WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Co zrobił? Czemu nie znam tej historii, Richard? – spytała z rozbawieniem zerkając na Hagena i opierając się lekko łokciem o jego ramię. Słysząc jednak jego usprawiedliwienie, zaśmiała się i pokiwała głową. – To w sumie całkiem dobra cecha – stwierdziła z delikatnym uśmiechem i przeniosła wzrok na Kylie.
– Nie, nie przeszkadza mi. Poza tym będę miala kobiece towarzystwo, to najważniejsze, nie? – stwierdziła spokojnie, spoglądając na blondynkę. No właśnie, najważniejsze, że nie zejdzie tam sama, chociaż właściwie byłoby jej to pewnie na rękę, biorąc pod uwagę rzeczywisty cel. Frankie wczuła się jednak tak mocno w fałszywą rolę, że chyba całkiem nieźle się bawiła.
– W takim razie myślę, że najlepsza będzie Iskra nocy. To bardziej romans, chociaż jest kilka pikantniejszych scen – stwierdziła spokojnie, wzruszając ramionami. Słysząc o burgerach, pokiwała głową z entuzjazmem, bo właściwie też całkiem zgłodniała. Przeniosła jednak wzrok na Hagena. – Nigdy wcześniej nie chciałeś czytać moich książek, ale coś dla ciebie znajdę – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, by upić troszeczkę swojego trunku. Jej również nie zostało szczególnie dużo w wysokiej szklance, więc zapewne nie miała też większego problemu z tym, by mężczyźni dokończyli swoją butelkę. Miała tylko nadzieję, że faktycznie nie przyjdzie im z Kylie taszczyć ich do domu bo jednak... No nie czarujmy się, jakkolwiek silne i niezależne by nie były, tak trochę ciężko ciągnąć do domu półprzytomnego faceta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiesz - Russell się uśmiechnęła. Hagen miał kilka sekretów, sporą częścią z nich nie mógł z nikim się podzielić, ale o kilku zdecydowanie powinien powiedzieć swojej dziewczynie. Zresztą, to już ich sprawa, przecież Kylie nie będzie w to wnikać.
- Jasne. Możemy tam kiedyś zajrzeć. Bez nich - skinęła głową a kierunku ich chłopów, którzy znowu pili. Co poradzić, ona sama też postanowiła dopić resztki swojego drineczka, bo coś tam jeszcze na dnie jej się znalazło. Russell nie poradzi babskim wypadem, tym bardziej, że Inez, spotykając się z Richardem, trafiała już niejako do ich paczki. Całkiem fajnie byłoby nawiązać pozytywne relacje z dziewczyną Hagena. Wiadomo, on i O'Donell musieli czasem znikąć, żeby coś załatwić, a wtedy przyjemnie byłoby spędzić czas z kimś, kto rozumie to, że jej chłop musiał wyjść.
- Lubię nasz staż - usmiechnęła się. Był czas, kiedy nie pokazywali się innym, więc okazywanie sobie czułości teraz, przy ludziach, wciąż było dla nich nowością, a jednak byli już ze sobą jakiś czas, mieszkali razem, więc byli krok przed innymi. - Nie odrywaj.
Zwłaszcza rąk, bo jednak dotyk Abla szalenie na nią działał. Oj, wieczorem zdecydowanie mu o tym przypomni, o ile oczywiście mężczyzna nie będzie aż tak pijany, że faktycznie trzeba będzie ciągnąć go do domu. Wiadomo, Kylie da radę, zapewne razem z Inez wynajmą wielką taksówkę i kierowca ich porozwozi (a może za odpowiednią opłatą pomoże damom w potrzebie?).
- Niech dopiją, pójdziemy zjeść i tu wrócimy - puściła oczko Inez. Pewnie już nie wrócą, hehe, ale niech panowie myślą, że to on mają ten wieczór pod kontrolą. Dobrze, że mają swoje dziewczyny, które za nich myśla.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie jesteśmy wredni. Poza tym to sama prawda, przed przeszłością nie uciekniesz, Hagen – stwierdził z rozbawieniem zerkając na kumpla. Przecież Inez tak czy siak by się dowiedziała prędzej czy później czegoś na temat Hagena, lepiej że wyszło to od sympatycznych przyjaciół niż od kogoś bardziej postronnego, nie? Uśmiechnął się pod nosem, słysząc słowa blondynki. Oczywiście odrywać nie zamierzał, naprawdę w nikim nie był tak szaleńczo zakochany i chyba widać było, że zależało mu na Kylie dość mocno. Nawet w drobnych gestach – muśnięciu dłonią ramienia czy poklepaniu po udzie. W każdym tym geście była czułość i po prostu miłość, którą ją darzył.
Słysząc Hagena, skinął głową i natychmiast wychylił kolejny kieliszek, by polać sobie i Hagenowi. Skoro panie były głodne, to nie wypadało, by czekały i głodniały jeszcze bardziej, prawda? Z pewnością szybko im pójdzie, w końcu jak na prawdziwych facetów przystało mieli całkiem mocne głowy i z pewnością dzisiaj pomagał fakt, że żadna biała dama i pudrowanie noska nie wchodziło w grę. Wtedy z pewnością odpadliby szybciej.
– Tak, tak, koniecznie wrócimy. Mają tutaj jeszcze jedną tequilę, której zawsze chciałem spróbować. Co ty na to, Hagen? – poruszył brwiami z rozbawieniem, bo jednak wcześniej bywał tu głównie służbowo, a wtedy raczej rzadko zdarzało mu się chlać. Interesy Dragona były dla niego zawsze ważniejsze niż jakieś pomniejsze rozrywki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niby racja. Niby lepiej, żeby zrobili to oni, niż ktoś obcy, chociaż i tak najlepiej byłoby, gdyby nikt nie ujawniał jego sekretów. A może chciał być tajemniczy? Może chciał, żeby to Inez odkryła wszystko, co w nim siedziało?
- Czytać to może za dużo powiedziane, popatrzę chociaż na okładkę - usmiechnął się. Okej, romansidła nie były dla niego, ale spróbuje przynajmniej docenić to, że Sullivan jakoś sobie radziła i potrafiła utrzymać się dzięki swojemu pisaniu.
