WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

taron egerton

Zablokowany
And I need you behind the gun; I'll be the one to come undone
Awatar użytkownika
31
180

blue blood blues

seattle pd

columbia city

Post

about me

imie i nazwisko

john matthew bradshaw jr.

pseudonim

johnny, junior

data i miejsce urodzenia

17.10.1991, Bellevue

dzielnica mieszkalna

Phinney Ridge

stan cywilny

żonaty

orientacja

he-he-hetero, akurat

zajęcie

detektyw

miejsce pracy

seattle pd

wyznanie

czasem rozmawia z Bogiem

jestem

miejscowy

w Seattle od:

28 lat

my story
On my honor,
I will never betray my badge,
my integrity, my character,
or the public trust.


Panie, daj mi siłę, abym zmienił to, co zmienić mogę;

Mundur galowy mojego ojca zawsze pachniał tak samo: kurzem, mentolem wysączonym z popalanych (bo przecież nie "palonych" - pod czujnym okiem mojej matki, w której rodzinie wszyscy mężczyźni dwa pokolenia wstecz powymierali na raka płuc) przez niego Newportów i niewyraźnym powidokiem naftaliny. Kiedy miał dobry dzień - a w tamtych czasach miewał ich jeszcze całkiem sporo - pozwalał mi wyciągać go czasem z szafy, i z zapinanego na klipsy (klik - klik - klak!) pokrowca, i tonąć w nim, z rękawami zwisającymi do połowy moich niedorosłych ud, i epoletami ciążącymi na chudych ramionach. Lubiłem stawać przy lustrze i myśleć, że kiedyś będę taki jak on. Duży, i silny, i dobry, i prawy. I zdolny uśmiechać się tak, żeby wszystkie sąsiadki i na mój widok robiły: oooh!, a potem przynosiły nam na próg placek ze śliwkami i chmurę kwiatowych perfum.
Nie rozumiałem, czemu mama czasem nagle dostaje alergii i musi trzeć oczy, i wychodzić za dom, mówiąc coś o tym, że w Bellevue wszystko było l e p s z e, ojciec ciska gazetą o stół i mówi dużo o niewdzięczności i słowie na "h", które kojarzy się z hipodromami, ale oznacza coś zupełnie innego, a moja siostra i ja nagle "musimy być grzeczni i natychmiast iść do swojego pokoju". Są takie rzeczy, które tylko w dzieciństwie mają sens (na przykład to, że najbardziej na całym świecie chce się być dokładnie takimi, jak nasi właśni rodzice). I takie, które nabierają sensu dopiero w dorosłości.

I will always have the courage
to hold myself and others
accountable for our actions.


Daj mi cierpliwość, abym zniósł to, czego zmienić nie mogę.

Pod wieloma względami pewnie tak ja, jak i cała moja rodzina pochodzenia, wpisywaliśmy się w scenariusz amerykańskiego snu. Biali, średnio-zamożni, pozbawieni ambicji, żeby zmieniać albo opuszczać ten kraj, który wydał nas na świat i wychował jak bardzo kochająca, chociaż i trochę przemocowa matka. Całą naszą ulicę w północnym Phinney Ridge obsiewały domy - o porządnych dachach, szczelnych oknach i pastelowych lub piaskowych w barwie sidingach - należące do rodzin policyjnych. Zawsze wydawało mi się, że niebo nad naszym sąsiedztwem jest bardziej niebieskie niż to nad resztą świata Seattle, hortensje na rabatach mojej matki bielsze niż śnieg w "The Christmas Story", a jej paznokcie czerwieńsze od paznokci wszystkich innych matek. Gdy ojciec awansował, w soboty zaczęliśmy grywać w małej, weekendowej lidze bejsbola, a potem chodzić do kina. W niedzielę był kościół, gry planszowe i indyk, albo zapiekanka pasterska na obiad, a w poniedziałek płacz, bo my musimy iść do szkoły, ojciec na służbę, a matka ma stertę koszul do złożenia, i w ogóle gdzie jest sprawiedliwość na tym świecie?
Nadal nie wiem, ale na pewno nie było jej na szkolnych bieżniach i boiskach, na których od pierwszych zajęć wiadomo było, kto biega szybko, rzuca celnie i kopie mocno, a kto nie. Na całe moje szczęście okazało się, że chociaż długo moje ciało nie chciało zacząć rosnąć, i do dziewiątej klasy byłem najniższy w roczniku, oprócz prostych i białych zębów odziedziczyłem po Bradshawach także wytrzymałość i spryt. Trener Hilton mówił, że gdybym tylko chciał, mógłbym dostać stypendium i pójść do Browna, albo nawet na Yale, ale ja nie chciałem "do Browna, albo nawet na Yale".
Ja chciałem do policji.


I will always uphold the Constitution,
the community,
and the agency I serve,


I daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego.

