WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

001. Look me in the eye, get it all out in the open
There's nothing left to hide, let's leave our skeletons behind

———Alaska nie była dla niej łagodna, a rodzinne Haines nie przywitało jej ciepło. Miasteczko, w którym Bee spędziła pierwsze dwie dekady swojego marnego życia, sprawiało wrażenie zamarzniętego w czasie. I choć wydawać się mogło, że ten fakt będzie w pewien sposób p o c i e s z a j ą c y, to antykwariuszka przyjęła go z dziwnym żalem. Rozpoznawała kościół wzniesiony na rynku. Rozpoznawała każdy z mijanych domów i twarze wyglądające zza pokrytych szronem szyb. Rozpoznawała znaki, które po sobie zostawiła
  • — inicjały wyryte w korze starego dębu, nierówne napisy wypalone w oparciu jeszcze starszej ławki, nim opiekun pobliskiego cmentarza zdołał przegonić bandę rozwydrzonych dzieciaków, grożąc przy tym, że o wszystkim poinformuje ich rodziców —
i dostrzegała w nich wspomnienia życia, które za wszelką cenę próbowała zostawić za sobą.
———Żal rozdzierający skute lodem serce nie był efektem rozbudzonej na nowo tęsknoty, lecz pierwszym etapem żałoby: za słoneczną Kalifornią, za ukochanym antykwariatem, za planami, które dzielnie tworzyła przez ostatnie lata, a które zmuszona była — z dnia na dzień — porzucić.
———Choć krew nie zabarwiła jej dłoni, bo resztki posoki wygrzebała nawet spod ostro zakończonych paznokci (które odrobinę za bardzo upodabniały się do szponów), to wciąż pamiętała jej ciepło i lepkość. Kiedy w pierwszym odruchu upadła na kolana tuż obok drżącego ciała męża i zacisnęła ręce na jego piersi, rozrywając splamioną czerwienią koszulę, miała wrażenie, że sama utonie lub, jeśli bogowie nie okażą jej łaski, udusi się świeżym, peruwiańskim powietrzem.
———Na jej czole nie pojawiło się biblijne piętno. Końce jej palców miały normalny kolor. A jednak ilekroć przechodziła obok przeszklonych wystaw lub luster, uciekała wzrokiem w drugą stronę.
———Oczy, które spoglądały na Bee z odbicia, były tymi samymi, w które wpatrywała się w odległej dżungli. Bliźniacza zieleń, w której dogorywało słabe światełko. Dusza na wskroś przesiąknięta płomieniem.
———Jej mąż żył w ogniu. Otaczał się nim, wznosił wysokie ściany, odgradzał się od świata. I przez jakiś czas wydawało jej się, że będzie w stanie nad tym zapanować. Że lód, którego używała w każdym starciu, był skuteczną bronią.
———Skuteczniejszą okazał się pistolet.
———Ten sam, który przypięła do smukłego uda przed opuszczeniem hotelu. Seattle powitało ją chłodem, zapowiedzią opadów śniegu i ponurą aurą, ale dwa tygodnie spędzone na Alasce zdołały ją nieco zahartować. Nie byłaby sobą, gdyby zrezygnowała z idealnego pierwszego wrażenia, choć tych dzieliła już z Jonathanem tysiące.
———Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad nie widywali się może r e g u l a r n i e, ale zawsze na siebie wpadali. Czasem przypadkiem, czasem zupełnie świadomie, lawirując gdzieś między tym, co sprawiało im przyjemność, a tym, co wypadało. Bee nigdy nie dołączyła go do swojej małej k o l e k c j i, bo serce Singletona było zbyt cenne, by pozwoliła sobie na jego złamanie.
———Ubrała tę samą suknię, w której widział ją ostatnio
——————— całe t r z y lata temu —
na jednym z wielu bankietów, na które nie przyszli razem, ale przeciągłym spojrzeniem i z lekka krzywym uśmiechem anonsowali swoją obecność. Widzę cię, krzyczały z drugiego końca sali zielone oczy, napawając się sceną, którą podziwiać mogły jedynie z daleka.
———Szlachetny malachit był jej kolorem. Podkreślał naturalną rudość włosów, podbijał intrygującą bladość skóry pokrytej t y s i ą c e m brązowych piegów, przyciągał uwagę. Z racji na przejmujące mrozy zarzuciła na ramiona biały płaszcz, ale gdy tylko samochód zatrzymał się na podjeździe prowadzącym do rezydencji Jonathana, pozwoliła sobie na subtelne odsłonięcie ramienia.
———Była kobietą elegancką.
———Była kobietą p i ę k n ą.
———I choć sama nie potrafiła patrzeć na swoje odbicie, to z oferowanych przez matkę naturę atutów korzystała z ogromną chęcią.
———Jeden z przesadnie wystrojonych ochroniarzy wyciągnął w jej stronę rękę i poprosił o podanie nazwiska, co Bee skomentowała jedynie uniesieniem brwi.
———— Nie wydaje mi się, by było to konieczne.
———Była, rzecz jasna, gościem całkowicie nieoczekiwanym, ale z całą pewnością nie niechcianym. Tak przynajmniej jej się w y d a w a ł o, dopóki przewyższający ją o głowę mężczyzna nie ujął jej za ramiona, by trochę zbyt gwałtownym ruchem przeprowadzić przez żelazną furtkę. I w innych okolicznościach być może uznałaby to za niepotrzebną i bardzo dziwnie wyrażoną szarmancję, ale sposób, w jaki zacisnął palce na materiale białego płaszcza, sugerował, że nawet nie próbował obchodzić się z nią łagodnie.
———Dla pana Singletona powiedział ochroniarz, układając dłoń na plecach Bee i popychając ją w ramiona kolejnego mężczyzny. „Dla”, nie „d o”, jak „gość d o pana Singletona”, raczej jak „prezent d l a pana Singletona”, do pokwitowania i przekazania w ręce własne.
———Zacisnęła zęby, kiedy sprawne palce prześlizgnęły się po jej ciele i bez większego trudu odnalazły przyczepiony do uda pistolet.
———— Pamiątka rodzinna — zakpiła, odprowadzając broń tęsknym wzrokiem. Marny był z niej asasyn, ale od dwóch tygodni praktycznie się z tym ustrojstwem nie rozstawała. — Możecie wreszcie poinformować Jonathana, że przyjaciółka wpadła w odwiedziny?
Ostatnio zmieniony 2022-12-22, 20:43 przez Bee Cotte-Durante, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

{ 002 } .

Tego dnia wyjątkowo nie obudził się z poczuciem, że wygrał pierdolony los na loterii, do której ktoś zapisał go bez pytania o zgodę, kiedy jego jeszcze nie było i wręczył mu kwit w chwili przyjścia na świat.

Wyjątkowo.

W przypadku większości ludzi byłby to po prostu kolejny normalny poranek, ale dla Jonathana Singletona stanowiło zdecydowanie głębokie odchylenie od normy. Ponieważ poranki były najlepsze. To dopiero bieg dnia i nieprzerwany ciąg obowiązków — zakończony o trzeciej w nocy kolejnym przyśnięciem w gabinecie nad stertą papierów, z łupaniem w krzyżu i pustą lodówką, do której zaglądał mimo świadomości, że znajdzie tam jedynie światło albo wręcz przeciwnie, zakończony z ilością alkoholu we krwi zdolną wypełnić brzegi poczciwej Trinity i z jakąś bezimienną kobietą u boku — zabijał ów wrażenie z przerażającą zaciekłością. Jon nie musiał się nawet szczególnie starać. Zawsze kończyło się tak samo.

Tego dnia los otrzymał dopiero później, kiedy jeden z ochroniarzy zapukał do drzwi.

Złapaliśmy Durante, szefie — obwieścił tak irracjonalnie, że przez kilka uderzeń serca Jonathan zastanawiał się czy najpierw obciąć mu jaja za przerywanie w pracy, czy raczej powiesić krzyżem głową w dół.

Złapaliście? — powtórzył wolno.

Tak, szefie. Kręciła się przy wejściu. Jest w salonie, czy mamy…

Nie zostawiajcie jej samej.

Za suchym rozkazem podążyły czyny; Jonathan zerwał się zza biurka, kiedy tylko na ochroniarzem zamknęły się drzwi, jego twarz rozciągała ekscytacja, a oczy błyszczały. I niepokoiła tylko odrobinę ta narastająca wściekłość gotowa zabić cały zdrowy rozsądek.

