WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
– Możesz mi kurwa wytłumaczyć jak to się stało, że ktoś wszedł do biura nie zauważony? – wjechał od razu z grubej rury do ochroniarza gdy przekraczał próg klubu. I naprawdę to, że jego lewa ręka była w gipsie, żebra nadal połamane a twarz poobijana nie przeszkadzało w niczym by owemu ochroniarzowi dopierdolić. Był zły, wściekły, a wręcz wkurwiony gdy usłyszał od Jacksona że trafił do więzienia za podrzucone narkotyki. – Zapomnij o wypłacie, debilu. I klub dzisiaj zamknięty dla klientów. – a potem grzecznie przeszedł obok niego, bo mężczyzna skulił się w sobie choć był od Alexa na bank większy i wyższy. Tak jak wspominałam we wcześniejszej grze, był pacyfistą niemalże, ale nie w tej sytuacji. Jak to tak, ktoś wchodzi tak po prostu do ICH klubu i żaden z karków zarabiających kolosalne sumy go nie widzi? Wszyscy do wyjebania, totalnie. Niemniej jednak, był w Dragonie przed Jacksonem, który do niego zadzwonił że wyszedł właśnie z aresztu, więc umówili się tutaj. Pierwszy miał zatem okazję przyczepić się do pracowników. Zajął miejsce w loży, szybko został ładnie obsłużony, bo butelka tequili stanęła na stoliku nim przy nim usiadł. Chwilę potem pojawił się Jackson, więc Alex podniósł się żeby go lekko uściskać.
– Trzeba wypierdolić całą ochronę albo kupić im okulary skoro się ślepi – wywarczał od razu, ale potem wziął głęboki oddech żeby się ogarnąć. – Jak się trzymasz? Coś już wiadomo? – usiadł na skórzanej kanapie i zabrał się za butelkę. Co z tego, że przyjął dziś morfinę, nie? Potrzebował się po prostu napić.
-
– Do twarzy ci w fiolecie – rzucił z rozbawieniem, bo nie był to pierwszy raz, gdy widział Clarence’a z obitą mordą, chociaż w jasnych tęczówkach pojawiło się coś na kształt troski. Odetchnął mimowolnie, słysząc słowa mężczyzny i pokiwał głową.
– Wyjebałem cały skład z tamtego dnia i zmieniłem szefa. Abel się tym zajął, kiedy siedziałem w więzieniu. Prawie nikomu już nie można ufać, do kurwy nędzy – powiedział zaciągając się papierosem, którego sobie kulturalnie odpalił, gdy rozsiadł się w loży. Nie zamierzał dzisiaj dużo pić, bo chyba Sarah by go zajebała, ale wiadomo – z kumplem się napije.
– Nic konkretnego poza tym, że do policji w końcu dotarło, że koks nie był mój i ktoś próbował mnie wrobić. Pewnie będą się tu kręcić jeszcze jakiś czas i węszyć, ale niczego oczywiście nie znajdą. – A ty? Jak się trzymasz? – spytał, wymownie patrząc na jego dłoń w gipsie.
-
– No a jak, to mój nowy ulubiony kolor, ale zaraz będę musiał przywyknąć też do zieleni i żółci – zaśmiał się cicho. – Szkoda, że nie widziałem jak Cię czarni zakuwają. Zrobiłbym sobie zdjęcie na pamiątkę. – pokręcił z rozbawieniem głową. Chociaż później rozbawienie nieco minęło, bo weszli na poważniejszy temat i Alex wcale nie uważał żeby zwolnienie tylko ludzi z tamtej zmiany miało coś zmienić. Jackson powinien wypierdolić wszystkich i zatrudnić nowych chociaż w obecnej sytuacji... i tak czy siak było to średnio bezpieczne i mądre.
