WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lekkie turbulencje nie były dla niej wyzwaniem, w swoim życiu latała już ogrom razy i zdążyła przywyknąć do tego typu sytuacji. Niestety dzieci mają to do siebie, że panikują i najczęściej wydają z siebie tak głośne sygnały, że ostatecznie Darling wracała do Seattle z obawą o swój słuch, a nie życie. Cudem było w ogóle to, że to dziecko samo uszło z życiem biorąc pod uwagę niechęć Ariel do tego typu stworzonek. Małych, rozkrzyczanych i z tego co zdążyła zauważyć - zmieniających barwy. Dziecko w pewnej chwili było purpurowe, czerwone, blade i w końcu zielone… imponujące! Do chwili, w której zwymiotowało się ojcu na kolana. Na szczęście przystępowali do lądowania, a wolność była na wyciągnięcie ręki Darling. W podróży nie pisnęła nawet słowem, bo nie należała do tej grupy wrednych osób, które wręcz rozlewają jad na ludzi, którzy zdecydowali się na dziecko. Ona oddała się zupełnej ignorancji, ale w chwili gdy wyszła z samolotu mruknęła tylko pod nosem: nigdy nie będę mieć dzieci - jakby chciała zapewnić samą siebie, że taki los jej nie czeka. Innego zdania była wymijająca ją starsza kobieta, która miło postanowiła dodać swoje trzy grosze: Jeszcze ci się odmieni skarbeńku… a jej przesłodzony uśmiech sprawił, że skojarzyła ją z Dolores Umbridge i było to jedyne słuszne porównanie. Skrzywiła się lekko, zaprzeczyła i ruszyła przed siebie, a później złapała taksówkę i pognała prosto do pracy. Nie miała nawet czasu, by spokojnie napić się kawy, dlatego wtargnęła do kawiarni mieszczącej się w budynku telewizji i zamawiając swoją ulubioną usiadła przy jednym ze stolików. Miała jeszcze godzinę luzu, ale była zbyt zmęczona by biegać po mieście, a powrót do domu był całkowicie nieopłacalny. Upijając ostrożnie łyka gorącej kawy odetchnęła z ulgą i sięgnęła po swój telefon, by przejrzeć wiadomości, maile i nawet social media. Wiadomości poszły sprawnie, poczta już nieco gorzej, a tindera ostatecznie nie chciało się jej komentować i leciała tylko przesunięciami w lewo. Odrywając na chwilę spojrzenie od telefonu dostrzegła wkraczającą do pomieszczenia June. Nie znały się zbyt dobrze, ale na tyle by Darling uniosła rękę i pomachała jej nienachalnie na przywitanie, uśmiechając się przy tym delikatnie.
Ostatnio zmieniony 2020-12-13, 15:35 przez Ariel Darling, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 006
Do pracowniczej kawiarni wpadła w pośpiechu i z zamiarem wyjścia z niej po nie więcej niż stu dwudziestu sekundach, które pozostały jej do końca dzisiejszego dnia w pracy. Wyjątkowo nie chciała siedzieć tu dłużej niż musiała, a że przy tym wyjątkowo nie chciała też biegać po pobliskich kawiarniach, żeby wrócić do domu z kubkiem kawy w ręce, skorzystała z kilku ostatnich minut, by to tutaj wziąć pierwszą lepszą rzecz z karty i nie oglądając się za niczym (ani tym bardziej nikim, kto mógłby ją zatrzymać) opuścić na kilkanaście godzin studio.
Ale nie przemyślała jednego.
A może raczej jednej... rzeczy? Bo rozchodziło się o jedną, bardzo ważną rzecz, a może bardziej myśl, tak absurdalnie głupią i niedorzeczną myśl, która pojawiła się w jej głowie gdy tylko odmachała siedzącej przy jednym ze stolików Ariel. Nie miała pojęcia czemu nigdy wcześniej nie patrzyła na nią w tej kategorii, ale dopiero teraz, na dodatek ze zdwojoną siłą, wszystko w nią uderzyło. Że Ariel Darling, ta sama Ariel z którą od kilku miesięcy pracuje w jednej stacji, może być jej siostrą.
