WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
24
163

bezrobotna na zasiłku

probuje złapać się czegokolwiek (na marne)

elm hall

Post

Rozdział pierwszy: <br>
gloomy awakening
<br><br>



Pulchna, nieco pyzata buzia, lekko skrzywione zęby (widać, że nigdy nie było stać jej rodziców dziewczyny na aparat), duże wyłupiaste oczy, a ich źrenice o kolorze kasztanów w ciepłą jesień. Choć przechylała się na lewo, zwykle szła wyprostowana z delikatnie zaróżowionymi policzkami i tętniło z niej pełność życia. <br>
Wierzyła w dobroć ludzkości. Łudziła się ratunkiem. Przez lata nie gasła z niej nadzieja. Lecz później, przetarła powieki - zsunęła z nosa różowe okulary - i kłamała, kłamała, kłamała, kłamała - plując światu w szarą gębę.<br><br>

Od samego początku wybrano ją jako przegraną, rodząc się jako piąty potomek rodu Winfield'ów (tak, tych Winfield'ów) - ojca zataczającego się po szmaragdowym mieście naszpicowanym koksem, anfą czy innym gównem, matki schizofreniczki - wydzierającej się do pustego nieba, wszędzie widzącej szczury [choć może sama nim była(?)] - dwa lata temu znalezionej w opuszczonym baraku, ciało w pięciodniowym stanie rozkładu; zmarła w skutek przedawkowania (tak napisali w raporcie, prawdziwy powód śmierci: udusiła się własnymi wymiocinami). Może jej się należało.<br><br>

Louna Winfield musiała przetrać; ona i ich pięcioro. Każde z nich - dzieciaków, starszych i młodszych miało wyznaczone dla siebie zadanie. Zwykle, czy też zazwyczaj, zawsze - bezustannie było ciężko - bo jak się utrzymać? Gdzie zdobyć wyżywienie - jak nauczyć się współgrać z tym paskudnym wszechświatem. Ojciec ich okradał - a jak nie ich to sąsiadów, w szkołach byli szykanowani - a ten kto nie potrafił się obronić ostatecznie stawał się wyrzutkiem. Choć wszyscy nimi byli - stanowili ten mały procent pośród społeczeństwa. Degeneracji - każde z nich tak skończy. <br><br>


Przebudziła się w panice, w ciepłą sierpniową noc dochodziła 4:40 przed południem, wstała z łóżka nadal żywa - ciemne spojrzenie przesunęło po drugiej pościeli - Jordie, Jordan czy J.J - ciężko oddychał. Znowu miał koszmar - wiedziała jako matka, jego - nieważne że młoda, czy za młoda. Siedem lat temu wypchnęła go z własnej macicy, dlatego przez kolejne siedem wiosen znała każdy ruch, słowo czy też oddech chłopca. Był jej - tylko jej i tego szatyna, chuderlaka - chłopaka na chwilę i co chwilę miłość jej życia i inne takie badziewia, które nie posiadały żadnego sensu w ich rzeczywistości.<br>
Pomimo wczesnego porodu (czyt.wpadki) kochała być mamą, od paru lat istniała wyłącznie dla niego - i choć czasem był irytujący, wkurzał ją niewyobrażalnie - pragnęła by zniknął, koniec-końców niezależnie jak to egoistycznie zabrzmi, to jednak stanowił dla niej zbawienie. <br><br>

Ocknął się, miał w łzy w swych oliwkowych oczach (miał je po ojcu) - było, aż tak źle? Wystarczyła chwila aby poznać sekret koszmarów.
  • Sięgnęła po telefon:
<table><div class="tel0"> <div class="tel1"> <img src="https://64.media.tumblr.com/3a455079716 ... 81c886.jpg" class="tel-ik"> <div class="cname">lou</div></div> <div class="tel2"> <div class="tel-w">JJ zostawil u cb zabawke dinozaura</div> <div class="tel-w">moglbys przywiezc? nie moze zasnac </div> <div class="tel-w">wiem ze nie spisz</div> </div></div></table><br><br>


5:17 am<br><br>

Pukanie do drzwi, delikatniejsze niż zwykle powoli zeszła ze schodów, wiedziała kim jest odwiedzający - ze zmniejszonym tempem je rozchyliła. Chuderlak stał w ciemności niczym najbardziej przerażający koszmar stwór. - Masz? - żadnego cześć; od niedawna na nie nie zasługiwał, zresztą z nimi nic nigdy nie wiadomo. - Postaraj się być cicho wszyscy śpią. - czyli zachlany ojciec i całe rodzeństwo, które nie ułożyło sobie życia. - Jordie chcę się z Tobą przywitać. - dopiero teraz zlustrowała twarz Jericho. <br><br>
Pytanie: był naćpany, czy zawsze na takiego wyglądał?

autor

-

when there's nothing left to burn, you have to set yourself on fire.
Awatar użytkownika
26
188

gangsterzyna z mlekiem pod nosem

meliny w south parku

south park

Post

Pytanie: czy jej to przeszkadzało?