– Dobrze, że kluby nie są wspólne oficjalnie, bo jakby poszli do mnie... – skrzywił się mimowolnie, nalewając tequilę do swojego kieliszka i do kieliszka przygotowanego specjalnie dla przyjaciela. – Chociaż nadal się zastanawiam czy ten ziomek któremu życie się znudziło, pomylił nas, czy celowo tak zagrał – też postanowił odpalić papierosa, choć ostatnio rzadko palił, ale tak dla towarzystwa! – Jest okej. Najgorzej z żebrami. Nawet spać kurwa nie mogę – westchnął ciężko i wsadził papierosa między palce od złamanej ręki a zdrową złapał za kieliszek i spojrzał wymownie na Jacksona. – Skoro dziewczyny zajmują się dzieciakami, to proponuję się kulturalnie napierdolić w ramach odstresowania – wyszczerzył się. No co? Na bank dawno nie mieli typowo męskiego wieczoru, a jemu totalnie nie przeszkadzały uszkodzenia ciała które posiadał!
-
– Pierdol się Clarence – rzucił z uśmiechem, który miał w sobie tylko trochę rozbawienia. – Sarah chciała mnie za tę akcję zajebać. Jej psiapsi mnie pewnie jeszcze bardziej nienawidzą – wywrócił oczyma, bo te typiary zawsze na niego krzywo patrzyły i właściwie jedyną osobą ze środowiska Sarah, z jaką miał spoko kontakt, była Megan. Pokiwał głową powoli.
– Daj spokój, wiemy obaj że byłby dramat i przypał stulecia, ale też jakoś byśmy z tego wybrnęli. Tak jak wtedy, kiedy prawie cię przyłapali w 2015 – zaśmiał się pod nosem, wzruszając ramionami i się zaciągnął papierosem. Napił się też tequili z kieliszka, bo chociaż chlanie mu się nie uśmiechało, tak przecież nie odmówi pobitemu kumplowi!
– Pewnie to, że śpisz z Meg wcale nie pomaga? – tak zgadywał, bo kobiety jednak przytulać się lubiły, a mając złamane żebra, przytulanie nie jest czynnością, która w jakikolwiek sposób sprawia przyjemność. – Jeśli się napierdolę, to Sarah mnie zajebie. Chyba że mnie u siebie przenocujesz, a laskom powiemy, że mogą sobie zrobić babski wieczór – zaśmiał się dźwięcznie i zaciągnął znów papierosem. Oczywiście trochę demonizował teraz S, ale wolał jej serio nie podpadać, szczególnie teraz.
-
– Chciałbym, ale trochę jestem obolały – wywrócił oczami, co w towarzystwie Jacksona robił dość często bo czasem nie wiedział aż co mu odpowiedzieć. – Naprawdę przejmujesz się tym, że jakieś trzy, nieszczęśliwe w życiu laski mają do Ciebie problem? Ty się lepiej martw żeby Sarah się nie nawróciła i nie zechciała szukać kogoś młodszego i mniej jebniętego – posłał mu niby poważne spojrzenie, ale oczywiście wszystko było jedynie niewinnym żarcikiem. Dlatego Alex wolał nie pchać się do jakichś ewentualnych koleżanek Megan, chociaż żadna by chyba nie miała powodu by go nie lubić, bo póki co nie zrobił wobec szatynki nic złego i raczej nie miał nic takiego w planach.
– Dobrze wiesz, że byłem kompletnie wyćpany. Tamto się nie liczyło, ok? – powiedział, od razu przechylając kieliszek i opróżniając jego zawartość. Polał kolejną kolejkę i pokręcił głową. – Właściwie to nie wiem, bo dziś wyszedłem ze szpitala, ale dzięki że mi przypomniałeś, że pewnie mnie w nocy będzie gnieść – aż wydał z siebie westchnienie, bo naprawdę mu się nie uśmiechało nie spać kolejną noc. Niby Megan byłaby obok i to było najważniejsze, ale nie miał ochoty umierać z bólu.
