WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/z ogniska

- Jak mogłam być tak ślepa i przez rok nie zauważyć, że nie dość, że mnie nie kocha, to kocha innego mężczyznę? – wydusiła z siebie w eter, gdy już siedziała na łóżku Emersona. Zsunęła z siebie kurtkę i położyła się, wtulając w poduszkę.
Oczy miała wciąż podpuchnięte, a ręce drżały jej z nerwów. Wciąż zastanawiała się jakim cudem nie zauważyła innej orientacji jej chłopaka i dlaczego to musiało trafić na nią. Naprawdę była tak nieatrakcyjna? Może oślepła, gdy zaczęła faszerować się wszelkiego rodzaju lekami i skrętami? Skupiła się na swoim nieszczęściu tak bardzo, że nie dostrzegła jak Zach jest z nią nieszczęśliwy. Przecież unikał jej, nie chciał się z nią kochać, nie patrzył na nią z czułością; ba, miała wrażenie, że przeszkadzała mu. Zamykał się często w łazience i rozmawiał przez telefon albo pisał, nie wiedziała. Znikał za to. Aż w końcu zniknął z jej życia, zabierając ze sobą poczucie własnej wartości i kobiecości.

Nie chciała wracać do domu, bo teraz bała się być sama. Nie ręczyła za siebie i swój zdrowy rozsądek. Rodzice by pytali, Othello by przyłożył Zachowi, a ona oddałaby się ciemności ponownie, z której już zdążyła uwalniać się dzięki Emersonowi.
Z drugiej strony może dobrze się stało? Ostatnio była rozdarta, bowiem przez odrzucenia Zachary’ego, zaczęła lokować swoje uczucia w przyjacielu. Nie chciała tego, nie zamierzała ranić go ani dawać nadziei żadnemu z nich. Teraz zaś została zraniona, więc obawiała się, że Mercy uzna siebie jako pocieszenie, a tak przecież nie było. Zadurzyła się w przyjacielu jeszcze zanim Zach ujawnił się. I było jej tak bardzo wstyd, bo nie była lepsza.
- Muszę być bardzo odrzucająca, skoro w końcu odszedł ode mnie. Byłam tylko… przykrywką dla świata – szepnęła po dłuższej chwili, zerkając na Mercy’ego. Schowała na moment twarz w poduszce i westchnęła ciężko, długo. Nie mogła wciąż uwierzyć w to, co się stało. Oddając serce Prescottowi, nie spodziewała się takiego zakończenia.
Samotność wzrosła nagle, przytłaczając Teresę. Znów z jej oczu zaczęły spływać łzy, czego zupełnie nie kontrolowała. Nie mogła wziąć oddechu, więc podniosła się do siadu, garbiąc się jakby miała na ramionach ciężkie brzemię. Musiała iść do domu, bo jeszcze i Mercy’ego sobą zamęczy. Powinna być teraz sama, jak i nie już zawsze. Tak będzie najlepiej. Jej pragnienia nie powinny nią rządzić.
Nagle – targana potrzebami duszy – wtuliła się w Mercy’ego, tym samym żegnając się z nim. Tkwiła tak jednak, wciąż nie do końca chcąc iść za głosem rozsądku i wrócić do domu. Pragnęła zostać tutaj, z Mercym. Twarz ukryła w zagłębieniu jego obojczyka, a palce zacisnęła na koszulce. Nigdy nie lubiła czułości, lecz gdy ją poznała, ciężko było się z nią rozstać, a przecież to teraz ją czekało. Ostatni raz.

autor

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

Przemykając na schody przez przedsionek, w bezskutecznej próbie uniknięcia ciekawskiego ”już wróciłeś!?”, pytania zadanego mu przez ojca i młodszą siostrę jednocześnie, Mercy wiedział, że następnego dnia, przy śniadaniu albo podwieczorku, czeka go o wiele obszerniejsza spowiedź. Poprzednim razem udało mu się wkraść z Teresą (do własnego domu, co za ironia!) na farmę niezauważenie, i o ile było mu wiadomo, nikt do dzisiaj nie wiedział o ich nocnych przygodach w warsztacie (jakkolwiek dwuznacznie mogło to nie brzmieć, uwierzcie – było tak niewinne, jak tylko się dało). Dziś jednak wiedział, że nie było mowy na powtórkę z rozrywki. Było bowiem zwyczajnie za wcześnie. Wszyscy domownicy byli jeszcze na nogach, czy raczej na kanapie, oddając się rodzinnemu seansowi z Netflixem albo HBO. Wiedział, że oglądają coś odpowiedniego dla młodszych widzów, ale jednocześnie żadną kreskówkę, bo jego rodzeństwo oburzało się na tego typu propozycje, gniewnie argumentując, że są przecież prawie dorośli i nie będą oglądać BAJEK. Wiedział też, że gdy wychyli się zza ściany, i rzuci na nich okiem, rozłożonych wygodnie na kanapie i jednym wolnym fotelu, z przekąskami ustawionymi w miskach i na talerzykach (nigdy prosto z opakowania – Pani Feathers tego nie cierpiała), zobaczy, że zostawili dwa miejsca, jedno dla niego, jedno dla Mamy. I wiedział, że serce pęknie mu znowu, tylko troszeczkę, ale boleśnie, w tych samych miejscach, w których dopiero co się zrosło, i miało pęknąć jeszcze wiele, wiele razy.
Machnął do Teresy dłonią, tym gestem wskazując jej drogę na szczyt schodów, a potem cofnął się, wywracając oczami, drapiąc się w kark, poprawiając koszulkę i parskając jednocześnie. Rozmowa z rodziną była krótka: Mercy bardzo, bardzo, bardzo prosi, żeby mu nie przeszkadzać. I wystarczyło też jedno jego spojrzenie, by cała familia zrozumiała, że to nie są ćwiczenia. Ani przelewki.