Bo hej, zgadzało się tyle rzeczy, nie? Podobny wiek, którego w tym przypadku była bardziej niż pewna, pamiętając słowa Saoirse, gdy ta mówiła jej, że ich siostra jest już dorosła. Dorosła jak one. Na dodatek to samo miasto, a tyle też już wiedziała - że na pewno kolejna córka ich ojca też mieszka w Seattle. I... przede wszystkim była blondynką. Ładną, niewysoką blondynką, bez szpilek zapewne wzrostu podobnego do June, ale też do Sao czy Charlotte, które albo niewiele przerosły młodszą od siebie Hughes, albo mierzyły dokładnie tyle samo. Och ale opanuj się June, nie każda blondynka musi być od razu twoją siostrą! krzyczał cichy głosik w jej głowie, próbując zagłuszyć inne, absurdalne myśli. A jednak ruszyła w jej kierunku, zupełnie tak, jakby uśmiech Ariel zachęcił ją do tego, by chwilę później zajęła bez pytania miejsce obok, nie spuszczając podejrzliwego wzroku z jej twarzy. Z boku musiało to wyglądać co najmniej dziwnie, ale ci, którzy choć trochę June znali, wiedzieli dwie rzeczy: że jak się uprze to nie odpuści i że średnio ją obchodzi jak coś wygląda w oczach osób trzecich. – Hej! Siedzisz tak sama, to uznałam, że trochę Ci potruję – nie wiedziała na ile uśmiech, który wykrzywiał teraz kąciki jej ust ku górze wyglądał szczerze, ale skoro i tak udało jej się na niego zdobyć, przez krótką chwilę jeszcze uśmiechała się do Ariel, aż za nadto wpatrując się z bliska w rysy jej twarzy. Były choć trochę podobne do tych jej czy nie? – Jesteś tu już kilka miesięcy a my się jeszcze nie znamy, nie? I zupełnie nie rozumiem czemu!może dlatego, że zwykle masz gdzieś poznawanie nowych osób w miejscu pracy, June? Już nie udawaj, słabo Ci to idzie. Skąd tak właściwie jesteś? I czemu przeniosłaś się do Seattle? Nie uwierzę, że ściągnął Cię tu jakiś urok tego miasta, bo wystarczy spojrzeć za okno w pierwszy lepszy deszczowy dzień i zauważyć, że nie ma po nim śladu. Tu ciągle pada, a żeby zobaczyć jak ładne jest miasto wystarczy przyjechać na maks trzy dni w środku lata, nie przeprowadzać się na stałe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaledwie przywitała się krótkim gestem nie przypuszczając, że zwróci uwagę kobiety do tego stopnia, że ta postanowi się przysiąść.
Okeeej - pomyślała Darling nie zdając sobie sprawy z tego co zaraz miało nastąpić, chociaż słowo 'potruję' powinno zapalić lampkę ostrzegawczą. Wpatrywała się w June z uśmiechem na twarzy, ale też lekką dezorientacją. — Może dlatego, że nigdy nie miałyśmy okazji? — zawsze towarzyszyła im praca i różne obowiązki z nią związane, a brak swobody i czasu wolnego sam na sam zadziałał na niekorzyść bliższego zapoznania się. Taki stan rzeczy nie wydawał się jej niczym dziwnym, po prostu nie miały okazji i tyle w tym temacie. Teraz kiedy obie znalazły chwilę jak najbardziej mogły porozmawiać, poznać się nieco lepiej i może nawet umówić na drinka. Przeszło to przez myśl Ariel, ale nie zdążyła niczego zaproponować na spokojnie, bo June wyrzuciła z siebie taki potok słów, że dłuższą chwilę nie mogła wyzbyć się uczucia silnej dezorientacji. Nie potrafiła też oprzeć się wrażeniu, że słowotok dziewczyny naznaczony został wścibskim piętnem w rezultacie tego Ariel nerwowo spięła się, a jej myśli zaczęły budować barierę obronną. Zazwyczaj nie miała oporów mówić o sobie wprost, dodatkowo była przeciwnikiem kłamstwa, kiedy jednak w grę wchodził wścibski pierwiastek bardzo uważała na to co zdradza na swój temat.
Rzecz jasna w całym myślowym zawirowaniu nie dawała po sobie poznać, że coś nie gra. Perfekcyjny uśmiech pogodynki czasami się przydawał, potrafiła robić dobrą minę do złej gry i w dużej mierze była to zasługa pracy w Los Angeles (dokładniej pod okiem producenta, który uprzykrzał jej życie myśląc, że może sobie pozwolić na wszystko względem niej). Dzięki temu też postanowiła, że praca będzie tylko pracą, a znajomości bliższe może zdobywać poza nią… ale June była kobieta i z jej strony raczej nic jej nie groziło. Chyba.
