WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Brianna zasiadła przy barze, rozglądając się sceptycznie po lokalu i niemal błyskawicznie pochłonęła każdymi zmysłami „uroki” ówczesnej imprezy. Ciężko było pogodzić się jej z tym, że została sama ze swoją aspołecznością w starciu z wysokim prawdopodobieństwem spotkania jakiegoś zalanego w trupa namolniaka. Ale niestety pojawienie się kwadrans przed czasem zwiastowało podobne sytuacje. Tym bardziej, że przyzwyczaiła wszystkich do bycia spóźnialską, co przekonywało o bezsensowności przychodzenia na czas — bo ona i tak zawsze będzie później.
Ku ukojeniu nerwów pozostało jej tylko poproszenie barmana o kieliszek chardonnay, który niemal w mgnieniu oka usłużnie podetknięto jej pod sam nos. Przypominając sobie, że podobna sytuacja miała miejsce niemal dwie godziny temu w jej domu rodzinnym, odparła beznamiętnie:
— Dziękuję.
Jej matka przy kolacji zwykła z rozmysłem wsuwać jej w dłoń kieliszek wina przy akcie ewentualnego ataku w jej stronę, mając na celu zajęcie jej przez jakiś czas na potrzeby dokonania pogardliwego wypomnienia każdej wady przy idealnym mężu córki. Jednak dopiero treść rozmowy zmusił Briannę do upicia pierwszego łyku wina. Wtedy z uwagi na szacunek należny wiekowi matki, powstrzymała się od bolesnych zarzutów w jej stronę, ale wówczas miała wrażenie, że z wielkim bólem wypomniałaby jej wszystkie błędy rodzicielskie i wyrobione jej krzywdy. „Gdy Brianna się wścieknie, jest zaciekła jak diabli, a jeśli nie dopnie swego... nie może tego całkowicie przełknąć. O! Zupełnie wtedy, gdy nie dostała się na Stanford. Mówiła ci o tym?” Aż prychnęła pod nosem sięgając po kolejny łyk wina, który nieoczekiwanie przeobraził się w parę krzepiących haustów doprowadzających do opróżnienia kieliszka. Błyskawicznie poczuła cieplejsze prądy przebiegające po skórze.
— Może kolejny? Na mój koszt? — słyszała przytłumiony męski głos.
Brianna aż drgnęła; była tak pochłonięta własnymi myślami, że przeoczyła faceta, który zasiadł tuż obok niej przy barze. Wybita z rytmu tylko wymuszenie uśmiechnęła się i na znak aprobaty pokiwała głową, w głębi duszy modląc się o ratunek przed nieznajomym z peruką z afro loków i gęstym, krzywo przyklejonym wąsem.
-
Poziom irytacji Loren po spędzeniu kilku ostatnich godzin w galerii, gdzie musiała uśmiechać się sztucznie i grać (niewdzięczną) rolę wdzięcznej artystki, był raczej wysoki, tak samo jak przemożna chęć by zacząć krzyczeć ile sił w płucach po usłyszeniu setnego - jak nie tysięcznego - zapytania o obraz, o którym opowiadała już wielokrotnie i do którego nie miała najmniejszej ochoty wracać. Jak potwornie drażniła ją ludzka ciekawość, brutalnie obdzierająca wszystko z mistycznej tajemniczości. Czy naprawdę odpowiedź zawsze musiała być podana na złotej tacy? Co się stało z radością płynącą ze świata domysłów, pozwalającego każdemu na wykazanie się nieskończonymi pokładami bujnej wyobraźni? Harrow czuła gorzki smak rozgoryczenia rozchodzącego się po ustach za każdym razem, gdy przykładała rękę do zdradzania sekretów wychodzących spod swojego pędzla. Och, o ile bardziej preferowała wysłuchiwać cudzego, pełnego potencjału monologu, który zrodził się z inspiracji jej obrazem! To było dużo bardziej satysfakcjonujące, a do tego zwyczajnie zachwycało ją jako artystkę, cieszącą się każdym przejawem kreatywności.