Niestety, przestępując próg własnego pokoju, od razu zaczął żałować, że nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń. To znaczy… Jasne, podobny scenariusz przemknął mu przez myśl raz albo dwa (ten związany ze sprowadzeniem Terry do siebie – nie zaś taki, w którym jej chłopak postanowi dokonać coming outu na uniwersyteckim ognisku), ale Mercy nigdy nie chciał szczególnie rozpędzać się wyobraźnią w tamtą stronę. Byli tylko przyjaciółmi. Takimi, którzy jedzą razem czerwone żelki, i snują marzenia o podróżach do Paryża. Niczym więcej. Prawda?
Powinien był jednak posprzątać, naprawdę. Zebrać parę (to dużo powiedziane, bo każda należała do innego kompletu) skarpetek z podłogi, wywalić kilka puszek po bezcukrowym Sprite i jedną smutną paczkę opróżnioną z serowych Doritos walających się na biurku, i może podmienić ten cholery plakat Footloose wiszący nad łóżkiem na coś bardziej alternatywnego i intelektualnego. Było jednak za późno – bo Terry leżała właśnie na jego łóżku, z twarzą skrytą w stercie poduszek i sprawiała wrażenie, jakby rozmowy o filmach z młodym Kevinem Baconem były ostatnim, czego było jej teraz potrzeba.

Emerson usiadł na skraju materaca, z dłonią bardzo, bardzo ostrożnie ułożoną między łopatkami dziewczyny.
- Och, Terry… – Powiedział miękko, czując jak wraz ze słowami przez gardło przeciska mu się ta okropna gula, która zwykle nawiedzała go w chwilach największej niezręczności. Chciał powiedzieć Kingsley, że miłość tak właśnie działa (ale na myśl, że to właśnie czuła Teresa do Zachary’ego Prescotta – bezwarunkową, obezwładniającą miłość – przynosiło mu za duży dyskomfort): jest ślepa. Odbiera zdrowy rozsądek, a czasem i zmysły. Problem pojawiał się tylko wtedy, kiedy nie padało na obydwie osoby w tym samym momencie.
- Przecież wiesz, że to tak nie działa! – Nie obruszył się ani nie zdenerwował. Tylko w głowie nie mieściło mu się, że Terry mogła kwestionować własną kobiecość. To znaczy, jasne, miało to sens, zwłaszcza w bezpośrednim następstwie niespodziewanego wyskoku Zacha... Ale jednocześnie uważał, że nie miała ku temu najmniejszych powodów – Prawda? Cokolwiek stało się dzisiaj… Tam… Na ognisku… Świadczy tylko o nim. I nie mówię, że źle… Tylko… To nie było o tobie. Wiesz to, prawda?
Reakcja Terry, która nagle znalazła się w jego ramionach, zaskoczyła go trochę, ale jednocześnie chłopak naprawdę nie miał nic przeciwko. Objął ją, i pozwolił się wyszlochać ile tylko było potrzeba. Gdy w końcu odsunęła się nieco, spojrzał na nią, mierząc wzrokiem zaczerwienione oczy i niezdrowo pobladłe policzki.
– Terry, zostaniesz? – Zapytał, nim zdążył skontrolować własną reakcję. Może to było przeczucie silniejsze od rozsądku, a może tylko potrzeba, by mieć ją na oku – N-nie mam na myśli… To znaczy… Po prostu nie chcę, żebyś była teraz sama.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko wiedziała jaka to niezręczność dla Emersona, skierowałaby się w stronę domu, własnego. Nie zawracałaby mu głowy, a robi to, ponieważ sama ze sobą nie może poradzić. Boi się przeraźliwie samotności, lecz w tym wszystkim wciąż myśli tylko o sobie. Nie zwróciłaby uwagi jego rodziny na siebie, więc obyłoby się bez niezręcznego gradu pytań. A mimo to – czuła, że jest w odpowiednim miejscu. Czuła, że Emerson wesprze ją odpowiednio, chociażby milczeniem. Bała się samotności pod każdym względem, więc na ten moment mogła być bezpieczna; dopóki Mercy będzie obok.
Zauważyła każde spojrzenie rzucone w ich stronę, lecz była w stanie rzucić jedynie powitanie i zniknąć w półmroku schodów. I odpowiadając na zmartwienia Mercy’ego, nie zwróciła uwagi na wystrój pokoju ani na rozrzucone skarpetki. Skupiła się za to na świeżym zapachu pościeli, ciepłej dłoni ulokowanej pomiędzy jej łopatkami i miękkości, jaką się otoczyła. Wystarczyło spojrzeć w jego oczy, a na jej sercu niemal natychmiast pojawiało się poczucie bezpieczeństwa. Dałaby wiele, by to towarzyszyło jej cały czas. Jeszcze więcej – by pochodziło to od Emersona. Być może to wszystko przez brak poczucia bezpieczeństwa przy Zacharym? I choć nie powinna w tym momencie zacząć myśleć o tym, jak by jej było właśnie z nim. Wiedziała, że jest to efekt złamanego serca; pragnęła ulokować swoje odsłonięte już i pęknięte serce obok serca kogoś. Już wcześniej miała wrażenie, że tak naprawdę staje się prawdziwą wersją siebie przy Mercym, lecz nigdy nie dopuszczała do siebie całkowitej prawdy.
Dobrze się stało. Dobrze, że Zachary jej już nie chciał. Problem polegał na tym, że przez to odrzucenie, odrzuciła samą siebie.

- Twoja rodzina wydaje się urocza – powiedziała tylko, bowiem nie chciała już rozmawiać o Zacharym i porażce, jaką poniosła, inwestując w ten związek niemal rok swojego życia. I co z tego miała? Upokorzenie, pogorszenie stanu zdrowia i utratę wiary w cokolwiek. Nie zdawała sobie sprawy, że tak naprawdę w życiu brakowało jej czegoś więcej niż miłości: rodziny. Obserwując kątem oka rodzinę Emersona, uniesione kciuki w górę poprzez dyskretne kibicowanie Mercy’emu były czymś naturalnym i przezabawnym.
Założyła włosy za uszy i przysunęła się do Mercy’ego nieznacznie, wzrok wbijając w poduszkę, którą ułożyła sobie na udach. Wyobrażała sobie ten moment w zupełnie innych okolicznościach. Teraz już nie widziała sensu, bo nie chciała, by Mercy pomyślał o niej źle. Przekroczyć granicę akurat w tym momencie? Czy nie uzna od razu, że zastępuje Zacha?
O nie, tego nie chciała. Nie zamierzała go zranić.