W salonie pojawił się nietypowo dla siebie, bo bezszelestnie — przez te kilka ulotnych chwil, w których rudowłosa kobieta skupiona na ochroniarzach wciąż była nieświadoma jego obecności, przyglądał się jej. Nie, on .c h ł o n ą ł . . A złość, upokorzenie i zdrada paląca świadomość podsycały jedynie to nieprzejednane wrażenie, któremu na ułamek sekundy się poddał. Bywał słaby, miał dotkliwą świadomość tego faktu.

Bywał słaby w jej towarzystwie. Ale nie dzisiaj. Nie tym razem. A może już nigdy więcej.

Bee.

To niepospolite imię — zazwyczaj padające z ust Singletona tonem podszytym niesprecyzowaną sugestią albo namysłem nie starającym się nawet ukrywać faktu, że właściciel tonu myślał o posiadaczce imienia wielokrotnie i na różne sposoby — tym razem zabrzmiało twardo, zimno i odlegle, nie pozostawiając zbyt wiele pola dla swobodnej interpretacji. Każda ocena odbiegająca od tej, że coś jest nie w porządku musiała zostać zweryfikowana i natychmiast odrzucona. Być może wystarczyło to powitanie, ale Jonathan nie zamierzał na tym poprzestać.

Gniew gotował mu krew w żyłach w niemal przyjemny, autodestrukcyjny sposób, a mimo to myśli pozostawały klarowne i skoncentrowane na jedynej kobiecie w pomieszczeniu — neurony w wysilonym mózgu mężczyzny tworzyły gęste sieci powiązań, kiedy Jonathan starał się zrozumieć co tu się właściwie . o d p i e r d a l a .

Wiele okeśleń przychodzi mi na twój widok do głowy, ale przyjaciółka się wśród nich nie znajduje — podjął głosem wypranym z tej samej wściekłości, która rozszarpywała mu trzewia jednocześnie gdy mówił. — Może zapomniałaś znaczenia tego słowa?

Zrobił jeszcze kilka kroków w stronę dwójki jego ludzi i wciąż trzymanej przez jednego z nich kobiety. Zatrzymał się w odległości pozwalającej na spojrzenie jej głęboko w oczy, a jednocześnie wystarczająco daleko, żeby zostać poza zasięgiem ataku, jakikolwiek miałby przybrać wyraz. Popis siły i szczerzenie kłów na swoim terenie, w przewadze liczebnej i przy najsilniejszych kartach w dłoni nie był może zbyt chwalebny, ale Singleton miał to głęboko w dupie.

Po pierwsze; przy niej nigdy nie powinno się być zbyt pewnym siły własnych kart, nawet jeśli były pierdoloną karetą asów.

Po drugie; paląca dumę porażna nie zdążyła zblaknąć na tyle, żeby dać mu chociaż cień szansy na racjonalny ogląd na sprawę.

Po trzecie; wisiała mu . n a p r a w d ę . dużo kasy.

Pomogę. — Cóż za szarmancja z jego strony, doprawdy. — Przyjaciółki nie łamią danego słowa ani nie wysyłają narkomanów, którzy chcą poderżnąć ci gardło — zniżył głos, niemal warczał; był to pierwszy przejaw szalejącego gniewu, jaki dał po sobie poznać. — A już na pewno przyjaciółki NIE KRADNĄ, Durante.

Przyjaciółek nie chce się zamknąć w wąskim, podłużnym pomieszczeniu nie pozwalającym na rozprostowanie nóg i rozłożyć rybackiego krzesełka po drugiej stronie drzwi, żeby napawać się błaganiami o litość.

Nie chce się pieprzyć.

Drobny szczegół, który Jonathan z oczywistych względów postanowił pominąć w swoich wyliczeniach, nawet jeśli wrodzona spostrzegawczość kazała mu zwrócić uwagę na fakt, że Bee miała na sobie sukienkę przynajmniej bardzo podobną do tej noszonej na balu charytatywnym urządzonym przez Berringtonów kilka lat temu. Choć mógłby z pamięci namalować każde zagięcie materiału w okolicach pachwin przy każdym płynnym i pełnym gracji kroku kobiety, detal taki jak data czy okazja do urządzenia bankietu — głodne dzieci w schronisku albo chore psy w szpitalu, wszystko jedno, bo Jonathan nigdy nie tracił czasu na coś tak trywialnego jak czytanie zaproszeń — zdążyły w tym czasie wypaść mu z głowy jako te nieistotne.

Jonathan oczywiście mówił ogólnikowo. Darował sobie dokładne opisy wydarzeń tamtego dnia, był przecież przekonany, że Bee już to wszystko doskonale wiedziała. Dlatego jedynym pytaniem mogło pozostawać — co tutaj robiła? Czemu weszła frontowymi drzwiami i dała się złapać pierwszemu lepszemu ochroniarzowi przy bramce?

Jego zaufanie do ludzi zawsze było znikome, ale . o n a . . . . Ona była inna. Wiedziała więcej. Jednym telefonem mogła rozpalić niszczycielską pożogę; pogrzebać jego życie w popiołach, z których już nigdy by się nie otrząsnął. Ale nawet Bee ostatecznie okazała się po prostu niegodna zaufania.

Czego chcesz? — niemal wypluł to pytanie.

Poza przysłużeniem się jako idealny materiał na wyładowanie wściekłości?

Ostatnio zmieniony 2022-12-29, 18:44 przez Jonathan Singleton, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

