WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

motel

when there's nothing left to burn, you have to set yourself on fire.
Awatar użytkownika
26
188

gangsterzyna z mlekiem pod nosem

meliny w south parku

south park

Post

A czy w relacji łączącej Jericho i Yosefa - niezależnie od tego, jaką nadać by jej nazwę i definicję - od samej jej incepcji przed kilkoma laty sprawy nie miały się tak, że odpowiedzialność w większej proporcji zawsze przypadała temu starszemu?
Na barkach noszona przez Cel Tradata razem z przewagą wzrostu i lat, ale raczej nie jak superbohaterska peleryna (choć tym właśnie przecież był bywał w oczach dzieciarni obłażącej go jak miejskie lisy obłażą zwykle świeżo napełniony, uliczny śmietnik - herosem obleczonym w legendy o tym, jak to komu, i w co, kiedyś przywalił, i ile potrafił wypalić, wciągnąć albo wypić nie zachwiawszy się nawet i nie zatoczywszy choćby najłagodniejszym ruchem cała), ale jak bolesny, uciążliwy garb.

To, co w przypadku Sadlera łatwo można było jeszcze przykryć płaszczykiem "eksperymentu", u starszego o pięć lat - a więc i pięć lat dłużej zmuszonego radzić sobie na ulicznej arenie - chłopaka okazywało się uchodzić za "decyzję"; to, co w odniesieniu do Jericho uznawano już za "błąd", u dwudziestolatka nadal uznać dało się za drobne potknięcie, "próbę-nie-strzelbę", szczeniacki wyskok, o jakim zapominało się na następny dzień.
Jasne, być może życie próbowało obarczyć Yosefa dbałością o Joela i Marę, ale chłopak chyba starał się uchylać przed jej ciosami za każdym razem, gdy tylko miał możliwość, tłumacząc się własną beznadziejnością - nawet, jeśli tłumaczył się nią jedynie przed sobą, blade oblicze podchwyciwszy w tafli spękanego lusterka (na ścianie - w którym kiedyś przeglądała się jego matka, albo na blacie stołu - z jakiego wciągało się kreski). W obliczu niejednego fiasko, mimo młodego wieku Yosef chyba zwyczajnie się poddał - i teraz radził sobie za sprawą własnego, lodowatego marazmu i obojętności, którymi zbywał los, na wszelkie szanse i ich potencjalny brak wzruszając ramionami w tumiwisistycznym "no - to - co".

Gdyby ktoś, w każdym razie, dowiedział się o wydarzeniach z dzisiejszego wieczora - na tym etapie płynnie przetartego już w noc, zabełtaną miejskim smogiem i mglistym, rozmlecznionym światłem wyzierających przez nie gwiazd - z pewnością diagnoza byłaby taka, że to Jerry popełnił zbrodnię zbrodnię zbrodnię błąd, a Yosef tylko dostał rykoszetem, uczestnicząc w całej sytuacji przypadkiem i w sumie bez woli. I tak się teraz - w oczach Jericho, przynajmniej - zachowywał, bez ruchu i bez mrugnięcia okiem ciągnąc z podanej mu butelki pierwszy, a potem kolejny łyk.
Jak gdyby nigdy nic (się nie stało).
(A przecież stało się wszystko, wszystko, w s z y s t k o !).