Zamierzała za to zostać. Uśmiechnęła się delikatnie, ledwo unosząc kąciki ust ku górze, gdy zaproponował, aby nie wracała do domu. Spowodował jednak tym kolejny przypływ emocji, więc znów znalazła się w ramionach Emersona, lecz tym razem już krócej. Gdy odsunęła się, wstała z łóżka, nerwowo wciąż odgarniając włosy. Przecież nie jest atrakcyjna, więc dlaczego miałby widzieć w niej cokolwiek?
- Masz jeszcze może Sprite’a? Z cukrem albo bez? Nie chcę… nie chcę już rozmawiać o Zachu, to rozdział zamknięty. M-może w coś zagramy? Albo coś obejrzymy? J-jeśli chcesz, idź do rodziny, ja zostanę, poczekam na ciebie. Może położę się? Dałbyś mi jakąś koszulkę do spania? – Była w rozsypce. Nie wiedziała jak się zachować i co teraz zrobić. Spojrzeniem zsuwała się co rusz w okolice jego ust, by powrócić do ciemnych tęczówek. Musiała włożyć w siebie mnóstwo sił, by oderwać się marzeniami od niego i odejść gdzieś w bok. Zwróciła się więc do plakatu Footloose. – Lubię ten film. Ta nowa wersja też jest całkiem niezła. Lepsza niż nowy Dirty Dancing, który jest okropną porażką i serce mi krwawi jak o tym myślę.

