WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Niewinny, ta – odchrząknęła niezwykle wymownie jakoś nie mogąc sobie przypomnieć tej całej niewinności na wszystkich przetańczonych imprezach do rana, tych wszystkich zmacanych pannach i litrach alkoholu, które miały zaszczyt przejść przez jego gardło. – Nie bądź już taki skromny – kłamczuchu.
Monty z uwagi na swoją ciemniejszą niż w standardzie karnację i kruczoczarne włosy działał jak magnes na kobiety. Korzystał z tego? Głupi by był gdyby tego nie robił. Jako młody, wolny facet bez zobowiązań mógł się bawić ile dusza zapragnie choć ostatnio przyznał się, że często brakuje mu nawet czasu na sen. Już nie wspominając o balowaniu do rana i regeneracji cały kolejny dzień. Można byłoby rzec – życie albo… dorosłość.
Chociaż dziś o dorosłości oboje chcieli zapomnieć.
– Nieźle też pali – ogarnęła wzrokiem tylne światła stopu w oddali nim samochód zniknął całkowicie z pola widzenia. Sportowe bryki były pocieszne dla oczu i zabójcze dla portfela ale jeśli kogoś było stać na furę za kilkaset tysięcy to czy nie będzie go stać na utrzymanie jej? – Coś Ty. Przez całą drogę próbowała mi wmówić, że klub ze striptizem to głupota i zapytała dla pewności ze 3 razy czy wiem ile mam lat. Szczyt bezczelności – Molly okazała fałszywe oburzenie bo pomimo goniącej ją 30 czuła się bardzo dobrze. W pewnym sensie był to nowy stan więc należało z niego korzystać póki trwał. Doły nadchodziły niespodziewanie bez wcześniejszych sygnałów więc ta noc mogła być ostatnią dobrą przed typowym zjazdem. Trzeba z niej brać garściami…
– Jaki Ty sprytny jesteś! Zapełniłeś lodówkę bo wiesz, że jutro niekoniecznie będzie Ci się chciało wychodzić. Ja o tym nie pomyślałam – westchnęła przypominając sobie co ma ona na poszczególnych półkach prócz światła i puszki dla kota. Na upartego zrobi jajecznicę a najpewniej zamówi coś tłustego w południe albo i pod wieczór bo istnieje prawdopodobieństwo, że na pożywienie nie będzie mogła patrzeć.
Siadając naprzeciwko Winterspoona obrzuciła go wzrokiem. W tej poświacie wyglądał jeszcze ciekawiej niż zazwyczaj. – Wyglądasz jak syn diabła – a co jeśli został wysłany aby zabrać ze sobą właścicielkę zakładu pogrzebowego do samych czeluści piekielnych? Ale za jakie grzechy…
– Okej. Aż boje się czego zażądasz na deser – na samo wspomnienie jak to jest wymieszać różnego rodzaju alkohole przeszedł ją dreszcz. W trakcie trwania imprezy jest śmiesznie i niezwykle miło ale później? Szkoda gadać…
Dwie zbłąkane dusze stojące na progu całkowitej zagłady w domu rozpusty.
– Dla mnie to pierwszy raz ale na dobrą sprawę właśnie tak to sobie wyobrażałam – przy stoliku pojawiła się młoda kelnerka stawiając na lakierowanym blacie kieliszki z bąbelkami. Molly kiwnęła jej głową w ramach podziękowania i podpierając łokcie na ów stoliku pochyliła się nieco w stronę doktorka.
– Jezu Monty, cholera wie ale jeśli masz serio taki zamiar to czeka Cię spacer pod scenę – zaśmiała się chwytając nóżka swojego kieliszka. – To za co pijemy? Chciałabym powiedzieć, że za amnezję ale nie wiem czy to dobry pomysł – przygryzła dolną wargę rzucając wyzwanie brunetowi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Monty obrzucił jeszcze parę razy wzrokiem otoczenie. Po to, by wkręcić się trochę w klimat tego miejsca. Również praktycznie w nich nie bywał, zaliczył tylko dwa epizody, o których zdążył już wspomnieć. A przecież był idealnym targetem. Młody i przy kasie. Ramię w ramię ze starszymi biznesmenami, którzy potrzebowali czegoś więcej na odstresowanie się po pracy i od małżeńsko-rodzinnych dramatów. Jej biblijne porównanie zwróciło w końcu jego atencję z powrotem do ich grona.
- Jeszcze chwila adaptacji do tej czerwieni a poczuję się jak sam Lucyfer. Nie wiem tylko, czy schlebia mi to, czy nie. Jeżeli tak wygląda piekło, to raczej nie powinienem narzekać. – jego wzrok padł z powrotem na towarzyszkę, której również się przyjrzał. – Ty zaś mogłabyś być aniołem, który znalazł się po niewłaściwej stronie świata. – rzucił niemal tekstem na podryw, który wymagał jakiegoś dopracowania, odnosząc się oczywiście do jej jasnej cery i włosów, które były w kontraście do jego człowieczego ubarwienia, który zawdzięczał mieszanej parze swoich rodziców.
- Hej, to była twoja propozycja. Ja się tylko dostosowałem. – wzruszył ramionami niczym niewinne dziecko, nie mające nic wspólnego z zamówieniem, które właśnie złożyli. Zastanawiał się, czy nie ściągnęli na siebie w tym momencie uwagi ludzi z klubu, dość wystawnie zaczynając całą dzisiejszą imprezę. Na pewno w oczach ludzi związanych w tym miejscem mogliby się stać klientami VIP. – Najwyżej załatwię ze szpitala jakąś kroplówkę i spędzimy cały dzień z igłami w rękach. – zaśmiał się na tą myśl, chociaż nie wiadomo, czy będzie im do śmiechu nad ranem, kiedy zamiast w łóżku, spędzą noc tuląc sedes, ogołeceni z kasy w portfelach.
Trzeba było przyznać, że obsługa całkiem szybko wyrobiła się z zamówieniem, bo zaraz długie kieliszki pojawiły się przed parą. Monterrey siedział jeszcze chwilę, całkowicie wyluzowany. Czuł się bardzo dobrze. Świadomość, że w końcu mógł gdzieś wyjść i jeszcze w towarzystwie Molly, jak za dawnych czasów ugasiła jego wzmożone pragnienie przełamania pracowniczo-domowej rutyny, którą ostatnio żył.
- Sądzisz, że zobaczymy grono facetów, którzy będą stać pod wybiegiem z wywalonymi na wierzch jęzorami i szastającymi w pięściach dolarami, którzy naiwnie wierzą, że w ten sposób wyrwą jedną z dziewczyn, która ma ich wszystkich w dupie, chyba, że są jakimiś znanymi milionerami? – uniósł nieco brwi, po czym spojrzał przez krótki moment na jeszcze wiszącą kurtynę. – Na filmach dziewczyny czasem same fatygują się do klientów. Może i ty się którejś spodobasz. – uśmiechnął się szeroko, już sobie wyobrażając, jak prawie naga laska wykonuje lap dance tuż przed Molly. Oczywiście, że chciałby to zobaczyć.
- Za amnezję? Lepiej nie. Skoro już się wybrałem do tak wspaniałego miejsca, to chciałbym coś zapamiętać z tego wieczoru. Lubię myśleć, że to może być mój pierwszy i jedyny raz, by było bardziej wyjątkowo. – odparł, wychylając się jednocześnie do przodu, aby sięgnąć po swój kieliszek, który utrzymał przez parę sekund w powietrzu. – Dlatego uważam, że jak zawsze, powinniśmy pierwszego wypić za przetrwanie. – zaśmiał się i stuknął w końcu szkłem, pociągając parę łyków swojego startera. Następnie dość swobodnie rozsiadł się na wskroś fotela, przerzucając nogi na bok swojego siedzenia.
- Myślisz, że mają tutaj jakieś prywatne pokoje, dla… nieco bardziej wymagających klientów? – rzucił luźno w eter, a za moment zerknął na towarzyszkę, która obrzuciła go pytającym spojrzeniem. – Tak pytam, z ciekawości. – uśmiechnął się, próbując ją tym samym przekonać, że niczego nie insynuuje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Też nie uważam, że jest źle ale – uniosła palec wskazujący do góry zaznaczając, że chciałaby w tym miejscu wprowadzić małe wtrącenie - Na dłuższą metę wolałabym jednak pooglądać przystojnych panów niż wyginające się laski – prawa brew powędrowała zadziornie do góry bo mimo na pozór delikatnego wyglądu wcale taka święta nie była. Sam pomysł na imprezkę ze striptizem był jej inicjatywą co świadczyło o tym, że ciężko nudzić się w towarzystwie Murphy. Nigdy nie wiadomo co jej przyjdzie do głowy. Zwłaszcza teraz kiedy nie miała żadnych ograniczeń i hamulców.