Niesprawiedliwe było to wielce -

  • ale nie powinno też stanowić niespodzianki.
- To zależy czy się spiszesz - Rzucił w odpowiedzi gdy już pokręcił głową, zabełtał resztką piwa w szkle, i wstał (a przecież dopiero usiadł, i dopiero pozwolił sobie na kretyńską namiastkę bliskości, zaproszenie do przepychanki tak nieznaczącej, jak i najważniejszej na świecie, bo przecież czasem cały świat mógł się zmieścić w koniuszkach dwóch, dociśniętych do siebie palców - choćby u stóp w czułej, głupiej, szczeniackiej przekomarzance - ale Yosef pozostał na nią zupełnie obojętny, więc Jericho nie zostało nic innego jak razem z browarem przełknąć żal i jakieś słowa o tym, że chciałby to powtórzyć, albo chociaż, że każdej następnej nocy - do faktycznego następnego razu, albo do dnia, kiedy ktoś mu wreszcie palnie w ten durny łeb - będzie odtwarzał dzisiaj na projektorze pamięci, i przywołane tą drogą obrazy przepuszczał przez kołowrotek drażniących własne ciało rąk), jeansom i koszulce pozwalając dopaść swoje ciało w pogoni za materiałem bokserek.
Prysznic nie byłby złym pomysłem, ale Yosef wyraźnie dał mu do zrozumienia, że nie ma co liczyć na jakąkolwiek inwitację do dzielonej na dwóch, ciasnej kabiny i pod ostrzał może trochę przyrdzewiałej z początku, ale rzeczywiście ciepłej, i faktycznie-bieżącej wody. No to, kurwa, trudno. Nie miał do domu daleko, a to, co mógł złapać w miejscach jak Airlane (oprócz, niefortunnie, złapanych chyba przez siebie uczuć), już i tak pewnie mieszkało w jego własnej pościeli (zwłaszcza od dnia, którego całą - jebaną - noc przekoczował w niej nikt inny, jak Chiffon Cocksucker (czy Jericho nadal pamiętał jego prawdziwe imię? Owszem - w dodatku niemal tak samo wyraźnie, jak pamiętał jego bladą, wybiórczo-piegowatą, i przerażająco dziecięcą dziecinną twarz; o wiele łatwiej i rozsądniej było jednak zapierać się, że nie).
Wrzucił między wargi jeszcze jedno ciastko, okruszki osypawszy z palców na parszywość motelowej wykładziny. Zabawne, jak przestrzenie które jeszcze moment temu w jego głowie uchodzić mogły za raj (a już na pewno za oazę - z dala od niebezpieczeństw South Parku i konieczności wyjścia z ramion Yosefa prosto w zimny, brzydki, nienawidzący ich obydwu świat), teraz znowu były po prostu tym, czym były naprawdę.
Żałosną, syfiastą taniochą - tak, jak żałosną, syfiastą taniochą był Yosef, i jak żałosną, syfiastą taniochą był sam Jericho Cel Tradat.
- Jak chcesz - Cmoknął, sprawdzając czy ma na sobie telefon i pęczek kluczy, którymi niedługo otworzy własne, witające go nieuprzejmym skrzypieniem, drzwi; skierował się do wyjścia. Potem obrócił na pięcie, i jeszcze raz spojrzał na jednoosobowy dramat, bez słów rozgrywający się przed nim na rombach łóżkowej kapy. Jeszcze chwilę temu sam w nim uczestniczył, a teraz na całą scenę gapił się co najwyżej jak widz.
  • I chciał.
    • Chciał.
Potrzebował wręcz -
Cofnąć się, i wrócić tam, gdzie niedawno był, w otulinę tych rąk, i tych oddechów, które grzały jego własne wargi i muskały mu barki i kark, i tych oczu, dla których wtedy gotów byłby umrzeć, a przez które teraz musiał żyć dalej tak, jak żył przez cały pozostały czas: Jericho Król, Jericho Twardziel, Jericho-Powiesz-Komuś-To-Cię-Zajebię. Zero uczuć, tylko zawisły w kąciku warg papieros i stukot podbitych podeszew butów, jakimi w razie czego można było zmienić komuś palce w wapienną odżywkę dla psów.
- Man up, Yosef - Warknął zanim wyszedł, w kontrze do rozlanego po jego sercu, desperackiego: Just let me stay - And be there. Tomorrow, 10am sharp.

/koniec juraska

autor

harper (on/ona/oni)

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”