Więc tak - kiedy zmierzała na miejsce spotkania, oczywiście przebrana w odpowiedni strój, wciąż była nieco podminowana. Nic więc dziwnego, że po zauważeniu jakiegoś wyjątkowo kiczowato ubranego mężczyzny, zabawiającego jej towarzyszkę, dodatkowo się zirytowała. - Przepraszam, ale ta Pani jest już zajęta - mało elegancko wcięła się w rozmowę po podejściu do baru i ostentacyjnym objęciu Bri jednym ramieniem. - Więc jak mógłbyś... - urwała dramatycznie, nos nieco do góry zadzierając, jakby prowokując wąsatego mężczyznę, by zaprotestował. On - wyraźnie zszokowany - bez słowa się oddalił, więc Loren opuściła ramię, po czym zasiadła na zwolnionym miejscu. - Widzę, że nie możesz się opędzić od fanów - rzuciła z nutą ironii na przywitanie, obdarzając Briannę ewidentnie rozbawionym uśmiechem.
Afterlife, what a terrible thought, cause' I've lived without you
once before. It feels like a lifetime, we don't have to do this again.
You can tell your God he can keep his salvation, it was only ever you.
-
— O! — rzuciła zaskoczona — Hej, śliczna.
Brianna wzruszyła tylko ramionami w wystudiowany sposób, nie zamierzając wtrącać się w ich jednostronną dyskusję i z uśmiechem obserwowała zachodzące gwałtowne zmiany w mimice nieznajomego tonącego coraz bardziej w pewności siebie emanującej od Loren. Naprawdę wyglądał jakby miał zaraz uciec w podskokach z jej "pola rażenia". Tak też się stało.
— Taa, chyba od fanów The Commodores… — odparła, przewracając oczami. — Poszczęściło mi się, że akurat wpadłaś. Za pół godziny, dzięki licznym naciskom, zakwestionowałabym moje dotychczasowe upodobania i pokochałabym wąsy.
Brianna ni stąd, ni zowąd, jak to miała w zwyczaju, w akcie impulsu obróciła się na hokerze i szybkim gestem palców, jakby rzucała zaklęcie, poprosiła zapracowanego barmana o jeszcze raz to samo, ale dwa razy. Następnie dumna ze swojego niezależnego postępowania, uśmiechnęła się do swojej towarzyszki jak dziecko na widok cukierka.
— Jest zdecydowanie za późno na bycie trzeźwą… — powiedziała. — Już nie wspomnę o tym, że nie mam zamiaru ruszać się z miejsca w tym stroju. Za to ty… — przerwała, zlustrowała ją od stóp do głów i stwierdziła: — ty wyglądasz pięknie. Jakby to była jakaś nowość.
-
Tamtego ciężkiego dnia po skończonej zmianie udał się więc do centrum z nadzieją uzyskania wsparcia moralnego od swojej ulubionej siostrzyczki. Najlepiej, żeby to wsparcie moralne przeliczało się na alkohol.
Nie było bardzo późno, więc w klubie nie tłoczyło się wiele ludzi, ale fakt faktem - przy barze siedziało już parę osób. Niewiele się nimi przejmując, Shah podbił do lady i wyciągnął swoją długą szyję w poszukiwaniu czupryny jasnych włosów.
