WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

Szeptano, że przybyła od strony centrum. Inni wskazywali ją palcem zza swoich kunsztownych zasłon uwieszonych w oknach swych bogatych domach, a w ich głowach echem odbijało się jedno słowo. Patologia. Każdy zamieszkujący, tą bogatą, "dobrą" dzielnicę instynktownie wyczuwał, że kobieta idąca w stronę domu należącego, do sędziny nie pasowała tutaj. Jej styl ubierania, chód, sposób, w jaki spoglądała na świat. Wszystko, to składało się na obraz osoby, jaką najchętniej poszczuliby psami, a następnie wezwali służby miejskie. Ot uroki tych lepszych dzielnic. Vanitas zachichotała niczym nastolatka, do swoich myśli. Gdyby tylko wiedzieli. Przemknęło jej przez głowę wraz, ze wspomnieniami każdej chwili, w jakiej przemierzała znajomą sobie drogę. Owe chwile można było podzielić na dwie kategorie. Pierwsza; była kłębkiem emocji. Druga; była radośnie krwawiącym kłębkiem emocji.
Tego wieczoru nie było lepiej. A może jednak? Dziś przecież nie nosiła na sobie otwartych rozcięć, postrzału, czy innego uroczego prezentu. Czuła się nawet w miarę dobrze. Owszem wiecznie zdarte kostki nosiły ślady zaschłej krwi, jaką będzie musiała zmyć, co zapewne przyniesie chwilowe ukojenie w bólu. Jednak to nie była jej wina, że przynajmniej połowa społeczeństwa posiada zarost, a ten potrafi podrażnić skórę prawie tak dobrze jak zęby wychodzące na spacer przy drobnej pomocy. Reszta natomiast była w normie, o ile za taką można było uznać ból mięśni, zmęczenie i parę innych wad jej osoby. Znowu, to robię. Podsumowała samą siebie w chwili gdy znalazła się tuż przed furtką, a jakże zamknięta na klucz. Zaklęła paskudnie pod nosem w chwili gdy zamiast poszukać klucza, postanowiła najzwyczajniej w świecie ją przeskoczyć, a mogła użyć klucza, jak przystało na normalnego człowieka. Mogła, a mimo wszystko pierwotne instynkty wzięły górę. Musiała poczuć odrobinę adrenaliny ,wyrzucaną przez umysł w chwili forsowania zabezpieczenia mając w głębi ducha nadzieje, że może jednak jakiś sąsiad ją przyuważy. Trywialne. Pierwotna radość wypełniła jej żyły w chwili gdy zsunęła się po drugiej stronie, przykucając odruchowo. Wiedziała, co teraz się stanie. Była wręcz pewna. Gdzieś w oddali zamajaczył cień, a po nim kolejny. Parę uderzeń serca później, cienie przybrały kształty, pozwalając spojrzeniu wyłapać dwa słusznej postury psy mknące w jej stronę. Gdyby ich nie znała, to zapewne cień padłby na jej serce. Vanitas jednak dobrze znała te dwa potwory, a one znały ją. Na tyle dobrze, aby bez skrępowania wpadły niesione rozpędem w zmęczone ciało. Przez ciemność dało się słyszeć zduszony jęk zagłuszony jedynie odgłosami psiej egzystencji.
Jak, to mówią wszystkie bajki? Wszystko, co dobre szybko się kończy, a co za tym idzie nocne pieszczoty również. Obie strony doskonale wiedziały, co teraz nastąpi, a wszystko przez fakt rozpuszczania psiaków przez ich nową znajomą. Ile, to już razy słyszała od drętwej sędziny, że ma przestać rozpieszczać zwierzęta. Vi jednak nie potrafiła tak tego zostać. Nie od chwili, w jakiej obie strony obrażały się pewnym rodzaju uczuciem. Zwierzęta przecież nie oceniają. Nie pytają, a jedynie rozumieją. Gdy potrzebowała, to one były kładąc się przy jej ciele w chwilach gdy zasypiała na kanapie. Gdy była zła, przychodziły, a gdy wszystko było dobrze, to po prostu były. Ta prosta relacja sprawiła, że musiała się odwdzięczyć w chwilach gdy bywała w mimo wszystko obcym domu. Właśnie dlatego dokarmiała je gdy ich właścicielka nie widziała. Podstawiała przysmaki zawinięte, z lepiej nie wnikajmy jakich źródeł, czy po prostu dbała, aby miały wszystko, to co potrzebują. Tak było i tym razem. Zaraz po sforsowaniu zamka, od domu (tym razem przy użyciu klucza) prawie natychmiast skierowała swoje kroki, do kuchni. Odruchowo spojrzała w stronę blatu, na jakim wszystko się zaczęło, a następnie przeniosła spojrzenie na miski. Oczywiście były puste. Tyle jej wystarczyło. Wystarczył jeden rzut oka dzięki, któremu nabrała pewności, że jej znów nie ma. Zapewne znowu siedzi w pracy, ugania się za swoimi sprawami, czy co tam robią ci rozpieszczeni bogaci ludzie. A mogłaś mnie spotkać. Przemknęło jej przez myśl gdy otworzyła lodówkę, by znów westchnąć, z rezygnacją odmalowującą się na jej twarzy. Pusto. Czego się niby spodziewała? Kobieta powoli zaczęła odczuwać rezygnację płynącą, z dzisiejszego powrotu. Gdyby tylko wiedziała, że będzie sama, to zapewne wróciłaby do siebie. No nic. Bez zbędnych słów nakarmiła wygłodniałe zwierzaki. Przynajmniej one mają, z jej nalotu jakiś bonus.
Irfy niewiele robiąc sobie ze świadomości, bycia samej ruszyła, do łazienki gdzie pozwoliła sobie na długa kąpiel w ekskluzywnych warunkach. Łazienka była chyba jedynym miejscem, jakie tak naprawdę kochała w tym bogatym domu. Tu właśnie mogła pozwolić obolałemu ciału odpocząć. Czas leniwie rozmywał się niczym para uciekająca, z kąpieli, by wreszcie pchnąć udomowioną patologię, do dalszej rutyny, jaką uskuteczniała w tych krótkich chwilach gdy pozwalała sobie na powrót, do miejsca, jakiego nigdy nie uznawała za coś swojego. Jaka, to była rutyna? Najprostsza. Najpierw zwierzęta. W kolejnej chwili jej ciało, na co składała się kąpiel oraz obrobienie szafy właścicielki, z rzeczy nadających się w mniemaniu Irfy, do noszenia (czyli wszystko, to co zapewne sędzina uważała za niegodne noszenia). Wreszcie gdy wszystkie elementy układanki były na swoim miejscu, Vanitas znów nie wiedziała, co ma zrobić ze swoim życiem. Przecież przyszła tutaj w konkretnym celu,, a tu proszę, znów była sama. Zrezygnowana, zmęczona i co najważniejsza głodna ruszyła, do salonu gdzie znajdował się stosik ulotek, z przeróżnymi ofertami jedzenia na wynos. Rozsiadła się wygodnie na kanapie, odruchowo odpalając telewizor. Jakoś nigdy nie przeszkadzała jej cisza, lecz w tym miejscu była czymś naprawdę irytującym. Niby nic, a jednak tak wiele mówi. Czas znów biegł swoim leniwym rytmem przeplatanym oczekiwaniem na zamówione jedzenie, bzdurami z płaskiego ekranu oraz miarowym ruchom towarzyszącym głaskaniu jednego, z czworonogów najwyraźniej pewnego, że czas na pieszczoty.
Laura May Hirsch