———Była przecież całkowicie niegroźną kobietą.
———Elokwentną, uprzejmą, świetnie wykształconą. Potrafiła godzinami dysputować o twórczości z dawna zapomnianych artystów, by zaledwie sekundę później płynnie przejść do interesów. Nie była silna — z pewnością nie fizycznie — ale jej obecność i tak wzbudzała w mężczyznach (o głowę wyższych, dwa razy cięższych, takich, którzy objęliby jej szyję jedną dłonią) dziwną n i e p e w n o ś ć.
———Tracili rezon.
———Ilekroć przez ostatnie lata — przez te w s z y s t k i e lata — wodziła spojrzeniem za Jonathanem, dostrzegała w nim podobną manierę.
———Dopiero teraz, gdy ponownie stanęli twarzą w twarz, bez zbędnych świadków, bez potrzeby zachowywania konwenansów, dostrzegła swój błąd. Może — zaślepiona płomieniami, które każdego dnia próbowała ugasić we własnym mężu — nie dostrzegała ognia, który pochłaniał jego.
———I — o dziwo — pierwszą jej reakcją wcale nie był strach,
——————tylko czysta ekscytacja.
———— Wolałabym zostać powitana przez ciebie osobiście, J o n n y — powiedziała, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Był niemal tak piękny, jak zapamiętała; jedynie usta rozciągnięte w brzydkim grymasie odbierały mu część uroku. Czy ktoś kiedyś powiedział mu, że powinien się częściej uśmiechać? Bee słyszała te słowa przez całe życie. — Choć doceniam — wyrwała ramię z uścisku boleśnie wbijających się w płaszcz palców, nie zaszczycając ochroniarza choćby sekundą swojej uwagi — szarmancję, którą wykazali się twoi pracownicy, to liczyłam na trochę cieplejsze przyjęcie. Nie powinno się dotykać kobiet bez ich zgody.
———Przesadnie wysoki obcas, którym zakończone były eleganckie kozaki, wbił się w stopę mężczyzny, który jeszcze przed chwilą wsuwał ręce w miejsca niedostępne dla ludzi nic nieznaczących. Wysupłał pistolet z paska przewiązanego wokół szczupłego uda i wyglądał przy tym na bardzo zadowolonego, ale teraz, kiedy Bee przeniosła (niezbyt imponujący) ciężar ciała na lewą nogę, zatapiając obcas głęboko w jego stopie, spomiędzy ust ochroniarza uleciało tylko zduszone sapnięcie.
———Dobrze znosił ból.
———— Zgłoszę się po moją broń przy wyjściu — mruknęła, wciąż patrząc na Jonathana, choć słowa kierowała do jego pracowników.
———Powoli, jakby mieli cały czas świata, uniosła ręce i ujęła poły białego płaszcza. Rozchylany ostrożnie materiał ukazywał coraz więcej szczegółów: drobne diamenty zdobiące zieloną suknię, które pobłyskiwały w świetle białej żarówki, subtelny (i kurewsko drogi) naszyjnik z jasnych pereł i w końcu, podsycając scenę nutą niepokoju, również fragment opatrunku ciasno przylegającego do skóry tuż nad lewą piersią — dokładnie tam, gdzie znajdowałoby się serce,
——————gdyby można podejrzewać Bee o jego posiadanie.
———Przewiesiła płaszcz przez odsłonięte przedramię, w końcu zsuwając nogę z buta ochroniarza. Zgrabnie wyślizgnęła się kolejnej parze rąk, które nie należały do n i e g o, więc kompletnie się nie liczyły. Jeden, dwa, trzy kroki. Słodki zapach miodu i ostra woń różowego pieprzu.
———Zielone, pełne wyczekiwania spojrzenie, jakby Cotte wciąż spodziewała się, że przyjaciel powie coś więcej, w jakiś sposób wytłumaczy to zamieszanie, może nawet p r z e p r o s i, by w swojej ogromnej wyrozumiałości miała okazję mu przebaczyć.
———Kiedy jednak odpowiedź nie nadeszła, umysł Bee spróbował naprędce połączyć wszystkie kropki. A gdy w końcu mu się to udało, antykwariuszka najpierw rozkosznie wygięła usta, a po chwili wybuchnęła szczerym ś m i e c h e m — takim, który wprowadził jej pierś w drżenie i uwidocznił kilka drobnych zmarszczek tuż przy oczach.
———— Jonny — mruknęła cichym tonem, do złudzenia przypominającym mruczenie. Ludzie, którzy wciąż znajdowali się za jej plecami, gotowi zareagować na najmniejszy gest ze strony szefa, kompletnie jej nie interesowali. Teraz cała jej percepcja obejmowała jedynie Singletona, jakby był najważniejszym punktem jej małego wszechświata. — Czy chodzi o ten obraz, który sprowadziłam dla ciebie pięć lat temu? I tak dość długo zajęło ci odkrycie, że jest fałszywką. — Uniosła dłonie w obronnym geście, powoli kręcąc głową. — Wybacz. Mea culpa. Prawdziwy Van Gogh znajduje się w jednej ze zmierzających do Seattle ciężarówek, obiecuję, że przekażę ci go jeszcze dzisiejszego wieczoru. Ale nazywanie mnie z tej okazji z ł o d z i e j k ą to drobna przesada, nie uważasz? Uznajmy to może za… przyjacielski prztyczek w nos, dobrze?
———Bo przecież zwykle była uczciwa. Rok w rok przysyłała mu wspaniałe prezenty, upewniając się tym samym, że jeszcze o niej nie zapomniał. I chociaż dostarczenie obrazu było świetnie opłaconym zleceniem, Bee zatrzymała sobie oryginał w ramach zabezpieczenia.
———Przesunęła bladą dłonią wzdłuż materiału zielonej sukni, strzepując z niej niewidoczny pyłek. To, że w c i ą ż kazał jej stać w tych niedorzecznie wysokich obcasach i nie zaproponował nawet odwieszenia płaszcza, było wyjątkowym nietaktem.
———— Cotte.
———Zareagowała szybciej, niż zdołała to przemyśleć. Pełne obrzydzenia „D u r a n t e”, które wypowiedział Jonathan, ubodło ją do żywego. Choć wciąż nosiła nazwisko tragicznie zmarłego męża, prędzej czy później będzie musiała się od niego odciąć. Równie dobrze może zacząć już dziś.
———Bez słowa uniosła lewą dłoń, na której przez ostatnie piętnaście lat jaśniała przepiękna obrączka. Teraz zniknęła, zostawiając po sobie tylko niekomfortową pustkę, do której Bee jeszcze długo będzie się przyzwyczajać.
———Panno Cotte, gwoli ścisłości.

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Kiedy Bee wyszarpnęła się z ciasnego uścisku — i tak najwyraźniej zbyt luźnego, bogowie, czy on naprawdę musiał robić wszystko sam, żeby było to zrobione dobrze? — trzymającego ją wysokiego Latynosa, Jonathan strzelił tylko spojrzeniem w bok, wprost na mężczyznę. Zaledwie na ułamek sekundy, ale tyle mu wystarczyło. Znaczenie niemego rozkazu zawisło w powietrzu i słowa nie były potrzebne, żeby jego ludzie ów rozkaz przyjęli do zrozumienia. Ochroniarz pozwolił więc rękom opaść wzdłuż ciała i odpuścił próbę ponownego położenia łap na Bee, żeby utrzymać ją przy sobie.

Ogary były na smyczy.

Ale to on trzymał tę smycz.

Kobiet może i nie — zgodził się pozornie uprzejmie i tylko w jego oczach widać było zimną zapowiedź następujących natychmiast kolejnych słów: — ale z sukami to inna sprawa. Z nimi trzeba krótko. Inaczej ani się nie obejrzysz, a już upierdolą cię w łydkę. — Głos Singletona był poważny i lodowato zimny. Inny niż zazwyczaj. Inny niż ten zarezerwowany dla niej.

Właściwie jedynym błędem, jaki popełnił nieszczęsny Latynos, było nie odsunięcie się w porę od wyswobodzonej Durante. A ona, puszczona wolno, potrafiła się brutalnie odgryźć. Jak dobrze Jonathan o tym wiedział — i jak szybko miał się przekonać ochroniarz, w którego oczach stanęły świeczki na skutek obcasa wbijającego się w śródstopie. Singleton obserwował to małe przedstawienie beznamiętnie, wciąż nie dając sygnału pozwalającego na skrzywdzenie Bee. Na dotknięcie jej.

I chociaż nieco ciężej przychodziło mu ignorowanie kolejnego aktu w teatrze Durante — spojrzenie Jona zsunęło się po perłach i obojczykach na materiał sukienki zupełnie mimowolnie — to upokorzenie i paląca wściekłość pomagały, jak na ironię, ostudzić wszelki zapał. A może tylko mu się tak wydawało, bo Bee wciąż była daleko i nie mógł poczuć jej zapachu ani poddać się palącej świadomości, że wystarczy podnieść dłoń, aby dotknąć jej skóry.

Nadgarstek. Ramię. Kark.

Wyłamać. Zablokować. Skręcić.

Co prawda żaden był z niego mistrz sztuk walki, ale opanował zdecydowanie więcej, niż wymagały podstawowe zasady samoobrony. I mimo że nie lubił . b r u d z i ć . sobie rąk, dla niej zrobiłby cholerny wyjątek. Dla niej miał słabość, która głęboko w odmętach świadomości od dawna napawała go przerażeniem. Bee zaś bezlitośnie ją wykorzystała; wybrała stronę swojego pożal się boże męża, a ten spuścił swoim psom kagańce, żeby przystawili mu do skroni pistolet, zostawili go odartego z dumy i pieniędzy, rozłożonego na łopatkach na tamtym jachcie. Takich rzeczy nie mógł załatwić teatrzyk, duże oczy i słodkie słówka — dobierane przez Bee zręcznie w taki sposób, że odzwierciedlały wszystko, co jej rozmówca sam chciał usłyszeć.

Po czasie najgorszym okazało się jednak coś zgoła innego.

Ta dojmująca świadomość, że ma wszystkie narzędzia potrzebne do odpłacenia się jej, tylko . n i e . p o t r a f i . po nie sięgnąć.

Przestań — wyrzucił z siebie krótkie, szorstkie polecenie, nie odrywając od niej spojrzenia nawet na sekundę.

Nie zamierzał z nią grać, choć w innych okolicznościach chętnie by podjął tę grę bez zapisanych reguł, a jednak w niewymowny sposób oczywistą, jaką prowadzili między sobą od lat. Z zapałem rzuciłby kośćmi, zdając się na łaskę ślepej Fortuny; rozegrałby karty posiadane w dłoni; przesunąłby pionek na szachownicy. Ale obecne okoliczności jakoś wydrenowały go z chęci. Cierpliwość dawno się wyczerpała, wciąż nie mógł . z r o z u m i e ć

Co to znaczy:

Jednej z ciężarówek zmierzających do Seattle?

Alarmy rozwyły się na dobre. Ale Bee zupełnie zignorowała jego słowa o narkomanach i po prostu przerzuciła temat na inny; na jakiś obraz, który teraz nie miał przecież żadnego znaczenia. Oczywiście Jonathan nie wiedział — przynajmniej aż do teraz — że prezent wiszący w gabinecie jest brudną kopią.

