WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzeba przyznać, że naprawdę ją zaskoczył. Pewnie ona jego wiadomością o chłopaku też, ale sama nie była wcale w mniejszym szoku, gdy dał jej do zrozumienia, że nie jest samotny. Nigdy nie interesowała się specjalnie życiem innych osób, ale bliscy byli dla niej ważni, więc po prostu nie potrafiła tego tak z miejsca przyswoić.
- Jak to nie jesteś? - zapytała obruszona, rozglądając się dookoła, jakby co najmniej możliwe było, że wcześniej kogoś pominęła. No, ale przecież byli tutaj sami. - Masz kogoś? - zapytała wprost, jakoś tak... czując się z tym dziwnie. Sama nie wiedziała, jak powinna do tego podchodzić. Nawet jeśli wcześniej sama sugerowała, że należy zmienić taki stan rzeczy, to teraz naszły ją pewnego rodzaju obawy. - Dokładnie - zgodziła się z nim w przypadku tego, że nie powinien prawić jej morałów. Doceniała to. Wiedziała, że daleki jest od zadowolenia, jak każdy, ale przynajmniej nie truł jej tak, jak robił to chociażby Remi. Naturalnie chodzi o temat palenia, bo w innych tematach, wbrew temu, co mówił, się nie powstrzymywał. - Kumam! Serio kumam, ale nic się raczej nie stanie - sama też się nieco uniosła. Nie lubiła, gdy ludzie podnosili przy niej głos, ale wiedziała, że Jonathan był wybuchowy i cóż, nie zrobiłby jej mimo to żadnej krzywdy. Poza tym była podenerwowana. Oczywiście przewróciła oczami, bo pewnie, to nic, że gdzieś pracowała, dorosły Jona musiał wiedzieć więcej. Pod tym względem nie różnił się od reszty. - Uważam na siebie. Nigdzie indziej mnie nie zatrudnią, nie jestem dobrą kelnerką i nie podchodzę miło do klientów - już miała dość tego, że musiała się tłumaczyć, ale skoro tak drążył, to proszę, powiedziała więcej, niż zamierzała, więc powinien to docenić i dać jej spokój. Sama czuła, że jej papieros niebezpiecznie zbliża się ku końcowi, a chociaż chętnie wyciągnęłaby kolejnego, powstrzymała się, licząc, że tutaj ta niewygodna rozmowa dobiegnie już końca. Oczywiście, że nie miała racji. Zerknęła na niego, gdy kazał jej czekać, a potem, kiedy podchwycił słowa odnośnie Remiego... cóż, znów poczuła niezręczność. Nie mogłaby tego zataić, ani skłamać, rodzice wiedzieli, ale no... nie oznacza to, że było jej łatwiej przez to wyznać prawdę. Wlepiła więc wzrok w podłogę i wzruszyła ramionami.
- A co to ma do rzeczy? - burknęła pod nosem, gasząc papierosa, by zaraz ukryć dłonie w kieszeniach. Ponownie wzruszyła ramionami, przestępując z nogi na nogę. - Trzydzieści sześć... ale dopiero co miał urodziny - dodała pospiesznie, jakby to miało co załagodzić. Uznała też, że jednak nie chce już być tak blisko Jony, więc po prostu odwróciła się i poszła w stronę kanapy, gdzie zostawiła wodę. Przy okazji wzięła też telefon, bo znów musiała odpisać na wiadomość Soriente.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miło było zobaczyć na twarzy Lisbeth chociaż przez chwilę zaskoczenie, który wymazało negatywne emocje jakie tam gościły od dłuższego czasu. Jona miał wrażenie, że na moment zbił ją z tropu, co mogłoby poskutkować małą przerwą od nieprzyjemnych kwestii jakie poruszali. To znaczy dla niego były ona raczej trudne do zrozumienia i błądził nieco po omacku nie chcąc urazić chrześnicy, a Lisa chyba czuła się od dłuższego czasu w atakowana i zmęczona wieczną defensywą.
- Nie jestem - powtórzył ponownie, po czym zaciągnął się papierosem i wypuszczając dym dodał. - Na to wygląda .
Chyba przyzwyczaił Lisbeth do tego, że raczej w ostatnim czasie mało działo się w jego prywatnym życiu. Poza awansem, o którym powiedział, gdy składała mu urodzinowe życzenia, nic więcej nie zdradzał. Nie to, żeby ukrywał związek z Marianne, po prostu nie czuł potrzeby, ani nie umiał powiedzieć o nim otwarcie, a tym bardziej Lisie, która była prawie dwie dekady młodsza.
- Spotykam się z kimś od lutego - wyjaśnił, aby nie czuła, że dążył do zamknięcia tematu, albo wygaszenia go. Wręcz przeciwnie, taka mała przerwa im się przyda, aby chociaż na moment spuścić z tonu.
Tylko, że spokojna rozmowa byłą trudna, gdy w grę wchodziły tak trudne tematy. Niby powiedziała, że rozumie, ale było w tym więcej chęci zakończenia kwestii, którą poruszył niż szczerości. - Raczej... Obiecaj mi, że jeśli cokolwiek będzie się działo, dasz mi znać - oznajmił ze stanowczością, a widząc konsternację wymalowaną na jej twarzy, skorzystał z chwili by dopowiedzieć jeszcze kilka słów. - Rozumiesz? Nie rób sobie krzywdy, tym wiecznym zatajaniem wszystkiego . - Na własnym przykładzie wiedział, że gromadzone problemy, zmartwienia i trudności, które pozostawiamy tylko dla siebie, w efekcie mogą nas przerosną i szczerze nie chciał, aby Lisa przechodziła przez coś podobnemu temu, co on doświadczył. - To może w jakimś magazynie? Albo w bibliotece? Tam ludzie nie rozmawiają... - Zaproponował z nikłą nadzieją w głosie, ale miło byłoby, gdyby Lisa chociaż rozważała zmianę pracy.
A potem zmianę faceta, bo na litość boską, gdy dowiedział się o wieku partnera Westbrook zdębiał na kilka chwil. Gonitka myśli rozpoczęła się w jego głowie, a każda z nich wynikała z innej, zaczął łączyć kropki i wreszcie...
- Cholera jasna, Lisbeth! - Nie wytrzymał. Wstał z miejsca i skierował się w stronę kanapy, aby stanąć przy jej końcu. - Co ty wyrabiasz, dziewczyno? Trzydzieści sześć? - Powtórzył niedowierzając własnym słowom. Jego mała Lisa miała chłopaka, który był mu w zasadzie równolatkiem. -Palisz, pracujesz w Dragonie i spotykasz się z jakimś zboczeńcem.... Kurwa, mać! Rodzice wiedzą? - Spytał wprost, bo w końcu o tym jeszcze nie mówili, ale podejrzewał, że nie mieli najmniejszego pojęcia, bo jakże... Jakże mogli pozwolić jej na coś takiego?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czekała na jakieś rozwinięcie, więcej informacji, cokolwiek, ale szybko zrozumiała, że tak jak ona jemu nie chciała nic mówić, tak on jej. Nie, żeby zamierzała szybko dawać za wygraną. Zainteresowało ją to i też... trochę zabolało? Od lutego minęło wiele czasu, a on jej nic nie powiedział. W ogóle mało się odzywał, pewnie był zajęty nową kobietą... nie żeby działało to w dwie strony, ale ona nigdy się przecież sama z siebie nie odzywała, tak?
