WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

harper (on/ona/oni)

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

preskot [on/jego]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

harper (on/ona/oni)

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

preskot [on/jego]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

harper (on/ona/oni)

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

preskot [on/jego]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

harper (on/ona/oni)

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

preskot [on/jego]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

harper (on/ona/oni)

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

preskot [on/jego]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

harper (on/ona/oni)

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

preskot [on/jego]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

Potem wargami szczypie go w bark.
- Don’t be silly, nothing to thank me for. But I could take you... - Śmieje się, chrząka - We could go again, you know? Tomorrow. If you didn't... - Przypomina sobie o chłopięcych planach. Myśli, że nie chce by tak to brzmiało, a mimo tego - jego sugestia brzmi jak test - ...forget about it, no biggie. We will find a date, alright? The summer's only starting now - Przechyla się lekko, by pocałować Zacha w skroń. Potem wstaje - To be frank, yeah. I'm pretty bloody starving. Do you have anything in the freezer? Or do we order pizza? What 'you say? - Krząta się po pokoju, zupełnie nagi; i trochę go bawi, a trochę peszy myśl, że - cholera - nawet gdyby chciał zapomnieć (nie chce; chce pamiętać pamiętać pamiętać), świadomy Prescotta (w sobie) będzie przez przynajmniej kilka następnych godzin. Drapie się w bok - We will have to wash the sheets, I reckon. Which is fine. Your washing machine and me, you know, by now we know each other pretty damn well - Puszcza Zachary'emu oko, potem wychodzi; wraca w bokserkach - wcześniej porzuconych w łazience - i z telefonem chłopaka na otwartej dłoni, zgarniętym z szafki, na której porzucił go, gdy nastawiał pranie na czterdzieści, i wlewał do pralki płyn do płukania - Speaking of which...
Nie ma nawet tremy; myśli, że te rzeczy po prostu muszą - powoli - wejść im w krew. Jak to szło? Że prawie wszystko było między nimi po prostu kwestią przyzwyczajenia?
Przysiada na skraju łóżka, bokiem do Prescotta, przysuwając mu telefon z dymkiem jednego tylko SMSa biegnącym przez ekran - Bateria ci niedługo padnie, Zach - Chichocze - Przydałoby jej się to co nam. Wiesz, porządne ładowanie, albo sen...

autor

harper (on/ona/oni)

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Chrząka. W równowadze niedowierzania i oburzenia.
Excuse me?! No way. I am deeply convinced – brzmi jak polityk – that I did not call you disgusting. What you did – yes, but that’s something very different. – Prycha, pozwalając się wytrzeć; a potem się śmieje. – Now you're just being an asshole.
W następnej chwili zarzuca ręce za kark – stwierdza, że nie – jednak nie tak – więc je prostuje i przeciąga się, i pręży, i wzdycha ciężko. Wciąż z uśmiechem na ustach; przygląda się mężczyźnie.
And as you could see, I’ve already redefined my perception of what I call „disgusting”. – Z żartobliwym przywołaniem tego, co zdążyło wydarzyć się pod prysznicem i tutaj – w łóżku – ze zgięciami jego kolan zahaczonymi o barki bruneta.

Potem obraca się na bok. Opiera; się – na ugiętym łokciu, policzek – na dłoni. I zdaje sobie sprawę z tego, że jest spocony (i trochę brudny), i za moment zupełnie zmarznie; ale, w tamtej chwili, wydaje mu się to raczej niewielkim poświęceniem. Przynajmniej dopóki Joachim jest obok; i jest na wyciągnięcie ręki – więc ją wyciąga, i kreśli po biodrze mężczyzny jakiś wzorek pozbawiony sensu.
Miesiąc? Nie pochlebiaj im tak. – Marszczy brwi. Chyba już nawet nie ma do nich żalu. – Gdybym „zniknął”, może zorientowaliby się gdzieś w okolicy Świąt. Ale-
Zagryza wargę. Trochę go to wszystko bawi.
Ale jeśli sobie nie żartujesz i naprawdę zamierzasz – i możesz – tu zostać… to pewnie dowiedzą się przy najbliższej wizycie sprzątaczki. Albo ogrodnika, który przychodzi- u-huh? Jutro, chyba. Jakoś po dziesiątej. – Tak, ten sam, po którego dzwonił zaraz po telefonie do Phoenix, tydzień temu; w sprawie krzywo przystrzyżonego żywopłotu. To znaczy, do ogrodnika dzwonił w sprawie żywopłotu. Do Phoenix, przecież, w sprawie Harpera. – Może do tego czasu nie będę jeszcze nawet aż tak zabiedzony.

