WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najważniejsze, że Kylie nie była sama. Faktycznie, Abe pewnie by się o nią mega martwił, gdyby na taką eskapadę wyruszyła zupełnie sama. Tak czy siak, słysząc jej pytanie, zaśmiał się pod nosem i wzruszył niewinnie ramionami.
– Wiesz, szefa nie ma, myszy harcują czy coś – zaśmiał się, wywracając oczyma, bo jednak nie miał nic przeciw takiemu harcowaniu, poza tym nie zamierzał się ruchać tu i teraz na biurku Jacksona czy tam Majka, czy któregokolwiek z nich. Tak czy siak, słysząc słowa Kylie, uśmiechnął się blado i pokiwał powoli głową.
– Rozumiem. Myślę, że to świetny pomysł. Nie do końca znam się na prawniczym bełkocie, ale będziesz miała kogoś do pomocy w tej kancelarii? – uniósł brwi i zerknął na nią z wyraźnym zainteresowaniem. Abe zamierzał ją wspierać, bo jednak wiadomo że chciał dla niej jak najlepiej. Jeżeli tym razem własna kancelaria była dla niej najlepszym wyborem – Abe w to wierzył.
– Noo to chyba normalne, ale to chyba nie pytanie do mnie. Ja jestem tylko managerem. Zresztą myślę, że jeśli to będzie ktoś zaufany i nas nie wyda gliną, to nie ma problemu – stwierdził z delikatnym uśmiechem – Myślę, że wszyscy tutaj ufają twojemu osądowi, Ky. Wiem, tak samo jak wszyscy, że nie wprowadziłabyś w rodzinny interes kogoś, komu w stu procentach nie ufasz – wzruszył ramionami. Wydawało jej się to całkiem rozsądne. – Little Darlings przydałby się ktoś, żebyś mogła całkowicie skupić się na Dragonie. Oczywiście, jeśli tylko byłabyś zainteresowana – stwierdził, wzruszając delikatnie ramionami i uśmiechając się nieznacznie. To też przecież była dość spora przykrywka do interesów, a w samym Dragonie było tyle roboty, że na LD przydałby się na pewno ktoś osobny. – Kogo konkretnego masz na myśli? – uniósł brwi, zerkając na kobietę z zaciekawieniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Podoba mi się taka filozofia - usmiechnęła się. Ona też nie zamierzała się teraz na niego rzucać (chociaż trzeba przyznać, że mocno ją korciło), ale naprawdę przyjemnie było patrzeć na Abla w jego środowisku naturalnym: za biurkiem i stertą dokumentów. Tu pasował idealnie. Był najlepszym managerem, jakiego Dragon Club mógł sobie życzyć i jaki tylko mógł się tu trafić.
- Taki jest plan, chociaż... Wiesz, to nie musi być od razu wielka kancelaria, wystarczy mi biuro i wygodny fotel. I ekspres do kawy. No i kilka innych rzeczy - oczywiście wygodnych, wiadomo! Na szczęście portfel jej rodziny był dość zasobny, więc raczej nie musiała martwić się o środki finansowe. Tych jej nie zabraknie. Wyglądało więc na to, że rozkręcenie własnego interesu jest już niemal w zasięgu jej ręki.
- Nie, gdyby chodziło o kogoś, do kogo nie miałabym zaufania, to w ogóle bym ci o tym nie wspominała - zapewniła go. Jednocześnie naprawdę ucieszyły ją jego słowa, bo... Okej, wiadomo, nazywała się Russell. Wiadomo, czyją była córką oraz siostrą. Mimo wszystko, do tej pory stała jednak gdzieś z boku, zajmowała cieplutką posadę w jednej z kancelarii i raczej nikt nie spodziewałby się tego, że pewnego dnia ta urocza blondynka wejdzie do gry. Mogła znać się na prawie, mogła prowadzić sprawy i reprezentować swoich klientów, ale czy poradziłaby sobie w rodzinnym biznesie? Niektórzy mogli mieć wątpliwości. To dlatego przyjemnie było usłyszeć, że cieszyła się zaufaniem osób z najbliższego kręgu klubu.
- Jasne, że jestem - usmiechnęła się. - Jest tylko jedna osoba, z którą chcę pracować. To Gabe. Ufam mu w stu procentach.
Nawet w 101!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Ja myślę – zaśmiał się cicho. Szczerze mówiąc, naprawdę czuł się świetnie za biurkiem w Dragonie. Lubił tę pracę. Nie miałby też oczywiście nic przeciw staniu na bramce, ale jednak było to trochę bardziej męczące fizycznie. Zresztą, nigdy nie przepadał za wywalaniem zbyt natrętnych gości z klubu. Spuszczanie wpierdolu raczej zostawiał sobie na nieco groźniejszych typów, gdy trzeba było coś załatwić dla Alexa i Jacksona.