— Z Nowego Jorku, choć ostatnie kilka lat spędziłam w Los Angeles — nie była to informacja, którą chciałaby zataić dlatego wyznała ja swobodnie. Ostatni rok w Mieście Aniołów dał jej popalić i pozostawił po sobie emocjonalną niestrawność, ale w takie szczegóły nie zamierzała nikogo wprowadzać. Na dobrą sprawę wystarczyło wrzucić w wyszukiwarkę jej imię i nazwisko z dodatkiem LA i można było wpaść na kilka ciekawych artykułów jak chociażby to, że walczyła o swoją prawdę w sprawie o molestowanie. Chciała wyrwać się i planowała podbić świat podróżując, odkrywając, żyjąc inaczej niż dotychczas. Zaczęła od Hawajskich zakątków, a wracając z nich utknęła w Seattle.
— Ja właściwie śmiem twierdzić, że ktoś rzucił na mnie urok, bo za każdym razem, gdy mam ochotę kupić bilet i odlecieć dzieje się coś co mnie tutaj zatrzymuje — zażartowała dyskretnie odbiegając od tematu.
— Z resztą sama się sobie dziwię… odwiedziłam Hawaje i wracając miałam przesiadkę tutaj. Postanowiłam zatrzymać się na kilka dni, jak sama wspominałaś… tyle wystarczy — nie tylko na zwiedzanie, ale też przekonanie się kim jest jej ojciec. Miała przecież wszystkie potrzebne informacje, mogła to sprawdzić raz dwa — ale pewnego dnia obudziłam się i zorientowałam, że zamiast hotelu mam swoje mieszkanie, stałą pracę i o dziwo… lubię to miejsce — a w głosie nie kryła swojego zaskoczenia. Jako fanka plaży i ciepłych miejsc nie potrafiła zrozumieć czym Seattle skradło potajemnie jej serce. — Choć nie brałbym tego miejsca za pewnik; na stałe to zbyt poważne słowa. Pewnie za jakiś czas ruszę dalej — ale kiedy? Okaże się. Wszystko co mówiła nie mijało się z prawdą, ale było coś jeszcze. Coś o czym mówić nie chciała, jeszcze nie teraz. Ojciec, który był głównym powodem zatrzymania w mieście.
— Lubisz deszczowe Seattle? — zapytała spoglądając na dziewczynę z zaciekawieniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie miałyśmy okazji.
Nie mogła się z tym nie zgodzić. A może właśnie mogła, bo okazji miały mnóstwo? Za każdym razem gdy June w pośpiechu wpadała do garderoby, szukając pilnie jakiegoś pracownika ich telewizji, a Ariel akurat tam przygotowywała się do pracy? Albo wtedy gdy to bezpośrednio z nią załatwiała podpisanie jakichś papierów, nagrania w plenerze czy inne mniej istotne kwestie, w głównej mierze dotyczące stacji? No oczywiście, że miały. Mnóstwo, prawie na każdym kroku. Ale nigdy z nich nie skorzystały. Nigdy żadna z nich nie wyciągnęła pierwsza ręki, okazując zainteresowanie w poznaniu tej drugiej.
I nigdy nie były wystawione na siebie tak bezpośrednio jak teraz.
Energicznie pokiwała głową, gdy z ust Ariel padła nazwa miasta. Nowy Jork. W pośpiechu spróbowała przypomnieć sobie czy kiedykolwiek w rozmowie z Sao na temat ich kolejnej, do niedawna skrzętnie ukrywanej przez ojca siostry, poruszony był też temat tego gdzie się wychowywała. Ale albo nie mogła aż tak głęboko sięgnąć do swojej pamięci, albo nic takiego nie miało miejsca. Nowy Jork mówił jej dokładnie... nic. Podobnie zresztą jak Los Angeles. – I z Los Angeles przyjechałaś tutaj? Serio? – nie było w tym pytaniu nic podejrzliwego, a wręcz przebijało się przez nie zdziwienie, którym kierowała się June zadając je na głos. Dwa odmienne stany, dwa różne klimaty. Los Angeles było gorące, słoneczne i przyjemne, a Seattle zimne, deszczowe i większość roku ponure.
