WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Laura & Brooklyn | kawiarnia Liberte

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Masz rację. — Zgadzał się z nią w stu procentach; gdyby miał mówić za siebie i opowiedzieć się za metodą wychowywania dzieci uważał, że posiadanie zwierzęcia było doskonałą nauką i uczyło cech istotnych w życiu dorosłego człowieka. Niestety, jego rodzice tego nie podzielali i chcieli, by ich pociechom przyświecał inny cel — nauka i medycyna. W medycynie — rozumianej oczywiście przez listę kilku najbardziej prestiżowych specjalizacji — nie było przestrzeni na psa, kota czy chociażby rybkę, które absorbowały czas wymagany, by podnosić swoje kwalifikacje. Brooklyn zastanawiał się nad tym kilkukrotnie, ale wciąż nie odkrył, czy był jedynym, któremu to przeszkadzało, czy jego rodzeństwo także dostrzegało, że rodzice ich ograniczali. Choć może oni nie mieli z tym problemu, bo potulnie obrali ścieżkę wskazaną przez państwa Livingstone?
Zazdrościł dzieciakom, które miały normalnych rodziców i wychowywały się wśród zwierząt, a pomocą w schronisku chciał nadrobić stracony czas. — Żartujesz. — rzucił, niedowierzając. Wpatrywał się uważnie w Laurę, starając się rozszyfrować, czy mówiła poważnie. Upewniwszy się, że nie żartowała, uśmiechnął się szeroko; pierwszego dnia, gdy pojawił się w kawiarni i zamienił z nią kilka słów, nie spodziewał się, że będzie ich łączyć aż tak wiele. — Musimy wybrać się tam razem. Jak tylko będziesz miała czas? — zaproponował. Pomyślał, że wspólny wypad do schroniska byłyby idealnym rozwinięciem ich znajomości — nie byłby wymuszony i oboje czuliby się komfortowo, bo przebywaliby w znanych sobie warunkach, a przy okazji zrobiliby też coś dobrego i Laura mogłaby nadrobić tygodnie, w których nie miała czasu na działalność charytatywną.
Gdyby chciał, mógłby zapytać rodziców, czy istniała alergia na żółwie, ale wolał unikać takich tematów, bo niosły za sobą zbyt poważne konsekwencje — w pewnym momencie mogło paść niewygodne pytanie, na które nie miał odpowiedzi i prawda wyszłaby na jaw.
Jak sobie o nich przypomniałem, imiona stały się dla mnie oczywiste. — przyznał. — I co? Można było je rozróżnić, czy nazywaliście Donatellem tego, który był na przykład bliżej? — zapytał wyraźnie zaintrygowany.
W porównaniu do miejsc, które wymienił, kawiarnia mogła wypadać blado, lecz nie można było odmówić jej uroku — na mapie Seattle była jednym z ulubionych miejsc Brooklyna, dlatego wracał do niej tak często. — Nie zastanawiałem się nad kolejnością. — przyznał. Złapał za widelec i wykręcił nim w powietrzu kilka kółek. — Gdybym miał je uszeregować… — zaczął, wgapiając się w powtarzalne ruchy widelczyka; odkąd pamięta, wpatrywanie się w przedmioty było dla niego uspokajające i pomagało mu zebrać myśli. — Wiesz co? Jednak to nie było przypadkowe, ułożyłbym je właśnie tak. — zdolności ludzkiego umysłu niekiedy go zadziwiały. Fascynowało go, że w zwykłej odpowiedzi podświadomie uszeregował miejsca od tego, do którego wracał najchętniej.
Opowiedz mi o nim. — poprosił, pochylając się ku Laurze. Dostrzegłszy jej uśmiech, chciał poznać więcej szczegółów o mieście, w którym spędzała każde wakacje. Dotychczas, jeśli w ogóle o nim słyszał, nie przywiązywał doń większej uwagi, więc był zaintrygowany.
Yhym, Florencja brzmi dobrze. Gdybym mógł, chętnie spędziłbym tam tydzień albo dwa. — rozmarzył się i posłał Laurze uśmiech. — A gdybyś miała wybrać miejsce na świecie, oprócz jakiegokolwiek miejsca w Stanach, gdzie nie pojechałabyś nigdy? — spytał; destynacje znajdujące się na końcu listy były dla niego równie interesujące, co te na początku.

