imie i nazwisko
remington jude goldstein, z domu renault
pseudonim
remy
data i miejsce urodzenia
11.11.1986, montreal
dzielnica mieszkalna
fremont
stan cywilny
wdowiec
orientacja
homoseksualny
zajęcie
architekt krajobrazu
miejsce pracy
goldstein & goldstein sa
wyznanie
ateista
jestem
przyjezdny, ale jak miejscowy
w Seattle od:
2005
GEMS - Model Pozytywnego Podejścia do Opieki nad Pacjentem z Demencją
Ulotka dla Bliskich
szafir
Pierwszą rzeczą, jaką w nim zauważyłem było to, że nigdy nie odwracał wzroku. A o to jest przecież łatwo, gdy na co dzień robi się to, co robił on - to znaczy, gdy rozmawia się z ludźmi reprezentującymi System, który nas nienawidzi, i nami gardzi, i wolałby, żeby nas nie było, w trosce o wszystko, co dałoby się na tym braku zaoszczędzić. Kiedyś spytałem, jak to niby robi, a on uśmiechnął się i odpowiedział, że wcale nie chodzi o sposób, tylko o przyczynę.
Łatwo było zapomnieć, zwłaszcza widując go w akcji - na wiecach, w debatach, w sądach i szpitalach, w medialnych programach coraz częściej nadawanych o przyzwoitych porach, a nie w ogonie wieczornych wiadomości - że Paul, oprócz bycia działaczem i społecznikiem, był przecież, w pierwszej kolejności, malarzem. A malarz, wyjaśniał, musi patrzeć, żeby widzieć, i widzieć, żeby rozumieć.
(Mój) Paul zrozumiał mnie chyba na długo, zanim ja sam byłem w stanie to zrobić.
diament
Kiedy przyjechałem do Seattle, miałem dziewiętnaście lat, jedną walizkę, w mieście - nikogo oprócz ojca, który nie chciał ze mną rozmawiać, i diagnozę wynik (miła, cicha pielęgniarka w Klinice w Montrealu wyjaśniła mi, że diagnozy są dla chorób, a wyniki dla faktów, i że może łatwiej będzie mi myśleć o tym jak o fakcie, z którym muszę nauczyć się żyć, niż o wyroku decydującym o mojej śmierci), o której poradzono mi mówić wyłącznie w określonych kontekstach, i nawet wtedy najlepiej szeptem.
Nie powiedziałem ani matce, ani siostrze nie dlatego, że bałem się ich reakcji, ale ponieważ bałem się o nie. W tamtych czasach (zaskakujące, ile może się zmienić na przestrzeni osiemnastu lat - jakby niektóre rzeczy, zupełnie jak ludzie, musiały osiągnąć jakąś śmieszną pełnoletność), niektórzy nadal baliby się podać mi rękę, albo wziąć łyk coli z tej samej butelki. Wychowano mnie w skromny i pokorny sposób, regularnie przypominając, że należy oszczędzać. Uznałem więc, że najlepiej będzie jeżeli oszczędzę im tej informacji.
szmaragd
W pierwszym tygodniu pobytu w Szmaragdowym Mieście spałem w hostelu, szukając mieszkania i pracy. Włóczyłem się po Madronie i po Vashon Island, głodnym wzrokiem taksując tęczowe przypinki i wlepki, łypiąc czasem na (innych) mężczyzn i zastanawiając się czy wiedzą. Z sekretem żyłem odkąd tylko sięgałem pamięcią, ale teraz miałem dwa, w moim umyśle jeden tylko gorszy od drugiego.
W Centrum Poszukiwania Pracy spytano mnie najpierw co umiem, i co lubię robić, a potem, czy mam jakieś fizyczne ograniczenia. Za biurkiem siedział bardzo młody chłopak - mogłem się założyć, że był w moim wieku, albo starszy najwyżej o rok, i równie wrażliwy. Może to dlatego, że zawahałem się nad odpowiedzią, albo z racji jakiegoś instynktu, który wpisano mu w geny (spytałbym, ale nie zobaczyłem go już nigdy więcej), razem ze stosem prospektów o pracy w centrach ogrodniczych i miejskich parkach, wsunął mi w ufne dłonie małą, składaną na dwoje ulotkę.
I tak poznałem Paula. Na spotkaniu dla Nosicieli Wirusa HIV, w pewien sierpniowy wieczór, na trzy miesiące zanim skończyłem dwudziesty rok życia.
bursztyn
Kiedy byłem dzieckiem, wiedziałem, że lubię rośliny i ziemię. To, jak pachnie (i, trochę wstyd przyznać, nawet jak smakuje - jak brud i życie i coś bardzo, bardzo prostego w całej swojej złożoności; może niezdrowo - ale wytłumaczcie to sześciolatkowi), i jak rozchodzi się pod naciskiem palców, jak - w odpowiedniej ilości - daje, albo odbiera życie. Po tym, jak moi rodzice się rozstali i ojciec wrócił do Stanów, a mama, Alice i ja zostaliśmy w Kanadzie, dziadkowie kupili nam dom, a razem z domem brzydki, zachwaszczony ogród - mówiąc, że to będzie dobre dla całej naszej trójki i nie pozostawiając miejsca na to by okazało się, że mogłoby być inaczej.