Dlatego Ivory chciała się stąd wyprowadzić.
Ale żeby nie myśleć o siostrze, którą kilka lat temu straciła, zanim usta wykrzywiła w kolejnym, nieco sztucznym uśmiechu, głośno wypuściła zebrane w płucach powietrze. – No Hawaje już mają coś wspólnego z LA – nawet dała radę zażartować! A może właśnie żartem chciała rozładować to napięcie, które tak nagle na wspomnienie Ivory poczuła? Rozluźnić spięte mięśnie, odwrócić swoją uwagę? I przy okazji zagadać Ariel zanim zacznie wypytywać ją o więcej? – Tak, to definitywnie musi być jakiś urok. Mało kto z własnej woli wybrałby Seattle jako swoje miejsce na ziemi, zaraz po tym jak wyprowadził się z Kalifornii – zauważyła, do ust przykładając gorącą jeszcze kawę. Zanim jednak upiła pierwszy łyk, delikatnie podmuchała zawartość, nie chcąc się poparzyć. – Czyli nie masz tu rodziny? – w międzyczasie zdążyła rzucić jeszcze to jedno, nic jej nie mówiące pytanie. Bo czy na dobrą sprawę odpowiedź mogła jej w czymś pomóc? Nie. Nie wiedziała czy ich siostra wie o swojej rodzinie w Seattle, nie miała pojęcia czy wypowiedziane przez Ariel tak mogłoby dać jej pierwszy, niezbity argument ku temu, że coś je może łączyć. Nie wiedziała nic. Równie dobrze ta Hughes, która od małego nosiła inne nazwisko, do tej pory mogła nic o nich nie wiedzieć. Zupełnie tak, jak do niedawna ani ona, ani Saoirse nie znały jeszcze prawdy. – Bo wiesz, gdybyś miała rodzinę to też zawsze jakiś powód, żeby tu zostać. Chociaż ja mam tu swoją, ale i tak kiedyś chciałabym się wyprowadzić – chciała? Czy to zwykły small talk, który nakłonić miał Darling do otworzenia się? – Nie lubię. Albo inaczej - lubię, ale jeśli nie muszę wychodzić z domu. A 3/4 roku w ten sposób przeżyć się nie da – podsumowała krótko, wzruszając nieznacznie ramionami. A kiedy uznała wreszcie, że jej kawa jest już wystarczająco schłodzona dmuchaniem by mogła się napić, wzięła pierwszy łyk.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przelotnych okazji może było i wiele, ale w wpadając w wir pracy, obowiązków i tempa narzucanego przez producentów ciężko było wygospodarować czas na rozmowę opierając się na prywatnym życiu. Wszystko kręciło się wokół pracy, ale teraz w kawiarence - tak, to zdecydowanie było co innego. Pozostawione same sobie, bez odliczania czasu do wejścia na wizję, bez pośpiechu. Obie miały wystarczająco dużo czasu, by nie tylko się przywitać, ale też wymienić kilka zdań na swój temat. Darling nie przypuszczała jednak, że tak mocno zakręcą się wokół jej osoby, w rezultacie czego nieco zgłupiała. Nie zamierzała jednak surowo zbywać momentami nieco przesadnie ciekawskiej June.
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc zdziwienie. — Wiesz, podobno każdy potrzebuje czasami lekkiej odmiany —przyznała próbując przekonać sama siebie — najwyraźniej ja też potrzebowałam, choć uwierz mi na słowo - nie miałam o tym pojęcia — o czym świadczył jej wydłużony pobyt w Seattle i to nie dlatego, że miała problemy w odszukaniu ojca. Nie miała ich, ale skupiła się zupełnie na czym innym niż to co faktycznie ją w tym mieście interesowało. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że nie może już dłużej przeciągnąć tej farsy. Poprzysięgła sobie, że po nowym roku podejdzie do tematu stanowczo i spotka się z ojcem, a później może zorientuje się też w temacie rodzeństwa, bo wiedziała, że takie posiada.
— Uwielbiam ciepłe miejsca i kocham plaże, więc Seattle jest tylko przystankiem na mojej drodze — naprawdę w to wierzyła, bo jeszcze nie dopuszczała do siebie możliwości, że jakiekolwiek miejsce mogło być jej stałym domem, a już na pewno, że będzie nim Szmaragdowe Miasto. Co jak co, ale uważała się za ciepłolubną i prędzej będzie mieć chatę na plaży niczym Robinson Crusoe niż będzie żyła w pogrążonym w deszczu mieście.