Laura May Hirsch

autor

ania

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Z jednej strony Laura miała szczęście, że to jej ojciec wyłamał się z rodzinnego schematu, jakim było pójście na medycynę i zostanie lekarzem. Jej dziadek, wujkowie, ciocia oraz kuzynka byli związani z medycyną, ojciec natomiast postawił na swoim i wybrał swoją pasję, czyli gotowanie. W ślady ojca natomiast poszedł brat Laury, Lance. Dzięki temu, że ojciec zawalczył o swoją przyszłość, Laura nie musiała walczyć o swoją. Przynajmniej nie z rodziną, i nie w tej jednej kwestii.
– Nie-e – pokręciła z rozbawieniem głową, uśmiechając się przy tym szeroko. Była zaskoczona, że akurat to okazało się kolejnym punktem wspólnym. Jednocześnie była tym też zachwycona, bo od zawsze uważała, że podejście ludzi do zwierząt pokazywało w pewnym stopniu ich charakter. Nie znała Brooklyna za dobrze, a jednak dzięki informacji, że pomagał w schronisku, mogła wnioskować, że był empatyczny i troskliwy, a były to cechy, które bardzo ceniła. – Oczywiście, byłoby wspaniale! – od razu się zgodziła, nie było tu przecież nad czym się zastanawiać. Była to świetna okazja, by się spotkać i przy okazji zrobić coś dobrego, poznać się w nieco innych okolicznościach, a także spędzić czas w innym miejscu, niż w kawiarni.
– Prawda? – zaśmiała się. Gdyby nie żółwie, zapewne imiona z bajki nie zapadłyby jej tak dobrze w pamięci. – Gdyby nie to, to pewnie nazywalibyśmy je po prostu „żółwik” i mylili za każdym razem. – dodała, z rozbawieniem wywracając oczami. – Każdy miał naklejkę z pierwszą literką swojego imienia i dzięki niej wiedzieliśmy, który to Donatello, a który to Raphael. Oczywiście naklejki często się odklejały i nie jestem pewna, czy naklejając nowe, naklejaliśmy je na dobrym żółwiu. – kontynuowała opowieść o żółwiach, przypominając sobie szczegóły dotyczące zwierzaków. Zmarszczyła nieco nosek i westchnęła, kręcąc przy tym głową, trochę ze zrezygnowaniem, a trochę z rozbawieniem. Miała wtedy jakieś cztery lata, więc nie była w stanie zapanować nad chaosem związanym z imionami żółwi, a teraz te wspomnienia ją bawiły.
– Rozumiem – stwierdziła, choć odezwała się tylko po to, by potwierdzić jakoś, że go słucha i czeka, aż będzie kontynuował swoją wypowiedź. – Czyli Nowy Jork… – wymamrotała, powoli kiwając głową. – Jestem ciekawa, co takiego widziałeś albo czego tam doświadczyłeś, że Nowy Jork dostał pierwsze miejsce… – zaczęła, wlepiając w niego spojrzenie. Nie było to jednak pytanie, na które oczekiwała odpowiedzi. Była zaintrygowana, ale nie chciała być wścibska. Jeśli Brooklyn uzna, że chce się z nią podzielić tym, co urzekło go w Nowym Jorku, to z chęcią o tym posłucha. Rozumiała jednak, że pewne informacje mógłby chcieć zachować dla siebie.
– O Sammamish? – na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. – Miasto znajduje się jakieś 20 mil od Seattle, na wschód od jeziora Sammamish. – dobrze znała trasę ze Seattle do miasteczka, bo pokonywała ją w każde wakacje. – Okolica jest bardzo zielona. To w zasadzie lasy, jezioro, a tle góry. Rodzice mojej przyjaciółki mają dom na granicy z rezerwatem przyrody, więc jest tam cicho i dość pusto. – lubiła tamtejsze widoki, zapach lasu, zachody słońca nad jeziorem i wycieczki rowerowe. – W latach siedemdziesiątych grasował tam Ted Bundy. – zmarszczyła czoło na własne słowa o mordercy. – Chociaż to nie dodaje wdzięku temu miejscu. – dodała, kręcąc delikatnie głową. Kryminalne tematy nie były jej ulubionymi, jednak o Tedzie było głośno w mediach, a okoliczni mieszkańcy lubi straszyć przyjezdnych historiami o nim.