Za jakiś czas Zachary uniesie brew; kiedy usłyszy, że mogliby jeszcze raz wybrać się nad ocean. Szybciej, niż mógłby się tego spodziewać.
Myślałem, że nie chcesz tam wracać? To znaczy- Wiesz, że wolisz coś nowego. Miejsca, w których nas jeszcze nie było. Ale- ale jeśli nie, to tym razem mógłbym wziąć ze sobą aparat. Wiesz- – Zerka na niego, ostrożnie. – Moglibyśmy pojechać na parę dni. No, teraz pewnie byśmy nic nie znaleźli, ale- ale kiedyś? Przecież, chyba, oficjalnie zacząłem wakacje? – Jest o krok, żeby powiedzieć: „jestem wolny” lub, alternatywnie „nie-zajęty”; ale z jakiegoś powodu brzmi to niewłaściwie. Może nie jak kłamstwo – ale zdecydowanie też nie jak prawda.
Kiedy Joachim wstaje – Zachary prowadzi go wzrokiem. Daje mu chwilę; na rozeznanie się we własnej trasie i w nudnym, przygnębiającym minimalizmem anturażu jasnych, sypialnianych ścian.
Chwyta się tego „bloody starving”, które traktuje pieszczotliwym chichotem; zwraca uwagę na niewytłumioną w porę przebitkę akcentu.
Słuchaj, nie mam nic przeciwko pralce. Wszystko jest spoko, tak długo jak będziesz trzymał się z dala od odkurzacza… – Śmieje się. – Znaczy, wiesz, niczego ci nie zabronię. Tylko nie zrób sobie krzywdy.
Odbiera od niego telefon. Zerka na godzinę (w taki sposób, który na sekundę po wygaszeniu ekranu przypomni mu, że owszem, spojrzał – ale nie zapamiętał), zerka na marne jedenaście procent wczepione w narożnik wyświetlacza. Zerka na jedynkę powziętą w dymek powiadomienia.
U-uh. Ktoś- ktoś pisał. Pewnie Jenna. Albo jakaś reklama. Albo faktura. Cokolwiek. – Rodzice przecież nie bawiliby się w esemesowe wysyłki; takie rzeczy od zawsze woleli załatwiać bezpośrednio – prawdomówność syna wyciągając ze średniej logiki, intuicji, ale także i ewentualnych zawahań wplątanych w tembr głosu.
I, chyba, w całym tym przeciągu, który panuje teraz w jego głowie; lekkim zasysaniu myśli w jakąś bliżej niesprecyzowaną próżnię – wszystkie słowa Joachima o baterii wlatują jednym – i wylatują drugim uchem.
O- oh. – Podkurczy nogi. Wbrew pozorom, wcale nie poruszy go treść wiadomości. Ani nawet nie godzina, o której ta wiadomość została wysłana i dostarczona; ani nawet nie ciężar wieczoru i poczucia winy. Poruszy go dokładnie ten moment, w którym-
W którym Zachary zda sobie sprawę z jednej rzeczy. Że gdyby Harper chciał – mógłby tą wiadomość po prostu usunąć. Ot, choćby teraz – w podróży korytarzem wystarczająco długim, by dobrać się do wnętrzności czyjegoś telefonu (i zrobić w nim porządek).