— Ej, w sumie musisz uwierzyć mi na słowo, ale od tamtej monotonnej pogody każdy musi nieco odpocząć. Seattle to idealny detoks. Nim tu przyjechałam pewnie wyśmiałabym takie stwierdzenie, ale teraz sama w nie wierzę — może te pytania June nie były takie złe, bo nawet Ariel na poczekaniu wyciągnęła z tego wnioski i wcale nie były one wyssane z palca.
— Rodziny? Nic mi o tym nie wiadomo — przyznała i wcale nie kłamała! Może odrobinę minęła się z prawdą jaką niosło DNA, ale jeśli chodzi o więzi i uczucia to nie uważała, że miała rodzinę w Seattle. Ojciec był dla niej obcą osobą, którą przez większość czasu cicho nienawidziła - bo przecież ją odrzucił, nie chciał jej, sugerował matce aborcję. Czemu miałaby go określać mianem rodziny? Szukała obcego mężczyzny, który był sprawca całego zamieszania jakim była ciąża Diany. Czy jej postrzeganie z czasem się zmieni? Czy uzna kiedyś, że faktycznie ma w Seattle rodzinę? Może… Czas pokaże.
— Uważam, że rodzina to taka przystań do której zawsze można wrócić, ale nie powinna być kotwicą zatrzymująca nas w jednym punkcie. Moja mama to moja rodzina, Nowy Jork to moja przystań, ale ja wybrałam resztę świata i choć kocham mamę i Nowy Jork nie uważam tego za wystarczający powód, by tkwić w jednym miejscu — a tym bardziej ojca, któremu nawet na niej nie zależało. To, że była tak długo w Seattle było spowodowane czym innym, ale jeszcze nie odkryła czym.
— Gdzie chciałbyś wyjechać? Myślałaś już o tym — była ciekawa i obstawiała jakieś ciepłe miejsce, skoro sama przyznała, że za deszczowym Seattle nie przepada.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ciuch

Stała przy ladzie, wpatrując się uważnym spojrzeniem w rodzaje podawanych kaw, wypisane na dużej tablicy, wiszącej na ścianie. Wyglądała tak, jakby miała poważny dylemat, mimo że od lat zamawiała codziennie to samo. Urocza i cierpliwa kasjerka czekała, bez słowa sprzeciwu, z uśmiechem na ustach. Pierwszą kawę Adeline wypiła w domu, tuż po obudzeniu się. Tak zaczynała dzień i bardzo jej odpowiadał smak świeżo parzonej kawy o poranku. Drugą kawę wypijała tuż po przyjeździe do pracy, czyli właśnie w tym momencie. Program rozpoczynał się za trzy kwadranse, więc miała wystarczająco czasu na to, aby wypić kolejną, tym razem nieco słabszą, kawę i przygotować się do występu. Dzisiejszy Good Morning Seattle skupiał się na temacie bezpieczeństwa dzieci na drodze do i ze szkoły oraz o tym jak powinno wyglądać pożywne, ale lekkie, zdrowe i smaczne śniadanie.
Przekrzywiła lekko głowę, starając się skupić na zamówieniu kawy, co jednak nie wychodziło jej w tej chwili najlepiej. Słyszała bowiem plotki i to nie byle jakie. Od kilku dni ludzie szeptali, również do jej ucha, że dziś studio miał odwiedzić gość specjalny. W pewnym momencie chciała nawet skomentować, że chyba specjalnej troski, ale jako że była osobą dorosłą i prawdopodobnie poważną, to się od wypowiedzenia tych słów powstrzymała.
Uśmiechnęła się lekko, może odrobinę wymuszenie, do kobiety za kasą, wpatrującej się w nią z uprzejmym wyczekiwaniem. — To, co zwykle — rzuciła w końcu, a gdy zajęto się przygotowywaniem jej napoju, rozejrzała się ukradkiem, oceniając sytuację. W polu jej widzenia był tylko świeżo ufarbowany prezenter wiadomości i ruda pogodynka, zajęta opowiadaniem mu o niżu atmosferycznym. Nigdy nie wychodziła ze swojej roli i może to był jakiegoś rodzaju przepis na sukces.
