WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Laura & Brooklyn | kawiarnia Liberte

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#90
outfit

Lubiła wieczorne zmiany. W środku tygodnia były one o wiele spokojniejsze — przy ladzie nie stała kolejka zniecierpliwionych klientów, goście siadali raczej przy stolikach, a oprócz kawy zamawiali też kawałek nowojorskiego sernika albo szarlotki, czasem też kieliszek wina W weekendy były one luźniejsze, choć klientów bywało sporo. Wieczorne spotkania z autorami książek, mini koncerty czy dyskusje tematyczne zbierały w kawiarni zupełnie innych gości – takich, którzy nie mieli czas, by poczekać na zamówienie, chcieli w spokoju wypić lampkę białego wina albo zjeść drugie ciastko. Od kilku tygodni w mieście było też więcej studentów, a ci poznając miasto i szukając miejsca dla siebie, zaglądali również do Liberte, prawdopodobnie zachęceni opiniami, które krążyły o kawiarni.
Laura kojarzyła wielu klientów – jednych z porannej zmiany, wpadających po kawę na wynos, zwłaszcza tych, którzy przynosili swój kubek termiczny, ale także tych, którzy mieli rano czas, by spokojnie zjeść śniadanie na mieście, oraz pracowników pobliskich firm, dla których wstąpienie po kawę stało się rytuałem. W południe tych, którzy z laptopami siadali przy jednym ze stolików przy oknie, spędzając kilka godzin na pracy i popijaniu trzeciego kubka przelewowej kawy. Wieczorem zaś rozpoznawała uśmiechnięte twarze zainteresowane kolejnymi wydarzeniami, które organizował jej brat, kilka osób w samotności sączących swoje ulubione wino albo herbacianą mieszankę. Znała imiona niektórych osób, wiedziała, czym się zajmują i pamiętała, którą kawę piją.
Jedną z tych osób był Brooklyn. Nie przychodził do kawiarni codziennie, ale widywała go często. Przeważnie z książką w ręku, zamawiającego kawę i ciasto dnia. Wpadał w różnych godzinach, choć ostatnio częściej widywała go wieczorami. Był ostatnim klientem, nie wypraszała go, gdy odwracała plakietkę na wejściowych drzwiach i przekręcając w nich zamek, dolewała wina do kieliszka i pozwalała wybrać następną playlistę. Zagadywał ją, gdy krzątała się po kawiarni, sprzątając stoliki i szykując lokal na następny dzień. Siadał przy barze i obserwował, jak układała filiżanki i czyściła ekspres. Jego towarzystwo umilało jej wieczory, a rozmowy sprawiały, że czas mijał szybciej. Rozmawiali o rzeczach przyziemnych, ale też tych mniej, zaprzątających ich głowy, dzieląc się myślami, które do tej pory zachowywali dla siebie. Jakby te wieczorne rozmowy rządziły się swoimi prawami, jakby były oderwane od rzeczywistości i pozwalały im na chwilę być sobą – albo i nie. Tego wiedzieć nie mogli, bo nie mieli jak zweryfikować informacji, którymi się dzielili.
– Pracuję nad jesiennym menu. – zagadnęła, nakładając na talerzyk kawałek ciasta i podsuwając je w stronę chłopaka. – Nie mogę ci powiedzieć, co to dokładnie jest, bo to tajemnica zawodowa i nie mogę pozwolić, żeby inna kawiarnia zdobyła mój przepis. To tak na wszelki wypadek, gdybyś jednak okazał się szpiegiem. – wyjaśniła, siląc się na poważny ton, choć szybko na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podała Brooklynowi widelec i skinieniem głowy zachęciła, by spróbował wypieku.
– To oczywiście jedna z propozycji, ale coś czuję, że i tak będzie musiało się pojawić coś klasycznego. No i pumpkin latte. – dodała, wzruszając lekko ramionami. Nie miała nic przeciwko klasycznym pozycjom w menu, ale często dostawała pytania, dlaczego ich dyniowa kawa nie smakuje jak ta ze sturbacksa, a przecież odpowiedź była prosta – bo była ich, a nie z sieciówki.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

— 1 — Season of mists and mellow fruitfulness,
Close bosom-friend of the maturing sun;

Lubił jej wieczorne zmiany; lubił przesiadywać wtedy w kawiarni i zawracać jej głowę rozmową.
Pojawiając się tu po raz pierwszy, liczył na znalezienie miejsca, gdzie w spokoju będzie mógł czytać książkę i gdzie złapie oddech od medycznego świata, który — jakby nie patrzeć — otaczał go z każdej strony. Szybko okazało się jednak, że kawiarnia nie tylko oferowała dobrą kawę i ciasto, ale także zapewniła mu towarzystwo osoby, z którą złapał wspólny język i przy której czuł, że może być w pełni sobą; nie pseudo anestezjologiem, nie osobą związaną z medycznym światem, od którego chciał się usilnie odciąć — po prostu Brooklynem Livinsgstonem, który nie miał ze sobą bagażu nieprzyjemnych doświadczeń.
Dziś nie było inaczej; przyszedł do kawiarni, zajął swoje ulubione miejsce i pogrążył się w rozmowie z Laurą. Już dawno przestało chodzić jedynie o czytanie książki — od jakiegoś czasu przychodził głównie po to, by rozmawiać z Hirsch i poznawać jej zdanie na wszelkie tematy.
Uniósł brew i posłał jej zaciekawione spojrzenie. — Prawie zapomniałem, że to już ten moment, gdy cały świat opanuje dynia i przyprawy korzenne. — rzucił, posyłając jej ciepły uśmiech. Jesień zajmowała szczególne miejsce w kulturze. Przez jednych uważana była za najpiękniejszą porę roku, a przez innych, którzy tęsknili za ciepłymi, letnimi wieczorami, szczerze znienawidzona za pierwsze, chłodniejsze poranki.
Livingstone patrzył na jesień głównie przez pryzmat literatury: wykorzystywana przez najznakomitszych pisarzy i poetów, wyprowadzała motywy przemijania, zmian i zadumy, które wyjątkowo go pochłaniały.
To jednak nie tak, że miał na oczach klapki i nie widział niczego, co niezwiązane ze sztuką — prywatnie doceniał jesień także za sezonowe warzywa (był wielkim fanem kremu z dyni) i długie wieczory, które pozwalały mu na zaszycie się pod kocem i powrót do ulubionej książki czy filmu.
Na wzmiankę o szpiegu parsknął śmiechem. — Myślisz, że po co czasami mam przy sobie notes? — zapytał, łapiąc za widelec. Miał nikłe pojęcie o gotowaniu; przez znaczną część życia podsuwano mu jedzenie pod nos, dlatego nigdy nie czuł obowiązku, by nauczyć się gotować. Potrafił przyrządzić zaledwie kilka mało skomplikowanych potraw, dlatego w pracy w konkurencyjnej kawiarni sprawdziłby się równie dobrze, jak w pracy w szpitalu.
Ukroił widelcem kawałek ciasta; przeżuwał je w ciszy, starając się nie zdradzić żadnych emocji. Był nie najgorszym aktorem; przyzwyczajony do zakładania maski przy rodzicach, wykorzystał umiejętność, by zbudować napięcie. — Mogę zamówić całą blachę? — rzucił wreszcie, biorąc kolejny kawałek ciasta. Było przepyszne; idealnie trafiło w jego gust, a wkładając je do ust czuł, jak uderza w niego eksplozja smaków. — Laura, mówię całkowicie poważnie. — zaczął, posyłając jej szeroki uśmiech. — Jeśli wrzucisz je do menu, obiecuję, że będę przychodził codziennie. — dodał, patrząc to na ciasto, to na Hirsch.
Wiesz, od kilku lat zastanawiam się nad jedną rzeczą. — powiedział, odkładając widelec i wlepiając spojrzenie w dziewczynę. — Kiedyś, jeszcze na studiach, poszedłem do starbucksa ze znajomymi i zamówiłem to latte, ale było strasznie niedobre. — kontynuował. — Od tamtej pory nie wziąłem go nigdy więcej i teraz się cały czas zastanawiam czy mam dziwny gust, czy było z nim coś mocno nie tak. — dokończył, wzruszając ramionami.