autor

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

Cokolwiek?
Cały szkopuł leżał w tym, że Mercy widział w niej o wiele, wiele więcej. Wolał myśleć, że dopiero od niedawna, ale być może było inaczej, być może dostrzegał w Terry całą gamę różnych cech i oblicz już od dnia ich pierwszego spotkania.
Widział na przykład osiem różnych rodzajów uśmiechów, które studentka miała w repertuarze. Ten prosty i radosny, gdy jakiś niespodziewany żart uwolnił ją na chwilę z objęć smutku. Ten subtelny, który posyłała w przestrzeń w chwilach zamyślenia. Ten zadziorny, gdy w ich rozmowach pojawiała się jakaś dwuznaczność, i kolejny – ten zakłopotany, kiedy owa dwuznaczność posunęłaby się za daleko. Szeroki uśmiech przechodzący w radosną salwę śmiechu, dźwięczny i żywy. I następny, ledwie dostrzegalny, ledwie spięcie kącików ust. Wreszcie dwa kolejne: ten, tak mu się przynajmniej wydawało, który rozjaśniał jej twarz. I ten ostatni, najsmutniejszy, ale i najszczerszy, gdy podczas ich poprzednich rozmów, aż do dzisiaj, zapędzali się w rozmowach w kierunku Zachary’ego Prescotta.
Widział także inne rzeczy. Jej odwagę i dozę nieprzewidywalności, które kazały jej pędzić wilgotnym asfaltem na rowerze, za szybko jak na waszyngtońskie warunki pogodowe. Jej potrzebę wolności, bo to przecież ona najpewniej kazała jej się wymykać z rodzinnego domu, w którym nie było nic prócz oczekiwań jej rodziców i utarczek z rodzeństwem. Widział jej skłonność do oddawania się marzeniom i jej zdolność do zapomnienia, choćby na chwilę - w wyobraźni przenosząc się o wiele mil dalej, prosto w ciasne uliczki francuskiej stolicy. Widział, że dolne rzęsy ma troszeczkę ciemniejsze od górnych, i że na przestrzeni między lewym uchem i kącikiem oka nosi dwa malutkie pieprzyki, które stara się zakrywać makijażem. Wreszcie widział w niej przede wszystkim wrażliwą, podatną na zranienia dusze, którą otaczać trzeba było wsparciem.
Choć usilnie starała się chyba ukryć to przed światem, a w tym także i przed nim. Jakby wstydziła się swojego zagubienia i delikatności.
- Hej, Terry… Nie obraź się, ale znowu to robisz… - Odchrząknął, modląc się w duchu aby przyjaciółka nie odebrała jego słów jako krytyki albo ataku – Zmieniasz temat. Tak, jakby to co się dziś stało w ogóle nie miało żadnego znaczenia, a wydaje mi się, że jest inaczej… Słuchaj, naprawdę rozumiem, jeśli nie chcesz teraz o tym… O nim rozmawiać… – Wykrztusił, mając oczywiście na myśli Zachary’ego, i jednocześnie bezwiednie splątał ze sobą palce, przebierając nimi dość nerwowo. Chciał jej pomóc, ale nie wiedział jak. Z jednej strony miał świadomość, że nie powinien albo wręcz nie ma prawa stawiać się pomiędzy Terry i Zachary’m. W końcu z fotografem dziewczyna znała się od dawna, mieli wspólną przeszłość, i Emerson nie miał szansy aby ją zmienić, ani prawa by udawać, że nie istniała. Z drugiej strony martwiło go jak Teresa wypiera się własnych uczuć, jak z nimi walczy. Doskonale wiedział do czego prowadzi taka taktyka, wystarczyło spojrzeć na jego tatę i to jak pastor radził sobie z żałobą po ukochanej żonie – Ale chciałbym tylko żebyś wiedziała, że to nie wstyd, że czujesz się zraniona. I że ten ból nie minie tak sam z siebie, nawet jeśli będziesz udawała, że wcale go już tutaj nie ma.
Wydawało mu się, że powinien się w końcu zamknąć, brzmiąc jak zdarta płyta zatkana w gramofonie. Tylko, że milczenie nie leżało w jego naturze ani trochę. Nie potrafił trzymać buzi na kłódkę widząc jak bliska mu osoba mierzy się ze zranieniem.
- Nie musimy drapać starych ran, tylko błagam, obiecaj mi, że będziesz ze mną rozmawiać. Nie musisz przechodzić przez to sama – Spróbował się uśmiechnąć, a potem na prośbę Teresy wstał i na chwilę zniknął w niewielkiej garderobie. To nie było nic luksusowego, zwykła wnęka w niebieskich ścianach, kilka półek zawalonych ubraniami na różne pory roku. Mercy zawsze obiecywał sobie, że elegancko je posortuje i poskłada, ale zawsze kończyło się na tym samym: radosnym bałaganie kolorów i tkanin.
- Może być któraś z tych? – Zaproponował, przekrzywiając niepewnie głowę, gdy już powrócił do niej z naręczem ubrań. Wyciągnął przed siebie trzy różne opcje, wszystkie z bawełny – granatową koszulkę z długim rękawem z logo Uniwersytetu w Utah, czarną z jakimś nieśmiesznym żartem rysunkowym inspirowanym Dragon Ball, i białą z dużym logo Sex Pistols, pamiątkę z czasów w których Mercy buntował się przeciw wszystkiemu i wszystkim.
- Dlatego właśnie nie oglądam nowych wersji! – pokiwał energicznie głową, zgadzając się z opinią Teresy na temat filmów, które nigdy nie powinny doczekać się remake’ów – Co chciałabyś obejrzeć? Możemy znaleźć coś na Netfliksie albo Disney+, albo możesz wybrać coś z mojej dumnej kolekcji! – Wskazał półkę zapakowaną okładkami różnych dvd – A ja w tym czasie ogarnę nam Sprite! Masz ochotę na popcorn? Albo zrobić nam jakieś kanapki?
Wiedział, że w żaden sposób nie cofnie tej chwili, w której Teresie pękło serce.
Ale mógł przynajmniej spróbować sprawić, aby zagoiło się prędzej.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mercy widział w niej wiele, za to Teresa przez cały ten czas była ślepa. Wracając do mieszkania Zacha, spinała się i czuła, że tak nie powinno być. Nie dostrzegła jego troski i spojrzeń, które były o wiele czulsze i troskliwe niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Teraz, gdy kłamstwo opadło, zdołała zauważyć, że prawdziwy skarb miała tuż obok. Stał teraz naprzeciw niej i marszczył czoło zmartwiony sytuacją. Chciała przytulić go najmocniej na świecie i już nie puszczać, lecz obawiała się, że źle to przyjmie, a nie zamierzała robić z niego Pocieszenia. Znaczył dla niej o wiele więcej, choć wciąż bała się przyznać to na głos.
Zatrzepotała rzęsami, przyjmując jego słowa do siebie i musiała stwierdzić, że ma rację. Nie mogła zapomnieć o tym zerwaniu ot tak. Nie mogła zostawić Zacha tak nagle, teraz, otumanionego alkoholem i prawdą. Z drugiej strony nie chciała go już znać. Zranił ją i jej dumę, aż zaczęła spostrzegać siebie jako antybohaterkę całej historii. Mercy jednak powiedział to na głos: wszystko to miało znaczenie, co wydarzyło się na przestrzeni miesięcy.
- Jest mi wstyd, że męczył się ze mną rok, a ja nic nigdy nie zauważyłam. Czuję się okropnie wiedząc, że jak uprawialiśmy seks, myślał o innym. Bo kochaniem nawet nie można tego nazwać. Jak… jak ktoś ma mnie teraz pokochać, gdy nienawidzę siebie samej? Czułam się samotna tyle lat, boję się do tego wracać. Boję się… życia. - A przede wszystkim bała się powrotu do staczania się na dno. Już miała w domu przykładne rodzeństwa jak zniszczyć sobie życie. Othello był na odwyku, ale jest mu wciąż ciężko. Yael uciekła z domu, ale w narkotykach też się lubowała. Terry chciała uniknąć ich ścieżki i choć nie udało jej się to całkowicie, Mercy wyciągnął ją z chwilowego dołka swoją obecnością. Rzeczywiście, nie zdoła zapomnieć wszystkiego, niestety.
Stał się jej największym skarbem, który nie pozwoli jej upaść ponownie. Pytanie tylko: czy chce go obarczać swoim dramatem serca. Czuła, że chciałaby coś więcej niż tylko zwierzanie się ze swojego bólu. Był taki kruchy, taki prawdziwy i taki kochany. Nie zasługiwała na jego miłość przyjaźń. Nie mogła już tak dłużej myśleć, bo Mercy jest przecież tylko przyjacielem, a w jej głowie pod wpływem jakiegoś bolesnego rodzaju bólu stworzył się nowy rodzaj więzi (i wyobrażenia co do relacji).
- Dziękuję. - Wzięła od niego koszulkę z logiem uczelni, na moment przytulając ją do siebie uporczywie jakby miało to jej również pomóc. Wsunęła nos między zagięcia koszulki, by odkryć nowy zapach, który zastąpi jej Zachary’ego. Ten nie miał w sobie zdrajcy ani zapachu innego mężczyzny. Bez zastanowienia zdjęła swój podkoszulek i nałożyła go po chwili, a następnie zsunęła spodnie, które odrzuciła na krzesło. Wsunęła się na łóżko, od razu pod kołdrę. Czuła się jakby była pijana, a myślenie odchodziło na dalszy plan. Znajdowała się w bezpiecznym miejscu, a jej własny chłopak nie chciał jej od samego początku i nie pociągała go już wcale. Wzięła głęboki wdech, przymykając powieki na moment jakby powstrzymywała tym kolejny atak płaczu.
Powinna była coś zauważyć. Powinna była dostrzec już wcześniej, że powinni zakończyć związek bez takiego dramatu. Teraz wszyscy o nich mówili i plotkowali, śmiali się, nie rozumiejąc tego wszystkiego i wykorzystując wygodny temat do rozmów. Już zawsze będzie miała przylepioną łatkę. Spodziewa się również tego, że i zostanie samotna, bo skoro jej pierwsza miłość wolała mężczyzn? Jak Zachary to przeżyje? Jak zniesie wyjawienie prawdy? Oby dobrze. Oby nic mu się nie stało. Oby dostał wsparcie od swojej miłości i był w końcu szczęśliwy, bez kłamstw gdzieś pomiędzy jednym ciałem a drugim.
- Słusznie, przynajmniej głowa i serce są wciąż zdrowe – zażartowała, uśmiechając się lekko. Mercy nazwałby ten uśmiech Numerem Jeden; wyrwana z objęć smutku żartem, choć w tym momencie bardziej na zabawną wymianę zdań, ale sukcesywnie! – Nie wiem, chyba nie jestem głodna, ale jeśli chcesz, to śmiało jedz. Poszukam jakiegoś filmu z twojej kolekcji i pościelę sobie… na dole. – I na dowód swojej szczerości, wyszła spod – już – ciepłej pościeli, by rozścielić na podłodze koc i położyć poduszkę. Nie zamierzała mu zabierać swojej przestrzeni osobistej i miękkiego materaca. Sama na jego miejscu wolałaby spać w łóżku, a nie na podłodze i to we własnej sypialni. Z drugiej jednak strony nie miałaby nic przeciwko, jeśli spaliby razem.

