionym człowiekiem. - Okej, tylko niech się nie pomylą i nie wyślą tego za wcześniej, bo jeszcze na starość dostanę zawału z zachwytu - złapała go za policzek i delikatnie za niego wytarmosiła, ale kiedy powiedział, że spędzą ze sobą mnóstwo czasu, pokiwała głową. Bardzo by chciała. Serio. Nawet jako przyjaciele. Znajomi. Cokolwiek.
- Nie chcę, żeby na mnie patrzyła teraz - powiedziała w końcu, skoro nie rozumiał subtelnej aluzji. - Pomyśl nad tym, przegadam to też z Rosie - dodała, ale zmusić ich do wyjazdu nie mogła, nie? Przesunęła nosem po jego szyi, biorąc głęboki wdech i rozkoszując się zapachem jego skóry spryskanej jakimiś super perfumami.
-
-
-
– Serio? Myślała, że to dlatego? Mark sam nie wie, czemu to zrobił. Po prostu popełnił błąd. Ludzie je popełniają. Zawsze kochał Ro nad życie i to, że nie gotowała nigdy mu nie przeszkadzało – westchnął mimochodem, bo to była po prostu prawda. Mark strasznie tę zdradę przeżywał, do tej pory pamiętał ich rozmowę przez więzienny telefon, eh.
– Cóż, postaram się, żeby nie wysyłali wcześniej, bo o twoje serduszko zawsze chciałem dbać – zaśmiał się pod nosem, muskając nim jej policzek. Generalnie on naprawdę również chciał z nią spędzić jak najwięcej czasu jako ktokolwiek – przyjaciel, ojciec dziecka… Odetchnął głęboko.
– Rozumiem, ale ona chce z tobą spędzić czas. Jasne, widzi co się dzieje, ale gdyby cokolwiek ci się stało i nie spędziła z tobą każdej chwili, zawsze by to już przeżywała – odparł cicho, patrząc jej w oczy. – Okej, przegadaj, ale nadal, nie sądzę, że to dobry pomysł – wzruszył ramionami.
architekt wnętrz
SkB Architects
belltown
- I zawsze wychodziło ci to cudownie - uśmiechnęła się delikatnie, mimowolnie przekręcając głowę w jego stronę, gdy musnął nosem jej policzek i przez krótki moment, naprawdę miała ochotę go pocałować, ale… po prostu musnęła nosem jego nos biorąc głęboki oddech i przymknęła na chwilkę oczy. Nie mogła zrobić tego sobie, Ronowi, Cams i… po prostu Charliemu. Nie, jeśli mogła umrzeć. Chociaż chyba czuła, że i tak większej różnicy nie zrobi mu stopień ich relacji gdyby odeszła.
- Ja z nią też, ale… no wiesz o co mi chodzi. Widzę, jak to przeżywa. Strasznie się o nią martwię. Naprawdę chujowi z nas rodzice. Najpierw nie miała ciebie, teraz może nie mieć mnie… kurwa, Charlie - jęknęła cicho, naciągając kołdrę na głowę i miała ochotę zacząć wyć z tego całego pierdolnika. - Włącz jakiś obrzydliwy horror, bo te wszystkie zasrane komedie są do dupy. Nie mam ochoty oglądać szczęścia innych ludzi. Już w ogóle widok flaków i poucinanych rąk i nóg - mruknęła, niemalże jak obrażone dziecko, kołdry z głowy nadal nie zdejmując. Wahania nastrojów jak widzimy miała przecudowne