Usiadła przy jednym ze stolików, przy oknie, aby mieć dobry widok zarówno na wejście, jak i niewielki ogródek, znajdujący się przed budynkiem. Można było stąd dostrzec kto akurat wchodzi do środka.
Aromat kawy koił nieco jej nerwy, a smak sprawił, że na moment zapomniała o troskach. Dziś miała ochotę po prostu tu zostać, właśnie w tej chwili - zatrzymać czas.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blichtr i przepych, który to był nieodzownym elementem życia celebryty to coś, co po pewnym czasie niemalże weszło w krew Rhetta. Jednakże czymś, co niestety nie mogło wejść mu w nawyk, było dzielenie się szczegółami ze swojego życia prywatnego z osobami zupełnie mu obcymi. Słyszał już niejednokrotnie, że tylko w ten sposób może pozostać na fali, zainteresować sobą media, a tym samym stać się obiektem zainteresowania producentów i reżyserów. Z tym że to zupełnie kłóciło się z jego naturą. Po części dla tego z resztą zdecydował się skoncentrować na produkcji filmów, nie na desperackiej walce o każda, choćby najmniejszą rolę w serialu trzecioligowej stacji telewizyjnej. Cóż, więc skłoniło go do wystąpienia w dzisiejszym wydaniu Good Morning Seattle ? Poza przekonującym menadżerem była to z całą pewnością chęć promocji nowego filmu. Wiadomo, sponsorzy nie spadają z drzewa. A tym razem planował nieco odciążyć swój prywatny budżet.
Niespiesznym krokiem wparował do budynku, poprawiając niby to od niecenia, wymięte poła płaszcza. Jako że był na miejscu o dziwo, kilka dobrych kwadransów przed czasem, postanowił uraczyć swoje trzewia mocniejszym trunkiem, który to mógłby trochę umilić przedwywiadową rzeczywistość. Był już kilka kroków od lady, gdy jego oczy spostrzegły znajomą twarz. Twarz nie byle jaką. Twarz, której wspomnienie spędziło z jego powiek bliżej nieokreśloną ilość snu.
-Adeline Barnett.- stwierdził na powitanie, uśmiechając się przy tym półgębkiem, jednak w tym niemalże niewidocznym drgnięciu kącików ust, próżno byłoby szukać serdeczności. Irytacja wzbierała się w nim coraz dynamiczniej, jak gdyby sam widok dawnej ukochanej był czymś niemalże niemożliwym do zniesienia. Pamiętał jak dziś dzień, podczas którego postanowili pokierować swoje życia na dwa zupełnie rozbieżne sobie tory. Nadszarpnięte ego, urażona duma i niedowierzanie, że ktoś inny niemalże bez wysiłku mógł wywrócić jego życie do góry nogami. -KING 5 TV nigdy nie było stacją zbyt wysokich lotów, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle.- prychnął niby to niewzruszony jej obecnością. Nie to, że kwestionowanie jej kompetencji czy profesjonalizmu było jego hobby, ale w pewien sposób pomagało mu w dodaniu sobie animuszu w tej bezsprzecznie niezręcznej sytuacji.
Przyglądając się jej kubkowi z ukosa, w jednej chwili przypomniał sobie, po co tu przyszedł. Coś mocniejszego, to było w planie. Jednakże po tym nieoczekiwanym spotkaniu z duchami przeszłości, przeczuwał, że bez naparu z melisy się nie obejdzie. Nie jeśli ten wywiad ma zapewnić mu dobry PR, bez pozostawienia kolejnych skaz na jego i tak dość kontrowersyjnym wizerunku. Odwrócił się na pięcie, chcąc podejść do lady, będąc tym samym w pełni przekonanym, że z ust brunetki nie wydobędzie się zbyt prędko żadna intrygująca riposta. Lekceważący, jak zwykle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzisiejszy dzień był nieco dłuższym dniem pracy niż standardowy. Zebranie zespołu uniemożliwiało wyjście niedługo po nagraniach, Stone musiała zaczekać na odpowiednią godzinę, by wysłuchać niezbyt ciekawych planów na najbliższy czas. Nie, nie miała jeszcze śmiałości, by jakkolwiek błyszczeć na tych meetingach i pozwalała na to bez żadnego skrępowania swojemu współprowadzącemu. Zdecydowanie na razie, póki mogła, blondynka przybierała rolę obserwatora, starając się wynieść jak najwięcej z tego na przyszłość. Choć z początku tak nie myślała, to naprawdę polubiła to zajęcie i nie zamierzała szybko go zmieniać.
