WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Brayden & Veronica | budynek Swedish Hospital

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
25
188

rezydent chirurgii

Swedish Hospital

portage bay

Post

Poranne słońce mocno zaznaczało swoją obecność na jasnym sklepieniu w ten rześki poranek. Szklane drzwi rozsunęły się w zapraszającym geście, odsłaniając przed gośćmi podwoje okazałego, medycznego kompleksu. Znajomy, sterylny zapach powoli drażnił zmysły Braydena, który pewnym krokiem wkraczał do nowego otoczenia, choć świat był znany mu tak dobrze, jak nikomu innemu. Osoby w białych strojach przemieszczały się po szpitalnym korytarzu niczym duchy. Mieszanka personelu i gości szpitala tworzyły tętniące życiem zbiorowisko. Sprawnym ruchem biodra, młody lekarz ominął przecinające mu drogę nosze z hałaśliwymi kółkami, schodząc im z drogi.
Wielki kontuar będący centrum szpitalnego wszechświata przykuł jego uwagę. Miejsce, przy którym spędzi najprawdopodobniej najwięcej czasu, choć ambicje i oczekiwania miał od samego początku dużo większe. W trwającej obserwacji, skupienie jego oczu padło na zainteresowaną swoją czynnością lekarkę o długich, ciemnobrązowych włosach. W ułamku sekundy i właściwym wyczuciem momentu złapał jej spojrzenie, gdy tylko skrzyżowało się z jego i już nie puścił. Krótka chwila rozciągała się w czasie, jakby za sprawą wolniej upływających sekund. Wprawnym okiem dostrzegł inną mowę ciała, sugerującą większą atencję, zaciekawienie, ostrożność, a może zagrożenie bądź pewną anomalię w codziennym widoku, jaki sprawiła jego osoba. Brayden nie wydał swojemu ciału impulsu, aby się zatrzymać. Jego usta wykrzywiły się w łagodnym, pozdrawiającym uśmiechu, nadającemu jego wizerunkowi bardziej młodzieńczy ton. Kilka ciemnych kosmyków włosów, które wymknęły się spod luźnego, choć nadal stylowego spięcia, zafalowało tuż przy jego rysach twarzy. Ta efemeryczna łączność była ledwie zapowiedzią ich dalszych, wspólnych, niezbadanych losów, o których oboje w tym momencie mogli nie mieć pojęcia.
Kilka chwil później, Brayden tkwił już w innej scenerii, stojąc przed dużą witryną, za którą mieściła się sala do ćwiczeń. Również na jego ciele zagościł biały kitel, przygotowany wcześniej przez jego siostrę. Zapewne wyciągnięty z zapasu, gdyż próżno było doszukiwać się jakiegokolwiek naszycia nazwiska czy choćby inicjałów lub skrótów. Ze skrzyżowanymi rękoma, delikatnie podpierając się ramieniem o krawędź ściany wpatrywał się z nieustającym uśmiechem w trenerki fitness, prowadzące właśnie zajęcia dla seniorów. Okazjonalnie odpowiadał również machnięciem ręki dla mocno dojrzałych, choć nadal pełnych zarażającego wigoru uczestniczek, które dostrzegły obserwującego wszystko lekarza.
Wyczuwając pewne zakłócenia w trakcie jego podpatrywania, odwrócił głowę w bok w odpowiedzi na niespodziewaną obecność, którą prawidłowo wyczuł. Bez żadnego słowa ponownie miał przed swoim obliczem twarz Veroniki. Posągowe, milczące pozy obydwu lekarzy były niczym wyjęte z fotografii bądź filmowego kadru. Delikatny uśmiech raz jeszcze zrodził się na jego twarzy, lecz zdawał się silnie kontrastować z powściągliwą postawą kobiety.
-Nie wiesz, czy pracują tutaj na stałe? - bez grama zastanowienia naprawdę wyrzucił z siebie to pytanie, a jego źrenice otoczone ciemnym odcieniem brązu powtórnie przesunęły się w stronę wygimnastykowanych trenerek, zmieniających ruchy, które powtarzała cała grupa. - Mam nadzieję, że prowadzone są również zajęcia dla personelu. Z chęcią bym się zapisał. - dodał głośno, jeszcze krótką chwilę tkwiąc w swojej obserwacji. Za drugim razem, nie była już ona tak angażująca. Mimo swojej nieświadomej ignorancji, o wiele bardziej zaaferował się Veroniką, do której zwrócił nie tylko twarz, ale też cała swoją sylwetkę.
-Szukam doktor Myers. Wiesz może, gdzie ją znajdę? - zwrócił się do lekarki, co zabrzmiało nader ironicznie w kontekście wykonywanej właśnie czynność. Pewne przekonanie i wyobrażenie, a także doza nonszalancji w jego zachowaniu utwierdziły w jego głowie mylny obraz poszukiwanej opiekunki rezydentów, a także Veroniki, którą wziął za jedną z rezydentek. Zanim jeszcze dosłyszał odpowiedzi na pytania, kątem oczu dostrzegł wszelkie znaki, składające się na wizytówkę lekarki, stojącej przed nim, które prawie dosłownie rzuciły mu się w oczy.