W czasie ich luźnej pogawędki do sali powoli zaczęli schodzić się kolejni goście. Z coraz większym niepokojem Molly zaczęła dostrzegać, że jest jedyną kobietą na widowni i nie do końca była przekonana czy jej się to podoba.
– Zauważyłeś, że tu nie mam innych dziewuch prócz mnie? – pochyliła się konspiracyjnie nie chcąc jeszcze bardziej zwracać na siebie uwagi. Już jej jasne blond włosy, które w tym świetle diametralnie zmieniły barwę wyglądały niczym jedna wielka wskazówka „patrzcie, tu siedzi laska”. Była tylko ciekawa jak to jest i skoro ją wpuścili to najpewniej nie była pierwszą zainteresowaną podobnym pokazem gimnastyki i piękna gibkiego ciała/ciał?
– Tak. A na zapleczu czeka na mnie kocioł. Pewnie byłbyś pierwszy żeby oskubać mi skrzydła z piór, hm? Przyznaj się – żarty żartami ale serio świadomość bycia jedyną przedstawicielką płci żeńskiej po tej stronie sceny trochę ją niepokoiła. Na tyle, że wsunęła się o wiele bliżej stolika gdyby jakiś napalony stary dziad pomylił ją z pracownicą. To już byłby szczyt!
– Mogłeś mi przypomnieć o jedzeniu. Na szczęście jest coś takiego jak żarcie na dowóz – i to większości zawsze ratowało dupsko gdy lodówka świeciła pustkami a organizm domagał się czegoś. Najczęściej ciepłego i tłustego. A wyrzuty sumienia to już zupełnie inna bajka…
– Robiłeś to kiedyś? – kroplówka witaminowa to ponoć świetna sprawa bo uzupełnia wszystkie niedobory i odpowiednio nawadnia wycieńczony organizm. Sporo o tym słyszała ale nigdy nie korzystała. Czemu? Przez ostatnie 2 lata nie miała okazji tak mocno imprezować więc zwykła tabletka musująca spokojnie jej wystarczała. Kto wie czy jutro nie będzie tuliła poduszki razem z Montym gdzieś na dawno zapomnianym łóżku w lokalnym szpitalu. Profesjonalnie takim stawianiem na nogi zajmowały się prywatne firmy, które prowadziły działalność dla zamożniejszych obywateli oczekujących natychmiastowych efektów. Ale skoro on miał wtyki w pracy to czemu się sprzeciwiać?
– Nie wiem ale jak tak patrzę na nich – obróciła się dyskretnie oceniając zgromadzone towarzystwo. Większość była od nich starsza ale wszyscy byli dobrze ubrani i zachowywali pozory kultury. Niemal na każdym stoliku stała butelka lub więcej. Gdzieniegdzie toczyły się żywe dyskusje, inni w milczeniu wpatrywali się w scenę. – Myślę, że pod wpływem wódy są zdolni do wszystkiego – żadna to tajemnica.
– Kto wie. Może to mi się spodoba i zacznę tutaj pracę – skrzywiła się niby oceniając warunki, które na pierwszy rzut oka były świetne. To znaczy jeśli chodzi o wyposażenie, świeżość i czystość lokalu. Bóg jeden raczy wiedzieć jak wygląda zaplecze i garderoba. Tam mogło być znacznie gorzej. – Oby do rana - uniosła kieliszek i nie bawiąc się w zbędne ceregiele wypiła zawartość do dna. Chwile później wjechał alkohol nr. 2 w o wiele większej ilości. – Jako sam syn diabła możesz śmiało polewać – puściła mu oczko mając coraz mniej wspólnego z wcześniej wspomnianym aniołem. – Nawet nie myśl o tym żeby mnie tu zostawiać – wyprostowała się sądząc, że pokoik dla chcących obejrzeć prywatny pokaz znajduje się gdzieś niekoniecznie daleko. – Chyba, że pójdziemy tam razem – kącik ust powędrował wymownie do góry. Odległość jaka dzieliła oboje od sceny była znacząca nawet pomimo miejsca w „pierwszym rzędzie”. Na ten moment Murphy nie była do końca przekonana czy chciałaby doznać bliskiego kontaktu z tancerką ale jeśli wypije więcej to kto wie jak bardzo puszczą jej moralne hamulce? – Chyba zaraz się zacznie – szepnęła upijając spory łyk rudego alkoholu, który zaserwował jej doktorek. Zgodnie z jej założeniami światła przygasły a muzyka płynąca w tle stała się głośniejsza. Molly zakładając nogę na nogę obróciła się w kierunku sceny żywo zainteresowana tym co miała zaraz zobaczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~5~ Gdy żyje się pełnią życia, bierze codzienność garściami i skupia wyłącznie na rozrywce, impreza nigdy się nie kończy. Oczywiście należy znaleźć jakiś złoty środek, wypełniać swoje obowiązki, aby mieć za co kupować alkohol i wejściówki do klubów, ale kiedy wszystkie roślinki są podlane, ostatnie bukiety rozwiezione, drzwi sklepu zamknięte na trzy spusty, zaczyna się wolność. Całkowita. Powrót do domu jest zaledwie opcjonalny, Misto powinien mieć pełną miskę, a jak wystarczająco się zniecierpliwi to sam sobie zepchnie z półki pudełko z żarciem i po sprawie, kot nakarmiony. Można ruszyć w dowolnym kierunku, złapać stopa i, o ile nie padnie się ofiarą drogowego mordercy, upewnić się tylko, że następnego dnia zdąży się wrócić do kwiaciarni przed dostawcami. Dużym plusem tak zlewczego podejścia do świata i życia była także umiejętność niezadawania pytań i oczekiwania tego w zamian. Spotkania na mieście miały być niezobowiązujące, relaksujące, pozwalające oderwać myśli od rzeczywistości bez dążenia tematu. Stąd też, kiedy umawiał się na spotkanie z Oliverem, nie przejął się szczególnie jego stanem. Lub inaczej - przejął się na tyle, aby chcieć coś z tym faktem zrobić, ale nie dość, aby zalewać go masą pytań i robić sesję terapeutyczną. Musieli się napić. I najlepiej też pooglądać ładnych ludzi wyginających swoje ciała pod kątami, których za nic nie potrafiłby powtórzyć i chyba właśnie na tym zachwycie polegała cała ta rozrywka. No, poza oczywiście czystym szczęściem związanym z oglądaniem półnagich przystojniaków. I pań, chociaż zdecydowanie w innym sensie.
Jako, że i tak musiał dostać się do Chinatown, dał znać swojemu małemu znajomemu, że ma czekać pod blokiem, bo ma dla niego niespodziankę. Właściwie to niespodzianki były dwie. Jedną z nich wyjął zza pleców, kiedy się do niego zbliżył - mały bukiecik przygotowany tego dnia jako próbka dla pewnej niezdecydowanej panny młodej, która zdecydowała się go odrzucić i spontanicznie zmienić kolor przewodni całego ślubu. Nie mógł przecież pozwolić, aby się zmarnował.
