WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

kanye west spits the truth
Awatar użytkownika
40
190

konsultant

FBI

sunset hill

Post

Pod tym kątem ten „obecny” Bob wydawał się być nieco bardziej spontaniczny. O ile zwykle bardzo powściągliwie podchodził do wyrażania swoich uczuć i wykazywał się nieśmiałością, gdy dzielili przestrzeń z kimś jeszcze, tak teraz cudze spojrzenia wcale mu nie przeszkadzały i czerpał mnóstwo frajdy z trzymania jej za rękę, czułych pocałunków albo co najmniej intymnych gestów, którymi również bez skrępowania ją darzył. I chociaż musiało to smakować niecodziennie, a może nawet i wprawiać ją w zakłopotanie, to jednak łatwo było sobie to wszystko wytłumaczyć. Wondolowski bowiem wyjątkowo często miał w zwyczaju utyskiwać na to, jak późno się poznali; owszem, niczego nie żałował i za każdym razem podkreślał, że tak musiało być (czasami nawet winą/zasługą za to obarczając siły nadprzyrodzone, boskie), ale jednocześnie dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak dużo ich ominęło i jak wiele etapów przeskoczyli, spotkawszy się dopiero w głębokiej dorosłości. W jego zachowaniu było zatem coś z naturalnego odruchu: pociągu do zachowań i gestów, których nie mógł jej zaproponować jako dojrzały mężczyzna, a których chyba mimo wszystko mu brakowało, skoro z każdym kolejnym dniem czerpał z nich coraz większymi garściami i coraz buńczuczniej sobie poczynał.
Z drugiej strony – ciężko byłoby się nie zgodzić z tezą, że to właśnie stateczne, wyważone i dyskretne obchodzenie się ze wspólnym sekretem pozwoliło im tak długo utrzymać go w tajemnicy. W końcu zanim zwrócili na siebie uwagę dyrektora Addamsa, bardzo długo ukrywali przed całym światem jak harmonijnie rozkwitała ich znajomość i w wyjątkowo higieniczny sposób ją pielęgnowali, unikając zainteresowania zawodowego środowiska. Nawet jeśli bowiem stali się tematem plotek i przyciągali spojrzenia co bardziej wścibskich współpracowników, ilekroć ramię w ramię stąpali korytarzami terenowego biura FBI przy Federal Plaza, to ciągle byli tylko jedną z wielu par, które podejrzewano o istnienie i to w dodatku na stosunkowo niskim szczeblu biurowej drabinki. W końcu najbardziej elektryzowały te duże nazwiska, którymi podpisywały się miejscowe szychy, więc kto normalny zaprzątałby sobie głowę Carter i Wondolowskim, kiedy na samym szczycie dyrektor Addams regularnie zdradzał żonę ze świeżoprzyjętymi agentkami, a jego zastępczyni bardzo frywolnie flirtowała z jedną ze sprzątaczek.
Pozostawał do rozwiązania zatem tylko jeden paradoks: czy ten perfekcyjny kamuflaż, który pozwolił im w ciszy budować podwaliny pod przyszłe małżeństwo, nie kosztował przypadkiem Boba kałuży krwi i nowych blizn, a Jessici dramatycznych doświadczeń i traumy, którą bardzo trudno było pokonać. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi – być może gdyby wcześniej udało się rozwiązać kwestię problematycznej znajomości, to tamten dzieciak strzeliłby do kogoś innego, Wondolowski wciąż nie wziąłby ślubu, a ten wieczór brunetka spędzałaby z kimś innym; w swojej argumentacji Addams był w końcu bardzo stanowczy i grał wszystkimi kartami, żeby udowodnić im, jak bardzo nieodpowiedzialnie się zachowywali, więc może tak samo surowo postąpiłby i przed tą tragedią, raz na zawsze urywając tę relację. To żadna tajemnica w końcu, że Robert nie cieszył się u swojego szefa zbyt dobrą opinią i zupełnie poważnie analizował opcje zapasowe, na wypadek, gdyby wreszcie dostał wilczy bilet, także taka niesubordynacja i złamanie regulaminu brzmiało jak odpowiedni wytrych, żeby się go pozbyć. Tylko czy rozmyślanie o tym miało jeszcze sens? – Brzmisz, jakbyś żałowała – rzucił krótko, przelewając sobie przez palce długie, ciemne kosmyki wilgotnych włosów Jessici i cicho westchnął. – Wydaje mi się, że czysto technicznie nie miał podstaw. Nie jesteś agentką. Nie powinnaś pracować w terenie. Już nic nigdy nie powinno się wydarzyć – zawyrokował, długo dobierając słowa; nie dlatego, żeby jak najdelikatniej wskazać tę drobną różnicę, która przekładała się na nałożone na nich obowiązki, a ponieważ z trudem dobierał się do tamtych wspomnień i czuł fizyczny ból, jakby naprawdę próbował się przecisnąć przez jakąś wąską szczelinę. Dziwne to było uczucie. – Poza tym – cholera. Robiliśmy zajebiście dobrą robotę, Jessica. Nikt inny by mu nie dostarczył takich wyników – dokończył, cwaniacko się uśmiechając