Po prostu przestań pierdolić, bo dotrzesz wreszcie do tej odległej granicy, której przekroczenie może się dla ciebie kiepsko skończyć, jeśli nie masz pod tą kiecką materiałów wybuchowych albo naprawdę dobrego snajpera u sąsiada na dachu — podjął na wydechu. Otwarta groźba była żałosną ostatecznością, jawnym wyrazem braku cierpliwości człowieka, który zwykle gustował w zdecydowanie subtelniejszych metodach. Jon gardził sobą, ale jeszcze bardziej gardził Bee, która go do tej ostateczności popchnęła. Uśmiech rozciągnął jego usta, tylko grymas ten mało miał wspólnego z rozbawieniem; prędzej z jakąś chorą satysfakcją z wydarzeń, które Jonathan już sobie wizualizował. — Dlatego daruj sobie, mała. Wiesz, myślałem, że m y tego nie robimy. — Akcent był wyraźny i nieprzypadkowy. — Gdyby nie tamto, czułbym się wręcz urażony tym brakiem szczególnych względów z twojej strony. Że chcesz mnie potraktować jak pierwszego lepszego faceta śliniącego się na twój widok; tak po prostu zbyć mnie tym eleganckim wykrętem.

Uśmiech zszedł mu z ust, kiedy Bee znów się odezwała; kiedy spojrzenie mężczyzny ześlizgnęło się na jej dziwnie nagą dłoń — jakże przywykł do tych okowów, które Bee tak usilnie sama sobie nakładała na przestrzeni całego życia — którą podniosła na wysokość oczu. Zwróciła uwagę na fakt, którego Jonathan nie powinien był przegapić, bo zawsze przecież tam patrzył. Ale dzisiaj uraza i pragnienie zemsty najwyraźniej zaślepiły go bardziej niż przypuszczał.

Na moment zbiła go z pantałyku tym wyznaniem. Tak wiele obrazów przewinęło mu się przed oczami w ułamku sekundy, tak wiele możliwości rozciągnęło się w polu świadomości. Tak-bardzo-niemal-by-się-ucieszył.

Później zrozumiał, że to dalej jest tylko .p i e r d o l o n a . g r a . . Musiała być grą, a on przestał próbować rozumieć.

Skinął krótko głową na stojących gdzieś za plecami Bee ochroniarzy. Choć wielcy w swoich gabarytach, byli jednocześnie zadziwiająco zwinni i doskoczyli do nich w ułamku sekundy. Wystarczyło, że Jonathan przeniósł na kobietę znaczące spojrzenie, żeby zachowali się jak dobrze wyszkolone psy i złapali ją za ramiona, żeby ją unieruchomić. Latynos trzymał wyraźnie mocniej niż ten drugi.

Dobrze — westchnął Singleton, w jakiś bardzo prymitywny sposób upajając się tym widokiem. — Jeszcze raz. Nie lubię się powtarzać, ale dla ciebie zrobię wyjątek ze względu na — tutaj Jonathan zrobił znaczącą pauzę — stare czasy. — Krzywy uśmiech ponownie wstępujący na usta nie sięgał oczu, które pozostawały jednocześnie skute lodem i płonące destylowaną wściekłością. — Czego chcesz, Bee?

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

———Nie próbowała się uwolnić.
———Ani nie szarpnęła ramionami, ani nie zaatakowała ochroniarzy obcasem, nie zacisnęła nawet pięści, choć miała na to ochotę.
———Nie była przecież zwierzęciem, które po wpadnięciu w pułapkę zacznie się miotać ku uciesze oprawcy. D o s t r z e g a ł a w oczach przyjaciela wściekłość (której natury jeszcze nie rozumiała) i dziwną satysfakcję, podobną do tej, którą odczuwają dzieci podczas otwierania świątecznych podarunków i orientują się, że wreszcie dostały coś, czego bardzo pragnęły — i ta świadomość wzbudza w nich też dziwną melancholię, bo nie wiedzą, co dalej.
———Czego można chcieć, kiedy ma się już wszystko?
———Bee zadarła brodę, naturalnie dumna i wyniosła, jakby pozycja, w której się znalazła, wcale nie działała na jej niekorzyść. Było w tym coś niesamowicie i r y t u j ą c e g o — to idiotyczne przekonanie, że do samego końca będzie w stanie wyplątać się z każdych kłopotów. Czasem potrzebowała do tego odrobiny perswazji i przypomnienia przeciwnikowi o kartach, którymi sama dysponowała, innym razem — musiała poświęcić jedną z figur na planszy, by ratować zazdrośnie strzeżoną koronę.
———Rozgrywki prowadzone z Jonathanem zawsze były interesujące i przeszywały ciało Bee falami pierwotnej ekscytacji, ale nigdy dotąd nie wydawały się groźne.
———— Wolałabym czuć na sobie twoje ręce. — Głos przesiąknięty słodyczą, ale i podsycony jadem. Palce zaciskające się na lewym ramieniu stężały, grożąc przyzdobieniem bladej skóry sińcami. Ochroniarz nie był zachwycony tym przedstawieniem, ale choć sprawiał jej ból, nawet nie syknęła. — Skoro chcesz zrobić mi krzywdę, Jonny, zrób to s a m. — Nie bała się go, bo nigdy nie kierowała się racjonalnością, lecz sprytem. Być może gdyby ostatnich piętnastu lat nie spędziła u boku mężczyzny, który każdy jej dzień zamieniał w zlodowaciałe piekło, miałaby w sobie trochę więcej strachu, więcej oporów, więcej zdrowego rozsądku.
———Jonathan nie był gorszy niż wszystko, co już przeżyła i nawet grzeczne, wytresowane pieski, które w każdej chwili gotowe były rozszarpać jej gardło, nie napawały jej przerażeniem.
———Oni wszyscy byli tylko mężczyznami.
———— Źle zadane pytanie. Nie czego j a chcę. Czego ty chcesz? Zobaczyć mnie na kolanach ze skrępowanymi rękami? Mogliśmy to zorganizować w bardziej humanitarny sposób. — Dopiero teraz, kiedy Latynos wykręcił szczupłe ramię za mocno, z gardła Bee uleciało groźne warknięcie. Brzydki grymas zniknął jednak równie szybko, co się pojawił, natychmiastowo zastąpiony wystudiowanym, łagodnym uśmiechem — z rodzaju tych, które wzbudzały ufność rozmówcy i nadawały antykwariuszce pozory niewinności. Jakby wcale nie miało się do czynienia z królową pszczół, która dla własnej uciechy zamknęłaby cię w ciasnym pomieszczeniu sam na sam z rojem wściekłych os.
———W oczach panny Cotte jawiło się wyzwanie.
———Stała wyprostowana, z wypiętą piersią, perfekcyjnie prostym kręgosłupem i wzrokiem skupionym na jednym punkcie. W tej pozycji wyjątkowo kusząco prezentowała się jej blada, smukła szyja — ta sama, na której przed kilkunastoma laty zacisnęły się palce Jonathana, gdy Bee b ł a g a ł a go o chwycenie mocniej.
———Zdarzało jej się wracać do tych wspomnień częściej niż skłonna była przyznać.
———— Wyjaśnij mi, p r o s z ę, o co ci chodzi. — Nie lubiła o nic prosić, ale w tych okolicznościach zmuszona była ulec. Nie rozumiała, o co oskarża ją Jonathan. Szybka spowiedź i przeliczenie grzeszków kazało jej sądzić, że miała czyste sumienie: przynajmniej na tyle, o ile czyste mogło być sumienie ludzi ich pokroju. Nie licząc ostatniego morderstwa, kilku(dziesięciu) kradzieży, nieetycznych zachowań i wrodzonej szarej moralności, Bee nie miała sobie niczego do zarzucenia.
———Wciąż stał za daleko. Za daleko, by dostrzec w jej zielonych oczach plamy złota, które w tym świetle lśniły wyjątkowo mocno. Za daleko, by zachłysnąć się wonią miodowych perfum, która zawracała mężczyznom w głowach i osiadała na ich garniturach, wzbudzając zazdrość żon. Za daleko, by mogła mu powiedzieć, jak bardzo zdążyła się s t ę s k n i ć
——————— i za daleko, by pozwoliła sobie na wyszeptanie, że wreszcie się uwolniła, więc powinien zabrać ją na górę, zamiast trzymać tutaj, z daleka od tkwiących w gabinecie sekretów i trupów skrytych w sypialnianej szafie.
———— Chodzi o sukienkę, Jonny? — Przekrzywiła głowę. — Już mnie w niej widziałeś, to prawda, ale pamiętam, że wyjątkowo ci się podobała.
———„Nie mogę przestać o tobie myśleć”, wyszeptała przed laty między kolejnymi krokami, kiedy w tłumie nudnych par mknęli przez parkiet, znowu tak b l i s k o, że czuła ciepło jego ciała na każdym centymetrze odsłoniętej skóry, a jednocześnie zbyt daleko, by mogła dotknąć go inaczej. „Chwyć mnie mocniej. Zostaw na mnie swój ślad”.
———Słowa zawsze były narzędziem, środkiem do osiągnięcia celu, k o n i e c z n o ś c i ą. Układała je w wypowiedzi, których nie można było wyrzucić z pamięci i w ten sposób trwała w umysłach mężczyzn — nieobecna ciałem, ale na z a w s z e zamknięta w ich podświadomości.
———— Czego się boisz, Jonny? — Kolejne pytanie z rodzaju tych, które ściągały jej na głowę kłopoty, ale Bee nie potrafiła się powstrzymać. Pochyliła się w stronę mężczyzny, próbowała nawet zrobić krok, ale dwie pary silnych dłoni skutecznie jej to uniemożliwiły. — Przywitaj mnie, jak należy, a później przedstaw swój… — wywróciła oczami — …problem i jestem pewna, że znajdziemy satysfakcjonujące rozwiązanie. Ale n a l e g a m, by twoje pieski już mnie puściły. Nie rób ze mnie swojego wroga, kochanie, żadne z nas nie wyjdzie na tym dobrze.