– Z tego co mi ptaszki doniosły, to jesteś bardziej problematyczną częścią waszego związku, Russell, więc nie pierdol. Napisz jej ładnie smska że będziesz później i wyjdź spod pantofla bo Ci się koszula pogniecie – posłał mu buziaczka a potem parsknął śmiechem. Nawet on nie bał się, że Megan będzie zła, że nie wróci o odpowiedniej porze. Inna sprawa, że napisał pewnie ukochanej jak wygląda sytuacja, więc już miał święty spokój.
-
– To może co nieco utrudniać – wzruszył niewinnie ramionami, a potem westchnął mimowolnie. – Mimo wszystko fajnie byłoby, gdyby nie nastawiały jej jakoś przeciw mnie, nie sądzisz? – uniósł brwi, no a jednak nie zamierzał nic w tym kierunku robić, bo obstawiał, że jego dupa byłaby obrobiona jeszcze bardziej niż w tym momencie. Uniósł jedną brew, gdy Alex powiedział, że był wyćpany.
– Stary, krzyczałeś że jesteś nieśmiertelnym królem koksu do typa, który był policjantem… No, właściwie to striptizerem przebranym za policjanta. Ja nie wiem kurwa, jakim cudem oni nam wtedy wysłali faceta – zaśmiał się pod nosem, bo ta noc była przezabawna, serio. Inna sprawa, że pewnie od Grace mu się potem dostało, Jackowi od Kryśki no i ich fantastyczne eskapady się trochę skończyły. Tak czy siak pokiwał głową i uśmiechnął się lekko.
– Myślę, że jako lekarz, zrozumie że musi spać w gościnnej – wzruszył ramionami, chociaż sam by chyba nie ryzykował. Tak czy siak, wzruszył ramionami. – Oj spierdalaj, Clarence – wywrócił oczyma, ale istotnie, pewnie wyciągnął telefon i napisał Sarah szybkiego smsa, że będzie później i to pijany, więc żeby się nie martwiła.
– Gadałem z Sarah i myślałem, żebyśmy pojechali wszyscy z dziećmi na jakieś wakacje. Wiesz, żeby się odstresowały. Dziewczyny też. Podobno był koszmar, kiedy ty byłeś w szpitalu a ja w areszcie – rzucił, wzdychając ciężko, ale ogólnie wspólny relaksik… No czemu nie!
-
– Bo byłem wtedy nieśmiertelny, sorry - Zrobił taki gest jak murzynka mówiąca coś w stylu „o nie kochany” – Nie zapominaj, że z obitym ryjem do domu wracałem zawsze przez Ciebie, bo ci się załączał bokser mode i chciałeś tłuc każdego na ulicy jak się nachlałeś. Widzisz to, o to? – tutaj teatralnie wręcz pokazał bliznę gdzieś na żuchwie. – Zawsze nas w coś pakujesz, kurwa – zmrużył oczy, pseudo groźnie na niego patrząc. Raz się naćpał i do striptizera krzyczał, a ten mu będzie teraz całe życie wypominał, no! I chociaż tłukli się pewnie za gówniaka z każdym, to nigdy nie wrócił do domu nieszczęśliwy. Potem urodziły się dzieciaki i było mniej wesoło, ale takie życie no.
– Wiem, podobno spały w waszym łóżku z dzieciakami. – powiedział z rozbawieniem. – Możemy pojechać, nie widzę problemu. Jakaś Kuba może albo Hawaje? Poleżałbym trochę na słoneczku i wygrzał kości – aż się odrobinę rozmarzył. Nigdzie nie był jeszcze z Megan oprócz domku w lesie więc w sumie czemu nie? Poleciała kolejna kolejka tequili.
– Powinniśmy kupić im bronie i nauczyć ich używać, Jack. Chuj wie kto próbuje uprzykrzyć nasze życie, ale wolałbym żeby umiały się obronić – teraz Alex odrobinę spoważniał, unosząc lekko brew w górę. – Wynajmij Abe'a żeby je wziął na strzelnicę czy coś. I może jakieś sztuki walki, nie wiem. Chciałbym to jebnąć wszystko w pizdu czasami – oczywiście skłamał, bo nie było tak tylko czasami, a niemal codziennie...