Gdyby ktoś mnie spytał, jaki obraz przefrunie mi przed oczami kiedy całe moje ciało przekonane będzie, że to już, uparłbym się, że będzie to uśmiech mojej June: kąciki warg porwane w górę płynnym, filmowym ruchem i pociągnięte różaną szminką wargi rozparte blaskiem równiusieńkich zębów. Zakochałem się w tym uśmiechu mając niecałe szesnaście lat i gdybym miał zabrać do grobu tylko jedno wspomnienie, to pewnie byłby to właśnie on (i jej śmiech; perlista kaskada lekkich, melodyjnych dźwięków przerywanych chichotliwym "och, Johnny!", gdy próbowałem podrywać ją na ten, albo inny, głupi żart). No, tylko, że w dwutysięcznym czternastym okazało się, że wcale nie. Gdybym naprawdę wtedy umarł - w żenującym, niepoetyckim wyniku zbiegu kilku nieszczęśliwych okoliczności, tam, w jednej z wielu ćpuńskich melin w przeżartym smogiem sercu South Parku - umarłbym ze wspomnieniem dziecka jasnego jak puch i cienkiego niczym kalka kreślarska, z żadnymi nadgarstkami i kolanami obijającymi się o siebie jak grzechotki - wbitym w wewnętrzną część powiek. Pamiętałbym cudze dziecko, nie dożywszy nawet narodzin własnego.

so help me God.

Amen.

Nie wiem, kto dał mi drugą szansę - Przypadek, Los, czy Bóg; nie pytałem, ale przyjąłem ją z pocałowaniem w rękę. Przestałem narzekać, i nie zacząłem pić - w tym samym roku, w którym dwóch moich kolegów ze Szkoły trafiło na odwyk, a jeden do ziemi z racji bardzo-przedwczesnej marskości wątroby. Brałem coraz trudniejsze sprawy i coraz więcej nadgodzin, a potem wziąłem też kredyt na dom - dwupoziomowe, przestronne cudo dla Coltona i dla June, z dedykowanym miejscem na barbecue, koszem do gry przytwierdzonym do fasady nad garażem, tarasem i garderobą pełną kaszmiru, kwiatowych tkanin, dziecięcych koszulek z krótkim rękawem i mundurów paradnych pachnących jak śmierć naftalina, mentol i pył.
Niedawno skończyłem trzydzieści jeden lat i myślę, że mam wszystko, o czym mógłby marzyć facet w moim wieku i w moim położeniu. Kocham moją żonę, moje dziecko, moją pracę i mój dom, wstaję rano i dziękuję Bogu za jego dary, a wieczorem przepraszam go za grzechy. Nie zadaję zbyt wielu pytań, próbuję nie węszyć tam, gdzie nawet najsprytniejszy pies może stracić nos, albo od razu cały pysk. Wiem, że to są moje najlepsze lata, i jestem za nie wdzięczny nawet wtedy, kiedy przed tygodniem służby poleruję broń i zastanawiam się, czy ktoś by w ogóle zauważył, gdybym strzelił sobie w łeb.
my flaws
W czasach podstawówki był tym, co niekompetentni nauczyciele i wycieńczeni rodzice zwykną nazywać "nadpobudliwym dzieckiem" - zawsze było go wszędzie pełno, pierwszy pakował się w tarapaty i pchał do odpowiedzi za sprawą impulsu, a bynajmniej nie dlatego, żeby błysnąć wiedzą albo dwunastoletnim intelektem. Dopiero diagnoza ADHD, którą otrzymał tuż przez rozpoczęciem liceum, rozwiała tajemnicę za jego nieokiełznaniem, a Adderall - który przyjmuje do dziś, choć teraz już w minimalnych, podtrzymujących dawkach - okazał się być dość skutecznym remedium na wybuchy temperamentu (to znaczy: do czasu}.

Innym, oprócz atomoksetyny, lekarstwem, które okazało się ratować Johna przed negatywnymi konsekwencjami własnej energii, i przekuwać je na coś względnie pozytywnego, okazał się być sport. Jak większość chłopców z jego osiedla - zamieszkałej głównie przez dzieci policjantów i strażaków enklawy w Phinney Ridge - od małego chodził na basen, zajęcia z lekkoatletyki, a soboty spędzał z ojcem na meczach wielopokoleniowego bejsbolu, ale jako nieliczny z nich faktycznie miał do tych zajęć prawdziwy talent. Co sezon odkrywał coś nowego: a to łucznictwo (za drogie), sztuki walki (zależy które, ale w sumie to nuda), wspinaczkę (super - dopóki nie spadł ze ścianki, łamiąc nadgarstek w dwóch miejscach na tydzień przed piętnastymi urodzinami), ale zawsze wracał do bejsbolu i biegów na krótkie dystanse. Gdyby nie to, że w wieku osiemnastu lat miał już pewność, że chce iść do szkoły policyjnej, pewnie z sukcesem walczyłby o stypendium sportowe, aby opuścić Seattle w drodze do college'u w innym stanie.

