– Nie tato. – pokręciła głową przecząco. Z boku można było odnieść wrażenie, że rozmawia sama ze sobą. Z jakimś wyimaginowanym ojcem. Ot, w uszach miała słuchawki bezprzewodowe, a telefon spokojnie leżał i odpoczywał na jednej z ładowarek. Od czasów pandemii i wirusa buszującego po nawet najmniejszych zakamarkach globu, Bonnie często mogła pracować z domu. Jej praca wymagała przede wszystkim narzędzia, którym był komputer. Duży, stacjonarny komputer z charakterystycznym logo, dumnie prężył się w jednym z pokoi. Wcześniej była to gościnną sypialnia, lecz teraz pełniła rolę jej gabinetu. Chyba dla żartu przykleiła na drzwiach kartkę “Magister Szef Bonnie Hamilton. Proszę nie przeszkadzać.”. Było nawet zdjęcie jakiejś podstarzałej, strasznej asystentki, która broniła wejścia do jej gabinetu.
– Nie, Taylor jeszcze nie wrócił. Jak tylko przyjedzie, porozmawiam z nim o tym weekendzie. – wywróciła czami.
– Wcale nie wywróciłam oczami. – burknęła. Ojciec znał ją zbyt dobrze. Chodziło o wspólny weekend w Country Clubie. Oczywiście zaprosili ją razem z mężem, ale miała złe przeczucia. Dziwnym trafem zawsze krążyli wokół tematów rozwodowych. Córka naszych przyjaciół niedawno się rozwiodła. Podobno całkowicie odżyła. Jakby nowa energia! Znała te wszystkie przypowiastki aż za dobrze.
– Nie. Nie rozmawiałam z nim od lat. – niemal stęknęła.
– Dajmy sobie z tym spokój dzisiaj. Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. – wyjaśniła, gdy zaczęła przeglądać kolejne listy. Wcześniej wyciągnęła je z niewielkiej skrzynki zamocowanej przed wejściem.
Rachunek, rachunek, rachunek. Wyliczała w głowie, przekładając wszelkie listy związane z finansami na lewą stronę, a reklamy i oferty na prawą stronę. Znalazł się także list od wspólnoty mieszkaniowej, a potem jakaś mała bąbelkową koperta z wydrukowanym adresem i krzywo narysowanym, czarnym serduszkiem na środku. Nie była zaadresowana na konkretne nazwisko, a tylko na ich adres domowy.
– Muszę kończyć tato. Do zobaczenia! – urwała w końcu. Głośno westchnęła, gdy połączenie zostało zakończone. Całą tę korespondencję zostawiła na niskiej ławie w salonie. Przygotowała dla siebie prawdziwą ucztę zdrowia. Zmieszała spirulinę z jogurtem, dodając do wszystkiego odrobinę granoli i otrębów. Wysoka szklanka napełniona lodem, zalana niegazowaną wodą. Z takim asortymentem zajęła miejsce w swoim fotelu, kładąc laptopa na kolanach.