- Kto to jest? Gdzie ją poznałeś? Od lutego to strasznie długo, to coś poważnego? - założyła ręce pod biustem, bezczelnie rzucając pytaniami, ale on też już to dzisiaj robił, więc nie czuła się winna. - Zamierzasz ją rzucić? - zapytała też tak jakoś mimochodem. Wiedziała, że jej się o tym nie mówiło, ale wujek spotykał się z kobietami tak o, dla zabawy. Jeśli kiedyś na jakąś wpadła, nigdy więcej już jej nie widziała, dlatego tak wstrząsnął nią fakt, że z kimś miałby się spotykać aż od lutego. Od czasu byłej żony Wainwrighta takie rzeczy się nie zdarzały. Wolałaby dowiedzieć się jak najwięcej, a nie wracać do tematu swojej pracy. No, a już na pewno nie podobało jej się przymuszanie do jakiś deklaracji i obietnic, czego nie zamierzała ukrywać.
- Nie robię sobie żadnej krzywdy - rzuciła sucho, mrużąc oczy. Zaraz też fuknęła pod nosem. - W magazynie mogłabym doznać kontuzji, a w bibliotece jest zbyt cicho, trudniej się wtopić w tłum - denerwowało ją to, że musi mu się tłumaczyć. Pracowała, by nie myśleć o Margot, ale nie zamierzała mu o tym teraz mówić, bo intuicja podpowiadała, że wyciągnąłby zbyt wiele denerwujących ją wniosków. Jakby bez tego ich rozmowa nie była już wystarczająco ciężka. Tyle, co odpisała Remiemu, a Jonathan wybuchnął złością, która tym razem sprawiła, że Westbrook drgnęła. Zaraz uciekła spojrzeniem do boku, z trudem nie przywołując na twarz zbyt wielu emocji. Chociaż tyle, że na jego ostatnie pytanie miała odpowiedź, której się nie spodziewał i która miała dać jej nieco przewagi. Kto by pomyślał... nie chciała, by rodzice się dowiedzieli, a teraz było to czymś dobrym.
- Wiedzą. No i co? Zaskoczony? - warknęła chłodno, zaciskając dłonie w pięści do granic bólu. - Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć - dodała też po chwili, chociaż sama chyba nie do końca wierzyła w te słowa. Miały jej po prostu dodać nieco animuszu, zanim się w tym wszystkim lepiej nie odnajdzie. - Poza tym Remi nie jest żadnym zboczeńcem! Nie znasz go! Jest kochany i zależy mu na mnie, a wiek nie ma nic do rzeczy, to tylko liczby - dodała, posiłkując się być może frazesami, ale potyczki słowne nigdy nie były jej mocną stroną. Wolała milczeć, ale aktualnie takiej opcji do wyboru nie miała, więc musiała handlować z tym, co przychodziło jej na język. - Poza tym pracuję w Dragonie już od dawna. Dowiedziałeś się czegoś po czasie i robisz mi awanturę, zgrywając bohatera, który dodał dwa do dwóch, ale tak się składa, że świetnie sobie radziłam bez twojej pomocy przez ostatnie miesiące i teraz też sobie będę radzić - to była podła wypowiedź. Na pewno już niedługo przyjdzie jej się wstydzić tych słów i mierzyć z wyrzutami sumienia, ale aktualnie chciała powiedzieć coś, co po prostu odwróciłoby jego uwagę. Jedyna taktyka, jaką potrafiła przywołać.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciekawiła go jej reakcja, bo z jednej strony Lisa raczej wykazywała małe zaangażowanie w życie innych osób, a z drugiej pytania wskazywały na to, że autentycznie się przejęła. Może nawet przez moment Jona skupił się tylko na tym, czując swego rodzaju wdzięczność względem Lisy, ale ostatnie pytanie jakim go obdarowała, szybko zamazało ten obraz. Cóż.. Zły być nie mógł, bo sam dał jej świadectwo człowieka, który raczej nie szukał w ostatnim czasie niczego zobowiązującego. Jednakże, kochał Marianne i był nieco przewrażliwiony na punkcie uwłaczania temu uczuciu. Zachował to jednak na siebie i po tym jak pokręcił przecząco głową, zaczął odpowiadać,
- Nie zamierzam - zaczął od najważniejszego. - Jakby ci to powiedzieć... Jej ubrania wiszą w mojej garderobie, a po swojej stronie łóżka w nocnej szafce pewnie chowa papierek po batoniku, więc tak, to poważne - odpowiedział e swego rodzaju czułością i na pewno nie w sposób dla siebie zwyczajny. Jednak nie pierwszy raz łapał się na tym, że mówić o Marianne, wkładał w swoje słowa znacznie więcej uczuć niż zwykle. - A poznałem ją przez Fitza, a raczej Raelynn, bo to jej kuzynka - dodał, ale już z mniejszą pewnością wyczuwalną w głosie, bo jakby rozwód brata tajemnicą nie był, a to, że związał się z kimś z rodziny jego byłej żony, wcale nie wyglądała zbyt dobrze. Przynajmniej dla kogoś postronnego.
Pokręcił głową słuchając tych jej wyjaśnień. Coś mu tutaj ewidentnie nie pasowało, ale nie chciał już drążyć, a może nawet nie potrafił w świetle rewelacji jakie sprzedała mu chwilę później. Zalała go biała gorączka, bo połączone kropki dawały obraz Lisbeth jakiego nie spodziewał się nigdy zobaczyć.
- Wiedzą? - No był zaskoczony, nie umiał tego nawet ukryć. - I nic z tym nie robią? Jakich kłamstw im naopowiadałaś? - Dodał, a zaraz potem zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju, przeczesując przy tym włosy, jakby to miało dać mu jakiekolwiek ukojenie w nerwach. - Mówisz jak każda, naiwna panna, której jakiś drań naopowiadał bzdur! - Syknął, bo to określenie kochany wprost wyprowadzało go z równowagi. Prychnął też pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że Lisa mogła okazać się tak łatwowierna i głupia. Nie mniej jednak jej kolejne słowa były ciosem. Wcale nie zgrywał bohatera. Z początku robił wszystko by zrozumieć co dzieje się w jej życiu, ale po tym czego dowiedział się o tym facecie, po prostu nie wytrzymał. - Radziłaś sobie? - Zapytał retorycznie i zaśmiał się podle, bo zaczynał to traktować jako kiepski żart. - Odnoszę zupełnie inne wrażenie. Usilnie starasz się zgrywać dorosłą, ale jak widać na każdym kroku ciebie to przerosło... Nie dość, że psujesz sobie zdrowie, narażasz się pracując w tak obskurnym miejscu jak Dragon to jeszcze ten Remi... Remi? - Kolejny przebłysk. Przecież wiedział o najlepszej przyjaciółce Lisy, która zmarła tragicznie prawie dwa lata temu. Było o tym głośno, nie tylko dlatego, że była znana Westbrookom, ale dlatego, że pochodziła z dość znanej rodziny. - Soriente? Kurwa, Lisa, naprawdę? Poleciałaś na jakiegoś gogusia z telewizji? - Zapytał niedowierzając, po czym sięgnął po paczkę z papierosami, bo jednak nie był wstanie poradzić sobie z tymi rewelacjami.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To było dziwne i niespodziewane. Jonathan, którego znała się tak nie zachowywał. Poza tym skłamałaby mówiąc, że to co usłyszała przypadło jej do gustu. Raczej dało do myślenia i nie brzmiało jak jej chrzestny, którego przecież dość dobrze znała.
