WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Lilith & Maverick

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

~1~ Spotkanie z Maverickiem w ich... jego domu wciąż nawiedzało jej myśli. Głównie za sprawą pocałunku, tak nieoczekiwanego, a jednocześnie tak naturalnego, jakby wcale nie byli trzy lata po rozwodzie. Uśmiechała się do siebie na samo wspomnienie tamtego wieczoru. Do niczego więcej nie doszło, ale miała nieodparte wrażenie, że między nimi wyraźnie iskrzyło. Dawało jej to nadzieję, że może jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze go odzyska, bo tego, że tego właśnie chciała, teraz była pewna, jak nigdy dotąd.
Nadzieję podsycała propozycja Mavericka, żeby wybrać się do Los Angeles po resztę jej rzeczy. Czekała ich prawie doba w samochodzie w jedną stronę, o ile by jechali bez przerwy. Oczywiście to byłoby skrajnie nierozsądne, więc pewnie przenocują gdzieś na trasie. Lils nawet zarezerwowała jakiś nocleg w połowie drogi, żeby mogli się porządnie wyspać. Pokój był jeden, ale łóżka miały być dwa osobne, w końcu byli... no właśnie, kim teraz dla siebie byli? Chyba można było ostrożnie nazwać ich przyjaciółmi, co brzmiało o wiele lepiej niż "byłe małżeństwo". Jak pokazało ostatnie ich spotkanie, wciąż świetnie się dogadywali i momentami łatwo było zapomnieć, że już nie byli razem.
- Jedźcie ostrożnie. - rodzina Connorów zebrała się przed domem, by pożegnać Lilkę i Mavericka, jakby jechali nie wiadomo w jak odległą drogę. Chociaż fakt - blisko też nie było. Luna była niespokojna, bo w końcu jej ukochana pani jechała bez niej, ale Lils wiedziała, że zostawia ją w dobrych rękach. Pielęgniarka ze szpitala miała codziennie wpadać do domu by sprawdzić, czy ojciec przyjmuje leki, sąsiedzi mieli mieć oko na dziadków. Wszystko wydawało się być pod kontrolą. Lils zapakowała ze sobą jakieś ubrania na zmianę, prowiant i takie tam, nie za dużo bagażu, bo w końcu wrócą załadowanym po dach samochodem. Zabrała ze sobą też jakąś ładną sukienkę i kostium kąpielowy, bo miała nadzieję, że namówi Mavericka na zwiedzanie LA, skoro już tam będą. Może wyskoczą na jakąś miłą kolację?
- Gotowy do drogi? - zapytała, siadając na siedzeniu pasażera i zapinając pasy. Układ był taki, że będą się zmieniać za kierownicą, gdy jedno poczuje się zmęczone. Oboje w temacie jazdy byli dość rozsądni i nie zamierzali zginąć w wypadku.

Maverick Byers

autor

-

Awatar użytkownika
35
185

strażak

SFD

belltown

Post

To co się stało gdy spędzali wspólnie czas było kompletnie nie planowane i tak bardzo niespodziewane. Jednak to nie tak, że źle się z tym czuł. Właśnie było wręcz odwrotnie i wcale nie było mu przykro z powodu pocałunku. Między nimi wciąż iskrzyło ku zaskoczeniu Byersa, bo tak naprawdę nie spodziewał się tego. Jakby nie było to nie mieli ze sobą kontaktu po rozwodzie i był wręcz przekonany, że nic ich tak naprawdę nie łączy, że uczucie między nimi wygasło. Tym bardziej nie zamierzał jej puszczać samej na tak długą trasę autem. Zresztą chciał się do czegoś przydać i pomóc, więc z tego powodu padła propozycja. Nie było przecież nic w tym złego prawda? Ot pomocny Mav!
- My i nieostrożnie. Zapomnijcie o tym - Maverick uśmiechnął się wesoło. Byli odpowiedzialnymi dorosłymi o dziwo, chociaż Mav to czasami był jak dzieciak. To całe zebranie przed domem Connorów sprawiło, że mężczyzna poczuł się jakby tak naprawdę wcale się nie rozstawali a teraz po prostu jechali na wspólny urlop. Dziwne, ale jakby na to nie patrzeć to w towarzystwie Lilki Mav zawsze czuł się w ten sposób. Nawet jak dopiero zaczynali ze sobą chodzić to miał wrażenie, że są ze sobą wieki.
Swoją torbę wpakował na tylne siedzenie. Nie miał zbyt wielu rzeczy, więc nie potrzebował nie wiadomo czego. Ot kilka ciuchów, szczoteczka i kilka innych pierdół.
- Już chyba bardziej gotowy nie będę - rzucił siadając za kółko. Jednak jeszcze zanim ruszyli musiał ustawić nawigację, bo lepiej żeby się nie zgubić po drodze! - Ja o czymś nie wiem i my wyjeżdżamy na miesiąc? Bo twoja rodzinka zdecydowanie zachowuje się tak jakbyśmy jechali na nie wiadomo jak długo. Porywasz mnie? - uśmiechnął się zadziornie i odpalił silnik by wreszcie ruszyć w podróż do LA. Gdyby jechali na wariata to pewnie bez postojów by im się udało dotrzeć na miejsce w rekordowym czasie. Jednak potem mogliby paść trupem i przespać kolejną dobę

autor

-

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Rodzina Connorów wesoło machała im na pożegnanie, Luna wierciła się niespokojnie, ale pewnie w końcu jej przeszło, gdy samochód zniknął z jej pola widzenia. Zostawała w dobrych rękach, pewnie nawet dostanie więcej przysmaków niż normalnie, bo będą chcieli jej osłodzić rozstanie z panią. Nie miała więc co narzekać.
Lils odmachała rodzinie, ale gdy już nie mogli widzieć jej twarzy, wywróciła oczami teatralnie, zmęczona tym przedstawieniem. Sama nie wiedziała co mieli w głowie jej dziadkowie i ojciec, że żegnali ich, jakby ona i Mav jechali w podróż poślubną. Lilith była pewna, że coraz więcej osób robiło sobie nadzieję, że ta dwójka do siebie wróci, nie tylko ona. Nie... ona nie śmiała robić sobie nadziei, a Connorowie pewnie już pakowali jej rzeczy, żeby po powrocie z LA mogła się przenieść do domu Mavericka. W nich ta nadzieja pewnie nie wygasła nawet wtedy, gdy ona była w Los Angeles i kręciła serial. Ale może się myliła. Może to całe pożegnanie nie miało wcale drugiego dna.
- Ja nie wiem o co im chodziło z tą szopką. - przyznała, siadając wygodniej i zsuwając buty. Lubiła być boso, albo w chociaż w skarpetkach, a jako pasażer mogła sobie pozwolić na tę odrobinę luksusu. - Może mają nadzieję, że nie wrócę. - zaśmiała się. - A dałbyś się porwać? - zwróciła się w jego stronę, kładąc brodę na dłoni i mrugając uroczo rzęsami jak miss niewinności, niezdolna do jakiegokolwiek zła. W sumie to chętnie by z nim uciekła, zwiedziła by z nim cały świat, a przynajmniej Amerykę Północną, nawet tym samochodem, nawet z tym ich niewielkim bagażem.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, że mi pomagasz. Postaram się, żeby ta wyprawa była jak najmniej problematyczna. - uśmiechnęła się. - Jak będziesz chciał się zmienić za kierownicą czy zrobić przystanek, czy... no nie wiem, zjechać na boczną drogę, żeby zobaczyć największą kulę ze sznurka na świecie, to ja jestem za. - oboje mieli prace, ale czy musieli się spieszyć? Mogli przecież nacieszyć się swoim towarzystwem, bo najwyraźniej oboje tego chcieli - spędzić ze sobą trochę czasu. Dokąd ich to poniesie, to czas pokaże. A póki co opuszczali miasto i kierowali się w stronę głównej drogi, która potem łączyła się z autostradą na południe. Trasa była wyjątkowo malownicza, najpierw między górami, potem zbliżą się do oceanu i będą jechać wybrzeżem. Mogliby nawet spać na plaży. Łatwo się było rozmarzyć. Lils zerkała co jakiś czas na Mavericka, jakby próbując wyczytać z jego miny o czym myśli. Czy myślał też o tym co może się wydarzyć? Kim dla siebie będą gdy za kilka dni wrócą do Seattle?

