WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
– W sumie masz rację. Przewiozę papiery. Część do ciebie, część do Little Darlings. Alexa i tego lokalu nie podejrzewają, więc gdyby mieli nakaz na ciebie, to zawsze część będzie u Clarence’a – wzruszył ramionami. Wydawało mu się to całkiem rozsądne, tym bardziej, że na Alexa naprawdę nic nie mieli. Westchnął cicho i zerknął na siostrę, kiwając powoli głową. – Tak będę robił. Zresztą, klub teoretycznie jest czysty. Nie mają się do czego przypierdolić z wyjątkiem tej ostatniej pajacjady, która się tu odjebała – odetchnął ciężko, bo z jednej strony rozumiał, że panów poniosło, ale z drugiej trochę się wkurwił, że dało to policji pretekst do węszenia wokół jego klubu. Sam uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na nią z troską.
– Jesteś moją malą siostrzyczką, Kylie. Nie chciałem cię martwić, okej? Wiem, że może trochę to pojebane, ale tak jest. Oboje ostatnio byliśmy chujowym rodzeństwem, ale chciałbym to chyba naprawić. Szczególnie teraz. Sarah chciała ogarnąć jakąś rodzinną kolację – rzucił z uśmiechem i spojrzał na nią, kiwając głową. – Rozumiem. I naprawdę uważam, że to dobry facet. Cieszę się, że znalazłaś kogoś takiego – stwierdził, upijając trochę whisky. – Muszę ci coś powiedzieć, Kylie, ale nie możesz tego powiedzieć nikomu. Nawet Ablowi. To musi pozostać tylko w tym biurze – powiedział cicho. Nie zamierzał właściwie jej tego mówić, bo nie był pewien, czy ktoś nie zamontował podsłuchu, więc po prostu wyjął telefon i naskrobał w notatniku słowa: „Christine nie żyje. Jej rodzina i dzieci myślą, że wyjechała z kochankiem. Nikt nie może się dowiedzieć.”.
-
- Wszystkim się zajmę. Zaufaj mi - uśmiechnęła się. - Wiem, że być może wyglądam i czasami zachowuję się jak blondynka, ale jestem dobra. Cholernie dobra. Jeśli nie zostanę wspólnikiem w mojej kancelarii, ukradnę jej najlepszych klientów i otworzę własną.
Wiadomo, że Jack, Alex i rodzina będą jej najważniejszymi klientami i nikomu nie powierzy opieki nad ich interesami, ale kto wie, może pociągnie za sobą kilkoro ludzi, z którymi stworzy nowy, fajny zespół? Była ambitna. Miała plany na przyszłość, a jednym z nich z pewnością było dalsze poprawianie relacji z Jackiem.
- Jestem małą siostrzyczką, która dorosła i ma kogoś, kto teraz o nią dba - znów się uśmiechnęła. - Abel też o tym myślał. Ostatnio mieliśmy rocznicę - wyciągnęła rękę w jego stronę, żeby zobaczył sobie bransoletkę, którą dostała - i zaproponował, żebyśmy się spotkali. Wszyscy. Ty, Sarah, jego siostra... No, wszyscy. To dla mnie naprawdę ważne.
Nie miała wątpliwości co do tego, że Abel był dobrym facetem. Był facetem dla niej i chciała dzielić się z nim wszystkim, ale rozumiała, że są rzeczy, o którym powinna rozmawiać tylko z bratem. Przytaknęła. Adwokat i klient. Tak to potraktuje. Jack może jej zaufać, bo nie będzie mogła powiedzieć tego nikomu. Poczekała, aż naskrobie swoje w telefonie i kiedy w końcu dał jej to przeczytać...
- O kurwa - rzuciła odruchowo, ale niemal od razu przytaknęła. Wiedziała, co zrobić z tą wiedzą. Zachowa to dla siebie i będzie grała w teatrzyku brata.