Korzystając z chwili wolnego czasu, uznała, że dobrze będzie wypić sobie kawę w kafeterii, która miała ładny widok na miasto. Niespiesznym krokiem udała się w to miejsce, zamówiła do stolika latte razem z kawałkiem sernika - to jej grzech, którego nie potrafi sobie odmówić, odkąd zakończyła karierę modelki - i zajęła wymarzone miejsce. Ucieszyło blondynkę to, że za oknem niebo było bezchmurne, słoneczne. Takie widoki zdecydowanie lepiej nastrajają człowieka. To będzie... Piękny dzień.
Spokój jednak został zmącony ogłoszeniem z głośników, które nieco sparaliżowało Leonie. Nie bardzo wiedziała, co powinna zrobić. Znaczy teoretycznie wiedziała, bo instrukcje zostały wydane, ale ją po prostu jakby... Przykuto do tego krzesła. Wiedziała o takich sytuacjach, miała świadomość, że potrafią zdarzyć się i w codzienności, a nie jedynie na szklanym ekranie, ale jednak... Zwiedziła naprawdę sporo miejsc i nigdy... Nie doświadczyła ewakuacji z powodu podejrzenia obecności ładunku wybuchowego w budynku. Co z tego, że przeszła miliony szkoleń, głowa teoretycznie wiedziała, co należy zrobić, kiedy rzeczywistość... Okazała się przerażająco paraliżująca wręcz.
-Co? - zapytała wyrwana z tego dziwnego odrętwienia mężczyznę, który znalazł się obok i najwidoczniej próbował złapać z nią kontakt, zachęcić do wstania z miejsca. Zauważyła jego strażacki strój. To pierwsze co rzuciło się kobiecie w oczy. Dopiero później zwróciła uwagę na twarz i chyba jeszcze bardziej zamarła. -Dallas... - tak, powiedziała to tonem takim, jakby zobaczyła ducha i nie drgnęła ani o milimetr. To może dziwne, bo od rozstania Leonie bywała w Seattle wiele razy, ale jakoś nigdy nie dane było im przeżyć konfrontacji. Teraz też nie była na to zbyt dobra chwila, ale to nie zmieniało faktu, że blondynka czuła wstyd. Znów uczucie, które ją paraliżowało skutecznie. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Chyba, że mogłaby zapaść się pod ziemię, ale chowanie się pod stołem w tej sytuacji byłoby dziecinne i irracjonalne. Może jednak dałoby się je wytłumaczyć stresem ze względu na sytuację, w której się znaleźli? Dla niej nie była codzienna... Cóż, na razie po prostu siedziała. Jakby nigdy nic.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">014.
<div class="ds-tem4">Dallas & Leonie</div></div>
</div></div></div></table>
Wyleczenie kontuzji zajęło mu niespełna cztery tygodnie. Nie był już młodzieniaszkiem, którego ciało regenerowało się w mgnieniu oka. Rehabilitacja wybitego barku była mozolna, a przede wszystkim nużąca. Benjamin nie był przyzwyczajony do bezczynności; praca była tym, co go definiowało, bez niej nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Wprawdzie podczas tego nieplanowanego urlopu zdrowotnego zajął się stolarką, jednak traktował to jako hobby – oczywiście miał z tego dodatkowe, niewielkie pieniądze, ale w przeciwieństwie do służby strażackiej, praca z drewnem go uspokajała. Mimo wszystko tęsknił za strażackim wdziankiem, kolegami z remizy oraz adrenaliną, przede wszystkim za adrenaliną. <br>
Alarm bombowy był pierwszym po wczesnowiosennych ulewach, podczas których doznał urazu barku, nietypowym wezwaniem, które miał przyjemność koordynować. Brakowało mu tego – wykrzykiwania rozkazów, przydzielania zadań i dbania o bezpieczeństwo cywilów. Poza byciem strażakiem walczącym z pożarami był również ratownikiem, a może przede wszystkim ratownikiem? Znacznie lepiej czuł się w tej roli. Zazwyczaj to właśnie on odpowiadał za trudne w przeprowadzeniu akcje ratunkowe – począwszy od wydobywana osób uwięzionych w samochodach, przez wymagające szybkiego reagowania działania podwodne, skończywszy na niełatwych i czasochłonnych próbach eksplorowania zawalisk. Jednego był pewien, kochał swoją pracę. <br>