Maverick Byers

autor

-

Awatar użytkownika
35
185

strażak

SFD

belltown

Post

Wiedział, że rodzina Connor nadal żywiła niemałe nadzieje, że oni się zejdą. Babcia praktycznie przy każdych odwiedzinach o to wypytywała. Jeszcze za nim Lils postanowiła wrócić do miasta. Babcia Connor wręcz wmawiała mu, ze są idealną parą i do nikogo innego nie pasują. Maverick zazwyczaj zbywał to jedynie małym uśmiechem i tyle. Nie zamierzał się wdawać w rozmowy za każdym razem. Wtedy to nawet nie utrzymywali kontaktu i każde było pochłonięte własną pracą. Zresztą jakby nie było byli rozwiedzeni, więc nie musieli się interesować tym co robiła była druga połówka.
-Wątpię by chcieli byś nie wróciła. - uśmiechnął się lekko. Za bardzo wszyscy byli zżyci ze sobą by mieli ponownie wysłać Lilith daleko od domu. Nie kiedy ją odzyskali. -Zależy gdzie, bo wiesz mam swoje standardy - cóż gdyby go porwała na jakieś Hawaje to nawet nie pisnąłby słowem tylko spakował manatki i był gotowy do drogi w pięć minut! Spojrzał na nią szybko i zmierzwił jej włosy. Kiedyś wystarczyła urocza niewinna minka Connor i był w stanie zrobić dla niej wszystko. Teraz? Teraz nie był do końca pewny. Z jednej strony gdzieś tam jeszcze tliło się uczucie jakie żywił do byłej żony, ale jednak... minęło już trochę i nie był pewny czy wkraczanie do tej samej rzeki miało jakiś sens. Podchodził mimo wszystko ostrożnie do tej całej sytuacji.
-Nie ma najmniejszego problemu. Poza tym miło wyrwać się z domu na trochę - przyznał szczerze skupiając się w pełni na drodze a nie na Lilce. Nie chciał mieć jakiegoś wypadku -Dobra, ale przyznaj. Już atrakcje po drodze nam gdzieś tam ustaliłaś. Znam Cię Lils - stanął na czerwonych światłach i spojrzał na byłą żonę. Byli ze sobą na tyle długo, że doskonale wiedział iż ta z chęcią by coś zwiedziła, a że Mav wziął tygodniowy urlop to w sumie... dlaczego z tego nie skorzystać? -Jednak najpierw po drodze zjazd na drive thru Starbucksa, bo muszę się zaopatrzyć w jakąś kawę. Przez poranny spacer z Mellow nie miałem nawet szansy sobie takowej przygotować - rzucił by ponownie skupić się na drodze. Nie bardzo wiedział jak ta cała podróż na nich wpłynie i czy zmieni cokolwiek w ich relacji. Przede wszystkim niczego pod tym względem nie planował. Co będzie to będzie.

Lilith Connor

autor

-

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Niestety wtrącanie się innych ludzi i naciski mogły przynieść odwrotny skutek. Tu jeśli coś miało się zadziać, to to powinno było toczyć się swoim własnym tempem. Lilith była gotowa wskoczyć w ogień, czy tam na głęboką wodę, bo była pewna swoich uczuć. Wiedziała jednak, że Mav jest ostrożny. Znała go, widział jak przez pierwsze dni utrzymywał dystans, jak stopniowo pozwalał sobie na dłuższe rozmowy czy zaplanowane spotkania. Tamten pocałunek był nieplanowany, totalnie spontaniczny, ale fakt, że się póki co nie powtórzył świadczył o tym, że Maverick jest albo ostożny, albo go żałuje. Lils miała nadzieję, że nie żałował. Ona nie żałowała. I była przekonana, że gdyby on żałował, to nie siedzieliby teraz w jednym samochodzie wyruszając w wielogodzinną podróż. Zresztą nie umknęło jej uwadze, że powoli zaczynają zanikać bariery między nimi. Na razie jednak ich relacja wyglądała bardziej jak przyjaźń niż jak miłość, ale to już coś. Niestety jej były mąż bywał skryty jeśli chodziło o uczucia i nawet jego siostra nie mogła odpowiedzieć z przekonaniem czy on nadal kocha Lilith, czy jednak tak go zraniła wyjazdem, że ten statek dawno odpłynął. On ją też zranił, porównując ją do matki w tej jednej jedynej kłótni i tym, że nie chciał z nią wyjechać. Czasami sądziła, że zdecydowała się zostać w LA tak długo trochę na przekór Maverickowi. Może to było dziecinne, ale był taki moment, że pomyślała "nie to nie, zrobię po swojemu".
- A cholera ich wie. - zaśmiała się. Prawda była taka, że gdyby nie choroba ojca, to pewnie zostałaby w LA na jeszcze jeden sezon, albo i więcej. Granie w operach mydlanych i reklamach to może nie był szczyt kariery aktorskiej, ale jednak coś. Miała całkiem sporo oszczędności na koncie i faktycznie, finansowo mogłaby porwać Mav'a na Hawaje. Zamieszkać z nim w małej chatce z dala od turystycznych atrakcji... - Pewnie gdzieś z dala od cywilizacji. - zastanowiła się na głos. - Żeby policja nie mogła cię znaleźć. - zaśmiała się niczym zła królowa, poczym poprawiła zmierzwione włosy. Mav oberwał za to lekki cios w ramię, na tyle lekki by nie rozproszyło go to za kierownicą, ale też na tyle mocny, by go poczuł. Dzieci.
- Szczerze? Nie mam żadnych konkretnych planów. Ot kilka pomysłów na to co możemy robić. - W LA było takie miejsce, które kojarzyło się jej z Maverickiem. Gdy przyjechali razem na casting, tak dla żartu i by zrobić przyjemność babci Connor, poszli do jednej z tych knajpek które wyglądały jak z lat sześćdziesiątych, gdzie kelnerka chodziła z dzbankiem czarnej kawy i zwracała się do gości per "słoneczko" albo "kochanieńka". Zjedli tam lunch, nic wystawnego, ani pysznego, ani obrzydliwego. Ale spędzili razem czas. I potem ilekroć mijała to miejsce myślała o byłym mężu. Nigdy więcej tam jednak nie weszła, bojąc się, że się rozryczy nad jajecznicą na bekonie.
- Nawet nocleg na trasie będzie spontaniczny. Jedynie w LA zarezerwowałam nam hotel. - dodała. Oczywiście planowała zapłacić za wszystko, bo jednak to jej Maverick wyświadczał przysługę.
- Mmmm oj tak. - ona oczywiście weźmie sobie karmelową latte z ekstra syropem, jej słabość. - Z husky tak jest, że potrzebują dużo ruchu. Luna jak na swoje gabaryty też lubi długie spacery, ale ją łatwiej zmęczyć. - zaśmiała się. - Kawę bierzemy do samochodu czy wchodzimy do środka na kawałek ciasta marchewkowego? - zapytała, bo o ile ona nie umiała odmówić karmelowej latte, tak dobrze pamiętała co uwielbiał jej były mąż.

Maverick Byers

autor

-

Awatar użytkownika
35
185

strażak

SFD

belltown

Post

Z początku naprawdę nie wiedział jak ma podjeść do całej sytuacji z powrotem Lilith. Nie spodziewał się tego, że faktycznie rzuci wszystko i wróci na stałe, a przynajmniej tak mówiła. Nic dziwnego, że próbował utrzymywać dystans, ale ta granica została zatarta dosyć szybko i teraz właśnie jechał do LA na kilka dni by pomóc byłej żonie z gratami. Wiedział, że mogłaby zmienić zdanie w każdej chwili i wrócić do LA robić dalej karierę i właśnie to sprawiło, że stał się ostrożny i nie rzucał tak już na głęboką wodę. Fakt, że wybrała karierę ponad jego był na tyle bolesny, że po prostu nie chciał tego przechodzić na nowo. Oboje zranili siebie nawzajem, ale widocznie to Mavowi dłużej zajmuje przejście nad tym do porządku dziennego. On miał swój powód zostania tutaj w Seattle. Nie wyobrażał sobie życia daleko od rodziny, którą nadal wspierał. Dla której nadal był tym obrońcą przed ojcem wciąż na nowo znęcającym się nad matką i młodszym bratem. Ile razy w młodości pojawiał się w pokoju Lils ze śliwą pod okiem czy rozbitym nosem. Ile razy po ślubie próbowali zgarnąć młodego i panią Byers do nich to głowa mała, ale kobieta nadal uparcie wracała do męża i Mavowi jedynie zostawało wpadanie z wizytą co jakiś czas gdy tylko usłyszał, że ojciec znowu podniósł rękę.
-Z dala od cywilizacji? Niecne plany - roześmiał się -E tam nikt by nawet nie podejrzewał, że ty stoisz za porwaniem. Jesteś zbyt niewinnie wyglądającą istotą - stwierdził i rozmasował sobie ramię, w które dostał od Lilith. Zachowywali się jak dzieci, ale czyż nie tak robili przez większość bycia razem? Jedno drugiemu dokuczało w granicach możliwości, bo gdy już naprawdę się wkurzyli na siebie to było to widać. PO tych latach rozłąki mimo wszystko nadal zachowywali się tak samo i Mav przez moment przed wyjazdem zastanawiał się czy może faktycznie ten cały rozwód był cholernie głupim pomysłem.
-To słucham pomysłów! W myślach Ci nie czytam, więc nie wiem jaki research zrobiłaś - bo pewnie robiła i teraz się nie chce przyznać. Szczerze? To prawdopodobnie przystanie na każdy z nich. Już dawno nie był na żadnym urlopie, a jeśli mieli okazję pozwiedzać to trzeba ten fakt wykorzystać. Poza tym spędzą czas we dwójkę bez nachalności jego czy jej rodziny i próby na nowo swatania tej dwójki. Mav już usłyszał od siostry swoje, a babcia Connor wcale lepsza nie była.
Maverick za siebie nie da zapłacić i załaskocze ją na śmierć jeśli będzie trzeba! On to planował również za nich płacić, więc dojdzie do starcia jak nic. -Będziemy nocować w jednym z tych creepy moteli, w których dochodzi do morderstw o których nikt nic nie wie do momentu gdy w lodówce z lodem nie znajdzie palca - chyba zdecydowanie Mav ostatnio naoglądał się za dużo seriali kryminalnych, ale nie jego wina, że tylko to ostatnio wciąga go w telewizji. Przerysowane seriale CSI.
-Ja nie wiem co mi strzeliło do głowy by wziąć husky. Mogłem sobie sprawić jakiegoś leniwego kanapowca - westchnął teatralnie. Prawda jednak była taka, że potrzebował w domu małej kulki energii i motywacji by więcej wyłazić z domu. Przynajmniej ma teraz towarzysza do porannego joggingu! -Lilith Connor czy tym nie próbujesz skusić ciastem? - uniósł brew spoglądając na nią. Jednak nie mógł długo się wpatrywać w byłą żonę, bo zaraz spowoduje wypadek i tyle będzie, a tego raczej nie chcieli.

