imie i nazwisko
loraine yvette souveterre
pseudonim
lora, lorka
data i miejsce urodzenia
dwudziestego stycznia dwa tysiące drugiego roku w nicei
dzielnica mieszkalna
na wpół hansee hall, na wpół broadmoor
stan cywilny
panna
orientacja
heteroseksualna, biromantyczna
zajęcie
studentka politologii, zapalona przyszła dyplomatka, po godzinach instruktor jeździectwa
miejsce pracy
university of washinghton i na stadnina oddalona od Seattle
wyznanie
ateistka
jestem
miejscowa
w Seattle od:
od drugiego roku życia
I walczę, walczę do upadłego.
Walczę do utraty tchu.
ᴘɪᴇʀᴡsᴢᴇ - ᴘʏᴄʜᴀ
Odkąd pamiętała, jej domem było Seattle. Skropione deszczem ulice, delikatna mgła unosząca się z ogrodów wokół rezydencji ojczyma i rozległe tereny stajni, do której wożono ją w momentach rozłamu pośród domowych, czterech ścian. Przeprowadziła się tu, mając dwa lata, gdy węzły krwi rozprysły się na nekrologu Alberto Souveterre. Błękitne ściany pokoiku w La Residenza Soleggiata a Niceia zastąpiła białym marmurem Ameryki. Ciepło Francji zastąpiła skroplonymi łzami na lodowatej podłodze; matki nie było.
Clementine była światowej klasy aktorką teatralną. Jej musicale sięgały renomy dzieł sztuki, a odtwórstwo Imogeny z dzieła Szekspira przyniosło niespotykaną wprost sławę. Lubowała się w romansach, te właśnie romanse - ich namacalność, dźwięki i wstyd - towarzyszyły Loraine przez pierwsze lata życia. Alkohol przelewał się w kobiecych żyłach, gdy gładziła dziewczęcą twarzyczkę, ledwie skrywając ciało pod warstwą cienkiej kołdry. Pierwszym ratunkiem był ojczym - Charlie - którego twarda ręka powstrzymała roznoszący się odorem rozpusty upadek jej matki. Jego ręka bywała jednak zbyt silna, a gdy zasinienie postępowało po kobiecej twarzy, nie potrafił znaleźć rozsądku w przepełnionym inteligencją umyśle profesora antropologii. Raz, gdy po wielu latach do ust Clementine ponownie dobrał się smak whisky, opowiedziała córce o zapleczu ich poznania i ten moment - roznoszący się zgorszeniem po nastoletnim umyśle - podkreślał tylko patologiczne wskaźniki jej dorastania.
ᴅʀᴜɢɪᴇ - ᴄʜᴄɪᴡᴏśᴄ́
Szepty podpowiadały, że będzie gorszą. Ciemiężca krew miała dobrać się do niegdyś błękitnych żył i spowić je zniszczeniem rozpusty matki, taka bowiem była Clementine - gorszą córką, znaną ze swoich romansów i uzależnień. Genialny umysł przyćmiony cierpieniem po stracie męża, którego w istocie nie kochała bardziej, niż kochała córę. Na pokaz.
Loraine była dobrym dzieckiem, zgoła otwartym na świat. Błękitne oczęta postrzegały książki z szybkością światła, rączki dzielnie składały myśli w dyktando na zajęciach z kaligrafii. Była rezolutna, otwarta i zmyślna, jakby rudawe kosmyki włosów nadawały jej lisiego sprytu. Maska noszona latami odbijała się jednak na dziewczęcej twarzy, gdy wróciwszy do domu, widziała roztrzęsioną, niezdolną do funkcjonowania matkę. Już jako siedmiolatka doskonale znała rytualny wprost przepis na rozbudzenie matki do działania. Białe tabletki dzierżyła mocno w dziecięcej dłoni, gdy w drugiej niosła wodę. Starała się wytrzeć ślady krwi, gdy bosa stópka pozostawiała jej ślady, w popłochu uciekając do pokoju, gdy na powrót słyszała trzaskające drzwi. W szkole nie ukazywała zguby, choć po latach była przekonana, iż nauczyciele wiedzieli - były jednak osoby, których nie powinno się dotykać, a wraz z otoczeniem dziewczynki niewidzialną warstwą immunitetu, jej problemy pozostawały w zaciszu domowego ogniska. Dorastała w strachu, nie o siebie - bowiem ją traktowano z godnym małej boginki namaszczeniem - co o matkę, która nauczyła ją skrywać ból pod maską pozornej infantylności. Tak właśnie działała, gdy ciało dorastało do rangi dojrzałego; gdy obserwowała zainteresowanie płci przeciwnej błyskiem włosów i słodkim uśmiechem, gdy pragnęła go więcej - zauważenia, emocji, smaku ciała. To wydawało się tak naturalne, przychodziło z łatwością wpojonych schematów. Kolejne i kolejne znajomości, te godne i te szemrane, przychodziły z łatwością pochłanianej wiedzy. Zaraz obok wybitnych wyników w nauce pojawiały się kolejne persony, które swoją obecnością miały połechtać dziewczęce ego. Nie widziała w tym wspomniananej górnolotnie toksyczności, dopóki w odwiedzanej codziennie stajni nie pojawił się mężczyzna, który nie powinien być zainteresowany młódką taką, jak ona.