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Nawet skrępowana, Bee wyglądała wyniośle niczym pieprzona królowa, a jej oczy lśniły tym bardziej prowokująco, im mniej komfortowe stawało się jej położenie. Rzucała światu wyzwanie, przekonana o własnej nieśmiertelności i przepełniona pychą. Jonathan nie mógł tego nie zauważyć, ale też nie oczekiwał po niej niczego mniej niż to — zbyt dobrze ją znał.

Nie pragnął z resztą jej pokory ani przeprosin; chciał tylko, do kurwy nędzy, wiedzieć w co ona pogrywa i po co przylazła wprost w jego szpony pół roku po tym, jak podała go swojemu mężowi na talerzu, gotowego do pożarcia, z jebanym jabłkiem w mordzie. Miał przykrą świadomość, że pozbycie się jej nie przyniosłoby mu żadnej większej satysfakcji — poza chwilową rzecz jasna, bo teraz miał ochotę rozszarpać ją na strzępy i resztki rzucić świniom — a długofalowo odbiłoby się z pewnością negatywnie na Singletonie, który szamotał się w sieci tkanej przez Bee.

Mimo że fizycznie w jej objęciach nie było dla niego miejsca od lat.

Na dźwięk odwróconego pytania Jonathan zaśmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu, i ten gwałtowny, dziki odgłos na moment wypełnił cały pokój. Chociaż widok Bee jak zwykle cholernie go podniecał, tym razem robił to w nieco inny sposób. A on miał o sobie zbyt wysokie mniemanie, żeby dać się złapać w zwykłą pułapkę aluzji odnoszących się do seksu.

Teraz? — rzucił podniesionym głosem, tracąc kolejne hamulce, dotychczas mocno zaciśnięte na emocjach. — Tak, to byłby zajebisty początek, . D u r a n t e. — Celowo użył tego nazwiska. Nie postawiłby złamanego centa na to, że Bee jakimś cudem wyślizgnęła się spomiędzy palców męża; palców zazdrośnie zaciśniętych na jej ciele.

A Bee mówiła i mówiła; rozpraszała i manipulowała.

Jak ona go męczyła.

Zrobił pierwszy krok — długi i zdecydowany, bez zapowiedzi czy wyraźnej intencji — a za nim następne. Jeszcze kilka, noszących znamiona nerwowości, zanim znalazł się tuż przed Bee. Wreszcie niebezpiecznie blisko, na wyciągnięcie ręki.

Gdyby rękę miała wolną.

On miał. Podniósł ją bez ociągania, ominął policzek i ucho, wplątał w delikatne włosy na potylicy. Spojrzał niemal czule prosto w jej oczy — wzrokiem ciężkim od znaczenia — a następnie zacisnął dłoń na rudych kosmykach i bez śladu wahania pociągnął je mocno w dół. Zmusił ją do wygięcia pleców w łuk i odsłonił brutalnie tę smukłą szyję oplecioną sznurem pereł, którą kobieta tak chętnie eksponowała.

Ciekawe, czy pamięta. Jonathan nigdy nie zapomniał, mimo że od tamtego czasu minęło wiele lat, a jego życie wypełniło tyle wydarzeń, że mógłby nimi obdarować kilkanaście osób.

Mówiłem już, że nie należy traktować mnie jak ich — wycedził przez mocno zaciśnięte zęby, mrużąc przy tym wściekle oczy.

Golf kaszmirowego swetra nie skrywał nabrzmiałej tętnicy pulsującej wściekle na jego szyi. Szum własnej krwi odbijał się galopującym rytmem we wnętrzu czaszki, ale przy całym tym nieokiełznanym chaosie królującym w jego ciele, Jonathan stał się boleśnie świadomy nagłej bliskości Bee. Wpadł w pole magnetyzmu otaczającego naturalnie tę diabelską kobietę. Jej perfum, na których uderzenie — tak mu się przynajmniej wydawało — był przygotowany, jej żaru kryjącego się głębiej niż tylko na powierzchni skóry.

Jej, po prostu . j e j .

Odepchnął od siebie te myśli. Tak gwałtownie, jakby go sparzyły.

Może jeszcze powinienem podziękować? Że nie kazałaś im przynieść mojej głowy, a ja mogę sobie wesoło biegać na wolności, dopóki nie zmienisz zdania. Że tylko tam . c z e k a l i . Że tylko ją wzięli. — Że połamali mu żebra, doprowadzili do krwotoku wewnątrzczaszkowego i rzygania na zalewane sztormowymi falami deski jachtu; że zmusili do uciekania z podkulonym ogonem jak psa; że wykluczyli z życia towarzyskiego na długie tygodnie, podczas których bladły siniaki. Jonathan mocniej szarpnął za rude włosy, zmuszając kobietę do jeszcze bardziej nienaturalnego wygięcia głowy w tył, a sam nachylił się gwałtownie w jej stronę. Gorąco, jakie wybuchło w dole brzucha, było znajome i Jonathan powitał je z otwartymi ramionami. — Na tym statku było czterysta milionów, Bee — wyszeptał wprost do jej ucha, ustami niemal już przesuwając po jego płatku. Właściwie poruszał tylko ustami, tak cicho, że nawet ogary stojące tuż obok nich miałyby problem z usłyszeniem wypowiedzianych słów.

Znalazłszy się w potrzasku, zaskoczony i zaszczuty, Jonathan w ogóle nie wziął pod uwagę, że Durante’ów było dwoje. Zresztą wciąż o tym nie myślał, uparcie wczepiony całym swoim jestestwem w tę wersję wydarzeń, która zakładała zdradę ze strony Bee.

A ty masz czelność tutaj przychodzić i stawiać mi jakieś śmieszne żądania? Własnoręcznie pozbawiłaś się praw i przywilejów w tym domu — warknął, nie luzując uścisku ani się nie odsuwając.

Zdawał sobie sprawę, że Bee tylko go prowokuje swoimi wyzywającymi pytaniami, że strzela na oślep — ale on naprawdę się bał. Tego pytania, które wisiało nad nim niczym katowski topór i z którego zadaniem kobieta wciąż jeszcze zwlekała.

Skoro tak cię skrzywdziłam, dlaczego przez cały ten czas nie zrobiłeś zupełnie . n i c ?