Lilith Connor

autor

-

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Jej pewnie było łatwiej, bo była pewna tego, że chce zostać w Seattle. Owszem, pewnie gdyby Maverick dał jej jasno do zrozumienia, że nie ma już dla nich nadziei, że nie chce jej znać, to straciłaby ważny motywator utrzymujący ją w Seattle. Ale był jeszcze jej ojciec, który właśnie zaczynał batalię z nowotworem i starzejący się dziadkowie. Już nie raz próbowała ich namówić na przeprowadzkę do LA, ale byli nieugięci. Jak Mav... Póki więc w Seattle żyli jej bliscy, póty planowała tu zostać. Wiedziała też, że jeśli Maverick da jej... im jeszcze jedną szansę, to zostanie tu już do śmierci.
Dobrze wiedziała jak ważna jest rodzina dla jej byłego męża. Znała ich sytuację aż za dobrze. Ile razy pod byle pretekstem zapraszali do domu Connorów czy to rodzeństwo Mava, czy to jego mamę. Znała położenie każdej blizny na jego ciele i nadal pamiętała zmieniające się odcienie jego siniaków. U niej zawsze mógł znaleźć bezpieczny kąt, ona zawsze była gotowa go ochronić, pomóc... Pamiętała zwłaszcza jedną noc, gdy zakradł się do niej przez okno, z podbitym okiem, złamany, skrzywdzony... A jakimś cudem tamta noc była jedną z najlepszych w ich życiu. Pierwszą z wielu...
I choć znała dobrze jego sytucję, to było jej niesamowicie przykro, że wybrał rodzinę zamiast niej. Bo w pewnym sensie taki był wybór - ona albo oni. I nawet może byliby w stanie to jakoś ogarnąć, związek na odległość, częściej do siebie przyjeżdżać, żyć na dwa miasta, pewnie daliby radę. Ale podczas jednej z nielicznych kłótni porównał ją do jej matki, która dla kariery zrezygnowała i z męża i z córki. Może nawet tak nie myślał, może chciał uderzyć gdzie zaboli najmocniej. Ale tamto przechyliło szalę. Coraz dłuższe okresy kiedy się nie widzieli, nie chcieli rozstawać się w gniewie, poddali się bez walki. Czy popełnili wtedy błąd? Trudno powiedzieć.
Postanowiła walczyć teraz, choć może to na razie tak nie wyglądało. Była to walka subtelna, badanie gruntu i możliwości. Lilith zbyt dobrze znała Mavericka, może nawet lepiej niż mu się wydawało. Wiedziała, że będzie ostrożny, ostrożniejszy niż ona. Zranili siebie oboje, ale rozumiała, że on może nie być gotowy jej zaufać na sto procent. Może gdy sam zapakuje do samochodu jej rzeczy i je przywiezie do Seattle, to będzie mu łatwiej uwierzyć w to, że wróciła na dobre.
- Na tym opiera się geniusz mojego planu. Nikt nie będzie mnie podejrzewać, nawet, jak się przyznam, to będą się śmiać, że pewnie żartuję. - wzruszyła ramionami. Czy to byłoby takie złe, zniknąć na kilka dni z Maverickiem? Miała wrażenie, że to by im na prawdę dobrze zrobiło. Ten wyjazd w sumie był podobnym pomysłem - z dala od rodzin, wiercących im dziury w brzuchach. Sami dojdą do ładu ze wszystkim.
- Na przykład Big Sur. - od dawna chciała tam pojechać, pochodzić po lesie, pospacerować po plażach w tamtym regionie. Zresztą na ich trasie było wiele pięknych parków narodowych. - Możemy zabawić się w turystów i zajechać do Napa Valley. - to był pomysł bardziej na wygłupianie się niż na rajd po winnicach, bo Mav nie pił prawie wcale i Lilith od zawsze to szanowała i podziwiała męża (byłego) za jego odpowiedzialne podejście do tematu alkoholu. Sama też jakimś wielkim fanem procentów nie była, wolała dobrą kawę, ale zdarzało jej się wypić drinka, czy kieliszek wina. - I jeśli będziesz chciał to mogłabym Cię oprowadzić po LA. Co powiesz na surfing w Kalifornii? - poruszyła zabawnie brwiami, dobrze wiedząc co lubi Mav. Sama też umiała się na desce utrzymać, ale daleko jej było do surfowania na wysokich falach.
Jak on ją będzie próbować załaskotać, to ona użyje na nim jakiejś kobiecej sztuczki, typu pokazywanie dekoltu czy coś. Nie chciała uderzać w jego męskie ego, ale to przez nią był ten cały wyjazd. Pewnie finalnie i tak będzie jakiś podział wydatków, typu ona za noclegi, on za jedzenie albo jakoś tak.
- Serio wolisz karaluchy i szczury? Wiesz, że jak mnie coś ugryzie, to już ci nie dam spać. - uprzedziła - Więc może motel, ale w minimalnie lepszym stanie? - zasugerowała. No chyba, że ten creepy motel to był jego pomysł na zaciągnięcie jej do jego łóżka... tylko, że w takich okolicznościach raczej na amory to szans by nie było. I to nie tak, że Lilith musiała mieć zawsze wannę z masażem i klimatyzację w hotelu. Nie miała problemu ze spaniem pod namiotem, czy nawet w wątpliwej jakości chatce w lesie. Wiedziała, że jak coś to może liczyć na Mavericka i teraz też tak było. Może nie byli już razem, ale znała go i wiedziała. że nie dałby jej zrobić krzywdy, jak zresztą nikomu bliskiemu. Wolałaby chyba nawet namiot niż motel z pluskwami, pchłami, szczurami i całą resztą gryzących ochydztw. Tyle, że namiotu nie wzięli.
- Kanapowiec do ciebie nie pasuje Mav. Sama pewnie miałabym większego psa gdyby nie to, że w LA nie miałam aż tyle czasu by wychodzić z nim na spacery. Luna jest idealnym kompromisem. Nie potrzebuje dużo ruchu, ale jak idziemy na dłuższy spacer to daje radę. A Mellow jest przekochana(y?) Jak nie będziesz mieć kiedyś czasu na spacer to ja chętnie ją (go?) zabiorę. - zaoferowała się. Starała się codziennie chodzić, albo nawet biegać. A Mellow z Luną jakoś się dogadywali, więc w sumie mogła zabierać tą dwójkę.
- Wolisz, żebym cię kusiła czymś innym? - i znów poruszyła sugestywnie brwiami, co w sumie oznaczało, że się wygłupia. Ale jednocześnie znów pozwalali sobie na niewielki flirt.