-
– Ufam – uśmiechnął się i pewnie pocałował ją lekko w czoło, opiekuńczym gestem przygarniając do siebie siostrę. W sumie trochę tęsknił za ich rozmowami i miał nadzieję, że naprawdę się między nimi ułoży – że będzie jak najlepiej i że będą ze sobą nieco bliżej niż ostatnio. – To najlepszy sposób. Wiesz, że będę cię wspierał, cokolwiek nie postanowisz – uśmiechnął się odrobinę szerzej, zerkając na siostrę. Ufał jej bezgranicznie i ona na pewno o tym wiedziała. Nie sądził, żeby cokolwiek mogło to zmienić, w końcu łączyły ich więzy krwi, a nie od dzisiaj było wiadomo, że te dla Jacka znaczyły dość dużo. Pewnie dlatego nadal się przejmował w pewnym stopniu opinią ojca.
– Cieszę się, że cię dobrze traktuje, Ky – powiedział zupełnie szczerze, ujmując dłoń siostry i przez chwilę przyglądając się bransoletce. Pokiwał powoli głową na słowa blondynki. – Sarah miała dokładnie ten sam pomysł. Może by nam dobrze zrobiło takie rodzinne zebranie. Ostatnio dzwonił do mnie Thomas i mówił, że chyba też przyjedzie. Wiedziałaś, że ma narzeczoną? Ja nie wiedziałem, że ma nawet kobietę! – stwierdził nieco zbulwersowany, chociaż pogodził się chyba, że nikt w tej rodzinie nic nikomu nie mówił.
– Także tak – zacisnął usta. W ich świecie trupy były normalnością, ale trupy byłych żon… Cóż, te jednak jeszcze należały raczej do rzadkości.
-
- A ja zawsze będę wspierać ciebie.
Kto wie, może jeśli ojciec dowie się, że Kylie wspiera Jacksona i stoi po jego stronie, to sam spojrzy na niego nieco przychylniej? Wiadomo, blondynka była tylko młodszą siostrą i być może ojciec nie do końca traktował ją poważnie, ale czuła, że ma mu coś do udowodnienia.
Znów się uśmiechnęła. Była szczęśliwa i nie musiała się już z tym kryć. Czy mogło być coś fajniejszego?
- Powiedz tylko, kiedy. Możecie nawet do nas przyjechać na coś włoskiego. Umiem już ugotować makaron - przyznała z dumą, a chwilę później przyssała się do swojej szklanki. - Coś tam wiedziałam - trochę kręciła - ale i tak najważniejsze jest to, że w końcu jest z kimś fajnym. Lubię Kim.
Lubiłaby każdą kobietę swoich braci. Okej, był jeden wyjątek. Christine. Na początku może było fajne, ale kobieta przekreśliła wszystko tym, że zdradzała z Jackiem i to w dodatku z instruktorem tenisa, o którym Kylie jej opowiadała. Zrobiła to na złość młodej Russell. Na pewno. To dlatego blondynka ani trochę jej nie współczuła.
- Mam ci jakoś z tym pomóc czy wszystko już... - nie musiała kończyć. Na pewno wiedział, co miała na myśli.
edit: ostatecznie Kylie zajęła się morderstwem, a sprawy związane z Sarah, zostawiła Jacksonowi. Posiedziała jeszcze w jego biurze, wlała w siebie morze alkoholu i do domu odstawił ją jeden z pracowników.
/ zt
-
Nie spodziewała się tego, że Jackson i Sarah zdecydują się na wyjazd. Nie sądziła, że starszy brat wraz z żoną opuszczą Seattle, a już tym bardziej nie spodziewała się tego, że tak nagle jej młodszy braciszek zostanie szefem Dragona. Nie to, żeby był gorszy, żeby był zły, po prostu wszystko potoczyło się dość szybko, a Kylie, jako etatowy już adwokat rodziny i prawnik odpowiedzialny, za finalizowanie niemal wszystkich umów, jakie miały miejsce w szeroko rozumianym interesie rodziny Russell, musiała dopiąć przekazanie klubu Thomasowi. To dla niej pryszcz. To dla niej pikuś. W zasadzie wszystko było już przygotowane. Brakowało jej jeszcze tylko jednego podpisu Toma na ostatnim z edytowanych załączników. Zresztą, to i tak nie był jedyny powód, dla którego przyszła do klubu poza regularnymi godzinami otwarcia.