Veronica Myers

autor

-

Awatar użytkownika
35
167

chirurg dziecięcy, opiekun rezydentów

swedish hospital

belltown

Post

To był stresujący dzień. Chyba bardziej stresujący niż wtedy gdy pierwszy raz przekroczyła próg tego szpitala jako rezydentka. Tamtego dnia wiedziała, że jej kariera dopiero się rozpoczyna i na każdym kroku będzie mogła liczyć na wsparcie starszych lekarzy a teraz sama miała nim być. To była cholernie duża odpowiedzialność jaką wzięła na swoje barki. Odpowiedzialność za losy tych młodych ludzi, którzy w większości pewnie naiwnie patrzyli jeszcze na wybrany przez siebie zawód. Tak jak kiedyś ona. Każdy dyżur jednak prowadził do brutalnego zderzenia się z rzeczywistością - braki kadrowe, brak funduszy na nowoczesne sprzęty, niesprawiedliwe prawo i okrutny system, który nie sprzyjał pacjentom. Patrząc na grupę świeżo upieczonych absolwentów widziała, że żadne z nich nie spotkało się jeszcze z najgorszym aspektem tej pracy: śmiercią pacjenta, zwłaszcza gdy trzymało się dłonie w jego ciele podczas chaotycznej próby ratowania jego życia.
Większość rezydentów pojawiła się dużo wcześniej przed oficjalnym rozpoczęciem swojego pierwszego dyżuru. Wypełniali dokumenty, odbierali oficjalne przepustki i kitle, zapisywali się na dodatkowe dyżury. Teoretycznie obchód miał się zacząć za kilkanaście minut a wszyscy żwawo ruszyli szukać swoich opiekunów wyznaczonych na ten tydzień w grafiku.
Dopełniając formalności wzięła kartę pacjenta od którego miała zacząć poranny obchód a gdy podniosła wzrok napotkała spojrzenie zupełnie nieznanej dotąd twarzy. Chociaż dałaby sobie rękę, że gdzieś już go widziała. Biały kitel świadczył o tym, że zapewne jest jednym z tych nielicznych, którzy nie próbowali zabłysnąć pierwszego dnia. Wkładając ręce do kieszeni ruszyła w jego kierunku a to co od niego usłyszała sprawiło, że na moment zmarszczyła brwi. Czy on mówił to na serio?
– Rozumiem, że przyszedłeś tutaj z zamiarem popracowania nad swoją gibkością, nie po to by nauczyć się ratować życia? – zlustrowała go od dołu do góry, na dłużej zatrzymując się na miejscu gdzie powinno być wyszyte jego nazwisko. Nie miał również przypiętego identyfikatora, więc nawet nie wiedziała jak ma się do niego zwrócić.
I wtedy padło kolejne pytanie należące do tych, które nie powinny w tej rozmowie paść. Zamiast odpowiedzieć na jego pytanie, wciąż patrzyła na niego w milczeniu. Luźna postawa pozornego luzaka. Trudno było policzyć ile takich przypadków widziała na oczy. Miała takich kolegów na roku, także tutaj na stażu, jednak żaden z nich koniec końców nie wytrzymał trudu rywalizacji i pracy w takim miejscu. Jemu wróżyła podobny los, oczywiście oceniając po samym zachowaniu. Wiedzę medyczną będzie miała okazję jeszcze sprawdzić.
– Jeszcze jakieś pytania Sherlocku? – uniosła znacząco brew, widząc jak jego spojrzenie na dłużej spoczywa na wyszytym nazwisku. Dr Veronica Myers. – Jako pierwszy będziesz miał okazję zabłysnąć swoją wiedzą – wyciągnęła w jego stronę kartę pacjenta by mógł zapoznać się z podstawowymi informacjami. Wyniki badań, informacje o stanie zdrowia nastolatka, przebyte wcześniej choroby i zabiegi. – Masz dziesięć minut by odebrać kitel z Twoim nazwiskiem, identyfikator oraz kopię grafiku. Nie obchodzi mnie czy będą kolejki czy nie. Jeśli spóźnisz się na obchód chociażby minutę przez najbliższy tydzień będziesz siedzieć w archiwum przepisując stare karty pacjentów do komputera - nie żartowała. Nic ją nie denerwowało bardziej niż lekceważące podejście i zgrywanie takiego luzaka. Tutaj nie było na to miejsca. – Jednocześnie potrzebuję byś odebrał brakujące wyniki badań z laboratorium – stuknęła palcem w kartę pacjenta, nie mając zamiaru mówić mu których dokumentów dokładnie brakuje. – A skoro nie masz żadnego nazwiska od teraz jesteś Sherlockiem. Pytania?