autor

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

Nie zdążył się powstrzymać, zanim automatyczne myśli nie zawiodły go w ten rejon wyobraźni, w którym mógł łatwo zobaczyć to, o czym mówiła Teresa. Dłonie Zachary’ego Prescotta biegnące konturami jej ciała, oplatające talię, badające krągłości bioder i ramion. Jego usta na jej ustach, i serce bijące w bliskim sąsiedztwie jej serca, chociaż, jak dowiedzieli się dzisiaj nie tylko oni we dwoje, ale też całe zbiorowisko studentów Uniwersytetu Waszyngtońskiego, biło ono dla innego
- Nie martwiłbym się teraz o to, Terry – Powiedział z nieco smutnym uśmiechem. Naprawdę starał się zachować w tym wszystkim największa możliwą dozę optymizmu, ale było mu trudno, gdy widział jak wielki wpływ niedawne wydarzenia miały na jego przyjaciółkę – Najpierw spróbujemy zrobić coś, żeby łatwiej było ci pokochać samą siebie, a potem pomyślimy o kimś innym, kto także podjąłby się tego zadania, dobrze? – Zaproponował. Głos trochę zadrżał mu przy wzmiance o „kimś innym”, ale chłopak szybko przybrał kamienną twarz, niejednoznaczne emocje maskując animuszem – Z pewnością znajdzie się niejeden… Śmiałek – Roześmiał się lekko, niemalże przyrównując Teresę do bajkowej księżniczki uwięzionej w bardzo wysokiej, i strzeżonej przez bardzo groźnego smoka wieży, którą z tarapatów wybawić mógł tylko najodważniejszy z pretendentów do jej ręki. Pytanie tylko, kto byłby tym smokiem? Niejaki Prescott i jego problemy, które wytworzyły naokoło dziewczyny mur niepewności i wątpliwości względem własnej urody i wartości? Czy jej rodzice, nadmiernymi wymaganiami skutecznie zaniżając jej samoocenę do tego stopnia, że trudno było jej uwierzyć, że nadaje się do czegoś więcej niż tylko odgrywania wciąż i wciąż tych samych melodyjek w akademickiej orkiestrze? – …Który podejmie się tego zadania.
Uświadomił sobie, że sama myśl o innych, którzy przyjdą po Zacharym, wzbudza w nim ogromny dyskomfort. A, wbrew wątpliwościom Teresy, Mercy był pewien, że już niedługo znajdzie się ich cała chmara. W końcu Teresa była utalentowaną, urodziwą, zabawną istotą – widział cały ten jej czar i był pewien, że nie będzie jedyny.

Kiedy dziewczyna przyznała, że boi się życia, Mercy instynktownie wyczuł w jej słowach o wiele większą głębię niż ta jaką zdecydowała się z nim podzielić. Miał wrażenie, że coś kryje się pod tym określeniem – jeszcze więcej sekretów i bolesnych wspomnień. Nie drążył jednak, dając jej czas.
- Bo życie potrafi być straszne! – Potwierdził jej słowa – Ale pamiętaj, że nie mierzysz się z nim w pojedynkę!
Uśmiechnął się czule, patrząc jak Teresa przytula do siebie jego ubranie. Wbrew temu, czego mógł się spodziewać (albo obawiać), pod wpływem tego spontanicznego i intymnego gestu szatynki wcale nie poczuł się nieswojo, ani nie zaczął się martwić, czy podane jej koszulki aby na pewno były wystarczająco świeże i czyste. Choć znali się od zupełnie niedawna, zwłaszcza, jeśli porównać tę znajomość do niektórych innych relacji Emersona, chłopak często czuł się przy Terry tak swobodnie, jakby spędzili razem wiele lat.
Dlatego też wcale nie zamierzał się krępować, kiedy za parę minut przyniesie sobie na górę jakieś przekąski i obiecanego Sprite’a dla nich dwojga, i będzie zajadał się nimi w towarzystwie Teresy, w łóżku!
Choć tak podobno nie wypada!
- Daj spokój, nie wygłupiaj się, Terry! – Zaoponował gwałtownie, widząc jak przyjaciółka dezerteruje z jego pościeli i mości się na podłodze – Nie ma mowy żebyś spała na gołych deskach!
Ponownie zniknął w czeluściach swojej niewielkiej garderoby, tym razem znajdując w niej niezbędnik wszystkich nocowanek, nieco sfatygowany, ale nadal w pełni funkcjonalny dmuchany materac i pompkę, a także śpiwór i dwie poduszki.
- Mam wprawę w biwakowaniu na podłodze! Czasem muszę czuwać przy łóżkach moich sióstr, gdy w ich szafach „czai się” jakiś straszny potwór! – Bo, jak się okazywało, nie tylko Zachary lubił sobie czasem niespodziewanie wyskoczyć z szafy, przyczyniając się do traumy jakiejś Bogu ducha winnej dziewczynki… - Więc obejrzymy film razem, a potem grzecznie zawinę się na moje posłanie, ok? - Niby to zapytał, ale takim tonem, że Teresa mogła wyzbyć się wątpliwości. Nie zamierzał pozwolić jej spać na podłodze - proszę bardzo, mogła najwyżej wrócić do siebie. Ale tego chyba nie chciało żadne z ich dwojga.

Nie minęło nawet kilkanaście minut, gdy Mercy, zniknąwszy na chwilę, ponownie stanął w drzwiach, w rękach dzierżąc drewnianą tacę na której kiedyś serwował mamie śniadanie do łóżka - zwykle z okazji jej dnia, w maju, albo w dniu jej urodzin. Zamiast naleśników z syropem i plasterków bekonu, miał jednak przed sobą cały asortyment mniej i bardziej niezdrowych przekąsek jak precelki w czekoladzie, chipsy i mieszanka studencka, trochę skrojonych w plasterki owoców, oraz butelkę obiecanego napoju i dwie szklanki. Nie zapomniał też o kilku kostkach lodu, które miały nadać gazowanej cieczy orzeźwiającego charakteru.
Emerson zdawał sobie sprawę, że cały dramat towarzyszący temu, co wydarzyło się na ognisku, bynajmniej nie skończy się wraz z nadejściem świtu. Wręcz przeciwnie, niestety przeczuwał, że te kilka szeptów i złośliwości, które słyszeli wraz z Teresą gdy pośpiesznie opuszczali teren zbiorowiska, to dopiero początek konsekwencji z jakimi przyjdzie zmierzyć się teraz skrzypaczce. Ludzie, nawet studenci, po których można by się być może spodziewać nieco większej wrażliwości i wyższej świadomości, potrafili być naprawdę okrutni. Wiedział jednak, że jest gotowy aby być przy jej boku, nieważne jakie nieprzyjemności będą musieli znosić w najbliższych dniach czy tygodniach, dopóki studencka gawiedź nie znajdzie sobie lepszego tematu do plotek. I zamierzał zacząć cały swój program wsparcia już teraz - nawet jeśli jedynym co mógł zrobić było tylko odciągnięcie jej uwagi od niedawnej traumy kilkoma smakołykami i projekcją jakiegoś niezbyt poważnego filmu.
- No, i jaki werdykt!? - Zapytał, próbując brzmieć tak radośnie jak tylko potrafił - Wybrałaś nam już jakieś dzieło kinematografii na dzisiaj, czy masz jakiś dylemat!?