Bo przecież Zachary nigdy nie dowie się o tym, co stało się w toalecie tamtego lokalu.
  • Unosi rękę. Opuszcza rękę. A potem, jednym jej ruchem, wznieca tuman syntetycznego kurzu. Resztę tabletek spuszcza w kiblu.
    Prescott nigdy nie dowie się, jakiego Harper dokonał wyboru. To prawda.
    I tak, dla wszystkich, będzie lepiej.
Ani w jaki sposób Harper Go sobie podpisał.
  • Podpisuje go się; w taki sposób, że fotograf nie może dostrzec stawianych przezeń liter.
    Prescott nigdy nie dowie się, jakiego Harper dokonał wyboru. To? To też, Chryste, prawda.
    O doborze słów w sygnaturze, Prescott dowie się dopiero za wiele miesięcy.
Więc: chyba pierwszy raz chłopak nie tylko się dowie, ale też prawdziwie zrozumie – jaki Harper podjął wybór. Okay; Zachary jest zmęczony – i potrzebuje dłuższej chwili, żeby odnaleźć się w chronologii zdarzeń. Żeby pojąć co wydarzyło się wczoraj, kiedy zaczęło się „dziś” – i jak długo jeszcze może trwać (z tą subtelną różnicą, która zamiast powiedzieć „nie chcę jutra”, mówi: chciałby, żeby d z i ś się nie kończyło).
W takiej wersji, wiadomość od Harpera zabrzmi nie tylko jak wyznanie. Zabrzmi jak obietnica i przebaczenie. I powitanie – bardziej powitanie, niż pożegnanie, choć przecież po tym, co stało się na lotnisku, a potem na terenie kampusu – gotów był chyba na wszystko.
Oh, fuck.
Uderzy go; myśl, jak wiele mógł stracić i jak wiele błędów popełnił, i jak bardzo mu Go brakowało. Ale też-
Uderzy Go; Boże, Chryste – w akcie jakiejś nieprzemyślanej paniki, wyrzutu, zaskoczenia – zwyczajnie odrzuci telefon na bok i wyciągnie się po bruneta tylko po to, żeby go spoliczkować – otwartą dłonią, po której rozleje się fala piekącego mrowia. Jeszcze później; pociągnie go w głąb łóżka – nieporadną motaniną obleczoną w przeprosiny (za wszystko to, co zrobił, i czego nie zdążył zrobić w porę) i pocałunki. I nazwie go – paroma nieprzychylnymi epitetami. A potem go, po prostu – w każdej niedopowiedzianej przestrzeni tego słowa – wykocha; ostatecznie tkwiąc na brunecie okrakiem i (wróciwszy dłonią po telefon), w tej pozycji, odwołując plany na następny dzień. I na każdy następny dzień-po-tym-dniu, jeśli Joachim tego by sobie właśnie życzył.
Potem go [telefon] wyłączy.
Możemy coś zamówić. Albo zrobić tosty. Albo sajgonki. Albo- albo możemy gdzieś pójść. Do knajpy albo do sklepu. – Pociąga nosem (choć, chyba w ramach wyjątku, nie płacze). – T-to co? Zajmiesz się pralką-
I zaśmiewa.
A ja pójdę się trochę- trochę ogarnąć i- i coś byśmy wymyślili?