Zdecydowanie nie żałował tego, że wyszli na podwójną randkę, bo było naprawdę fajnie. Jego znajomi poznali jego dziewczynę, jego dziewczyna poznała jego znajomych i wyglądało na to, że spędzili we czwórkę naprawdę fajny wieczór. Panie piły drinki, panowie dokończyli w końcu butelkę i wszyscy poszli do knajpki obok, żeby jeść. No i co? No i Hagen zamówił oczywiście największego burgera, do tego górę frytek i wszystko zjadł. Okej, kilka fryteczków dał dziewczynom, podzielił się też z Ablem, a kiedy już się najedli, wrócili do Dragona, do swojej loży i tym razem zaczęli pić tequilę, której chciał się napić O'Donell.
Czy trzeba mówić, że Richard nie wyszedł z klubu trzeźwy? No właśnie. Był zalany, ale nie aż tak, żeby nie powiedzieć Inez, że było super, a ona, chociaż zapewne już zmęczona, wciąż jeszcze wygląda cudownie.

/ zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/z braku wolnych barów będzie parkiet, gdzie i tak blisko do baru xD/

Dzień jak co dzień. Cóż można tutaj ciekawego napisać, gdy blondynka po prostu jest w pracy? Jak zwykle ubrana w białą koszulę, choć tym razem na plecach miała wyszyty wzór smoka, w końcu pracowała w Dragonie. Czarne spodnie i wygodne buty, bo przecież na szpilkach to by nie dała rady tyle czasu łazić. A i przecież niebezpieczne, bo jak coś się rozleje, to brak podeszwy antypoślizgowej byłby mega problemem. Lepiej było pozostać przy bezpiecznym, płaskim obcasie, niż robić z siebie prima balerinę, lub co gorsza próbować uprawiać łyżwiarstwo figurowe na śliskiej posadzce.
Blondynka nie mogła narzekać na nudę. Może i dzisiejszego wieczoru nie było tłoku przy samym barze, ale co rusz wpływały jakieś zamówienia na jakieś szoty czy też piwo. Nic trudnego, nic specjalnego. Nie musiała nawet zbytnio ruszać się z miejsca, bo najczęściej zamawiane rzeczy miała po prostu pod ręką. Ogólnie rzecz ujmując, to był całkiem spokojny wieczór w klubie. Całkiem sporo ludzi tańczyło na parkiecie lub siedziało przy stolikach uwalniając dzięki temu barową ladę od zbytniego ścisku i przekrzykiwania się wzajemnie. Kira, wykorzystując fakt, i miała chwilę wytchnienia od zamówień, postanowiła nalać sobie coś do picia. Generalnie nic wielkiego. Od trochę mięty, cytryny i wody mineralnej. W trakcie pracy nienpila alkoholu, taką miała zasadę. Co innego po zakończeniu zmiany. Wtedy to i owszem, jakiś szybki drink na dobranoc nim ekipa się rozejdzie. Barmanka wzięła szklankę do ręki i upiła łyk wody z ciekawością rozglądając się po sali.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ kilka dni po walentynkach

Wychodząc - o niespełna godzinę - szybciej z pracy, Winston czuł się... nieswojo. Pewnego rodzaju normą było raczej to, że zostawał w sądzie po godzinach, szczególnie wtedy, kiedy między nim i Leigh zaczęło się psuć, a ciemnowłosy wolał skupić się na swoim zawodzie i pełnionej funkcji, zamiast na, cóż, podjęciu próby naprawy kryzysu małżeńskiego. Wraz z mijającymi dniami, tak płynnie przekształcającymi się w tygodnie, Palmer widział coraz mniej nadziei na to, że będą w stanie się dogadać - na pewno nie w kwestiach związanych z tym, jak oboje postrzegali swoje dalsze, wspólne życie; kobieta pragnęła powiększyć ich rodzinę, zaś on wolał poświęcić się karierze. Złoty środek w tym przypadku nie istniał, podobnie jak pójście na kompromis.
Dlaczego zatem zdziwił się, kiedy niedługo po wymianie zamków doczekał się pozwu rozwodowego?
Dlaczego - co więcej - skoro miał wrażenie, że już nie da się ich uratować, teraz, kiedy we wspólnym apartamencie nie czekała na niego Leighton, tym bardziej nie potrafił (nie chciał?) do niego wracać o przyzwoitej porze?
To do niego nie pasowało; zanurzenie się w emocjach, jakie buzowały w żyłach mężczyzny i powodowały, że odczuwał lekkie trudności w skupieniu się, połączeniu pewnych faktów, a nawet wystosowaniu typowych dla siebie, ciętych i adekwatnych do okoliczności komentarzy, jakimi raczyłby osoby zgromadzone na sali rozpraw.
Finalnie - w odpowiedzi na jej walentynkowy prezent - spakował do pudełka obrączkę, całość ukrył w eleganckiej torebce z wytłoczonym, połyskującym napisem Cartier, wymarzony przez ciemnowłosą podarunek zanosząc - skoro nie miał pojęcia gdzie się jeszcze-żona zatrzymała - do jej firmy. Wydawało mu się, że żadna z koleżanek Leighton - które miał okazję poznać - nie wiedziała nic (albo zbyt wiele) o ich kryzysie w związku, bowiem został przywitany serią uśmiechów. Gdzieś między tym wszystkim przewinął się nawet komplement - że gust miał wyborny, jeżeli takie prezenty serwował małżonce.
Cóż. Na pewno.
Dni mijały, a Winston próbował wrzucić się w rytm nowych obowiązków oraz tych, jakie ostatnimi czasy zaniedbał. Nie zabiegał przy tym - niespodzianka - o niczyją uwagę, aż wreszcie Anthony, manager klubu, przypomniał o sobie sam. Właśnie dlatego - bacząc na powagę płynącą z wiadomości i rzeczowego przekazu w krótkiej rozmowie - nim wybiła ignorowana przez niego godzina oznaczającą koniec pracy, prokuratora nie było już w swoim biurze.
Po niespełna trzydziestu minutach, z zaciśniętą szczęką (gdzieś między szybko stawianymi krokami poluzowując idealnie - do tej pory - przewiązany krawat) kroczył między tańczącymi postaciami, starając się nie wpaść na żadną z nich. Efekty tejże dyskusji nie były - delikatnie mówiąc - zadowalające, wszak przez kilka splatających się czynników, Tony musiał zrezygnować z dalszego piastowania funkcji oficjalnego właściciela. Na razie nie miał pomysłu na to, jak rozegrać - albo ograć - całą sytuację, aczkolwiek miał pewność, że...