– No ale mimo wszystko, potrzebujecie miejsca. Chociaż wiadomo, z czasem mogłabyś zatrudnić kilku prawników, żeby wyglądało to na normalny interes, a nie biznes stworzony po to, żeby obsługiwać nie do końca legalne interesy twojego brata – wzruszył ramionami, bo jednak to byłoby nieco podejrzane. W większej kancelarii, z większą ilością spraw, ciężej byłoby wykryć, że coś będzie nie tak, prawda? – A o ekspres do kawy osobiście zadbam – puścił jej oczko, bo trochę się na tym sprzęcie znał i pewnie byłby to taki prezent w typie prezentu na parapetówkę biurową czy coś! Pokiwał głową ze zrozumieniem, gdy wspomniała, że chodzi o kogoś, komu ufała i z kim się dobrze znała. Wiedział, że Kylie nie była głupia i raczej nie wzięłaby byle kogo do współpracy. Stawka była duża – wiadomo, że chodziło na dobrą sprawę o bezpieczeństwo rodziny, a Abe zdążył zauważyć, że ta u Russellów jest zwykle na pierwszym miejscu.
– To świetny pomysł. Też mu ufam i myślę, że Jack, kiedy już się znajdzie, nie będzie miał z tym najmniejszych problemów – stwierdził z uśmiechem, bo faktycznie Gabe był świetnym wyborem na partnera do kancelarii, Abel się z nim w końcu przyjaźnił i miał o nim do powiedzenia same dobre rzeczy!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Za jego zmęczenie fizyczne śmiało może odpowiadać Kylie, bo Abe, który wychodzi z pracy mniej zmęczony, ma więcej energii dla niej, hihi. Wiadomo, blondynka bardzo chętnie z tego wszystkiego skorzysta, a gdyby tak O'Donell wracał zmęczony, to i tak jakoś sobie poradzi. Zrobi mu masażyk, zamówi cos dobrego i oboje będą zadowoleni.
- Tak. Wiadomo. Nie zamierzam dusić się w ciasnej klitce, na pewno przyda nam się też ktoś, kto będzie nam uzupełniał papier w kserokopiarce i umawiał spotkania - i oczywiście parzył kawę, chociaż tak naprawdę obsługa ekspresu była dla niej jedną z tych rzeczy, które umiała robić w domu. Kto wie, być może okaże się też, że będzie kiedyś obsługiwała coś zupełnie innego, hehe.
- Doskonale - usmiechnęła się. Wiadomo, że go zaprosi na parapetówkę, jeśli tylko ta się odbędzie. Szalenie chętnie przygarnie też taki prezent, bo - umówmy się - ekspres w kancelarii na pewno się przyda, a Abe naprawdę się na tym wszystkim znał. Kylie miała tak naprawdę tylko jedno wymaganie. Niech ekspres robi pyszną latte.
Rzeczywiście, dla nich rodzina była numerem jeden. Może niektórzy Russellowie dziwnie okazywali sobie przywiązanie oraz troskę, ale nie zmieniało to faktu, że nikt, kompletnie nikt, nie zamierzał odpuszczać. Ona na pewno tego nie zrobi, nie zawiedzie zaufania rodziny.
- Cieszę się, że tak myslisz - przyznała szczerze. - Gabe jest jedną z osób, którym naprawdę ufam i wiem, że on też ufa mi. Pogadam z nim o kancelarii, ale nie wiem, czy to ja powinnam proponować mu pełną współpracę.
Może powinni zrobić to oni? No, w sensie ci, którzy siedzą w tym wszystkim znacznie dłużej i głębiej, niż ona?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiadomo, że ABe wolał, by za jego zmęczenie odpowiadała Kylie niż praca. Poza tym Abel naprawdę uwielbiał Kylie, kochał ją całym sercem i uważał, że kobieta jest absolutnie wspaniała. Nie miał zielonego pojęcia, jakim cudem był takim szczęściarzem – nie dość, że piękna, to jeszcze inteligentna i na niego leciała, hehe. Tak czy siak, pokiwał głową z delikatnym uśmiechem.