- Przypominał mi ciebie, Kwiatuszku, dobrze się nim zajmij - polecił mu z szerokim uśmiechem, chociaż doskonale wiedział, że szli do klubu i nawet by się nie zdziwił jakby gdzieś po drodze kwiatki wylądowały w jakimś koszu na śmieci. Nieważne, liczyło się, że coś mu przyniósł, co z tym potem zrobi to jego wybór. - Masz farta, że mieszkasz tak blisko, gdyby nie kwiaciarnia bym się tu przeniósł i nie ryzykował życiem wracając z tej nory nad ranem przez pół miasta. Ty... chyba że byś mnie czasem przenocował? Czemu na to nie wpadłem? - mruknął, właściwie bardziej do siebie niż do rozmówcy, już odbijając w pierwszą uliczkę ze skrótu, który miał doprowadzić ich do Dragon Club. I do drugiej niespodzianki. Nie był nią sam klub, nie nie, a konkretna sala, do której się skierował, kiedy już wspaniałomyślnie opłacił im wejściówki. Trafili perfekcyjnie, przynajmniej według Hughesa, jako że na scenie wywijał właśnie ładnie zbudowany młodzieniec. Idealnie. - Dobra, co pijemy? Shoty, drinki? Wódka, whisky? I nie, nie tykamy dzisiaj wina - wyznaczył granice, padając na fotel przy wolnym stoliku. Szukał inspiracji, sam nie był do końca pewny od czego zacząć. Za dużo opcji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No jak raz by to szlag, co mu strzeliło do łba, żeby alarmować Caspera? Bez urazy, oczywiście, aczkolwiek Oliver znał jego możliwości i absolutny brak zahamowań, kiedy chodziło o zabawę szeroko pojmowaną. A on co, od czasu walentynek praktycznie znikł, rozpłynął się w powietrzu, kamfora i amen. Pierwsze dni były oczywiście najgorsze - bo jak tu sensownie połączyć tak zagmatwaną sprawę w całość i jeszcze uznać, że nic to, ręką machnąć? Powiedziałby, że jest nieciekawie, gdyby chodziło wyłącznie o kwestię bycia wystawionym, ale bójka rodem z blokowiska w wykonaniu Curtisa i Andera go już przerosła. Zabunkrował się w swoim ciasnym mieszkaniu na piętrze w złudnej nadziei, że drastyczne odcięcie się od reszty świata mu pomoże, jak nie na ten festiwal spierdolenia, to na wgniatający go w ziemię dołek. Ilekroć w łóżku, w którym potrafił ostatnimi czasy przeleżeć pół dnia albo i więcej, doganiały go obiecujące słodkie nonsensy myśli samobójcze - a z tymi był już od dawna na ty - zaprawiał je prochami nasennymi i tak cykl się domykał. Wczoraj za to, pomiędzy jednym kieliszkiem wina a drugim skontaktował się z Casperem, pogadali chwilę o bzdurach po czym z niepojętego powodu uznał, że tak, owszem, wyjście do miasta jest doskonałym pomysłem. Widział to raczej prosto, jedno piwo czy dwa w knajpie nierzucającej się w oczy, ale Casper jak to Casper, musiał wyskoczyć z niespodziankami. Ta pierwsza mu się podobała, różowe suszki ujęły go za serce, jednak zmęczone, podkrążone malowniczo oczy zdradzały, że w jego przypadku nie pomogłaby nawet ciężarówka kwiatów. Jak to się nazywało? Hanahaki. Choroba kwiecistych płuc, metaforyczna, w punkt oddająca to, z czym miał obecnie do czynienia. Na samą myśl o Slaterze czuł zaciskający się supeł na wysokości żołądka, jakąś niewysłowioną duszność i naprawdę momentami zachodził w głowę, czy gdyby jednak zwymiotował, nie znalazłby wśród resztek porannej kawy kilku drobnych płatków. Bo przecież wiedział, aż tak głupi na jakiego wyglądał to wcale nie był. Bez względu na to jak pięknie ów poetycka choroba by nie brzmiała, on za nic nie chciał pluć pieprzonymi kwiatami dla kogoś, kto miał do niego tyle samo uczucia co do wypalonego papierosa.
Więc czemu to powietrze gęste jak kisiel? I skąd ból w klatce piersiowej?
- Bo aktualnie nie przyjmuję zbłąkanych wędrowców pod swój dach.
To nie tak, że nie darzył Hughesa sympatią. Lubił go, prawdziwą rzadkością i osobistym sukcesem stawała się osoba, która gotowa była znosić jego kapryśne towarzystwo, więc Hollow doceniał te niezmordowane chęci, chociaż ich w pełni nie rozumiał. Pozwolił mężczyźnie prowadzić, nogi same niosły go przez wychodzone po tysiąckroć uliczki, ale jak żywo nie spodziewał się tego... no, tego.
- Cas, odbiło ci? Co to za miejsce? - Ot, i proszę bardzo. Oliver w swym najlepszym depresyjnym wydaniu, pogromca uśmiechów dzieci i dobrej zabawy. Pewnym było, że sam za nic w świecie nawet by nie spojrzał w stronę takiego przybytku, ale wyjścia nie miał, skoro Casper wspaniałomyślnie opłacił im wejściówki. Zawiesił się na pytaniu, uparcie usiłując nie spoglądać w kierunku przystojnego młodzika nieopodal, prężącego się ku uciesze wygłodniałej gawiedzi. - Zacznijmy od shotów, najlepiej dwie serie na raz - odparł całkowicie zrezygnowany, gdy zajmował miejsce obok mężczyzny. Na trzeźwo tego nie przełknie, nie było takiej kurwa opcji.
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że wystarczyło na faceta spojrzeć, aby wywnioskować jak bardzo źle się aktualnie czuł, ale to nie miało zniechęcić rozentuzjazmowanego Casperka. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli o nieudanym wieczorze i płakaniu nad kieliszkiem, chociaż jakby Oliver bardzo chciał to mógłby mu nawet załatwić chusteczki do poradzenia sobie z problemem. Bowiem wszystko dało się utopić - smutki, własną moralność i świadomość, dokładnie w tej kolejności. Już próbował, działało. Przynajmniej do rana. Wtedy wszystko ponownie uderzało z siłą ciężarówki, a wydostawanie się pod rozpędzonych kół wymagało większej ilości wygibasów niż odbywający się w tle taniec na rurze, raz po raz przyciągający wzrok Casa jak magnes. Lubił to miejsce, doceniał jego względy estetyczne i fakt, że kiedyś udało mu się wrócić z jednym tancerzem do domu. Nie widział go tam teraz, a szkoda. Może po znajomości załatwiłby dla Olivki jakieś bezpośrednie odwrócenie uwagi od wszystkiego co zaprzątało tę jego uroczą główkę.
- Zbłąkanych?! Oszczerstwa, przecież wędrowałbym pod konkretny adres. Za to nie pozwolę ci pogłaskać Misto jak wpadniesz, kiedy ty akurat będziesz potrzebował noclegu. Bo wiesz, ja cię przynajmniej przyjmę - prychnął z udawaną urazą. Na dobrą sprawę, gdyby faktycznie potrzebował miejsca do przekimania, pewnie nie byłby już nawet w stanie przypomnieć sobie drogi do mieszkania kumpla, więc ryzyko, że nagle pojawi się na jego progu, było znikome jak nie całkowicie zerowe.
- Shh, nie panikuj, miejsce bardzo fajne, miła obsługa i dobre widoczki. No, i alkohol. A tego właśnie potrzebujemy, więc wyjmij kij z tyłka i spróbuj się zrelaksować, ok? Nie żeby coś, ale siedzenie w domu szczególnie ci nie służy, trzeba to naprawić. Zaraz wracam, spróbuj sobie przypadkiem nie załatwić prywatnego tańca, bo mi się zgubisz - upomniał go, poklepał po udzie i ruszył w stronę baru. Teoretycznie mógłby poczekać na kelnerkę, która krążyła gdzieś niedaleko, ale zawsze zapominał o tak dziwacznej koncepcji jaką była cierpliwość i wolał załatwiać takie rzeczy sam. Zagadał barmana, dał mu wykazać się swoją ekspertyzą w temacie zapełniania kieliszków kolorowym płynem i wrócił do stolika z deską dwunastu szotów pięknie układających się tęczową linię. Naprawdę doceniał kunszt.