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

———Bee Cotte-Durante okazała słabość i cicho jęknęła, kiedy palce Jonathana wczepiły się w gęste włosy, przez które zawsze łatwo można było wyłowić ją z tłumu. Naturalna rudość przywodziła na myśl niebo tuż przed zachodem słońca i była równie zgubna: można było w tej kobiecie u t o n ą ć jak w otwartym morzu, które największa z gwiazd muskała ostatnimi promieniami.
———Gdyby nie ręce zaciśnięte na szczupłych ramionach, pewnie by się zachwiała. Ponieważ jednak pieski Jonathana grzecznie spełniały jego rozkaz, jedynie utknęła w klatce zbudowanej z trzech gorących, męskich ciał, choć liczyło się tylko to, które widziała — c z u ł a — przed sobą.
———Ten ogień, który płonął w jego spojrzeniu, przemknął wzdłuż spiętej ręki i zaciśniętych palców i posłał bliźniaczy żar wzdłuż kręgosłupa Bee, zaczynając na głowie, przez gwałtownie uniesioną pierś, aż szarpnął lędźwiami, niosąc ze sobą tak ogromną tęsknotę, że przez chwilę nie była w stanie powiedzieć zupełnie n i c
—————————— i jedynie patrzyła, z lekko zmrużonymi oczami i rozkosznie rozchylonymi wargami, niepewna tego, co ją czeka.
———Dopiero po chwili, kiedy dłoń Jonathana szarpnęła mocniej, a jego słowa zaczęły przedzierać się przez wszystkie alarmy wyjące w głowie antykwariuszki, jej ciało zaczęło reagować samoistnie.
———Najpierw zrobiła drobny krok w tył. Boleśnie wygięte plecy oddziaływały na skryte pod zieloną suknią nogi — jedna zaczęła już drżeć, grożąc rychłą utratą kontroli nad kolanami
———— a przecież ta królowa przed nikim nie klęka —
druga wysunęła się w przód. Najpierw nosek eleganckiego kozaka otarł się o męski but, po chwili Bee poderwała stopę z podłoża, by objąć (niczym wąż oplatający drzewo) łydkę Jonathana. Uczepiła się go, skorzystała z jego siły i pewności, z jaką trzymał się na nogach, bo własnym chwilowo nie mogła zaufać.
———Zacisnęła udo, przyciągnęła przyjaciela bliżej, zmuszając, by jeszcze bardziej się nachylił. I dopiero kiedy jej ciepły oddech musnął jego policzek, a roztaczająca się w powietrzu woń miodu i pieprzu naprawdę miała okazję zaatakować nozdrza, gardło i umysł Singletona, spomiędzy warg Bee uleciał cichy chichot.
———— C o t t e — szepnęła. Krótka przerwa przed wypowiedzeniem kolejnych słów pozwoliła jej na zaciągnięcie się (i rozkoszowanie) znajomym zapachem męskich perfum. Rozbudzały przyjemne wspomnienia i ściskały żołądek w ciasny węzeł, ale ogarniająca drobne ciało ekscytacja sprawiała, że Bee traciła kontrolę: nad swoimi myślami, nad przyspieszonym oddechem, nad rumieńcem, który wypłynął na dotychczas bladą twarz, zdradzając, że pozycja, w której obecnie się znaleźli, sprawiała jej wyjątkową przyjemność.
———Nie należała do kobiet wstydliwych. I nawet fakt, że czuła na sobie ręce zupełnie obcych mężczyzn, nie przeszkadzał jej w napawaniu się obecnością Jonathana.
———Zwilżyła koniuszkiem języka rozchylone wargi.
———— Ponownie zostałam wdową, mój drogi. Wyrzuć nazwisko mojego męża z pamięci, do niczego ci się już ono nie przyda.
———Nigdy nie przyznała się do zabicia poprzednich czterech mężów, choć ludzie lubili plotkować. Mawiali, że jest jak modliszka, która pozbawia mężczyzn głowy, kiedy tylko przestają być przydatni. Że wysysa z nich życie niczym najgorszy upiór i właśnie dlatego od lat zachwyca urodą, wieczną młodością i energią, o której kobiety w jej wieku mogą tylko pomarzyć. Wokół małżeństw panny Cotte zrodziło się wiele legend, ale sama zainteresowana nigdy żadnej nie potwierdziła.
———— Czterysta pięćdziesiąt — poprawiła go odruchowo, z trudem przełykając ślinę. Im dłużej znajdowała się w tej niewygodnej pozycji, tym mocniej zaciskała nogę wokół kolana Singletona. Przypominało to karykaturalną figurę taneczną — jedną z wielu, w których mieli przyjemność znaleźć się w ciągu ostatnich dwóch dekad. — Najwyraźniej nie udało ci się wyłowić wszystkiego.
———Dopiero teraz, kawałek po kawałku, zaczęła układać w głowie obraz całości. Wszystko, co Jonathan mówił, pozornie nie miało sensu; przez ostatnie miesiące Bee była zbyt zajęta rozpracowywaniem planów męża, by zawracać sobie głowę wydobyciem zatopionego złota. Poza tym u f a ł a Singletonowi. Może nie powinna, skoro wszystko koncertowo spierdolił, ale przecież dobili targu. Wskazała mu statek, przekazała mu plany, wystawiła swojego ukochanego jak na złotej tacy — i wszystko to za zaledwie…
———— Trzydzieści procent — przypomniała, sunąc spojrzeniem po twarzy przyjaciela. — Sto trzydzieści pięć milionów miało trafić do mnie. — To niewielka zapłata za zdradzenie człowieka, u którego boku spędziło się piętnaście koszmarnych lat. — Chociaż za ułatwienie ci pracy i odesłanie Durante na tamten świat powinnam sobie zażyczyć znacznie więcej.
———Spojrzenie Bee stężało. Wciąż patrzyła Jonathanowi w oczy, ale teraz w jej własnych dostrzec można było budzące się płomienie. Cotte zwykle walczyła lodem — chłodem, wyniosłością, pozorną obojętnością, która pozwalała uśpić uwagę przeciwnika. Z czasem jednak nauczyła się operować emocjami, które przekazywał jej mąż. Teraz na przykład czuła wściekłość tak obezwładniającą, że jedyne, na co miała ochotę, to rozszarpanie Jonathanowi gardła, choćby miała to zrobić własnymi rękami.
———— Mój mąż był człowiekiem pełnym niespodzianek. P r z y k r o mi, że na pożegnanie zdążył jeszcze zrobić z ciebie idiotę, ale ja nie miałam z tym nic wspólnego. — Z ust Bee uleciało kolejne jęknięcie, tym razem będące przejawem bólu. Noga obejmująca Singletona zadrżała gwałtownie, pierś uniosła się w nierównym tempie, zielone oczy na dłuższą chwilę skryły się pod powiekami. W tej pozycji nie mogła trzeźwo myśleć.
———Nie mogła trzeźwo myśleć również przez niego, bo choć rozbudził w niej ogromną wściekłość, to wraz z nią całą feerię uczuć, które trzymała na wodzy przez ostatnie piętnaście lat. Z trudnością przełknęła ślinę.
———A gdy w końcu otworzyła oczy, zielone spojrzenie nie szukało wzroku Jonathana — zamiast tego skupiło się na jego wargach.
———— Chcesz się ze mną pieprzyć czy zamierzasz mnie zabić? Nawet z tej odległości słyszę bicie twojego serca.
———Wciąż przemawiał przez nią bunt i zbyt wielka pewność siebie. Bawiła się nim, choć nie kryła w rękawie żadnych asów, rozgrywała go jak ulubioną grę, za nic mając nerwowo stężałe ciała ochroniarzy, którzy nigdy wcześniej nie widzieli szefa w podobnej sytuacji. Niech patrzą. Zupełnie jej to nie przeszkadzało.
———— Już dwa razy prosiłam, by twoi ludzie mnie puścili. — Szarpnęła ramieniem, ale zaciśnięte na bladej skórze palce były jak z kamienia. Kogo powinna ukarać? Jego — za wydanie idiotycznego rozkazu, czy ich — za ślepe posłuszeństwo? — Nie potrzebujesz pomocy, żeby mnie tu zatrzymać, zawsze świetnie radziłeś sobie sam. — Jak wiele razy musiała z m u s z a ć się do wyślizgnięcia z jego ramion, bo balansowali na zbyt cienkiej granicy? Jak wiele razy musiała przypominać sobie o chłodzie obrączki wciśniętej na palec, by nie zrobić czegoś głupiego? Jak wiele razy wypowiadała słowa, których nie powinien słyszeć nikt prócz jej męża, wiedząc doskonale, że gdyby pan Durante się o nich dowiedział, prawdopodobnie przepłaciłaby zuchwałość życiem?
———— Bądź g r z e c z n y m c h ł o p c e m i przeproś za ten nietakt, to może powiem ci, jak ratować to pieprzone złoto. — Tuż po tym, jak strzeli Latynosowi prosto w czoło.