- Halo! Barman! - krzyknął tonem rasowego chama, gdy już ją wypatrzył. Jakoś musiał zwrócić na siebie jej uwagę. - Piwo dla mnie! - Po złożeniu zamówienia, usiadł sobie na stołeczku i pokręcił głową z niedowierzaniem. - Ech, ta tutejsza obsługa. My w Little Darling ciężko harujemy, a tutaj? Nawet o piwo nie idzie się doprosić - jęknął dramatycznie. Kilku klientów siedzących niedaleko obdarzyło się zdziwionymi spojrzeniami, chyba nie dowierzając temu, co rozgrywało się przed ich oczami. Toż to typowy Janusz, tylko że wersja irańsko-amerykańska.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
Dzień jak co dzień w Dragon Club, mnóstwo dymu, tańca, ludzi wlepiających oczy... I nachalnych facetów, którzy nie potrafili przejść do porządku dziennego nad dewizą "patrz, ale nie dotykaj". Tego wieczoru trafił jej się jakiś obleśny gówniarz, bo inaczej nie mogłaby go określić, nawet jeśli był młody i przystojny, który za punkt honoru powziął zmacanie Azjatki. Haneul liczyła, że w końcu się znudzi i znajdzie inną ofiarę, dlatego też nie wzywała ochrony. Jeszcze. Przynajmniej tłum się zagęścił i udało jej się jakoś zniknąć mu z oczu. Wprawdzie skończyła już zmianę, ale zdecydowała się jeszcze trochę zostać, by ostatni taniec wykonać przy największym obłożeniu klientów. I jak pech to pech, oczywiście gówniarz musiał się do niej znowu przyczepić! Skończyło się to kilkoma dosadnymi słowami z jej strony, na szczęście znaleźli się jego koledzy i mogła w spokoju dotrzeć do baru. Ubrana była w swój sceniczny strój, skórzane szorty, krótką bluzeczkę i wysokie szpilki na platformie dodające jej dobre 15cm wzrostu, jednak patrząc na specyfikę miejsca nie zwracała sobą aż takiej uwagi. Przepchnęła się do lady, stając obok jakiegoś młodego mężczyzny. W zasadzie nawet nie zwracała na niego uwagi, o tyle o ile byle nie próbował jej macać. Skąd miała wiedzieć, że staje właśnie obok swojego ex.
- White? - zamachała dłonią, gdy blondynka zwróciła na nich uwagę po januszowskim tekście chłopaka. Kusiło mu coś odpalić, ale powstrzymała się, formalnie nadal była w pracy. - Zrobisz mi coś do picia? Tylko bez alkoholu plis, bo wtedy raczej nie będę ręczyć za siebie i tamtemu szczeniakowi obiję twarz. - zaśmiała się do koleżanki. W końcu White jako barmanka też nie raz spotykała się z takim traktowaniem, w miejscach takich jak to nie było to nic dziwnego. Widząc też, że zwalnia się miejsce na stołeczku obok niej, szybko usadziła na nim tyłek, by dać odpocząć stopom.
-
Prawdą było, iż kobieta nie spodziewała się jego wizyty w klubie. Nawet jeśli pisał do niej jakieś wiadomości, to najzwyczajniej w świecie ich nie odczytała pełne ręce roboty, a telefon leżakował sobie w szafce w damskiej szatni. Nie nosiła go przy sobie, bo wolała go przypadkiem czymś nie zalać. Nie byłą co prawda fajtłapą, ale wiadomo, iż wypadki po ludziach się zdarzają. Nawet jeśli nie ona byłaby sprawczynią dziwacznego zamieszania, to jednak ktoś inny już tak. lepiej dmuchać na zimne. Lubiła swój telefon, a zarazem wolała nie zastanawiać się co ze wszystkimi kontaktami oraz zdjęciami, które pozostały w pamięci telefonu. Z resztą... Mniejsza o to. Czas wrócić do rzeczywistości.
Blondynka nim odwróciła się do brata jedynie machnęła na niego ręką. Akurat robiła kilka drinków, więc była najzwyczajniej w świecie zajęta. Zaraz potem po ladzie baru przesunął się kufel z piwem, a ona okazale walnęła podkładkę tuż przed jego nosem, by zaraz postawić na tym piwo.
- Dobry wieczór... Najwyraźniej w tamtejszym klubie nie wiecie co to "dobre wychowanie" spojrzała na niego dość poważnie. - Chyba trzeba wam zafundować lekcje savoir vivre. - Blondynka cicho parsknęła by zaraz w iście teatralnym stylu rozpocząć szykowanie drinka dla Su. Zgarnęła kilka soków, jogurt naturalny i brązowy cukier. Kolejno szybko i sprawnie zaczęła dodawać każdy składnik do shakera. Wpierw sok ananasowy, potem grejpfrutowy, trochę jogurtu i cukry. Sprawnie zrobiła kilka akrobacji podrzucając odpowiednio shaker. Odstawiła go zaraz na bok i sięgnęła po wysoką szklankę na nóżce. Nalała tam drink bezalkoholowy i przyozdobiła plasterkiem kiwi i słomką. Położyła podkładkę tuż przed Su i na tym postawiła gotowy trunek. Odsunęła się i skrzyżowała ręce por piersiami. Przyjrzała się obojgu krytycznym wzrokiem. Mimowolnie się uśmiechnęła.