– Wróciłabym do Florencji… w ogóle do Włoch. – odparła z uśmiechem. Chciała jednak najpierw zobaczyć inne miejsca, a potem, gdy będzie mieć okazję, wrócić tam, gdzie najbardziej się podobało. – Szczerze? Chyba nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. – powoli nabrała powietrza do płuc, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Nie planowałam podróży do Afryki i do miejsc, w których jest niebezpiecznie, ale… wszystko się może jeszcze zmienić. – wzruszyła lekko ramionami, bo nie zamykała się na inne opcje. Nie była jednak ryzykantką i nie chciała trafić do miejsca, w którym nie będzie czuć się bezpiecznie. – A ty? Gdzie nie chciałbyś pojechać? – odbiła piłeczkę.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Milczał, pozwalając, by w jego głowie uformowała się wizja wspólnej wizyty w schronisku. Cieszył się na samą myśl, bo okoliczności stwarzały niepowtarzalną okazję do spędzenia czasu z Laurą i do zrobienia czegoś dobrego w obliczu zbliżającego się nieubłaganie załamania pogody. — Cudownie. — skwitował. Zaskakujące, że podczas jednego wieczora w kawiarni potrafili snuć różnorakie plany dotyczące kolejnych spotkań.
Słysząc o odklejających się naklejkach, parsknął śmiechem. — W ogóle się nie dziwię. A co, jeśli one same odklejały te naklejki, bo przykleiliście je źle? — szepnął konspiracyjnie, pochylając się ku Laurze.
Uśmiechnął się szeroko, bo z Nowym Jorkiem łączył go specyficzny sentyment. — Lubię zgiełk; lubię to, że NY nigdy nie śpi i że za każdym razem odkrywam to miasto na nowo. — wyjaśnił. — Kiedyś czytałem, że gdyby chciało się odwiedzić wszystkie restauracje w NY, nie starczyłoby na to życia. — nie tylko z uwagi na ich ilość miejsc, ale także przez nieustające zmiany. — I uwielbiam tam wracać, chociaż czasami mam wrażenie, że jak się przedstawiam, ludzie patrzą na mnie dziwnie. — wyjaśnił, odwołując się do swojego imienia, które było także nazwą jednej z pięciu okręgów Wielkiego Jabłka.
W jego umyśle Sammamish było kwintesencją spokoju; spędzając życie w wielkich miastach czasami chciał się wyrwać — Brzmi jak miejsce idealne do czytania albo pisania. — wtrącił jeszcze przed tym, gdy usłyszał o Tedzie. Informacja o seryjnym mordercy sprawiła, że zmarszczył czoło. — Masz rację. Ale z drugiej strony co to za wakacje bez dreszczyku emocji? — zażartował, ale gdyby znalazł się w miasteczku na dłużej, nie byłoby mu to śmiechu, bo nieustannie uderzałyby w niego myśli, że być może trafi na naśladowcę Teda).
Skinął głową, bo zdawał sobie sprawę, że pytanie było czymś niecodziennym. W dwudziestosześcioletnim życiu nikt nigdy nie spytał go, gdzie nie chciałby polecieć i wszystkie pytania skupiały się raczej na tym, gdzie chciałby być. — Do Korei Północnej. — nad wskazaniem pierwszej destynacji nie musiał się nawet zastanawiać; czytając o sytuacji politycznej panującej w kraju i o tamtejszym zamknięciu się na świat ostatnie, o czym myślał, to żeby go odwiedzić. — Poza tym... — urwał; chwila na zastanowienie się pozwoliła mu przypomnieć sobie o wyspie, której słyszał kilka lat temu. — Słyszałem, że jest taka wyspa. Nie pamiętam jej nazwy, ale zamieszkuje je plemię, które nie ma kontaktu z naszym światem, bo każda próba kontaktu kończyła się klęską; strzelali z łuku do helikopterów, mordowali tych, którzy byli odważniejsi i dobili do brzegu. Tam też nie chciałbym pojechać. — podzielił się ciekawostką. Mógł wskazać jeszcze kilka miejsc, do których nie chciał pojechać, ale niestety, nie było im dane rozmawiać dłużej, bo telefon Brooklyna rozdzwonił się; początkowo nie planował odbierać i planował ignorować każde połączenie, ale dźwięk dzwonka był coraz bardziej uciążliwy. Przeprosiwszy Laurę, dobył smartfon. — To Beira. — wyjaśnił, naciskając zieloną słuchawkę. Krótka rozmowa z siostrą sprawiła, że zrzedła mu mina; rozłączywszy się, posłał Hirsch przepraszające spojrzenie. — Muszę lecieć. Powiedziała, że to jakieś emergency i że mam być w domu jak najszybciej. — dodał. Niechętnie wracał do domu usytuowanego w Broadmoor, bo cztery ściany kojarzyły się mu ze światem, od którego pragnął uciec. Nie mógł jednak pozostawać biernym na prośby siostry; spakowawszy swoje rzeczy, posłał Laurze ciepły uśmiech, a potem postanowił się pożegnać: — Do jutra. Przygotuj dwie blachy ciasta, bo planuję zjeść więcej niż dzisiaj. — to powiedziawszy, puścił Laurze oczko. Do wyjścia ruszył tyłem, co miało mu zapewnić jak najdłuższy kontakt wzrokowy z Hirsch. Niestety, czując za plecami drzwi, musiał się odwrócić; pomachawszy dziewczynie ostatni raz, złapał za klamkę i wrócił do domu.

Koniec <3
Laura May Hirsch

autor

ania

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”