– Domyślam się, że będziecie też potrzebować jakiejś sekretarki, ale ja raczej w tej roli się nie sprawdzę – puścił jej oczko z rozbawieniem – Nawet jeśli moja kawa i umiejętności organizacji czasu są niezastąpione – wywrócił oczyma, chociaż nie miał wątpliwości, że na pewno znajdą jakąś fajną sekretarkę, która wszystko ogarnie – od obsługi ekspresu do kawy przez kserowanie dokumentów, a na umawianiu klientów i przypominaniu o rozprawach w sądzie kończąc.
– Tak myślałem, że będziesz zadowolona – zaśmiał się pod nosem. No jak to tak, bez biurowej parapetówki? O nie, nie, Abel zdecydowanie sobie tego nie wyobrażał. Musieli koniecznie takową ogarnąć – koniec, kropka! W końcu czy był lepszy sposób na ochrzczenie potencjalnego nowego biura niż hektolitry alkoholu, dobra muzyka i znajomi, którzy będą polecać ich usługi?
Słysząc kolejne słowa kobiety, pokiwał powoli głową. Odkąd Jackson zniknął, to Abel ogarniał wszystkie potrzebne papiery i wiedział, że kiedy tylko Jack się znajdzie (bo innej opcji nawet do siebie nie dopuszczał), z pewnością poprze ten wybór, szczególnie, że nie tylko Abe ufał Gabe’owi, ale również sama Russell.
– Porozmawiam z nim o tym, teraz to ja jestem głową interesu, kiedy Jackson wróci, na pewno będzie zadowolony z tych decyzji. Alex podobnie – uśmiechnął się. Wiedział, że kiedyś nadwyrężył ich zaufanie, ale nie zamierzał robić tego po raz kolejny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona też miała farta. Nie dość, że Abe był naprawdę oddany jej rodzinie, to sam również był inteligentny, wykształcony, przystojny i również na nią leciał. Kochała go. Ufała mu. Czy mogło spotkać ją coś lepszego? W tej kwestii - zdecydowanie nie. Może tylko jej brat mógłby wrócić. Wtedy będzie idealnie.
- Byłbyś świetną sekretatką - zaśmiała się. Wiadomo, żartowała. On pilnował interesów tutaj i Kylie na pewno nie zabrałaby go stąd do swojej kancelarii. Mimo wszystko mógł przynosić jej kawę. Blondynka zdecydowanie nią nie pogardzi. Mógł też zabierać ją na kawę w czasie przerw. O, tak będzie nawet ciekawiej!
Zdecydowanie będzie zadowolona. Impreza też pewnie się odbędzie. Wcześniej jednak czeka ją całe urządzenie i meblowanie. To też będzie dobra zabawa i Kylie naprawdę liczyła na to, że i w tym Abe jej pomoże, dobierze wygodny fotel, eleganckie biurko, no i super stolik lub szafkę pod ekspres, jaki jej kupi.
- Głowa interesu. To brzmi... - zdjęła bucika pod biurkiem i pomiziała głowę po nodze. Też pod biurkiem. - Seksi - puściła mu oczko. - Wiesz, na początku trochę bałam się tego, że mogłabym sobie nie poradzić, ale teraz jestem już pewna tego, że właśnie to chcę robić.
To czyli pracować dla rodziny na cały etat i prowadzić swój biznesik, który byłby częścią wielkiego imperium.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Abe był oddany jej rodzinie, bo dużo im zawdzięczał. Mimo świata, w jakim się obracał – mimo wszystko, doskonale wiedział, że lojalność zaprowadzi go znacznie dalej niż cokolwiek innego. Nie zamierzał próbować przejąć interesu, zawsze Jacksona i Josepha traktował jak własnych braci, zasponsorowali mu nawet studia, więc rażącą niewdzięcznością byłoby wyruchać im siostrę, a potem się na nich wypiąć.
– Oczywiście. I świetnie wyglądałbym w miniówkach – zaśmiał się i pokręcił głową, chociaż jednak sekretarki to trochę mu się kojarzyły z takim ubiorem – miniówkami, szpilkami i nogami do samego nieba. Inna sprawa, że oczywiście najlepsze nogi miała jego Kajli, nie? Na inne totalnie nie zwracał uwagi.
– No i wspaniale – klasnął w dłonie radośnie i spojrzał w niebieskie oczy kobiety z szerokim uśmiechem. Oczywiście zamierzał jej pomóc ze wszystkim, czego tylko potrzebowała! Poza tym, słysząc jej słowa, uśmiechnął się szeroko. – Tylko mi się tu za bardzo proszę nie nakręcać, panno Russell – zamruczał z rozbawieniem i pokiwał powoli głową. Rozumiał to.