Brayden Livingstone

autor

-

Awatar użytkownika
25
188

rezydent chirurgii

Swedish Hospital

portage bay

Post

Przekrzywił delikatnie głowę, wciąż nie wypuszczając Veroniki z objęć swojego wzroku. Odnalazł doktor Myers, której tak pilnie poszukiwał. Nie poczuł jednak grama wstydu z wynikłej sytuacji. Całkiem łatwo znosił ciężar jej zmęczonych oczu oraz poważnej, napiętej twarzy, którą uraczyła go na przywitanie. Bardzo się powstrzymywał, by nie prowokować jej kolejnym uśmiechem. Nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu, że stoi tu przed nim za karę. Wyobrażał sobie, że miała przenosić medyczne góry, zdobywać lekarskie szczyty, a tymczasem gwardia starych, zasłużonych, nasyconych lekarzy oddelegowała ją do niańczenia rezydentów po kilkudziesięciu godzinach dyżuru. Jeżeli zgłosiła się sama... miał dla niej tylko pełne współczucia i litości spojrzenie.
Brayden przejął kartę, która została mu niemal wciśnięta w klatkę piersiową. Delikatny uśmieszek na jego twarzy był odpowiedzią, jakoby zdawał sobie sprawę, co tu się dzieje. Na posterunku nie było dobrego i złego gliny, tudzież lekarza. Pojawił się tylko ten drugi. Nie minęła nawet chwila od ich pierwszej rozmowy, a czuł, że sprowokował ją swoją pewnością siebie, która pozwalała mu zachowywać się w ten sposób. Ta nierzadko była odpychająca, lecz Brayden potrafił również przekuć ją w pozytywne rzeczy. Tym razem, specjalnie nie chciał wyprowadzać Veroniki z błędu.
Wyprostował swoją sylwetkę, gotowy do akcji. Z mocno oględnych rozkazów wyłapał najważniejsze rzeczy. Na jej konfrontujące spojrzenie nadal odpowiadał niekończącym się uśmiechem. Urzekała go w tym stanie, przywdziewając taką maskę. Jej twarda domena cholernie na niego działała i nie mógł za nic się temu oprzeć. Jednocześnie czuł, że pod tą fasadą kryje się coś więcej, coś innego. Bardzo chciał to wydobyć, poznać w jak najszybszym czasie.
-Tylko jedno, drogi Watsonie... - podtrzymał jej żart, lecz... czy role nie powinny być aby na odwrót? - Jesteś wolna w niedzielę? - zapytał, patrząc prosto w jej oczy. Tak, to był ten moment gdzie sam się domyślił, że jedną nogą przekroczył rubikon, a ciemny kąt podziemnego archiwum już jest dla niego szykowany. Uniósł kartę pacjenta, którą dostał w geście, iż w tej sekundzie się tym zajmuje. Wyminął Veronikę zabierając się w końcu do pracy. - Powinnaś się częściej złościć, doktor Myers. - odrzekł promiennie do starszej od niego lekarki, jeszcze raz odwracając sylwetkę w jej kierunku, by dostrzec jej czujne oczy, które go odprowadzały w głąb korytarza.