- Leighton - wyrzucił machinalnie, kiedy zwinny manewr mający na celu uniknięcie oblania drinkiem skończył się na tym, że skrzyżował spojrzenie z żoną, a jej nie spodziewał tu się zupełnie.
Czyżby czekała go dalsza część tej niewielkiej katastrofy?
- Dzień dobry - przywitał się oficjalnie, dodając do tego skinienie głową. Oczywiście, że skoro już odwiedziła Dragon Club, musiało to oznaczać nie co innego, a kłopoty, bo szczerze wątpił, iż przyszła się tu rozerwać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

we run into each other
and it's like we don't even speak the same language


Stając pod drzwiami ich niegdyś wspólnego apartamentu nie spodziewała się, że zastanie męża. Zawiadamiać go o swojej wizycie zawczasu nie zamierzała już w momencie, w którym przez jej myśl przemknął pomysł odebrania reszty swoich bibelotów - tych, które ocalały - i części garderoby, gdyż to wcale nie przyniosłoby oczekiwanych efektów. Zapewne zrobiłby jej na złość i nie zjawił się albo odpłacił pięknym za nadobne i posłał jej rzeczy w różne miejsca, jak to zrobiła ona po jego powrocie z delegacji.
Czego jeszcze nie spodziewała się Palmerowa? Spotkania kuriera z przesyłką zaadresowaną do Winstona Palmera. Być może to nawał pracy oraz status pilnego doręczenia skłonił chłopaka do powierzenia jej przesyłki, a może seria niewinnych uśmieszków i spojrzeń, jakimi próbowała go złamać i przechytrzyć, twierdząc, że będąc jego żoną, jest w stanie przekazać przesyłkę do rąk własnych (Mogę to w łatwy sposób udowodnić! Och, nie ma takiej potrzeby! Naprawdę, to żaden problem! Ratuje mnie pani, miłego dnia!).
Pełen serdeczności uśmiech znikł z twarzy kobiety tuż po tym, jak niekompetentny kurier oddalił się z zasięgu jej wzroku (musi zapamiętać, aby złożyć na niego skargę). Wszystko, co po nim zostało, to dudniący dźwięk zbiegania po schodach i... tajemnicza teczka, jak się okazało po odpieczętowaniu koperty, a w teczce dokumenty. Jakie było jej zdziwienie, gdy po pobieżnym i chaotycznym prześledzeniu zawartych tam informacji, odkryła, między innymi, że figurowała jako właścicielka klubu nocnego, a podpis na różnych fakturach należał do nikogo innego, jak chędożonego Winstona.
Nie, na pewno coś źle zrozumiała i jeśli tylko zdystansuje się od napływających całą kaskadą emocji, skupiając się bardziej na treści dokumentów, okaże się, że to jakaś pomyłka. To musi być pomyłka.
— Sukinsynie! — posłała głośne, pełne złości przekleństwo w eter, bo choć zdawała sobie sprawę, że osoba, do której było kierowane, nie mogła go teraz usłyszeć (co innego sąsiedzi), to doskonale wiedziała, że prędzej czy później dosięgnie go. Warknęła coś jeszcze pod nosem, uderzyła otwartą dłonią w drzwi, jakby to coś miało dać, po czym podminowana odeszła w kierunku windy.

15 minut później...

Czuła, że Dragon Club to miejsce, do którego nigdy nie miała dotrzeć, dosłownie i w przenośni. Ba! O którym nigdy nie miała wiedzieć w pierwszej kolejności, zważywszy na to, jak wielką tajemnicą owiane było powiązanie z nim, nie tyle jego, co jej. Okoliczności tej zawiłej sytuacji wzbudziły w Leighton przekonanie, iż dobrowolne przekroczenie progu ze świadomością wcześniej wymienionych czynników ściągnie na nią nieszczęścia, z czułością i dbałością (co do tego nie miała wątpliwości) przygotowane przez męża, najpewniej razem z gniewem bogów.
Nie obawiała się konsekwencji, jakiekolwiek by one nie były, albowiem nie miała nic do stracenia. Poza tym była jeszcze jedna rzecz, której Winston najwyraźniej nie docenił, a mianowicie, że jej gniew był znacznie gorszy i bardziej długotrwały w skutkach.
W przeciwieństwie do niego, nie kłopotała się uskutecznianiem powitania, nawet najbardziej oficjalnego i chłodnego w swoim przekazie. Nie snuła scenariuszy konfrontacji, kiedy pokonywała drogę do klubu. Nie układała w głowie możliwych dialogów czy ewentualnych uników na jego zarzuty, aczkolwiek miała wrażenie, że towarzyszące jej rozgorączkowanie utrudniało swobodny przepływ racjonalnych myśli. Kulminacyjny punkt wzburzenia osiągnęła jednak dopiero na jego widok i to właśnie pod wpływem tej jednej chwili przeszła od razu do ataku, rzucając w niego teczką z dokumentami. I to nie tak, że nie dawała stosownych ostrzeżeń. Jeśli był wprawionym obserwatorem, zwiastunem burzy był zacięty wzrok przeczesujący pomieszczenie, a gdy już udało się namierzyć cel - energiczny krok, jakim przemierzyła dzielącą ich odległość.
— Nadal uważasz, że taki dobry? — żachnęła się, nie robiąc sobie nic z obecności wszelkiego rodzaju rozrywkowiczów, bawiących się w rytm muzyki, której głośność zapewne nie równała się skali podniesionego tonu ciemnowłosej. — Doprawdy, Winston, ułatwiasz mi tylko zadanie — przyznała z drwiącym uśmiechem wobec jego licznych poczynań z ostatnich tygodni, bo nawet nie miesięcy. Fakt ten zresztą sprawił, że zaczęła zastanawiać się, co właściwie stało za tak nieprzewidzianym obrotem zdarzeń, gdyż dosłownie w jednym momencie wszystko to, co tak pieczołowicie skrywał, zaczęło się wysypywać. Jedna - na pozór - mała rzecz wystarczyła, by zapoczątkować całą lawinę kolejnych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Say you wanna leave me.
    It's just talkin', but I know you might.
C z e k a ł.