Maverick Byers

autor

-

Awatar użytkownika
35
185

strażak

SFD

belltown

Post

Czy postąpił dobrze wybierając wtedy rodzinę? Ciężko powiedzieć tak naprawdę. W tamtym momencie między nimi było więcej zgrzytów niż przez cały związek. Był zły, że to on musi rzucać wszystko i zmieniać miejsce zamieszkania dla panny, która nagle stwierdziła że sobie będzie aktoreczką. Miał wtedy wrażenie, że byłby jedynie uroczym dodatkiem dla Lilith obracającej się w towarzystwie, któremu on pewnie nie dosięgałby do pięt. Wolał znane sobie tereny i rodzinę, która potrzebowała go mocniej niż w tamtym momencie Lils. Ile razy w tym czasie musiał wpaść do rodzinnego domu by naprostować kolejny raz ojca? Ile razy brat przychodził z kolejnym podbitym okiem? I chociaż próbował przemówić im do rozsądku i przygarnąć do siebie to nadal to nie działało i wracali z podkulonymi ogonami do ojca obiecującego kolejny raz poprawę. I chociaż faktycznie bywało lepiej to ten znowu przypadkiem sięgał po butelkę i wszystko zaczynało się od nowa. Możliwe, że popełnił błąd i w gniewie powiedział za wiele, ale niestety czasu nie cofnie, a wtedy był zbyt rozgoryczony by to wszystko zauważyć. Connor miała swój świat seriali i imprez wszelakich, a on? On powrócił do swojego zajęcia, które nijak nie pasowało do świata Lils.
Faktycznie nie wierzył, że ta od tak rzuciła karierę i postanowiła wrócić do Seattle. Wiedziała, że nawet jeśli próbowałaby na odległość go wspierać to i tak na miejscu mimo wszystko miał pomóc Mavericka. Byers był na każde zawołanie, bo Connorowie nadal byli mimo wszystko jego rodziną. Ludźmi, którzy pomogli mu w wielu sytuacjach i przenocowali gdy nie miał się gdzie podziać, a gdyby wrócił do domu to dostałby niezłe manto. Lilith miała pewność, że jeśli nie będzie mogła przyjechać to Mav był mimo wszystko obok i mógł ogarnąć co potrzeba. Może właśnie dlatego nie do końca był przekonany, że ta wraca na stałe. Ot możliwe, że zrobiła sobie przerwę na jakiś czas i tyle. A co jeśli zaufa i nagle się okaże, że Lilith w sumie to za pół roku wraca do tego swojego świata?
-No tak. Niewinna i urocza Connor nie ma nic wspólnego z porwaniem byłego męża. W życiu by Cię nie podejrzewali - zaśmiał się, bo w sumie wcale by się nie zdziwił gdyby tak naprawdę było. Jego byłej żonie uchodziło wszystko płazem, bo miała uroczy ryjek. Ile to razy Mav nocował u Lilth bez wiedzy ojca dziewczyny? Potrafiła ładnie zamydlić mu oczy. Aktorstwo to jednak miała we krwi po matce.
-Gdziekolwiek chcesz jechać to pojedziemy. Jakby nie było powinienem to wykorzystać, że mogę trochę odpocząć - bo nikomu nie przyznawał się, że był już przemęczony. Miał dwudniowe zmiany, które wiele razy dały mu mocno w kość. Tak to jest gdy jest się strażakiem. Urlopu przez ten czas nie wziął ani jednego, więc tym bardziej jego organizm był wymęczony do granic możliwości, więc jeśli nadążyła się taka okazja to jak najbardziej powinien z tego skorzystać i dać się Lilce porwać gdziekolwiek ta sobie wymyśli -Napa Valley to prędzej żebyś mogła trochę podeptać winogrona - uśmiechnął się lekko, a przed oczami już miał Lilkę która dobrze się przy tym bawi. Do picia to on był ostatni, chociaż po sfinalizowaniu rozwodu miał ochotę upić się do nieprzytomności. Jednak wizja skończenia niczym ojciec wcale nie była cudowna, więc się mimo wszystko powstrzymał. Jakim cudem koledzy w czasach szkoły średniej nadal lubili jego towarzystwo to nie wiadomo. -Da się oprowadzić po LA? Bo to gigantyczne miasto jest, więc nie wiem czy Ci starczy czasu. Surfing? Czy ty chcesz mnie zobaczyć bez koszulki? - zafalował śmiesznie brwiami. On surfingu nie odmówi nawet jeśli miałoby być zimno i padać! Jeśli będzie taka okazja to jak najbardziej z niej skorzysta. Może dlatego też marzyły mu się jakieś dłuższe wakacje na Hawajach. Móc budzić się niedaleko plaży i iść z samego rana nad wodę. No żyć nie umierać. To brzmi lepiej niż deszczowe Seattle.
-Ej wiesz, że lubię swój sen! Taki motel rodem z horrorów pewnie i da wiele innych atrakcji niż plusków i inne robactwa - a co jak kogoś zamordują w środku nocy! Będzie co opowiadać wszystkich dookoła. Na przykład jego zawsze fascynowało to co się działo w Cecil Hotel. -Jednak wygodniejsze warunki przemawiają do mnie bardziej, więc niech będzie - żartował z tym motelem. Już serio bardziej wolałby spać w aucie niż w takim miejscu. Zresztą nie dałby Lilce spać w takich warunkach, więc nawet nie było szans by się zdecydowali.
-Luna jest psem torebkowym jak nic. Mellow przy niej to jakiś gigant, szczególnie że ona to mimo wszystko większa jest. Zapamiętam. Jak będę obłożnie chory to Ci podrzucę moją dziewczynę na jakiś długi spacer by mogła się wylatać i wybawić - wyszczerzył się i gdy tylko na tejże krótkiej chwilowo trasie zauważył iż mają postój ze Starbucksem to tam też zamierzał się kierować. -Może- wymamrotał spoglądając na nią krótko. Wygłupy wygłupami, ale powiedzmy sobie szczerze Mava ciągnęło do Lilki i gdyby jakimś cudem faktycznie do czegoś doszło między nimi to nie żałowałby tego. Może i totalnie pomieszałoby mu to wszystko w tej jego mało ogarniętej łepetynie, ale nadal nie żałowałby ani sekundy -Dobra to ja zamówię to Twoje dziwne latte, a ty wystukaj miejscówkę do podróży zanim się rozmyślę! - rzucił z rozbawieniem i zamówił na drivethru kawy dla niego i Lilki. Nie omieszkał również zamówić po kawałku ciasta. Na obiad mogą się zatrzymać gdzieś dłużej. Teraz dopiero niedawno wyjechali z miasta.

Lilith Connor

autor

-

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Choć to bolało, to jednak wiedziała, że drugi raz podjąłby tą samą decyzję. Znała aż za dobrze jego rodzinną sytuację. Jeszcze jako małżeństwo gotowi byli wziąć pod swój dach i matkę Mavericka i jego młodszego brata, albo chociaż jego. Niestety niektórym ludziom trudno było pomóc, bo ją odtrącali.
Przez to rozsądek Lilith sprawiał, że rozumiała Mav'a, że nie miała mu tego za złe. Ale serce i tak jej krwawiło. Wiele razy płakała, siedząc sama w swoim mieszkaniu. I każda rocznica, każda data która wiązała się z Maverickiem, sprawiała, że miała ochotę zaszyć się pod kocem do końca świata. Ile razy chciała do niego zadzwonić, ile razy prawie podjęła decyzję o powrocie. Ale miała zobowiązania, kontrakty których złamanie kosztowałoby ją kupę pieniędzy. Do tego czy Maverick chciałby, żeby wróciła? Zrezygnował z nich... Z czasem było coraz łatwiej, dużo pomogło pojawienie się Luny. Ale wbrew temu co sądził Mav, LA nigdy nie było prawdziwym domem dla Lils. Nie wiedziała czy wróci do Seattle, czy za jakiś czas poszuka szczęścia gdzie indziej. Los Angeles było tylko jednym z etapów.
A jednak wróciła, choć powód był dużo smutniejszy niż mogłaby to sobie wmyślić. Choroba ojca była ciosem. I tak, wiedziała, że Maverick zająłby się jej rodziną, bo postrzegał ich jako swoją rodzinę również. Ale wystarczyło, że raz go zobaczyła i już nie chciała wyjeżdżać z Seattle. Jak jednak miał jej wierzyć na słowo? Może kiedyś to by wystarczyło, ale przestał jej ufać.A odbudowanie zaufania było chyba w tym wszystkim najtrudniejsze, bo pociąg fizyczny to jedno, ale Lilith nie chciała tylko romansu, ani tylko przyjaźni z Maverickiem, chciała tego co mieli wcześniej, a może nawet więcej.
- Tym lepiej dla porwania. W sumie win-win - ja byłabym uznana za niewinną, a ty byłbyś porwany w jakieś fajne miejsce. - zaśmiała się. Może ojciec Lilki nie zawsze wiedział o tym, że Mav nocował w jej pokoju, ale za to babcia Connor owszem. Nawet jeśli nie dawała nic po sobie poznać, że wie, to wiedziała. Czasem pytała szeptem czy Mav z nimi zje śniadanie, albo czy przyszykować mu lunch do szkoły. Czasami Maverick wchodził frontowymi drzwiami, jakby dopiero co się tutaj pofatygował i niby przypadkiem załapywał się na tosta czy płatki. Myśleli wtedy że są tacy sprytni, że przechytrzyli dorosłych. W którymś momencie tak wszyscy przywykli do obecności Mavericka w ich domu, że gdy go nie było, to czegoś brakowało. Tej więzi chyba już nic nie mogło rozwerwać.
- Jeśli będziesz chciał, żeby zmienić cię za kierownicą to daj znać. - przypomniała. W końcu jak miał odpocząć wpatrując się w drogę. A Lils była niezłym kierowcą, o czym Mav pewnie wiedział, bo sam ją kiedyś uczył prowadzić. Chciała, żeby ten wyjazd był dla niego możliwie najprzyjemniejszy. Była nawet skłonna iść na ustępstwa, jeśli by coś mu nie pasowało. - Bleee. to jest obrzydliwe, takie brodzenie w winogronach. A jakie to musi być niehigieniczne. - skrzywiła się ale zaraz potem roześmiała. Zabawa może i by była, ale na pewno nie wypiłaby nawet łyczka wina które widziała jak ktoś udepytwał.
- Oj wiesz, że chodzi o te najbardziej kultowe i turystyczne miejsca. - sama większości nie widziała. Była w tych najbardziej kultowych jak Aleja Sław, ale większość czasu spędzała na planie. Ciągła praca pomagała jej nie myśleć o dawnym życiu. W telenowelach nie zarabia się aż tyle co w filmach, nie ma się też rzeszy fanów. Kojarzą cię głównie fryzjerki, kosmetyczki i starsze panie. Może gdyby Lilith robiła wielką hollywoodzką karierę, grała w blockbusterach i byłaby super sławna, to nie tęskniłaby aż tak bardzo. I może faktycznie nigdy by nie wróciła do Seattle. A tak miała poczucie, że spróbowała, że się pobawiła i czas wracać. Ten etap w jej życiu miał jeszcze jeden aspekt - wcześniej jedynym mężczyzną w jej życiu był Maverick. Była tylko z nim, tylko z nim się całowała, randkowała i tak dalej. Po rozwodzie spróbowała umawiania się z innymi. Nie byly to jakieś epickie związki, a sama Lils nie zakochała się w nikim innym. Ale spróbowała. Miała porównanie jak to jest być z Mavem, bez niego, być z kimś innym. I tym bardziej byla pewna czego chce i kogo chce. Właśnie na niego patrzyła.
- No raczej. Muszę sprawdzić jak bardzo ci wyfotoszopowali klatę Misterze Grudnia. - pokazała mu język. Oczywiście, że miała ten kalendarz. Dostała go od babci, a kilka innych osób wysłało jej zdjęcie tego kalendarza. I choć nie miała przez cały rok grudnia na ścianie, to czasem pozwalała sobie zerknąć na przystojniaka ze zdjęcia i się do niego uśmiechnąć.
Wiedziała co Maverick lubi i, że surfing jest jedną z tych rzeczy. Nie miał tu co prawda swojej deski, ale to akurat był niewielki problem. A LA było ciepło, słoneczko i fale. Żyć nie umierać. A Hawaje... może następnym razem? Już razem razem?
- I właśnie dlatego nie dałabym ci spać. - oznajmiła chociaż to przecież było oczywiste, że musiałby cierpieć razem z nią. - Za psychopatę za oknem też podziękuję. - aż jej ciarki po plecach przeszły. Dobrze, że osiągnęłi porozumienie w kwestii spania.
- Nie nazywaj jej tak przy niej, bo się wkurzy. - Spojrzała poważnie na byłego męża - Nigdy nie nosiłam jej w torebce. Tylko jak była taka malutka, że nie dałaby rady iść sama za człowiekiem, wtedy była noszona. Ja myślę, że jej się wydaje, że jest większa niż jest. Zwłaszcza od kiedy poznała Mellow. - dobrze, że dziewczyny się dogadywały, nawet jeśli Luna nie była w stanie dogonić Mellow.
- Przyjemność będzie po mojej stronie. - uśmiechnęła się. To nie byłby żaden problem, Lils lubiła długie spacery.
Spojrzała na Mavericka nieco zaskoczona tym jego "może". Uśmiechnęła delikatnie, jakby do swoich myśli.
- Cóż... czeka nas długa podróż, kto wie co kuszącego wpadnie mi do głowy. - odparła. Nie mogła sobie robić zbyt wielkich nadziei, ale trudno się było powstrzymać. Byli tylko we dwoje, na dość małej powierzchi. I znów zaczynało iskrzeć, tak jak wtedy w jego salonie, z nieszczęsną kanapą.
- Sam jesteś dziwny. - odgryzła się i wpisała w wyszukiwarkę jeden z kierunków. Najszybciej dotrą do LA autostradą numer 5, ale o wiele bardziej malownicza trasa wydawała się ta wzdłuż oceanu. Dojechać do Olympii a potem odbić na zachód. Za trzy godziny będą nad oceanem, w Long Beach w stanie Washington, na najdłuższej na świecie plaży na półwyspie. To chyba był niezły początek wyprawy.