- Swojej stronie - powtórzyła po nim, podkreślając to pierwsze słowo. - Je batoniki w łóżku? Przed snem? To niezdrowe - skrzywiła się nieładnie, bo całkowicie jej się to wszystko nie zgadzało. Wcześniej jak już musiała myśleć o potencjalnej dziewczynie wujka, widziała raczej ułożoną, elegancką kobietę. W dodatku okoliczności w jakich ją poznał... cóż, nie znała za dobrze rodziny Jonathana, ale wiedziała wystarczająco, by teraz zainteresować się tym wszystkim jeszcze bardziej. - Kuzynka żony twojego brata? To nie brzmi komfortowo - mruknęła, nie kryjąc się ze swoją opinią. Poza tym musiała dowiedzieć się więcej. - Kim jest? Też ma coś wspólnego z budową? Pochodzi ze Seattle? Czemu dopiero teraz ją poznałeś? - kolejna seria pytań, bo skoro Wainwright dopuścił do siebie aż tak blisko jakąś kobietę, to coś musiało być na rzeczy. Sam też na pewno nie powiedziałby od siebie niczego, o co Lisa nie poprosi, wiedziała, jak to działa, bo też zachowywała się w ten sposób. Chociaż jeśli chodzi o Remiego, wolałaby nic nie mówić. Niekoniecznie chciała teraz mierzyć się ze wściekłym Jonathanem, ale chyba na to było już za późno. Śledziła za nim dyskretnie wzrokiem, ale chociaż chciała być obojętna, dość szybko blondyn wytrącił ją z równowagi. W sumie słusznie, bo była kłamczuchą, jakich mało, ale i tak nie planowała się do tego przyznawać i została urażona.
- Powiedziałam, że Remi jest umierający i to biały związek, który niedługo potrwa - warknęła, znów pozwalając sobie na odrobinę bezczelnego sarkazmu. Przez swoją złość też zyskiwała nieco na pewności siebie, chociaż na pewno później będzie tego żałować. No, ale jak idiotycznie pytał, to ona nie czuła potrzeby odpowiadania w inny sposób. Poza tym nie chciała mu mówić, że rodzice wcale nie są aż tak zadowoleni z tego, więc generalnie wolała Westbrooków w to nie mieszać. - Nie jestem naiwna! - była. No, ale nie w tym przypadku, tak? Przecież Soriente naprawdę ją kochał i się dla niej starał, Jonathan nie wiedział o czym mówił. Szkoda tylko, że zadziwiająco dobrze łączył fakty, co przeważyło w niej szalę goryczy. Patrzyła na niego przez moment z zimnym mordem w oczach, aż w końcu postanowiła się odezwać. - Nie klnij przy mnie - zaczęła od tego, by nieco podkopać jego pewność siebie. - Przestań się go czepiać! Pomógł mi, cały czas mi pomaga, nic o nim nie wiesz, a oceniasz - próbowała bronić swojego chłopaka, nawet jeśli było to dla niej krępujące. - Poza tym na litość! Wypominasz mi gogusia z telewizji, a sam poleciałeś za kuzynkę swojej bratowej! To w ogóle legalne? - wiedziała, że jest bezczelna, ale skoro on się nie hamował, to ona też nie zamierzała. - Myślisz, że występowanie w telewizji mi imponuje? Jeśli tak, to widocznie wcale mnie nie znasz - dodała po chwili. Nawet nie widziała żadnego programu z Remim w roli głównej, czy pobocznej, ale wątpiła, żeby takie fakty liczyły się w tej chwili dla Jonathana. Ten już swoje i tak wiedział.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciał być poważny, ale rozbawiły go rozterki Lisbeth. Zaśmiał się więc cicho i przetarł dłonią zarost, spoglądając na swoją chrześnicę, ewidentnie zaintrygowaną tym, czego właśnie się dowiadywała.
- Niekoniecznie przed snem... To przenośnia, żart, który mam nadzieję, nie jest prawdą. Chociaż może? Nie grzebię w jej rzeczach - wyjaśnił tyle co chciał i potrafił. Jakoś tak z rozpędu wspomniał o tych batonikach, ale faktycznie mogłoby coś w tym być, tym bardziej, że nie miał zwyczaju szperania w rzeczach Marianne, nawet jeśli te znajdowały się w jego apartamencie. - Nie brzmi - przyznał, bo sam nie czuł się najlepiej z tą sytuacją. - A co to za przesłuchanie? - Rzucił, zakładając ramiona na piersi. Nie był jednak urażony, a zaciekawiony, bo zwykle Lisa niespecjalnie dopytywała o szczegóły, ale jak widać tym razem była szczerze zainteresowana nową kobietą Jony. - Ma na imię Marianne, pochodzi z jakiejś dziury na granicy stanu. W Seattle jest od listopada zeszłego roku i wtedy też ją poznałem. Pracuje jako asystentka w kancelarii; jest urocza, ma rude włosy, za dużo mówi i wszystkiemu robi zdjęcia - odpowiedział na pytania Lisy, dodając od siebie jeszcze kilka słów, aby nieco ją po przedrzeźniać. Poza tym im dłużej poruszali inny temat tym lepiej, bo Lisa mogła nieco ochłonąć.
Szkoda tylko, że jakiś czas później na Jonę spadła istna bomba rewelacji, a każde kolejne słowo wypowiadane przez Westbrook, wprawiało go w jeszcze większą złość.
- Nie zdziwiłbym się... To przez niego siedzisz w Dragonie? Poznałaś go tam? - Zapytał, nie wiedząc jeszcze o tożsamości starszego jegomościa. W każdym razie szukał powiązań i uznał, że może to przez niego Lisa tak uporczywie trzyma się klubu. Co zaś się tyczy jej pyskówki. W życiu nie słyszał od Lisy takich wypowiedzi. Miał wrażenie, że rozmawia z zupełnie obcą sobie osoba, ale co tu dużo mówić, ona go w takim rozgniewanym stanie także nigdy nie widziała. - Jesteś! Wierzysz w jakieś bajeczki, których ci naopowiadał... - Warknął, a gdy kazała mu nie przeklinać, uniósł lekko brew ku górze. Zatrzymał się przy tym, prostując się i zakładając ramiona na klatce piersiowej. - Nie mów, że ci to przeszkadza... Pracujesz przecież Dragonie, tam raczej poetyckiego języka się nie używa - zakpił nieco, ale co tam. Doskonale wiedział, że i ona stara się uderzyć tak by go zabolało. Nie miał zamiaru pozostawać jej dłużnym. Tym bardziej, że to on cały wieczór starał się być dla niej wyrozumiałym, gdy ona częstowała go raz za razem jakąś podłą szpilą. - Nie mieszaj do tego Mari, to zupełnie inna sprawa - syknął, bo zmiana tematu tym razem nie wchodziła w grę. - Pomógł ci? Chyba zamydlił ci oczy... Lilibeth, popatrz co ty robisz - Na kilka sekund zeszedł z tonu widząc, że Lisa w swojej upartości i tak go nie słuchała, ślepo broniąc swoich uczuć i partnera. - Rozumiem, że zamieszkałaś sama i może pogubiłaś się nieco w tym dorosłym życiu, ale na litość boską, przecież masz swój rozum, tak? - Znał ją, ale nie znaczyło to, że ten cały Remi nie mógł jej zaimponować swoją sławą. Mimo wszystko Lisa była tylko młodą dziewczyną, która miała siebie za dojrzałą, ale jak widać po jej decyzjach, ewidentnie nią nie była. - Lili... Opamiętaj się. Przecież to oczywiste co ten facet od ciebie chce, nie daj się skrzywdzić... - dodał, po czym wypuścił dym z płuc i wolną ręką potarł twarz. Czuł się kompletnie bezradny, a z drugiej strony musiał coś zrobić. Nie mógł pozwolić Lisie zepsuć sobie życia. Musiał ją przegadać, a jak nie ją to zawsze pozostawała mu opcja rozmowy z tym gnojem, który tak okrutnie ją zmanipulował.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trudno było jej sobie wyobrazić jakąś dojrzałą i elegancką kobietę, chowającą papierki po batonikach w szafce nocnej, ale skoro Jonathan podkreślił, że to żart... od kiedy on żartował? Oni nie żartowali...Pogubiła się w tym, a ogólny stres na pewno nie pomagał jej się odnaleźć.