Na słowa, jakie - prędzej czy później - wypełnią tą pustą przestrzeń między nimi. Nie miało znaczenia to, że jak na stosunkowo wczesną porę, zaczynało robić się tłoczno. Anthony wspominał o specjalnym pokazie, lecz puścił mimo uszu wszystko, co przyjaciel (pf, zwykłe znajomy, stracił miano przyjaciela w momencie, kiedy go zawiódł) mówił po oznajmieniu, iż musi zrezygnować z powierzonej funkcji. Ułożył - odruchowo, mimowolnie, całkiem bezwiednie i automatycznie - dłoń na wysokości kobiecej talii, chcąc nakierować jej sylwetkę na wykonanie jednego kroku w prawo, bowiem kelnerka była zbyt zaabsorbowana utrzymaniem kilku drinków na tacy, aby równocześnie rejestrować to, co działo się na parkiecie.
Czekał.
Na wyjaśnienia, nawet jeżeli domyślał się powodu, dla którego ciemnowłosa pokusiła się o przyjście do klubu nocnego; miejsca, do jakiego nijak nie pasowała, a winowajcą była jej gracja, urok i to, jak świadomie dobierała lokale pośród których widziała swoją osobę. Na dobrą sprawę i on nie pasował do tych wnętrz, dudniącej muzyki i nie wpisywał się w kanon stworzony z mężczyzn wpatrujących się w roznegliżowane striptizerki.
Czekał na atak; kolejny gest, który był do przewidzenia, skoro prokurator bez chwili potrzebnej na niezbędne - w niektórych przypadkach - analizy, był w stanie przypomnieć sobie ten późny wieczór, kiedy to teść zawezwał go do siebie. Miał niczego nie mówić żonie, co pozwoliło sugerować Winstonowi, iż ojciec żony planuje sprawić córce niespodziance.
Niemałe zdziwienie ukazało się na twarzy mężczyzny, kiedy ów niespodzianką okazał się Dragon Club, a jemu zaserwowano na późną kolację (cholera, nie była do końca czymś lekkostrawnym) propozycję nie do odrzucenia. Rzekomo.
To znaczy; jasne, mógł ją odrzucić i zachować się jak na prokuratora przystało. Zbierając sumiennie dowody odnośnie winy oskarżonego, Win był solidnie przygotowany do zbliżającej się sądowej batalii. Nie mógł przewidzieć, że całość monitorowana była przez osoby trzecie, jakie - nie bez powodu - pragnęły go mieć po swojej stronie.
To nie była łatwa decyzja, a on nie zamierzał działać pod presją wywieraną przez bliską dla Leigh osobę, ale i kryminalny półświatek, jakiego oddech czuł na karku. Straszono go wielokrotnie, jak na razie - żył i miał się całkiem dobrze, a dbanie o siebie szło mu również nie najgorzej.
Dlaczego zatem uległ tejże propozycji i zgodził się być wyjątkowo pobłażliwym przedstawicielem prawa, równocześnie dociekając tak bardzo jak mógłby to zrobić? Odrzucił niewygodne pytania, śmiało postawione tezy, a twardo brzmiąca liczba - świadcząca o proponowanym wyroku - nie była szczególnie wysoka.
Uśmiechnął się krótko. Kącikowo, chłodno i z dystansem, jaki także nabrał, gdy oderwał dłoń od talii jeszcze-żony.
- Jeszcze lepszy, niż był przed momentem - doprecyzował, chwytając podarowaną teczkę. Nie zamierzał jej czytać - nie teraz, nie przy niej, nie już. - Pozew został mi wręczony, masz kolejną niespodziankę? - Uniósł brew kpiąco, zadzierając przy tym brodę i ponownie krzyżując ich spojrzenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawda była taka, że przy całej zasadności złości i żalu, zogniskowanych na mężu, Leighton najbardziej doskwierała tęsknota. Brakowało jej Winstona w pobliżu, przy sobie. Tęskniła za...
...ciszą przerywaną jego głosem, nawet jeśli wszystko, o czym mówił danego dnia opierało się na mało interesujących szczegółach sprawy sądowej, ale chłonęła każde słowo - z lepszym, bądź gorszym skutkiem - bo lubiła słuchać jego. Przynajmniej miała pewność, że był. Zupełnie jak za każdym razem, kiedy wychodził rankiem, żeby przypadkiem nie sprowokować kolejnej nieprzyjemnej konfrontacji, a ona, pomimo wciąż tlącej się frustracji poprzedniego dnia, przewracała się na zajmowaną przez niego stronę łóżka, otulała się szczelnie pościelą, w której jeszcze chwilę temu leżał i w takim ułożeniu przesiąkała jego zapachem pozostawionym po wyjściu. Niezmiennie odnajdowała w nim otuchę oraz komfort, zwłaszcza, że teraz, pod okryciem poszarzałej, zimnej, hotelowej pościeli, mimochodem wracała do jakże żywych wspomnień o zasypianiu do dźwięku miarowego oddechu ukochanego, do momentów, w których chowała urażoną dumę do kieszeni i wtulała się w jego plecy. Bo mogła. Bo zawsze był obok.
...jego dotykiem: instynktownym, ciepłym, pożądliwym, nie takim powstrzymującym ją przed zadaniem ciosu, którego dotkliwość ostatecznie dosięgała ich oboje, a nie wyłącznie jego, jak początkowo zakładała.
...uczuciem przestrzeni do szczętu wypełnionej jego osobą, za niepodważalnością przeświadczenia o byciu najlepszą zdobyczą w ich wspólnym dorobku i, lojalnie do okazywanego przywiązania, za możliwością uczynienia go źródłem każdej myśli, emocji, wzruszenia.
...skradzionymi w połowie słowa pocałunkami, za komunikatami przekazywanymi sobie za pomocą spojrzeń, które aktualnie przybierały nieznane im dotąd oblicza, a łagodność usposobienia, jakim darzyli się nawzajem, zostawała zastąpiona kpiącymi uśmiechami i nieuczciwą grą.
...czasem, kiedy byli dla siebie przyjaciółmi, a nie wrogami. Chociaż nawet do wrogów nie podchodziła z taką pasją, więc kim tak naprawdę dla siebie byli?