Maverick Byers

autor

-

Awatar użytkownika
35
185

strażak

SFD

belltown

Post

Próbował wziąć ich do siebie, ale wszelkie próby spełzały na niczym tak naprawdę co bardzo mocno irytowało Mavericka. Jedyne co mu pozostało to częste kontrolne wizyty.
Sam po rozstaniu z Lilką nie był w najlepszej kondycji psychicznej. Jak wiele razy miał ochotę się po prostu upić do nieprzytomności to głowa mała. Na szczęście wtedy z pomocą przychodziła siostra, która przychodziła z córeczką i spędzały z nim całe popołudnia bądź dnie kiedy akurat nie pracował. Poświęcenie się pracy również bardzo mu pomogło i może to sprawiło, że coraz bliżej był awansu, o którym trąbią od jakiś dwóch tygodni. Nie chciał zapeszać, bo to tylko mogły się okazać plotki, ale miło by było zostać docenionym.
Naprawdę nie wierzył, że Lilith wróciła do Seattle na stałe. Ciężko uwierzyć w coś takiego gdy ostatnie kilka lat spędziła w LA gdzie bawiła się podobnie wręcz bardzo dobrze. Kto chciałby rezygnować z takiego życia? Jasne rozumiał chęć pomocy choremu ojcu, ale miał wrażenie, że jak już pan Connor wróci do pełni sił i wolny od raka to Lilith po prostu znajdzie nową rolę i spakuje manatki by ponownie wyjechać do wielkiego świata. Maverick po prostu nie chciał sobie robić jakichkolwiek nadziei, bo nie chciał się kolejny raz przejechać. Był ostrożny przede wszystkim.
-Jak jak to ma być win-win sytuacja to ja się piszę jak najbardziej - uśmiechnął się szeroko. Wcale nie obraziłby się za jakieś dobre wakacje gdzie mógłby się porządnie zrelaksować. Ostatnie takie miał jeszcze będąc w związku małżeńskim z Lils. Każdy urlop był skrupulatnie planowany i nie było chyba roku gdzie nie mieliby chociaż dwóch wspólnych tygodni urlopu.
-Spokojnie. Dopiero co wyjechaliśmy, więc ty tu na tym swoim miejscu odpoczywaj. Jak poczuje, że potrzebuje zmiany to dam Ci znać - uśmiechnął się lekko. Lubił prowadzić i długie trasy mu nie przeszkadzały tak naprawdę. A to, że Lilka była niezłym kierowcą to wiedział, przecież sam ją uczył i chociaż ojciec jego dziewczyny był naprawdę sceptycznie nastawiony do tego to jednak mu pokazali, że się da. Pan Connor wiele razy żartował, że Lilka jest ostatnią osobą, która powinna prowadzić! -O boże już nie rób z siebie takiej delikatnej istotki - roześmiał się głośno. Logicznym było, że higienę będzie trzeba zachować. Poza tym... takie wino to najpierw musi sfermentować i poleżeć kilka lat by nadawało się do picia, wiec o czym tu ona pierdzieli. Kiedyś nie robiło się wina w inny sposób tylko właśnie taki.
-Wiem, wiem. Mam wrażenie, że LA mnie przerazi swoją wielkością i hałasem - jasne nie mieszkał w małym miasteczku i Seattle potrafiło być równie głośne. Jednak to było miejsce w którym się wychował i które tak naprawdę zna. Może nie na wylot, ale nie zgubi się, a LA było nieznane kompletnie. Babcia Connor była wręcz przekonana, że jej wnuczka zrobi wielką karierę i będzie można ją oglądać w kinach co nie omieszkała wspominać Mavowi. Próbowała go wtajemniczać we wszystko związane z Lilką oc niestety jedynie go dołowało, a już szczególnie gdy przypadkiem wspominała, że wnuczka spotyka się z jakimś gościem, bo widziała zdjęcia w gazecie. Nieświadomie wbijała mu szpilkę pod żebra, ale Maverick jedynie się uroczo uśmiechał i nie dawał po sobie poznać, że to raniło go dogłębnie. Może też dlatego sam również zaczął się spotykać niezobowiązująco? Tylko on wiedział, że nie będzie się chciał wiązać na stałe, a już na pewno nie w najbliższej przyszłości.
-Serio? Masz ten kalendarz? - zrobił niezadowoloną minę. Podejrzewał dwie osoby, które mógłby podesłać jego byłej żonie ten kalendarz. Babcia Connor albo jego własna siostrzyczka, która do tej pory uważa Mava za kretyna, który nie chciał walczyć o związek z żoną. Miała mu to za złe i dowalała mu przy każdym spotkaniu.
W tym momencie cała podróż zapowiadała się fantastycznie, bo Lilka nawet zaproponowała wybranie się na surfing! Wiedziała doskonale co lubi i nawet nie kryła się z tym, żeby go do tego namówić.
-Jestem w szoku, że Mellow jest delikatna w stosunku do Luny, bo przecież ten szczeniak jeszcze nie do końca zna swoją siłę tak naprawdę. Demonstrowała mi to wiele razy - a jednak przy psiaku byłej żony to była bardzo potulna.
Zaczęło iskrzyć dosyć szybko. Spodziewał się że tak będzie po ostatniej wizycie Lilith w domu, ale nie spodziewał się że będzie to tak szybko. Przeszkadzało mu to? Ani odrobinę. Gorzej jeśli nie będzie mógł się powstrzymać i ostatecznie rzucić się na Lils i zrobią coś bardzo głupiego co mogliby żałować później. -Ty? Kuszące? Zabawne - stwierdził i za to ponownie mu się dostało w łeb co sprawiło, że się roześmiał. Wiedział, że Lils potrafiła kusić, ale za każdym razem lubił sobie pożartować. I za każdym razem dostawał za to w łeb. Byers to jednak chyba nigdy nie dorośnie.
-Wiem i za to mnie kochałaś - pstryknął ją w ten uroczy kinol i skupił na zamawianiu latte dla byłej żony oraz dla siebie zwykłej americano. Do tego zgarnął również po jagodowej muffince by osłodzić im trochę drogę.
-Widzę, że szybko chcesz pozbyć mnie koszulki - stwierdził upijając łyka smacznej kawy i ostatecznie ruszyli według nawigacji. Trzy godziny jazdy nie były tragiczne i w trakcie jej ustalili, ze następne trzy godziny będzie prowadzić Lilka by Mav mógł się nawet na szybko zdrzemnąć.