-
– Nie byłeś, Alex – rzucił ze sceptycyzmem i westchnął mimowolnie. – Wiesz sam, że po alkoholu mi odpierdala – westchnął ciężko, przecierając twarz dłońmi. – No kurwa mała blizna, już nie przesadzaj – wywrócił oczyma teatralnie i spojrzał na Clarence’a, bo się teraz użalał nad tym jak panienka. Za każdym razem mu wypominał tę jebaną bliznę.
– Tak, też mi to mówiła. Myślałem o Hawajach albo Bahamach – pokiwał głową, bo jemu też zdecydowanie bardziej w głowie były ciepłe kraje i wygrzewanie niż cokolwiek innego. Uśmiechnął się, wypijając kolejną kolejkę, która rozlała się z przyjemnym ciepłem po jego ciele. Zaciągnął się fajką i pokiwał głową.
– Też o tym myślałem. Mam tylko nadzieję, że Sarah nie będzie miała z tym problemu. Straszna z niej pacyfistka – odetchnął mimowolnie. – Ja też, ale obaj wiemy, że nie możemy. Z tego biznesu wychodzi się tylko jedną drogą, a nie chce mi się udawać, że umarłem. Poza tym, kurwa, obaj wiemy, że nasze nazwiska już na zawsze będą z tym połączone, czegokolwiek byśmy nie robili, to nas zawsze dopadnie, więc skoro już musimy w tym siedzieć, to chociaż dobrze zarabiajmy – wzruszył ramionami, a Alexander doskonale wiedział, że Jackson miał rację.
-
Nie trzeba było długo czekać, żeby i Rick zameldował się w klubie. Wystrczyło tylko napisać mu sms, a już dosłownie chwilę później był już w drodze. Przyjechał swoim autem, bo miał taką fantazję (i kij baseballowy w bagażniku), ale z całą pewnością nie będzie nim wracał. Weźmie taksę, a jutro przyjedzie odebrać auto. No, chyba że jutro znów poniesie go melanż, wtedy może być różnie.
- Czy ja słyszałem coś o zarabianiu? - spytał od razu, kiedy tylko pojawił się w VIP strefie. Słyszał tylko końcówkę rozmowy obu panów, ale od razu spodobało mu się to, że rozmawiają o forsie. Liczył też na to, że pamiętali o nim, jeśli coś planowali, a jesli nie, to zaraz wpadną na kolejny pomysł zrobienia naprawdę dużych pieniędzy. Małe średnio go interesowały.
Zaraz pojawiła się przy nim kelnerka ze szklanką. Bywał tu tak często, że obsługa doskonale wiedziała już, co mu przynosić. Wiedziała też, że czasem lubił zerknąć sobie na tyłek odchodzącej kelnereczki i nie inaczej też tym razem.
- Wyglądacie jak gówna - podsumował ich wygląd, kiedy panienka w końcu już sobie poszła. Wiedział oczywiście, co im się ostatnio przytrafiło i pił własnie do wizyty w szpitalu jednego z panów oraz krótkiej odsiadki w areszcie drugiego z nich. Dobrze, że przynajmniej do Ricka nikt sie nie przypierdalał.
-
– Mała? MAŁA? – aż sam siebie dźgnął we wcześniej wspominane miejsce, ale ostatecznie zamilkł. Nie był panienką, tylko ktoś porysował mu jego super twarz, a jednak była to najlepsza część jego ciała – przynajmniej z tych widocznych gołym okiem! – Hawaje dobra opcja, dawno tam nie byliśmy, ale w sumie niech one same sobie wybiorą. Tak będzie rozsądniej i unikniemy ewentualnego marudzenia, że chciałyby polecieć gdzieś indziej a my wybraliśmy za nie – znacząco spojrzał na Russella, bo oboje wiedzieli, że taka opcja istniała, a mieli jechac odpoczywać, nie się wkurwiać. Pokręcił głową.