– Chcesz prowadzić stronę prawną nielegalnych interesów swojej rodziny? To też jest całkiem sexy – poruszył brwiami, chociaż sobie śmieszkował, to oczywiście zaraz spoważniał – Cieszy mnie to. Wiadomo, że lepiej, żebyś to ty się tym zajęła niż ktokolwiek obcy – rozłożył dłonie i uśmiechnął się nieznacznie. Rodzinny biznes to rodzinny biznes, right?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie, mimo wszystko wolę cię w takim stroju, jak teraz - uśmiechnęła się. W garniturze naprawdę było mu do twarzy i niech nawet nie próbuje nosić czegoś innego, nie tylko w pracy, ale też poza nią. Wiadomo, w domu nie musiał paradować w koszuli (chociaż Kylie i tak powie, że to mega sexy i że przyjemnie było ją z niego zdejmować), bo ładnemu we wszystkim ładnie. I racja, lojalność była w cenie. Gdyby Abe nie był lojalny wobec jej rodziny, to Kylie na pewno by z nim nie była. Nie tak długo. Nie w taki sposób. Znała go od lat, wiedziała, jaki był i nie wchodziłaby w głębsze relacje z facetem, który mógłby wypiąć się na jej rodzinę.
- Dobrze, panie O'Donell - puściła mu oczko. Stópkę schowała do buta, żeby faktycznie się nie nakręcać. Takie rzeczy będą w domu. - Pomyślałbyś kiedyś, że to wszystko tak się potoczy? Że ty i ja będziemy razem i będziemy razem dbać o interesy? - uśmiechnęła się i nieco spoważniała. - Będziesz musiał mnie we wszystko wprowadzić. Nie chcę niczego zawalić, żeby Joe był ze mnie dumny, kiedy już do nas wróci. Z nas.
Bo przecież Kylie opowie mu o tym, że nad wszystkim czuwał głównie Abe, a ona pilnie się od niego uczyła. No i... Nie chodziło tylko o jej brata. Chodziło też o ojca, któremu zamierzała udowodnić, że zarówno ona, jak i Abel, są warci jego uwagi. Zwłaszcza razem. Tata Russell przekona się, że nie jest niezastąpiony, a młodsze pokolenie, nawet to z blond włosami, zna się na swojej robocie.
- Myślisz, że powinnam chodzić z wami na jakieś spotkania czy po prostu być takim cichym wspólnikiem i czekać w biurze na dokumenty? - spytała po chwili, bo nie do końca wiedziała jeszcze, jak odbywało się to do tej pory. Nie chciała narzucać się chłopakom, ale nie chciała też uciekać od nowych obowiązków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– A ja głupi myślałem, że najbardziej lubisz mnie oglądać w moim birthday suit – zaśmiał się pod nosem. On oczywiście nie miał nic przeciw poginaniu w takim właśnie stroju, ale oczywiście nie do pracy. W końcu dziwnie byłoby się pokazać w dragonie na golasa, co nie? Tak czy siak, uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał na ukochaną chociaż pewnie mimowolnie zaczął głaskać jej nogę wysoko, tuż przy wewnętrznej części uda muskając palcami jej delikatną skórę.
– Chyba nie. Kiedy byliśmy młodsi bałem się nawet na ciebie spojrzeć. Uważałem, że Jack urwałby mi jaja za to, że mógłbym nawet pomyśleć o położeniu na tobie łap – zaśmiał się pod nosem i spojrzał jej w oczy. – Oczywiście, że cię wprowadzę, ale może nie dzisiaj? Jestem zmęczony, dasz się odprowadzić do domu? – spytał z rozbawieniem, trochę jakby był nastolatkiem, który chce odprowadzić swoją pierwszą dziewczynę, ale nie wie czy jej ojciec nie wyjdzie przed dom ze strzelbą albo (jak w przypadku Russellów zapewne) z kałasznikowem. Słysząc jej pytanie, pokręcił gwałtownie głową.
– Nie, Kylie. Musisz zajmować się papierami, spotkania… Nie są bezpieczne. Nie dla ciebie. Kiedy coś idzie nie tak robi się krwawo. Nie chcę, żebyś była tego częścią, tak samo jak nie chcieliby tego twoi bracia, skarbie – powiedział zupełnie poważnie. Nie chodziło o narzucanie się broń boże, po prostu gdy coś szło nie po ich myśli dochodziło często do mordobicia, a Abe musiał się martwić przede wszystkim o siebie. Gdyby musiał martwić się jeszcze o ochronę Kylie byłoby ciężko, a wiadomo, że byłaby pierwszym celem – w końcu ukochana młodsza siostrzyczka Russell i te sprawy!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie odpowiedziała. Zamiast tego posłała mu uśmiech, bo przecież oczywiste było, że właśnie taką wersję jego stroju lubi najbardziej. Garniak też był super. Tak naprawdę super było wszystko, co w jakiś sposób wiązało się z Ablem, zwłaszcza takie małe gesty.