- No to hop, za początek końca i powrót do łóżka w jednym kawałku. Lub z dodatkiem - owszem, musiał. Wyszczerzył ząbki i wychylił pierwszy kieliszek z brzegu, odbierając tęczy intensywną czerwień. Aż szkoda było niszczyć to dzieło sztuki. - Po twoim wcześniejszym szoku wnoszę, że jesteś tu pierwszy raz. Jak się uchowałeś? Mieszkasz dosłownie zaraz obok - wytknął mu, niemalże personalnie urażony takim stanem rzeczy. I tak, trochę przesadzał, ale dzielnica ta sama, to mu starczało. - Co u kota? Musi w końcu poznać Misto, może by się dogadali. Albo przynajmniej nie zatłukły, to już jakiś tam sukces, nie? Właśnie, czy twój kot też zawsze ocenia każdego, kogo przyprowadzasz na noc? I obserwuje cię z drugiego końca pokoju w najmniej komfortowych momentach? Kurwa, on już za nic nie może sobie nigdzie pójść, wie za dużo - poskarżył się na czworonoga, łapiąc się pierwszego, lekkiego tematu, który wpadł mu do głowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co by nie mówić, Casper naprawdę się starał. Miał w sobie coś z niepoprawnego optymisty, któremu brak nie tylko piątej, ale również szóstej i siódmej najwyraźniej klepki, jednak serce miał po właściwej stronie piersi. Oliver szczerze zazdrościł mu tej beztroski, swobodnego podejścia do życia, ale w osiągnięciu takiego poziomu wyjebania na wszystko przeszkadzał mu nie tylko wypomniany bezlitośnie kij w dupie. Dwubiegunówka wywracała go z lewa na prawo, jak nie euforia zaślepiająca zdrowy rozsądek, to depresja kopiąca go z sadystyczną uciechą, gdy już leżał. A teraz jeszcze pluł jebanymi kwiatkami, żyć nie umierać. Może właśnie to powinien był zrobić? Stanąć przed Slaterem i wyrzucić mu wszystko, co mu tam na żołądku leżało, prosto na buty i z dryfującymi płatkami... czego? Z czym kojarzył mu się ten debil? Ano, racja. Z bzami w maju, które rosły praktycznie wszędzie i gdzie by się człowiek nie ruszył, tam czuł ich natrętny zapach. Anderowi już raz na laczki narzygał, mógł powtórzyć ten numer, o ile miałby pewność, że to w jakikolwiek sposób by mu pomogło. Pewnym był tylko co do jednej kwestii - zakwitał, kurwa, pieprzonymi bzami pozostawiającymi gorzkawą słodycz na języku, i nie potrafił się już odpędzić od przytłaczającego wrażenia, że korzenie porastają mu całe płuca, wzdłuż i wszerz.
- Jasne. Nikłe szanse, mam w portfelu co najwyżej dwadzieścia dolców. - Za tyle to nawet sam by na siebie nie spojrzał, wysoce wątpliwe, by taką sumą zaimponował profesjonalnej tancerce. Czy tam tancerzowi, jak kto woli. Korzystając z braku zachęcających spojrzeń Caspera, Oliver zdecydował się rzucić w końcu okiem. Raz. Drugi. Za trzecim po prostu już nie odwracał wzroku od blondyna, który mógł być co najwyżej jego równolatkiem. Płynne, wyćwiczone ruchy i wręcz hipnotyczne kołysanie pełnych bioder o dziwo wcale nie rozbudziło w nim libido, za to sprawiło, że zaczął robić się przyjemnie senny. Każdemu według potrzeby, czy jakoś tak to szło.
Hoghes wyrósł mu z prawej w towarzystwie deski tęczowych - a jakże - szotów, na widok których Hollow ożywił się po tej chwilowej zadumie nad krzywiznami żeber. Wyłamał się z zasad i chwycił za kieliszek w fioletowo-błękitnym kolorze, intuicyjnie, bez uprzedniego zamysłu.
- Za cokolwiek, bylebym przestał myśleć - zaintonował posępnie, unosząc szkło. Jakoś w połowie drogi do ust zdał sobie sprawę z barwy i złośliwym łutem nagłego olśnienia zakojarzył ten odcień z... no, z bzami, bo z czym by innym. Zakrztusił się, ale nie był jakimś lamusem, przełknął, żeby nie marnować porządnego alkoholu przez swoje idiotyczne dywagacje o dupie maryni.
- Po pierwsze, to obiecujesz mi to już od kilku tygodni. Krewetka wyraziła aprobatę, tak sądzę. A co do drugiej kwestii, to wybacz, ale do tej pory miałem w łóżku tylko jednego faceta, tego o którym wolałbym jednak zapomnieć. - Przynajmniej dzisiaj, bo że tak na wieki wieków, to szczerze wątpił. W innej sytuacji, albo i świecie, w którym nikt nie złamałby mu serca, zapewne czułby się zażenowany wnoszeniem do rozmowy informacji o tym, że w wieku dumnych dwudziestu czterech lat dopiero co stracił dziewictwo. Teraz było mu wszystko jedno, to w końcu był Casper, on potrafił dochować tajemnicy. Miał także fenomenalnie wspaniałą cechę, za którą Hollow nosiłby go na rękach, gdyby miał tyle siły; nie oceniał. I nie litował się, nie rozwodził, przez co Oliver wypadał z karuzeli użalania się nad swoją marną egzystencją.
- Dobra. Wypijmy za te twoje kwiatki. I moje, może nie rozsadzą mi płuc, od tego mam fajki - zadecydował bardziej niż zaproponował, już sięgając po intensywnie różowego, pasującego mu plus minus do włosów kieliszka. Był świetny, smakował truskawką i mógłby przysiąc, że zawierał w sobie przynajmniej gram czystego szczęścia. Dla niewtajemniczonych, etanol.
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co prawda nie wspominał o tym na głos - nie był jeszcze aż tak głupi, aby dać ludziom bezwstydnie wykorzystywać swoją hojność - ale należał do typu naprawdę rozrzutnych imprezowiczów. I to do tego stopnia, że pociągał pod swój rachunek towarzystwo, jeśli oczywiście darzył je dostateczną sympatią, czy raczej nie mieli z nim na pieńku, to wystarczało. Gdy ktoś grał mu na nerwach to mógłby co najwyżej podstawić im pod nos kieliszek tabasco i życzyć smacznego. I owszem, brał ten cały imprezowy biznes na tyle poważnie, że potrafił sypnąć gotówką nie tylko na alkohol, ale także na różnorakie rozrywki, o ile uznawał je za godne uwagi swojej lub wybranego towarzystwa. Zdecydowanie nie czuł potrzeby informowania Olivera, że jak trzeba zostanie jego osobistym sugar daddy, szczegół że starszym zaledwie o półtora miesiąca, ale zachował w pamięci jego stan portfela. W razie czego.
- No w końcu zaczynasz zauważać walory tego miejsca, świetnie, idziemy w doskonałym kierunku. O, właśnie, powiedz mi czy mam rację, bo zdaje mi się, że ten tam chłoptaś miał jakiś romans z baletem, no patrz na to - wskazał głową na obserwowanego przez Olivera chłopaka, który w swój, dość jednoznaczny taniec, gładko wkręcił pełne gracji wygięcie ciała w lekki łuk. Widział go tam już wcześniej, co prawda raz, ale zapamiętał jego talent do płynnych ruchów, wczucia w muzykę i... swego typu delikatność. - Przypomina mi polne kwiatki... Kosmosy, może. Wiesz, takie, gdzie kwiat się łatwo rzuca w oczy, a dopiero z bliska widać te zlewające się w tło, wijące się łodyżki, cienkie i delikatne, ale niezbędne aby utrzymać urok całej rośliny - podzielił się spostrzeżeniem, odkładając na miejsce pierwszy kieliszek i chętnie sięgając po następny. Przestanie myśleć było dobrym pomysłem, chociaż sam tego nie potrzebował. Z założenia raczej niewiele myśli przelewało się przez jego głowę. Kolejny kieliszek, za kwiatki, tym razem wesoło zielony, a jakże.
- A, to jego zapominamy? Okej, to skurwiel, cham i prostak, następna kolejka idzie na to, aby mu gołąb na łeb nasrał. Tylko jedna sprawa.... Warto było? Tak wiesz, zamaż twarz, załóż mu we wspomnieniach torbę na głowę, obiektywnie rzecz biorąc, czas zmarnowany czy nah? - podpytał, nie potrafiąc powstrzymać się przed domaganiem się takich małych szczegółów. Bliskie kontakty z ludźmi były ciekawe, sam swoje grupował w trzy kategorie: 1) można zapomnieć, 2) zajebiste i 3) tak beznadziejne, że robiły się z nich anegdotki do rozluźnienia atmosfery w towarzystwie. Czy pamiętał ludzi? Czasem, wszystko zależało od sytuacji, czasem też wolałby zapomnieć, ale jako osoba niezbyt często mieszająca się w uczucia raczej nieczęsto miał takie problemy.
- I jakie kwiaty w płucach? Co ty wdychasz? - mruknął zdezorientowany, nie do końca pewny czy był to jakiś nieznany mu slang na zioło, czy ten właśnie informował go, że ma jakąś śmiertelną chorobę i powinni pić za to, aby trafiła mu się ładna trumna i wesoła stypa, zamiast o ptasią kupę na głowie Curtisa. Chociaż jak obiecał, za to też podniósł następny toast, podejrzanie żółtawym szotem, którego zawartości wolał nie kwestionować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Portfel portfelem, i choć opiewał na wspomnianą, niezbyt zachwycającą sumę dwudziestu dolarów, Oliver miał jeszcze w zanadrzu kartę kredytową. Oczywiście z rozsądnym limitem, gdyby w manii przyszło mu do głowy kupić na krechę jacht. Poza tym jakoś nie widział Caspera w roli swojego pudrowego Tatuśka, ale może po prostu za mało wypił.