Lilith Connor

autor

-

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Może gdy zobaczy, że Lils faktycznie przywiozła wszystkie swoje graty, to zacznie dopuszczać do siebie możliwość, że faktycznie jego była żona wróciła na dobre? Jednak czy istniał sposób by mu to udowodnić tak raz a dobrze? Pewnie nie. I Lils mogła z całego serca chcieć zostać w Seattle, a życie i tak mogło jej zrobić psikusa. Nie miało się wpływu na wszystko. Pewnie gdyby Mav kogoś miał, albo nie chciał z nią wcale rozmawiać, wtedy mogłaby myśleć o tym, by za jakiś czas wrócić do LA. Ale teraz widziała cień szansy dla nich. Ich historia jeszcze się nie skończyła. Mocno w to wierzyła. A czy w LA była taka szczęśliwa? Czy tak bardzo imprezowała i żyła pełnią życia? Raczej by tego tak nie nazwała. Ale póki co nikogo z błędu nie wyprowadzała. Nie chciała usłyszeć "a nie mówiłem" od ojca, albo całej litanii gdybania od babci. Chyba najbardziej była skłonna przyznać się Maverickowi, ale to przecież nie był temat który się zaczynało przy kawie - "a wiesz, w tym LA to byłam cholernie samotna i uciekałam w pracę, żeby o tym nie myśleć".
- W takim razie miej spakowaną torbę, jak kobiety w ciąży do szpitala. Bo nie znasz dnia ani godziny kiedy cię porwę. - zaśmiała się złowieszczo, ale w jej złowieszczość to akurat nikt by nie uwierzył. Chociaż tak, potrafiła być groźna, na przykład kiedy trzeba było zrobić zastrzyk Maverickowi i to ona musiała go wykonać. Czasami groźba sprawdzała się lepiej niż głaskanie po główce. Potem i tak w nagrodę dostawał jakąś nagrodę i tak, to była nagroda dla dorosłych.
- Wieeem. Tylko przypominam. - wywróciła oczami. Może nie była fanką szybkiej jazdy, ale znała kilka trików, umiała wyjść z poślizgu, wymienić koło i wiedziała co znaczą poszczególne kontrolki na desce rozdzielczej.
- Jestem delikatna. - obruszyła się, choć na prawdę trudno jej było zachować powagę. Uwielbiała się wygłupiać z Maverickiem. Od zawsze potrafili sobie poprawić humor w najgorszych chwilach. Byli dla siebie wsparciem o którym inni mogli pomarzyć. I teraz może nie byli małżeństwem, ani nawet parą, ale nadal to ich łączyło. I chyba oboje wiedzieli, że w sytuacji kryzysowej, mogą na siebie wzajemnie liczyć.
- Seattle ani nie jest małe, ani ciche. A ty jeździsz najgłośniejszym samochodem na ulicy. - przypomniała. Syrena wozu strażackiego była ogłuszająca. - Po prostu daj szansę Kalifornii. To tylko wakacje. Wracamy w tym samym składzie w jakim tam jedziemy. - przypomniała mu. Zerknęła uważnie na byłego męża i zaczęła się zastanawiać czy to przez nią ma taki dystans do tego miasta. Nie chciała teraz robić z niego najwspanialszego miejsca na ziemi, ale chciała by spędzili miło czas, jak na wakacjach. Surfowanie, zwiedzanie, kolacja w ładnej i smacznej restauracji. No i zapakowanie jej rzeczy do samochodu. Miała nadzieję, że jej karton z pamiątkami ich małżeństwa był dobrze zaklejony. Nie chciała by Mav to widział. Przynajmniej jeszcze nie.
- Mnie tam dziwi, że mam tylko jedną sztukę. Ale wiadomość o istnieniu tego kalendarza dostałam chyba od połowy okolicy. Musisz mi złożyć na nim autograf. - zaśmiała się. Popierała ideę tych kalendarzy bo były na cele charytatywne. Nie podobało jej się to, że tyle kobiet w ich dzielnicy ślini się do zdjęcia jej byłego męża, gdzie na prawdę wiele pokazał światu.
- Mówiłam, Luna nie da sobie wejść na głowę. Może nawet próbuje jej trochę matkować? Nie miała jeszcze szczeniaków i w sumie nie planowałam, żeby kiedykolwiek je miała. - zastanowiła się na głos. Luna miała ponad dwa lata, była młodym pieskiem ale taka Mellow mogła w niej budzić jakieś pierwotne, macierzyńskie odruchy. - Dobrze, że się dogadały. - dodała. Mogły się razem bawić, chodzić na spacery we czwórkę, zawsze wymówka by spędzić razem czas. - Pewnie z tobą testuje na ile jej wolno. Wybrałeś sobie trudną rasę. - podsumowała.
Czy to byłby powód do żałowania, gdyby do czegoś doszło? Pocałunku chyba nie żałował? Ona na pewno nie.
- Nie prowokuj mnie Byers, bo cię zaraz tak będę wodzić na pokuszenie, że wylądujemy na drzewie. - odgryzła się. Oboje wygrali na genetycznej loterii wygląd niemalże półbogów. Gdy byli jeszcze razem i otaczali ich obcy ludzie, czasami czuła na sobie ich zawistne spojrzenie. Oboje mogliby mieć kogokolwiek by zechcieli. A Lilith chciała Mava i nikogo innego. Bo nie tylko był przystojny i seksowny, ale może dlatego, że zawsze mogła na niego liczyć, bo ją rozśmieszał i pocieszał, gdy tego potrzebowała. Bo ją znał jak nikt, bo wygłupiał się z nią tak samo jak dziesięć czy naście lat temu, bo nie zatykał uszu gdy podczas sprzątania śpiewała Taylor Swift.
- Kocham. - poprawiła go cicho, gdy był zajęty składaniem zamówienia. Tak, żeby na pewno nie usłyszał. Pewnie by nie uwierzył gdyby mu to powiedziała, albo by się wycofał z ich przyjaźni w obawie przed zranieniem. Zdobywała jego zaufanie krok po kroku.
- Średnio ci pasuje. To dlatego. - zaśmiała się. - No i tak, jestem ciekawa jak źle pod nią wyglądasz. - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.
Gdy podczas drogi Mav przysypiał, włączała sobie cicho Taylor i nawet powstrzymywała się od śpiewania, żeby go nie obudzić. Zerkała tylko na niego, jak tak słodko spał i uśmiechała się do siebie. Musiał być zmęczony. W Long Beach pomyślą gdzie na trasie będą celować w nocleg, żeby jakoś sensownie podzielić podróż. Czy wezmą razem pokój? A co jeśli łóżko będzie jedno? Znów sobie robiła nadzieję, dlatego szybko skupiła się na drodze.

Maverick Byers

autor

-

Awatar użytkownika
35
185

strażak

SFD

belltown

Post

Czy musiała mu udowadniać, że wróciła na dobre? Oczywiście, że nie. Robiła co chciała tak naprawdę, bo nie byli małżeństwem. Proste. Chociaż nie obraziłby się gdyby faktycznie wróciła na stałe, ale to nie od niego tak naprawdę zależało.
-Wiesz, że spakowanie torby nie zajmuje mi długo. To Ty się godzinami szykujesz - zaśmiał się pod nosem. Jej złowieszczy śmiech na nic się nie zdał, bo i tak w to Mav nie uwierzył. Lilith była najmilszą osobą jaką znał. Jasne potrafiła pokazać pazury kiedy musiała, ale to było tak bardzo rzadko, że musiał to sobie zapisywać w kalendarzu. Nie liczył momentów gdy musiała na niego warknąć gdy zachowywał się jak dziecko przy jakimkolwiek zszywaniu czy robieniu zastrzyków. TEGO NIE LICZYMY. Nikt nie widział tego zachowania, wiec można o nim zapomnieć!
-Nie będę specjalnie długo siedział za kierownicą kiedy wiem, że też umiesz nieźle prowadzić. No nie wygłupiajmy się - przewrócił teatralnie oczami. Nie był typem faceta, który był macho i uważał że to on wszystko robi najlepiej i baby mogą mu się w paradę nie wcinać. Może nie przyjmował pomocy od wszystkich, ale od najbliższych już tak, a w szczególności od Lils. Doskonale wiedział, że ta nic nie powie, nie będzie uszczypliwa i nie będzie mu potem tego wypominać. No chyba, że w żartach.
-Ale Seattle znam. Plus nie moja wina, że wóz jest taki głośny. Chyba lepiej, że nas słychać na całą okolicę - westchnął. Może faktycznie miał trochę dystans do miasta przez nią? Jakby nie było wolała LA niż Seattle i jego. Ale też nie zamierzał być totalnym dupkiem i źle komentować każdego miejsca w które pójdą. Wręcz przeciwnie. Pierwszy odrobinę dłuższy urlop od dawna, więc zamierzał korzystać z tego co miasto miało do zaoferowania. Jednak nadal w głowie mając fakt, że jego była żona wolała to miejsce bardziej od wszystkiego innego. Gorzej jak trafią na jakiś jej znajomych z planu albo co gorzej byłych!
-Podpiszę białym markerem na swoim ryju - stwierdził z przekąsem. Czy liczył na to, że ten kalendarz nie trafi w łapki Lilith? Trochę tak, ale znał swoją siostrę i widział do czego jest ta paskuda zdolna. Nie żeby nie był dumny z tego kalendarza, bo cel na który zbierali był naprawdę zacny i Mav go popierał, ale przyznajmy szczerze myśl o tym, że w grudniu kobiety z dzielnicy mają jego klatę na kalendarzu nie łechtały jego ego o dziwo. -Chyba nie chcę wiedzieć co byś zrobiła z większą ilością tych kalendarzy - zaśmiał się. Może planowała obkleić sobie pokój jego zdjęciami? Albo zdjęciami jego kolegów? Cholera ją tam wie tak naprawdę. Mogła równie dobrze zrobić sobie z tego ognisko.
-Staram się nie pozwalać jej na zbyt dużo, ale wystarczy, że pokaże tego swojego pyska i po ptokach - stwierdził uśmiechając się do siebie. Nigdy nie myślał o tym by posiadać zwierzaka w domu, zresztą jego praca była na tyle intensywna a zmiany tragiczne, że lepiej było nie decydować się na psa. Już wystarczyło, że Lilith widywała go co dwa dni, bo przecież miał głupie zmiany. Sama musiałaby się zajmować zwierzakiem. I to samo dotyczyło wizji posiadania dziecka. Mav miał mało czasu i przede wszystkim bał się, że będzie tragicznym ojcem. Dlatego ku niepocieszeniu wielu członków rodziny on i Lilis nie mieli dzieci.
-Ej życie mi jeszcze miłe dziękuję. Może później Cię będę prowokował - zmachał śmiesznie brwiami i uśmiechnął się łobuzersko, a jego dłoń na moment wylądowała na udzie jego byłej żony. Tak przypadkiem, bo zaraz wróciła na kierownicę, a Mav skupił się na drodze. Tak. Mogli mieć kogo tak naprawdę chcieli. Mav miał swój urok i czar i korzystał z tego w czasach szkolnych zanim jego uwagę przyciągnęła na stałe Lilith. Jednak to właśnie z nią czuł się najswobodniej. Wiedziała o wszystkich jego sekretach. Z nią mógł pogadać, powygłupiać się czy po prostu w ciszy pouczyć, bo i takie momenty się przecież zdarzały. Jak widać teraz to wszystko nie minęło. Nadal mogli się wyłupiać i sobie dokuczać mimo tego iż nie są małżeństwem.
Zamówił kawę i gdy dostali to co chwili ruszyli dalej w trasę. -Wyglądam pod nią naprawdę dobrze. Nie musisz oceniać - poklepał się po tym swoim sześciopaku, którego się dorobił lata temu. To nie tak, że bardzo mocno potrzebował wyglądać niczym młody bóg. Po prostu o siebie dbał i to nie jakoś przesadnie, a pracowanie w straży jednak robiło swoje.
Zaczęło mu się przysypiać, więc zmienili się za kółkiem i mógł swobodnie się zdrzemnąć. Nawet muzyka Swift nie przeszkadzała mu jakoś mocno. Czy zastanawiał się jak będą nocować? Absolutnie nie. Jeśli w motelu będzie wolny pokój z jednym wielkim łóżkiem to go wezmą. To nie tak, że bał się interakcji jakichkolwiek z Lilith. Co będzie to będzie, a on przecież był tylko facetem i to facetem, który nadal mimo wszystko czuł miętę do swojej byłej żony. Ostatecznie przeciągnął się koślawo na siedzeniu -Zgłodniałem - zakomunikował chwytając zaraz za swój kubek z zimną już kawą i dopił resztki, które jeszcze gdzieś tam były. Jeśli się nie obudzi teraz to prześpi całą podróż.