- To zabawne... Nawet do siebie gnojki pasujecie. - White pokręciła delikatnie głową w jakby w geście niedowierzania. Postanowiła na chwilę zamilknąć. Chciała zobaczyć ich reakcję, gdy zorientują się w końcu, że Su i Shah siedzą tuż obok siebie.
-
Uśmiechnął się szeroko, słysząc jej cieplutkie powitanie. Tego właśnie się po niej spodziewał – sarkazmu i postawy w stylu ”po co tu przylazłeś, smarku”, która nie robiła na nim żadnego wrażenia. Wiedział przecież, że w głębi duszy go uwielbiała i gdyby nagle przestał zatruwać jej życie, kompletnie nie potrafiłaby się w nim odnaleźć.
- Och, przepraszam, nie wiedziałem, że żeby zostać barmanem trzeba urodzić się pierdolonym hrabią – odpowiedział jej poważnym tonem, ale nie mógł długo udawać – już po chwili zaśmiał się cicho, kręcąc głową i obejmując swoje piwko dłońmi tak, jakby było najcenniejszą rzeczą na tym strasznym świecie. W międzyczasie do baru przysiadła się jakaś laska, która chyba też tutaj pracowała, bo odezwała się do Kiry jej dziwnym pseudonimem (Shah lubił dręczyć ją swoimi teoriami o jego ukrytym, podświadomym rasizmie) i zażądała drinka bez alkoholu. Bez alkoholu! Na Allaha, to było strasznie smutne.
Nie zwracał na nowoprzybyłą dziewczynę większej uwagi – właściwie spodziewał się, że weźmie swojego drinka i wróci do pracy, a on będzie mógł dalej w spokoju zatruwać siostrze życie. Niespodziewanie jednak starsza Hale spojrzała na nich i rzuciła komentarz o ich rzekomym niezłym dopasowaniu, na co Shahruz od razu wyprostował się na swoim stołku. Czyżby siostra właśnie próbowała ogarnąć mu jakąś randkę na później?
Dopiero kiedy spojrzał w bok i zmrużył oczy, przyglądając się siedzącej niedaleko dziewczynie, zrozumiał, o co chodziło.
- O kurwa – mruknął, szczerze zdziwiony. – Su? – Minęło parę dobrych lat odkąd widzieli się ostatni raz, ale tę twarz poznałby wszędzie. Zwłaszcza po tej jeździe, jaką urządziła mu publicznie na wskutek jego drobnego zaniedbania ich szczeniackiego związku. I mimo że tłumaczył się jak mógł, ona chyba nigdy nie uwierzyła mu w to, iż faktycznie na miesiąc zapomniał o jej istnieniu, pochłonięty graniem na PlayStation. – Wyglądasz... – zaczął, a jego spojrzenie zjechało na jej strój roboczy. – Inaczej niż zapamiętałem. – Dlaczego dla niego nigdy nie ubierała takich łaszków? Czy to przez to, że byli wtedy tacy młodzi? Życie było niesprawiedliwe, skoro podrzucało mu ją akurat teraz i to w takim fajnym wydaniu.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
- Dzięki słońce. - uśmiechnęła się ślicznie do koleżanki, w końcu też i wszyscy wiedzą, że z każdym, kto przygotowuje ci żarcie, należy żyć w zgodzie. Przymknęła z zachwytem oczka, połykając pierwszy łyczek shake'a. Na Kirę zawsze można było liczyć. - Sama jesteś gnojkiem. - odbiła bez wahania, dopiero wtedy odwracając głowę w stronę tegoż dziwnego klienta. Że niby miałaby do kogo pasować...? Dopiero po chwili go rozpoznała.
- Shah...? Co Ty tu robisz...? Znaczy... - zamrugała oczami, przez chwilę nie wiedząc, co powiedzieć. I umówmy się, to wcale nie było drobne zaniedbanie! To była skrajna podłość i jak na urażoną nastolatkę przystało inaczej postąpić nie mogła. Choć trzeba przyznać, że po tylu latach po prostu już się z tego śmiała.