Zerknął okiem znawcy od niedzieli na wdzięczącego się dzieciaka, ale poza rzeczowym zainteresowaniem prezentowanymi figurami tanecznymi, w jego spojrzeniu nie widać było ani odrobiny pożądania. Zupełnie, jakby ktoś wyłączył mu bezpiecznik odpowiedzialny za popęd seksualny.
- Bo ja wiem? Może? Nigdy nie widziałem baletu, ciężko mi określić kiedy on tak się rusza. - Prawdopodobnie nie takiej odpowiedzi oczekiwał od niego Hughes, ale cóż mógł na to poradzić. Oliver nie wyłapał subtelnej aluzji, oparł się na dosłowności i równie dosłownie wygłosił swoją tezę nic nie wnoszącą do tematu.
Spojrzał za to z ukosa na mężczyznę, kiedy ten wyjechał mu z Kosmosami. Kwiatki oblegały go widać zewsząd, jeszcze moment, a naprawdę zwymiotuje mu na stolik łąką, w której Casper mógłby sobie do woli wybierać poszczególne egzemplarze do bukietu. Metafora rozrastającego się w płucach kwietnika wyjątkowo żywo do niego przemawiała, oddawała bowiem doskonale to, przez co przechodził i było mu jakoś łatwiej, lżej na duchu, kiedy potrafił określić to jednym słowem.
Obrócił pusty kieliszek w palcach, pogodzony z myślą, że tak szybko nie oderwie się od motywu przewodniego ich spontanicznego wypadu do klubu. Sam nie wiedział co o tym myśleć, na dodatek obiektywnie, jakby był w stanie wcielić się w pobocznego obserwatora i spojrzeć chłodno na sytuację. - Nie wiem - wydusił z siebie wreszcie, bo rzeczywiście nie wiedział. Po tym jak zeszły z niego opary zagrzewającej do lekkomyślności manii, Oliver próbował wyłapać w którym momencie to wszystko się zaczęło. Najbardziej żenujące w tym wszystkim było to, że znał faceta zaledwie przez chwilę i to po prostu wybuchło. Jak fajerwerki czwartego lipca, rozkwitły i zgasły. - Nie mam porównania, ale wydaje mi się, że jest dobry w... w tych sprawach.
Rany boskie, że w tak bezecnym miejscu jak to, po dwóch szotach i bezsennej nocy nadal jeszcze się krygował. Daleko mu było do pruderyjności, po prostu nie potrafił tak bezceremonialnie przyznać, że Slater pieprzył się zajebiście i choć prędzej wyszedłby z siebie i chlasnął na odlew w ten naiwny pysk niż powiedział to na głos - powtórzyłby to. Znienawidziłby się jeszcze bardziej, ale zrobiłby to. A potem pewnie wziąłby i się od tego szczęścia powiesił na klamce.
Wyciągnął papierosa i odpalił go niecierpliwie, po czym wykreślił nim w powietrzu jakiś zygzak.
- Taka głupota. Czytałem kiedyś książkę, tam była taka nazwa... hanahaki? Koncept jest taki, że w płucach zaczynają kiełkować ci kwiaty. Najpierw czujesz mrowienie, ucisk w piersi i takie tam, inne atrakcje. Potem zaczynasz wykasływać płatki, za jakiś czas rzygasz już na kolorowo i w końcu zjawiskowo dusisz się tymi habaziami. A wszystko to nieodwzajemniona miłość jest, miłość i podobne bzdury, Cas.
Uciął swój przydługi wywód w sam raz na kolejny kieliszek, tym razem o barwie pasującej do motywu zieleni. Wychylił go bez toastu i zaciągnął się z przyzwyczajenia dymem. - Oczywiście wszystko to fikcja, ale brzmi to ładniej niż "Dałem się mu przelecieć i liczyłem na coś więcej, a on mnie po prostu przeżuł i wypluł". No i jeszcze Ander, to już w ogóle jest komedia. - Przetarł sobie kąciki oczu, diabli nadali, czy to z rozbawienia czy zmęczenia. Walentynki zawsze pachniały mu kiczem, a teraz również i gorzkim zawodem. Hollow obiecał sobie uroczyście, że kolejne, o ile ich w ogóle dożyje, spędzi na jakimś odludziu w górach, albo nawet i nad morzem. Gdziekolwiek, byle w odosobnieniu niegrożącym mu dla odmiany kolejnymi porażkami.
- Dzięki, że mnie wyciągnąłeś. I dobrze, że nie mówiłeś mi dokąd chcesz mnie zabrać, bo pewnie wymigałbym się zepsutą pralką. - Uśmiechnął się nikle, ale wdzięcznie, zmuszając ledwo widoczne dołeczki w policzkach do ujawnienia swojej obecności. Potrzebował łagodnej odskoczni od tych pierdół, które powoli i niepostrzeżenie go zabijały, ale tak w granicach rozsądku.
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No dobrze, a więc rozmowa o tancerzu okazała się znacznie mniej owocna niż sądził. Nie potrafił do końca zrozumieć jego braku zainteresowania, ale nie drążył. Smutni ludzie mieli prawo do jakichś swoich dziwactw, jemu to obojętne i najważniejsze, że przynajmniej mogli sobie w spokoju posiedzieć, bo po tym początkowym niezadowoleniu wybranym miejscem spodziewałby się nawet potrzeby gonienia swojego towarzysza po ulicach Seattle. Nie żeby miałby sobie taką grę w berka odpuścić, skądże, ale nastawił się na możliwość klepnięcia na wygodnym fotelu przynajmniej na początku nocy. Wystarczająco się nabiegał między ladą, zapleczem a wazonami pełnymi kwiatów, należała mu się chwila przerwy. Lekki, nieco rozbawiony uśmiech zagościł na jego twarzy kiedy Oliver zdawał się mieć jakiś problem z odpowiedzią na zadane pytanie, nieświadomy tego, co tak naprawdę się tam kryło. Odczytał to jako zawstydzenie, emocję całkowicie dla siebie obcą, nienaturalną, bo nie dość, że paplał wszystko, co ślina przynosiła mu na język, to jeszcze wpadał na durne pomysły, wciągał w nie boga ducha winnych ludzi, a jak przychodził czas na konsekwencje to wzruszał ramionami, nie bawiąc się nawet w przeprosiny czy poczucie winy.
- "Dobry w tych sprawach" to niezły początek, słuchaj, nawet jak się na ciebie wypiął to przynajmniej miałeś z tego jakąś rozrywkę, nie? Czy ty wypiąłeś się na niego? Kto się przed kim wypinał? - upewnił się, w tym momencie gotowy przyjąć dowolną odpowiedź, zarówno w temacie końca jakże obiecującej relacji, jak i zabawy w pościeli. - No i duh, już wspominałeś, że nie masz porównania, ale to nie jest tutaj takie istotne, ciężko przegapić moment jak mózg ci wypływa uszami i nieświadomie se zdzierasz gardło, to się tu liczy - zauważył, bo mimo wszystko go słuchał i zapamiętał iż chodziło tutaj o pierwszy raz. - I wiem, że trochę na to ten... późno, ale emocjonalne przywiązanie do tego pierwszego jest największą chujnią jaką można sobie zrobić, bo albo jest słabo i pamiętasz to na wieki, albo to dupek, albo czekasz z tym do ślubu i skurczybyk jest pierwszym i ostatnim dopóki go nie zdradzisz. Co ja... A, tak, przejdzie ci to, poszalej, spróbuj czegoś nowego, uznaj go za jazdę próbną i tyle - ciocia dobra rada, panie i panowie, do końca nie pamięta już od czego zaczął się poruszany temat, ale miał to już gdzieś, wolał dalej paplać co ślina mu na język przyniesie. Za to włączył mu się tryb towarzyskiego palacza i po chwilowym zawieszeniu wzroku na papierosie w dłoni Olivera, sam wygrzebał z kieszeni swoją paczkę, aby do niego dołączyć. Co się będzie sam truł?