autor

-

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#85
outfit

To był jeden z tych skrupulatnie zaplanowanych przez nastolatkę dni. Na śniadanie miała owsiankę ze świeżymi sezonowymi owocami, do kubka termicznego nalała robioną w domu kawę i mleko owsiane, a także odrobinę syropu z agawy, do torby zapakowała butelkę z filtrem oraz przygotowane wieczór wcześniej drugie śniadanie, bo na lunch była umówiona ze znajomymi z uczelni. Następnie pół dnia spędziła na uczelni, a potem jeszcze chwilę w bibliotece, bo egzaminy końcowe zbliżały się wielkimi krokami i Laura czuła, że musi nauce poświęcić jeszcze więcej czasu niż zwykle.
Miała jednak problem ze skupieniem się. Po głowie ciągle krążyła jej ostatnia rozmowa z Reggiem. Nie czuła się dobrze z tym, w jaki sposób zakończyli swoją znajomość i z trudem przyznała to przed samą sobą, ale brakowało jej go trochę. W dodatku spotkanie z panem Shepherdem wprawiło ją w nostalgiczny nastrój i te wszystkie uczucia znów się w niej kumulowały.
Odłożyła więc naukę na później, skupiając się na wymianie kilku wiadomości z mamą. Pracowała nad jakąś ważną sprawą od kilku tygodni i znów miała zostać w biurze do późna. Poprosiła więc Laurę, by zajrzała do psów i dotrzymała im towarzystwa. Obiecała zgarnąć jakieś jedzenie, jak będzie wracać i spędzić z nią wieczór. Obie miały dużo na głowie, więc złapanie się w tym zabieganym życiu nie było łatwe, dlatego też młoda Hirsch, bez większego zastanawiania się, przystała na propozycję mamy.
Po południowych zajęciach wróciła szybko do mieszkania, by zgarnąć kilka swoich rzeczy, a także potrzebne jej notatki i udała się do domu mamy, gdzie zamierzała spędzić noc. Miała tam swój pokój i trochę ubrań, nie chciała jednak powielać wszystkiego, co było jej potrzebne, a więc niektóre rzeczy pożyczała od mamy, jak na przykład kosmetyki, czy dres, w którym planowała spędzić resztę wieczoru.
Dotarła na miejsce później, niż planowała. Korki na mieście nawet o tej godzinie dawały się we znaki. Wygrzebała z torby klucz do domu pani Hirsch i otworzyła drzwi od furtki, a potem drzwi wejściowe. W progu od razu powitały ją psy, do których odezwała się od razu, by nie pomyliły jej z jakimś intruzem.
– Czeeeeść maluchy! – krzyknęła z uśmiechem na ustach na widok merdających ogonów. Ukucnęła przy zwierzakach, by się z nimi przywitać. Zaraz potem ruszyła od razu do kuchni, by dać im jeść. Zaskoczył ją widok pełnych misek na wodę i karmę, dlatego rozpoczęła małą rozmowę z psami, jakby liczyła na to, że odpowiedzą jej skąd mają jedzenie. W uszach miała słuchawki, których jeszcze nie zdążyła zdjąć, więc nie docierały do niej żadne dźwięki z salonu. Dopiero gdy weszła do sporych rozmiarów pomieszczenia, zauważyła włączony telewizor i postać siedzącą na kanapie.
– Wróciłaś wcześniej? – zagadnęła, myśląc, że to jej mamie udało się wcześniej dotrzeć do domu i już na nią czekała. Szybko jednak została wyprowadzona z błędu, gdy właścicielka ciemnych włosów podobnych do jej mamy, odwróciła głowę. Na twarzy Laury pojawiło się zaskoczenie, gdy zorientowała się, że to nie jej mama.
– Vanitas? – zmarszczyła czoło, spoglądając na kobietę. Nie znała jej dobrze, ale kojarzyła z jakiegoś spotkania, na którym zapoznała je sędzina Hirsch.
– Co ty… co ty tu robisz? – nie chciała być niegrzeczna, ale przecież Caitlyn nie wspominała, że zaprasza kogoś jeszcze na wieczór, zwłaszcza że sama prosiła Laurę, by ta przyjechała zająć się zwierzakami.
– To znaczy… nie wiedziałam, że tu będziesz. – poprawiła się, zanim kobieta zdążyła coś odpowiedzieć. Laura nie była u siebie w domu, chociaż mama zawsze powtarzała jej, że to również jej dom i ma prawo w nim mieszkać i przychodzić do niego, kiedy tylko ma ochotę, czuła się jednak uprawniona do tego, by wiedzieć skąd kobieta się tam wzięła.

Vanitas Irfy

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

Wróciłaś wcześniej?
Krótkie pytanie sprawiło, że Vanitas uniosła nieznacznie głowę, przekręcając ją w stronę właścicielki obcego głosu. Przed jej oczyma zamajaczyła postać drobnej dziewczynki ubranej, o wiele lepiej i drożej niż wszystkie ciuchy, jakie sama posiadała w szafie. Niby nic, a jednak potrafiło dokuczyć. Owszem jej szafa powoli obrastała w nowe nabytki wyciągnięte, a jakże z szafy sędziny jednak to nadal był inny poziom. Jak nic powinna była przywyknąć, do takich szybkich kalkulacji, jakie towarzyszyły jej przez całe życie. Właśnie dlatego szybko zepchnęła je gdzieś w głąb świadomości, przywołując przy tym delikatny uśmiech goszczący na jej twarzy i już miała odpowiedzieć na pierwsze zadane pytanie, a tu proszę. Młoda dziewczyna wydusiła, z siebie z szybkością karabinu kolejne pytania najwyraźniej skierowane wprost, do jej osoby. Robiło sie ciekawie.
-Tak? Siedzę? Również nie wiedziałam- Odpowiedziała, równie szybko nawiązując, do każdego, z zadanych pytań gryząc się w język, aby nie odpowiedzieć odruchowo "mieszkam". Przecież na dobrą sprawę nie była, to prawda jednak częściowo nią była. Czasem pomieszkiwała tutaj przez dzień, dwa, czy parę godzin. Nigdy więcej. Starała się, aby jej wizyty nigdy nie były dłuższe. Dlaczego? Szczerze mówiąc, sama nie wiedziała, jednak gdzieś w podświadomości uznawała, to miejsce za obce pomimo wszystkich tych detali sprawiających, że jest się częścią czyjegoś życia. Przecież nigdy nie miała takiej sposobności, kawałka przestrzeni dla samej siebie, czy kupiony ulubiony płyn do mycia ciała, jaki dziwnym trafem zauważyła w łazience, jaką zawsze okupowała niczym menel, po wielkiej eskapadzie trwającej miesiące. Niezależnie od wszystkiego, te drobnostki były naprawdę miłe. -Głodna?- Spytała, podnosząc, się z kanapy w chwili gdy jej telefon radośnie zawibrował. Najwyraźniej jedzenie wreszcie dotarło. Bez zbędnych słów, czy oczekiwania na odpowiedź minęła dziewczynę, uprzednio zgarniając, ze stolika komórkę oraz portfel, a następnie dało się słyszeć odgłos zamykanych drzwi. Kolejne leniwe minuty płynęły, a wraz z nimi ponownie rozległo się trzaśnięcie drzwiami. Taki nawyk. Jej przecież zawsze miały problem, z domknięciem. -Czyżbyś robiła dzisiaj za nianię L?- Przywitała ją tymi słowami w chwili gdy pojawiła się ponownie w pokoju, dzierżąc w jednej ręce siatkę, z jedzeniem na wynos, a w drugiej dwa kubki, z parującym płynem, z jakiego sączył się przyjemny aromat. Kara. Irfy przeniosła wszystkie swoje zdobycze na blat przed kanapą, wyłuskała portfel i telefon z kieszeni, a następnie ponownie opadła na wcześniej okupowany mebel. -Kawy?- Spytała, pomimo iż napar już został przygotowany. Jak nic widać było po jej sposobie bycia, że dobrze wie, gdzie znajdują się wszystkie potrzebne, do przeżycia rzeczy, pomimo iż nadal była tutaj czymś, co mogło kłuć w oczy. Była inna. Bezpośrednia, jak gdyby wszystkie te cyrki, z grzecznością, konwenansami czy dobrym zachowaniem były jej naprawdę obce. Zapewne wynikało, to z odwiecznej samotności pomimo przebywania wśród ludzi, a może po prostu wszystkie te lata przeżyte w najgorszej dzielnicy, a potem w dzielnicy cudów sprawiły, że przestała przejmować się wszystkim i wszystkimi? Nawet w tej chwili swoją uwagę przelała nie na jedzenie, a kawę. Ujęła kubek w dłonie. Powąchała, a dopiero po chwili upiła łyk, z naczynia. Dopiero wtedy podjęła próbę odsupłania siatki pełnej jedzenia, z jednej z tych knajp, jakie poznała dzięki chwilom spędzonym w tym miejscu. Nic więcej. Brak jakiegokolwiek zainteresowania obecnością Laury bądź co bądź w jej własnym domu. Prawda była jednak inna. Vi czuła jej obecność, a nawet czasem kątem oka rejestrowała ruch dziewczyny. Nigdy nie pozbędzie się tych nawyków. Nie w chwili gdy przebywała w jednym pomieszczeniu, z kimś, kogo tak naprawdę nie znała. Niby wiedziała kim jest, ta młoda kobieta. Jednak jej umysł wiedział lepiej. Krzyczał wręcz uwaga obcy.
Laura May Hirsch