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Ten jęk na kilka uderzeń serca wypełnił cały świat; stał się osią, wokół której zakręciło się jego istnienie; wyparł z umysłu okoliczności, w jakich przyszło im się spotkać; odciął Jonathana od świadomości istnienia przeszłości i przyszłości, od otoczenia i dwóch ochroniarzy stojących tuż przy nich. Oderwał mięso od kości, duszę od ciała, oczekiwania od faktów. Skupił całe jestestwo na pulsującym pragnieniu wypalającym trzewia — jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ono było tam od samego początku; od kiedy Bee zaznaczyła swoją obecność w tym domu, jeszcze przed tym, jak Singleton ją zobaczył.

Agresja oraz pożądanie były przecież dwoma stronami jednej i tej samej monety.

Coś się mu nie zgadzało w całej tej irracjonalnej scenie. Bee była zbyt sprytna, żeby naiwnie iść w zaparte, kiedy to ewidentnie nie dawało jej żadnej przewagi. Dopiero to spostrzeżenie dobijające się z trudem do jego wzburzonej świadomości pozwoliło mu wyhamować, powstrzymać tą szalejącą, wymykającą się spod wszelkiej kontroli wściekłość Jonathana. Z ukosa — i bardzo, bardzo bliska — zerknął na wpół przymknięte powieki i rozchylone usta. To był błąd, którego powagę zrozumiał za późno.

Potknął się w swojej pewności.

Stracił orientację.

Zdał sobie sprawę, że spada w przepaść bez dna.

Jest wdową. Nie wierzył jej wcześniej, ale ona z taką łatwością łamała każde pozornie stalowe przekonanie otaczających ją mężczyzn. Nawet związana i postawiona pod ścianą.

A może tylko te jego, od zawsze?

Nagle w jego umyśle została niepokojąca pustka. Nie znalazł żadnych odpowiednich słów, w tej jednej chwili przestały się też liczyć pieniądze i duma — albo przynajmniej obie te rzeczy zostały odsunięte na dalszy plan. Jonathan czuł jej wysiłek, kiedy napięte mięśnie i niewygodna pozycja zaczęły dawać o sobie znać. Och, w tamtej chwili miał wrażenie, że nigdy niczego nie pragnął tak bardzo, jak doprowadzić ją do drżenia.

W zupełnie inny sposób.

C o t t e .

Ponieważ żadne nie wydawały się odpowiednie, bez słowa rozluźnił uścisk i puścił jej włosy, a następnie cofnął się, bezceremonialnie strząsając z siebie nogę kobiety. Odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę drzwi prowadzących do prywatnej części willi — tej, w której nie przyjmował gości biznesowych. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że przetrzymuje powietrze w płucach tak długo, aż zaczęły go palić żywym ogniem. Ze świstem je wypuścił, starając się ochłonąć i uspokoić puls. Na próżno.

Nie lubił robić scen przed swoimi pracownikami — uważał to za nieprofesjonalne i nieprzystające osobie na jego pozycji — ale Bee zawsze lubiła przedstawienia. Im więcej osób patrzyło, tym lepiej się czuła w swojej olśniewającej roli; publika dodawała jej skrzydeł. Singleton ponownie odwrócił się w ich stronę, poprawił rękawy swetra, strzepnął jakiś nieistniejący pyłek z ciemnego materiału golfa.

Zostawcie nas samych — rzucił lekko ochrypłym od pożądania głosem.

Nie oddał nawet jednej sekundy swojej uwagi, wciąż skupionej wyłącznie na Bee, nawet żeby spojrzeć na swoją osobistą ochronę w chwili wypowiadania tego . r o z k a z u .

Szefie… — sprzeciw zaczął ten odważniejszy z nich.

Puls Jonathana wzrósł nawet bardziej, mimo że już wcześniej rytm serca był nierówny i galopował na złamanie karku, jakby jego właściciel przebiegł maraton. Prawdopodobnie ochroniarz chciał tylko wykonać swoją zwykłą powinność, za którą Singleton płacił mu fortunę każdego miesiąca: ostrzec go przed pozostawaniem na osobności z osobą, przed którą pracodawca sam ostrzegał ich jeszcze kilka miesięcy temu. Podsunąć oczywistość i fakty, które najwyraźniej umykały jego szefowi.

WON!

Ryk wepchnął im dalszy daremny opór z powrotem do gardeł. Puścili Bee.

Choć wcześniej mu to nie przeszkadzało, teraz już nie zamierzał z nią rozmawiać przy świadkach.

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

———Zwykle brzydziła się przemocą. Nie lubiła sobie brudzić rąk, odwracała wzrok, gdy jej mąż wybywał na miasto, by ulżyć swoim morderczym zapędom. O wiele prościej było udawać, że o nich nie wie, niż zadawać niewygodne pytania i nie otrzymywać żadnych odpowiedzi. Ich związek był w pewnym sensie transakcją: Bee przez piętnaście lat podtrzymywała w nim tę ludzką iskierkę, nie pozwalając, by całkowicie zamienił się w potwora, a on… ułatwiał jej prowadzenie interesu, ratując ukochaną z każdych tarapatów.
———To przez większość czasu działało. Bywały nawet czasy, kiedy przysięgłaby, że czuje się u jego boku s z c z ę ś l i w a.
———A potem dostrzegała inne możliwości.
———Elegancki garnitur i wypolerowane lakierki, po których nigdy nie deptała, bo Jonathan był wybornym partnerem do tańca. Ciepłe swetry, pod które czasem wsuwała dłonie, kiedy miała pewność, że nikt nie patrzył, a wyjątkowo mocno potrzebowała bliskości. Zbyt szybko umykające godziny spędzane na rozmowach dotyczących wszystkiego, ale zawsze kryjących w sobie wspomnienie czasów, które mieli szansę ze sobą dzielić.
———Wracała do nich częściej, niż powinna i częściej niż wypadało.
———A teraz, kiedy ciało Jonathana znowu było tak blisko, jego spojrzenie znowu rozpalało każdą cząstkę zlodowaciałej duszy, a w głosie rozbrzmiewało coś, czego nie słyszała od tak wielu lat, zaczęła tracić dla niego głowę.
———Nawet kiedy się odsunął, a ochroniarze w końcu ją wypuścili, z trudem złapała równowagę. Miękkość w kolanach była ekscytująca, ale z lekka zachrypiałe gardło potrzebowało chwili przerwy, by znów wydobyć z siebie odpowiednie słowa, choć ich znajdowanie zazwyczaj przychodziło jej z łatwością.
———Pochyliła się, zgarnęła z podłogi elegancki płaszcz, po czym bez słowa wcisnęła odzienie w ręce jednego z ochroniarzy, jasno sugerując, że w drodze do wyjścia powinien go odwiesić. Kiedy zaś zielone oczy odnalazły twarz Latynosa, twarz Bee przyozdobił przepiękny, szeroki uśmiech.
———Uderzyła go tylko raz, ale wyjątkowo mocno — zaciśnięta pięść zostawiła na policzku mężczyzny ogromne zaczerwienienie, jego głowa lekko odskoczyła i gwałtownie wciągnął powietrze, ale nawet nie pisnął.
———— Grzeczny piesek — szepnęła z typową dla siebie matczyną czułością, rozmasowując obolałą dłoń. Wciąż stała tyłem do Jonathana, kiedy ochroniarze wychodzili — jeden z nich ogarnięty prawdziwą furią, która nigdy nie znajdzie ujścia, drugi w wyjątkowo dobrym humorze, jakby szczerze podziwiał tę kuriozalną scenę.
———Na moment przymknęła oczy i zadarła brodę; rude włosy zsunęły się z ramion, przysłaniając plecy, na których przez ostatnie lata pojawiało się coraz więcej tatuaży. Czarny tusz okrywał większą część skóry, wdrapywał się aż na kark i niknął nisko pod materiałem zielonej sukni, której rozcięcie kończyło się tuż nad lędźwiami. Stworzyła ze swojego ciała dzieło sztuki i nie lubiła, gdy dotykały jej niepowołane dłonie.
———Cisza, która zapadła w pomieszczeniu tuż po zgrzytnięciu zamka, nie była przytłaczająca. Była g ę s t a, uzależniająca, doprowadzała Bee do szaleństwa. Szybko bijące serce wciąż nie potrafiło uspokoić rytmu, oddech gubił się między kolejnymi niewypowiedzianymi słowami, myśli plątały niekontrolowanie, podpowiadając kobiecie wizje, które od piętnastu lat domagały się spełnienia.
———Jeszcze nie.
———Podeszła do niego powoli, jakby cały czas wszechświata należał tylko do nich, choć kroki Bee odmierzane mogły być jedynie śmiercią milionów gwiazd, setką nienarodzonych planet i latami, które już nigdy nie wrócą.
———Ostre szpony paznokcie wbiły się w policzki Jonathana na tyle mocno, by zagrozić zostawieniem głębokich śladów, jeśli mężczyzna odważy się szarpnąć głową. Chwyciła go za pysk jak nieposłusznego psa, zmusiła do nachylenia w jej stronę i nieznacznie zmrużyła oczy, przyglądając się w s z y s t k i e m u, czego przez piętnaście lat zdołała nauczyć się na pamięć, ale nie z takiej odległości.
———Dostrzegała domieszkę złota w orzechowych oczach, rumieniec skryty na przyprószonych siwymi włoskami policzkach, sposób, w jaki Singleton rozchylił usta — i samo to wyrwało z jej gardła ciche westchnienie.
———— Nie okazałeś mi szacunku, Jonny — szepnęła, omiatając wargi mężczyzny ciepłym oddechem. Wreszcie go d o t y k a ł a, wreszcie miała go tak cholernie blisko, choć to jej zupełnie nie wystarczyło. Chciała więcej. Ona zawsze chciała więcej.
———Smukłe palce stężały, paznokcie wryły się głębiej w miękkie policzki, ale w spojrzeniu Bee nie kryła się zawiść. Było za to ogromne pragnienie, którego nie potrafiła utrzymać na wodzy
——————— i to właśnie ono skłoniło ją do wykonania kolejnego kroku: ostatniego, który zniwelował niepotrzebne, rozdzielające ich centymetry. Teraz skryte pod zieloną suknią biodra przywarły do uda Jonathana, pierś naparła na szorstki sweter, a powietrze nierówno ulatujące z płuc mężczyzny stało się jedynym, którym mogła oddychać. Zachłysnęła się nim, rozchyliła wargi końcem języka, rozsmakowała się w pocałunku, na który czekała
całepierdolonepiętnaście lat.
———Kolejne jęknięcie było cichsze, stłumione, ale tym razem przeznaczone tylko jemu.
———Bo kiedy nie było już tłumu, przed którym mogła grać i widowni, która podziwiałaby jej kunszt, Bee stawała się tylko kobietą. Kobietą, która teraz — odziana jedynie w zieloną suknię — zadrżała naprawdę szczerze.