Bo kiedyś na pewno nie.
No, te wpadające w indygo i głęboką śliwę kręgi pod linią dolnej powieki, które wyglądały tak, jakby Jericho był akwarelowym rysunkiem, po którym ktoś przejechał palcem nieco nieostrożnie, i rozmazał mu narysowane dopiero-co rzęsy. Blaza wypisana na twarzy powolnym bezruchem - w sposobie, w jaki się uśmiechał, zawsze jakby tylko "na pół gwizdka". Łuki kościstych ramion, którymi Jerry mógł zarówno kogoś objąć, jak i ukręcić komuś (być może tej samej osobie) łeb, zwykle okryte jakąś wymiętą szmatą, jego matka zawsze mówiła, że niczym psu z gardła. Włosy z rzadka zaczesane na brylantynę, metodą, która upodabniała go nagle do wszystkich jego romskich kuzynów - z ich kradzionymi samochodami, złotymi łańcuchami, kartotekami i całą masą dup, którym połamali serca i narobili dzieci, ale najczęściej po prostu zostawione samym sobie, więc jak i teraz - układające się w chaos kasztanowej czupryny, trochę już przydługiej, ale jeszcze nie na tyle, by związać ją w schludną kitkę.
Kiedyś jej się podobał. Jericho - niegrzeczny chłopak. Jericho - widać, że tarapaty. Jericho - uważaj na takich, jak on. Jericho - nic dobrego z tego nie wyniknie.

A jednak wynikło.
Dobro nieplanowane, przypadkowe jak cała ich historia. Dobro, które dzisiaj miało siedem lat i nie mogło spać. Czyli także dobro, dla którego o piątej rano cel Tradat był skłonny - choć nie bez kurew i ja pierdolę'ów na wargach - wygrzebać się z zapadliny kanapy, na której grał właśnie na playstation, a potem z nory własnego domu, i wpakować niedospany, chudy tyłek w samochód, z tym cholernym dinozaurem pod pachą, a potem na siedzeniu pasażera.
Przez chwilę pomyślał, że może powinien mu zapiąć pasy. Co to było, w ogóle? Jakiś diplodok?
Za dzieciaka Jerry kochał dinozaury - pewnie to też przekazał synowi w genach, razem z krnąbrnym charakterem i alergią na laktozę (niegroźną, w sensie - nie taką, która mogłaby go zabić, ale irytującą - kiedy po porcji płatków śniadaniowych dostawało się nagle jakiejś sakramenckiej sraki). Ale dzieciństwo się skończyło.
Więc nie zapiął pluszakowi pasów.

- Nie, nie mam - Odparł, przewracając oczami, i przekładając dinozaura skrytego za plecami z dłoni w dłoń. Co to w ogóle było za pytanie? Naprawdę zakładałaby, że zapomniałby o jedynej przyczynie, która dwadzieścia minut temu wywlokła go z bezpieczeństwa domowych pieleszy, i sterczał tu teraz bez niej jak jakiś głupi chuj? - A młody nie? - Sprecyzował, gdy mówiła, że wszyscy spali. Ale bez trudu też wyczytał z jej twarzy, że wszyscy to tylko jej nieudaczne rodzeństwo, i zapijaczony ojciec, a nie ich syn. Ich syn był inny. Lepszy.
Czasem gdy patrzył na Lounę, chciało mu się krzyczeć. Nie na nią, tylko tak o, w eter. Na niesprawiedliwość życia, bo w innym scenariuszu mogli poznać się jako królowa cheerleaderek z dobrego, funkcjonalnego domu, taka z dyplomami zawieszającymi ściany wielkiej sypialni na piętrze, z różowym dywanem i wykuszowym oknem, i kapitan drużyny, chwała i duma swoich rodziców, stypendium sportowe zapewniające mu drogę do najlepszych koledżów wpisane w szkolne akta od pierwszego dnia edukacji. A tymczasem byli tu. O jakiejś chorej, kurwa, piątej nad ranem.
Przestąpił próg, nie zdjął butów ani skórzanej kurtki, i pokierował się za dziewczyną - trasą, którą przecież znał na pamięć. Prosto, prosto, skręt. Tup tup, uważaj bo ojciec śpi, tup.
- Znowu koszmar? Co tym razem? - Zapytał Lounę szeptem dopiero, gdy znaleźli się na progu dziecięcej sypialni.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
24
163

bezrobotna na zasiłku

probuje złapać się czegokolwiek (na marne)

elm hall

Post

Odpowiedź: Pierdol się, Jericho.