Nikt nie rozumiał co trzynastolatek widzi w grządkach i rozsadach, ale ja już wtedy wiedziałem, że gdybym miał zawsze przejmować się tym, co ludzie rozumieją, a czego nie pojmują, lepiej by było, żebym oddał życie walkowerem. Dlatego dbałem o moje sadzonki i uczyłem się zaklinać bluszcz tak, żeby piął się dokładnie tam, gdzie mu nakazałem. W ciągu trzech lat nasz ogród nabrał kształtu i sensu, zaczął dawać nam bulwiaste dynie muszkatowe, nieśmiałe, słodkie marchewki i truskawki tak nabrzmiałe sokiem, że prawie czerniejące od jego nadmiaru, ale ja wiedziałem, że nie mogę zostać. Coś nakazywało mi więc wyrywać się coraz pewniej, i coraz dalej, aż nagle okazało się, że nie ma już odwrotu.
rubin
Od pierwszego dnia wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie bliscy, ale musiały minąć cztery lata - gdy byłem już na drugim roku studiów - aby Paul ośmielił się mnie pocałować. Wcześniej miałem parę podejść do związków, choć żadne nie trwało dłużej niż parę miesięcy, głównie zwieńczone dramatem wywiązującym się z jednej, albo drugiej strony. Wtedy myślałem, że może to dlatego, że trzeba mieć to samo, żeby rozumieć (i nie wpadać w panikę), ale dziś jestem pewien, że chodziło raczej o to, aby nie być dupkiem. A Paul nie był dupkiem. Paul był mądry, i czuły, i dwadzieścia dwa lata starszy ode mnie - ot, kolejna przyczyna, dla której nie mogłem powiedzieć o nim matce. No, przynajmniej do czasu gdy skończyłem studia, i podjęliśmy decyzję o domu, i ślubie, i psie - na przekór wszystkiemu, i pomimo wszystko, i wbrew pogróżkom, i prognozom, i może też trochę na złość rozsądkowi.
W tym tylko problem, że przecież Miłość rzadko bywa rozsądna.
perła
Kłamstwem byłoby powiedzieć, że żaden z nas się tego nie spodziewał - przecież musielibyśmy być ślepi, albo głupi, albo nie potrafić czytać (żadne nie było opcją, jeśli mowa o dwóch facetach z wyższym wykształceniem, i każdą wolną minutą poświęconą w czynny aktywizm), ale chyba do ostatniej chwili mieliśmy nadzieję, że ktoś (Kto? Nauka? Bóg? Lekarze w Klinice?) się pomylił, i wszystko da się jeszcze odkręcić, albo zwyczajnie zanegować.
Pierwsze objawy były zupełnie niewinne, złośliwe jak sen, który udaje realność albo realność, podająca się za nocną marę. Paul czasem zapomniał kluczy. Innym razem - jak się nazywa ten przystojniak z Cat on a Hot Tin Roof (a ja musiałem mu podpowiadać, że Newman, i że dzielą to samo imię i dzień, ale nie rok urodzenia, bo przecież - śmiałem się - wbrew pozorom Mój Paul nie jest taki stary). Raz wypadły mu z głowy moje urodziny, przepraszał mnie potem przez tydzień.
Potem zaczęły się problemy z równowagą. Fizyczną, owszem, ale również tą w emocjach. Wybuchy, którym nie chciał się poddawać, więc które tłumił tak długo, aż zmieniały się w trzęsienie całego naszego świata. Więcej płakał i mniej jadł, więc tracił na wadze. Kiedy się denerwował, mówił, że to widać, i że wolał, żeby zabiło go AIDS, jak tak wielu innych, a nie niedorzeczność demencji.
Ostatni rok był najgorszy, ale nie cofnąłbym ani jednego dnia - nawet tego, w którym go znalazłem, w jego studio, wśród słoneczników i zapachu terpentyny.
szafir
Mówią, że z czasem robi się łatwiej, i w zasadzie mają rację. Wcale nie jest tak trudno - zwłaszcza: tak trudno jak myślałem. Życie toczy się dalej, slalomem, a czasami jakby do tyłu, ale o upływie dni przypominają mi liście w ogrodach, pierwsze błyski siwizny na mojej własnej skroni, dzieci z sąsiedztwa pakujące plecak przed kolejnym szkolnym rokiem, i machające mi przez płot w drodze na autobus.
Przecież nawet w żałobie może być dobrze, i nawet żal może mieć wszystkie najpiękniejsze barwy, o czym przypominają mi obrazy, nadal trzymane przeze mnie pod kluczem.
Nie sądzę, że kiedykolwiek nauczę się w pełni żyć bez niego, ale chyba potrafię już żyć po nim, tak, żeby nadal mógł być ze mnie dumny.
nie lubi pełnej wersji swojego imienia, która brzmi mu jak marka roweru albo imię dla pudla, Świąt spędzanych z ojcem, z którym kontakt odnowił przed paroma laty, i z jego nową rodziną, szerszeni, nie wiedzieć, która jest godzina, albo gdzie się znajduje, narkotyków - wszystkich poza sporadyczną ketaminą, mężczyzn, którzy nie rozumieją słowa "nie", i kobiet, które za wszelką cenę chcą mu udowodnić, że w odpowiednim towarzystwie homoseksualizmu można się oduczyć (jeśli tak, to jeszcze takiego towarzystwa nie spotkał); ludzi, którzy pytają go kiedy skończy doktorat; Republikan - a więc w tym własnego ojca; pośpiechu; nie tyle nieporządku, co brudu; słodkich drinków, przeludnionych plaż; obrzydliwej przestronności łóżka, w którym od ponad roku zazwyczaj budzi się w smutną pojedynkę.