Jeden z ochroniarzy od razu wpuścił ją do środka (byłoby dziwne, gdyby zachował się inaczej), więc dosłownie po kilku sekundach Kylie wchodziła już do biura.
- Dzień dobry, szefie - uśmiechnęła się i usiadła jednym z wygodnych krzeseł. Wciąż nie mogła chyba przyzwyczaić się do widoku młodszego brata w roli właściciela klubu, którym jeszcze do niedawna zarządzał Jackson. Siłą rzeczy omiotła wzrokiem ściany oraz meble, żeby sprawdzić, czy Thomas zdążył już wprowadzić jakieś zmiany w wystroju gabinetu, ale póki co wnętrze wyglądało jeszcze po staremu.
- Potrzebuję twojego podpisu - wyjęła z torebki teczkę. - Wszystkie sprawy związane z przejęciem przez ciebie klubu są już załatwione od strony prawnej. Podpisz tylko umowę, na mocy której będę reprezentowała cię jako nowego właściciela. Bo będę, prawda?
Nie brała nawet pod uwagę innej opcji. Nie mógł znaleźć nikogo innego. Nie dość, że była jego siostrą, to jeszcze była świetna i miała rozeznanie w sprawach związanych z Dragonem. W razie, gdyby jednak Tom jeszcze się wahał, miała w torebce pół litra argumentów w postaci Jacka Danielsa, którego wyciągnęła na biurko brata.
- No to... Umarł król, niech żyje król - puściła oczko młodszemu braciszkowi.
-
Niemniej, czekał na siostrę rozwalony jak żaba niemal za biurkiem, nawet sączył już jakiegoś drinka – a raczej wódkę z wódką czy tam whiskey z samym lodem gdy się pojawiła.
– Witam panią adwokat – wyszczerzył się do niej, choć w jego błękitnych oczach od razu dało się zauważyć, że coś go trapi. Czy zamierzał zmieniać wystrój biura? Chyba nie, bo idealnie wpasowywało się w to, co lubił – wszyscy Russellowie lubili przecież obracać się w luksusie a ogrom skórzanych kanap w biurze był tego dowodem.
– A kto inny miałby to robić? – zapytał z lekkim rozbawieniem, wstając z fotela i podchodząc bliżej niej. – Mamy najlepszego prawnika w rodzinie, poza tym, zawsze też mogę Cię wykorzystać do rozjechania niepożądanych ludzi autem – wzruszył ramionami i zaraz ucałował jej skroń, po czym widząc butelkę z trunkiem gestem wskazał na kanapę, a sam wyjął spod biurka dwie kryształowe szklanki które zaraz zapełnił trunkiem.
– Pora na nas, Kylie – uniósł swoją w górę i uśmiechnął się. Zamierzał pozwolić siostrze na czynne uczestniczenie w klubie, przeciwnie do Jacksona. – Chciałem też zaproponować Abe'owi powrót na stanowisko managera. Szkoda mi go marnować jako ochroniarza – uważał to za całkiem racjonalne rozwiązanie, poza tym głupio tak nowego członka rodziny mieć na takim chujowym stanowisku!
– Chociaż mamy chyba jedno, większe zmartwienie – zaczął, ale póki co spokojnie. Może wcale nie było powodu do paniki?
-
Może i dostrzegła coś dziwnego w jego spojrzeniu, ale początkowo wyszła z założenia, że chodzi o cały stres związany z przejęciem klubu. Jakby nie było, prowadzenie Dragona nie oznaczało tylko dbania o ten konkretny lokal, ale o cały rodzinny interes.
- Nie, nie mogę już przejeżdżać ludzi. Przynajmniej na razie. Nie chcę, żeby uznali mnie za recydywistkę - uśmiechnęła się. - Cieszę się, że chcesz ze mną pracować. Gdybyś wybrał kogoś innego, musiałabym to uszanować, ale... Mówiłam już o tym Jackowi. W przyszłości będę chciała całkowicie skupić się na naszych interesach. Nie widzę siebie pracującej do końca życia w zwykłej kancelarii.