Woli psy niż koty, kawę od herbaty, w kinie - popcorn, nie nachosy, a pod mundurem slipki, a nie bokserki. Nie lubi ananasa na pizzy, i uważa, że za serwowanie hot dogów bez prażonej cebulki powinno się lądować w więzieniu. Podziela też niepopularną opinię, że sorbety są nudne, a lody o smaku solonego karmelu pretensjonalne i przereklamowane - sam najchętniej wybiera prostą, klasyczną truskawkę, koniecznie bez jakichś idiotycznych posypek i bez bitej śmietany.

Z dwojga złego, woli nie dospać, niż nie dojeść. Bez śniadania - i to porządnego, żadnych tam soków z selera i jogurtów 0% z dwiema borówkami - nie funkcjonuje, a jeśli nie zdoła dopaść lunchu, robi się upiornie upierdliwy i niecierpliwy. W kuchni sam ma dwie lewe ręce, więc jeśli to jego kolej do robienia kolacji, rodzina Bradshawów żywi się gotową lazanią i sałatą z dressingiem rozcieńczanym wodą, ale przynajmniej z robieniem barbecue na 4 lipca radzi sobie całkiem przyzwoicie.

Nigdy nie był w Europie, ani na żadnym innym kontynencie; w muzeach - tylko garstkę razy w życiu, zwykle pod presją matki, która chciała wychować go na kulturalnego człowieka, a w teatrze jeden-jedyny raz, na jakiejś policyjnej gali, z której pamięta głównie serwowanego w przerwie szampana i tartinki z kawiorem, a także głupawkę, którą ledwie powstrzymał w drugim akcie Jeziora Łabędziego.

Do kina natomiast mógłby chodzić co weekend, jeśli nie częściej. Od dziecka lubuje się w atmosferze spowitych mrokiem sal projekcyjnych, zapachu niezdrowych, zbyt drogich przekąsek i ciszy zapadającej na sekundę przed rozpoczęciem seansu. Są filmy, których nie rozumie - w tej kategorii mieści się zwykle wszystko, co wyreżyserował Malick, Kubrick i inni artyści o trudnych w wymowie nazwiskach; najchętniej natomiast ogląda Scorsese, Spielberga, Eastwooda i Nolana. No i płacze za każdym razem, gdy umiera Mufasa - ale udaje, że nie, i zawsze w trakcie tej sceny wychodzi z salonu po dokładkę lodów albo ciastek z czekoladą.

Podczas gdy jego rówieśnicy zmieniali swoje "wymarzone profesje" co sezon, Johnny od dziecka wiedział, że chce być policjantem, tak jak jego tata. Wszystko co robił, robił z myślą, że w dziewiętnastym roku życia zda do szkoły policyjnej, potem ukończy ją z wyróżnieniem, a przed trzydziestką, jeśli dobrze pójdzie, otrzyma wymarzony awans na detektywa. Póki co swój plan realizował bez zająknięcia, choć wypalenie zawodowe ostrzy sobie nań kły, a stres coraz częściej osypuje mu włosy brokatem pierwszej siwizny.

W swoim arsenale - oprócz pistoletu Smith & Wesson, 9mm - ma urok osobisty, szczyptę nieokiełznania, porządną porcję charyzmy i niemałą zdolność do improwizacji. Był jednym z tych dzieciaków, które potrafią całe wypracowanie "przeczytać" z pamięci, mając przed sobą puste strony w zeszycie, i wyłgać się nawet z największych, rodzinnych tarapatów. Gdyby miał romans, pewnie potrafiłby zamydlić żonie oczy całą feerią mniejszych i większych kłamstw, ale nie musi, bo jest wierny jak pies, a cotygodniowy bukiet kwiatów, comiesięczną bombonierkę z pralinkami i coroczny komplet biżuterii na święta - nieprzerwanie od jedenastu lat - daje swojej wybrance z trochę tandetnej potrzeby serca, a nie po to, by czyścić sobie sumienie.

Lubi myśleć, że jest dobrym obywatelem: służy Ameryce, co święto narodowe wciąga na masz przed domem powiewającą na wietrze flagę, regularnie głosuje (na Demokratów), segreguje śmieci i wierzy w demokrację. Nigdy nie przyjął łapówki (i uznajmy, że nie liczy się, że zdarzyło mu się trzymać mordę na kłódkę wiedząc, którzy z jego kolegów i przełożonych to robią...), stara się nie używać mowy nienawiści nawet w stosunku do najgorszych szumowin, a na dobranoc opowiada swojemu dziecku bajki o pięknym świecie i szczęśliwych zakończeniach, choć sam wierzy w powyższe mniej z każdym dniem swojej policyjnej służby.
and more

imię/ nick z edenu

harper

kontakt

pw

narracja

to zależy

zgoda na ingerencję MG

tak

john bradshaw jr.

taron egerton

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

akceptacja!
Serdecznie witamy na forum, twoja karta została zaakceptowana. Możesz teraz dodać tematy z relacjami, kalendarz oraz telefon i cieszyć się fabularną rozgrywką, którą musisz rozpocząć w ciągu 7 dni.

autor

Zablokowany

Wróć do „Panowie”