- Sam przesłuchujesz mnie od dłuższego czasu - wypomniała mu, wzruszając ramionami, bo cóż, taka była prawda. Kiedy więc powiedział nieco więcej, w końcu poczuła się nieco pewniej w tym wyobrażaniu sobie tej całej Marianne, ale ten opis... nie brzmiał tak, jak tego oczekiwała. W zasadzie brzmiał mimo wszystko dość tragicznie i nie rozumiała do końca, dlaczego jej wujek związał się z kimś, kto brzmiał... jak złodziejka. No mydli mu oczy gadką, robi już zdjęcia tego, co chce ukraść, a kradnie, bo pochodzi z jakiejś dziury i pewnie zobaczyła samotnego, bogatego faceta, więc musi być urocza... ale rudę to fałszywe. Że też Jonathan nie widział, w co dał się wkręcić. - Niekoniecznie taki opis pasuje mi do kogoś, kogo widziałabym w roli twojej dziewczyny - przyznała zgodnie z prawdą, bo zawsze była szczera, może nawet za bardzo. Tutaj jeszcze zachowywała spokój, ale były to ostatki takiego stanu. Już nie było do co tego wątpliwości, że nadciąga niemała awantura, na którą Lisbeth nie miała ochoty, bo jednak wcale dobrze się w takich klimatach nie czuła. W dodatku denerwowało ją to, jak wypowiadał się o Remim. Soriente miał swoje za uszami, wiadomo, ale Wainwright nic o nim nie wiedział, a próbował udawać, że jest inaczej.
- Czy ty siebie słyszysz?! Co ty myślisz, że naprawdę nie wiem... jest jakimś dealerem i trzyma mnie na smyczy w klubie? - to był jakiś absurd. Była zawsze porządnym dzieciakiem, ale stale przypisywało się jej jakieś możliwie najgorsze wybory życiowe, jakby jeden dzień bez nadzoru miał oznaczać totalną autodestrukcję. W dodatku kolejny raz nazwał ją naiwną. - Ty oczywiście znasz go lepiej - burknęła, nie będąc w stanie jeszcze się w tym odnaleźć. Nie była mistrzem w przegadywaniu innych. Szukała więc w głowie czegokolwiek, co mogłoby zabrzmieć rozsądnie i pokazać, że Remi naprawdę ją kocha, ale kiedy ona zastanawiała się nad jednym, Jonathan już częstował ja czymś innym. - Naprawdę? Chcesz bym postrzegała ciebie jak klientów Dragona? To śmiało, ty tu sobie klnij, a ja odwrócę się na pięcie i sobie pójdę - w sumie chętnie by tak zrobiła. Denerwował ją, chyba nigdy wcześniej ich spotkanie nie przebiegało w taki sposób. To nie tak, że było to pierwszą kłótnią, ale w takiej skali na pewno. Poza tym nienawidziła, gdy ktoś z niej kpił. Czuła się wówczas tak, jakby teren osypywał jej się spod nóg. Skoro więc tak się zachowywał, ona też musiała sięgnąć po jakąś broń, którą w zasadzie sam wsadził jej w ręce. - Czemu mam nie mieszać? Ta twoja Marianne brzmi jak łowczyni majątków, ale to ja jestem zaślepiona? - prychnęła, bo było to niemałą hipokryzją. - Owszem, mam swój rozum, a Remi swój i musisz wiedzieć, że wcale nie chciał na początku ze mną być! - niemiło było jej o tym wspominać, ale trudno. Może to coś zdziała? Sama ruszyła w stronę okna, bo jak on palił i ją denerwował, to ona nie potrafiła się powstrzymać. W zasadzie sama wątpiła, że Remi zostanie z nią na zawsze, więc słowa Jonathana dość trafnie w nią uderzały, chociaż nie chciała tego przyznać. Dłonie jej się całe trzęsły, kiedy odpalała papierosa, bo miała już serdecznie dość. - Czemu miałabym się nie dać skrzywdzić? - spróbowała z innej strony, nie miała już na to siły. - Każda dziewczyna w moim wieku ma już przynajmniej jedno bolesne zerwanie na swoim koncie. No, a już na pewno miliony randek i innych rzeczy, których ja nie doświadczyłam, a przy Remim w końcu mogę - dodała z naciskiem. Zaciągnęła się papierosem i spojrzała przez okno. - Myśl sobie co chcesz, dba o mnie, opiekuje się mną i powiedział, że mnie kocha... wyczułabym, gdyby kłamał - mówiła już znacznie ciszej, ale z wyczuwalną goryczą w głosie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sam pokręcił głową, bo już sam nie wiedział, czy pytała z ciekawości, czy po złości. W każdym razie ukrywać niczego nie miał zamiaru, więc podzielił się z Lisą kilkoma faktami na temat Marysi. Właściwie tylko po krótce wspomniał o paru, dość intrygujących cechach opisujących Chambers i nie spodziewał się, że na ich podstawie, jego chrześnica będzie wstanie wydać jakikolwiek osąd.
- A ja nie wyobrażam sobie nikogo innego na jej miejscu - odparł z nieskrywaną w głosie pewnością. Wiele kobiet istniało w jego życiu, ale to właśnie Marysia dzięki swojej upartości, dobroci i nieodpartemu charakterowi, potrafiła przebić się przez mur, który wokół siebie budował. Nie mógłby być z kimś chłodnym i surowym jak on sam. Potrzebował mieć obok kogoś, kim mógłby się zaopiekować, ale kto zadbał by także o niego.
Szkoda tylko, że Lisa nie miała przy sobie kogoś takiego. Trafiła natomiast na jakiegoś kłamliwego zboczeńca, który ewidentnie chciał od niej tylko jednego. Ona zaś naiwna i głupia wierzyła w jakieś zapewnienia, które pewnie sprzedawał każdej, młodej pannie jaką chciał zaciągnąć do łóżka.
