Melduję się ponownie i już się odnoszę! To tak - za pierwszym razem, faktycznie, Leo nie miał czasu porządnie przyjrzeć się ani tobie, ani Henry'emu, więc istnieje spore prawdopodobieństwo, że potrzebował trochę (raczej niewiele, ale
trochę!) czasu, żeby z tych wspomnień stworzyć jakąś spójną, świadomą całość. Na początek (w domyśle) widzę między nimi wyłącznie drobne, raczej mało znaczące konfrontacje: choćby jakaś mniej lub bardziej intensywna wymiana spojrzeń w bibliotece (aha, tak, na potrzeby sytuacji nie zdziwiłbym się, gdyby Leo słuchał muzyki i nie zauważył, że rozłączyły mu się słuchawki - chyba ciężko zwrócić na siebie uwagę
bardziej); później, już po rozpoczęciu roku, zdarzyła się jakaś pomylona sala wykładowa, etc., etc. - ten klimat, tak to widzę.
Natomiast co bym z wielką chęcią omówił szerzej, to ta przemilczana sytuacja. Moje pytanie brzmi - co pasuje ci bardziej: układ, w którym Leo/Ellie wpakuje się w potencjalne kłopoty* (czego to drugie będzie naocznym świadkiem, ale da się ubłagać, że sprawy wcale nie są tak poważne i absolutnie nie trzeba o tym informować władz uczelni), czy raczej idziemy w kierunku partnerów w jakiejś mniej drastycznej zbrodni?
*Z jednej strony myślę że z nieamerykańskim nazwiskiem i równie nieamerykańskim akcentem sprawy nie zawsze mają się tak kolorowo, jakby się tego chciało - więc można byłoby to wykorzystać. Z drugiej - nie widzę też problemu, żeby narobić zamieszania wokół Leandra, także dawaj znać jaki kaliber zdarzeń by ci się tutaj widział i od tego byśmy zaczęli!
Ellie Wittgenstein