autor

preskot [on/jego]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

- Easy, cowboy – Harper sam jeszcze się śmieje. Bo jeszcze jest mu do śmiechu I’m much more than just an asshole, okay? – Obraża się, póki co tylko na niby, na ułamek sekundy zakładając ręce na piersi i wydymając dolną wargę w prawie-dziecięcym, ostentacyjnym pfff-um! I am a heart, and a soul, and also one beautiful dick, in case you’ve forgotten, attached to these… - Spłynie dłońmi po własnej talii, wyrazistych wcięciach ukośnych mięśni brzucha, osiądzie na szczytach bioder – po ich obydwu stronach – i wykona śmieszny, falujący, głupkowaty ruch – miednicą i tym, co natura przytroczyła do jej centralnego punktu - …sexy hips, yeah? So don’t reduce my existence to being nothing, but an asshole. Although I understand you may be both, obsessed and infatuated, after, uhm – Teraz rumieni się naprawdę, a potem rumieni się jeszcze raz – zawstydzony tym, że zarumienił się po raz pierwszy – What you’ve… What we’ve done.
Cieszy się. I przekomarza. I tuli, i łasi - ufnie i bezbronnie podsuwając pod chłopięcą dłoń.

A potem dostaje w twarz.

Co?

Tak. No, n-no tak.
Potem Harper dostaje od Zachary'ego w pysk.

Wszystko dzieje się tak szybko, że zanim z Harpera - wraz z epitetami i pocałunkami pełznącymi spomiędzy prescottowych ust - spłynie otok niedowierzania, i głęboki szok, chłopak zdąży już odwołać jutrzejsze zajęcia, dosiąść jego bioder, i rozpaplać się o planach na jutro, i dziś, i-każdy-kolejny-dzień-gdyby-Harper-chciał.
A potem mu mówi, że Harper ma zająć się pralką, więc Harper -
  • - Harper zajmuje się pralką.
Schodzi po schodach, w bokserkach i na bosaka, z kosmykami włosów, przeschniętymi w akcie radosnej improwizacji, spełzającymi w serpentynkach na pochylony odrobinę kark. Mruga trochę częściej niż powinien (ujmując rzecz statystycznie) - może to nadal trauma*, draśnięcie żarem biegnące skosem przez rozogniony policzek, a może stara się rozgonić łzy, cholera go wie.
Jego dłonie są jak dwie nastolatki z sitcomu – główna bohaterka tego odcinka, i jej bi-ef-ef, ride or die, najlepsza przyjaciółka i powierniczka aż do następnego sezonu, w którym chłopak pierwszej zostawi ją dla tej drugiej lub odwrotnie; jedna próbuje zrobić coś głupiego - pędzi pędzi pędzi w górę, a druga próbuje przemówić jej do rozsądku, ciągnąc ją ciągnąc ją ciągnąc ją w dół.

Znajduje to samo pomieszczenie, w którym o świcie segregował prescottowy syf - przemoczone piwem, dymem i potem ubrania, z których wysupłał także ten nieszczęsny telefon i papierek po gumie do żucia (ciesząc się jak kretyn, że nie natknął się tam na przykład na foliowany kwadracik z prezerwatywą, albo woreczek strunowy pełen koksu, bo wtedy - )
- i zamyka za sobą drzwi. Otwiera za to drzwiczki urządzenia, do życia budząc je krótkim klik pomarańczowego przycisku; wyciąga ubrania – czyste i jeszcze ciepłe, bo Prescottowie (nikt chyba nie spodziewałby się niczego innego), do kompletu z pralką mają również suszarkę, a – w dni pracy – także i pokojówkę (pogardliwie: sprzątaczkę, rasistowsko – w kręgach, w których można sobie na to pozwolić: Filipinkę, albo Ukrainkę, albo po prostu imigrantkę), która zwykle robi to, co teraz on. Wyciąga, rozciąga, składa. Wyciąga rozciąga składa. Wyciągarozciągaskłada

Aż nie natknie się w bębnie pralki na pustkę i głuche łup, uciekające spod jego własnej dłoni w następstwie zderzenia ze śliską, metalową ścianką (teraz przypomina sobie, że gdy był dzieckiem, wnętrza pralek zawsze kojarzyły mu się z tarkami do sera – z wyobrażeniem, że powstawały z tego samego materiału, tylko w jednym przypadku pociętego drobno, i złożonego w kanciasty trapez z uszkiem, za to bez spodu i bez dna, a w drugim – zwiniętego dwustronnie ograniczane szybką, i ścianką, koło).
Potem myśli trochę o Charlie. I o Michaelu Hangroove. Śmieszne. Nie myślał o nim przecież całe lata.
Dużo - o 505.
Wreszcie - zaczyna się bać.
I nie, nie, Chrrrryste. Nie tyle Prescotta
  • - tego metra-siedemdziesiąt-trzy, które był w stanie, sapiąc wprawdzie, ale nadal z sukcesem, przetransportować przez łazienkowy próg; albo, w innym kontekście, docisnąć gwałtownie do krawędzi rzędu industrialnych umywalek, na chwilę przed tym, nim chłopak - bezsilnie i uzasadnienie - napluł mu w twarz -
co o to, jak może rozwinąć się związek, który zaczyna się tak (jak ich).