Lilith Connor

autor

-

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Fakt, mogła robić co chciała, tylko to czego chciała, a raczej ktoś, siedział właśnie obok niej. Może zbyt uparcie trzymała się tej myśli, że chce odzyskać Mavericka, ale od kiedy ją pocałował, tym trudniej było jej nie robić sobie nadziei, że może nadal mają jakąś szansę. Że ich podróż jeszcze się nie skończyła, a jedynie przez jakiś czas podążali innymi drogami. Może najlepszym wyjściem byłoby mu powiedzieć wprost... pewnie dawniej nie miałaby z tym najmniejszego problemu, bo wiedziała co czuje ona i co czuje Mav. Teraz jednak to drugie było dla niej tajemnicą, a ta niepewność sprawiała, że bała się ryzykować. Pozwoliła więc rzeczom toczyć się ich własnym torem, z założeniem "będzie co ma być".
Myśl o spontanicznym "porwaniu" byłego męża była coraz bardziej ciekawa. Póki stan jej ojca się nie ustabilizuje, to raczej kraju nie opuści, ale może pewnego dnia... jeśli znów będą razem... dałoby się to zorganizować bez wiedzy Mavericka. Wiedziała jakie kierunki świata go interesowały, więc nie musiałaby tego z nim konsultować. Faktycznie byłoby to coś jak porwanie.
- Jak wolisz, tylko potem nie narzekaj jak czegoś nie będziesz mieć w tej dziczy do której cię porwę. - Lils może pakowała się dłużej, ale to ona zabierała takie rzeczy jak SPF, spray na komary, czy zapasowe skarpety dla ich obojga. Wszystko co mieściło się w kategorii "na wszelki wypadek", czy "na każdą ewentualność". Była tą przezorną, zawsze ubezpieczoną.
- I dobrze. - podsumowała. Ich związek... kiedy istniał, sprawdzał się między innymi dlatego, że byli w nim równi. Mogli się przekomarzać i wytykać swoje niedoskonałości, ale zawsze to było w żartach. Kiedy przychodziło do tematów poważnych, to byli równymi partnerami. Nie było tak, że Lils była tylko od sprzątania i gotowania, a Mav od rzeczy "męskich" typu koszenie. Działali razem, lub obowiązki i zadania dzieli zgodnie z umiejętnościami każdego, a nie jego/jej płcią.
Nie zakładała, że na kogoś wpadną, oprócz znajomej u której zostały jej graty. I choć pewnie trudno było w to uwierzyć, to wybór nie był między Los Angeles a Maverickiem. Choć finalnie tak wyglądało. Nie chciała jednak rozmawiać na ten temat. Tak samo jak nie chciała mówić, że w LA nigdy nie czuła się jak w domu, a najbliższą jej istotą była Luna. Poza aktorstwem jej życie w LA było raczej średnio udane, choć udawała, że jest inaczej. Trudno się przyznać do błędu czy porażki, nawet Lilith. Tym bardziej, że wielu pukałoby się w głowię, że jaka porażka, skoro miała główną rolę w serialu i zarabiała całkiem niezłe pieniądze.
- Byle nie na klacie. - odparła. - Sprzedałabym. Kalendarz przyszedł kurierem na plan. Jak dziewczyny go zobaczyły, to się obśliniły jak głupie. Mister lipca cieszył się na prawdę dużym zainteresowaniem. - zerknęła na Mav'a sprawdzając jego reakcję. Ona sama pobieżnie przejrzała kalendarz by ustalić w którym miesiącu jest Maverick. Reszta niewiele ją obchodziła. Ale prawdą było, że dziewczyny na planie były żywo zainteresowane strażakami w niemal zerowym odzieniu.
- Pewnie czeka was jakieś szkolenie. Was oboje. - stwierdziła. - Bo inaczej wejdzie ci na głowę. A pies potrzebuje dyscypliny. - była zaskoczona kiedy okazało się, że Maverick ma psa i to szczeniaka - czyli dość świeży pomysł. Gdy byli razem starali się tak planować grafiki w pracy, by się nie mijać. Oczywiście nie zawsze się tak udało, żeby jej dyżury pokrywały się z jego zmianami, ale i tak starali się mieć jak najwięcej dni tylko dla siebie. Wtedy nie byli jeszcze gotowi na dzieci, chcieli podróżować, rozwijać się i być razem. Może to lepiej, bo dzieci utrudniłyby proces rozwodowy. A może przy dzieciach w ogóle do rozwodu by nie doszło, bo Lils nie podjęłaby wtedy decyzji o aktorstwie. Było to jednak bezsensowne gdybanie. Dzieci nie było, był rozwód. Koniec, kropka. Ale może wciąż była nadzieja. A, że Maverick byłby świetnym ojcem dla ich dzieci, to w to Lilith nie wątpiła. Wtedy po prostu dzieci nie chciała, oboje nie chcieli. Ich święte prawo.
Nie zdążyła zareagować na tą dłoń, ale nie uszło to jej uwadze. I coraz mniej z tego rozumiała. Flirtowali, co jej zupełnie nie przeszkadzało, co jakiś czas przekraczali barierę nietykalności osobistej, co również było okej. Ale wciąż nie wiedziała z czego to wynika. Bosz... czemu nie umiała czytać w myślach?
- Spokojnie, poczekam na lepszy moment. - teraz ona uśmiechnęła się tajemniczo. Gdy byli razem, działali jak dobrze naoliwiona maszyna, rozumieli się bez słów. I nie potrzebowali spędzać ze sobą każdej jednej sekundy doby, robić wszystko razem. Po prostu wiedzieli że zawsze mogą na siebie liczyć i jak widać, to się akurat nie zmieniło.
- A jednak będę oceniać. - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. No co? Miała się kryć z tym, że będzie się gapić na klatę byłego męża? Bez sensu. W sumie nie będzie mieć nic przeciwko jeśli on będzie się gapić na nią.
Starała się jechać na tyle równym tempem, by Mav mógł spokojnie spać. Muzyka leciała cicho i pewnie nawet on nie był świadom, że zasnął dość głęboko. Zerkała na niego co jakiś czas by sprawdzić czy nadal śpi. A gdy się obudził i zakomunikował, że zgłodniał, uśmiechnęła się do siebie.
- Jak wytrzymasz, to za godzinę będziemy w Long Beach, to zjemy normalny obiad. A jak nie, to w torbie są kanapki od babci. I pewnie coś słodkiego też zapakowała. - wskazała za siedzenie, gdzie leżała papierowa torba z zapasami na drogę.