Chwilę później, Brayden sam znalazł się przy dużym kontuarze. Nie od dzisiaj wiedział, że znalezienie właściwych wyników w laboratorium było niczym zsyłka na Syberię. Powrót bez żadnej pomocy zająłby mu wieki. Dlatego, swobodnie oparł się łokciami o ladę i uaktywnił swój chłopięcy urok, zagadując do starszych pielęgniarek. Dobrze wiedział, jak je podejść, zagadać, skomplementować nową biżuterię czy trwałą, by na końcu stać się idealnym kandydatem na męża dla ich wnuczek. Jak przewidział, Eleanor stała się więcej niż pomocna w odnalezieniu właściwych wyników dla Veroniki.
Zgarniając wszystko ze sobą, ruszył w kierunku sali, jaka miała zapoczątkować jego obchód. Po drodze szybko zapoznał się z opisem choroby i dotychczasowym przebiegiem leczenia młodego chłopaka. Bezszelestnie wszedł do niewielkiego pomieszczenia, przystając tuż za progiem. Skrzyżował ręce na swoim torsie, nadal przybranym bezimiennym kitlem i oparł się ramieniem o szybę w luźnej postawie, pozwalając Veronice przeprowadzić dzienny wywiad z pacjentem. Przez chwilę wpatrywał się w Veronikę za jej plecami, czym zwrócił na siebie uwagę nastoletniego chłopaka. Nawiązując z nim wzrokową nić porozumienia, Brayden poruszał sugestywnie brwiami z wymalowanym uśmieszkiem na twarzy, czym wywołał śmiech u nastolatka. Szybko jednak spoważniał z głośnym odchrząknięciem, chcąc uchronić siebie przed potencjalnymi konsekwencjami.
-Mariners, huh? - zwrócił się do chłopaka, dostrzegając na łóżku baseballową czapkę z logiem lokalnej drużyny, leżącą obok rodzinnego zdjęcia, przenośnego Nintendo i talerza z owocami. - Niezła drużyna, ale nie to, co Red Sox. - dodał, wyraźnie zaznaczając przy tym swój bostoński akcent. Słysząc w odpowiedzi, że Red Sox sucks, Brayden zaśmiał się i raz jeszcze spojrzał w medyczną kartę. - Masz niezłą kartotekę, młody. - przewertował wzrokiem przez listę przebytych zabiegów, po czym uniósł swój wzrok, którym tym razem padł na Veronikę. - Jeżeli znajdzie się jeszcze miejsce, z chęcią będę asystował przy embolektomii. - odrzekł, oddając Myers kartę pacjenta oraz wyniki z laboratorium, o które prosiła. Na bazie dotychczasowej historii leczenia, Brayden sam wywnioskował opcję inwazyjnego zabiegu, która pozostała jako ostatnia nadzieja wobec ciężkiego przypadku, z jakim miał właśnie do czynienia. Jego nieco większa powaga świadczyła o świadomości dużego ryzyka, z jakim wiązała się ta operacja.