Tęskniła za nim.
please, don't ever become a stranger
whose laugh I could recognize anywhere
Intensywność wszystkich tych doznań sprawiła, że wyrzuty sumienia, pierwszy raz dające o sobie znać podczas spotkania w apartamencie, również zyskały na sile. To właśnie nieustające poczucie winy i podejrzenia odnośnie tożsamości nadawcy słanych pod adresem Winstona pogróżek stanowiły główny pretekst jej wizyty. Sądziła, że niezależnie od tego, jak obecnie wyglądały sprawy między nimi, sentyment nakazywał jej wyjawienie swoich domysłów. Sytuacja jednak uległa drastycznej zmianie z chwilą zapoznania się z przejętymi od kuriera dokumentami. Cała skrucha i wyrzucanie sobie odwlekania w czasie tej rozmowy ulotniły się w mgnieniu oka.
Już była o krok od ofukania go za bezceremonialność przełamującą powagę sytuacji, z jaką tu przyszła, kiedy jej oczom ukazała się kelnerka. To nie zawartość niosącej przez nią tacy zaabsorbowała ciemnowłosą na tyle, aby puścić w niepamięć chęć złajania Winstona, a wyjątkowa, ekhem, oszczędność w doborze materiału składającego się na jej ubiór. Zgorszenie wywołane tym widokiem nie miało nic wspólnego z osądem tej biednej dziewczyny, co to, to nie! Co najwyżej z faktem, iż nie miała szczególnej ochoty oglądać niczyich pośladków, nawet tak doskonale wyrzeźbionych. Środowisko, w jakim dorastała, było dosyć postępowe, a więc granicę akceptacji postawioną miała wysoko (przynajmniej jak na dzisiejsze standardy). Problem leżał w tym, że nie rozumiała, dlaczego założył, że specyficzność tego miejsca jakkolwiek wpasowywała się w jej gust. W jego też.
Przełknęła ślinę, powodowana różnymi rozważaniami, a zanim Win całkiem zabrał dłoń z jej tali, zdążyła jeszcze zarejestrować blady ślad na jego serdecznym palcu. Naprawdę zamierzał przychylić się do jej żądań w kwestii rozwodu, pozbywając się prawdopodobnie ostatniej rzeczy świadczącej o istnieniu ich małżeństwa? Czy może obrączka, sugerująca oddanie innej kobiecie, za bardzo przeszkadzała w łajdaczeniu się z kochanką?
— Ona tu jest? Pracuje tu? — zapytała nagle, bezwiednie zaciskając pięść na myśl o tym, że kobieta, z którą ją zdradzał, znajdowała się w tym samym miejscu, co ona. Nie wzięła tego pod uwagę, gnając na złamanie karku.
— To jest zabawne według ciebie? — Zlustrowała męską twarz z wyraźną konsternacją wobec niesłabnącego uporu i konsekwencji w przyjętej przez niego postawie. Jeśli poniesione dotychczas straty jakkolwiek go uderzały, trudno było jej w to uwierzyć, otrzymawszy taką, a nie inną reakcję.
— Zdajesz sobie sprawę, że jesteś na przegranej pozycji? Pogrążę cię, Winston. — Na potwierdzenie swoich deklaracji i tego, że nie było w nich ani krztyny blefu, utkwiła stanowcze spojrzenie w ciemnych tęczówkach oponenta. Tak po prawdzie, to sam się pogrążył, a ona zamierzała jedynie na tym skorzystać. — Nie pomoże twoje stanowisko, znajomości i spryt — kontynuowała, pod wpływem zmniejszającej się między nimi odległości odruchowo opuszczając wzrok najpierw na jego usta, a w następnej kolejności na poluzowany krawat. Sięgnęła dłońmi do kołnierzyka koszuli, z namaszczeniem oddając się czynności poprawienia tego ubogiego wiązania. — Jeśli nie zgubiłeś całej przyzwoitości między nogami kochanki, nie będziesz próbował mi w tym przeszkodzić. — Przez jej twarz przemknął cień nieprzeniknionego uśmiechu, a sprawnie operujące palce trochę za ciasno zawiązały węzeł przy samej szyi małżonka. Czy to już groźba?
— Masz na myśli niespodziankę pokroju odkrycia, że przez cały czas było się właścicielem tego — rozejrzała się dookoła z wyraźnym zniesmaczeniem, starając się ironicznie nie użyć słowa: przybytek — miejsca? — Narastająca w jej głosie irytacja świadczyła o odzyskaniu właściwego sobie rezonu oraz przystąpieniu do rozprawienia się z nim. — Możesz mi to wyjaśnić? — Stanowczość tonu wypowiedzianego pytania chyba jednak bardziej odpowiadała zwrotowi: mów, o co tu chodzi. — Dosyć tych gierek, rozumiesz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wątpił.
W i e r z y ł.
W to, że w sercu Leighton wciąż tliły się żywione do niego niegdyś uczucia; że te pozytywne emocje związane z tym, jak razem kończyli dzień i - co ważniejsza - wspólnie witali poranek, ciemnowłosa jest w stanie, nie tylko sobie przypomnieć, ale poczuć. Zupełnie tak, jak gdyby w ostatnich miesiącach n i c się nie zmieniło, a oni wbrew nieuchronnemu upływowi czasu i niezliczonej ilości sprzeczek, byli tamtymi sobą.
Byli d l a siebie.
Długo wierzył w to, że jest w stanie zmienić jej tok myślenia. Odeprzeć zarzuty związane z ewidentnymi dowodami ukazującymi jego zdradę. Niespodziewanie uwieczniony w kliszy krótki, nonszalancki uśmiech kierowany na przeciwko Ashley, jego dłoń ułożoną na wysokości kobiecych pleców, gdy ukradkiem żegnali się późną nocą przy zaparkowanym nieopodal samochodzie, czy też we dwoje przekraczali próg zamieszkiwanego przez nią budynku, a ciemnowłosy tym drobnym gestem - przytrzymaniem otwartych drzwi - chciał zachęcić, aby zrobiła to pierwsza. Łudził się, że uda mu się obrócić prawdę w kłamstwo, a stopień, w jakim miał tę umiejętność wyuczoną, nie pozostawi wątpliwości, że jego wersja była jedyną słuszną i wiarygodną.
Leighton Palmer jednak znała go za dobrze.
Nie pomogło sfingowanie włamania, bowiem z jego efektami - bałaganem, jaki pozostawili opłaceni rabusie - musiał radzić sobie sam. I wtedy, gdzieś między udawaniem, że wcale go to nie poruszyło a podnoszeniem z podłogi większych odłamków stłuczonego wazonu, zdał bardzo dotkliwie zdał sobie sprawę z tego, że nawet to - jak bardzo nie chciałby temu ufać - prawdą nie było.