- W zasadzie to już nic by mnie nie zaskoczyło - burknął pod nosem, bo rewelacje z życia Lisy jakimi go uraczyła były tak niespodziewane, że naprawdę przygotowany był już na wszystko. - W zasadzie odnoszę wrażenie, że ich traktujesz lepiej ode mnie - syknął, ale póki co jeszcze powstrzymał się od dalszego komentarz i reprymendy. Nie trwało to jednak długo, bo gdy Lisa wyraziła się niepochlebnie na temat Marianne, w Jonie coś pękło. - Hamuj się w słowach, do cholery; co się z tobą dzieje? - Warknął, bo Lisbeth, którą znał nigdy nie rozmawiała z nim w taki sposób. Była grzeczna, uprzejma, wyrozumiała. Może czasem trudno było cokolwiek z niej wyciągnąć, ale nigdy nie zachowywała się w tak chamski sposób, a teraz? Nie poznawał stojącej przed nim pannicy. - Mam trochę więcej lat od ciebie i znam się lepiej na ludziach. Ty zaś dopiero co wytarłaś mleko spod nosa i jak widzę kiepsko sobie radzisz w dorosłym życiu, więc mnie nie pouczaj i popatrz na siebie - dodał, a gdy Lisa ponownie podeszła do okna by zapalić. Znów się w nim zagotowało. Miał przemożną ochotę złapać za jej papierosa i wyrzucić go na zewnątrz, ale raczej skończyłoby się to jeszcze gorszą awanturą. Zamiast tego wolał skupić się na tym co mówiła i na kłamstwach jakimi upajał ją ten gnojek z telewizji. - Wyczułabyś? Lilibeth... Człowiek chce ci powiedzieć, że możesz mu zaufać, a ty tego nie rozumiesz, więc jak miałabyś poznać, że ktoś ciebie naprawdę kocha... Bo co? Bo udawał niedostępnego? Robił to, żebyś jeszcze bardziej do niego lgnęła.. Na litość boską to dorosły facet. Nie możesz po przeżywać swoich zawodów miłosnych z kimś w swoim wieku? - Nie był najlepszy w rozmowy ze zbuntowanymi, młodymi ludźmi, więc niekoniecznie zachowywał dobre, psychologiczne podejście. Tym bardziej, że emocje brały nad nim górę, a przede wszystkim obawa o to, co Lisa robiła ze swoim życiem. - Martwię się o to, co się z tobą dzieje, Lilibeth... - Dodał na koniec, równie wyciszonym głosem, po czym zgasił papierosa i dopił drinka, aby zaraz uzupełnić szkło kolejną porcją alkoholu. Między czasie napisał sms'a do Marianne, które się martwiła i powiedział, że ma u siebie Lisą i jest znacznie gorzej niż myślał.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzeba przyznać, że ta pewność w jego głosie była zastanawiająca. Nie posądzała wujka o jakieś poważne związki, a już na pewno nie z kobietą, której opis był taki... rozczarowujący mimo wszystko.
- Skoro tak mówisz - mruknęła jedynie, ale chyba tylko po to, żeby coś powiedzieć. Pierwszy raz będąc u Jonathana tak bardzo chciała opuścić jego apartament i w zasadzie puścić się biegiem do drzwi. Skłamałaby mówiąc, że teraz tego nie rozważała. Nerwy brały nad nią górę, a ona nigdy nie radziła sobie z nimi za dobrze. Odzywała się chamsko, starała się też atakować, ale jednak ledwo się trzymała w tym wszystkim i nie wiedziała, ile jeszcze wytrzyma.
- Na jakiej podstawie? Nie wiesz, jak traktuję klientów - ta wypowiedź miała chyba tylko ją zaboleć, ale nie chciała dać się na to złapać. Nie wmówi jej, że robi coś, czego nie robi, albo, że jest kimś, kim nie jest. Tylko, że przy tym, kiedy tak na nią warknął, już strach się w niej odezwał. Znów ucieczka z jego apartamentu była kusząca, a przy okazji poczuła, że broda zaczyna jej drżeć, a to było tylko krokiem przed inną emocjonalną katastrofą. Musiała nad sobą panować. - Jesteś niesprawiedliwy. Obrażać kogoś, kogo kocham, a jak ja powiem coś złego o twojej Marianne, to mam się hamować? - nienawidziła takiego zachowania. Podwójnych standardów. Jeszcze tylko brakowało argumentu wieku... a nie, nie brakowało, bo Jona właśnie w chwili, w której o tym pomyślała, po niego sięgnął. Doskonale wiedział, jak tego nienawidziła. Musiała zaciągnąć się papierosem dwa razy, by jednak stąd po prostu nie uciec. Czuła, jak już obrasta w jakiś mur, jak się chowa sama w sobie, jak ma dość wszystkiego i wszystkich. Mogła nie wsiadać do jego samochodu, byłoby wówczas łatwiej. - Kiepsko sobie radzę? Dobrze, że ty radzisz sobie świetnie... Jak tam PTSD? Pewnie wiek jest kluczowy w sprawnym radzeniu sobie - wypowiedziała te słowa z goryczą, ale była już na jakiejś krawędzi. Miała wrażenie, że wymierzył jej kilka policzków, a ona jednego nie powinna być w stanie udźwignąć. Już czuła pieczenie pod powiekami, bo nie posiadała argumentów. Było jej słowo przeciwko jego, a cóż... Jonathan raczej swój osąd stawiać ponad cudzymi. - Gówno prawda - rzuciła jak na siebie bardzo dosadnie i już czuła, jak jej oczy zachodzą łzami. - Gówno prawda, że tego nie rozumiem! - wyjaśniła, chociaż w tym stanie niekoniecznie przejmowała się tym, czy Wainwright ją zrozumie. Zapomniała też o zaciąganiu się papierosem, cała trzęsła się od emocji, ale udawała jeszcze, że wcale przez niego zaraz się tutaj nie poryczy. - Zawsze ci ufałam! Nawet teraz mówię ci więcej, niż komukolwiek, ale ty tego nie widzisz, bo zaślepia ciebie złość na moje wybory, których nie rozumiesz! W dodatku od kilkunastu minut non stop obrażasz kogoś, kto jest dla mnie cholernie ważny i masz problem z tym, że nie przyjmuję tego ze spokojem! Nic nie wiesz o Remim! I nie, nie mogę z kimś w swoim wieku, bo mam jego! Pomógł mi, gdy tego potrzebowałam, być może wtedy gdy ty randkowałeś ze swoją Marianne, Remus planował ślub i dziecko, a Austin pędził gdzieś na motorze. Nie, nie mam wam tego za złe, bo każdy ma swoje życie, nie musicie mnie niańczyć, nie chcę tego, ale mam prawo podejmować własne i świadome decyzje i Remi na boga, jest właśnie taką decyzją! - wykrzyczała, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że gdzieś w połowie tej wypowiedzi poryczała się całkowicie i teraz cała już się trzęsła, dławiąc płaczem. Pociągnęła nosem ocierając twarz. Musiała zgasić papierosa. - Chcę do domu - jęknęła, znów wycierając twarz i po prostu odwróciła się w stronę drzwi, ale szlochanie było zbyt silne, by mogła je zignorować. W zasadzie to miała ochotę tylko zniknąć, bo to było dla niej za wiele. Tym bardziej, że ostatni czas był dla niej po prostu ciężki.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przewrócił oczami, gdy poirytowany powoli odetchnął. Bał się, że jeszcze moment, a nerwy poniosą go jeszcze bardziej, a bardzo nie chciał, aby tak się stało. Nigdy nie był srogi dla Lisy; wręcz przeciwnie, zapewniał jej swego rodzaju bezpieczeństwo, gdy wszyscy inni stali nad nią i zadręczali ją domysłami. Niestety w tamtej chwili rolę się zmieniły, a Jona stał się ucieleśnieniem wszystkiego, przed czym uciekała Lisa.