- Kaszlesz kwiatami?! - powtórzył po nim, z zaskoczenia wykasłując z płuc wciągnięty dym, jako że wszelkie metafory przeleciały mu wysoko nad głową i nawet nie próbował ich łapać. Dopiero następne wspomnienie o "fikcji" trochę go uspokoiło, chociaż jeszcze przez chwilę próbował nadgonić temat. - Ale jak to, że... że to niby w płucach? Te kwiaty? I one tam... A i na to się umiera? Kurwa, Oliver, miłość? To tylko facet, zjebany jak większość, nie marnuj na chuja zdrowia, energii i tym bardziej życia - westchnął ze zrezygnowaniem, gotowy wyskoczyć mu z pełną prezentacją pod tytułem "101 powodów dla których miłość nie istnieje", albo "Pierdol związki, ciesz się życiem". Może kiedyś wyda książkę? O swoim cudownym, samotnym życiu z kotem oceniającym każdego jednego amanta, którego wciągał do sypialni za kołnierz, i nigdy nie dającym się wygonić po dobroci. Mały, czworonożny zbok. - I co za komedia. Ander? To masz dwóch? I ja nic nie wiem? Co się ostatnio odwaliło? - mruknął tuż przy filtrze zanim ponownie wsunął papierosa między wargi. Wychodziło na to, że jego znajomy miał ciekawsze przygody niż on sam, czego właściwie zaczynał mu zazdrościć. Może nie tej, tfu, miłości ani płatków kwiatów w płucach, ale całej tej otoczki i dwóch facetów. Uniósł kolejny, niebieski element ich prywatnej tęczy w niemym toaście do podziękowania Olivera.
- Oh, czyżby - rzucił, unosząc brwi z zaciekawieniem. - Czyli właśnie pozbawiłeś się jednej z wymówek, gratulacje. Ostrożniej dobieraj słowa, jest ograniczona ilość sprzętów domowych, które mogą się "zepsuć" - zauważył z rozbawieniem i wychylił kieliszek. Wszystko wchodziło gładziutko, przez co nie mógł pozbyć się wrażenia, że jak już go kopnie to nakryje się nogami. No nic, bez ryzyka nie ma zabawy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zastanawiał się w cichości ilu klientów przychodziło tu po prostu dyskutować nad figurami tanecznymi, tak, jak robili to oni. Nie mógł co prawda ręczyć za Caspera, ale jemu nawet przez myśl nie przeszło, aby zobaczyć w kołyszącym się rytmicznie dzieciaku coś więcej niż tylko ładny dodatek do całości. Mógł mu zaoferować swój niegasnący zachwyt nad gibkością ciała, pewnością siebie i cierpliwością wobec co poniektórych klientów klubu, ale nic poza tym.
Przewrócił oczami gdy sięgnęli głębiej w temat, który najchętniej by już zakończył.
- Nieważne kto przed kim, po prostu olał mnie po wszystkim i tyle. Chociaż teraz to ja mam w sumie ciche dni, bo mnie wkurwił. - Im dłużej krążył wokół wpadki jaką okazał się być bal walentynkowy, tym mniej żalu w nim pozostawało, a zaczynała przeważać irytacja. Wściekał się na Slatera, że zamiast uraczyć go kolejnym kłamstwem i zatrzymać tym samym w domu, pozwolił mu iść na tę imprezę tylko po to, żeby w nerwach wysiadywał później krzesło. Był zły, że przez tego durnia musiał poratować się rohypnolem, źle odmierzonym zresztą. Denerwowała go myśl, że choć doprawdy pojebanym zrządzeniem losu Curtis skończył na randce z Andym, co nie było teoretycznie niczyją winą, po prostu kolejną przykrością. Ale wkurwił się już porządnie, kiedy dowiedział się o cyrku jaki dwaj panowie odstawili przy ludziach, jakby mu było mało zmartwień na głowie. Aż do tej pory sądził, że takie akcje to tylko na filmach.
- Jasne. Łatwe w teorii, trudniejsze w praktyce - odparł dość lakonicznie, wydmuchując ładną, srebrzystą chmurę dymu. Przywiązał się, bo nie myślał wtedy jasno i nie była to wyłącznie wina alkoholu, jakim raczyli się na dachu starego dworku. Oliver znajdował się wówczas w rozkwicie epizodu maniakalnego, tam racjonalność nie miała wstępu. Tego jednego nie mógł mieć mu za złe, przecież Curtis nie wiedział, tak samo jak Ander i nawet Casper. Hollow był po prostu pokręcony by design i nikt do tego ręki nie przyłożył. Mógł co najwyżej sobie samemu podziękować, że nie wyłapał w porę alarmujących symptomów.
- Co mam ci powiedzieć, Cas? Trzasnęło mnie, niewiele mogę na to poradzić i muszę się z tym jakoś bujać. Curtis to cham i prostak, nie zaprzeczę, ale brakuje mi go.
Misja była oczywista w swoich założeniach; odciąć się, zanim to jego odetnie. Tak byłoby zdrowiej i odzyskałby zdolność jasnego poglądu na rzeczywistość, przynajmniej na jakiś czas. W końcu ile można było trwonić nerwów na rzecz wyimaginowanej miłości? Ano, według Olivera, całkiem długo. Wieczorami gdy wpełzał pod koc by ogrzać się ciepłem starych filmów które znał już na pamięć tęsknił za jego obecnością. Za zapachem, który zapadł mu w pamięć, za ciężarem opierającej mu się o ramię brody, za chłodnymi dłońmi zaczepiającymi przy byle okazji i złośliwymi zaczepkami. I tak, to był jego kurwa zasadniczy problem, bo wydzielał sobie te pełne złudnego pocieszenia fragmenty jak narkoman.
Znów nieomal zakrztusiłby się przy kolejce, Hughes był szalenie niebezpieczny gdy wyskakiwał niczym diabeł z pudełka z tymi swoimi wnioskami.
- A skąd, aż tak mnie nie popierdoliło jeszcze. Ander to mój przyjaciel, ten co to... no wiesz, Curtis wylądował z nim na randce w ciemno. Panowie pobili się nad stolikiem, bo im testosteron wyjebał poza skalę. Normalnie jak dzieci - streścił uprzejmie, nadal niepewny co winien o tym myśleć. Z drugiej strony, gdyby Ferreiro nie rozeznał z kim ma przyjemność i jakimś cudem obaj skończyliby w łóżku, Oliver mógłby tego nie przełknąć. Absurdy musiały posiadać swoje granice, starał się w to wierzyć.
- Dobra, skończmy to. Powiedz mi lepiej co u ciebie, bo robi się z tego pity party.
Zmiana tematu wyszłaby im obu na dobre, zwłaszcza, że jego własne sprawy zaczynały wychodzić mu bokiem. Sięgnął po kolejny kieliszek, tym razem się zawahał, bo powoli zaczynał odczuwać skutki spożycia poprzednich, ale koniec końców podjął męską decyzję - a jebać! - i opróżnił ostatni z kolorowej ferajny.
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał pomysł. Przemknął mu cieniem gdzieś z tyłu głowy, zapalił przelotnie jakąś słabą żarówkę, która zamigotała i zgasła, zostawiając po sobie szansę, że głębiej w wieczór przypomni sobie o tej krótkiej obecności światełka i wprowadzi plan w życie. Samo słowo "wkurwił" starczyło jako inspiracja, chociaż na razie nie zamierzał ruszać tyłka. Później, zdecydowanie. No, przecież nie mogli tak po prostu siedzieć do zamknięcia. Otoczenie było miłe, alkohol dobry, a ewentualne przerwy w rozmowie zajmowała obserwacja występu na podwyższeniu w centrum pomieszczenia, nigdzie mu się nie spieszyło, ale noc była jeszcze młoda. Postukał papierosem w brzeg ustawionej na stoliku popielniczki i uśmiechnął się półgębkiem.
- No i świetnie. Zajebiście wręcz. Trzymaj się tego uczucia, pielęgnuj je w sobie i chociażbyś chciał kiedyś "zapomnieć" i "wybaczyć" to go kurwa nie puszczaj, rozumiemy się? - oparł się łokciem o stolik i przechylił w stronę towarzysza, wskazując na niego tlącą się końcówką trzymanego rulonika. - Jak ci przyjdzie do głowy się z nim znowu spotkać to masz trzymać brodę wyżej niż jego ego, żeby nie miał wątpliwości, że z małym się nie zadziera - zdecydował, bo w jego oczach dało się w życiu zaakceptować wiele, stracić część siebie, wygiąć na wietrze i zgubić pion, ale dopóki było się ze sobą szczerym i trzymało tych najżywszych emocji, to przynajmniej ratowało się samego siebie przed stratowaniem przez tłum. Casper mógł być wolnym duchem, mieć wylane na większość spraw, mniej lub bardziej istotnych, ale nawet jak spokojnie pił piwo z dawnym wrogiem to pilnował tyłów. Pamiętał zdrady zaufania i wszelkie poniżenia, otrzepał się z nich, zachowywał się cywilizowanie, ale nigdy nie dawał im zapomnieć, że jakby doszło co do czego szybciej poszedłby po więcej benzyny niż ratował ich z płonącego budynku.