Bo kiedyś brała z nim; zanurzając się w otchłań bezdenną, nie przejmując jutrem ani niczym innym. Byli on, ona i narkotyki. Poszła w ślady rodziców - wypięła się na społeczeństwo, które mogłoby ją uratować - wyciągnąć z traumy wyrzutka i nauczyć wspólnie funkcjonować.
Wszystko zmienił moment ciąży, a raczej wpadki, malutkiej wpadeczki - która początkowo spowodowała okrutną histerię, bo jak dziecko może wychowywać dziecko? Jednak czego można spodziewać się szesnastolatki nie znającej dokładnej budowy ciała człowieka, a co dopiero kwestię zabezpieczania (niedawno dostała pierwszy raz okres, skąd miała wiedzieć, że istnieją dni płodne - zapewne nie powiedziano jej nawet o prowadzeniu kalendarzyka) - od nikogo nie dostałaby pomocy, nikt dziewczynki na to nie przygotował. Jedno było pewne - jak potrafiła ściągnąć majtki, to równie powinna umieć otworzyć opakowanie od prezerwatywy. A może chciała tego dziecka? A może chciała aby ktoś ją bezwarunkowo kochał?

Gówno prawda.
Nie nadawała się na matkę - nie umiałaby nawet wychować psa, a jednak stało się - postanowiła urodzić i choć minęło siedem lat (pomimo całej miłości do JJ) nie umiała odnaleźć powodu swej decyzji, albowiem Lou przed porodem, to zupełnie inna Lou niż po porodzie - lepsza, gorsza? Na ten moment ciężko stwierdzić, aczkolwiek bez progresowo trzymały się Winfield całkiem podobne cechy. Wciąż była silna, podła, mściwa - a jednocześnie wykwintnie potrafiła wyjść bez szwanku z każdej sytuacji, nawet teraz bez grosza przy duszy, mieszkająca w ruderze rodziców - miała na tyle determinacji, aby jej synkowi niczego nie brakowało - choćby tego głupiego, starego - lekko rozprutego dinozaura.

Patrzyła na mężczyznę, jej piwne źrenice delikatnie się rozszerzyły, by po chwili westchnąć głośno, dokładnie tak jak zawsze w takich chwilach pojawiała się w ciele Louny irytacja. Oczywiście, że żartował - może kiedyś ją to śmieszyło, może ją bawił - a może po prostu znudziło się jej udawanie, a może teraz nienawidziła go za ten wiecznie wsadzony w kącik ust uśmieszek. Kpił z niej; a ona za każdym razem w podobnych sytuacjach zastanawiała się jak mogła kiedykolwiek żywić do niego głębsze uczucia. Przecież on nawet nie był głęboki - w niczym się nie wyróżniał, od tych biegających po osiedlu chłopców przed trzydziestką, a jednak - kochała go na tyle mocno, by wielokrotnie zapomnieć o tych wszystkich chujostwach przykrościach do jakich się dopuścił. Kochała go na tyle, że cała jej siła - spryt i przeróżne ideologie których starała się trzymać przemijały. Niekiedy marzyła o tym, żeby byli rodziną - uciekli od tych slumsów - wyjechali z Seattle i zaczęli gdzieś indziej, od nowa - bez tej chorej otoczki zniszczonych ludzi. Tylko, że później się jej przypominało - o każdej jego zbrodni, bólu - krzywdy; i zaczynała błagać wszechświat, aby sprawił, żeby zniknął.

- Czy Ty kurwa umiesz czytać? - delikatnie podniosła głos, lecz nie na tyle aby kogokolwiek obudzić. - Pół godziny temu Ci to napisałam. - choć mogło tak wyglądać, to wcale się nie uspokoiła. - Powinniśmy go gdzieś wysłać. - wciąż stali na schodach, ona jeden stopień od towarzysza. - Nie wiem kurwa, to jakiegoś psychoterapeuty. - ale to kosztowne, a ich nie stać. - Może napatrzył się na tych Twoich debili... - przez moment widać było, że się zastanawia. - ...albo kurwa mu coś dali. - a jeżeli to zrobili... - to ich zajebie. - skwitowała.

autor

-

Zablokowany

Wróć do „Domy”