Tam nie mogłaby pić w środku dnia, a tu? Nie po to przyniosła bratu flaszkę, żeby się z nim nie napić, prawda? Uniosła swoją szklankę i upiła niewielki łyk. Boże. Mogła przynieść wino. Wino zawsze lepiej jej wchodziło, chociaż teraz, po kolejnych słowach brata, mimo wszystko wolała coś mocnego.
- No... - podstawiła mu szklankę. Niech leje. - Wiesz, nie chciałam rozmawiać o tym z Jacksonem, bo nie chciałam, żeby Abe miał potem do mnie pretensje o to, że załatwiam mu pracę za jego plecami, ale... Oboje wiemy, dlaczego Jack go wyjebał i że to nie miało nic wspólnego z tym, jak zarządzał klubem, więc powiem krótko: to będzie dobra decyzja. Tylko powiedz mu o tym sam.
Nie chciała, żeby Abe pomyślał, że się u niego wstawiała, ale przecież tego nie robiła, prawda? To Tom samodzielnie doszedł do wniosku, że O'Donell powinien wrócić, a Kylie mogła tylko cieszyć się z jego decyzji. Raz, zyska na tym Dragon, dwa, Abel naprawdę na to zasługiwał.
- Mamy? - odezwała się po chwili.
-
– Jackson bywa narwany, ale w sumie mógłbym się zachować podobnie – zmarszczył lekko czoło. Nie winił Abe'a, siostry Herondale podobno go puszczały na te nocne schadzki i same tuszowały temat, tym bardziej że w trakcie jego wyjść włos im z głowy nie spadł więc to takie czepianie jego zdaniem.
– Może wpadniecie do nas w weekend? Ja pogadam z Abel'em, ty spędzisz trochę czasu z Kim żebyście mogły się lepiej poznać... myślę, o niej całkiem poważnie – powiedział lekko nieśmiało w sumie, bo nie dalej jak dwa tygodnie temu spieprzył przecież z własnego ślubu bo uznał, że nie kocha tej prawdziwej narzeczonej a że całe życie jego serce oddane było Kimberly Johnson. Nie nadążysz. Wziął głęboki oddech, a potem dość spory łyk whisky.
– Może to nic takiego, ale nie ma kontaktu z Jackiem i Sarah. Telefon Maxa teź nie odpowiada i... sam nie wiem. To dziwne. – Max to oczywiście najstarsza latorośl najstarszego z braci Russell. Może terapia i nowe życie ich tak pochłonęło? A może postanowili ich wszystkich całkowicie olać? Tak czy siak, mogli uprzedzić!
-
- Właśnie o tym mówię. Nie chcę zajmować się tym do końca życia, tym bardziej że przecież tutaj i tak jest co robić.
Nie miała na myśli samego klubu, chociaż jego sprawami też się zajmowała. Angażowała się w codzienną obsługę prawną lokalu, ale też musiała czasem skupić się na tuszowaniu pewnych spraw i odsuwaniu podejrzeń od rodzinnych interesów. O, na przykład wtedy, kiedy musiała interweniować, bo Dragon został tymczasowo zamknięty z powodu październikowej strzelaniny. To ona rozmawiała wtedy z policją, grzecznie udostępniła nagrania z monitoringu pokazujące samo zajście i na tym sprawa się skończyła. To nie wina klubu, że faceci pobili się o kobietę.
- Na szczęście Abe i ja przed nikim już się nie ukrywamy, więc nie będzie musiał się już nigdzie wymykać - zaśmiała się. - Jasne. Chętnie. Zawsze ją lubiłam - zapewniła go. Chętnie pozna ją jeszcze bliżej, tym bardziej kiedy jej brat zaczął dorastać. - Swoją drogą... Kto by pomyślał. Ty, ja, obojgu naprawdę nam na kimś zależy...
Całkiem fajnie układało im się to życie. Klub świetnie działał, Thomas wrócił do rodzinnego miasta, Jackson ułożył sobie życie z fajną kobietą, ona też miała fajnego faceta, co mogło teraz pójść nie tak?
