autor

[Joe Fitzgerald]

| po ostatniej

Dziewczyny poleciały do Paryża, ślub zbliżał się nieubłaganie, więc panowie postanowili spędzić razem jeden z wielu męskich wieczorów. Co prawda w bardzo okrojonym gronie, ale Joseph wiedział doskonale, że tak będzie lepiej - bo jednak mimo wszystko mężczyzna szykował się na grubszą imprezę na kawalerski, right? Tak czy siak, przyjechał do Toma z jakimiś stekami z ich ulubionej knajpy, do tego pewnie jeszcze pozamawiali jakąś masę gównożarcia, które potem mieli spalić na siłowni i siedzieli, chlając whisky.
- Kurwa, całe szczęście, że ta sprawa z Carrie rozeszła się po kościach. Ja nie wiem, mieliśmy jakieś zaćmienie mózgowe - pacnął się w czoło, bo Bogu i wszystkim jestestwom nad nimi dziękował, że tylko w taki sposób się skończyło. Naprawdę mogło być znacznie gorzej. - Ciesz się, że Popps się nie dowiedziała o Naomi, bo nie wiem, czy by ci to wybaczyła tak szczerze - westchnął cicho, bo taka była prawda. Naomi działała na Popps jak płachta na byka. Tak po prostu.
- Więc co, planujecie niebawem ślub? - uśmiechnął się szeroko, już się nie mógł doczekać, bo jego skromnym zdaniem tej dwójce spokojny ślub i sielskie, rodzinne życie należało się jak psu buda. Serio. - Już się nie mogę doczekać, aż zrobicie mnie wujkiem - dodał, rozciągając usta w szerokim uśmiechu i odpalając blanta.