- Naprawdę mam się nad tym rozwodzić? - Zapytał retorycznie, bo ani mu się śniło przytaczać jej cytatów z poprzednich wypowiedzi, gdy określała siebie jako kelnerkę. Miała po prostu zrozumieć, że zachowuje się nieodpowiednio i prawdopodobnie właśnie tak się stało. Tylko, że Lisa gorzkiej prawdy przyjąć nie umiała i nadal atakowała w sposób, który Jona widział w jej zachowaniu po raz pierwszy.
W chwili, w której Lisa wypomniała mu jego problemy w tak dosadny i podły sposób, Jona zrozumiał, że nie rozmawia ze swoją chrześnicą. To nie była Lisbeth, a jakieś jej zagubione i postawione pod ścianą wcielenie, które broniło się resztkami sił, nie chcąc dać po sobie poznać jak przerażone i zagubione jest we własnym życiu. I nie chodziło tutaj tylko o tego gnoja, któy ją uwiódł i prawdopodobnie chciał wykorzystać. Lisę przerastały problemy, które chciała skrywać, by właśnie nikt nie wiedział jak kiepsko sobie radzi. Innego wyjaśnienia dla jej opryskliwości i chamstwa nie było. Jedynie, że Westbrook naprawdę postanowiła zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, ale jeśli tak by było, nie wsiadłaby do samochodu Jony tego wieczora, a zwyczajnie zignorowała obecność Wainwrighta.
Nie odpowiedział jej. Patrzył na zagubioną i przerażoną Lisę, która ponownie zaczęła atakować, a zarazem pękać, z każdym kolejnym słowem. To tym bardziej przekonało Jonę w tym, że dobrze zrobił powstrzymując emocje, które sprawiły, że spiął się nerwowo zaciskając dłonie na splecionych przedramionach. Złość opuszczała go wraz z każdą łzą, która powoli spływała po policzkach brunetki, ale nie odezwał się od razu. Był zbyt skonsternowany i kompletnie nie przygotowany na taką sytuację. Dopiero w chwili, w której Lisa chciała odejść w stronę drzwi, zastąpił jej drogę.
To rozpaczliwe "Chcę do domu" - sprawiło, że jemu samemu zrobiło się ciężko. Nie chciał widzieć małej Lisy w tak tragicznym stanie, a właściwie sam był jego winnym.
- Już dobrze, już spokojnie, Lilibeth. - Niekoniecznie wiedział co należało powiedzieć, ale czuł co powinien zrobić. Dlatego zamknął Lisę w objęciu, ewentualnie nie pozwalając jej na to, aby go chociażby odepchnęła. Musiała się uspokoić, bo to w jakim była stanie, samego Jonę przerażało. Czuł się skrępowany i zagubiony, gdy ktoś przy nim płakał i w zasadzie wdzięczny był za to, że Marianne tego nie robiła. Już wcześniej zdążył się przekonać, że Marysia nie jest słabym człowiekiem, a z biegiem czasu jej zachowanie imponowało mu jeszcze bardziej.
Jednak Lisa, nigdy nie była twarda, dobrze o tym wiedział. I chociaż płakała jak dziecko, Jona starał się nie tylko na tym skupiać, ale też na słowach, które wypowiedziała między spazmami płaczu. Faktycznie nie miał pojęcia co się u niej działo od dłuższego czasu. Chyba nikt nie miał i to właśnie wykorzystał ten cały Remi... Ehh... Głupia, naiwna Lisa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona naprawdę wierzyła w uczucia tamtego mężczyzny, a Jona nie miał już serca, by ponownie przybrać w rozmowie drugą stronę barykady. Nie teraz. Na dziś już wystarczy.
- Spokojnie... Wszystko będzie dobrze - powtórzył gładząc Lisę po plecach i pozwalając na to by korzystała z jego bliskości tak długo jak tego potrzebowała. - Masz prawo podejmować własne decyzje, ale nie możesz mieć do nas... do mnie pretensji, że się o ciebie martwię, że chcę wiedzieć co się dzieje, gdy odkrywam raz za razem fakty o tobie jakich nigdy bym się nie spodziewał... - Mruknął, pocierając jej ramiona, a potem ściągając czapkę z jej głowy, bo i tak przekrzywiła się podczas tej krótkiej szamotaniny. Zresztą Lisa powinna się ochłodzić i uspokoić, a on chciał widzieć co się z nią dzieje. - To co mi dziś powiedziałaś i pokazałaś... Lisa, zrozum, że nie bez powodu zareagowałem tak, a nie inaczej, sama pomyśl.. - dodał, odsuwając się na tyle, by móc spojrzeć na twarz Lisy, czerwoną i mokrą od płaczu i łez. - Już... Uspokój się. Nic złego się nie dzieje - mruknął na sam koniec, a chociaż gotowało się w nim nadal na samą myśl o tym całym Soriente; to zacisnął zęby i odpuścił. Nigdy jeszcze nie widział Lisy w tak kiepskim stanie i nie chciał brnąć w to dalej. Po prostu wiedział, że mógłby łatwo przesadzić, a gdyby ją skrzywdził, nigdy by sobie nie wybaczył.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla niej ta rozmowa nie była już ważna, po prostu chciała uciec, schować się gdzieś i tam wypłakać się do końca, ale na pewno nie tutaj, bo przecież jest to niemały wstyd. Poza tym wiedziała, że swoim zachowaniem wpędzi go w zażenowanie, a też nie chciała do tego doprowadzić. Generalnie nie chciała nigdy sprawiać problemów, tylko o to jej chodziło, a każdy dopytywał i wtykał nos w nieswoje sprawy, więc koniec końców i tak wyglądało to tak, jakby Lisa była najgorsza. Nie oczekiwała od niego teraz jakiegoś wsparcia, ale skoro już ją przytulił, to mimo pierwszej myśli, aby go odepchnąć i nawet ułożeniu ku temu rąk, ostatecznie te przesunęła na jego plecy i wtuliła się mocniej w tors Jonathana, wcale się nie uspokajając. Płacz był za silny, już czuła, że zaczynała ją od tego szlochu boleć głowa. Nigdy nie miała silnej psychiki, chociaż swoje emocje próbowała chować najgłębiej, jak to było możliwe. No, ale jak te już wzięły nad nią górę, to nie było ucieczki. Dlatego wolała sobie na to pozwalać, gdy nikogo dookoła nie było.
- Już teraz jest dobrze... po prostu nie chcę takich rozmów - wyjęczała nieco niezrozumiale, ale jednak przekaz był dość jasny. Mimo to nadal czerpała z bliskości chrzestnego, nie chcąc się od niego odsuwać. Zadrżała tylko, kiedy zabrał jej czapkę, więc zamiast odnieść się do jego wypowiedzi, skupiła się na tej czynności. - Co robisz? - zapytała jeszcze, ale już jasnym było, że jej nakrycie głowy wcale zaraz na miejsce nie wróci. Może normalnie pokazałaby wyraźniej sprzeciw, ale aktualnie cała była jeszcze w emocjach i płacz też swoje robił. To, że ostatecznie ją odsunął, też jej się nie spodobało. Ani więc myślała podnosić na niego swoich napuchniętych oczu. - Ale nic złego się nie dzieje... pierwszy raz od tak dawna jest nieco lepiej, a ty myślisz, że coś się dzieje - powiedziała nie do końca składnie, wycierając przy tym oczy, ale te na nowo zachodziły wilgocią. Nie potrafiła zapanować nad oddechem. - Niedobrze mi - przyznała zgodnie z prawdą, bo już jej się przewracało w żołądku od tych wszystkich emocji, na które przecież nie była gotowa. Chciałaby mieć tutaj teraz Remiego i naprawdę czuła, że go w tej chwili potrzebuje, ale nie było takiej opcji, by się z nim spotkać, nie tylko teraz, ale ogólnie już dzisiaj. Jonathan był dla niej ważny, był częścią rodziny, ale nie był Soriente... Ufała mu, mogła z nim porozmawiać, ale Remi nauczył jej całkiem innej bliskości, niż ta, jaką dzieli się z rodziną. Był kimś innym, najważniejszym i wiedziała, że teraz jego obecność na pewno by jej pomogła, chociaż nie umiałaby o nią poprosić.