– Jeśli miałbym założyć z Megan rodzinę, to pierdolę to wszystko i zmniejszam swój udział do minimum. Nie chcę żeby potem świrowała jak Grace – westchnął ciężko i nagle usłyszał głos Ricka, przez co się wyszczerzył. – Jak zwykle w porę. Zawsze gdy mówimy o kasie to ty się pojawiasz. – przewrócił oczami, odrobinę rozbawiony tym faktem, choć jego kolejne słowa wcale Alexa nie rozbawiły i zmierzył go wzrokiem, choć do bycia groźnym z pewnością mu było daleko.
– Zabawne w chuj – wiedział, że wygląda jak gówno, debil i pizda w jednym, ale nie miał ochoty o tym słuchać, ok?
-
– Jak zwykle. Ty masz kurwa jakiś radar na słowo „zarabianie, dolary i pieniądze”, Hagen – rzucił spokojnie, wracając wzrokiem do Alexa i trochę nie rozumiejąc, w czym właściwie problem.
– Twój udział i tak jest prawie minimalny, Alex, nie świruj. Poza tym spotykacie się ile, miesiąc? I czy ostatnio jej kurwa nie rzuciłeś? A teraz mówisz o planowaniu rodziny? Gubię się w tym waszym związku – wzruszył ramionami. – Spójrz na Ricka, szczęśliwy, bez baby. Tak trzymaj, Hagen, baby to trochę udręka, ale ciężko bez nich żyć – tak sobie filozoficznie stwierdził i uśmiechnął delikatnie, bo jednak tę swoją Sarah kochał nad życie i na żadną inną by nie zamienił, wiadomo!
- A ty kurwa wyglądasz jak z kliniki odnowy biologicznej. Pijesz z nami, czy chcesz wyglądać jak my? – uniósł brwi, ale się zaśmiał serdecznie, bo wiadomo, że nie byliby sobą, gdyby się takimi komentarzami nie powymieniali. Swoją drogą laski zawsze się komplementują i oto faceci. Faceci są dziwni.
-
- Może po prostu wciąż myślę o tym, żeby zarabiać, kiedy wy zastanawiacie się nad tym, jak nie podpaść swoim laskom? - wzruszył ramionami. Może gdyby nie był sam, też by o tym myślał, ale był singlem i wydawało mu się, że jako jedyny z całej trójki myślał jeszcze w miarę racjonalnie.
- A jak myślisz, po co tu przyszedłem? - zerknał na Russella. Wiadomo, że przyszedł się napić, ale że w rozmowie jego kumpli pojawił się temat pieniędzy, a tylko tyle usłyszał, to chyba normalne, że właśnie do tego pił, hehe, żeby wkręcić się jakoś do wspólnej rozmowy.
- A tak na serio, macie jakieś podejrzenia? Mamy już komuś wpierdolić czy jeszcze czekamy?
Bo wiadomo, że przecież ze wszystkim im pomoże, niekoniecznie od razu z indywidualnych pobudek (chociaż dodatkowy zastrzyk gotówki byłby fajną opcją), ale prede wszystkim dlatego, że obaj byli jego kumplami, a kumpli nie zostawia się w potrzebie. Idzie sę za nimi w ciemno, nawet wtedy, gdyby samemu miałoby się dostać wpierdol. We trzech raźniej to znosić, prawda?
-
mood
atmosphere
Z Elijah Martineza, z czego zresztą sam detektyw pokornie, i aż nazbyt dobrze, zdawał sobie sprawę, taki był VIP jak z przysłowiowej koziej dupy trąba.
Ni to wygląd - sfatygowana skórzana pilotka narzucona nonszalancko (czy, jeśli będziemy mniej wyrozumiali, po prostu niedbale) na ramiona, zwyczajne, niebieskie jeansy z postrzępionym już lekko brzegiem nogawek i stargany wiatrem kosmyk włosów opadający na oko, ni zachowanie - z jednej strony krok nieco zbyt luzacki, z drugiej bystrość spojrzenia, jakim mierzył wnętrze klubu - w żaden sposób nie upodabniały go do innych Specjalnych Gości Dragon Club. Pozostali klienci tak zwanej sekcji specjalnej, którą od reszty lokalu odgradzało przepierzenie ściany, mur przydymionych świateł i kilkadziesiąt dolców dodanych do biletu wstępu, mieli zazwyczaj "na odwrót" - krok sztywny, a spojrzenie zamglone.