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zauważyła te spojrzenie i zasmucony uśmiech, i – przysięgam – chciałaby być głupia czy ślepa, lecz niestety, nie tym razem. Domyśliła się, w które rejony zapędziła się jego wyobraźnia, aż sama chciałaby bardzo wymazać obrazy wspomnień z wtedy upojnych nocy z Zacharym. Chętnie zastąpiłaby innym, Emersonem na przykład; a jeśli nikim, to samotnością. Kiedyś lubiła być sama ze sobą, oddana własnym myślom i marzeniom. Było o wiele prościej. Teraz zaś chciałaby uciec przed nią i być obok swojej bratniej duszy. Bała się życia, bo bała się samotności. Miało to wszystko sens?
Mimo wszystko, znalazła się w sytuacji, której wolała uniknąć. Znów zaczęła sądzić, że będzie sama do końca życia; bo co z tego, że podoba się innym, jeśli to sami idioci? W relacji z Mercym nie chciała popełnić żadnego błędu (nawet jeśli to niemożliwe) i wyjść naprzeciw za wcześnie. Dopiero co jej serce zostało złamane. Nie powinna wręcz zaczynać czegokolwiek, dopóki znów nie pokocha siebie, a Mercy miał jej w tym pomóc podobno. Nie zasługiwała na niego. Był za dobrym człowiekiem, któremu powinno sypać się kwiaty pod nogi, gdy szedł. Musiał być wspaniałym bratem; aż zazdrościła jego rodzeństwu, bo był z nimi niemal cały czas. Oddany, ukochany brat. A jaki jest jako… partner?
- M-myślisz, że tak będzie? Bo nie wydaje mi się. Sam słyszałeś jakie gadanie się zaczęło. To będzie raczej nabijanie się ze mnie niż poważne podejście do nie wiem, randkowania ze mną? Chyba nie chcę już… nie dam złamać sobie serca po raz kolejny – odparła cicho, w pełni świadoma co ją czeka już kolejnego dnia. Raczej nie będzie chciała pójść na uczelnię. Zrobi sobie przerwę, może namówi też Mercy’ego do tego i pójdą na rowery, obejrzą panoramę miasta albo spędzą czas w łóżku, oglądając filmy.
Swoją drogą, chciałaby dziś spać właśnie przy nim, bo właśnie przy Mercym czuła się tak swobodnie jak przy nikim innym. Nawet przy Zacharym tak nie było ostatnio. Znali się niedługo, a jakby całe życie. Na czym polegał mechanizm? Był zaskakujący.

Skinęła głową, siląc się na delikatny uśmiech. Jego wsparcie było niezwykle ważne w całym procesie egzystencji, bo właśnie egzystencja stawała się życiem dzięki niemu. To jednak było nieco cięższe niż ktokolwiek sądził. Myśli samobójcze towarzyszyły jej od wielu miesięcy, lecz nigdy nie odważyła się przekroczyć bezpieczną dawkę swoich specyfików, by oddać się w objęcia wiecznej ciemności. Tkwienie w nieświadomości było przyjemne, ale do czasu aż spotkała Mercy’ego.
Podparła się dłońmi o boki, przyglądając jego siłowaniu z materacem. Tym razem roześmiała się szczerze, unosząc brwi w zaskoczeniu. Nie spodziewała się takiego obiegu wydarzeń. Przygryzła wargę w zamyśleniu, aż pokręciła głową z politowaniem.
- To może zamiast tego całego przedsięwzięcia, prześpimy się w twoim łóżku razem? – zaproponowała dość nieśmiało, wskazując jego łóżko, które z pewnością pomieści ich oboje. Prawdę mówiąc, pragnęła, by przytulił ją. Nie, nawet przytulał całą noc i nie wypuszczał z objęć już nigdy. Nie chciała być sama.
Gdy zniknął, wybrała film, a wybór był dość oczywisty – postawiła na Footloose. Piosenka czołowa chodziła jej po głowie, odkąd zobaczyła plakat wiszący na ścianach pokoju. Położyła go sobie na udach, gdy ponownie usadowiła się pod ciepłą kołdrą, rozebrana już jak do spania. Zatopiła się w poduszkach, wzdychając rozmarzona od nowego zapachu. Miała wrażenie, że coraz bardziej poznawała Emersona, zatracając przy tym swoje przekonania co do samotności. Jeśli Zachary miał prawo być szczęśliwa, to i ona też, prawda? Bała się, że odda się swojemu nieszczęściu i już nigdy nie zdoła cieszyć się życiem. Miała wrażenie, że każdy gest i każda czułość Mercy’ego ma na Teresę zbawienny wpływ. Uśmiechnęła się szeroko, sięgając od razu po Sprite.
- Footloose, bo jak tylko zobaczyłam plakat, nabrałam ogromnej chęci do odświeżenia sobie filmu – oznajmiła, częstując się jakimś niezdrowym przysmakiem. Poklepała też miejsce obok siebie, by usiadł obok. – Nie wiem, Mercy, jakim cudem nie masz jeszcze nikogo. Jesteś… wspaniały, naprawdę. – Starała się, by nie wpatrywać się w niego za długo, lecz to już marnie jej wychodziło. Zsunęła spojrzenie na jego usta, ale tylko na chwilkę! Odchrząknęła w końcu, unosząc płytę DVD, by mógł rozpocząć ich seans.