autor

-

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Nie wiedziała, jak potraktować odpowiedź ciemnowłosej kobiety. Zmarszczyła czoło i spojrzała na nią pytająco. Owszem, były informacje, które można było uznać za wystarczające w kontekście pytań, które zadała Laura, jednak nie były one zadowalające, ani wystarczające. Nie chciała być wścibska i ciągnąc jej za język, niemniej jednak miała wrażenie, że większość osób zaczęłaby się tłumaczyć i próbowała wyjaśnić sytuację. Laura również by tak zrobiła. Chciała wiedzieć, jak Vanitas weszła do domu, czy mama ją zaprosiła i o tym zapomniała, czy były umówione na ten wieczór, czy może Vanitas szykowała dla niej jakąś niespodziankę. Jedno z pytań, które nie przyszyły jej jeszcze na myśl, a być może powinny, to pytanie o charakter ich relacji, skoro Irfy tak swobodnie czuła się w domu pani Hirsch.
Nie miała pojęcia, jaka relacja łączyła Caitlyn i Vanitas. Nie mogła jednak wymagać od mamy, że będzie dzielić się z nią takimi informacjami, skoro sama większość swojego prywatnego (romantycznego) życia ukrywała długimi miesiącami, które przerodziły się w lata. Do tej pory ukrywała przed nią kilka ważnych informacji, więc nie czuła, by miała prawo zadawać jej zbyt osobiste pytania. Nawet jeśli ich relacje mimo wszystko były naprawdę dobre.
– Trochę. – odpowiedziała szczerze, powoli kiwając głową. Nie jadła kolacji, bo planowały z Caitlyn zjeść ją razem. Nie miała jednak pewności, czy kobieta dotrze na czas i również miała w zanadrzu zamówienie czegoś na wynos. Odprowadziła Vanitas wzrokiem, gdy ta udała się w stronę drzwi, najwidoczniej po odbiór jedzenia, które chyba przed chwilą jej zaproponowała. Od razu wyciągnęła telefon z kieszeni i napisała do mamy, pytając, kiedy wróci do domu i czy zapomniała o spotkaniu z Irfy.
– Tak, mama prosiła, żebym zajęła się psami. – odparła zgodnie z prawdą, ruszając w kierunku kanapy. Zwierzęta od razu wyczuły jedzenie i ruszyły za nimi. – Nie dziękuję. – pokręciła głową, bo było zdecydowanie za późno by pić kawę, jeśli chciała się położyć o rozsądnej porze. No i wstać o rozsądnej godzinie, co przecież planowała. Musiała się zająć wieloma sprawami, a naprawdę czuła, że potrzebuje się w końcu wyspać.
– Co zamówiłaś? – zagarnęła, spoglądając na torby, które kobieta przyniosła. Krępowało ją to milczenie. Nie była szczególnie gadatliwą osobą, nierzadko miała też problemy z komunikacją z innymi ludźmi przez brak potrzeby, by spędzać dużo czasu w towarzystwie. Lubiła ciszę i lubiła milczeć, teraz jednak czuła się naprawdę nieswojo. A nie powinna, prawda? Była u siebie, w domu swojej mamy, znała tu każdy zakamarek i miała prawo robić, co zechce, a jednak siedząc na kanapie obok niemal obcej jej kobiety, nie miała pojęcia, jak powinna się zachować.
– Długo już czekasz na moją mamę? Czyżby w tym natłoku pracy się zamotała i zatrudniła na dzisiejszy wieczór dwie niańki? – zapytała, ciekawa powodu odwiedzin Vanitas.