i po omacku musnął wargami czubek jej głowy. To wcale nie było cwaniactwo: jako zasłużony detektyw wydziału zabójstw nowojorskiej policji, Wondolowski mógłby znaleźć angaż gdziekolwiek by chciał (inna sprawa, że sam podchodził do tego sceptycznie i uważał raczej, że strata federalnej odznaki raz na zawsze zakończy mu karierę w wymiarze sprawiedliwości), a i Jessica pewnie nie mogła się opędzić od ofert na linkedinie z różnych agencji czy uczelni na terenie kraju. Może i FBI już tak bardzo nie skupiało się na sprawach niewyjaśnionych morderstw, ale biuro z Nowego Jorku mogło się pochwalić absolutnie elitarnym zespołem do takich dochodzeń i utrata go na pewno osłabiłaby akcje dyrektora Addamsa, który wciąż liczył na karierę w Waszyngtonie. Ubezpieczeni byli zatem poniekąd od… wszystkiego.
- Nie wiem – przyznał szczerze, pełnym skruchy spojrzeniem taksując jej twarz. – Brałem? Braliśmy? – zapytał od razu, z nadzieją na to, że jeśli snuli jakieś plany, to mu o nich przypomni i nawet nieco ożywił się na samą myśl o tym, że oprócz codziennego życia – związanego z ludzkim śmieciem, złem i brakiem nadziei – wyobrażali sobie jednak czas, gdy odznaka już nie będzie tak mocno ciążyła, a priorytetem staną się zupełnie inne kwestie. Nie zakładał tylko jednego – że Jessica marzyła sobie o tej przyszłości po cichu i nie dzieliła się z nim pomysłami, więc gdyby ciągle chciała je przed nim ukrywać, to mogła to zrobić z łatwością. – To brzmi jakbym był strasznym lamusem – zauważył rozbawiony, chętnie sięgając po butelkę z winem i poszedł ślady małżonki, chociaż w przeciwieństwie do niej nie szarżował już tak bardzo i tylko zmoczył spierzchnięte usta. – Myślałaś, że chciałem.. – urwał strategicznie, nie pozostawiając jednak żadnej wątpliwości, co chodziło mu po głowie; gdyby sam zobaczył ją na balkonie w podobnych okolicznościach, pewnie nie potrafiłby odepchnąć od siebie myśli, że próbowała odebrać sobie życie i wcale nie miał jej za złe, że pomyślała podobnie. – Pięć miesięcy po tym jak skończyłem akademię, zastrzeliłem człowieka – podjął nagle grobowym tonem, ciągle wpatrzony w neon u dołu ulicy. – To była noc po Bożym Narodzeniu. Awantura domowa, facet groził nożem swojej żonie i dzieciom. Jak przyjechaliśmy na miejsce, próbował się dostać do łazienki, w której się zabarykadowali. Był naćpany, plótł jakieś bzdury i nie chciał odpuścić. W pewnym momencie otworzyły się drzwi i z tej łazienki wybiegła dziewczynka. To był ułamek sekundy. Mój partner był bliżej i chciał ją złapać, bo nie wiedzieliśmy, do czego jest zdolny i wtedy ten facet na niego ruszył. Nie miałem wyboru – urwał na chwilę, znów biorąc łyk wina i nerwowo zarechotał. – Nie mogłem spać. Wiedziałem, że to był dobry strzał, ale cały czas słyszałem płacz i krzyk tych dzieciaków, kiedy próbowały się dorwać do zwłok ojca. Myślałem, że zeświruję. Siedziałem tu całymi godzinami. Było zimno i mokro, ciągle trząsłem się z zimna, ale tylko tutaj nie bałem się ze sobą być. Tylko tutaj niczego nie widziałem ani nie słyszałem, wiesz? Patrzyłem na auta i ludzi, i zastanawiałem się kim są, gdzie idą albo jadą i kto na nich czeka, i… I to pomogło. W końcu – bardzo bezpośredni był w próbie wytłumaczenia swojego pociągu do balkonowych refleksji i nawet na moment nie zawahał się, czy aby na pewno to dobry pomysł dzielić się z nią tą historią. Tej pewnie nigdy jej nie opowiedział, a w dodatku – w kontekście utraty pamięci – był to dziwny wybór zachowanego wspomnienia, ale widocznie tak musiał przepracować tę kontuzję. Westchnął. – Wróciłem do pracy jakieś dwa tygodnie później. Schudłem siedem kilo, byłem blady i miałem wory pod oczami, ale czułem się dobrze. I wiesz co się stało? Starsi gliniarze mieli do mnie pretensje, że tak długo byłem na zwolnieniu, bo beze mnie nie mogli wyprawić mi imprezy dla już-nie-prawiczka. Rozumiesz to? Oblewaliśmy, że kogoś zastrzeliłem. I to w pierwszym półroczu służby. Po tamtej imprezie znowu wróciłem na balkon – dokończył gorzko i jeszcze raz nerwowo się zaśmiał, zerkając na Jessicę. – Nie wiem, dlaczego Ci o tym mówię. Po prostu… Zawsze tu siedziałem i nie pomyślałem, że mógłbym Cię przestraszyć – mruknął ciszej, pociągając nosem, a potem mocno roztarł ramię pani doktor, blado się uśmiechnął i niezbyt zręcznie zmienił temat, odwołując się do innego rozdziału ich znajomości. – Czy ja w końcu udekorowałem Twój balkon?

autor

ciro

Zablokowany

Wróć do „Gry”