Z pewnością profesjonalisty przydzielił zadania konkretnym strażakom służącym w jego wozie, po czym sam ruszył do akcji, nie zamierzając biernie przyglądać się sytuacji. <br>
Kończył ewakuację budynku, jednak skierował się jeszcze do kafeterii i tam spostrzegł kobietę, która najwyraźniej nie paliła się do wykonania poleceń nadanych przez system. Podszedł do niej i wyrecytował skróconą formułkę. Dopiero po chwili zorientował się, że ją zna. Leonie. <br>
— Tak, cześć — rzucił szybko, wiedząc, że nie mają czasu na towarzyskie pogawędki. Z informacji, które otrzymał, wynikało, że alarm był rzeczywistym zagrożeniem, nie ćwiczeniami, nie żartem. — Teraz musisz wstać, pomogę ci — powiedział, podtrzymując ją za ramię. Jeśli będzie musiał, przerzuci ją sobie przez ramię i wyniesie z budynku, ale w pierwszej kolejności wolał spróbować mniej drastycznych metod. — Musimy wyjść na zewnątrz — dodał, rozglądając się, czy przypadkiem ktoś poza byłą dziewczyną również potrzebuje pomocy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Dam radę sama - odpowiedziała szybko, odsuwając się nieco z zasięgu rąk Dallasa, po czym faktycznie sama podniosła się z krzesła, jakby wcale jeszcze przed chwilą nie była zablokowana z niewiadomych przyczyn. To głupie. Dziecinne. Czemu niby miałaby nie chcieć jego pomocy, która przecież też była w pełni profesjonalna? Och, Leonie...
-Tam na zapleczu chyba ktoś jeszcze jest - dodała, bo przypomniało się jej, że przecież była tu jeszcze ekspedientka, która z całą pewnością nie wychodziła z pomieszczenia. Rzuciła to i po prostu dała robić swoją pracę Simmonsowi, bez dalszego zwracana na siebie uwagi mężczyzny. Wyszła z kafeterii i skierowała się szybkim tempem do miejsca zbiórki ewakuacyjnej. Tam znalazła miejsce nieco na uboczu, bo nie miała chęci na rozmowy z nikim, czy to rzeczywistość, a może ćwiczenia, a może fałszywy alarm. To nieważne. Samo wydarzenie wprowadziło Stone w dość refleksyjny nastrój, a spotkanie choć na kilka ulotnych sekund byłego faceta dodatkowo... Ją dobiło. Nie miała więc sił na smalltalki, żadne.
Siedząc na trawie, zanurzała się w świecie swoich wspomnień oraz wyobrażeń, które nijak miały się do obecnej rzeczywistości. Do tych pragnień, które chciała tak bardzo spełnić, a okazało się to niemożliwe, bo wybrała złego człowieka. Czy możliwe jest to, że dokonała złego wyboru jeszcze wcześniej, a nie kiedy wybrała M.? Tylko kiedy zostawiła tu w Seattle D.? Dobrze zdawała sobie sprawę, że ci dwaj mężczyźni byli jak ogień i woda w każdej kwestii, aspekcie... Różniło ich wszystko. Włącznie z wartościami oraz priorytetami. Problem polegał jedynie na tym, że ona sama kiedyś też chciała czegoś innego, a teraz... Nie mogła mieć tego, czego potrzebowała. Ironia losu? A może karma? Cholera wie jak to nazwać.
Z zamyślenia wyrwało blondynkę poruszenie, ludzie zdecydowali się jakoś ciaśniej zebrać. Stone doszła do wniosku, że może ktoś przyszedł wydać im dalsze zalecenia, minęło w końcu dość sporo czasu, moze wszystko było już wiadome, co dalej? Podniosła się więc i ona, stając na końcu, by dowiedzieć się czy czeka ją jeszcze jakiekolwiek spotkanie, czy może wcześniejszy powrót do domu. Właściwie... Nie miała pojęcia co się działo dalej po ewakuacji, bo jedyne jakie miała to szkoleniowe, a po nich wiadomo - powrót do swoich obowiązków. A tu? Zaraz się okaże.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „King 5 TV”