- Może po prostu potrzebują odpoczynku? Jakby nie było, sporo ostatnio przeszli i na ich miejscu też wyłączyłabym wszystkie telefony. Zobaczysz. Niedługo na pewno odezwą się do kogoś z nas.
Na miejscu starszego brata też wyłączyłaby telefon. Fakt, mógł napisać chociaż zdawkowego smsa, żeby rodzina się nie martwiła, ale na pewno nie mieli czasu, bo robili coś szalenie ciekawego.
-
– Jasne, zawsze się trafi jakaś pojebana zombie żona albo kretyn który rozkręci bójkę w klubie, który i tak ma chujową opinię. To chyba w Dragonie jest najgorsze – zdecydowanie, Little Darlings było po prostu klubem ze striptizem, a Dragon... cóż, był kolebką dziwek, narkotyków i masy innych podejrzanych rzeczy o czym wiedział każdy, z tymże nigdy nikomu nie udało się tego w stu procentach udowodnić. Na szczęście.
– Dobrze, że go masz. W końcu jakiś normalny facet Ci się trafił – trącił ją z rozbawieniem ramieniem pod żebra. – Tak. Byłem idiotą, że wiecznie szukałem miłości, a miałem ją przez pół życia pod nosem – uśmiechnął się delikatnie, maczając usta w szklance z trunkiem. Odstawił ją jednak na stolik za moment i usiadł trochę bardziej bokiem, by lepiej widzieć twarz blondynki.
– Słyszałem, że ojciec daje wam w kość swoim podejściem, ale on chyba po prostu już taki jest. – wzruszył ramionami. Dużo osób słyszało o tym na rodzinnej imprezie świątecznej. Swoją drogą, naszła go teraz rozkmina kto będzie organizował wielkie, rodzinne bankiety skoro Jackson wyjechał i pewnie sprzedał willę w Queen Anne. W końcu, cała reszta, oprócz niego, rozbija się po apartamentach. Coś trzeba będzie wymyślić.
– Wiesz, to że Jackson nie chce z nami rozmawiać nie jest niczym nadzwyczajnym – zażartował, ale zaraz spoważniał. – Ale bardziej nas zmartwiła kwestia tego, że Sarah też ma wyłączony telefon i od momentu dojazdu na lotnisko nie ma z nią kontaktu, a one z Megan były jednak nie rozłączne – uniósł teraz lekko brew w górę, bo to serio wydawało się podejrzane. Siostry Herondale były nierozłączne i nagle miałoby się to urwać? Z drugiej strony, nie żyła Christine, nie żyła tez zombie-Grace więc kto miałby ich skrzywdzić? Chociaż wszystkim Russellom wrogów na pewno nie brakowało.
-
- Zapanujemy nad tym - zapewniła go. Poradzą sobie z klubem, z dragami, z policją i całą resztą. Halo, nazywali się Russell, kto ma dać radę, jeśli nie oni? - Ał - skrzywiła się, kiedy brat trącił ją ramieniem. - Oboje mamy szczęście - usmiechnęła się. - Masz wobec niej poważne plany?
Ona wobec Abla miała i niespecjalnie interesowało ją zdanie ojca. Był już stary, ona była młoda i poradzi sobie bez jego uznania oraz aprobaty. Pewnie, byłoby miło, gdyby pan Russell powiedział kiedyś, że jest dumny z jej wyborów, że świetnie zajmie się sprawami rodziny, a O'Donell jest fajnym facetem i będzie fajnym zięciem, ale chyba już się na to nie nastawiała.
- Najpierw potraktował go jak kelnera, a potem zaczął się wymądrzać i sypać jakimiś głupimi uwagami. Na co on liczył? Że zostawię Abla, bo tatuś powie "nie"?
A w życiu! Jeśli Kylie i Abe dorobią się kiedyś tak wielkiego domu, jak Jackson, to ona będzie u siebie urządzała rodzinne świąteczne spotkania, a wtedy na pewno nie zaprosi do siebie ojca, chyba że ten zmieni nastawienie.