Veronica Myers

autor

-

Awatar użytkownika
35
167

chirurg dziecięcy, opiekun rezydentów

swedish hospital

belltown

Post

Jej irytacja rosła z każdym wypowiadanym przez niego słowem. Czy warto było sobie strzępić język dla jakiegoś gówniarza, który ledwo przekroczył szpitalny próg i już uważał się za gwiazdę oddziału? Oczywiście, że nie. Dlatego jego - fatalną - próbę zabłyśnięcia skomentowała jedynie wywróceniem oczami i wskazała na wiszący na ścianie zegar.
– Straciłeś już minutę. Zostało dziewięć minut – nie wierzyła, że zdąży. Nie było takiej możliwości by wykonał wszystkie powierzone w tak krótkim czasie. Po pierwsze nie znał szpitala by połapać się w jego rozkładzie. A nawet gdyby przestudiował plany to dojście do laboratorium zajęłoby mi kilka minut. I to w jedną stronę! Nie mówiąc już o odebraniu wyników, zapoznaniu się z nimi i wizycie w recepcji gdzie czekał na niego identyfikator. Nikt by nie zdążył.
Dlatego kręcąc głową obserwowała jak młody chłopak odchodzi i sama ruszyła w stronę pierwszej sali. Punktualnie wraz z grupą nowych rezydentów weszła do środka i skrupulatnie zaczęła omawiać przypadek młodego chłopaka. Odpowiadała na pytania przyszłych lekarzy, żartowała z pacjentem a mimo tego jej uwadze nie umknął dźwięk zamykanych drzwi.
Dopiero gdy miał czelność odezwać się niepytany odwróciła w jego stronę głowę a jej wzrok mówił jedno: spóźniłeś się. W milczeniu, aczkolwiek z wyraźnie napiętą sylwetką obserwowała jego poczynania. Nie można było mu odmówić ambicji, przerośniętego ego i pewności siebie. W odróżnieniu od innych rezydentów, którzy zachowywali się bardziej jak grupka przestraszonych studentów. A przecież nie tak dawno sama była w tym samym miejscu. Myśl, że sama była takim utrapieniem dla prowadzących wcale nie pomagała jej się rozluźnić.
– Nic się nie martw, wpadnę do Ciebie później bez widowni i przemycę Ci coś lepszego niż ta galaretka – z uśmiechem skinęła w stronę szafki nocnej i pogoniła wszystkich do wyjścia na korytarz. Była wściekła. I było to widać w jej spojrzeniu gdy tylko złapała kontakt wzrokowy z chłopakiem, który nadal nie odebrał identyfikatora. – Do mojego gabinetu – fala cichych szeptów przeszła pomiędzy młodymi lekarzami, którzy wpatrywali się w ich dwójkę. – Natychmiast – wskazała odpowiedni kierunek i żwawym krokiem ruszyła do swojego nowego gabinetu. To był jeden z plusów podjęcia się tego zadania. W końcu nie musiała dzielić przestrzeni z innymi lekarzami we wspólnym pokoju. Miała gdzie w spokoju popracować, i tak jak w tej sytuacji, przeprowadzić swoją pierwszą reprymendę.
Wchodząc do środka rzuciła na fotel szpitalny kitel i z założonymi na piersi rękoma spojrzała na chłopaka. Po jego postawie nie widać było ani skruchy ani świadomości jak dużo błędów popełnił od samego rana. Wciąż stał z tym swoim głupkowatym uśmiechem jakby to wszystko miało być zabawne. Dzięki kilku krokom wyminęła go i głośno trzasnęła drzwiami.
– Co Ty sobie w ogóle wyobrażasz?! - na korytarzu musiała zachować względny spokój. Teraz jej głos był ostrzejszy, pokazujący że nie będzie tolerować takich wygłupów. – Wydaje Ci się, że to wszystko jakaś zabawa? Przyjdziesz na salę spóźniony, pogwiazdorzysz trochę i jeszcze w jakiś sposób dostaniesz za to nagrodę? Nie przyszliśmy tu się bawić. A przede wszystkim nie wolno Wam, żadnemu, poruszać tematów leczenia z pacjentem. Takie rzeczy omawiamy poza salą - pierwszego dnia nie miała ani odrobiny zaufania do nich. Może i posiadali wiedzę teoretyczną, byli odpowiednio wyszkoleni jednak w kontakcie z prawdziwym, żywym pacjentem - w dodatku dzieckiem - nie mieli doświadczenia.
Nie mogła uwierzyć jak mógł pomyśleć, że powierzy mu coś bardziej odpowiedzialnego niż odebranie wyników badań. I tak spędzi teraz najbliższe dni w archiwum przepisując stare karty do systemu. Zwłaszcza po tym co się wydarzyło. Kręcąc głową podeszła do niego bliżej i przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy. Może i była niepozorna, wyglądała dość łagodnie, to zdecydowanie nie warto było z nią zadzierać.
– I gdzie Twój identyfikator – rzuciła okiem na jego fartuch, na którym wciąż brakowało nazwiska. Naprawdę sobie grabił. I to u osoby, która mogła poważnie utrudnić mu najbliższe tygodnie życia w szpitalu.