- Na szczęście teraz moi bracia w pełni cię akceptują - uśmiechnęła się. Mógł na nią patrzeć, kłaść na niej łapy, mógł robić znacznie więcej, ale przede wszystkim, mógł z nią być i nie bać się tego, że ktoś naprawdę będzie chciał odstrzelić mu głowę lub inne, być może znacznie ważniejsze, strategiczne części ciała. No, chyba że O'Donell ją skrzywdzi. Wtedy ściągnie na siebie zemstę rodziny Russell.
- Tobie - zawsze - odparła. Ona też była już trochę zmęczona i bardzo chętnie wróci do domu. Nie musiała już zaglądać do kancelarii, więc jeśli tylko Abe skończył już swoją robotę, to mogą sobie pójść. Póki co wysłuchała go uważnie i przytaknęła. - Jasne. Rozumiem - potwierdziła jeszcze, żeby nie zostawiać cienia wątpliwości. - Będę robiła to, co do mnie należy.
Nie będzie kręciła się tam, gdzie nie powinna. Będzie siedziała w swoim biurze i czekała na swoją część roboty do wykonania, martwiąc się przy okazji o Abla. Sposób, w jaki mówił... Chyba zaczęła się martwić, ale co miała robić? Będzie na niego czekała, podobnie jak dawniej jej matka czekała na ojca. Taki już jej los. Taka jest chyba rola kobiet z rodziny Russell. Być może byłoby łatwiej, gdyby kochała kogoś innego, ale co poradzić na to, że kochała właśnie jego?

/ zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1 | outfit

Junior czekał już na Winstona w swoim biurze, które było tak naprawdę jedną z lóż przekształconych na /biura/. Walizka ze sporą ilością martwych prezydentów, dokładnie studolarowych franklinów, leżała na szklanym stoliku po środku. Mężczyzna rozłożył się na kanapie, wziął jedną z książek ze swojej prywatnej biblioteczki i zaczął czytać. Tom pierwszy Świat jako wola i przedstawienie Artura Schopenhauera, strona dwudziesta siódma. Zanurzył się tak szybko w lekturze, jak tańcząca przed nim tancerka rozebrała się dla niego. Pomimo że biznes oficjalnie nie należał do niego, to z prokuratorem Palmerem dzielił na pół wszelkie dochody pochodzące z niego. Zyskał zaufanie wszystkich pracowników - uważali go za szefa, zarządcę, właściciela; w końcu to on poruszył to miejsce do życia. Dragon Club to przybytek będący chlubą Chinatown, nie mógł się tak po prostu zmarnować; o zbiegu okoliczności, prowadzi go w dodatku chinese-american, który jest Głową Smoka hongkońskich przestępców z rodu Shoushan. Ciekawiło go zawsze, kiedy żona Palmera dowie się o całym przekręcie i będzie trzeba ją przekręcić. Na wypadek takiego stanu rzeczy miał przygotowany plan, który pozwoliłby mu łatwo ją ukatrupić przed jakimkolwiek występkiem. Zresztą, to nie on rozdawał kulki w swojej klice. Ulica była przez niego wykorzystywana dosyć często. Nie lubił narażać siebie na niebezpieczeństwo powiązania ze zorganizowaną działalnością przestępczą, nawet jeżeli jego przyjacielem był Palmer.

Przesuwał po kolei kolejne kartki i wyczekiwał Palmera jak dziecko wyczekujące Świętego Mikołaja. Ten człowiek zawsze przychodził punktualnie, ale Junior wolał trzymać rękę na pulsie i przychodził kilkanaście, nawet kilkadziesiąt minut wcześniej. Miał przynajmniej czas na lekturę i nie musiał później niepotrzebnie spieszyć się przez zakorkowane Seattle. Przeprawa do Chinatown bywała kosztowna, jeżeli chodzi o czas.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ten dzień - wbrew temu, jak przyjemnie się zaczął - nie należał do najlepszych.