- Sama nie wiem. Może masz rację? Bo wiesz, gdyby tak się nad tym zastanowić, to już od jakiegoś czasu nie widziałam Maxa na Facebooku, a to już naprawdę dziwne wśród dzieciaków w jego wieku - zamysliła się. Aż sięgnęła po telefon i sprawdziła swoje konta społecznościowe. Bratanek nie był aktywny na żadnym z nich. - Masz jakiś plan?
-
Abel postanowił sam zająć się grzebaniem w jakichkolwiek poszlakach, ale niestety niczego nie znalazł. Ślad po Jacksonie się urywał zupełnie jakby on i Sarah zniknęli cholera wie gdzie. Było to na równi przerażające co i imponujące, bo przecież nikt nie może tak po prostu nagle rozpłynąć się w powietrzu, nie? A tu jednak, niespodzianka, może. Tak czy siak, był z pustymi rękami, ale przynajmniej odzyskał posadę w Dragonie, co niezmiernie go cieszyło. Dzięki temu jego poszukiwania były odrobinę dokładniejsze i miał większe możliwości. Pewnie Hagen powiedział mu o obecności Alexa i wiedział, że sprawa była poważna. Pewnie nie powiedział o tym nawet Kylie z bardzo prostego powodu – im mniej osób wiedziało o obecności Clarence’a tym lepiej i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dzisiaj nie chciał do końca o tym myśleć. Potrzebował się trochę wyluzować, więc siedział w Dragonie w biurze i przeglądał kolejne dostawy broni, które przeszmuglował ostatnio Richard. Wszystko się zgadzało i teraz musiał z Mikiem kontynuować dystrybucję, a część złożyć w schowku za miastem należącym do Clarence’a i Russella. Mieli magazyn, w którym zatrzymywali najlepsze sztuki dla siebie. Nie zauważył, kiedy zrobiło się dość późno, a do gabinetu weszła jego kobieta.
– Och, zapomniałem, że jesteśmy umówieni, wybacz. Muszę tylko dokończyć parę spraw. Papierkowa robota się zgadza u ciebie? – uniósł brwi, bo wiadomo, to ona pilnowała, by legalne interesy się zgadzały i by firma była krystalicznie czysta, nie do tknięcia przez federalnych czy lokalną policję.
-
Po ich ostatniej rozmowie Kylie naprawdę zamierzała odpuścić sobie poszukiwania brata. Nie chciała się zamartwiać, nie chciała, żeby on się o nią martwił, bo przecież jej niedawny wypad z Williamem i włamanko, którego razem dokonali, nie skończyło się chyba do końca tak, jak oboje by sobie tego życzyli (ale szczegóły dopiero potem, bo włamanie wciąż trwa; już teraz wiadomo, że nie będzie udane, skoro Kylie zostawia szpilki wbite w ogrodzenie). Mimo wszystko postanowiła odpuścić. Postanowiła dać sobie chociaż iluzoryczną szansę na szczęście i dłuższy moment wytchnienia. Może potrzebowała urlopu? Może chciała chwili przerwy? Mimo wszystko i tak nie mogła zostawić rodzinnego interesu i Abe o tym wiedział.
- Daj spokój. Wybaczam - podeszła bliżej i cmoknęła go w usta. Cieszyła się, że O'Donell wrócił do pracy, że znów był tu managerem i naprawdę nie chciała w nic ingerować. Abe znów był w swoim żywiole, a Kylie... Jezu, Kylie naprawdę kochała patrzeć na takiego właśnie swojego faceta. - Tak, wszystko się zgadza. Chociaż... Jest coś, o czym musimy pogadać. Tego jest dużo. Za dużo. Mam swoją robotę w kancelarii i chociaż klub oraz rodzina są moimi głównymi klientami i próbuję odrzucać resztę, tak chyba naprawdę będę musiała pomyśleć o czymś swoim. Własnym.
Chociaż i tak sama pewnie tego nie dźwignie. Łatwo powiedzieć, "zajmę się interesami rodziny". Kylie chętnie to zrobi, wszystko przejmie, ale samej będzie jej ciężko.