Laura May Hirsch

autor

ania

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Wielu było klientów, którzy ją zagadywali. Jedni nieświadomie — trafiały się typowe gaduły, które uwielbiały dzielić się swoim zdaniem, rzucać w eter pytaniami albo raczyć wszystkich wokół życiowymi mądrościami. Inni desperacko szukając kontaktu z drugim człowiekiem, życzliwego uśmiechu albo chwili, by móc się pożalić na otaczającą ich rzeczywistość. Było też wielu klientów, z którymi Laura rozmawiała regularnie, jednak głównie na tematy kawiarniane — o organizowanych spotkaniach, opiniach na temat wydarzeń i planowanych gościach, o nowej kawie sprowadzonej z Kolumbii, o nowej palarni, która otworzyła się gdzieś w Briarcliff.
Z Brooklynem było inaczej i zaczęło się niespodziewanie, powoli stając się elementem wieczornej rutyny. Tamtego wieczoru kończył czytać książkę, a Laura już zamykała kawiarnię. Znała ten tytuł i nie miała serca wyprosić chłopaka, gdy zostało mu zaledwie kilkanaście stron, by poznać zakończenie. Potem dobrą godzinę rozmawiali o tym, co myślą na temat przeczytanej historii.
– Za miesiąc będziemy się potykać o halloweenowe ozdoby wystające z każdego sklepu. – przytaknęła z uśmiechem. Lubiła jesień, choć już zaczynała tęsknić za ciepłymi porankami, zwiewnymi sukienkami i weekendami spędzonymi w domku nad jeziorem. Spadające z drzew liście miały swój urok, tak samo, jak miasto skąpane w złotym jesiennym świetle. Motyw ten był tak bardzo oklepany, a jednak Laura odnajdywała piękno w miękkości, którą uzyskiwała podczas robienia zdjęć. Lubiła też wieczory spędzone z gorącą herbatą i szumiącym w tle deszczem, wełniane swetry (ale tylko te z drugiej ręki!) i halloweenowe szaleństwo.
– To mnie właśnie naprowadziło na ten trop. Ty jesteś szpiegiem, ja detektywem. – zażartowała. Detektywem byłaby zapewne tak samo słabym, jak aktorką, bo nie potrafiła ukryć zniecierpliwienia, które malowało się na jej twarzy, gdy Brooklyn wziął do ust pierwszy kawałek ciasta. Była ciekawa jego opinii; był w końcu jednym ze stałych klientów i chciała wiedzieć, czy nowy deser przypadnie mu do gustu.
– Nie żartuj sobie – wywróciła oczami, jakby w pierwszej chwili nie chciała uwierzyć w jego słowa, a także we własny cukierniczy talent. – Myślisz, że to będzie jesienny hit? – zapytała z szerokim uśmiechem. Liczyła na to, choć większość ciast w kawiarni sprzedawała się świetnie. To jednak był jej autorski przepis i byłoby miło, gdyby został on doceniony. – Obiecujesz? – zapytała, czując, jak robi się jej ciepło, a na policzkach powoli pojawiają się rumieńce. Dotknęła rozgrzanej skóry na twarzy i zrobiła krok do tyłu, chcąc ukryć twarz w mniej oświetlonej części baru.
– Tak? – szybko wróciła na miejsce, w którym przed chwilą stała. Pochyliła się nawet nad ladą, na której oparła przedramiona. Dystans między nią a Brooklynem zmniejszył się znacząco, na tyle, że mogła złapać swój własny widelec i wsadzić go w kawałek ciasta, które chłopak przed chwilą jadł. Chciała spróbować własnego wypieku, ale też posłuchac o tym, co chodziło brunetowi po głowie.
– Nie, to nie twój gust spokojnie. Z tego, co zdążyłam zauważyć, to masz świetny gust i smakują ci po prostu mniej… oczywiste rzeczy? – zaczęła, przyglądając się uważnie twarzy swojego rozmówcy. – Starbuck to sieciówka, muszą trafić w gust każdego klienta albo większej ich części. Więc te receptury wyważone są tak, żeby smakowały znośnie każdemu, a dobrze większości. To wszystko jest też tak przemyślane i ujednolicone, by przygotowanie kawy było jak najmniej czasochłonne, bo najważniejsza jest szybka obsługa klienta. My mamy na barze pięć różnych kaw do wyboru, więc to daje wszystkim możliwość wybrania tego, co naprawdę lubią. – wyjaśniła, dzieląc się oczywiście swoim punktem widzenia i własnymi doświadczeniami.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Na początku ich znajomości utożsamiał się z tą pierwszą grupą; nie robił niczego celowo i desperacko nie szukał kontaktu, a gdyby nić porozumienia nie wywiązała się tak naturalnie, najpewniej po prostu siedziałby przy stoliku i pochłaniał książkę za książką.
Choć mogłoby się wydawać, że lepszym rozwiązaniem byłoby pozostanie w domowym zaciszu, Brooklyn Livingstone pragnął uciekać z niego jak najczęściej. Towarzystwo lekarzy — to nic, że gros z nich było jego rodziną — sprawiało, że nie czuł się dobrze; będąc przy nich, w jakimś sensie, nieustannie czuł się jak w klatce, dlatego te krótkie momenty, w których mógł wyrwać się z medycznego świata były dla niego na wagę złota.
Za miesiąc? — rzucił, kręcąc przecząco głową. — Myślę, że nie doceniasz sprzedawców halloweenowych ozdób. Daję im maksymalnie tydzień. — dodał. — Chyba nawet wczoraj widziałem, że w niektórych sklepach zmieniali wystawy. — Postępująca komercjalizacja go przerażała; niekiedy miał wrażenie, że ludzie potracili głowy i rokrocznie chcieli kupić niezliczone ilości pierdół z okazji Bożego Narodzenia, Nowego Roku, Walentynek, święta Niepodległości czy Halloween, zapominając, że w ich domach leżała już cała stera ozdób z ubiegłych lat.
Masz jakieś plany? — zapytał mimochodem. Imprezy halloweenowe nie należały do ulubionego sposobu Brooklyna na spędzanie czasu wolnego (nie żeby jakiekolwiek były w jego stylu), dlatego planował w ten wieczór zaszyć się w swoim pokoju i obejrzeć najlepsze horrory ostatnich lat.
I co zrobisz, jak już mnie przyłapiesz? — rzucił, wlepiając w nią uważne spojrzenie.
Ej, mówię poważnie! — zapewnił, bo nie widział powodu, by kłamać — polubił Laurę, dlatego chciał jej doradzić najlepiej, jak potrafił. — Naprawdę jest dobre i zabrakło mi słów, żeby to wyrazić. Mnie. Słów. — zaakcentował dwa ostatnie słowa; zazwyczaj był naprawdę dobry w wyrażaniu emocji i nieczęsto zdarzało się, że nie mógł się wysłowić.
Jego uwadze nie uszły jej zaczerwienione policzki — musiał przyznać, że choć była zawstydzona, wyglądała naprawdę uroczo. Wychylił się w jej stronę, po czym oparł łokieć na blacie. — Na mały paluszek. — Wgiął wszystkie palce oprócz najmniejszego z nich, sygnalizując, że nie żartował i posłał jej szeroki uśmiech, bo dotrzymanie obietnicy będzie dla niego czystą przyjemnością.
Okej, trochę mnie uspokoiłaś. — odparł wesoło. — Ale jak już je wprowadzicie, będę musiał spróbować tego waszego, bo to nie da mi spokoju. — postanowił; chciał się przekonać, jak powinno smakować poprawnie przygotowane pumpkin latte i wiedział, że spróbowanie go w kawiarni było jednym z lepszych pomysłów, na jakie mógł wpaść.
Chcę ci coś pokazać. — rzucił nagle, odwracając się, by wyciągnąć z torby iPada. — I wcale nie robię tego po to, żeby zapisać wszystkie składniki, których użyłaś w cieście. — zastrzegł szybko, odwołując się do wcześniejszego żartu ze szpiegiem.
Na chwilę zamilkł i skupił się na odszukaniu wiadomości. Znalezienie jej zajęło mu chwilę, bo przepełnione urządzenie z każdym nowym plikiem, w którym zapisywał swoje przemyślenia lub ulubione cytaty z książek, traciło na płynności. Wreszcie położył iPada na blacie: na ekranie wyświetlił maila od profesora, który zachęcał Livingsone'a, by przeniósł historię z krótkiej, napisanej na studiach opowiastki na książkę. Dając jej czas na zapoznanie się z treścią, złapał za widelczyk i ukroił sobie kolejną porcję ciasta.