Winston wszedł do klubu wcześniej, niżeli stanowiła umówiona godzina spotkania z Juniorem, bowiem i powrót do domu daleki był od scenariusza, który przebiegał zgodnie z ustalonym przed kilkoma godzinami planem. Z zaciśnięta w złości szczęką, będącą swojego rodzaju wyrazem zdenerwowania, wszedł do parnego, ciemnego lokalu, kierując się bezpośrednio w stronę baru. Doskonale wiedział, iż zamawiany przez niego trunek był na tyle drogi, że zwykli klienci nie sięgali po niego, zatem nadpoczęta butelka czekała na niego w stanie - zapewne - nienaruszonym od ostatniej wizyty. Krótkim, potwierdzającym skinieniem głowy zapewnił barmankę, że chciałby to samo, co zawsze, a ta, znając upodobania szefa (nawet jeżeli nie miała bladego pojęcia, że ciemnowłosy nim jest) uzupełniła grube szkło najpierw trzema kostkami lodu, a w następstwie bursztynowego koloru trunkiem.
Gdyby ktoś głośno powiedział, iż Palmer był zły, to tak, jak gdyby nie powiedział o nim nic. Był wściekły; zirytowany zarówno na samego siebie za brak należytej ostrożności, za swoją ignorancję - nie, nie przysięgi małżeńskiej, a licznych pogróżek słanych w kierunku prokuratora. Ostatecznie pojawiła się frustracja kierowana w stronę żony, wszak ta, mając do wyboru całe spektrum przeróżnych opcji, postanowiła wymienić zamki i uniemożliwić mu spokojny powrót do apartamentu.
Prychnął kpiąco na samo wspomnienie niedanej konfrontacji, jeszcze nim dostał zamówiony alkohol, który, swoją drogą, wypił dwoma łykami, przy okazji doprawiając gorzką irytacją względem samego siebie, wszak Winston Palmer nie miał w zwyczaju pić, kiedy humor mu nie dopisywał. Sięgał po alkohol wtedy, kiedy miał zamiar coś uczcić.
To, że żona dowiedziała się o zdradzie, nie było bynajmniej sytuacją godną świętowania.
A może?
- Jak zawsze przed czasem - powiedział na przywitanie, słowa te kierując do managera klubu, który był tym samym zarówno przyjacielem, jak i - w mniemaniu Wina - rodziną. Nie sprecyzował jednak, czy miał na myśli jego, czy samego siebie, bowiem i on był jakieś dwie czy trzy minuty szybciej. Do tym, jak podał mu dłoń, od razu przeszedł do czegoś, co go nieco nurtowało, od kiedy przed dziesięcioma minutami odwiedził tenże przybytek.
- Jesteś pewien, że ta ruda, co wychodziła z prywatnego pokoju... - zaczął, ruchem głowy wskazując na drzwi za sobą - ma więcej, niż piętnaście lat? Jak cię wyprowadzą w kajdankach i oskarżą o sutenerstwo i handel nieletnimi, kurwa, wolałbym uniknąć takiego wyzwania przed starym Smithem. - Wywrócił oczami, nawiązując oczywiście do jednego z sędziów, za którym - delikatnie mówiąc - nie przepadał. Konflikt interesów pojawiał się zazwyczaj wtedy, kiedy to Palmer dbał o swój biznes, zaś Henry Smith pilnował tak zwanej praworządności.
- Mniejsza o to, ufam, że wiesz co robisz - dodał po chwili, wzruszając nonszalancko ramionami - potrzebuję sfingować włamanie - poinformował, siadając na przeciwko Anthony'ego, z którym skrzyżował pewne spojrzenie, gdzieś przelotnie tylko patrząc na przygotowane pieniądze.
Nie dodał tylko, że ktoś miał się włamać do jego mieszkania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W momencie wchodzenia mężczyzny do środka, Junior przełączał akurat muzykę, która grała w biurze, na coś dużo spokojniejszego. Tancerki ze stołu już nie było: zniknęła kilka minut przed oficjalnym rozpoczęciem się spotkania. Z głośnika dobiegł początkowo dźwięk oklasków, a następnie dało się usłyszeć jeden z bardziej znanych utworów na fortepian Erika Satiego. Wrócił wzrokiem do Winstona i podał mu swoją dłoń, przytakując głową. Wsłuchał się w kolejne nuty i akordy utworu grane przez włoską fortepianistkę Cristinę Ariagno.