- A jeszcze łatwiej to zalać - dodał i wyprostował się, aby sięgnąć po szota. Już tracił rachubę, nie pamiętał do końca ile kieliszków było na deseczce na początku i zdecydowanie nie zamierzał ich teraz liczyć, ale widział tyle, że nadchodził czas skoczenia po dolewkę. Zamrugał szybko, kiedy spojrzenie w dół wywołało lekkie szumy na krańcach jego wizji, orientując się z opóźnieniem, że alkohol zaczynał działać. Może nawet zmartwiłby się, że zacznie gadać głupoty, gdyby nie fakt, że był w tym świetny nawet bez dodatku procentów. - I nic w tym złego, cholera. Jesteś człowiekiem, czujesz rzeczy, wielkie mi halo. Boli, ale wiesz że żyjesz, za skurwielem też da się tęsknić - odparł, wzruszając ramionami, bo nie był tam po to, aby robić mu wyrzuty z tytułu tego, czego nie jest w stanie kontrolować. Chwilowe miłostki i szybkie zauroczenia rozumiał znacznie lepiej niż wierność aż po grób, wiedział też że dało się je ciężej przeżywać, chociaż nie rozumiał tego tak jak wychodzący z manii Oliver. Spojrzał na niego uważnie i lekko postukał go palcem w środek czoła. - Za dużo myślisz. Stało się, nie wiesz co będzie dalej. Pij - polecił, bo wyciągnął go właśnie po to, aby zafundować mu mentalny reset, a takie zawieszanie się na przykrych tematach nie mogło w tym pomóc.
- Przyjaciel - powtórzył, unosząc sceptycznie brew. Nie żeby mu nie wierzył w sam fakt posiadania przyjaciół, ale z resztą wypowiedzi brzmiało to zwyczajnie śmiesznie. - Aha. Ten. Kurwa, ty to jednak żyjesz w telenoweli, jak się za ciebie przyjaciele tłuką z eksami. Ciekawe czy mają z tego jakieś nagrania, może z monitoringu, matko, zapłaciłbym za to - parsknął, może nieco sadystycznie, ale błagam, bójka podczas randki w ciemno w walentynki? Komedia. Podniósł swój ostatni kieliszek tuż po towarzyszu, aby nadgonić tempo i odłożył go na miejsce, na już całkowicie opróżnioną tackę.
- Czej, tylko... - zaczął, wygasił niedopałek w popielniczce i rozejrzał się po najbliższym otoczeniu. Złapał kontakt wzrokowy z kelnerką i wesoło do niej pomachał. Po chwili podeszła do ich stolika, więc poprosił o kolejną kolejkę. Tym razem wolał nie biegać z naczyniami sam, za dobrze pamiętał spotkanie z Jeffem i jak mogły skończyć się takie wyprawy. - U mnie... nic tak ciekawego jak u ciebie, co nie jest fair, bo wychodzę z domu częściej - wytknął mu z rozbawieniem, podniósł prawą dłoń i wystawił mu środkowy palec, po czym odwrócił go przodem do chłopaka, aby zaprezentować pionową bliznę biegnącą po praktycznie całej jego długości. - Wazon mnie ugryzł, klientka mnie opatrywała, mam wrażenie, że już do nas nie wróci - zaśmiał się, jako że sytuacja była opanowana, wizyta w szpitalu zdziałała cuda, podobnie jak kojąca obecność Natashy podczas wyczekiwania na swoją kolej u lekarza. Świetne towarzystwo, gdyby wzajemnie nie zapewnili sobie stresu przed zabiegami. - Ale ale ale, spotkałem faceta. No, dwóch, ale jednego bardziej, bo z tego drugiego to pamiętam tyle, że chyba użył mnie do coming outu przed jakąś lasią i kupił nam wódkę. Spoko typek. Trochę kopnięty, ale jak stawia alko to nie kwestionuję - przyznał, nieszczególnie zastanawiając się nad szczegółami tego spotkania. Skoro urwał mu się film to najwidoczniej tak miało być, nie zamierzał tego roztrząsać. - Ale Jeffie był niezapomniany, pomógł mi odprawić pogrzeb Rob-... Ran-... Reginalda! Tak, Reginalda Poliestra Trzeciego. I dał mi swoją bluzę, taki uroczy chłopiec, a jak się rumienił! Jest numerologiczną trójką, a jego kamień to opal - wyrecytował, zaraz podnosząc wdzięczne spojrzenie na kelnerkę odstawiającą im na stół kolejną tackę. Dlaczego pamiętał te szczegóły? Sam nie był do końca pewny, utkwiły mu w głowie wraz z imieniem i tym uroczym pieprzykiem koło oka. - Wiesz co może znaczyć ten tajemny kod? - sam był zbyt leniwy, aby poszukać w necie, a nuż miał tutaj eksperta od takich spraw! Zawsze warto spróbować, bo dla niego brzmiało to jak bełkot.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

002. za pozwoleniem!
Dominic od samego rana miał dość intensywny trening. Musiał się przygotować do kolejnej walki w klatkach, które niby się nie bał, le nie mógł sobie pozwolić na to by lekceważyć przeciwnika, ponieważ gdy ktoś tak robi to oznacza, że nie szanują ani siebie, ani tym bardziej drugiej osoby. Nie można być za bardzo pewnym siebie, bo zawsze się to obraca przeciwko tej osobie. On nigdy tego nie robi, nawet jeśli jest sporo szans na jego wygraną. A dlaczego zaczął walczyć? Oczywiści głównym powodem są pieniądze, które na tym zarobi, bo ich potrzebował. Nie dla siebie, ale dla mamy, która miała kłopoty zdrowotne w tamtym czasie, a on z pracy w warsztacie i to jeszcze po szkole nie mógł jej pomóc. Matka do tej pory nie ma bladego pojęcia skąd jej syn wziął pieniądze i się nie dowie. Robił to dla niej, a teraz robi to dla siebie. Musi gdzieś wyrzucać negatywne emocje, które bardzo często mu towarzyszą.
Dzisiaj musiał być w pracy, ponieważ były pewne braki kadrowe, jeśli można to tak nazwać. Miał mieć dzisiaj wolne, ale wydarzył się pewien incydent i jeden z barmanów musiał pojechać do domu. Nie wnikał, każdy ma swoje sprawy, a on musiał się wstawić jako kolejny w pracy. Nie chciało mu się, ponieważ trochę padał na twarz po wycisku, który sam sobie zafundował. Nie miał wyjścia, wziął szybki prysznic i pojechał do Dragon Clubu. Został od razu skierowany do sali ze striptizem, w której zabrakło barmana. Takie widoki już nie działały na Howarda, więc w spokoju mógł pracować.
Zajął swoje miejsce i zaczął obsługiwać.
- Witam, potrzeba czegoś? - zagadał do dwóch młodych mężczyzn siedzących blisko niego. Oczywiście na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, bo jakże by inaczej. To, że tak wygląda nie oznacza, ze jest chamem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jasne. Jak to Casper ujął, za skurwielem też da się tęsknić i miał rację, bo tęsknił jak cholera. Mniej za własną godnością, aktualnie topioną w kolejnych szotach. Stało się, i to aż za dużo, zupełnie jakby świat rekompensował sobie brak rozrywek. Curtis, bal walentynkowy, szarpanina z Anderem. Problem polegał na tym, że ze Slaterem na razie nie mógł się rozmówić, bo nie wiedział nawet co ma mu powiedzieć, a Ferreiro to w ogóle inna bajka. Doceniał jego rycerskie podejście do sprawy, ale nie potrafił pojąć dlaczego teraz, dlaczego tak nagle i czym się kierował. Faktycznie, jak brazylijska telenowela.