Laura May Hirsch

autor

ania

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Naiwnie liczę, że ktoś w końcu zrozumie, że nakręcanie konsumpcjonizmu nam szkodzi. Uwielbiam, gdy miasto, sklepy, lokale, czy nawet domy, są przystrojone w różnych okazji. Wtedy naprawdę czuć klimat świąt, czy danej pory roku. Tylko… można by to było robić mniej nachalnie, nie rozwlekając nad kilka tygodni, no i z o wiele mniejszym wpływem na środowisko. – podzieliła się z Brooklynem swoim punktem widzenia. Opinię na ten temat miała wyrobioną już dawno. Angażowała się w walkę o dobro planety, jak tylko mogła. Ograniczała zużycie plastiku, uczestniczyła w różnych wolontariatach, nie kupowała ubrań w sieciówkach, no i wyprosiła brata, by w kawiarni wprowadzić kilka rozwiązań, które są przyjazne środowisku (z tego była naprawdę dumna!). W kawiarni nie można było więc znaleźć ani jednej słomki.
– Jeszcze nie wiem. Na pewno będziemy coś organizować w kawiarni, ale… jeszcze nie wiem, w jak bardzo imprezowym nastroju będę. – odparła z uśmiechem, wzruszając lekko ramionami. Nie chodziła na imprezy często, do klubów koleżanki zaciągały ją czasami siłą, ale musiała przyznać, że lubiła na chwilę zajrzeć na wydarzenia organizowane na uczelni. Opcji miała wiele, ale do Halloween było jeszcze na tyle daleko, że jeszcze nic nie zaplanowała.
– A ty, masz jakieś plany? – zapytała, ciekawa, czy Brooklyn był imprezowym typem, który po odłożeniu książki wybierał się ze znajomymi na imprezę, czy raczej włączał platformę streamingową i oglądał swoje ulubione filmy.
– A co byś chciał, żebym zrobiła? – skupiła na nim swoje spojrzenie. Przygryzła delikatnie wargę, nie wierząc, że odpowiedziała właśnie w ten sposób. Brzmiała tak, jakby z nimi flirtowała.
– Faktycznie… doceniam, naprawdę. – skinęła głową, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Livingstone nie raz opowiadał o rzeczach, które go fascynowały, używając barwnego słownictwa i zawsze wiedząc, co powiedzieć dalej. Musiała uwierzyć na słowo, że jej deser był tak dobry, że zabrakło mu słów. – Trzymam cię za słowo. – odparła ze skinieniem głowy i wyciągnęła mały palec, by złączyć go z tym jego. Lubiła, gdy tu przychodził. Również się uśmiechnęła, a ich dłonie stykały się ze sobą chwilę za długo.
– Koniecznie, zapraszam. Zresztą już obiecałeś, że będziesz tu codziennie, więc będziesz miał okazję spróbować każdego jesiennego napoju, który pojawi się w karcie. – nie było innej opcji. Laura planowała jeszcze kilka niespodzianek, jej brat również pracował nad jesienną ofertą, by wyróżniali się spośród okolicznych kawiarni i zachęcali swoim menu. Nie chodziło jednak o wymyślne i dziwne napoje, oboje już dawno uznali, że najlepiej wychodzą na serwowaniu tego, co było naprawdę smaczne, a niekoniecznie jedyne w swoim rodzaju.
– Nie wiem, co musiałbyś zrobić, żeby wycisnąć ze mnie tajemnicę tego przepisu. – zaśmiała się i pokręciła lekko głową. Przyglądała mu się przez tę chwilę, gdy ten wpatrywał się w ekran swojego iPada. Potem sama skupiła uwagę na jego ekranie. Wczytała się w treść maila, który dostał od profesora. Na jej twarzy niemal od razu pojawił się szeroki uśmiech.
– Książka? – upewniła się, choć treść maila była jednoznaczna. – Wow! Brooklyn, to wspaniała wiadomość! Gratuluję! – aż podskoczyła, podekscytowana szansą, którą dostał jej znajomy. Obeszła ladę i pojawiła się bliżej chłopaka. Chciała go przytulić. – Co odpowiedziałeś? O czym było to opowiadanie? Poproszę szczegóły! – chciała wiedzieć wszystko.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Ja już dawno przestałem w to wierzyć. — odpowiedział smutno; podobnie jak Laura przejmował się środowiskiem, ale widząc tak wiele niepoprawnych zachowań, tracił nadzieję, że ludzkość mogła w najbliższych latach zrobić wyraźny krok naprzód. Choć doceniał działania jednostek i sam także się starał, to niestety miał świadomość, że to wciąż było za mało. — Niektórzy influencerzy już od września nagrywają otwieranie kalendarzy adwentowych, a skoro oni promują konsumpcjonizm w czystej postaci, bo przecież potrzebują czterdziestego piątego błyszczyka, to czemu się dziwić ludziom? — dodał.
Może mógłbym ci jakoś pomóc? — zaoferował. Domyślał się, że podczas halloweenowego wieczoru w kawiarni mogło pojawić się wielu klientów i że prawdopodobnie będzie miała ręce pełne roboty, dlatego zaproponował swoje wsparcie; oczywiście miał świadomość, że w większości kwestii byłby bardziej przeszkodą, ale może była choć jedna rzecz, w której mógłby pomóc?
Uśmiechnął się szczerze. — O, tak. — uniósł wymownie brew. — Czeka na mnie łóżko i maraton horrorów z ostatnich miesięcy. — powiedział; utrzymywał żartobliwy ton, bo plany bynajmniej nie były wiążące — jeśli otrzymałby lepszą propozycję, skorzystałby z niej bez chwili zastanowienia (chyba, że oferta tyczyłaby się wielkiej i hucznej imprezy, wtedy raczej starałby się wykręcić). — Więc, jak widzisz, jestem wybitnie zajęty. — dodał wesoło.
Znalezienie odpowiedzi na jej pytanie, zajęło mu zaledwie kilka sekund: — To zależy. — odpowiedział, nachylając się w jej stronę. — To zależy od tego, na ile mogę sobie pozwolić. — wyjaśnił, nie spuszczając z niej uważnego spojrzenia. Postanowił pociągnąć wszystko dalej, chcąc przetestować, gdzie mogło ich to zaprowadzić.
Przedłużył dotyk, bo przebywanie tak blisko Laury było wyjątkowo p r z y j e m n e. — Racja. — potwierdził, zabierając wreszcie palec, by z niczym nie przesadzić. — Powoli zaczynam się obawiać, że jak będę tu przychodził codziennie przez trzy miesiące, od nowego roku naprawdę będę musiał zapisać się na siłownię. — rzucił wesoło; niemal rokrocznie postanawiał sobie, że teraz już na pewno popracuje nad tężyzną fizyczną, lecz zawsze kończyło się to tak samo i zazwyczaj rezygnował z aktywności po kilku tygodniach.
Może mam swoje sposoby? — rzucił zaczepnie, unosząc wzrok znad iPada.
Była pierwszą osobą, z którą podzielił się swoim małym osiągnięciem, dlatego jej ekscytacja wywołała u Brooklyna dreszcz przyjemnych emocji. — O morderstwie. — rzucił; wiódł za nią wzrokiem, gdy obchodziła ladę i przystanęła tuż obok niego. Nie potrafiąc się powstrzymać, wlepił w nią spojrzenie i kontynuował: — Akcja rozgrywa się w Los Angeles. Alex Hart, doświadczony detektyw LAPD, dostaje cynk, że brutalnie zamordowano młodą aktorkę. Początkowo nie dowierza, bo dzwoniący do niego rozmówca mówi głosem dziecka i wydaje się mu, że to żart, ale jakiś czas później, wszystko się potwierdza. Ciało aktorki zostaje znalezione na wzgórzach Hollywood, a postępy w śledztwie wskazują na to, że sprawca wzoruje się na starym filmie, który nigdy nie doczekał się premiery. — zarysował fabułę. Nie chciał zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo podejrzewał, że wtedy historia straciłaby swoistą nutkę tajemniczości. — Odpisałem, że rozważę jego propozycję, bo wciąż nie jestem jeszcze przekonany, czy powinienem. — dodał; wiedząc, że prawdopodobnie nie mógłby wydać książki pod własnym nazwiskiem, bo jego rodzice spaliliby go na stosie, zastanawiał się, czy w ogóle było warto.