- A co, coś Ci się nie podoba? - uśmiechnęła się szeroko, odwracając bardziej w jego stronę, może nawet odrobinkę zawstydzona. - Miło Cię widzieć po takim czasie. - zeskoczyła ze stołka, przytulając go na przywitanie, by po chwili wrócić na swoje miejsce. - Ale to w sumie tłumaczy, czemu nie napluła Ci do piwa po tym tekście. - puściła im oczko, wracając do swojego shake'a. Takiego spotkania po latach nie spodziewałaby się chyba nigdy, zwłaszcza w takich okolicznościach. Ale w sumie nie było tak źle, w zasadzie nie miała się czego wstydzić, to w końcu tylko taniec.
-
- Hrabia z ciebie idealny, większość z nich historycznie była gburami nie znającymi zasad dobrego wychowania. - odpowiedziała chłodno by zaraz i samej parsknąć krótkim śmiechem. Uśmiechnęła się pod nosem słysząc początkową odpowiedź Su. Wciąż czekała, aż w końcu ta zorientuje się, przy kim usiadła. Reakcja obojga była bezcenna. Obserwowała ich spokojnie w międzyczasie obsługując kilku klientów, gdy oni byli sobą przez chwilę zajęci. Parsknęła cicho słysząc o pluciu do piwa.
- Nie robię takich rzeczy. Szkoda mojej własnej ślini. Poza tym, niektórzy mogą o tym marzyć wyobrażając to sobie jako pocałunek z języczkiem. Fuj. I'm aut. - odparła nalewając kolejne piwo do kufla. Postawiła je na tacy, by jedna z kelnerek zaraz to zabrała. Spojrzała na nich spokojnie dalej ich obserwując i nasłuchując. Cóż innego w danym momencie w sumie mogła robić? Ot pochowała kilka szklanek i kufli do zmywarki, którą miała ukrytą pod ladą. Nie będzie przecież stać cały czas jak kołek. Ona wciąż była w pracy, nie tak jak ta dwójka siedząca tuż na przeciwko niej. Słuchać oczywiście nadal słuchała uważnie wyłapując wszelkie niuanse i zmiany w tonacji głosu. Zajmowała się jednak tym, czym musiała, czyli obsługą klientów, przyjmowaniem kasy i tym podobne. Aktualnie szło dużo piwa, więc mogła spokojnie stać niemal przed Su i Shah i niemo im towarzyszyć danego wieczora, bo nie oszukujmy się, ale przy natłoku klientów ciężko prowadzić zwyczajową rozmowę z braciszkiem i koleżanką.
-
Przerzucanie się sarkastycznymi komentarzami było w ich wydaniu jak najbardziej normalne, więc słysząc jej kolejne przytyki, Shahruz rozluźnił ramiona, a potem obscenicznie upił łyk swojego piwa i wydał z siebie głośne, januszowate ”aaahhh” (znaczy wiecie, chodzi o ten odgłos, który niektórzy ludzie wydają po wypiciu), żeby jeszcze bardziej ją zirytować.
- Zażalenia składaj do rodziców. – Skoro już czepiała się jego wychowania to postanowił odesłać ją do osób za nie odpowiedzialnych. – Chociaż nie obiecuję, że nie parskną śmiechem, kiedy zaczniesz się na mnie żalić. – Oboje przecież zdawali sobie sprawę z tego, że starsza Hale nie była lepsza. Wręcz przeciwnie, byli siebie warci. Gdyby Patricia i Leonard mieli zrobić listę swoich ulubionych dzieci, Shah i Kira pewnie dumnie zajmowaliby ostatnie miejsce ex aequo, więc w gruncie rzeczy nie mieli czym szastać.
Wyglądało na to, że on i Su byli tak samo zdziwieni tym nagłym spotkaniem po latach. Zaskoczenie Hale’a sięgnęło jednak zenitu, kiedy dziewczyna zeskoczyła ze swojego stołka i ruszyła w jego stronę nie po to, żeby znów przywalić mu za tamten ich niewypał związkowy, lecz żeby go przytulić. Odwzajemnił uścisk niemrawo, wciąż znajdując się w lekkim szoku. Co za zbieg okoliczności!