Vanitas Irfy

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

Cisza nie była niczym złym. Przynajmniej w oczach Irfy. Osobiście stawiała ją wyżej w hierarchii niż odgłos wystrzału, krzyk, czy świst ostrza, czy pięści. Miałe przecież tego wszystkiego pod dostatkiem w przeciwieństwie, do cieszy. Ona była czymś przyjemnym, refleksyjnym. Nawet teraz gdy przerywały ją słowa młodej dziewczyny, a tak przyznać trzeba było, zachowywała się... Typowo dla swojego wieku? Zapewne tak właśnie zachowują się wszystkie młode osoby, gdy dorastają w ściśle kontrolowanych warunkach. Tak przynajmniej sądziła. Przez chwilę gdy zogniskowała spojrzenie na młodszej kopii sędziny, widziała wyraźnie różnice, jakie zarysowywały się pomiędzy Laurą, a wszystkimi młodymi osobami widzianymi na ulicy. -W sumie, to nie mam pojęcia. Wzięłam pierwszą lepszą ulotkę, zadzwoniłam i wybrałam numer. Wiesz, jakoś te wszystkie dziwne nazwy niewiele mi mówią, a jestem zbyt leniwa, by drążyć temat- Przyznała, z lekkim rozbawieniem ukrywając przy tym szelmowski uśmieszek za kubkiem kawy. Zapewne i ta odpowiedź będzie mało wystarczająca jednak Vi nie była osobą wylewną, a szczerą co właśnie zaprezentowała. Nie musiała przecież ukrywać przed tą młodą istotą, że jest leniwa. Była i tyle. Po, co więcej, drążyć temat. -Przypuszczam, że jest to coś, co pewnie dobrze zna Twoja mama. Czasem odnoszę wrażenie, że odżywa się i żyje tylko dzięki temu- Niedbałym ruchem palców wskazała na stolik, gdzie nadal walały się ulotki, z przeróżnych knajp, co jeszcze bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że jej no właśnie kto? Nie potrafi gotować, a może po prostu nie pamiętała, aby coś podobnego kiedykolwiek miało miejsce? Odruchowo wzruszyła ramionami, co zapewne jej młoda rozmówczyni mogła odczytać, jako odpowiedź na swoje pytanie i gdy tylko zdała sobie sprawę, z takiego obrotu sprawy odstawiła prawie pusty kubek na blat, wymieniając go przy tym na pełny. Skoro młoda nie miała ochoty na kawę, to mówi się trudno. Takie dobroci nie mogły przecież się zmarnować! -Czekam?- Powtórzyła część pytania, unosząc nieznacznie brew ku górze w geście zdziwienia. -Ona nawet nie wie, ze tutaj jestem, może i dobrze...- Jak nic Irfy nie umiała rozmawiać, z ludźmi. Po raz kolejny tego wieczoru mówiła coś, co mogło zostać odebrane dwuznacznie, dziwnie, a może i nawet przerażająco? Ona jednak była ponad takie rzeczy. Mówiła, co myślała. Od chwili gdy zaczęła samodzielnie myśleć. Zresztą wizja wpadającej tutaj Caitlyn była na swój sposób straszna? Vi nie miała ochoty wysłuchiwać kolejnych wyrzutów skierowanych w jej stronę. Zresztą przynajmniej w jej przekonaniu ten układ działał dobrze, więc po co to wszystko psuć informacjami, że jest tu, czy tam? Nie należała przecież, do nikogo. Była szybsza od wszystkich, nawet od własnego cienia, a ograniczenia mogły wszystko zmienić. -A wy co tutaj robicie?- skierowała słowa w stronę tych małych rozrabiaków na czterech nogach, jakie w zadziwiający sposób zmaterializowały się wraz, z dostawcą jedzenia, a co za tym idzie nie odstępowały ich teraz na krok. Gorzej chciały nawet pomóc kobiecie, z wyciągnięciem pudełek, z siatki jednak ta stoczyła, ze swoimi pupilami zaciętą walkę, jaką okupiła polizaniem, drapaniem po nosie jednego, a potem drugiego psa jednocześnie przy tym druga ręką rozrywając siatkę. Dziki tym zabiegom wydostała na wolność opakowanie, z jedzeniem i bezceremonialnie podsunęła w stronę młodej, by ta mogła wreszcie sprawdzić, co właściwie ta leniwa klucha zamówiła. Najwyżej jak okaże się być, to coś mało strawnego Irfy zamówi coś innego, a może po prostu wróci, do domu gdzie zawsze przyjmą ją z otwartymi ramionami? Miała jakąś opcję, z jakiej mogła skorzystać, a mimo wszystko była tu i teraz. -Spróbuj i powiedz, czy da się to przeżyć- Poprosiła, puszczając w jej stronę oczko, by w kolejnej ,chwili już całkowicie zająć się tym, co sprawiało jej największa przyjemność, a mianowicie dopieszczanie istot, przez jakie dorobiła sie kolejnej blizny na swoim ciele. Jednak hej nie mogła ich winić. Zresztą przyjemna sierść pod jej palcami oraz merdające ogony zawsze kruszyły jej serce. Przynajmniej względem zwierząt. -Co Cię intryguje?- pytanie padło wraz, z zakończeniem pieszczot zwierząt, oraz w chwili gdy udomowiona patologia ponownie usadawiając się na kanapie, tak by móc bez skrępowania obserwować panienkę Hirsch, oczywiście tylko i wyłącznie po to, by sprawdzić, czy jedzenie nie było zatrute.
Laura May Hirsch

autor

-

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Spędzanie czasu z drugą osobą w ciszy świadczyło o pewnego rodzaju poczuciu bezpieczeństwa oraz komforcie. W tym momencie Laura nie czuła ani pewnie, ani komfortowo. Niewiele wiedziała na temat kobiety, którą spotkała w domu swojej matki. A fakt, że zachowywała się w nim tak, jakby była u siebie, w pewien sposób ją nurtowało.
– Rozumiem. A pamiętasz, która to była ulotka? – dopytała. Rozumiała, że niektórzy podejmowali decyzje w sposób bardziej spontaniczny albo nie mieli preferencji dotyczących tego, co zjedzą na kolacje, Laura natomiast miała zupełnie odwrotnie. Chciała wiedzieć, co je, a także co wchodzi w skład tego dania. Tego nauczyła się od ojca – szef kuchni zawsze dbał o jakość potraw, nie tylko w swojej restauracji, ale też w domu. Młoda Hirsch miała listę swoich preferencji i rzeczy, których nie lubiła albo z różnych powodów nie jadła. Na tej drugiej liście były na przykład produkty odzwierzęce, więc chciała wiedzieć, czy dania zamówione przez Vanitas są z mięsem.
– Podobno w pracy je niezłe lunche. Czasami się zastanawiam, jak może nie zwracać uwagi na to, co je po tych latach, które spędziła z kucharzem. – odparła, marszcząc przy tym delikatnie czoło. Laura miała niektóre nawyki tak wpojone, że nawet nie zdawała sobie z nich sprawy. Caitlyn najwidoczniej nie pozwoliła, by Judah w jakiś sposób w tej kwestii na nią wpłynął.
– Okeej… – mruknęła, słysząc lakoniczną odpowiedź kobiety. Miała wrażenie, że ta odpowiada jej tak, jakby czekała aż Laura się tylko od niej odczepi albo jakby robiła to na złość, albo dla własnej zabawy. – Jak to nie wie? – zapytała zaskoczona. W głowie się jej to nie chciało zmieścić. Skąd w takim razie Irfy miała klucze do domu? Dlaczego uznała, że to był dobry pomysł, by przyjść niezapowiedzianym do czyjegoś domu pod jego nieobecność, a w dodatku spędzać w nim samotnie czas?
Laura przełknęła nerwowo ślinę i odchrząknęła cicho.
– Robisz jej jakąś niespodziankę? – dopytała, bo zdążyła zauważyć, że z Vanitas należało wszystko wyciągać, ale nie prostymi pytaniami, na które powinna odpowiadać wielokrotnie złożonymi zdaniami, zawierając w nich bardziej szczegółowe informacje, a sugerując jakieś scenariusze, które miała potwierdzić albo im zaprzeczyć. Problem w komunikacji leżał też po stronie Laury, chyba zbyt dobrze wychowana, trochę wycofana i nielubiąca konfrontacji, nie potrafiła tej rozmowy pociągnąć tak, jakby tego chciała.
– Vi… – zaczęła, ale nie udało się jej nic więcej powiedzieć, bo obok nich pojawiły się psy, które przykuły ich uwagę. Przyglądała się temu, jak kobieta bawi się z psami, a potem wydostaje z torby pudełka z jedzeniem. Zerknęła na podsunięte przez nią pudełko i otworzyła je, by zajrzeć do środka. Wyglądało to na jakiś chiński makaron i chyba (na szczęście dla Laury) nie było w nim mięsa. Wstała na chwilę i ruszyła do kuchni, by wziąć normalne sztućce i nie wykorzystywać tych plastikowych, które były dołączone do zamówienia. Nie lubiła ich i unikała jak ognia, a gdy sama składała zamówienie, zawsze prosiła, by ich nie pakowano.
– Niezłe. Chyba kojarzę tę knajpę. – oceniła chwilę po tym, jak zanurzyła widelec w makaronie i spróbowała warzywnej mieszanki. Był to typowy smak dla takich dań, uproszczonych dla amerykańskich kubków smakowych.
– Ty. – odparła szczerze, gdy z ust Vanitas padło pytanie. Odłożyła widelec i zerknęła na kobietę. – Nie wiem, co tu robisz. Nie jestem pewna, co łączy cię z moją mamą i co sprawiło, że pozwala, byś spędzała czas w jej domu. Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko temu, po prostu… chciałabym wiedzieć. – wyjaśniła, choć chyba to, co właśnie powiedziała, wcale nie było jasne. Niemniej jednak była ciekawa, co Vanitas robiła w domu Caitlyn. A skoro mama jej o niej nie mówiła, to co do cholery się działo? I czy Laura powinna być podejrzliwa? Chyba zawód mamy nieco na nią wpływał.