ᴛʀᴢᴇᴄɪᴇ - ɴɪᴇᴄᴢʏsᴛᴏśᴄ́
Nie zazna przyjemności ten, który dziegciu nie spije z odległych warg. Obserwowała upadek, roznoszący się głuchym łupnięciem skóry wypełnionej kośćmi. Jeden orzech, jedno łóżko, jedna noc. Powtórz. Miała czternaście lat, gdy matczyne palce uniosły się do skrojonych na pierwowzór dziecięcia ust, malując je czerwoną szminką. Miała być szczupła, idealna, piękna. Dłonie przyjaciół rodziny otaczały dziewczęcą talię, przekraczając granicę zachłyśnięciem powietrza.
A jej ciało unosiło się miarowo; on pokazał jej smak miłości, której nie zaznała emocjonalnie w życiu, ciesząc się raczej materialistycznym udobruchaniem. Był czternaście lat starszy, a smakując obecności szesnastolatki, wpędził ją w poczucie destabilizacji. Treningi smakowały pozostawaniem do nocy, spełnieniem i słowami, które skrywały to, co najbardziej chciała - ulotność. Był teraz, ale za miesiąc miało go nie być, a tejże ulotności w znajomościach nauczyła ją matka. Był godną ucieczką przed rozlewającą się w domu batalią dwójki popaprańców, był o tyle godną, że smakował odpowiednio wyniośle. Ona dorosła i została instruktorem, on zaś zniknął z żoną i dziećmi w kolejnym stanie, poszukując kolejnej naiwnej łani, dążącej nieroztropnie do ręki myśliwego. Loraine została zaś sama, oddając się na powrót w ramiona nauki, pracy i obcych, co sobotę innych ramion, kosztując przedsmaku studenckiego życia, które przyszło jej zaznać już niedługo.
Politologia była pierwszym wyborem; głosem podświadomości, który mówił jej, że pragnie zmian. Miała duszę rewolucjonistki i dyskutantki, zawsze odnajdując własne zdanie na dany temat. Ta wolność - prawdziwa, ale i metaforyczna - pozwalała jej na obejmowanie stanowisk w słownych bataliach i kosztowanie wygranej po trupach, bowiem nie było momentu, w którym dla słusznej sprawy powstrzymałaby się przed działaniem. Studia rozpoczęła na Uniwersytecie w Waszyngtonie, dorabiając niezmiennie jako instruktorka i zawodniczka jeździectwa, jednocześnie obejmując stanowiska w Młodzieżowej Radzie Miasta, Samorządzie studentów i wielu innych instytucjach, gdzie swoim głosem i poglądami próbuje zwojować lepszy świat. Ten, w którym będzie mogła określić się szczęśliwą. Chcąc odciąć się od decyzji, których nie potrafiła podjąć - obserwując wszakże cierpienie Clementine, która jednak nigdy dobrą matką nie była - postanowiła przenieść się do pokoi studenckich i skosztować życia samemu - bez skrajnych luksusów, na własny koszt i według własnych zasad. Bowiem całe życie była taką, jaką chcieli ją inni, nigdy nie będąc prawdziwie sobą.
Być może, w istocie, samej siebie jeszcze nie poznała.