Ale nie Elijah. Gdy, dość w sumie zuchwale, wsuwał się do objętej specjalną rezerwacją części klubu, był jednocześnie czujny i zrelaksowany, a przez to, mimo nieodpowiedniego stroju i zdecydowanie zbyt tanich elementów odzieży, sprawiał wrażenie, jakby po prostu był u siebie...
...a to pewnie dlatego, że...
był.
Bo w końcu, do kurwy nędzy, ilu innych gości wychyliło w tej dziurze tyle jednych-mocniejszych niż właśnie on? I ilu się tyle co on nagimnastykowało, by zdobyć sobie sympatię tutejszych bramkarzy i zaufanie smoczych dziewczyn?
No właśnie. Należało mu się zatem, więc i bez większego skrępowania przychodził po swoje: po towarzystwo, chwilę zapomnienia, kieliszek wódki albo szklankę whiskey, kilka informacji, urywek kobiecego piękna i ludzkiej brzydoty zamaskowanej klubową ciemnością - słowem wszystko, czego można szukać w podobnych miejscach.
- Cześć, Kira - już w samym ubiegłym miesiącu był w Smoku chyba z osiem razy, a to i tak nieczęsto jak na niego - nic więc dziwnego, że większość tancerek, kelnerek i dziewczyn pracujących tu w innych profesjach, znał z imienia (prawdziwego, lub nie), a smukła blondynka o ciele pokrytym zygzakiem tatuaży nie była od tej reguły wyjątkiem - Jak leci?
Zgrabnym ruchem wysupłał z tylnej kieszeni spodni portfel - atrybut potrzebny w lokalach jak Dragon Club, i wspiął na wysoki barowy stołek przy ladzie w sekcji VIP.
-
Poniekąd wizyta pana Detektywa niejako ratowała ją od czarnych myśli i niecnych planów wobec jednego z klientów, który przed chwilą wystawił jej cierpliwość na paskudnie trudny test. Ledwo co odszedł od kontuaru, a jej niemal turkusowe od światła oczka wędrowały za nim rzucając niemo piorunami. Usta znać bezgłośnie wypowiedziały jedno słowo - palant. Dłonie zaś nerwowo przecierały szklankę po raz enty, od byle by czymś je zająć. Och, ależ ona z chęcią poszłaby teraz zapalić papieroska. Odwróciła w końcu głowę w stronę Elijaha i cichutko westchnęła.
- Hejka i błagam... Mów tu do mnie White, przynajmniej dzisiaj - powiedziała cicho nachylając się do niego. Wyprostowała się i odstawiła nieszczęsną szklankę na ladę. Zacisnęła i rozluźniła kilka razy dłonie aby nieco się rozluźnić. Raz jeszcze zerknęła w kierunku, gdzie zawędrował VIP buc by zaraz wrócić wzrokiem do znajomego mężczyzny. - Dzisiaj ciężki dzień. Dobrze Cię widzieć, jesteś klientem, którego zawsze z przyjemnością przywitam. - mimowolnie się uśmiechnęła. - To co tym razem podać? - zapytała nie wiedząc co dla niego szykować. Postanowiła po prostu spokojnie poczekać a nie zgadywać. No i na prawdę cieszyła się na jego widok. Trochę jej ulżyło widząc znajomą twarzyczkę. Może przynajmniej pan VIP buc się od niej odwali i przestanie się przypierdalać uważając to za świetny sposób na podryw. Ble i fuj. Nie dość, że cham i prostak, to i jeszcze o nieszczególnie przyjaznej aparycji.