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Znów wracało to cholerne, zepchnięte gdzieś na tył świadomości lecz nigdy całkiem niezatarte . u c z u c i e . — kiedy patrzył na nią i cała reszta stawała się tylko niewiele znaczącym tłem. Patrzył w milczeniu, niczym bierny obserwator nie mający wpływu na przebieg przedstawienia; jak podnosi płaszcz; jak wyżywa się na mężczyźnie, którego jedyną winą tego dnia było ślepe wykonywanie poleceń swojego pracodawcy i zlekceważenie Bee zapewne tylko dlatego, że była kobietą; jak mięśnie ud i brzucha napinają się pod sukienką przy nagłym płynnym zwinięciu się jej smukłego ciała; jak rysuje się mocniej linia jej przedramienia, kiedy wyprowadza bardzo efektowny cios; jak przez moment stoi i pozwala — nie, ona go do tego zmusza bez użycia słów i czynów — po prostu przyglądać się jej nagim plecom;

jak wreszcie zostają sami pośrodku pieprzonego oceanu ciszy oblepiającej ich szczelnie, zamykającej w swoich lodowatych, wzburzonych objęciach i ciągnącej na dno bez szansy na ponowne nabranie tchu tuż nad jej powierzchnią.

Jonathan wiedział, co zaraz się stanie. Czuł, jak całe ciało wibruje tym przeczuciem pod pozornie gładką skórą, jak to oczekiwanie nie pozwala mu na choćby najmniejsze drgnięcie z miejsca. Płytki, chrapliwy oddech wyrywał się z piersi, z samego spodu płuc, ale kiedy Bee niespiesznie szła w jego stronę — z błyszczącymi od swojego zamiaru, cholernie zielonymi oczami, pozostawiającymi na jego skórze palącą ścieżkę — nagle oddychanie przestało być takie . n a j w a ż n i e j s z e . . Jej dotyk szarpnął pożądaniem ulokowanym na dnie brzucha jak dzika bestia żądająca rozkucia ograniczających ją łańcuchów.

Jonathan nie starał się analizować, nie myślał trzeźwo.

Wróć.

W . o g ó l e . nie myślał.

Usta Bee były gorące, wilgotne i zachłanne. Zaś dłonie ułożone brutalnie na jego policzkach były przeciwstawnie zimne i twarde — dające wyraz jej autorytarnej naturze. Ciało kobiety przylegało do jego; Bee wczepiła się w niego tak, jakby był jedyną stałą na tym świecie, jedynym oparciem, po które nie można sięgnąć. Rzeczywistość tego zdarzenia przewyższyła wszelkie marzenia, jakie Jonathan snuł od lat, czasami, gdy sen nie nadchodził aż do wczesnych godzin porannych do jego zamroczonego alkoholem, cholernie zmęczonego organizmu. Na to gwałtowne, irracjonalne doznanie ciało Jonathana zareagowało samo: automatycznie odpowiedział szorstkim pocałunkiem, jego dłonie odnalazły miejsce w krzywiźnie lędźwi — które w tej chwili było jego — i przycisnęły ją mocniej do siebie, tak jakby chciał znaleźć się w niej już, teraz, jakby resztki cierpliwości spłynęły z niego wraz ze zdrowym rozsądkiem, pozostawiając po sobie tylko bezmyślne, głodne zwierzę.

Ona cała należała tylko do niego.

I Jonathan nie potrafił już być obserwatorem, nie mógł pozostawać tylko biernym widzem.

Złapał ją mocno za biodra, nie bawiąc się w żadną delikatność. Nie chciał być dla niej delikatny. Chciał wziąć ją gwałtownie, przelecieć, uprzedmiotowić i doprowadzić na skraj szaleństwa — chciał jej dobitnie przypomnieć, że to jego mogła mieć od początku, gdyby tylko . c h c i a ł a . . Odwrócił ich jednym szarpnięciem i mocno popchnął Bee do tyłu, nie uwalniając jej z silnych ramion nawet na moment i nie przerywając coraz bardziej zachłannych pocałunków. Aż wreszcie Bee oparła się plecami o nagą ścianę pomiędzy regałem zawalonym książkami do których nikt nie sięgał a obrazem w złotej ramie. Swoim ciężkim, twardym ciałem przycisnął ją mocno do zimnej płaszczyzny, a nogę brutalnie wepchnął między jej gorące uda, napawając się każdą sekundą jej bliskości i każdym wyrazem swojej dominacji.

Wnętrzem dłoni przesunął po boku kobiety, na wysokości biodra nieco zwalniając, ale zatrzymał ją dopiero na udzie. Szarpnął jej nogę do góry tak, że mogła teraz go objąć i wciąż jej nie puszczał; niecierpliwą dłonią znaczył ścieżkę po nagiej skórze.

Mało. To nie mogło wystarczyć.

Nie teraz.

Oderwał od niej usta, żeby spojrzeć na twarz, żeby napawać się jej wyrazem. I z bliska przekonać się na własne oczy, że ona też chce więcej.

Poproś — odezwał się nagle, a jego głos był tak szokująco spokojny, że wyraźnie odciął się od całego tego chaosu, jaki miał miejsce na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu sekund między ich rozgrzanymi do czerwoności ciałami i splecionymi, gorącymi oddechami.

Błagaj.

Oddaj mi te pierdolone piętnaście lat, które poświęciłeś innemu mężczyźnie.

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Ania

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Val

If it takes fighting a war for us to meet, it will have been worth it.
Awatar użytkownika
47
160

przemytniczka

Beehive

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Ania

ODPOWIEDZ

Wróć do „38”