ᴄᴢᴡᴀʀᴛᴇ - ᴢᴀᴢᴅʀᴏśᴄ́
Działa i mówi - głośno i otwarcie, coraz pewniej o budowanych poglądach. Mówi, bo nie mówiła całe życie i dobre - w głębi serca, skryte pod fasadą niedostępności - serce pragnie odpuszczenia grzechów. Mówi, bo widzi cierpienie matki, której nikt nie podał ręki, łącznie z jej jedyną pociechą. Mówi, bo ma do powiedzenia wiele i potrzeba zmiany jej własnego życia, przekształcana jest w ramionach łgarza w młodym umyśle. Mówi, bo nienawidzi tego, czym jest otoczona. Niecierpi zdjęć roznegliżowanej matki na łamach gazet, niecierpi ręki ojczyma dobierającej się do jej ciała, niecierpi swoich własnych błędów, które poskutkowały złamanym umysłem w ciele idealnej manipulantki. Kłamie, bo tak jest łatwiej. Kłamie, bo troszczy się o innych i nie chce uzewnętrzniać tego, że pod twarzą, nie kryje się już nikt.
ᴘɪᴀ̨ᴛᴇ - ᴌᴀᴋᴏᴍsᴛᴡᴏ
Jest na wiecznej diecie, wychowywana jako dziecko typowej almond mom. Każde wahanie wagi skutkuje napadami odchudzania, podczas których kryje przed innymi wydalanie zjedzonego pokarmu.
sᴢᴏ́sᴛᴇ - ɢɴɪᴇᴡ
Gdy otrzymała od ojczyma białe Porsche 911, wiedziała, że wszystko da się kupić. Milczenie, uciechę, wolność. W takim nurcie dorastała i dalej celebruje tę naukę, pozwalając sobie na słodki smak zwycięstwa chociażby przekupstwem. Jest jednak nauczona ciężkiej pracy - psychicznej i fizycznej - dążąc do całkowitego odcięcia od dramatów, które rozgrywały się w jej, na pozór, bezpiecznej przystani. Jest wybitnym kłamcą, jeszcze lepszą manipulantką, potrafiąc owinąć sobie wokół palca wszystko i wszystkich, w imię nie tylko posiadania w geście materialnym, co również posiadania ludzi - wokół siebie, oddanych, zauroczonych nią po stokroć. Dzięki temu odnajduje spokój w umyśle, który nigdy nie zaznał prawdziwego zainteresowania.
sɪᴏ́ᴅᴍᴇ - ᴊᴇsᴛᴇsᴛᴡᴏ
Zwykle pachnie perfumami przypominającymi letnią bryzę, zaś ubiór stanowi chwilowy przypływ zainteresowania. Niekiedy ubiera się kobieco, podkreślając odziedziczoną po matce figurę. Kiedy indziej zakłada do sztybletów luźne cygaretki i za dużą koszulę. Niezmiennie towarzyszą jej barwy stonowane, stroni bowiem od kolorów innych, niż czerwień, burgund, biel, beż i czerń.
Jeździć konno nauczyła się mając kilka lat, specjalizując się w ujeżdżeniu. To starty w zawodach powoliły jej na częściowe odcięcie się od świata, wpajając ducha rywalizacji. Jest w posiadaniu dwóch koni, klaczy i wałacha rasy holsztyńskiej, które były prezentami na czternaste i osiemnaste urodziny, celem kolejnego przekupstwa za milczenie, tym razem matki, która wdała się w kolejny romans za plecami ojczyma.
Jej ojciec był z pochodzenia w połowie francuzem, w połowie włochem, matka zaś amerykanką z francuskimi korzeniami - tym samym od dzieciństwa uczyła się języka francuskiego, którym posługuje się biegle. Nadal korzysta z pieniędzy ofiarowanych przez rodzinę, zgrywając pośród znamienitej, artystycznej socjety Seattle rolę grzecznej, poukładanej córki - ta jednak zgubiła się już dawno, w zgłoskach angielskich i francuskich, w marzeniach i dążeniach do tego, czego zawsze pragnęła - uwagi.
Grywa w szachy, zna się na golfie i obstawia wyścigi. Babcia Souveterre wpoiła jej swojego rodzaju klasę zachowania, którą trąci na znanych bogatszym rodzinom rozrywkach. Reprezentują zdecydowanie europejskie rozrywki, daleko jej do amerykańskich upodobań żywieniowych czy zainteresowań. Zaczytuje się w książkach, przed innymi zgrywając bogatą córeczkę bogatej rodziny, jedząc przykładne, niedzielne obiady, gdy ręka ojczyma nie mogąc odnaleźć upodobania w starszej Souveterre, sięga po udo jej córki.