- Mhm-- mhm! Hmhhh... Mhm! - wymruczał kilkukrotnie, przymykając na chwilę oczy. Położył nogi na szklanym stoliku przed nim, otworzył oczy i pozwolił przewijać się muzyce, jak chciała: zaczął grać Chopin, Schubert, Dvořák... Delikatne dłonie fortepianistki, celowo zaniżone tempo utworów oraz nadzwyczajnie doskonała artykulacja w połączeniu z muzycznymi arcydziełami uspokajały jego ataki paniki. W sumie jeszcze go nie przeżywał, ale kto wiedział, co stanie się za dziesięć, dwadzieścia minut? Zawsze zamartwiało go własne zdrowie. Zbyt wysoki puls, uczucie wyskakującego z klatki piersiowej serca, a nawet delikatna, acz wyczuwalna arytmia (która zresztą każdemu człowiekowi się zdarza) potrafiły przysporzyć mu zmartwień. Cóż można z tym zrobić? Jedynie próbować odbiec myślami od tychże problemów.

- Przecież dobrze wiesz, że 90 procent kobiet, które tutaj pracują, kontrolowane są przez moich ludzi. Ja nic z tym wspólnego nie mam. Wszystko schodzi na dół, daleko ode mnie. A ta ruda, którą widziałeś: brzydziłbym się patrzeć na piętnastolatki. - zabrzmiało to trochę ekscentrycznie, dodając faktu, że mówił to Junior, który zarządzał całym klubem. Jakieś zasady jednak trzeba było mieć: sam nie chciałby być wykorzystywany w tak młodym wieku. Rujnuje to całe życie psychiczne i jest niebezpieczne. W nastolatkach buzuje pełno hormonów, które odpowiadają za nieracjonalne decyzje, takie jak zgłoszenie się na stację departamentu policji i opowiedzenie im o całej działalności, która jest tu organizowana. Wszystko to przemawiało za tym, by po prostu nie zatrudniać nieświadomych dorosłego życia kobiet do tego biznesu.

- Sfingować włamanie? Gdzie i na kim? Wyglądasz na całkiem sfrustrowanego czymś. Ktoś Ci uprzykrza życie? - zagaił przy okazji, widząc, że z Winstonem jest coś nie tak. Podejrzewał, że to jego zdrady przyczyniły się do jakiejś kłótni w jego małżeństwie, ale czy było aż tak źle? Nie mogło być aż tak źle. Każdy przeżywa jakieś ostrzejsze dyskusje, a zdrady zdarzają się. Juniorowi łatwo było tak o tym myśleć, bo przeżywał już poważniejsze problemy niż zdrada, choć bardziej przyczyniał się do tego fakt jego samotności. Taki wybór jednak był przez niego kompletnie świadomy. Głowa Smoka musiała ciągle się ukrywać, a zazdrosna dziewczyna czy żona to ogromny obowiązek; nie tylko ze względów czysto relacji międzyludzkiej, ale i wykorzystywania rodziny przestępców przez federalnych i detektywów. Ci pierwsi lubili wykorzystywać ustawę RICO do przejmowania majątków i wymuszania na ludziach składania zeznań przeciwko własnym krewnym. Ci drudzy kochali zabawiać się uczuciami i emocjami, składając niewyobrażalnie ciężkie do po przeskoczenia pytania. Prawdziwe gnojki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W miejscach takich jak to, starał się odrzucić swoją awersję względem muzyki, bowiem nie mógł - a niekiedy bardzo tego żałował - zmusić ludzi, by na jego widok wyciszali wszelkie urządzenia wypuszczające z siebie dźwięki. Muzyka klasyczna jednak wydawała mu się na tyle dystyngowana i, powiedzmy, p r z y j e m n a dla ucha, że był skłonny przemilczeć płynące w tle tony fortepianu, a może nawet - w porywie dobrego humoru (którego teraz nie miał - docenić. I pod tym względem p o p s u ł go biologiczny ojciec; pieprzona gwiazda rocka, która musiała zawiesić wzrok na młodej Claire, a ta, z niewiadomych dla Palmera powodów, odwzajemniła spojrzenie.
Wmawiał więc sobie, że jemu do szczęścia nie jest potrzebny niczyj wokal, melodyjna linia basu, czy skoczny rytm perkusji. Może kiedyś, przed paroma laty, kiedy odwiedzał z Leighton bary karaoke, był w stanie przełamać swoją niechęć, zaś teraz - dodając myśl o żonę - czuł jedynie zażenowanie swoją postawą i jeszcze większy niesmak.
- Uhmm - odmruknął przeciągle, na dodatkowych kilka sekund zatrzymując wzrok na zamkniętych drzwiach. Miał nadzieję, że nikt - i nic - nie przeszkodzi im w tej rozmowie, tym bardziej, że zamierzał poruszyć prywatę, a nie robił tego zbyt często. Obnażanie się ze swoich słabości nie przychodziło mu łatwo; podobnie jak z porażek, a to, co miało miejsce przed mniej-więcej godziną, mógł niestety pod to podpiąć.