Brayden Livingstone

autor

-

Awatar użytkownika
25
188

rezydent chirurgii

Swedish Hospital

portage bay

Post

Głośny nakaz odbił się echem w jego uszach, pozostawiając innych młodych lekarzy w zdumieniu. Tym razem wykonał polecenie bez zbędnego ociągania się. Nie do końca był świadomy, jakie następstwo będzie miało jego zachowanie, które w jego głowie wydawało się naturalne. Próbując dotrzymać Veronice kroku, znalazł się w jej gabinecie. Odgłos zamykanych drzwi spowodował małe dreszcze, które zmroziły jego skórę. Rzucony na fotel szpitalny strój zbił go nieco z tropu. Przeniósł z niego wzrok na twardą postawę lekarki, którą go uraczyła. Złość i irytacja, którą emanowała dodawała jej nieopisanego kolorytu, który w jakiś sposób mocno na niego działał. Wpatrywał się w jej groźne oczy, odpowiadając swoim łagodnym wyrazem twarzy. Do czasu, aż z jej ust została wygłoszona ostra, oskarżycielska reprymenda.
- Przepraszam? - uniósł brew w zdziwieniu, obsypywany kolejnymi retorycznymi pytaniami i epitetami względem jego osoby. Ciężko było uwierzyć, że został od razu określony, chociaż znali się ledwie mniej niż godzinę. - Przyszedłem na salę spóźniony, bo kazałaś mi zdobyć wyniki badań, o których w ogóle nie miałem pojęcia. Specjalnie nie powiedziałaś żadnych szczegółów. Myślisz, że nie zauważyłem? Chciałaś popisać się swoją władzą? Tak, wybacz, wyobrażam sobie, że to jest jednak jakaś zabawa. - pokręcił głową, odpierając jej zarzuty. Krótko patrzył na drzwi, nie wierząc, że utkwił w tej sytuacji pierwszego dnia. Pewne wyobrażenie o Veronice również prysło. Nie okazywała się taka, jak sobie zaczął wyobrażać, a takiego zachowania spodziewałby się raczej po jakimś starym, zgorzkniałym lekarzu.
To było jeszcze nic w porównaniu z tym, co usłyszał dalej. Automatycznie przeniósł wzrok z powrotem na lekarkę. Jego brwi ściągnęły się jeszcze bardziej, jakby robiąc lustrzane odbicie do jej miny. Miał wrażenie, że się przesłyszał. Podręcznikowe zasady niemal skręcały mu żołądek w odruchu.
- Uważasz, że pacjent nie ma prawa wiedzieć, co go czeka? Masz zamiar uleczyć go dobrym słowem i trzymać tutaj w nieskończoność, aż rodzina zbankrutuje, licząc koszty jego pobytu tutaj? Nie mówiąc o operacji, której zapewne nikt nie zrefunduje, a ryzyko jest niepowodzenia jest ogromne? Wszyscy wiemy, co go czeka. Jeśli ktoś nie jest pewny co do tej operacji, może czas przejść na emeryturę i pozwolić chłopakowi jak najszybciej skorzystać z szansy. - w twardej postawie skrzyżował ręce na torsie, nie dając się stłamsić jej złości. Tym razem pokazał charakter, wcale nie próbując załagodzić sytuacji. Mimo