Został zatem b a ł a g a n, a poukładany (wedle jego zasad) świat powoli wstawał się ulotnym wspomnieniem. Do czasu; naprawi to, jak zawsze. Priorytety ulegną zmianie, codzienność nie będzie pachniała nią, ale będzie mógł zaciągnąć się zdrowym, rześkim spokojem. Bez kłótni, niedomówień, wiszących nad ich głowami znakami zapytania.
Wobec tego mimo wszystko - wszelkich zaprzeczeń, że nie da jej rozwodu i jest ponad to, co sobie ubzdurała - ściągnął z palca obrączkę, w następstwie tym wymownym gestem sprawiając jej walentynkowy prezent. Ciężko było stwierdzić, czy bardziej liczył na to, iż ją to dotknie i zaboli, czy wręcz przeciwnie - okaże się, że nie mógł z wyborem podarunku trafić lepiej; może coś pomiędzy.
Słodko-gorzkie uczucie sięgnięcia po coś, czego się pragnęło i przy okazji nieodparte poczucie straty.
Na początku - co było, tak mógł mniemać, dobrym sygnałem - nie zarejestrował jaka ona zaprzątała myśli Leigh. Zmarszczył czoło w szczerym wyrazie zdziwienia i konsternacji, dopiero po odsunięciu się od żony na bezpieczną pewną odległość, przywdziewając na twarz swój normalny, typowy wyraz, gdzieś z pogranicza przeświadczenia o swojej wyższości i nieomylności, a kpiącego, nonszalanckiego: a nawet jeżeli się mylę, to co z tego?
- Masz ochotę ją poznać? - Uniósł brew, zadzierając przy tym podbródek i uśmiechając się chłodno. Nie oderwał przy tym spojrzenia od tęczówek żony, ba, nawet nie pokusił się o mrugnięcie, aby nie przerwać momentu, w jakim udało im się skrzyżować wzrok.
- Lepiej nie - powiedział po chwili - nie chciałbym, byś nabawiła się kompleksów, kochanie - wyjaśnił swobodnie, jak gdyby faktycznie się tym przejął; że w c a l e nie uważał, że sam ten komentarz mógł podburzyć kobiecą pewność siebie, z czego - niby - sobie nie zdawał sprawy. Słowa bowiem wypowiedział z premedytacją; mogąc przewidzieć zarówno najdelikatniejsze ich skutki, ale również i te, gdzie miało, w rzeczy samej, ją zaboleć.
W ciszy - ignorując dudniącą muzykę płynącą w tle - przysłuchiwał się ze spokojem temu, co mówiła. Wzrokiem śledził ruch warg, błysk w oczach, aż wreszcie spojrzenie umieścił na unoszących się dłoniach. Instynktownie wyprostował się i zadarł wyżej brodę, pozwalając jej - z niepasującą do sytuacji ufnością - poprawić wiązanie krawatu.
- Oczywiście, że nie będę próbował ci przeszkodzić, Leighton - wyznał, niemalże parskając przy tym zimnym śmiechem. Kiedy odsuwała się, ujął jej podbródek w dłoń i musnął wargami kącik ust małżonki. - Zrób to, a pociągnę cię za sobą. I twojego ojca też - poinformował, szepcząc - cicho, spokojnie, aczkolwiek z niepodważalną stanowczością - niedaleko jej ucha. Z tajemniczym (i nadal drwiącym) uśmiechem odsunął się, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie przeczytałaś dokładnie? - prychnął z niedowierzaniem. - Moje podpisy są jedynie pod dokumentami, gdzie potwierdzam, że zapoznałem się z tym, że klub jest jedynie twoją własnością, Leigh, stanowi twój majątek osobisty - oświadczył, rzucając okiem na trzymaną w dłoni teczkę z plikiem dostarczonych przez kuriera dokumentów.
- To nie mnie dają prezenty znajomi rodziny, w podziękowaniu za wieloletnią współpracę - zaznaczył, przy okazji poważniejąc, o czym świadczyła zaciśnięta szczęka i krótkie spojrzenie gdzieś w bok. Interes się kręcił, zyski były, aczkolwiek to też nie tak, że cała otoczka tego przejęcia była czymś, co całkowicie pasowało prokuratorowi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To właśnie niegasnący płomień uczuć sprawiał, że jednocześnie do nabieranych coraz częściej wątpliwości odnośnie tego, czy i jak dobrze znała swojego męża, Leighton próbowała przebić się przez warstwy kpiny, dopatrując się blefu w każdym jednym geście i najmniejszej zmarszczce na męskiej twarzy, które pozwoliłby jej wycofać się z podjętych osobiście kroków. Aczkolwiek jego nieustępliwość brutalnie burzyła jej nadzieje, tym samym dowodząc, iż tlące się w niej uczucia nie miały już prawa bytu, skoro on swoje ulokował w innej kobiecie. Bo czy było inne racjonalne uzasadnienie tego, co się między nimi działo? Czy nie dbał o to, by właśnie w tym kierunku podążały jej myśli? Cóż, oboje uparcie stali przy swoim, wykorzystując tak zwodniczy rodzaj zapalczywości, że przynosiła ona zupełnie inne skutki.
I choć była świadoma, że jego słowa przyjmowały formę odwetu i z premedytacją miały poruszyć dotkliwie jakąś strunę (pod tym względem ostatecznie nie różnili się tak bardzo), to nie była w stanie całkowicie zakwestionować ich działania, zamykając się na prawdopodobieństwo, że nie były tylko wynikiem zwykłej, winstonowej złośliwości, a skrywały ziarno prawdy. Prawdy na temat tego, że przestała stanowić dla niego jakąkolwiek wartość. Fakt, iż nieustannie szukał sposobów na wykręt, próbując przekonać ją do kłamstwa, był zarówno potwierdzeniem wysnutej teorii, jak i świadectwem tego, jak nisko ją cenił. Postanowiła mu zatem uwierzyć w jedyną rzecz wybijającą się ponad wszystkie, a mianowicie, że nie posiadał chociażby cienia skruchy. Nie było już nic poza obojętnością.