Była zażenowana swoim płaczem, ale nadal jej ciało przechodziły dreszcze i chyba już nic nie mogła na to poradzić. Z perspektywy tej chwili nie wiedziała nawet, czy coś jeszcze powinna powiedzieć, odnieść się do jakiejś wypowiedzi. Zagubiła się w tym wszystkim i straciła zapał, jakąkolwiek energię.
- Mogę sobie pójść? - zapytała w końcu, po raz tysięczny przecierając twarz. Może nie było to najbardziej taktowne pytanie, ale Lisa zawsze pod tym względem kulała i wcale nie miała niczego złego na myśli.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powiedzieć, że go to przerastało to mało. Nie lubił takich sytuacji i wolał ich unikać, dlatego raczej nie ingerował w życie innych, znanych mu osób. Jednak, gdy przychodziło mu patrzeć, jak mała Lisa popełnia błąd za błędem i nikt o tym nic nie wie... Nie wytrzymał. Oczywiście nie chciał doprowadzać swojej chrześnicy do stanu w jakim obecnie się znalazła, ale z drugiej strony świadczyło to o tym, że ona także nie była jeszcze gotowa mówić wprost o tym, co działo się w jej życiu. Musiała mieć świadomość tego, że nie jest dobrze, bo inaczej potrafiłaby prowadzić rozmowę w mniej agresywny sposób, a tak... Zaczęło się od pracy, poprzez papierosy i już tutaj była nieprzyjemna, ale to dopiero w kwestii Remiego pękła, chociaż z jej słów wynikało, że to właśnie z tej decyzji cieszyła się najbardziej.
- Nikt ich nie lubi, wiem o tym - mruknął cicho, po czym odetchnął głębiej, szukając w tym geście ukojenia i chwili spokoju. Było to jednak próżnym działaniem, bo doskonale wiedział, że nie przyjdzie mu długo ukoić nerwów. Nie miał pojęcia co powinien zrobić z wiedzą, którą posiadał, a z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie miał prawa zabraniać Lisie niczego. Była dorosła, ale nadal taka delikatna i naiwna... - Uspokajam cię, oddychaj - oznajmił, a po czym spojrzał podejrzliwie na trzymaną przez siebie bejsbolówkę, która chwilę później poleciała na siedzisko fotela. - Niedobrze? Chodź usiądziesz. - Nadal obejmując ją ramieniem, poprowadził Lisę w stroną kanapy, a potem kucnął obok, gdy przysiadła i skuliła ramiona. Spazmy płaczu sprawiły, że jej twarz i szyja zaczerwieniły się, a płuca łapczywie łapały oddech. W takim wydaniu zupełnie nie przypominała dorosłej kobiety, a dawną, małą i zagubioną Lisę, po której policzkach leciały wielkie grochy, gdy niesforny wiatr porwał jej balonik. - Nie, nigdzie nie idziesz, Lilibeth - mruknął poważnie. Mowy nie było, aby pozwolił jej w takim stanie i o tej porze opuścić apartament. - Zostaniesz tu do rana, a juto zawiozę cię gdziekolwiek będziesz chciała - dodał jeszcze, po czym sięgnął po chusteczki stojące pod blatem kawowego stołu i jedną z nich otarł policzek Lisy. - Odpuszczę ci dziś to przesłuchanie, ale Lisa... Nie podoba mi się to, co robisz - dodał. Był człowiekiem surowym i zasadniczym. Owszem łzy chrześnicy nie były mu obojętne, ale jednocześnie nadal czuł obawę o nią i złość o to jaką postawą go uraczyła. - Przygotuję dla ciebie pościel. Jeśli chcesz możesz nocować w mojej sypialni i skorzystać z wanny. Może nieco relaksu ci pomoże, Marianne pomaga - dodał, a przytoczenie rudzielca było dla niego dość niespodziewane, chociaż z drugiej strony coraz częściej łapał się na tym, że wspominał o Marysi. Jej obecność w jego codzienności stawała się czymś naturalnym i w zasadzie, cieszył się z tego, że właśnie tak się działo.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była przekonana co do tego, czy zabrania czapki miało ją uspokoić, ale nie spierała się, bo zwyczajnie brakowało jej na to sił. Resztki, które miała wolała zainwestować w to, by nie zwymiotować tutaj przy nim. Najchętniej schowałaby się w łazience, ale ostatecznie podeszła z nim do kanapy, by zaraz zmarszczyć nos, kiedy dość jednoznacznie dał jej do zrozumienia, że raczej sobie stąd za szybko nie pójdzie.
- Do domu... i na trening - gdyby to nie był Jonathan odmówiłaby podwiezienia, tak jak kiedyś odmawiała tego zawsze, gdy Remi jej proponował, ale jednak jak miała tu zostać, to wygodniej byłoby przyjąć pomoc chrzestnego. Skrzywiła się jeszcze bardziej, kiedy po raz kolejny dał jej do zrozumienia, że nie podoba mu się, co robi. I bez tych słów była tego świadoma, ale naprawdę nie miała siły tego słuchać. Nie rozumiał i były nikłe szanse, że zrozumie. Nic jednak nie powiedziała, co nie było dla niej szczególnie trudne. Zwykle była małomówna i teraz miała do tego po prostu wrócić. Poza tym chciała już uspokoić swój płacz, a nadal nie najlepiej jej to wychodziło.
- Nie jestem Marianne - zauważyła trochę pospiesznie, nie będąc w stanie ugryźć się w język. Chyba po prostu przyzwyczaiła się, że w życiu wujka nie było ważniejszej dziewczyny od niej. Oczywiście w zdrowej relacji rodzinnej, ale po prostu myśl, że faktycznie sobie kogoś znalazł i ona tego nie wiedziała, była dla niej niewygodna. Tym bardziej, że opis tej całej Marianne nie brzmiał za dobrze. - To nie będzie problem? Żebym spała w twojej sypialni? - wolała się dopytać, bo jednak nie chciała za bardzo mieszać, ale nie lubiła też tego, jakim akwarium był jego gabinet. - No i chcę wannę - przyznała znacznie ciszej, pociągając przy tym nosem. Chciała, bo sama ją lubiła, a nie dlatego, że jest podobna do jakiejś tam jego Marianne. Przetarła twarz jeszcze raz i spojrzała w kierunku czapki z daszkiem, która leżała na fotelu. Chwilę się wahała, ale ostatecznie wyciągnęła w jej kierunku dłoń.