Laura May Hirsch

autor

ania

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Pokiwała głową, zgadzając się ze słowami Brooklyna. Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech, świadczący o tym, że był świadoma zachodzących na świecie zmian oraz ich konsekwencji. Niestety ich działania były kroplą w morzu potrzeb, a prawdziwa odpowiedzialność spoczywała na barkach ludzi odpowiedzialnych za produkcję dóbr, a nie na ich nabywcach. Mimo wszystko żyło się jej o wiele lepiej, gdy podejmowała świadome decyzje, przynajmniej nie czuła aż tak dużego poczucia winy.
– To bardzo miłe z twojej strony. – odparła z uśmiechem. – Mam jednak nadzieję, że ten wieczór weźmie na siebie mój brat. – odparła szczerze. Lance nie raz jej powtarzał, że spędza za dużo czasu w kawiarni i nie korzysta z tego, co daje jej nastoletnie i studenckie życie. Miała więc kartę przetargową, gdyby chciał jej wepchnąć na wieczorną zmianę.
– Okej… czyli albo pomoc mi w kawiarni, albo maraton horrorów? Bycie tu podczas takiego imprezowego zamieszania to też może być horror, więc wyszłoby na jedno. – zażartowała. Praca w godzinach szczytu i podczas większych wydarzeń była wyjątkowo ciężka i nawet kilka osób na pokładzie miało problem z utrzymaniem odpowiedniego tempa. – Zdecydowanie trzeba wymyślić coś lepszego. – jeśli zabrzmiało to jak propozycja, to dobrze! Laura nie była typową imprezowiczką, ale gdy tylko miała humor, to potrafiła się bawić. Istniała więc szansa, że znajdzie im lepsze plany na ten wieczór.
– Ogranicza nas prawo, przyzwoitość, czy własna wyobraźnia? – zapytała, a kącik jej ust uniósł się delikatnie ku górze. W przypadku Laury ograniczało ją wszystko, co właśnie wymieniła, ale nie przeszkadzało jej to w ciągnięciu tej wymiany zdań. Dobrze wiedziała, że za szpiegostwo gospodarcze można było stanąć przed sądem, ale to nie był moment, w którym powinna się chwalić znajomością kodeksu karnego. – Myślę, że jest kilka opcji, dzięki którym owiniesz sobie panią detektyw wokół palca i dzięki temu wywiniesz się konsekwencjom. – przyznała, nie odrywając od niego wzroku. Zdecydowanie nie była mistrzynią flirtu, ale naprawdę się starała. Trochę bała się przekroczyć tę granicę, nie wiedząc, co siedzi w głowie Brooklyna.
– Nowy rok to zawsze świetny czas na stare-nowe postanowienia. – zaśmiała się, bo doskonale rozumiała, co chłopak miał na myśli. Uwielbiała planować i stawiać sobie nowe wyzwania, jednak czasami musiała coś sobie odpuścić. – Możesz też przyjeżdżać tu rowerem i w drodze powrotnej spalać to, co zjadłeś. – zasugerowała, bo było to jakieś rozwiązanie. Dobre dla środowiska, dla jego kondycji, no i również wagi. Nie wyglądał jednak na kogoś, kto powinien się obawiać dodatkowych kilogramów.
– Chyba chciałabym je poznać. – była ciekawa metod perswazji, które miałby wykorzystać Livingstone. Oczywiście istniało duże prawdopodobieństwo, że podzieliłaby się tym przepisem, gdyby ładnie ją o niego poprosił.
– Och. – mruknęła cicho i powoli pokiwała głową. Słuchała go uważnie, gdy opowiadał o swoim pomyśleć na książkę, zarysowując jej fabułę. Chyba nie tego się spodziewała, jednak ciężko było powiedzieć, co tak naprawdę kojarzyło się jej z Brooklynem. – Brzmi intrygująco – oceniła, choć daleko jej było do krytyka literackiego.
– Dlaczego nie jesteś przekonany? To świetny pomysł. No i ogromna szansa! – rzuciła z uśmiechem. Po chwili pokręciła delikatnie głową i zmarszczyła czoło. – To znaczy… to twoja decyzja i to ty musisz się czuć na siłach, by podjąć się tego wyzwania. – wyjaśniła, bo nie chciała, żeby czuła jakąkolwiek presję z jej strony. Nie znali się tak dobrze, by miała prawo sugerować mu, co powinien z tą szansą zrobić, nie wiedziała też, co takiego powstrzymuje go przed napisaniem książki. – Cokolwiek postanowisz, zaklepuję fuchę fanki numer jeden. – zaśmiała się i ułożyła dłoń na jego ramieniu.
– Czy możemy to uczcić? Co powiesz na wino? – zaproponowała.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Chyba, że tak. — Z oczywistych względów pomaganie jej bratu nie było najbardziej pożądaną przez niego opcją — w rodzinie Hirsch była inna osoba, z którą o wiele chętniej chciałby spędzić czas. — Jeśli mówisz o mnie i o sobie, to się na to piszę. — odparł. Nie miał zbyt wielu znajomych w Seattle, dlatego nie mógł zaoferować jej niczego porywającego. Jedyną propozycją, która przyszła mu do głowy, było zaproszenie jej na maraton horrorów, ale nie miał przekonania, czy powinien to zrobić; przynajmniej na razie nie chciał jawnie deklarować, że spotkanie można byłoby rozważyć w kategoriach r a n d k i, bo bał się odrzucenia. Polubił Laurę i nie chciał psuć ich relacji niewłaściwą propozycją — co, jeśli opacznie odbierał niektóre sygnały i coś sobie wmawiał? Rodzice niejednokrotnie zwracali mu uwagę, że miał zbyt bujną wyobraźnię i że przez to często nie dostrzegał clou sprawy, więc co, jeśli wymyślił sobie to wszystko? Co, jeśli ona była po prostu m i ł a, a on dopowiadał to, co chciał widzieć?
Zdecydowanie tylko wyobraźnia. — rzucił. — Chyba, że wpadnie nam do głowy głupi pomysł i przez to skończymy w więzieniu, to wtedy też prawo. — Nie podejrzewał, że scenariusz kiedykolwiek mógłby się ziścić, dlatego uśmiechnął się szeroko.
Mówisz? — Sfera marzeń coraz śmielej przenikała do rzeczywistości. — To zdecydowanie nie mogę tego spieprzyć. — odnotował, czując rosnącą determinację do podejmowania śmielszych kroków.
Nic nie mów. — rzucił. — Kiedyś nawet zapłaciłem za półroczny karnet z góry, ale to też nie pomogło. — ton głosu sugerował rozczarowanie samym sobą. Zdarzały się dni, gdy wychodził pograć w koszykówkę lub pobiegać, ale siłownia zdawała się nie być dla niego.
Pstryknął palcami. — I dlatego to ty jesteś panią detektyw. — powiedział; postanowił spróbować i liczył, że z realizacji planu nie wykluczy go pogarszająca się pogoda.
A co, jeśli nie będzie już odwrotu? — przeciąganie wszystkiego i nieodnoszenie się do konkretów sprawiało mu dziwną przyjemność.
Fabuła jest jeszcze niedopracowana. — sięgnął po iPada, który spełnił swoje zadanie. Schował urządzenie do torby, rozmyślając nad tym, co powinien odpowiedzieć. Nie chciał wyjawiać jej prawdy, bo w jakimś sensie bał się, że gdy Hirsch ją pozna, nie będzie chciała utrzymywać z nim kontaktu.
Wiesz, opowiadanie to jedno, a książka to coś o wiele bardziej złożonego. Mnogość wątków, nieustanna konieczność podtrzymywania uwagi słuchacza... Nie jestem przekonany, czy to na pewno dla mnie. — odparł wymijająco.
Powoli zaczynał zyskiwać pewność, że mu się nie wydawało. Powoli odczuwał coraz więcej, dlatego uważniej dobierał słowa. — No dobrze, nie będę się z tym kłócił. — skupił wzrok na twarzy Laury. Gdy poczuł jej rękę na swoim ramieniu, w jego oczach pojawiły się iskierki; tańczące ogniki rozświetlały twarz Livingstone'a, co samo w sobie sugerowało, że nie chciał przerywać bliskości. — Chętnie napiję się wina z fanką numer jeden. — słowa zadomowiły się w jego umyśle, wywołując falę ciepła. — Ale też chętnie napiję się wina z tobą. — dodał zaraz, bo nie chciał, by w jakimkolwiek momencie poczuła, że spłycał tę relację.
Jakie dzisiaj? Czerwone czy białe? — nie spieszyło się mu do domu, bo podejrzewał, że u Beiry mógł być Denver lub Maple. Już dawno zdążył się pogubić w relacjach w tym trójkącie, ale na dłuższą metę uważał, że to nie była jego sprawa i nie dopytywał.

