Henry przymknął oczy, ale zrobił to wyłącznie na króciutką chwilę - nie na tyle, w każdym razie, by Petra miała prawo zacząć zastanawiać się, czy jej opowieść nudzi go, nuży albo irytuje.
Inna sprawa, że w dziewczynie było coś takiego co sprawiało, że - Henry miał coraz silniejsze wrażenie - i tak bynajmniej by się tym nie przejęła.
Odpowiedź blondynki - ta pierwsza, trochę bezosobowa, a w brzmieniu mdła jak syrop na kaszel albo piąta z rzędu łyżka waniliowego puddingu - natychmiast sprawiła, że Wittgenstein poczuł się jak jeden z tych płatków śniegowych, których całe mnóstwo zrodziło się w ich pokoleniu. Może, w gruncie rzeczy, robił przysłowiowe widły z igły, zakładając, że ludziom należało się studiować to, co chcieli, i to w warunkach, w których rodziny przyklaskiwały im bez słowa krytyki, i zapewniały szczery, nieprzerwany emocjonalny doping aż do dnia ukończenia studiów? Wystarczyło poczytać byle pierwsze, wirtualne wiadomości, by przypomnieć sobie, że ludzie na całym świecie mieli znacznie poważniejsze problemy niż konieczność studiowania medycyny, albo ojciec w więzieniu?.
Słuchając Petry nieco dłużej, po raz pierwszy Henry zdał sobie natomiast sprawę z pewnego wybitnie smutnego paradoksu: wychodziło na to, że jemu samemu trafił się taki życiowy scenariusz, w którym chłopak zmuszony był uszczęśliwiać swoich rodziców... nawet po ich śmierci. Co sensu za grosz nie miało o tyle, że przecież Henry nawet nie wierzył w życie pozagrobowe!
- Uhum - Henry chrząknął znad pierwszego kęsa kanapki, która to dość spontanicznie i nieplanowanie stała się jego śniadaniem, a okazała się być zaskakująco smaczna, mimo tekstury chleba - w zgodzie z podejrzeniem blondyna - przywodzącej na myśl skojarzenia z czymś raczej smutnym. Może ze styropianem - Chyba rozumiem - Owszem, chyba rozumiał, a jednak ilekolwiek by się w życiu nie naczytał poezji i liryki, nadal, wychowany w duchu przyziemnego, niemieckiego pragmatyzmu poczuł, że najlepiej byłoby teraz skupić się na czymś bardziej praktycznym. Czuł przecież, że nie znali się (jeszcze?) na tyle dobrze, aby Petra mogła podzielić się z nim autentycznymi emocjami żywionymi względem swojej rodziny. Ciekaw był, czy Chollet w zasadzie dzieliła się nimi choćby z samą sobą - A mogę spytać, czym zajmuje się ta rodzinna firma? - Naiwnie, Henry nie miał nawet cienia przypuszczenia, że może stąpać teraz po bardzo grząskim gruncie - Chodzi mi o to, że może jest jakiś sposób, żebyś pracowała w niej, jednocześnie robiąc coś związanego z kierunkiem swoich studiów? - Upił łyk kawy, i pokręcił głową - Przepraszam. Pewnie powinienem raczej skupić się na własnych rozterkach, niż rozwiązywać twoje.
Ale przynajmniej udało się Henry'emu znaleźć jakiś komfort w myśli, że obydwoje ewidentnie pochodzą z podobnego tła, i, istotnie, on też nie musi martwić się teraz, że - opowiadając o wakacjach w Alpach, albo wyciągając z kieszeni bardzo drogi model iPhone'a - przypomni rozmówcy o jego własnych, finansowych niedoborach. Trochę brzydził się tej ulgi, bo przecież przyjechał do Seattle również po to, by zaznać prawdziwego życia, poza luksusami Eton, ale nie mógł jej zaprzeczyć.
Zanim Petra zdążyłaby mu odpowiedzieć, oczywiście jeśli w pierwszej kolejności w ogóle zechciała to zrobić, Henry zachichotał do niej krótko znad rantu plastikowego wieczka swojej kawy. Ta, swoją drogą, była pyszna, i odwracała jego uwagę nawet od oczekiwanej, choć nadal rozczarowującej faktury przeżuwanych przez studenta kromek.
- Mhm, masz absolutną rację - Zgodził się - W stanie syfilitycznej gorączki podobno tworzy się całkiem nieźle - Powiedziałby, że wystarczyło popatrzeć na Wilde'a, albo de Toulouse-Lautrec'a, ale nie chciał się wymądrzać - Na pewno o wiele lepiej niż z gruźliczym kaszlem - Tylko, żeby nabawić się kiły, Henry musiałby najpierw zdobyć się na odwagę by pójść z kimś do łóżka - Hm, słuchaj... A czemu? To znaczy, czemu wybrałaś filologię klasyczną? - Dojadł kanapkę i rzucił okiem na zegarek. Miał jeszcze trochę czasu, ale nie chciał też Petry zanudzić swoim towarzystwem - Bo zakładam, że nie po to, żeby się nabawić chorób wenerycznych albo kaszlu?
W końcu po filologii można było robić wiele innych rzeczy, niż tylko pisanie poezji.
petra chollet