Czuła, jak stojąc przed nim, rozmontowuje się od środka w efekcie napływających kaskadą myśli, które uporczywie starały się znaleźć ujście na zewnątrz, przebijając się przez starannie utrzymywaną maskę niewzruszenia. Pomimo bliskiej obecności oraz nokautującego spojrzenia mężczyzny zdołała przełknąć ślinę, jakby wraz z tym pozbywała się wszelkich zmartwień, a zaraz po tym wciągnąć na twarz coś na kształt pobłażliwego uśmiechu.
— Kompleksów od kelnerki? — zaczęła, jakby samo wspomnienie tej drugiej, już w szczególności w jego kontekście, nie powodowało znajomego ukłucia zazdrości oraz żalu. — Co najwyżej w sztuce parzenia kawy. Nigdy nie byłam w tym dobra. — Zjadliwy ton wypowiedzi miał przekonać o niezachwianiu jej poczucia pewności siebie, jednak nie była pewna kogo chciała przekonać bardziej: siebie czy jego.
Nastała dłuższa chwila milczenia, poprzedzona kolejnymi bolesnymi domysłami i rozważaniami.
— Kochasz ją? — Mnie. Czy kochasz mnie jeszcze? Słowa te z trudem opuściły kobiece usta, które zresztą zadrżały zdradziecko, albowiem nigdy nie pomyślałaby, że zdarzy się coś, co zmusi ją do zadania podobnego pytania. A jednak musiała wiedzieć, z jakiegoś powodu licząc, że ten jeden raz Winston będzie z nią szczery.
— Co mój ojciec ma z tym wspólnego? — Zmarszczyła brwi w autentycznym zdziwieniu na wspomnienie ojca w tak bardzo niemającym z nim związku temacie, łypiąc na niego ostrzegawczo. Zdążyła się jeszcze odsunąć na pięcie, co najmniej jak gdyby perfidność opierająca się na wciąganiu w szemrane interesy jej rodziny miała przejść na nią. A rodzina, jak wiadomo, dla Leigh była świętością, wręcz nietykalną granicą. Upór w dążeniu do odsunięcia od siebie podejrzeń, nawet - w jej mniemaniu - najbardziej abstrakcyjny, nie był niczym niespodziewanym, ale tym razem przesadził.
— I nie uznałeś za stosowne mnie o tym poinformować. Świetnie! — żachnęła się, już nawet nie pytając, a stwierdzając, uznawszy to wytłumaczenie za wyjątkowo kiepsko poprowadzoną manipulację z jego strony. Kłamał już w tak wielu kwestiach, że nawet gdyby teraz zaczął zasypywać ją prawdziwymi informacjami w tej sprawie, nadszarpnięte zaufanie nakazywałoby jej zachowanie wyjątkowej czujności.
— Jeśli próbujesz odwrócić uwagę od siebie i swojego udziału w tym wszystkim, to możesz przestać, ponieważ nie uda ci się. — Zgromiła go spojrzeniem, w dalszym ciągu pozostając pod wrażeniem obranej przez niego drogi, niekończących się wykrętów i przerzucenia odpowiedzialności na kogoś innego. Tylko on był na tyle bezczelny, aby podważyć niepodważalne dowody.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewne połączenia w życiu nie miały racji bytu. Ryby i sierść brzmiały absurdalnie, kebab w zestawieniu ze słowem "dieta" również sprawiał, że człowiek kręcił z politowaniem głową. Takim też połączeniem była Kiwi i whisky. Mogła być tequile, brandy, wino, piwo; wódkę lać w siebie z gracją zaprawionej studentki, której wątroba spisała testament, zapisując żółć zaprzyjaźnionemu woreczkowi po swojej niewątpliwej degradacji - whisky jednak była rodzajem alkoholu, który oddziaływał wprost na jej mózg i nogi. Ten pierwszy się wyłączał, te drugie... cóż, rozjeżdżały. Siłą woli sprawiała jeszcze, że kolana stykały się ze sobą, gdy oparta o bar, próbowała wypatrzeć na parkiecie znajomą twarz. Jeju, gdzie ona była, czy przez płynącą jej w żyłach azjatycką krew, musiała mieć w sobie gen ninja? Czy nie mogła mieć dwóch metrów, neonowych włosów i doczepionego balonika z helem, który naprowadzałby na nią odpowiednie spojrzenia?
- Jimiiiiiiiiiin? - zawyła, ale nie było szans, by jej głos przebił się przez dudniące w uszach i stopach techno. Zerknęła za ramię, zastanawiając się przez chwilę, czy stojący obok barman zawsze miał dwie głowy. - Bo ja szukam koleżanki, co nie? - zagaiła go, ale, szokujące, totalnie ją olał. Ciepłym moczem. A ona mu tu tyle pieniędzy zostawiła, skazując się na tygodniową dietę w postaci chińskich zupek i czerstwego chleba, a ten nawet nie mógł się na nią spojrzeć. Po co ona w ogóle poszła do baru? Miała im chyba przynieść drinka?
Co się stało z drinkami?
Tak wiele przytłaczających pytań, tak mało satysfakcjonujących odpowiedzi!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#12

Pracę Jimin uznawała za czystą katorgę. Dlatego nie życzyła nikomu, żeby pojawiał się w Dragon Clubie. Najczęściej dostawała białej gorączki, kiedy ktoś tylko się tutaj pojawiał. Miała tak z Jinem, a i Kiwi na pewno usłyszała podobną zasadę. Zero odwiedzin w pracy. Może nie było tego widać, ale najczęściej podawanie bogatym facetom alkoholu, było dosyć męczące. Dodatkowo przed dzisiejszą dyskotekę był dzisiaj jeszcze większy gnój. Song latała z jednego miejsca do drugiego.
Tak podając klientowi w loży whiskey, zobaczyła kątem oka Kiwi. Nie odzywała się, nie lubiła, gdy ktoś jej przeszkadzał w pracy. Musiała zbierać napiwki, a nie ochrzan od szefa. Z kobietą było to o tyle przyjemne, że przynajmniej piła w ich barze. Mogła przez moment udawać o informowaniu jej o dzisiejszej karcie drinków. W końcu pojawiła się na wprost kumpelki od picia z niezbyt zadowoloną miną. Zwłaszcza że Song od razu rozpoznała jej stan.
— Jak mnie nazwiesz jeszcze raz męskim imieniem to Ci pierdolnę, typiaro — burknęła Jimin na przywitanie i zmierzyła kumpelę od dołu do góry — Co Ci? — spytała, podchodząc do niej bliżej. Od razu poczuła zapach whiskey i westchnęła cicho. To będzie musiała dzisiaj wypić po pracy, bo na trzeźwo nie da rady — ile wypiłaś i czemu przyszłaś do baru ze striptizem?