Kiedy Zachary dołączy do niego w salonie –
Czy, raczej, na styku salonu i kuchni, tam, gdzie załom wielofunkcyjnej wyspy wyrasta ze ściany ze wszystkimi swoimi marmurami, alabastrami, i całym zestawem różnych smart solutions, czyli na przykład tym, że szuflady nie mają klamek, uchwytów, albo gałek, tylko należy je lekko tryknąć kolanem albo palcami stopy, by się wysunęły, i popchnąć, by wróciły na swoje miejsce –
Zobaczy Harpera usadzonego na jednym z wysokich krzeseł, jakiejś bezpieczniejszej, i przyjaźniejszej rodzinom z dziećmi wersji barowych hokerów – na której można wygodnie umościć tyłek, nie ryzykując, że spadnie się na posadzkę przy o jednym gwałtownym ruchu, albo mocnym drinku za dużo. Zaraz koło krawędzi blatu. W tych samych jeansach i skarpetkach, które miał na sobie wczoraj – tylko czystych, i pierwszym-lepszym swetrze Prescotta zarzuconym na gołą skórę; nieco przymałym, więc odsłaniającym śmiesznie poletko nagiego ciała nad krawędzią spodni, i kończącym się przedwcześnie w styku z nadgarstkami.
Przed brunetem leży kilka znalezionych w kuchni ulotek: Dantini Pizza, Plants and Eggs, Mammnoon, i ulubieniec wszystkich wielbicieli zberezeństw i dwuznaczności – Dick’s Drive-In. Obok nich – dwa kubki, zniesione z piętra wraz z ich wystygłą zawartością. Paczka solonych orzeszków, jeszcze nieruszona, znaleziona w jednej szuflad – obok kilku torebek zdrowej mieszanki komosy ryżowej i ziaren, i popcornu do przygotowywania w mikrofali.

Harper się nie uśmiecha.

Winduje dłoń - teraz na tę wędrówkę pozwala jej dosyć świadomie - i zatrzymuje ją dopiero wtedy, gdy pięć drżących palców zdoła osiąść miękko na nadal rozpalonym uderzeniem policzku (a może tylko mu się wydaje; może to, co czuje, to tylko wspomnienie; albo własny gniew; albo coś przechwyconego z drugiej ręki - przechwycone przezeń, choć należało się temu Harperowi sprzed stu-osiemdziesięciu-jeden dni). Pociera nią szczecinkę dwudniowego zarostu. Widzi, jak przez twarz Zacha przebiega jakiś cień - niewytłumaczalny pożegnaniem ze strony zachodzącego właśnie, ostatecznie, słońca.

- It's true that you never thanked me for taking you to the ocean - Mówi, trochę zaniepokojony drżeniem we własnym głosie. Przełyka i jest mu ciężej, niż by chciał - But I never apologized for... I never apologized you for what happened... What I've done to you at Griffith, you know? - To dziecko, które nie potrafi utulać się samodzielnie, musiało znaleźć sobie różne metody przetrwania. I może dlatego zawsze wtedy, gdy nie wie co ma zrobić, po prostu przeprasza - I'm sorry, I - Przekłada nogi na bok, i teraz majta nimi głupio ponad poprzeczną beleczką zajętego przez siebie stołka. Krzywi się. Marszczy nos. Patrzy na szatyna z ukosa; trochę tak, jakby wolał spodziewać się wszystkiego kolejnego uderzenia - It was wrong. I was wrong, then. Like - I would never... I should never - Opuszcza wzrok; zaraz wzniesie go znowu, ale na razie tylko śledzi ruch własnego palca- drugiej dłoni - głupio śledzącego nazwy chińskich pierożków na najbliższej mu ulotce - But neither should you. Could we just... Could you... Can we, please, just never do it again? No matter what.


  • *trauma
    /ˈtrɔːmə,ˈtraʊmə/
    late 17th century: from Greek, literally ‘wound’;

autor

harper (on/ona/oni)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”