autor

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

Nieobecny?
Taki właśnie jako partner był swego czasu sam Mercy. Zwłaszcza przez ostatnie kilka miesięcy poprzedzających dzień, w którym Elizabeth zjawiła się wreszcie na jego progu z żałośnie zwieszoną głową i miną godną przysłowiowego "zbitego psa". Był wtedy zajęty jakimiś głupotami, powtórką do egzaminu, albo grą na konsoli z którymś z kumpli, z jakimi dzielił studencką bursę. Otworzył jej na bosaka i z roztargnieniem wypisanym na twarzy, w końcu nie spodziewał się tego dnia gości, a też nic nie było mu wiadomo o tym, że ktoś zamawiał pizzę... Ale wystarczyła tylko chwila by oblała go fala zimnego potu i ogarnęło paraliżujące poczucie, że Lizzie nie przynosi z sobą dobrych wieści.
Pamiętał dokładnie, jak zmęczona się wtedy wydawała - jakby nosiła na barkach ciężki plecak, przepełniony wstydem i smutkiem. Milczeli przez dłuższą chwilę, zanim wreszcie powiedziała mu te klasyczne słowa, które każdy zna z popularnych seriali i wyciskaczy łez, i których nikt jednocześnie nie chce usłyszeć.
"Dłużej tak nie mogę, Mercy". "To nie twoja wina, chodzi o mnie, nie o ciebie". "Potrzebuję przestrzeni".
I wreszcie to najgorsze, najbardziej obłudne: "Zostaniemy przyjaciółmi?"
Potem jego wspomnienia robiły się nagle zupełnie niewyraźne, były jak niepołączone z sobą urywki: huk drzwi, które zatrzasnął jej przed nosem, i szczęk żwiru na akademickich ścieżkach, gdy ochłonął nieco i biegł za nią tak, jak przed chwilą stał na progu - boso i jedynie w cienkiej koszulce.
Choć wtedy był szczerze zszokowany, po wielu dniach odtwarzania tego wspomnienia w pamięci wciąż i wciąż na nowo zaczynał rozumieć, że już wtedy przeczuwał, iż coś było na rzeczy. Nie widział sygnałów alarmowych, ponieważ podświadomie wolał przymykać na nie oko. Nie tylko dlatego, że dostrzeżenie ich sprawiłoby mu ból... Ale również, ponieważ wtedy musiałby przyznać się do błędów.
Kochał Lizzie, naprawdę. Kochał ją tak, jak kocha się nie po raz pierwszy, ale po raz drugi w życiu. Bardziej dojrzale niż za czasów podstawówki, w których to co tydzień wypisywało się imiona nowej wybranki serca różową kredką w ukrytym w tajnej szufladzie pamiętniczku. Ale także na tyle naiwnie by łudzić się, że to uczucie trwać będzie wiecznie, i że nie trzeba się też o to szczególnie starać. Bo przecież w romantycznych filmach i pamiętanych z dzieciństwa bajkach nikt się nie starał. Wszystko kończyło się na "długo i szczęśliwie", pięknym pocałunku i napisach końcowych. A potem miało być już tylko łatwo i przyjemnie, podczas gdy w prawdziwym życiu dopiero wtedy zaczynały się prawdziwe schody.

Dziś wiedział, że pewnymi swoimi zachowaniami praktycznie wepchnął Elizabeth w ramiona innego. I choć nie dało się cofnąć czasu i zmienić przeszłości, bardzo nie chciał powtarzać także popełnionych w niej błędów. Może dlatego właśnie, choćby podświadomie, starał się być o wiele bardziej uważny i obecny. Okazywać innym czułość, której w porę nie okazał swojej Lizzie.
Widział jednak, że Teresa idealizuje go aż przesadnie. Nie dostrzega wad i cech, które przecież miał - jak każdy, bo nie ma osób pozbawionych niedoskonałości. I im więcej słów zachwytu od niej słyszał, tym bardziej obawiał się nawet nie tego czy, ale jak bardzo ją w przyszłości rozczaruje. Zawiedzie. I zrani.
Pokręcił głową, starając się mimo wszystko uśmiechnąć.
- Daj spokój, Terry - Liczył, że im szybciej wyprowadzi ją z tego błędnego założenia, tym lepiej - Wcale nie jestem aż taki wspaniały! A poza tym... No wiesz – Wzruszył ramionami – To, czy się kogoś ma, czy nie… Nie jest… Nie powinno być wyznacznikiem naszej wartości! Mógłbym być super człowiekiem, i świetnym materiałem na partnera – Roześmiał się, bo nawet on sam usłyszał wątpliwość, która wybrzmiała w tych słowach – I nadal decydować, że będę singlem. Na jakiś czas. To też nie jest koniec świata!
Ich spojrzenia skrzyżowały się nagle, mniej więcej w chwili w której Terry uciekała własnym z poziomu jego ust, on za to przenosił swój wzrok na wysokość jej ładnie zarysowanych kości policzkowych. Odchrząknęli niemal w tym samym momencie, i Emerson z lekkim zakłopotaniem przejął od niej DVD, a potem zgodnie z zapowiedzią włączył film, sadowiąc się na łóżku obok dziewczyny. Blisko, ale nie za blisko. W odległości godnej dobrych przyjaciół, ale niczego więcej.
I coraz bardziej żałował, że nie wybrali na ten seans horroru, który może dałby mu pretekst by choć raz otoczyć Kingsley ramieniem.
- Naprawdę cieszę się, że jednak postanowiłaś zostać - Szepnął, a jego głos ledwie przebił się przez muzyczny łoskot pierwszej filmowej sekwencji - Do rana i... Ze mną. Tutaj.
No i nie na podłodze, na tym materacu, na którym nie pozwoliłby spać nawet Pride'owi, a już na pewno nie jej.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Żadne zerwanie nie należy do przyjemnych chwil życia. Zawsze boli tak samo, pod warunkiem, że nie było to zaplanowane przez jedną ze stron. Człowiek przywiązuje się do drugiego człowieka, z czasem nie wyobrażając sobie życia bez niego. I Emerson tak właśnie miał, będąc z Lizzy. W przeciwieństwie do niego, Teresa wyobrażała sobie życie bez Zachary’ego, ponieważ wiele lat była sama. Prawdopodobnie wolała w ogóle nie myśleć jak wygląda samotność po zerwaniu, nawet teraz. Ba! Nie przeszkadzało jej, że będzie jest singielką. Tu raczej chodziło o to, że jej chłopak wybrał kogoś innego jeszcze, gdy byli razem. Już mogła w pełni zrozumieć słowa przyjaciela, gdy wspominał o zdradzie jakiej doznał. Nie musiała wyobrażać sobie jaki to ból, bo czuła go doskonale.
Wkroczyli na kolejne etapy, pozostawiając za sobą wszelkie wyidealizowanie związku i innych osób. Mercy nie był już nieobecnym partnerem, a Teresa przekonała się, że miała rację i wcale tego nie chciała. Muszą zacząć od początku, najpierw sami, a następnie z kimś, do kogo poczują coś więcej niż tylko sympatię. Owszem, Terry nie zamierzała traktować Mercy’ego jako pocieszenie, lecz czuła prawdziwe uczucie, gdy była obok niego. Idealizowała go, bo nie znali się za długo. Idealizowała na początku również Zacha, choć to szybko zmieniło się. Może wkrótce zauważy jak bardzo denerwuje ją niewinne spojrzenie Emersona albo jego poczucie humoru i chęć pocieszania? A jeśli wręcz przeciwnie? Zauważy prawdziwego Mercy’ego, odkryje jego nowe zalety, a wady będą do zniesienia? Prawdopodobnie on bardziej zawiedzie się Teresą, gdy tylko dowie się o jej samolubnym radzeniu sobie z presją świata. Tego obawiała się najmocniej; o wiele bardziej niż całkowitego poznania Mercy’ego.
Była jednak pewna, że chciała czegoś więcej niż stworzenia przyjaźni.