- Oddasz mi moją czapkę? - poprosiła, jednocześnie drugą ręką biorąc swoją szklankę z wodą, bo musiała się napić. Od tego płaczu czuła się fatalnie. - No i dasz mi coś przeciwbólowego? - na pewno miał, był lekarzem, a ona czuła, że silna migrena nadchodzi wielkimi krokami. Była też jeszcze jedna kwestia, której musiała być pewna, skoro miała tutaj zostać. - Ta twoja dziewczyna nie wróci tutaj na noc, prawda? Nie mieszkanie ze sobą, co nie? - wolałaby nie wpaść przypadkiem na kogoś obcego, bo mogłoby to być dość niezręczne, a Lisa takich wypadków nie lubiła.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przytaknął, delikatnie kiwając głową, gdy Lisa wymieniła miejsca, w które chciała, aby ją jutro podrzucił. Cieszył się, że nie odmówiła, ani nie szukała wymówki, a po prostu skorzystała z jego pomocy. Miał już sam sobie za złe, że pokrzyżował jej plany, zmusił ją do pozostania u siebie, a więc nie chciał by i jutrzejszy dzień miała przez to utrudniony.
- Lisa… - Mruknął, marszcząc lekko brwi. Miał wrażenie, że wyczuwał w postawie Lisbeth jawną awersję wobec Marianne, a może po prostu dziewczyna była już zmęczona i buńczucznie podchodziła do wszystkiego. Nie mniej jednak, nie chciał roztrząsać tego tematu, może sam odpowiadał sobie za dużo, a Lisa była po prostu zmęczona i nie panowała nad reakcjami. - Żaden problem - skłamał bez mrugnięcia okiem. Nieznosił, gdy ktoś desakralizował jego sypialnie swoją obecnością, ale kochał chrześnicę ponad wszystko i należała do wąskiego grona osób, dla których mógł odstąpić od swych zasad. - Dobrze, zaraz pójdę przygotować dla ciebie pościel i ręczniki - potwierdził, a potem powiódł wzrokiem za dłonią Lisy, gdy brunetka wspomniała o czapce. - Po co ci ona w mieszkaniu? - Zapytał podejrzliwie. Zdawał sobie sprawę, że Lisbeth cechowałą się wieloma dziwnymi zachowaniami i jakoś nie ufał temu, by te jej czapeczki były tylko formą wyrażania siebie poprzez modę. W każdym razie sięgnął po bejsbolówkę i podał ją dziewczynie. Zaraz potem wstał, aby przynieść Lisie leki, a gdy ta ponownie wspomniała Marianne, odwrócił się przez ramię, przyglądając się jej badawczo.
- Jeszcze nie - odpowiedział zgodnie z prawdą, bo jakby w jego planach Marianne mogłaby stać się nie tylko częstym gościem, a lokatorem. Nie mniej jednak nie był jeszcze gotów zaproponować jej tego wprost. Jakoś w ostatnim czasie inne rzeczy zaprzątały jego i jej umysł. - Mocno boli? - Wtrącił inny wątek. - Głowa, Lisa, czy boli mocno? - Doprecyzował, aby wiedzieć jakie leki jej podać. - Dzisiejszą noc Marysia spędza u siebie. Mówiłem jej, że chcę się z tobą spotkać, więc jakiejś niespodziewanej wizyty także nie będzie - wyjaśnił, gdy niosąc szklankę z wodą i odpowiednie leki, wrócił przed kanapę, aby wręczyć wszystko brunetce. - Po co ją ubrałaś? - Zapytał, przyglądając się wyglądowi chrzesnicy, a po chwili uderzając lekko palcem w daszek bejsbolówki.
Jeszcze raz zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem, nim ostatecznie oznajmił, że idzie przygotować dla niej sypialnię i może udać się z nim. Cóż może jakieś spektakularne zmiany w tym pomieszczeniu nie zaszły, ale widać było, że jest inne, jakby przytulniejsze. Marianne namówiła Jonathana na zainwestowanie w kilka detali i akcentów, które zmieniły surową sypialnię, nadając jej bardziej intymnego i ciepłego charakteru.
- Proszę, możesz się w to ubrać. - Jona zniknął na moment w garderobie, aby wrócić z niej, trzymając w dłoniach jakiś t-shirt. - Będę w salonie jakbyś czegoś potrzebowała, a poza tym proszę, nie krępuj się - dodał jeszcze, a chociaż nadal czuł się zmieszany tym co zaszło i czego się dowiedział, to wolał póki co nie skupiać się na tym. W sensie nie podczas rozmowy, bo sam w środku toczył istną bitwę myśli, nie bardzo wiedząc, w którą powinien podążyć stronę.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była pewna, czy wujek mówi prawdę, a raczej miała świadomość tego, że kłamie, ale mimo to pokiwała głową, bo jednak... nie chciała spać nigdzie indziej, skoro i tak musiała już zostać tutaj. Na słowa o pościeli pokiwała tylko głową, a na pytanie o czapkę wzruszyła ramionami. Taka była rozmowna, czując się nieco pewniej dopiero w momencie, w którym nakrycie głowy faktycznie znalazło się już na swoim miejscu. W zasadzie dopiero jego odpowiedź co do tej Marianne mocno ją zaskoczyła i aż drgnęła, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Jeszcze? - powtórzyła po nim, nie kryjąc niedowierzania, jakie pobrzmiewało w jej głosie. Przez to faktycznie nie zrozumiała pytania o ból głowy, ale kiedy doprecyzował, znów pokiwała głowa. - Mocno - potwierdziła, a potem jej uwaga na powrót skupiała się na nowej kobiecie w życiu Jonathana. - Opowiadałeś jej o mnie? - burknęła, niekoniecznie się z tego ciesząc. Nie potrafiła tego ukryć, ale też zawsze była nieufna w stosunku do nieznajomych. - Bo lubię - skróciła też rozmowę o bejsbolówce nim ta miała szansę się rozwinąć. Przeszła z nim do sypialni, uznając, że nie ma co zostawać samej i faktycznie szybko zauważyła zmiany. Nawet kiedy odprowadzała go spojrzeniem do garderoby, dostrzegła jakieś damskie ubrania, na których widok przełknęła niepewnie ślinę. Ponownie pokiwała głową, biorąc od niego koszulkę i zniknęła w łazience. Szukając szczoteczki do zębów natknęła się na damskie kosmetyki, a pod prysznicem stał damski szampon z fatalnym składem, którym Lisbeth w życiu nie potraktowałaby swoich włosów. Przy wannie stał jakiś płyn no mycia, ale ponownie Westbrook nie odważyła się skorzystać i użyła normalnego mydła w płynie, jakie stało przy blacie, wierząc, że wujek kupuje ekologiczne. Trochę posiedziała w wannie, napisała do Remiego, że zostaje na noc u chrzestnego i będą mogli zobaczyć się dopiero jutro po treningu, a potem po prostu wyszła z kąpieli i po tym, jak założyła koszulkę, jaka została dla niej przygotowana, dołączyła do Jonathana w salonie.
- Wzięłam sobie szczoteczkę do zębów - poinformowała go od razu, bo nie chciała, żeby wyszło na to, że potajemnie gdzieś sobie grzebała. - Twoja dziewczyna używa tragicznego szamponu - dodała jeszcze. - Płyn do ciała też pozostawia wiele do życzenia i pachnie jak guma balonowa - poskarżyła się, jakby Jonathan nie zdawał sobie z tego sprawy. Poza tym nie wiedziała co powiedzieć, a to pierwsze co przyszło jej do głowy. Na pewno był to lepszy temat, niż mówienie o Remim, bo o swoim związku przed chrzestnym nie chciała już wspominać. Wystarczająco wiele na ten temat słów już padło, ale przynajmniej dzięki tabletką ból głowy jej przeszedł.
Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Dragon Club”