Vanitas Irfy

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

Pytanie, o ulotkę sprawiło ją w zakłopotanie. Szczerze powiedziawszy, nie miała pojęcia, którą konkretnie wybrała, a na usta cisnęło jej się stwierdzenie "ta, co zawsze". Jednak, jak mogło, to zabrzmieć? Dość dziwnie, a dziwności wystarczyło jej na chwilę obecną. Wystarczy, że siedzi tutaj, z córką swojego kata. Nadal przecież nie przerobiła w sobie tematu własnego skazania. Zwłaszcza przez kobietę, z jaką mimo wszystko zdążyło jej się sypiać. Właśnie dlatego niechętnie przeniosła spojrzenie na ulotki i wybrała trzy, z jakich najczęściej zamawiały, podsuwając je w stronę młodej kobiety na znak, że na pewno coś, z wyżej wymienionych potraw.
-Może najzwyczajniej w świecie nie przepracowała tego tematu?- Odparła mimowolnie, a na jej ustach zagościł delikatny grymas, znaczyć mógł on naprawdę wiele, lecz tylko Vi wiedziała, jak bardzo nie lubiła tego tematu, tak samo jak starsza kobieta. Najwyraźniej obie nie przepracowały starych historii. C, swojego małżeństwa, a V wszystkiego we własnym życiu, a przede wszystkim ich własnego, jakie starały się posklejać za pomocą bardzo kruchych nici. -Gdyby wszystko było takie proste, jak zszywanie ciała- Wyrzuciła, z siebie z wyraźną rezygnacją w głosie, co jeszcze bardziej zaczynało ją dołować. Na szczęście miała przy sobie zwierzęta, a te zawsze na swój dziwny sposób koiły jej nerwy. Mogła być wkurzona, postrzelona, rozcięta, czy co tam jeszcze można wymyślić, a mimo wszystko bliskość futrzarstej kulki zawsze sprawiał, że przeżywała wszystko jakoś tak lepiej. Zapewne dlatego zawsze wracała właśnie, w to konkretne miejsce. Nawet teraz gdy mięśnie ciągnęły, a kostki nadal dawały, o sobie znać ona odczuwała nieznaczną ulgę nawet w trakcie tej dziwnej, trudnej w pewien sposób rozmowy, z kimś, kto mógł być jej córką, kochanką, czy przypadkową dziewczyną. L, jednak nie była przypadkowa. Była częścią jej zwariowanego życia, a tego za cholerę nie potrafiła zebrać w dłonie, czując jak wszystko, co ważne przesącza się przez palce. Te natomiast zacisnęła nieznacznie, by móc podrapać zwierzę tak jak uwielbiało. Kupiła sobie dzięki temu zabiegowi nieco czasu, zanim odpowiedziała, na jej pytania uprzednio wypuszczając powietrze, z płuc niczym osoba szykująca się na ostatni skok w przepaść. -Gdyby tylko wiedziała, to zapewne rozpętałaby mi awanturę, była mniej skoncentrowana, a co za tym idzie, popełniłaby błędy w pracy, albo – co gorsza – mogła by się martwić- Wyliczyła niczym dziecko odginając palce, w chwili gdy wyliczała parę najbardziej realnych powodów braku informacji, o swojej obecnej lokalizacji. -I nie, nie robię jej niespodzianki. Po prostu...- Zamilkła w połowie wypowiadanych słów. Nie wiedziała przecież tak naprawdę, dlaczego tutaj przyszła. Przecież nie powie, że czuje się tutaj dobrze, że jest to miejsce jedno, z nielicznych jakie może nazwać domem, a co gorsza nie przyzna się przed tą młodą kobietą, że najzwyczajniej w świecie tęskniła pomimo popełniania wielu błędów, problemów, jakie targały jej życiem. Irfy miała po prostu za wiele na głowie. Zbyt intensywne życie, z każdym kolejnym rokiem wykańczało ją psychicznie i fizycznie. Nie była przecież młoda. Nie potrafiła już tak dobrze adaptować się do każdej zmiennej, a poza tym nadal miała nad sobą zobowiązania, pracę, próby normalnego życia i wiele innych trudnych przeżyć.
Odruchowo drgnęła, gdy usłyszała swoje imię. Prawdziwe, używane przez ulicę, jej rodzinę, z dzielnicy cudów. Dłoń dotychczas głaskająca psa zamarła sprawiając, że skupiła cała swoją uwagę na dziewczynie. L natomiast zaczęła zadawać pytanie niczym swoisty śledczy i przez chwilę można było poczuć się niczym na jakimś przesłuchaniu. Tylko przez chwilę. Gdy wszystkie pytania rozeszły się w pomieszczeniu, ustępując miejsca telewizji, cichym oddechom psów oraz ich samych Vanitas nie wytrzymała i roześmiała się radośnie. Wszystko, to co działo się w tej chwili, było tak absurdalne, że nie potrafiła inaczej. Śmiała się przez chwilę, lecz gdy tylko opanowała swój spontaniczny odruch, obróciła całe ciało ku dziewczynie, podpierając głowę na dłoni opartej, o zagłówek. -Czyli mama nie przeprowadziła, z Tobą tej rozmowy?- Spytała nie ukrywając rozbawienia, jakie tańczyło w jej spojrzeniu, jakie w tej konkretnej chwili było całkowicie skupione na Laurze. -Jeśli Cię, to pocieszy to sama nie wiem, co nas łączy.- Wypaliła, naprawdę szczerze uśmiechając się przy tym niczym jakaś nastolatka, a nie kobieta w wieku, gdzie wszystko powinno być jasne i proste. -Na szczęście znam odpowiedź na kolejne pytanie- Wyjaśniła, wolną dłoń wsuwając, do kieszeni spodni, z jakich wyjęła kluczę i rzuciła je obok dziewczyny. -Weź je, o ile moja obecność Ci tutaj przeszkadza. Zrozumiem- Dodała, już poważnieją nieznacznie, pomimo rozbawienia jakie nadal tańczyło w jej tęczówkach. -Uwierz, też wielu rzeczy nie rozumiem, jednak najwyraźniej Twoja mama wie więcej niż my obie- Mrugnęła w jej stronę, porozumiewawczo mając nadzieje, że młoda zrozumie, że ona sama jest zagubiona prawie tak samo jak i panna Laura. Taka przecież była prawda. Vi była zagubiona w tej relacji jeszcze bardziej niż ich wspólna córka? Przez ten ułamek sekundy tak właśnie pomyślała, o Laurze szybko karcąc się w myślach, za takie dziwne myśli. -Spokojnie L, zjem, posprzątam i nie pozostanie po mojej wizycie ślad. Nie licząc zadowolonych zwierząt.- Wyjaśniła niby od niechcenia. Wiedziała jednak, że tak będzie. Nauczyła sie przecież zacierać za sobą ślady na tyle, aby osoby trzecie, o w niewprawnym oku nie zarejestrowały jej obecności, a C należała właśnie, do takich ludzi, albo przynajmniej dobrze się maskowała, skoro do tej pory nie odnalazła śladów jej bytności we własnym domu.
Laura May Hirsch