uprzywilejowanej rodziny, wychowany w bostońskich warunkach nie dawał się wcale popychać. Jeśli chciała poważnego podejścia z jego strony, to właśnie teraz do dostawała. Nie miał jednak zamiaru przytakiwać na każde jej lub inne słowo i traktować jak guru, nawet jeżeli większość była bardziej doświadczona. - Jeśli boisz się powiedzieć wprost, może ktoś nowy prosto z Harvardu cię w tym wyręczy? Właśnie widzę, jak się garną, chodząc za tobą jak stado wystraszonych owiec. Jeżeli już chcesz wręczać nagrody, to daj ją komuś, kto wykazał się chociaż czymkolwiek. - nie był taki jak inni i niewerbalnie pragnął jej to przekazać, gdy znaleźli się przed sobą naprawdę blisko, mierząc iskrzącymi oczami. Był bardziej gotowy do prawdziwej pracy, niż mogło jej się wydawać. Ufał sobie i nie bał się krytycznego zdania, nawet jeżeli sam nie miał tutaj żadnej opinii. Był przekonany, że to niedługo się zmieni. Jemu również można było zaleźć za skórę.
-Mój identyfikator jest tutaj najmniejszym problemem. - odpowiedział oschle po czym zostawił ją na środku gabinetu, opuszczając go bezczelnie z trzaskiem. Z doktor Myers czy bez niej, nie zamierzał tracić czasu i swego potencjału na rozmowy o dyscyplinie. Do końca nie wiedział, co dalej, lecz wierzył, że może być przydatny gdzie indziej.
Kilka chwil później, trzymając w ręku dwa białe, dymiące kubki przechodził przez niedużą kawiarenkę, miejsce jakże inne i pożądane przez samych lekarzy, pacjentów i gości. Powoli zbliżył się do jednego stolika, przy którym siedziała tylko jedna osoba. W momencie, w którym ją mijał, uważnie postawił kubek tuż przed jej obliczem, odręcznie podpisany ‘’dr Myers’’. Bez pytania zajął miejsce na przeciwko, upijając kilka łyków kawy. Odstawił ją na blat i utkwił wzrok w jej oczach. Jego wyraz twarzy był znów łagodniejszy, choć nadal nieprzejednany. Trwające milczenie nie zwiastowało żadnej skruchy z jego strony. Mimo to nie chciał, by przyszło jej na myśl, że w ogóle jej nie szanuje. Kładąc płasko przedramiona na stole, pochylił się delikatnie w jej stronę. Luźne kosmyki włosów falowały mu przy twarzy od przerywanych podmuchów wiatrów, dobiegających z zewnątrz. Wydawało się, że oboje znaleźli się w patowej sytuacji, która może tylko eskalować poprzez starcie ich charakterów. W jego naturze było to, że to wszystko go nakręcało. Ona go nakręciła, choć pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy.
Trochę więcej światła na jego osobę mogło rzucić wyszyte na kitlu imię i nazwisko, które prezentowało się na jego torsie, tak jak wcześniej prosiła.

Veronica Myers

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”