Bo w takim miejscu właśnie pracowała Song.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pojawienie się Jimin w oczach Kiwi było w tej chwili nadejściem słońca w pochmurny dzień. Rozpromieniwszy się, wdziała ja usta najwdzięczniejszy uśmiech, na jaki było ją stać - a że wyglądała przy tym jak Zgredek, który właśnie odkrył przemyconą w książce skarpetę sugerująca wolność od niewolniczej pracy, to już swoją drogą.
- Nie lej po twarzy, jestem na rand, HIK, dce - wyjaśniła, czekając w pół słowa i kiwając głowa. Tak. Tak to właśnie wyglądało i to był powód, dla którego stała przy barze, bo przecież, tak po prawdzie, sama wolała zdecydowanie tańsze bary i to najlepiej takie, gdzie nie musiała wrzucać napiwków za majtki. Nie żeby przeszkadzały jej tańczące kobiety, bo pod względem estetycznym rozumiała powód, dla którego mężczyzni ślinili się jak zabkujace bobasy, a spodnie w kroku zaczynały ich nadmiernie uwierać.
- Typ mnie tu zabrał, czaisz, ale jest okropny i rozmawia ciągle o tej finansowej klapie Jordana z konkurencji, a ja nie znam żadnego Jordana. Poza Michaelem Jordanem, ale to chyba nie o nim. I pamiętałam, że tu pracujesz, bo mówiłaś kiedyś, że nie mam przychodzić, bo mnie zaje... Och, miałam nie przychodzić. - Mina Pearson jawnie sugerowała, że w jej głowie właśnie zaszła zupełnie niespodziewana czynność, jaką było uruchomienie zwojów mózgowych. Pokiwała do siebie smętnie głową, jakby pojmując już wszystko. - To uczciwe. Zajeb mi - !poprosiła, dochodząc do wniosku, że ten plan wypali. Zajebana nie będzie musiała wracać do tego gościa, który zabrał łaskę z Tindera do klubu ze striptizem i nie opłacał jej nawet drinków.
Z drugiej strony wypiła whisky i naprawdę miała ochotę przespać się z kimkolwiek, żeby może dla odmiany przypomnieć sobie, jak wygląda nieudawany orgazm. Mogłaby to nawet podciągnąć pod szkolenie pracownicze, biorąc pod uwagę swoją ściśle ukrywaną drugą pracę.
- W ogóle chodź, zajebiemy mu portfel - zaproponowała konspiracyjnym szeptem, zacierając ręce niczym postać z kreskówki.
Rzecz jasna Kiwi nigdy tego nie robiła. Zdarzyło jej się ukraść gumy kulki z supermarketu albo przypadkiem wynieść mentosy, które trzymała w ręku, płacąc za coś zupełnie innego. Kiedyś zapomniała zapłacić za kawę. Raz uciekła z budki z goframi, bo były chujowe i smakowały jak przeżuty już raz przed buldoga kapeć. Nigdy jednak nie okradła świadomie drugiej osoby i może właśnie ta myśl, że mogłaby pierwszy raz zrobić to po pijaku, prowokowała produkcję adrenaliny. Nie myślała oczywiście o tym, że Song jest w pracy i chyba słabym pomysłem jest pomaganie koleżance w okradaniu kogoś w miejscu pracy. Mało ogółem myślała. To nigdy nie było jej mocną stroną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jimin nie miała skrupułów, by wyzywać ludzi od najgorszych. Tak patrząc na Kiwi, nigdy nie potrafiła tego zrobić. Nie potrafiła zrozumieć swojej sympatii do dziewczyny i jedynie westchnęła cicho. Pearson nie usłyszałaby tego przez wszechobecne basy, które wypełniały dźwiękiem całą przestrzeń klubu.
— Co za patafian wziął Cię do klubu ze striptizem? — spytała, a na jej twarzy wyskoczyła aż żyłka z tego wszystkiego. Był taki jeden, dla niej przypomniał Lorda Voldermorta, zawsze wszystkie jego kobiety, aka męczennice, trafiał szlak jak Kiwi. Dla Jimin to było żałosne. Mógł się przecież po prostu umówić na seks i nie robić z igły widły. Czasem nie potrafiła zrozumieć przez to mężczyzn. Mieli tak ciasny mózg. Zresztą Song wygląda jak wkurwiona tchórzofretka. Chciała uderzyć mężczyznę, ale nie mogła. Siedziała w pracy.
— No miałaś nie przychodzić — tak, zgodziła się z nią, nawet przytaknęła. Tyle że w tym momencie to nie Kiwi miała ochotę bić — który idiota Cię tu wziął? Powiem Ci, czy częściej tak nie robi — bo miała jednego takiego alvaro na oku od jakiegoś dłuższego czasu. Wkurzał ją, bo potem wymiociny kobiet musiała sprzątać. Tak, nie płacił za ich drinki, ale czuły się tak żałośnie, jak na załączonym Kiwowym obrazeczku — Nie musisz prosić dwa razy — i zaraz potem uderzyła kobietę w ramię. Pewnie wyjdzie z tego drobny siniaczek. Nikogo nie oszczędzała pod takim względem. Nie chciała w żaden pobłażać dziewczynie. Jeżeli jakkolwiek by to skomentowała, spotkałaby się ze spojrzeniem Jimin niczym królowej lodu. Nie było dyskusji, Song była bardzo rzeczowa, jak powiedziała, tak zrobiła.
I tak nie uderzyła jej z całej siły.
— Nie, poczekasz tu grzecznie dziesięć minut, aż skończę pracy. Wypijesz dwie szklanki wody, a potem dam Ci wodę z lodem i rozlejesz na tego pierdolonego ważniaka — powiedziała, chwytając Kiwi za ramię i prowadząc ją do krzesełka. Kiwnęła barmance głową, a dziewczyna zaraz dostała cudowny kubeczek z wodą do wypicia. Jeszcze cytryna była tam wlana. Prawdziwe dobry drink, taki akurat na zdrowie — a potem zjaramy skręta w parku — dodała już z delikatnym uśmiechem, bo po całym dniu i prawdopodobnym ogarnianiu kumpeli będzie musiała poważniej zadziałać, by poprawić sobie humor.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Dragon Club”