autor

-

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Wskazane przez Vanitas ulotki niewiele jej mówiły. Szybko przesunęła po każdej z nich spojrzeniem, jednak gdyby się uprzeć, prawdopodobnie można by uznać, że to, co leżało na stole, zostało zamówione z każdego miejsca, którego nazwa brzmiała bardziej egzotycznie. Zignorowała więc ten fakt, decydując się na zaufanie własnym zmysłom i kubkom smakowym.
– Ciekawe stwierdzenie. – odparła, marszcząc przy tym czoło. Miała swoją matkę za jedną z bardziej rozsądnych kobiet, jakie znała, więc trudno jej było uwierzyć, że temat ojca, z którym rozwiodła się z piętnaście lat temu, był czymś czego jeszcze nie przepracowała. Zwłaszcza że wydawała się bez niego szczęśliwsza. To mogło być jedynie wrażenie Laury i świetna gra aktorska matki. To jednak zburzyłoby całe postrzeganie relacji państwa Hirsch, które młoda miała od lat. Odkąd pamiętała, była przekonana o tym, że byli tą parą, której rozwód naprawdę dobrze zrobił, a razem tylko by się męczyli.
– A zszywanie ciała jest proste? – zapytała, zaskoczona słowami kobiety. Takiego wyznania się nie spodziewała, a tym bardziej uznania, że zszywanie ciała może proste. Najwidoczniej Laury po prostu w życiu nie spotkało jeszcze nic wyjątkowo trudnego, skoro trudniejsze wydawało się właśnie zszywanie. Nie miała jednak pojęcia na ten temat i szczerze mówiąc – nie chciała mieć. Chciała jednak wiedzieć, skąd Vanitas to wiedziała, bo chyba gdzieś umknęła jej informacja o tym, że jest lekarzem.
– Co? – wyrwało jej się, bo czuła się cholernie zagubiona w tej absurdalnej rozmowie. Nie mogła pojąć, co znaczyły wymawiane przez Irfy słowa, bo nie znała kontekstu, co zaczynało ją irytować. – Martwić o co? – dopytała, marszcząc brwi. Zerknęła na nią i przetarła dłonią policzek, po czym nerwowo przełknęła ślinę. – Po prostu? – powtórzyła po niej, jakby chciała ją ponaglić w udzieleniu odpowiedzi na zadane jej wcześniej pytania. Tak, była już zła na tę całą dziwną sytuację i oczekiwała konkretnych wyjaśniać. Zaczynała się martwić.
– Jakiej rozmowy? – zerknęła na nią pytająco, nie rozumiejąc, co ją tak rozbawiło. Matka prowadziła z nią wiele rozmów, ale najwidoczniej tej wspomnianej przez Vanitas jeszcze nie. Wzięła głębszy oddech. Pokręciła głową w odpowiedzi na informacje przekazane przez ciemnowłosą kobietę. Nie, nie pocieszało jej to. Brzmiało za to enigmatycznie. A przecież to mogło być proste, prawda? Kumplujemy się, jesteśmy przyjaciółkami, twoja mama mi pomaga, pracujemy razem… cokolwiek!
– Nie chcę ich. – pokręciła głową na widok wręczanych jej przez Vanitas kluczy. – Z jakiegoś powodu je masz. – przyznała szczerze, nie wiedząc, w jakich okolicznościach Vanitas stała się ich posiadaczką. – Fuck… – wymamrotała pod nosem, nie będąc zadowolona ze swojej reakcji. Co się działo, że nie potrafiła trzymać nerwów na wodzy? Wychodziło jej emocjonalne przywiązanie i ogromna troska o dobro matki. Jakby ta nie potrafiła o siebie zadbać… a przecież była dorosła, nieźle się jej powodziło, nie potrzebowała takiej troski od swojej nastoletniej córki. – Nie rozumiesz, Vanitas. Chcę tylko wiedzieć. Nie wyganiam cię stąd. Po prostu… to prawda, martwię się. – próbowała to jakoś wyprostować, bo przecież nie chciała wchodzić na ścieżkę wojenną z przyjaciółką swojej mamy. Tylko jakoś jeszcze nie dotarło do niej, że to była właśnie taka relacji, a przecież nie miała nic przeciwko temu. – Mama wcześniej nie pozwalała nikomu tu zostawać i raczej… stroniła od znajomości chyba wszelakich, ciągle zasłaniając się pracą. – dodała jeszcze, lekko wzruszając ramionami. Tylko czy to ją tłumaczyło?