Laura May Hirsch

autor

ania

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Świetnie! W takim razie dam ci znać, gdy tylko coś wymyślę. – uśmiechnęła się szeroko, po czym zmarszczyła delikatnie nos. Nie chciała się narzucać, jednak skoro wyraził chęć spędzenia tego wieczoru razem, mogła przejąć inicjatywę. Na szczęście było jeszcze sporo czasu, by coś zaplanować i upewnić się, że Brooklyn nie oferował swojej pomocy albo chęci spędzenia z nią Halloween, jedynie grzecznościowo.
– Dlaczego mam wrażenie, że twoje szpiegostwo pociągnie mnie z tobą na dno? – uniosła pytająco brew, po czym roześmiała się. Nie mogła dopuścić, żeby ktokolwiek poszedł do więzienia, ale w tym scenariuszu, to on był tym złym, a ona miała ratować tajemnicę najlepszego jesiennego ciasta. No, chyba że była to komedia romantyczna, w której miał rozkochać ją w sobie, by wyjawiła mu wszystkie swoje sekrety, po czym on również zakochałby się w niej, postanawiając chronić tajemny przepis razem z nią. Tak, Laura lubiła oglądać komedie romantyczne. I choć wiedziała, jak bardzo mijają się z rzeczywistością, to oglądanie ich nazwałby swoim guilty pleasure.
–Zdecydowanie. – przytaknęła, uśmiechając się słodko. Liczyła na to, że Brooklyn wykona pierwszy krok. Laura potrzebowała czasu, by nabrać śmiałości i poczuć się swobodnie w towarzystwie drugiej osoby. Ich kawiarniana znajomość rozwijała się od kilku tygodni, a dopiero teraz, bardzo nieśmiałe, podjęli temat spotkania się poza ścianami Liberte.
– Polecam też jogę. W sumie jesteś w jednym miejscu, dużo leżysz, oddychasz i się rozciągasz, a jednak działa. – była aktualnie na etapie, kiedy polecała zajęcia jogi każdemu. Od dłuższego czasu na nie uczęszczała i była z nich zadowolona. Może nie wyrzeźbiła na nich mięśni brzucha, ale na pewno czuła się po nich lepiej.
– A czy musimy się tym teraz martwić? – tymi słowami zaskoczyła samą siebie. Planowała, analizowała, wybiegała myślami w przyszłość i zawsze brała pod uwagę konsekwencje swoich czynów. Jednak gdy w grę wchodziły uczucia, Laura niemal od razu traciła zdrowy rozum. Oczywiście utratę go poprzedzały długie dni wypełnione rozterkami, niespokojnymi myślami, dziwnymi scenariuszami i obawami. I choć jej serce zostało złamane więcej niż jeden raz i to niestety przez tę samą osobę, gdzieś w głębi duszy pragnęła znów poczuć motylki w brzuchu na myśl o k i m ś.
– Oczywiście, rozumiem. – pokiwała głową, powoli zdając sobie sprawę, że napisanie książki było ogromnym wyzwaniem. Brooklyn miał rację – napisanie opowiadania, czy nawet kilku jego rozdziałów, to było nic w porównaniu z zaplanowaniem fabuły całej, kilkuset stronicowej książki.
– Spróbowałbyś… – teatralnie wywróciła oczami i zaśmiała się. Nawet gdyby chciał, to kłótnia z nią mogłaby nie wyjść. Była ugodowa i do większości spraw starała się podchodzić rozważnie, a więc rzadko kiedy była gotowa się o coś kłócić. – To zaszczyt – uśmiechnęła się szeroko, gdy zgodził się na świętowanie propozycji. Nie musiał podejmować decyzji, sama oferta była świetnym pretekstem, by ją uczcić.
– Muszę ci się do czegoś przyznać… – wróciła za ladę i oparła na niej dłonie, pochylając się w jego stronę. Zmarszczyła delikatnie nos i westchnęła cicho, budując napięcie. Z pewnością nie zamierzała mu mówić, że oficjalnie nie mogła pić alkoholu. – Nie przepadam za czerwonym winem. – powoli pokręciła głową, chcąc podkreślić swoją niechęć do tego alkoholu. Uśmiech nadal nie pojawił się na jej twarzy, choć te słowa miały być w formie żartu, nawet jeśli były prawdą. Przypomniało się jej jednak, jak mężczyzna, który złamał jej serce, próbował znaleźć czerwone wino, które jej zasmakuje. – Białe będzie okej? – dopytała, oczywiście mógł wybrać takie, na jakie miał ochotę. Sięgnęła po dwa kieliszki oraz butelkę, a gdy rozlała alkohol, przesunęła szkło w stronę chłopaka. – Za… twój talent! – uśmiechnęła się, unosząc kieliszek w geście toastu.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Czekam niecierpliwie. — Dotychczas spotykali się jedynie w kawiarni, co powoli stawało się dla niego niewystarczające. Chciał spędzić z nią czas także poza nią i choć nie wiedział, co wymyśli Laura, na samą myśl o halloweenowym wieczorze czuł przyjemne mrowienie.
Wzruszył niewinnie ramionami. — Prawdopodobnie dlatego, ze jestem naprawdę dobry w swoim fachu. Prawie jak DiCaprio w Infiltracji. Oglądałaś? — zapytał, ale szybko się zreflektował. — Chociaż chyba bliżej mi do postaci Damona, bo na sam koniec mam być tym złym.
Niczym prawdziwy bohater filmu akcji od kilku lat wiódł podwójne życie. Wszystko rozpoczęło się w chwili, w której wybrał studia medyczne. Od tamtej pory skrupulatnie konstruował historie, którymi karmił swoich rodziców i — przynajmniej na razie — zdawało się, że państwo Livingstone wierzyli we wszystko i byli dumni, że ich kolejna pociecha obrała karierę medyczną.
Nie wiedział, co się stanie, gdy prawda wyjdzie na jaw, ale nie chciał zawracać sobie tym głowy: na razie wydawało się mu, że jego kłamstwa trzymały się kupy, a realności historii dodawały informacje, które otrzymywał od Maple.
Na samo wspomnienie o jodze, uśmiechnął się szeroko. — Gdzieś widziałem, że jest coś takiego, jak joga ze szczeniakami. — powiedział; kilkanaście lat temu odkryto u niego alergię na koty, ale całe szczęście nie szło za nią uczulenie na psy, które uwielbiał.
Myślisz, że co się dzieje z tymi psiakami, gdy dorosną? — zmarszczył czoło; od chwili, w której przeczytał o specyficznej odmianie jogi, kilkukrotnie zastanawiał się nad losem zwierząt: ktoś je adoptował? W późniejszych etapach życia przechodziły specjalne szkolenia, by wspomagać ludzi w terapiach?
Miała rację i Brooklyn postanowił odsunąć na bok konsekwencje. — To może… — urwał, wlepiając w nią uważne spojrzenie. Wykonanie pierwszego ruchu było niemałym wyzwaniem, ale postanowił się go podjąć. — Pomyślałem sobie, że moglibyśmy wyskoczyć gdzieś razem przed Halloween. — w jego głowie powoli kreował się pomysł, gdzie mógłby ją zabrać, a im dłużej o tym myślał, tym zyskiwał na pewności, że był dobry.
Skupił spojrzenie na twarzy Laury, zastanawiając się do czego chciała mu się przyznać. Przez ułamek sekundy obawiał się, że mogło chodzić o coś poważnego, ale rozluźnił się w chwili, w krórej wyznała, że miała na myśli wino. — Myślę, że to nie będzie duży problem, też wolę białe. — nie dostrzegając, że myśli zawiodły Hirsch gdzieś daleko, posłał jej szeroki uśmiech.
Jasne. — odpowiedział, kiwając twierdząco głową. Gdy alkohol był już w kieliszkach, Brooklyn sięgnął po jeden z nich. — I za moją fankę numer jeden. — dodał, dotykając jej kieliszka swoim. Upił łyk alkoholu i musiał przyznać, że wino idealnie trafiało w jego podniebienie.
Jakiś czas temu byłem w Portugalii. — zatoczył kilka kółek kieliszkiem, po czym zerknął na Laurę. To jeden z nielicznych przypadków, w których nie miał problemu z korzystaniem pieniędzy rodziców — podróżowanie było jego pasją, dlatego gdy tylko nadarzała się ku okazja, wracał do Europy. — Piłem tam Porto i muszę poszukać go w Seattle, żebyś mogła go spróbować, bo jestem przekonany, że przypadłoby ci do gustu. — uniósł kieliszek i napił się wina.