Maverick Byers

autor

-

Awatar użytkownika
35
185

strażak

SFD

belltown

Post

Czy mieli szansę na powrót do tego co było? Mav sam nie miał pojęcia. Z jednej strony przecież ich małżeństwo nie rozpadło się przez to, że przestali się dogadywać czy darzyć się miłością. Nadal gdzieś tam w głębi serducha ją kochał i to nawet mimo rozwodu się nie zmieniło. Fakt, że wolała karierę ponad jego bolał jednak bardziej niż to ustawa przewiduje. Może dlatego właśnie nie pchał się na wariata ponownie w cokolwiek z Lils. Jeśli coś ma wyjść... to nie będzie się przed tym powstrzymywał. Jednak zamierzał po prostu rozwinąć się całej sytuacji.
Porwanie brzmiało przednio i naprawdę by się za to nie obraził, ale chwilowo nawet nie brał tego pod uwagę tak naprawdę. Ot głupie gadanie i gdybanie. Chwilowo jechali do miasta aniołów i to można było uznać za mini wakacje dla Mava.
-Będę narzekał. Wolno mi - przewróciła teatralnie oczami i uśmiechnął się zaraz. Znając życie i Lils to pewnie spakowałaby ich dwoje w razie gdyby dziecinny Maverick nie pomyślał o ważnych rzeczach i wrzucił jedynie ulubione koszulki i inne pierdoły. To ona dbała o takie rzeczy w tym związku. Maverick był osobnikiem, który nigdy nie traktował kobiet jako gorszej kategorii. Zawsze wszyscy byli dla niego na równi, a jeśli tworzył krótsze lub dłuższe związki to się naprawdę starał. Dzielenie się obowiązkami po równo było szanowaniem drugiego człowieka po prostu. Widział jak bardzo jego matka musiała harować, a ojciec nie kiwnął nawet palcem. Ganiał i ją i dzieciaki po alkohol dla siebie. Byers już wtedy obiecał sobie, że będzie robił wszystko by nie być taki jak ten człowiek. To, że wyrywał laski to jedno, ale przynajmniej traktował je z wielkim szacunkiem. Może właśnie dlatego dziewczyny wręcz się zanim uganiały.
-Mister lipca powiadasz? - uniósł brew -Przekażę Frankowi, że jego klata jest popularna w LA - zaśmiał się. Jemu to było bez różnicy czy śliniły się na jego widok czy kogokolwiek innego. Najważniejsze by przyniosło radochę, chociaż jeśli będzie jeszcze okazja to pewnie do jakiegoś kalendarza zrzuci ciuchy! Może następnym razem to on zostanie misterem lipca? Kto wie!
-Oj tam szkolenie - machnął ręką. Chwilowo nie miał zamiaru nic robić i dawał Mellow pełną swobodę. Zresztą... przynajmniej miał do kogo się odezwać jak już był w domu z psiakiem. -Będę się tym martwić jak naprawdę zacznie robić szkody czy kompletnie się mnie nie słuchać. - nie był pewny czy przyjdzie na to pora. Jednak chwilowo reagowała na spacerach an proste komendy. Więcej mu nie było do szczęścia potrzeba.
Jemu osobiście nie było śpieszno do posiadania dzieci. Zresztą był wujaszkiem i to mu wystarczyło. Jasne może i powinien zacząć o tym myśleć ale kiedyś wolał po prostu spędzać czas z Lils, a teraz wolał swojego psa. Jednak nikt mu nie wmówi, że będzie dobrym ojcem, bo wciąż miał zakodowane, że on może skończyć jak jego własny ojciec. Może gdyby posiadał potomstwo to zmieniłby zdanie? Jednak chwilowo się na to nie zapowiadało, a też nie zamierzał z nikim wpadać by się przekonać. -Wcale mnie nie zdziwi jeśli będziesz oceniać. Nie wiem, przygotować Ci jakąś specjalną tablicę na ocenianie? Mam zrobić wybieg czy coś? - zaśmiał się krótko. On był facetem, więc jeśli tylko jego była żona pokaże się w bikini to oczywiście, że zawiesi na niej wzrok. Zresztą... od zawsze mu się podobała i to się wcale nie zmieniło mimo rozwodu. Jeśli szedł na jakąś randkę z Tindera to podświadomie wybierał kobiety, które w jakiś sposób były podobne do Lils. Creepy? Może odrobinę, ale to jedynie znaczyło, że Connor była w jego typie.
Zasnął niczym dziecko i nic mu nie przeszkadzało w tej drzemce. Widocznie jego organizm potrzebował snu by się zregenerować do końca po zmianie jaką odbył przecież przed tym wyjazdem. A nie była to jedna z nudnych, bo nawet w środku nocy mieli kilka wezwań i Byers miał dość przerywany sen.
-O jezu godzinę jeszcze? - przeciągnął się na siedzeniu pasażera. Może powinien jeszcze tą godzinę przespać? No ale nie wróci do spania, bo już się w miarę rozbudził. Dylematy dorosłego człowieka. -Będę musiał ją ucałować za prowiant - momentalnie wychylił się na tylne siedzenie by z torby wygrzebać słodkości. Tak to było pierwsze po co sięgnął, a że kobieta go znała dosyć dobrze to zapakowała im na drogę kilka ulubionych batonów Mavericka i kwaskowe żelki. Otworzył paczkę wracając do normalnej pozycji. -Masz podzielę się - podsunął jej jednego żelka pod buzię, a wręcz wcisnął niczym trzylatek wciskający jedzenie swojej rodzicielce. -Jedz i nie marudź - wymamrotał zaraz pakując sobie kilka żelków do buzi. Teraz wytrzyma tą godzinkę spokojnie i pewnie niedługo sięgnie też po kanapki!

Lilith Connor

autor

-

Awatar użytkownika
34
165

Pielęgniarka

Meridian Center For Health

belltown

Post

Może kluczem nie był powrót, ale zbudowanie czegoś na nowo? Bo to, że coś między nimi było, to nie był wymysł wyobraźni Lilith. Wiele wskazywało na to, że nie jest mu obojętna a chemia miedzy nimi była wyczuwalna. Więc to nie to było problemem. Tylko jedna decyzja. Niewinny żarcik, zabawa i próba zrobienia przyjemności babci, przerodziła się być może w największy błąd w życiu Lils. Co zabawne, początkowo Mav ją wspierał, bo chyba nikt, z Lilith na czele, nie sądził, że dostanie główną rolę i długoterminowy kontrakt. Czy gdyby została w Seattle żałowałaby, że nie spróbowała? Trudno powiedzieć i gdybanie nie miało sensu. Liczyło się to, że miała bardziej niż poprawne relacje z Maverickiem, że mogła na niego liczyć i, że ją pocałował... to przecież coś musiało znaczyć. Nie zaczynali od zupełnego zera.
- Dzieciuch. - prychnęła i pacnęła go w ramię, ale nie za mocno, żeby przypadkiem nie stracił kontroli nad pojazdem. Nie umiała opisać jak bardzo jej brakowało tego czasu we dwoje. Tego przekomarzania się, żarcików które rozumieli tylko oni. Z dala od wszystkich problemy zdawały się znikać. A Mav był najlepszym plastrem na zmartwienia. Zerkała więc na niego co jakiś czas, odnajdując w nim wszystko to, co w nim uwielbiała. Nie zmienił się i to sprawiało, że kochała go jeszcze bardziej.
- Wiesz... w LA trudno o niezrobionego faceta. Solarium to minimum, botoksy i inne naciąganie też są na porządku dziennym. Nie dziw się, że jak zobaczyły zdjęcie mężczyzny z krwi i kości, do tego ubrudzonego sadzą, to się obśliniły jak małolaty. - nie opowiadała zbyt wiele o swoim życiu w LA. Nikt nie wiedział jak bardzo czuła się tam samotna i, że to przez to miała Lunę, by mieć kogoś swojego. Randki, wyjścia z tak zwanymi przyjaciółmi - to były najczęściej pozory, próby wmówienia sobie, że jest super. Owszem, z częścią osób które tam poznała, wciąż miała kontakt, ale czy one ją znały tak dobrze, jak Mav, jego siostra, czy Lava? W życiu. Była dumna z Mavericka i tego kalendarza, bo znała cel jego powstania. I pewnie kupiłaby cały karton, gdyby miała taką możliwość. Bo cel był szczytny, a nie po to, żeby mieć zapas zdjęć klaty byłego męża.
- Może zeżre ci tą okropną kanapę. - wypaliła nim ugryzła się w język i w sumie tego nie żałowała. Gardziła tym meblem. Nie lubiła jej gdy oglądali ją w sklepie, ale po tym co odwaliła ostatnio, to stała się dla Lils osobistym problemem. Może nawet potrze jakimś mięsem o skórę, żeby Mellow tym chętniej dobrała się do mebla. To jest plan.... muahahaha. A dzieci... póki oboje byli po tej samej stronie, to opinia innych się nie liczyła. A tak było w kwestii dzieci - żadne z nich ich nie chciało gdy byli małżeństwem, choć pewnie jakby się jakieś pojawiło, to by kochali jak umieją. Woleli jednak życie we dwójkę. W końcu sami byli dużymi dziećmi.
- Mam w torbie tabliczki z punktami. - zaśmiała się - Takie wiesz... jak na zawodach łyżwiarskich i takich tam. - doprecyzowała. Oczywiście była to bzdura. Była niemal pewna, że spędzą super dzień na plaży gdy już do tego dojdzie. Byli w swoim towarzystwie wyluzowani, więc raczej nie będzie towarzyszyć im dziwne skrępowanie. A to, że spakowała taki kostium, który świetnie na niej leżał i podkreślał to, co powinno być podkreślone... to nie był przypadek. Wszystkie chwyty dozwolone.
- Mam łamać przepisy bo pan Byers jest głodny? - mogła depnąć i przyspieszyć, ale jakoś nie miała ochoty na mandaty. - Zdziwiłabym się jakby puściła nas bez zapasów. - babcia Connor nie dość, że umiała świetnie gotować, to jeszcze kochała dokarmiać Mavericka i jego rodzeństwo. Gdy byli w szkole, zawsze wrzucała do torby Lilith lunch dla Mav'a i jego siostry i brata. Taka już była.
Skrzywiła się czując na języku kwaśnego żelka.
- Eeej! - nie spodziewała się tego nieszczęsnego żelka i zdawał się być przez to jeszcze bardziej kwaśny niż zwykle. - Lepiej wygrzeb mi jakiegoś batona z czekoladą. - stwierdziła, skoro Mav był tymczasowo odpowiedzialny za prowiant.

Maverick Byers

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”