Vanitas Irfy

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

-Widzę, że irytacja jest u Was rodzinna- rzuciła, z nieukrywanym rozbawieniem spoglądając na swoją rozmówczynię przez ułamek sekundy. W kolejnej już podwijała bluzkę, bez największego skrępowania tak by materiał odkrył blade ciało zaraz przy linii żeber, gdzie dumnie na świat zerkała blada, dość długa kreska pozostawiona przez nóż, z pamiętnego wieczoru. Wyróżniała się ona na tle innych zdobiących jej ciało przez wzgląd bycia zaszytą w warunkach domowych, a nie sterylnego szpitala. Vi jedną dłonią podtrzymywała materiał, by palcem wolnej wskazać konkretną bliznę. -Jak widzisz ,Twoja matka spisała się na medal, a to co zostało jest jedynie echem nieudanej napaści na nią- Wyjaśniła, puszczając materiał, by ten ponownie zakrył jej ciało, na jakim spoczywało wiele pamiątek po dawnym, obecnym i teraźniejszym życiu. -Wiesz, że powieka nawet jej nie drgnęła gdy, ze skupieniem wymalowanym na twarzy oraz promilami we krwi robiła swoje?- Spytała, jak gdyby od niechcenia nawet nie starając się przy tym ukryć delikatnego uśmiechu, jaki zagościł na jej twarzy w chwili, gdy wspominała tamte wydarzenia. Czasem myślała, że były one czymś naprawdę odległym, lecz owa pamiątka przypominała jej dobitnie, że czas jest bardzo względną rzeczą. Dopiero teraz Irfy pozwoliła sobie przenieść spojrzenie na klucze, jakie zgarnęła sprzed dziewczyny i ponownie schowała, do kieszeni spodni, jednocześnie poprawiając ułożenie własnego ciała. Na swój dziwny sposób lubiła, to siedzisko, na jakim przyszło jej jeść, spać oraz czasem najzwyczajniej w świecie móc przytulić, to jakże obce ciało. -Wracając, do tematu. Nie skłamię jeśli powiem, że jej zmartwieniem będę ja, a raczej moje pojawienie się. Powiedzmy, że jest to dość skomplikowane.- Wyjaśniła spokojnie przymykając leniwie oczy w chwili gdy jej głowa opadła na zagłówek. Vi znała jej matkę na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie ma powodu odpowiadać zdenerwowaniem na słowa Laury, jeśli młoda dziewczyna posiadała choćby ułamek temperamentu swojej matki, to jak nic wolała przeczekać nawałnicę, jaka zbierała się tuż obok. Tak było bezpieczniej. Przynajmniej w chwili gdy miała zamiar odbyć trudną rozmowę, z osobę, co do jakiej nie powinna była tego robić. Nie była przecież jej matką! -Masz rację L. Dała mi je Twoja mama. Najwyraźniej chciała, a może miała jakieś inne powody? O to musisz zapytać ją sama. - Cierpliwość, z jaką klarowała jej wszystko, była naprawdę godna podziwu. Vanitas jednak przerabiała podobne scenariusze wiele razy, z dzieciakami jakie na swój sposób wychowywała na ulicy. Przywykła, do dziwnych pytań, zachowania, chaosu panującego w głowach młodych ludzi, oraz wszystkich ich głupich pomysłów. Jednak ta rozmowa była zupełnie inna niż wszystkie. Nie rozmawiała przecież, z jakąś patologią pozbawioną hamulców życiach, a z dziewczyną wychowaną w jakiś tam wartościach, od jakiej wymagano czegoś więcej niż umiejętności eksponowania własnego ciała, czy okradania klientów. Niby drobna różniąc, a mimo wszystko komplikowało, to naprawdę wiele w tej trudnej chwili. Jednak, czy oby na pewno była ona trudna? Vi bawiła się naprawdę dobrze, obserwując jej wahania nastrojów, samej nadal pozostając lekko znudzoną tym wszystkim. Jak nic jej zachowanie mogło zostać odebrane jako lekceważące, a może jeszcze gorzej? Nie miała pojęcia, jednak miała, to naprawdę głęboko w poważaniu. Nie wiązała się przecież, z Laurą, a raczej z jej matką, o ile można było tak, to nazwać. -I proszę, nie mów, do mnie po imieniu... Nawet Caitlyn tak nie mówi. - Poprosiła łagodnie, jednocześnie wstając z miejsca. Prawie natychmiast po pomieszczeniu przetoczył się odgłos strzelających kości w chwili gdy przeciągnęła się leniwie. -Nie martw się dzieciaku. Twoja sędzina jest teraz bardziej bezpieczna niż wcześniej- Mrugnęła w jej stronę ostatni raz, zanim usadowiła się wygodnie koło kanapy, by móc bezkarnie przytulić swoją twarz, do tak dobrze znanego jej futra, w jakie ponownie wplotła palce. Kochała przecież, te zwierzęta, a one zdawały się akceptować jej podejście, do świata. Vi nie zastanawiała się dlaczego, to powiedziała. Czyżby chciała w jakiś sposób uspokoić młodą? Zapewne. Zresztą tylko ona jedna wiedziała, ile przysług kosztowało ją posiadanie sędziny na oku. Ile razy musiała spłacać zaciągnięte długi, by tamta nieświadomie posiadała spokojniejsze życie. Ciekawe, co by zrobiła gdyby tylko wiedziała, o układzie, w jaki wplątała się jej "znajoma". Zresztą. Vanitas nie rozpatrywała swojej osoby w inny sposób jak tylko przypadkowej znajomości. Była przecież nikim.
Laura May Hirsch

autor

-

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Nie powiedziałabym. – odparła, spoglądając na nią i lekko kręcąc głową. Caitlyn irytowała się o wiele szybciej, więc pewnie takie doświadczenia miała Vanitas. Laura naprawdę była oazą spokoju i nie było łatwo jej wyprowadzić z równowagi, chociaż trzeba było przyznać, że Irfy radziła sobie z tym świetnie.
– Moja mama to zrobiła? – zapytała, nieco łamiącym się głosem. Nie była w stanie wyobrazić sobie swojej mamy w takiej sytuacji. Z podwiniętymi rękawami białej koszuli, w której była tamtego dnia w pracy, w szerokich garniturowych spodniach, w złotej biżuterii i klasycznym podkreślającym jej urodę makijażu, jednocześnie trzymającej między zębami końcówkę igły i zakrwawionymi dłońmi (miejmy nadzieję, że użyły rękawiczek ochronnych) próbującej złapać skórę, by zszyć ją ze sobą. Laura wzdrygnęła się na samą myśl o tej scenie, ale serce zabiło jej mocniej. – Niesamowite. – wymamrotała, nie kryjąc podziwu dla zachowania sędziny Hirsch. Laura była cholernie zaniepokojona faktem, że ktoś próbował ją napaść, że ktoś w jej towarzystwie został ranny, ale była też cholernie dumna, że jej mama potrafiła trzymać nerwy na wodzy i podjąć się takiego zadania.
– Dlaczego ktoś ją napadł i jak to się stało, że… oberwałaś? – zapytała. Oczywiście na końcu języka miała kolejne pytania. Kto ją napadł? Gdzie ją napadł? Czy coś jej groziło? Czy powinna być sama, czy może ktoś powinien jej pilnować? Komu się naraziła? Jej pierwszą myślą było to, że napaść miała związek z jej pracą, prawdopodobnie z jakimś wyrokiem, który wydała, a z którego ktoś nie był zadowolony.
Przemilczała kolejne słowa kobiety. Poniekąd rozumiała, dlaczego mówiła jej tak mało, w końcu się nie znały, a ona nie musiała jej tłumaczyć. Vanitas nie wiedziała jednak, że każde niedomówienie albo brak informacji, sprawiały, że w głowie Laury powstawał scenariusz tego, co działo się między kobietami, a także tego wydarzenia, w którym Irfy ucierpiała.
– Dobrze, zapytam. Ale chyba już zdążyłaś zauważyć, że nie wiem nic… absolutnie o niczym mi nie mówi… – odparła, wzdychając cicho. Schowała twarz w dłoniach na krótką chwilę i potarła skronie. Czy role się odwróciły? Nawet jeśli nie, to będąc dzieckiem Caitlyn, miała prawo się o nią martwić, ale niekoniecznie miała prawo wtrącać się w jej prywatne życie uczuciowe. Sama by tego z jej strony nie chciała. Niemniej jednak czuła się zagubiona w tej sytuacji.
– Twoje słowa nie sprawią, że będę się mniej martwić. Wszystko, co mi powiedziałaś, sprawiło, że w ogóle zaczęłam się martwić i martwię się bardzo. – odparła, spoglądając na siedzącą obok kobietę. Wstała i zaczęła krążyć po salonie, przyglądając się uważnie Vanitas, która zajęła się psami. W co one się wpakowały?
– To było… to było bardzo dużo informacji, jak na jeden wieczór… – wymamrotała, kierując się do kuchni. Z lodówki wyjęła butelkę białego wina i uniosła ją tak, by Irfy ją zobaczyła. – Chcesz? – zapytała, sięgając w tym czasie do jednej z wiszących półek, w której mama trzymała kieliszki.