Laura May Hirsch

autor

ania

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Chyba nie… – powoli pokręciła głową w odpowiedzi na jego pytanie, przygryzając przy tym dolną wargę. – Ale to może nawet lepiej? Zaskoczysz mnie – uniosła pytająco brew, a po chwili się uśmiechnęła. Może to i lepiej, że nie oglądała tego filmu wcześniej? Dzięki temu nie doszukiwała się żadnego ukrytego podtekstu w jego słowach, uznając jedynie, że Infiltracja była świetnym filmem szpiegowskim i dlatego o niej wspomniał.
– Jest, to prawda. – przytaknęła, przypominając sobie, że widziała już kilka ogłoszeń z ofertą takich zajęć. – To są zajęcia, na które bardzo chciałabym się wybrać. – trochę się rozmarzyła, bo spędzenie godziny w towarzystwie małych puchatych kuleczek, które chcą się tulić i bawić, to był przepis na prawdziwe szczęście. – Z tego, co wiem, to… niektóre z tych zajęć odbywają się z pieskami do adopcji, więc jeśli z którymś złapiesz szczególną więź, to możesz go potem zabrać do domu. Wiadomo, nie od razu, bo trzeba przejść cały proces adopcyjny, ale… wiem, że schroniska i fundacje się w to zaangażowały. – podzieliła się z Brooklynem informacjami, jakie posiadała na ten temat. Jakiś czas temu wspominała jej o tym koleżanka, która była wolontariuszką w jednym z miejscowych schronisk. – A inne, te z rasowymi szczeniakami, to zwykłe hodowle, więc pewnie potem można je po prostu kupić. – dodała, wzruszając ramionami, bo ten temat nie angażował jej już tak bardzo, jak pomoc potrzebującym psiakom.
– Tak? – uśmiechnęła się delikatnie, gdy zaczął mówić, ale przerwał, wlepiając w nią swoje spojrzenie. Była ciekawa, co takiego chodziło mu po głowie. Nie pomyślałaby, że jej słowa zachęcą go do podjęcia kolejnego kroku i zaproponowała spotkania, które miałoby się odbyć wcześniej, niż wstępnie omawiane plany na Halloween. – Bardzo chętnie. – energicznie pokiwała głową, zgadzając się na jego propozycję. Lubiła jego obecność w kawiarni, jednak była ona na tyle niezobowiązująca, że nigdy nie miała pewności, kiedy do niej zajrzy i czy będą mieć okazję, by porozmawiać. Poza pracą mogła mieć pewność, że będą mieć dla siebie czas i poświęcą uwagę tylko sobie. Chciała go poznać poza murami Liberte, usiąść przy jednym stoliku, a nie spoglądać na niego zza lady, odbyć całą rozmowę, a nie przerywać ją, by przygotować czyjeś zamówienie.
– Uff! – odetchnęła głęboko, pozwalając sobie na nieco bardziej teatralną reakcję. – To naprawdę wiele ułatwia. – dodała, potakując powoli głową. Teoretycznie nie powinna jeszcze znać się na winach, nie mogła ich przecież próbować. Jednak mając ojca restauratora, który przykładał dużą wagę do kulinarnej edukacji swoich dzieci, Laura, mając szesnaście lat, potrafiła wymienić najpopularniejsze szczepy winorośli, dopasować je do odpowiedniego regionu, a także zasugerować, które wino wybrać do danego dania. I mimo posiadanej wiedzy zawsze wybierała białe, bo to najbardziej jej smakowało.
– Dobrze – zgodziła się z toastem, po czym uniosła kieliszek i upiła łyk wina. – Mmm, to jest naprawdę dobre. – pokiwała głową, niczym prawdziwy znawca i jeszcze raz wzięła do ręki butelkę, by przyjrzeć się etykiecie. Świetnie komponowało się ze słodkim deserem. – Musimy zapamiętać, że to jest idealne do świętowania. – dodała, odnotowując to w swojej głowie, choć pewnie powinna też gdzieś w notesie, bo przez kawiarnię przewijało się dużo różnych win.
– Gdy gdzieś zobaczę Porto, to dam ci znać. – obiecała z uśmiechem. Z opowieści ojca pamiętała jedynie, że było ono całkiem słodkie. – Jak podobała ci się Portugalia? – to ciekawiło ją nieco bardziej niż wino.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