- To nie jest śmieszne, Cas. Jeden ma złamany nos, a drugi prawie skończył ze scyzorykiem między żebrami. Są jak dzieci, słowo daję. Myślałem, że to ja jestem jakiś nienormalny, ale gdzie tam. - Machnął bezładnie ręką w powietrzu, palce same odnalazły drogę do kieliszka. wszystko jedno jaki kolor, czy była to jego kolej czy nie, po prostu chciał się napić. Skoro na trzeźwo nie był w stanie zaprowadzić porządku we własnym życiu, to po pijaku... no, na pewno nie będzie klarowniej, ale za to choć odrobinę weselej. - Jak to wazon cię ugryzł? To jakieś imię dla psa, czy ki diabeł?
Zmarszczył lekko brwi w ogólnym niezrozumieniu. Jeżeli był to żart, to go nie wyłapał, ale chwila powolnego kojarzenia sprowadziła jego myśli na właściwy tor. Wreszcie załapał i odruchowo spojrzał na palce florysty, przypominając sobie automatycznie o tym, że nie tak dawno temu sam spowodował małą katastrofę; czyścił ekspres do kawy, niestety ciśnienie oszalało i wysadziło łyżkę w powietrze. Razem z proszkiem, który rozprysnął się na wszystkich ścianach, lodówce oraz na nim samym. Huk ogłuszył go na parę sekund, potem pojawiło się przeciągłe piszczenie aż w końcu dźwięki powróciły, pomału bo pomału, ale na szczęście nie spieprzył sobie słuchu. Zrozumiał za to o co chodziło, gdy pokazywali takie akcje na filmach wojennych.
- Nie to, żebym był zapominalski, ale... - urwał, nie do końca przekonany jak powinien to wyrazić. Podparł głowę na dłoni siląc się na nerwowy uśmiech i spojrzał na Hughesa w taki sposób, jakby szukał u niego pomocy. - Kim jest... BYŁ Reginald Poliester Trzeci? I co się stało z dwoma poprzednimi?
Musiało chodzić o jakieś zwierzątko domowe, bez względu na to czy był to wyrośnięty owczarek niemiecki czy złota rybka, Oliver współczuł mu z całego serca. Gdyby na przykład przyszło mu pożegnać Krewetkę, to następnego dnia najpewniej on pożegnałby się z tym smutnym jak pizda światem.
- Jeffie? - Uniósł lekko brew, wyczuwając zalążek kolejnej miłostki Caspera. Nie oceniał go absolutnie, przecież sam łapał zauroczenia jak przeziębienie w listopadzie. Szkoda, że Curtis nie zostawił mu przynajmniej bluzy, skoro już zwiał jak szczur do kanału.
Przyćmiona alkoholem wizja odpokutowała, nie spostrzegł kiedy do ich stolika przywędrował barman. Dopiero kiedy mężczyzna się odezwał, Hollow podskoczył jakby ducha zobaczył i przyłożył dłoń do piersi w okolicach serca.
- Jak rany boskie, CZŁOWIEKU, ANONSUJ SIĘ! Czy... c-coś... - głos uwiązł mu w gardle. No pięknie, nie ma co. Wydarł mordę na gościa, który był od niego większy tak wiele razy, że nawet by nie policzył. Wyglądał też jak kryminał, wytatuowany, szeroki w ramionach i budzący grozę. Nie pomagał nawet sympatyczny, firmowy uśmiech, Oliver był autentycznie przerażony i stąd odruchowo wcisnął się Casperowi w ramię.
- Znaczy się, nie to, żebym pana nie zauważył, ale nie zauważyłem. Tak mam. Spontaniczna ślepota, straszne schorzenie, genetyczne upośledzenie i te sprawy, bo...
Przestał bełkotać jak potłuczony, wychylił głowę do siedzącego obok Hughesa i roześmiał się histerycznie. - ...Cas, pomóż - wymamrotał, we własnym przekonaniu cicho, ale facet i tak pewnie dosłyszał. Wspaniale, do kompletu katastrof na ten tydzień brakowało mu jeszcze wpierdolu od barmana.
Milczał już, bo zorientował się, że znów za dużo gada, a to zwykle nie pomagało w życiu. Gapiostwa jednak poskromić nie potrafił, przyglądał się mężczyźnie jak wielkanocnemu jajku, sporadycznie tylko poruszał bezgłośnie ustami.
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Według jego osobistego pojmowania dzieci, te raczej nie dźgały się scyzorykami, ale może zbyt rzadko miał z takimi do czynienia? Czasy się zmieniają, może bachory też. Aż strach wychodzić na ulicę w godzinach porannych jak i popołudniowych, kiedy to gówniaki tłumnie zalewają chodniki i wszelką komunikację miejską. Jak takie mrówki, nie zliczysz ile tego łazi. Ale... o czym oni w ogóle rozmawiali? A tak, Reginald.
- Dwaj poprzedni mają się świetnie, z tego co mi wiadomo, zapewne jeden leży w koszu na pranie, a drugi gdzieś pod szafą - przyznał, wzruszając ramionami, bo nie zdecydował jeszcze, które z jego licznych t-shirtów należały do królewskiej linii Reginaldów. Najłatwiej byłoby ustalić to po kolorze, ale tylko teoretycznie - w praktyce nosił dość sporo bieli i w ten sposób nie miałby trzech członków materiałowej rodziny, a raczej koło piętnastu. - Był zajebistą koszulką, zginął śmiercią tragiczną z ręki rumu z colą - no, nie do końca, pewnie wciąż byłby między nami, gdyby geniusze nie postanowili utopić go w umywalce, a potem zakopać w koszu na śmieci. Wtedy to wydawało się jedyną sensowną opcją, no bo naprawdę, co innego można zrobić z mokrą koszulką w klubie? Wrócić z nią do domu? Bez sensu, wolał ogarnąć to na miejscu i przy okazji załatwić sobie ciekawą znajomość. I bluzę.
- Tak, dokładnie, Jeffie, świetna pielęgniarka. Chociaż też morderca, ale jak to tam leciało, że łobuz kocha najmocniej czy coś, zostaje nadzieja, że nie potraktuje w ten sposób reszty mojej szafy. Chociaż! Muszę przyznać, że to niezły sposób na wyrzucenie mnie z ciuchów, przynajmniej kreatywny - pochwalił, sięgając po kolejnego szota. - I mam-... - zaczął, ale nie dokończył, bo nagle spod ziemi wyrósł barman i Casper pewnie nawet nieszczególnie przejąłby się jego obecnością, gdyby nie gwałtowna reakcja Olivera. Niespodziewane przytulenie się do jego ręki spowodowało jej drżenie, a podniesiony głos przy uchu przejął uwagę Hughesa dość, aby pozwolił alkoholowi przelać się nad brzegiem naczynia. - O cholera. Ty, ale alkohol to ty szanuj, matko no czekaj moment - wymamrotał, szybko podnosząc kieliszek do ust, aby opróżnić jego zawartość i dopiero wtedy był w stanie zainteresować się sytuacją. Jak i swoim nawijającym bez ładu i składu towarzyszem, którego tłumaczenie wciągnęło go w niekontrolowany napad śmiechu. Objął go ramieniem i przycisnął sobie do boku, podnosząc rozbawiony wzrok na nowoprzybyłego barmana.
- Tak, tak, właściwie jestem jego opiekunem, biedactwo moje kochane, czasem ma takie napady. Ciężka sprawa, niesamowicie utrudnia życie, wiesz jak to jest. Wizyty w klubach pomagają, to... to światło, dobrze działa na oczy. To rozumiem, że pijemy za pół ceny? - zaczął się targować, bo skoro Oli już sobie wymyślił niepełnosprawność to dobrze byłoby z tego skorzystać. Spojrzał na stojącą przed nimi, trochę już opróżnioną tackę z alkoholem i ponownie podniósł wzrok na barmana, po drodze pozwalając sobie na podziwianie jego... dobrze zbudowanej osobowości. - W temacie alkoholu jesteśmy raczej ustawieni, ale niewybaczalnym grzechem byłoby odmówienie takiego towarzystwa, proszę pana - niezbyt dyskretnie postanowił ponabijać się z użytego przez Hollowa tytułu, z nadzieją, że za bardzo mu się za to nie oberwie. Od obojga z nich. - Chyba, że mógłbyś polecić coś specjalnego? Jakiś autorski drink, szot? Coś, co pomoże się jeszcze odrobinę rozluźnić i być może nawet ułatwi ewentualną drogę do nieswojego łóżka..? - podpytał, zostawiając hamulce daleko w tyle na poprzednim zakręcie. Mieli wyjść się bawić, żaden z nich nie określił jak miałaby wyglądać ta rozrywka.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Dragon Club”