- Działo się coś ciekawego podczas mojej nieobecności? - Uniósł pytająco brew, po przywitaniu się z przyjacielem zasiadając na miejscu na przeciwko niego. Nie było go zaledwie trzy, albo cztery dni; niby krótko, ale w tym czasie mogło się wiele wydarzyć.
- Albo, co może być bardziej absorbujące, nieciekawego? - dopytał, wszak ufał Juniorowi na tyle, by nie kontrolować prowadzonych przez mężczyznę interesów; wierzył, że dba o nie w nienaganny sposób, lecz równocześnie chciał pokazać, iż w razie kłopotów - był w stanie poświęcić swój czas i zaangażowanie w ich rozwiązanie. Nadal nieoficjalnie i pod elegancką przykrywką, aczkolwiek był.
- Jutro przed południem, w okolicach jedenastej... byłoby w porządku - podjął powoli, wzrokiem błądząc gdzieś między dekoracyjnymi figurami wyścielającymi ścianę w tle. Znał grafik żony, wobec czego bez trudu - o ile ten pozostawał niezmienny - potrafił przypomnieć sobie godziny, w których była w pracy.
- Adres znasz. Chodzi o mój apartament - kontynuował, gdzieś w międzyczasie zagryzając mocno zęby i poważne spojrzenie lokując bezpośrednio na twarzy Anthony'ego. - Nie obrażę się, jeśli zrobią trochę bałaganu. Flakon, obraz przy wejściu do sypialni, ta dziwna rzeźba, którą dostaliśmy od... - Nie pamiętał, więc urwał i nonszalancko machnął ręką w powietrzu. Bez znaczenia; żadna z tych rzeczy mu się nie podobała, ale miał wrażenie, że kolejna próba podjęcia dyskusji z Leigh skończyłaby się następnymi problemami.
- Masz kogoś, kto zna się na rzeczy? Zależy mi na profesjonalistach. - Wywrócił oczami; do tej pory nie sądził, że ów słownictwo będzie kiedykolwiek przez niego w użyciu w kontekście włamywacza.

autor

Been looking for a substitution, losing all of my illusions. Looking for a substitution but there ain't no one replacing you.
Awatar użytkownika
29
166

Rezydentka neurochirurgii

Swedish Hospital

-

Post

outfit + kilka dni po ostatniej

Nellie nie wróciła od razu do Seattle, została jeszcze jedną noc w Paryżu, wynajęła osobny pokój i lamentowała całą noc i cały dzień totalnie pijana. Panikowała pewnie również w temacie Milesa.
Po powrocie do domu, przyszła do Tonego po Lily; rzecz jasna słowem się do niego nie odezwała. Cały tydzień organizowała sobie i małej zajęcie, jednocześnie załatwiając sprawy z uznaniem ojcostwa Anthonego. Była na niego wściekła - jak na partnera, dlatego nie zamierzała zmieniać absolutnie niczego w rzeczach które ustalili wobec Lily. W międzyczasie spotkała się też z Davidem, który zaproponował jej, żeby przyjechały z Lily na tydzień na florydę. Jego miało nie być, ale uznał, że może im udostępnić dom, który miał być ich wspólny. A skoro miało go nie być - zgodziła się. Dzisiaj Lils spędzała czas z koleżankami, a Eleanor przyjechała do Dragona z papierami. Ochroniarz przekazał jej, że Lewis był w biurze. Weszła do niego bez pukania.
- Hej - powiedziała od wejścia. - Musisz podpisać te dokumenty i temat twoich praw do Lily będzie mieli zamknięty. Zawarta jest tam kwestia tego, że mieszka ze mną, ale możesz się z nią widywać kiedy chcesz i przede wszystkim możesz decydować o jej nauce i tak dalej. Uznałam też, że będziesz chciał jej dać swoje nazwisko - zaczęła od razu mówić na temat, żeby nie wpadł na pomysł rozmowy o czymkolwiek innym. To nie tak, że za nim nie tęskniła, bo tęskniła kurewsko, ale chyba nie chciała się już więcej kłócić ani denerwować. Może po prostu nie było im to pisane? - I wyjeżdżamy na dwa tygodnie, więc nie planuj nic z Lily w tym czasie - dodała jeszcze, kładąc przed nim plik dokumentów, a potem wsunęła dłonie w kieszenie materiałowych spodni. Wolała się spotkać w biurze, niż iść do niego domu. Tu było bardziej… formalnie.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Dragon Club”