Wzruszył ramionami i postarał się, by jego mina nie zdradzała zbyt wiele. — Oby nie negatywnie. — odparł wesoło; daleko było mu do współpracownika mafii bostońskiej, a fakt, że pochodził z Bostonu był jedynie przypadkiem. Mimo wszystko jednak w niektórych kwestiach czuł się jak przestępca na wolności, którego największą zbrodnią było okłamywanie rodziców.
W jego głowie powoli rysował się pomysł, że mógłby ją zabrać na psią jogę. Oczywiście, żeby nie wygłupić się przy Laurze, wcześniej planował pójść na kilka zajęć na własną rękę i opanować chociaż najbardziej podstawowe pozycje. W innym scenariuszu widział siebie zajmującego się przede wszystkim psiakami, lecz nie wiedząc, czy było to legalne, wolał nie ryzykować. — To brzmi sensownie. — przyznał; cieszył się, że za inicjatywą jogi nie stała jedynie przyjemność uczęszczających na nią osób, ale także realne dobro i możliwość znalezienia nowego domu dla psów.
Dobrze, że to są psy, a nie koty, bo nie mógłbym iść na te zajęcia. — powiedział, uśmiechając się pod nosem. — Jak miałem dziesięć lat, Beira, moja starsza siostra, przyniosła do domu kota. Przez pierwsze dni dziwnie kręciło mnie w nosie, ale nie zwracałem na to uwagi. — opowiadając historię, gestykulował żywo. — Po jakimś czasie zacząłem mieć wrażenie, że oddycha mi się dziwnie ciężko, ale byłem tylko dzieciakiem, więc też nie przejmowałem się tym jakoś mocno. Ogarnąłem, że coś może być nie tak dopiero po tym, jak prawie zemdlałem po przebiegnięciu stu metrów. — kontynuował, zerkając na Laurę. — Rodzice wzięli mnie na badania i okazało się, że mam zapchane pęcherzyki płucne przez co prawie wylądowałem pod respiratorem. Dostałem tonę leków, a jak już skończyłem je brać, to rodzice zlecili testy alergiczne, na których wyszło, że mam alergię czwartego stopnia na kocią sierść. Jak się domyślasz, Beira musiała się pozbyć kota. — z perspektywy czasu historia była dla niego zabawna, ale sięgając pamięcią do tamtych wydarzeń wyraźnie widział, że nikomu nie było do śmiechu.
Odkładając pomysł jogi na później, zaczął zastanawiać się, gdzie mógłby zabrać Laurę. Mimo trzech lat, które spędził w Seattle nie znał zbyt wielu miejsc, dlatego miał niemałą zagwozdkę. — To dam ci znać, jak tylko coś wymyślę. — odparł, bo nie chciał rzucać propozycjami wymyślanymi na szybko — wolał zastanowić się na spokojnie i się postarać, zupełnie jakby od spotkania zależało to, jak ułoży się ich dalsza znajomość.
Zdecydowanie. — ufając swojej pamięci niemal bezgranicznie, wlepił wzrok w butelkę. Odnotował sobie nazwę wina i miał nadzieję, że pamięć nie zawiedzie go w kluczowym momencie i że nie zapomni nazwy alkoholu, którym mogli celebrować mniejsze lub większe okazje.
Upił łyk wina i zerknął na Laurę. — Bardzo. — odpowiedział szybko; w jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk, a twarz przybrała nostalgiczny wyraz, bo wyobraźnia zabrała go nad portugalskie wybrzeże, które traktował jak drugi dom. Niemal czuł, jak morska bryza smagała jego twarz, a sól morska pokrywała ciało. — Jestem absolutnie zakochany w Lagos. — przyznał. Miał niesamowite wspomnienia związane z Portugalią i gdyby miał ku temu okazję, wróciłby tam nawet teraz. — Jeśli kiedykolwiek zastanawiałabyś się, czy warto tam jechać, to jest niesamowicie. — na razie brakowało mu odwagi, by powiedzieć, że być może w przyszłości będzie im dane pojechać tam razem.

Laura May Hirsch

autor

ania

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Z delikatnym uśmiechem na twarzy wysłuchała opowieści o tym, jak Brooklyn dowiedział się, że jest uczulony na koty. Oczywiście pod koniec jej mina się zmieniła, a uśmiech zamieniła pewnego rodzaju troska mieszająca się ze współczuciem. Teraz mogła być to zabawna anegdota, którą wspominał z uśmiechem na ustach, ale te kilkanaście lat temu na pewno cała rodzina najadła się strachu, a Brooklyn po prostu czuł się źle.
– Doświadczyć na własnej skórze, że ma się na coś alergię, to chyba jeden z najgorszych sposób dowiedzenia się o niej. – skrzywiła się nieco. – Też mam alergię na koty, także możemy unikać ich razem. – dodała, żeby wiedział, że przy niej nie grozi mu raczej reakcja alergiczna. Nie było opcji, by w jej mieszkaniu natknął się na kota albo żeby zaproponowała mu spotkanie w kociej kawiarni. Choć jej alergia była lekka i na szczęście wykryta dość wcześnie, podczas rutynowych badań zleconych przez ciotkę, która troszczyła się o zdrowie Laury, gdy ta była dzieckiem, tak Laura nie igrała z ogniem, wiedząc dobrze, że reakcje na alergeny mogły się zmieniać. Mimo wszystko nie przeszkodziło to jej ojcu w posiadaniu kota… niby tej rasy, która nie powinna uczulać, a jednak Laura, mieszkając u starszego Hirscha przez rok, codziennie brała leki. – Czy zastąpiliście kota innym zwierzakiem? – zapytała jeszcze, ciekawa, czy kot był jedynym zwierzakiem, który przewinął się przez ich dom. – My mieliśmy dwa żółwie. Na nie nikt nie miał alergii. – zaśmiała się.
– To może… – zaczęła. – Wymienimy się numerami, żebyśmy mogli… omówić te plany… później? – zaproponowała niepewnie, jakby te dwie propozycje spotkania, które pojawiły się podczas ich dzisiejszej rozmowy, nie utwierdziły jej jeszcze w przekonaniu, że Brooklyn naprawdę chciałby się z nią zobaczyć gdzieś poza kawiarnią.
– Okej, ufam na słowo – uśmiechnęła się, dostrzegając jego rozmarzony wyraz twarzy. Uwielbiała podróżować i miała nadzieję, że będzie miała okazję dotrzeć i do Portugalii. Problemem było niestety znalezienie towarzystwa do tych dalszych i dłuższych podróży, bo mało kto miał czas i możliwości, by pozwolić sobie na takie urlopy. A Laura nie była aż tak szalona, by sama podróżować w wieku dziewiętnastu lat. – Zastanawiałam się. Jest na mojej liście miejsc, które chciałabym zobaczyć. Po twojej rekomendacji wydaje mi się, że muszę oznaczyć to jako priorytet. – zaśmiała się. Hirsch miała wiele list – zaczynając od tej, z miejscami, które chciałaby odwiedzić, przez listę przeczytanych książek, czy urodzin najbliższych jej osób i pomysłów na prezenty dla nich, po listę kosmetyków, które posiadała z informacją, jaką mają datę ważności, by móc wszystko wykorzystać w odpowiednim czasie.
– W jakim miejscu jesteś jeszcze zakochany? – naprawdę była ciekawa.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

przed rodzicami udaje, że jest lekarzem, przed sobą, że wie, czego chce w życiu
Awatar użytkownika
26
179