- Abe, tego jest dużo. To nie tak, że ja sobie nie radzę, bo jeśli będzie trzeba, to dam radę, ale... Nie chcę zaniedbywać nas.
-
– No to idealnie, że wszystko się zgadza, nie? – uniósł brwi, zerkając na Russell. Słysząc jej słowa, pokiwał głową powoli. – Kiedy się decydowałaś na pomoc, uprzedzaliśmy cię z Jacksonem, że tego jest mnóstwo. Jeśli myślisz o założeniu swojej kancelarii, to doskonale wiesz, że będę cię w tym wspierał, prawda? – uniósł brwi, zerkając na ukochaną. Oczywiście, mógł pomóc w ogarnięciu jakiegoś świetnego, wypasionego biura i całej reszty papierkowej roboty. Nie wyobrażał sobie postąpić inaczej, było to dla niego całkiem oczywiste.
– Nie musisz mi się tłumaczyć. Jeśli potrzebujesz kogoś do pomocy, to nie ma problemu, znajdziemy kogoś. Myślę, że Michael chętnie przejmie część obowiązków – stwierdził, wzruszając ramionami, bo nie do końca wiedział, czemu mu się tak tłumaczyła. Rozumiał, sam nie chciał, żeby się jakoś bardzo przemęczała. Niestety, „rodzinny interes” był pracą na pełen etat. A nawet na dwa, biorąc pod uwagę, że czasami było trzeba ogarniać coś na szybko, poza godzinami. – Jak mogę pomóc? – uniósł brwi, bo wiedział, że średnio może, ale jednak chciał wiedzieć, czy miała coś konkretnego na myśli.
-
- Panie O'Donell, czy może pan pozwalać sobie na cos takiego w miejscu pracy? - uśmiechnęła się. Wiadomo, że żartowała, bo jednak do siadania na jego kolanach to zawsze była pierwsza i szalenie przyjemnie było móc przytulić się do niego w Dragonie i nie musieć przed nikim się chować. Tak powinno być już dawno temu i byłoby, gdyby Russell nie miała zbyt długiego języka. Na szczęście wszystko wróciło już na właściwe tory.
No, prawie wszystko, bo Jacksona wciąż nie było.
- Wiem i nie zamierzam się wycofywać. Potrzebuję tylko chwili, żeby złapać właściwy rytm pracy - zapewniła go. - Wiesz, to byłaby kancelaria reprezentująca klub oraz rodzinę, a jeśli przy okazji trafiłaby mi się jakaś sprawa dotycząca kogoś, kogo znam i kogo lubię... To chętnie to wezmę - opowiedziała. - Wiem - dodała jeszcze i cmoknęła Abla w policzek. Kto, jeśli nie on, mógłby we wszystkim jej pomóc? Kto najlepiej znał jej, momentami kiczowaty, gust? No i... Kto lepiej, niż on, oceniłby jeszcze możliwości kogoś, z kim Kylie chciałaby ewentualnie pracować? Wiadomo, ona musi dobrze się z nim czuć, a Abel i reszta rodziny muszą mu ufać. Tak się składało, że blondynka znała kogoś, kto spełniał pierwszy z warunków. O'Donell mógłby wybadać, jak wygląda kwestia tego drugiego, gdyby podsunęła mu odpowiednie nazwisko.
- Michael i tak musi się tym zająć, a ja... Myślałam też o kimś innym. Co powiedziałbyś na to, gdybym chciała mieć w kancelarii wspólnika? Nie mówię, że od razu musiałby być to wspólnik we wszystkich interesach, ale czułabym się pewniej, gdyby ktoś zajmował się tym razem ze mną i... Nie wiem, może byłby bardziej oficjalną przykrywką albo po prostu zajmował się tym razem ze mną, rozkręcił interes ze mną, mielibyśmy wspólne biuro z osobnymi gabinetami...
Właśnie tak mógł jej pomóc. Niech oceni jej pomysł, niech powie, co o tym myśli. Kylie i tak raczej nie zdecyduje się na rozkręcenie biznesu w pojedynkę.