- Nie no, coś ty. – Strój Su zapewne spodobałby się każdemu facetowi, który miał w sobie chociaż dziesięć procent heteroseksualizmu. – Smutno mi tylko, że tak późno odkryłaś w sobie zamiłowanie do takich łaszków – powiedział z rozbawieniem. Po części serio żartował, po części nie. Skłamałby, gdyby stwierdził, że po tylu latach Callaway nie zrobiła na nim wrażenia.
Słysząc jej kolejne słowa, zaśmiał się cicho, po czym spojrzał na Kirę.
- No, to obleśne – przytaknął, odnosząc się zarówno do plucia do piwa, jak i do pocałunku z języczkiem z Kirą. Bez obrazy, bądź co bądź była jego siostrą, chociaż wiele bohaterów filmów dla dorosłych nie uznałoby ich zerowego pokrewieństwa za przeszkodę. – To ten, co za gamoń cię tak wkurwiał? – Coś mu świtało, że jeszcze chwilę temu Su żaliła się na jakiegoś typka, ale nie kojarzył szczegółów. Możliwe, iż nawet ich nie podała. – I kiedy w ogóle kończycie zmianę? – w tym momencie skierował się zaś do Kiry, zastanawiając się, czy istniała jakakolwiek szansa na to, iż napiją się gdzieś we trójkę, ale czegoś porządnego, a nie jakichś soczków bez alkoholu.
***
Spotkanie było nieoczekiwane, ale nad wyraz owocne. Konwersując tak z siostrą i swoją licealną miłostką, Shah pewnie wypił jeszcze ze dwa piwka, nie mogąc nadziwić się temu, jak gładko życie stawiało na jego drodze osoby, z którymi już kiedyś coś go łączyło. Kto wie, może od tamtej pory pojawiał się w Dragon Club częściej niż zwykle, chcąc jeszcze raz natknąć się na Su i wykorzystując Kirę jako niezawodny pretekst?
/zt x3
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
- #4
Anne czekała już w klubie. Musiała wypróbować swoją nową, dopasowaną sukienkę od Herve Leger, w krwiście czerwonym odcieniu. O dziwo, jego sukienki są niezwykle wygodne. Tkanina trzyma wszystko w ryzach, a jednocześnie ze sportową wprawą nie blokuje żadnego ruchu. Problem polega tylko na bieliźnie. Do takich sukienek po prostu się jej nie nosi! Wszystko by przebijało, odbijało kształty. Cóż za pech! Siedziała przy barze, bawiąc się kucykiem. Miała dwa, jak grzeczna dziewczynka. Bawiła się jednym, czekając aż znajomy barman zaserwuje jej tequilę. Niewielka miseczka z ćwiartkami limonki i solniczka już stały na blacie. Czekała tylko na kieliszek z alkoholem. Miała wystarczająco dużo czasu, aby przywitać się z wujkiem Jo. Tak miał na imię, albo tak nazywano mężczyznę, który bywał często w jej domu i zapewniał jej dostawy najlepszych, sprawdzonych i bezpieczonych narkotyków. Najdroższy towar, dla najdroższej "siostrzenicy". Ale Taylor nie musiał wiedzieć, że wujek Jo jest w jakikolwiek spokrewniony z Anne. Mógł uznawać to za czysty nickname.
Była przekonana, że dotarła do klubu przed Taylorem. Dopiero jeden z barmanów, czy ochroniarz, wyprowadził ją z błędu. Wypiła pierwszy shot tequili, zagryzając go limonką. Przekręciła się na wysokim krześle, by dostrzec Taylora na parkiecie. Uśmiechnęła się nieco zawadiacko i skinęła do niego, czy nawet pomachała.
-
Myśli Taylora, za wyjątkiem przedmeczowej odprawy oraz samego meczu, bardzo często krążyły wokół tego, czego może chcieć od niego ten koleś, na czym to będzie polegać, ile zarobi. Te dwa kawałki, które zgarnął na balu w domu Anne zostały częściowo wydane. Trochę ciuchów, nieco dragów, część przepieprzył w hotelu w Teksasie na imprezę. Pieniadze zdecydowanie się go nie trzymały. Dobrze byłoby mieć stałe źródło dochodu...