filolog

dom

broadmoor

Post

To prawda. — potwierdził. Wywodząc się z lekarskiej rodziny, słyszał o wielu różnych przypadkach niewykrytych alergii, które objawiły się w najmniej spodziewanym momencie. Nie interesował się jednak tematem na tyle, by móc przytoczyć jakąkolwiek historię (wszystko, co związane ze światem medycyny wyrzucał z pamięci tuż po zakończeniu rozmowy).
Posłał jej szeroki uśmiech i resztką sił powstrzymał się od powiedzenia kilku słów za dużo; musiał się za to zganić w myślach, bo to był jeszcze nieodpowiedni moment. Wciąż było zbyt wcześnie, a wyobrażenia o wspólnym unikaniu kotów mogły spowodować niekontrolowany rumieniec na jego policzkach.
Pokręcił przecząco głową. — Chciałbym. — posmutniał. Odkąd pamiętał, rodzice zachęcali go, by wolny czas poświęcał nauce i poszerzaniu horyzontów i powtarzali, że zwierzęta były zbędne w ścieżce kariery, którą powinien podążać. — Matka nie zgodziła się później na żadne zwierzęta, bo brudzą i trzeba poświęcać im dużo czasu. — sparodiował głos rodzicielki, przewracając przy tym oczami.
Ale! — barwa jego głosu ewaluowała ze smętnej w radosną. — Odkąd przeprowadziłem się do Seattle przynajmniej kilka razy w miesiącu jestem w schronisku i zajmuję się tamtejszymi psiakami. — dodał; co drugi weekend, nie przyznając się do tego nikomu (nawet Beirze), spędzał długie godziny na działalności charytatywnej.
Teraz zacząłem się zastanawiać, czy słyszałem o alergii na żółwie. — rzucił, marszcząc czoło. Nigdy wcześniej nie spotkał się z podobnym przypadkiem, ale nie brał tego za pewnik, bo wiedział, że ludzie mogli mieć różne alergie i że najpewniej ta na żółwie nie byłaby najdziwniejsza. — Jak się nazywały? — zapytał, chcąc porzucić temat alergii i pchnąć rozmowę bezpośrednio na zwierzęta.
Jasne, chętnie. — wyciągnąwszy telefon, podsunął go w stronę Laury, by mogła podać mu swój numer. Czuł, że to znacznie ułatwi kontakt i wyniesie go poza cztery ściany kawiarni; uśmiechał się na samą myśl o tym, że od tej chwili będzie mógł podzielić się z Laurą wiadomościami bez konieczności czekania aż zobaczą się przy jego stoliku.
Może w tej kawiarni? — rzucił zaczepnie; uśmiechnąwszy się, doszedł do wniosku, że przychodził tu na tyle często, że w słowach mogło być ziarenko prawdy. — A poza tym w Nowym Jorku, Paryżu i w Maroko. — miał kilka miejsc, do których wracał z uśmiechem na ustach. Na prywatnej liście nigdy nie znalazłby się jednak Boston. Rodzinne miasto nie przywodziło na myśl wielu radosnych wspomnień: przez znaczną część życia Brooklyn czuł się tam jak w klatce — państwo Livingstone dzień w dzień dyktowali mu, co mógł, czego nie wypadało, a co powinien, przez co nie chciał tam wracać. — A ty? Jakie miejsca masz na swojej liście? — odbił piłeczkę, bo nie lubił, gdy rozmowa toczyła się tylko wokół niego. Chciał poznać Laurę jak najlepiej, bo powoli zaczynał dostrzegać w niej nie tylko dobrą znajomą, z którą mógł bez przeszkód porozmawiać na wszelkie tematy, ale także kogoś więcej.

Laura May Hirsch

autor

ania

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Z jednej strony prawda, opieka nad zwierzętami jest czasochłonna i wiąże się z dużą odpowiedzialnością, ale to też świetna lekcja dla dzieci, no i… ogromna przyjemność z posiadania takiego przyjaciela. – odparła, dzieląc się z Brooklynem swoim zdaniem na ten temat. Mama Laury zawsze chciała mieć w domu zwierzęta, ale mając trójkę dzieci, brakowało czasu, by wychodzić na spacery, regularnie sprzątać i karmić albo pilnować, czy któreś z dzieci przypadkiem nie udusi zwierzaka z miłości. Teraz Caitlyn miała trzy psy, a Laura trochę żałowała, że nie mieli żadnego, gdy była dzieckiem.
– Wow, naprawdę?! – rozpromieniła się od razu, słysząc o schronisku dla zwierząt. – Ja również pomagam w schronisku. To znaczy… – odparła radośnie, choć mina nieco jej po chwili zrzedła. – Muszę przyznać, że ostatnio trochę mniej… bo praca i studia zajmują mi dużo czasu, ale jeszcze do niedawna bywałam tam dość regularnie. – przyznała, bo było jej trochę głupio, że nie poświęca na swój wolontariat tak dużo czasu, jak wcześniej, ale niestety miała w swoim życiu naprawdę dużo obowiązków. – Mój znajomy pracuje w schronisku w Phinney Ridge i zawsze daje mi znać, gdy potrzebują dodatkowych rąk do pomocy. Tak naprawdę potrzebują ich zawsze, ale czasami są też wyjątkowe sytuacje. – wyjaśniła. Pomoc w schronisku nie była jedną rzeczą, którą charytatywnie zajmowała się Laura, a połączenie tych kilku dodatkowych aktywności było trudne. Tej jesieni planowała kolejny raz zaangażować się w zbiórkę zimowych ubrań dla potrzebujących.
– Wydaje mi się, że nie uczulają, ale… kto wie? – wzruszyła lekko ramionami. Nigdy się nad tym nie zastanawiała i chyba nikt tego u niej w domu dokładnie nie sprawdził. Prawdopodobnie uznając, że skoro Laura uczulona jest na sierść kota, to na zwierzę bez sierści nie powinna być. – Oczywiście jak Żółwie Ninja – Donatello i Raphael. Moi bracia kłócili się o te imiona chyba tydzień. Michelangelo odpadł na samym początku, bo to jego imię było za trudne do napisania. – zaśmiała się, przypominając sobie anegdotę, którą lubiła wspominać jej babcia, gdy temat rozmowy schodził na jej braci. Laura była z ich trójki najmłodsza i nie miała nic do powiedzenia w kwestii imion żółwi, choć to ona tak naprawdę o nie dbała.
– Och – uśmiechnęła się szeroko, nieco rozbawiona, ale też rozczulona jego odpowiedzią. – Ja wiem, że ta kawiarnia jest wyjątkowa, a ty jesteś stałym klientem, jednak wydaje mi się, że są na świecie ciekawsze miejsca. – zażartowała, czekając, aż Brooklyn zdradzi jej, co tak naprawdę skradło jego serce i gdzie, być może, chciałby kiedyś jeszcze wrócić. – Dokładnie w tej kolejności, czy to po prostu top trzy? – dopytała. Lubiła listy, ale nie potrafiła stworzyć takiej, w której spisałaby miejsca, które najbardziej się jej podobały albo które uważała za najpiękniejsze. Każde miejsce, które miała okazję zobaczyć, było wyjątkowe na swój sposób. Ciężko więc było porównywać na przykład Nowy Jork do Rzymu.
– Uwielbiam Sammamish – zaczęła, uśmiechając się na samo wspomnienie miasta, które znajdowało po wschodniej stronie jeziora o tej samej nazwie, w stanie Waszyngton. – Rodzina mojej przyjaciółki ma tam dom i spędzam tam mniej więcej tydzień w każde wakacje, od kiedy się znamy. – wyjaśniła, bo Sammamish nie było tak oczywistym miejscem, by wpisać je na listę ulubionych. A jednak Laura uwielbiała każde wakacje, które tam spędziła. – Florencję i również Nowy Jork. – dodała z uśmiechem. Latami marzyła o tym, by studiować w Nowym Jorku, przemierzyła to miasto chyba całe (oczywiście palcem po mapie), a dwa razy była na miejscu – raz, by zobaczyć kampus uczelni, raz typowo turystycznie. Włochy natomiast były krajem, do którego chciała wrócić.

Brooklyn Livingstone

autor

oh.audrey

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”