Vanitas Irfy

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

Milczenie było jedyną reakcją na wszystko, to co działo się między nimi. Słowa przecież były zbędne. Przynajmniej dla Vanitas. Zbyt dobrze znała, to uczucie. Wiele emocji targający umysł młodej dziewczyny. W normalnych okolicznościach jest, to dość trudne. Tutaj natomiast miała do czynienia, z kimś chowanym pod kloszem. Osobą, jaką mimo wszystko otaczano kloszem, a ona stała się przebrzydłym włamywaczem. Stała przed jej idealną bańką, z młotkiem będącym ładunkiem informacyjnym, tłukąc przy tym w ten piękny przeszklony świat.
Czy obeszło ją, to w jakiś sposób?
Nie.
Vi była osobą prostą. Jej świat był brutalny, prosty, chory. Wielokrotnie musiała stawiać na szali szczerość, a chęć chronienia innych. Zawsze wybierała szczerość. Niezależnie od okoliczności, osoby, miejsca. Nie oszczędzała nikogo. Nieważne, czy była to obca osoba, jej siostra, czy ktoś, kogo wzięła pod swoje skrzydła. Wszyscy w jej świecie byli traktowani tak samo. Przecież jedynie pierwotna prawda przynosząca najczęściej ból, była czymś, co pomagało jej przejść przez świat. Nawet ten nowy, jaki poznała jakiś czas temu. Świat, w jakim jej brudne życie przenikało, się z tym sterylnym miejscem niczym wody dwóch różnych mórz. Bo, to były morza? Prawda? Tak przynajmniej zdawało się jej w chwili gdy przez myśl przemknęło jej porównanie. W chwili gdy młoda dziewczyna wstała, z miejsca co raczej można było odebrać jako zakończenie rozmowy. Tak jednak się nie stało. Laura powróciła, do ich małej świątyni, w jakiej przechodziła swoje swoiste oczyszczenie, zastając Vanitas jedzącą rozpoczętą przez młodą Hirsch potrawę.
Była głodna, co pchnęło ją do dokończenia posiłku, jaki przecież miał być jej prywatnym, a mimo wszystko zaproponowała, go tej młodej pannicy będącej teraz jedynie obrazem dość zaszokowanej istoty. -Oczywiście- Odpowiedziała parę chwil wcześniej, gdy dostrzegła butelkę zaprezentowaną, a w jej głowie zagościły dwa słowa. "Jak matka". Nie jej winą przecież było, to drobne porównanie tych dwóch kobiet. Obie przecież radziły sobie dokładnie w ten sam sposób. Ile, to już razy widziała, jak sędzina topi swoje myśli w alkoholu? Sporo, jednak mimo wszystko nie miała zamiaru tego komentować, a tym bardziej w chwili gdy jej również zaproponowano wino. -Uwierzysz jeśli powiem, że pojawiła się w nieodpowiednim miejscu oraz czasie?- Spytała, zamykając pusty już pojemnik, z jakim udała się w stronę kuchni, aby wyrzucić zawartość w otchłań kosza na śmieci. -Na jej nieszczęście ja również tam byłam, dzięki czemu mam teraz tamtą pamiątkę- ciągnęła temat, jednocześnie moszcząc się bezczelnie na blacie kuchennym, jaki naprawdę polubiła. -Zakładam, że nie wiesz również, o jej wycieczce, do dzielnicy cudów- Dodała, a na jej ustach zatańczył chytry uśmieszek idealnie współgrający, z błyskiem w zmęczonym spojrzeniu. -Musiałabyś zobaczyć jej minę gdy przed podaniem posiłku powiedziałam jej, by podziękowała. Nie może przecież mieć pewności, czy jeszcze godzinę temu nie posiadał on dowodu osobistego.- Parsknęła radosnym dziewczęcym śmiechem, nijak nie pasującym, do całokształtu jej osoby. Jaki on był? Specyficzny? Zmęczone, zimne spojrzenie, sponiewierana psychika. Wszystko, to jednak bladło w chwili gdy nachyliła się ku dziewczynie tylko i wyłącznie po to, by delikatnie szturchnąć ją w ramię -Wiem, że będziesz martwić się, o tą sierotę. Nie ma w tym nic złego- mrugnęła, do niej porozumiewawczo, a łobuzerski uśmieszek nie schodził, z jej twarzy. Ot cała Vanitas. Niby niechciany śmieć, a mimo wszystko zachowywała się bardziej jak "jej przyjaciółka", a nie ktoś zupełnie obcy.
Laura May Hirsch

autor

-

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

To była jedna z tych sytuacji, która chyba nigdy nie powinna była się wydarzyć. Moment, w którym poczuła, jak mało wie o swojej własnej matce, jak bardzo się od niej oddaliła i jak bardzo tego żałowała. Nie jej zadaniem było chronienie Caitlyn przed złem całego świata, to powinno działać przecież w drugą stronę, a jednak… Laura czuła, jak buzują w niej emocje i jak jednocześnie ma ochotę się rozpłakać na myśl o mamie, która była świadkiem strzelaniny oraz jak ma ochotę krzyczeć i wściekać się, że zrobiła coś, co doprowadziło ją do takiej sytuacji. Mogła się domyślać, że będąc sędzią, któregoś dnia ściągnie na siebie szaleńca, któremu nie spodoba się wyrok, ale w głębi duszy liczyła, że nigdy to nie nastąpi. Musiała z nią jak najszybciej porozmawiać.
– A powinnam? – uniosła pytająco brew, zastanawiając się nad słowami Vanitas. Czy to dlatego, że była podejrzliwa i ciężko jej było uwierzyć w historie opowiedziane przez kobietę, czy dlatego, że nie była pewna, którą wersję chce usłyszeć i w co chciałaby wierzyć? Z pewnością chciałaby, by prawdą było, że jej mama jest bezpieczna.
– Czym jest dzielnica cudów? – zapytała, unosząc kieliszek do ust i upijając z niego dość porządnego łyka wina. Jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie spojrzałaby na ten kieliszek i nie pomyślałaby o tym, że mając dziewiętnaście lat, miałaby się napić. Teraz? To chyba był efekt placebo, być może faktycznie nawyk podłapany od matki, a może próba znalezienia substancji, która pomoże jej jakoś to wszystko przetrawić. Chociaż w tym wypadku powinna sięgnąć po coś mocniejszego.
Laura niemal zakrztusiła się winem, gdy usłyszała kolejne słowa Irfy.
– Że jak? – zrobił wielkie oczy, zastanawiając się, czy się przesłyszała. To wszystko powoli zaczynało ją przerastać. Odchrząknęła i uśmiechnęła się blado, gdy Vanitas szturchnęła ją ramieniem.
– To w końcu moja mama. – wymamrotała, zerkając na kobietę. Naprawdę zachowywała się tak, jakby łączyło ją coś z Caitlyn, a jej troska, a także opowiadane z lekkością anegdotki, które nikogo innego raczej by nie bawiły, sugerowały, że nie była to świeża relacja.
– Usiądziemy? Może niedługo wróci. Mam nadzieję, że się wytłumaczy. – zasugerowała, łapiąc butelkę wina i wracając z nią na kanapę. Brzmiała jak prawdziwa matka, która czekała, aż córka wróci z imprezy. No ale tak trochę było. Z tym że Laura była cholernie zaniepokojona o życie i bezpieczeństwo swojej mamy, a nie o to, że przypadkiem zajdzie w ciążę.

/ koniec

Vanitas Irfy

autor

oh.audrey

ODPOWIEDZ

Wróć do „34”