Zazwyczaj nie prosi o pomoc. Zazwyczaj radzi sobie sama. Zazwyczaj nie płacze razem z dzieckiem, zagłuszając je tym, a to już naprawdę nie lada wyczyn. Nie mogła już dłużej trzymać tego w sobie, a pierwszy na myśl przyszedł jej Harper. Chciała trochę pokazać Harperowi, że rodzicielstwo to nie tylko słodkie uśmiechy i pachnące ciałko mlekiem. Pragnęła też, by był z nimi w trudnych chwilach, a on potrafił uspokoić Charlie jak nikt inny. Agatha akurat chorowała, a Phoenix miała dyżur w szpitalu, więc złożyło się idealnie. Przeczytała za to mnóstwo forów na temat gorączek dzieci i płaczu, lecz to wszystko było absolutnym błędem. Wyszło, że Charlie ma raka, chociaż nie karmi piersią, ale mimo to przekazała dziecku komórki rakowe. Załamała się.
Nie myła się chyba od trzech dni, jako zwiastun najgorszych chwil Janey. Nie puszczała jej, płakała jak na zawołanie i coraz to głośniej. W nocy nawet nie było mowy o spaniu, a w dzień miała jedynie krótkie drzemki, przez co dziewczynka ze zmęczenia irytowała się właściwie wszystkim (Charlie razem z nią). Dzięki temu zapomniała chociaż o swojej zazdrości o Harpera i jego chłopca; liczyła jednak na to, że tym razem Dweller zajmie się swoim własnym dzieckiem, a nie obcym. Chyba jeszcze nigdy nie oczekiwała go z taką niecierpliwością. Wpadła w rytm bujania córki w swoich objęciach i wyglądała przez okno przez godzinę i czternaście minut po napisaniu wiadomości do Harpera. Później musiała usiąść, co nie zostało dobrze przyjęte przez pomiot Szatana, ale udało się, że zasnęła na pół godziny. Oczywiście musiała wtedy siedzieć w bezruchu.
Macierzyństwo było trochę jak pole minowe – tak to zapewne określiłby jej mąż, gdyby dożył ich drugiego dziecka. Pełne pieluchy są jak ukryte miny, które atakują z zaskoczenia; płacz uderza nagle jak fala uderzeniowa po wybuchu; uśmiech dziecka za to staje się wschodem słońca po całej nocy bombardowania. Pytanie tylko: czy Michael poradziłby sobie z przeniesieniem takiej traumy na własne potomstwo? Czy byłoby gorzej, czy może odzyskałby swoje dawne życie i rzuciłby alkohol? Oj, raczej nie.
- A czy Harper poradzi sobie, gdy zda sobie sprawę, że to nie takie proste? Że to wszystko kosztuje o wiele więcej niż ten cały cholerny dom? Zdrowie się traci przy tej całodobowej robocie, zmysły się traci i ponownie zakochuje w swojej odwiecznej miłości. Ryzykowna gra, gdzie ziemia drży i niebiosa grzmią niezależnie od podjętych decyzji. Ponownie więc: czy Harper da sobie radę? Czy uratuje Charlie z zatapiania się w ruchomych piaskach?
- Weźmiesz ją? – Sama podniosła się do siadu, poprawiając bluzkę, która zsunęła się z jej ramienia, a następnie ułożyła dłoń na brzuszku córki. – Tak jest od dwóch-trzech dni. Straciłam rachubę czasu, jestem wykończona, mama jest chora, a ja nie mogę pomóc własnemu dziecku.
Tylko, cholera, nie płacz znowu. Ten jeden raz.