Był przed czasem, zamówił piwo chcąc być jak najbardziej ogarniętym, gdy przyjdzie mu rozmawiać z gościem, Anne wciąż nie było, uderzył na parkiet. NIe wiedział ile czasu tam spędził, ale w końcu odnalazł ją wzrokiem. Dziewczyna, z którą bawił się do tej pory została zignorowana, nawet się nie pożegnał. Przywitał się z Anne krótkim pocałunkiem, potem przesunął dłońmi po jej kucykach.
- To nie są warkocze - ściągnął brwi lekko zawiedziony - Jednak miałąś rację, to nie pasuje. Rozpuść je, będziesz wyglądać jak prawdziwa seksbomba - stwierdził rozbierając ją wzrokiem gdy przesunął spojrzeniem po jej całym ciele. Postanowienie na dziś? Nie spruć się jak śmieć aby pamiętać coś nad ranem. Wychylił się w stronę baru ocierając o blondynkę i dziabnął lufę tequili. Szybko, bez soli i tylko limonką zagryzł - Jest już ten twój gość? - uznajmy, że Mays jeszcze nie wiedział jak ów gość się nazywa.
-
– Teraz lepiej? – zapytała, rozpuszczając oba kucyki. Kilka razy między palcami przeczesała swoje długie, jasne włosy. Może nawet się pochyliła, kilka razy mocniej je przegarnęła i gotowe.. Równo i całkiem gładko układały się na ramionach. Uśmiechnęła się zawadiacko, ale zanim odpowiedziała na ostatnie pytanie Taylora, wychyliła kolejny kieliszek tequili. Skrzywiła się lekko.
– Tak. Zaraz do niego pójdziemy. Ale najpierw się napij. Tylko nie połykaj. – mruknęła, podając mu ostatni kieliszek.Gdy go wychylił, pocałowała go, niemal brutalnie żądając podzielania się alkoholem. Dopiero po tym niehigienicznym i pro-covidowym zachowaniu, skinęła głową w stronę schodów do jednej z lóż VIP. Na górze siedział wujek Jo! Był to wysoki, postawny mężczyzna. Już bez marynarki, ale w białej - niemal nieskazitelnej koszuli. Podwinięte rękawy, drogi zegarek. Siedział ze szklanką whisky i uśmiechnął się szeroko na widok Anne. Przywitali się, całując w oba policzki..
– Jo, to właśnie mój znajomy Taylor. Wydaje mi się, że sprosta Twoim wymaganiom. Polecam. – uśmiechnęła się uroczo. Wuj zaprosił ich na sofę. Dwie dziewczyny, które wcześniej obok niego siedziały, dosłownie rozpłynęły się w powietrzu. Został tylko ktoś, to zapewne był ochroniarzem. Stał na schodach.
-
- Zapomniałaś majtek? NIe zimno ci? - będący gamoniem w kwestiach modowych kompletnie nie wiedział, że tak ma być i już. Podążył za Anne do loży VIP (widok go nieco uspokajał!) i poczuł się zdecydowanie jak gówniarz, onieśmielony przez gospodarza. Jako futbolista miał do czynienia z naprawdę potężnymi gośćmi, ale oni zwykle byli w jego wieku. Potężni, wielcy, ofensywny i defensywni liniowi. Jo nie był aż tak wielki, ale jego sylwetka onieśmielała. Tak samo jak wielki ochroniarz w zasięgu paru kroków.
- Dobry wieczór. Anne mówiła... - tutaj się zawahał. Czy powiedziałą, że ma dla niego pracę? Nie, nie takiego wyrażenia użyła. Odchrząknął, lekko się poprawił na tej sofie i podjął - że poszukuje Pan młodego człowieka do pracy kuriera. Myślę, że byłbym zainteresowany. - zaczynał niezbyt pewnie, ale przy końcu brzmiał już normalnie. Nawet się wyprostował, aby zrobić lepsze wrażenie. I pewnie dla otuchy położył dłoń na nagim udzie Anne dość mocno zaciskając na nim palce.