- Masz rację – skinęła głową w zamyśleniu, bo rzeczywiście wyznacznikiem szczęścia nie jest związek. Lubiła być singielką, nawet jeśli teraz wciąż nie potrafiła przyswoić sobie tej wiadomości. Pogodzi się z nią prędzej czy później, poradzi sobie, ponieważ nie jest sama, mimo wszystko. To wszystko stało się kwestią czasu; już nie przetrwania czy egzystencji. Pragnęła żyć.
Zwilżyła wargi, wbijając spojrzenie w swoje dłonie, by nie kusiło ją jeszcze bardziej patrzeć na Mercy’ego. Musiała oszukiwać się, że nie działa na nią te nieśmiałe spojrzenie, ani nieznaczne ruchy żuchwy. Zaczęła wyobrażać sobie, jak by to było, gdyby jego usta zsunęły się po jej ciele, a silne ramiona obejmowały ją?
Powinna zapomnieć o tym, nie myśleć o Mercym ani o jakimkolwiek zbliżeniu, które było niemożliwe, bo przecież są tylko przyjaciółmi. Powinna również przemyśleć aspekt swojej kobiecości i atrakcyjności, która prawdopodobnie była na niszowym poziomie. Najprawdopodobniej Mercy również nie widział w niej kogoś, kogo mógłby pokochać (w każdym znaczeniu tego słowa). Sięgnęła po Sprite, by upić kilka łyków na orzeźwienie umysłu. Oparła się wygodniej, wpatrując w ekran laptopa, choć trzeba przyznać, że trudno jej się było skupić. Uśmiechnęła się, gdy dotarł do niej szept Mercy’ego. Terry cieszyła się równie mocno, co on; czuła się tu bezpiecznie i swobodnie, a to było najważniejsze.
- Chciałam zostać już za pierwszym razem – odparła cicho, dość niepewnie, bowiem nie miała pojęcia jak zareaguje na to Mercy. By udowodnić mu prawdziwość swoich słów, a także i uczuć, pochyliła się powoli i delikatnie pocałowała go, dłoń układając na jego dłoni. Żałować będzie tylko, jeśli odrzuci ją, choć wciąż żywiła nadzieję, że mimo wszystko nie odwróci się od niej. Liczyła się z konsekwencjami swojego ruchu, ale pragnęła tego od dawna; powstrzymywał ją tylko związek, w którym już nie była, więc co im szkodzi? Odsunęła się po dłuższej chwili, ukradkiem przyglądając się Mercy’emu i oczekując jego reakcji. Machnęła jednak ręką, odgarniając zaraz włosy za ucho. – Przepraszam.

autor

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

Kto wie, może tego właśnie Emerson bał się najbardziej i stąd cała ta ostrożność wyrażona w gestach przyhamowywanych wciąż zdrowym rozsądkiem!? Bo co by się stało, gdyby wkręcić w tę drugą miała się tylko jedna ze stron? Co, jeśli Mercy’emu nie będą przeszkadzać nawet najbardziej uciążliwe z przywar Teresy, ale to ją prędzej czy później zacznie irytować maniera, z jaką chłopak pakował się w dyskusje o polityce albo to, jak czuł się zwykle odpowiedzialny za cały świat? Albo odwrotnie, jeśli to ona bezwarunkowo zaakceptuje wszelkie mankamenty jego charakteru, ale za to on zacznie czepiać się o najdrobniejsze z nawyków sprzecznych z tymi, jakie miał on sam? I nagle zaczną kłócić się o niedomknięte szuflady w kuchni, albo klapę sedesu rozwartą jak paszcza głodnego stwora, który wylazł z kanalizacji miejskiej. O rozrzucone w salonie skarpetki. O to, jak Mercy obrócił się za jakąś dziewczyną na spacerze kampusem, bo nagły impuls był silniejszy od rozumu, a Teresa trochę za długo rozmawiała z rozgrywającym akademickiej drużyny na imprezie, na którą wybrali się jako para?
Możliwości tego, co mogło się udać, było mnóstwo. Ale to samo tyczyło się scenariuszy, w których wszystko mogło potoczyć się zupełnie nie tak, jak życzyłaby sobie tego i jedna, i druga ze stron.
Jeśli ktoś spytałby o to Mercy’ego, student bez wahania powiedziałby, że dla niego w bliskich relacjach, zwłaszcza tych, które różniły się już od zwyczajnej przyjaźni najgorsze było ryzyko związane z bólem nieodwzajemnienia. I nie chodziło już o to, żeby obydwie strony kochały się tak samo mocno przez cały czas, w końcu możliwe były różne kompromisy… Problem rodził się wówczas, kiedy uczucia żywione przez jednego i drugiego z partnerów nagle zaczynały należeć do dwóch totalnie skrajnych kategorii.
A potem na scenę pakował się ból – taki, którego Mercy raz już w życiu doświadczył, i nie spieszyło mu się szczególnie, by doznawać ekspresowej powtórki z rozrywki. Może za parę miesięcy albo lat tak, ale na razie opór i lęk przed zranieniem był w nim zbyt świeży.

Skoro jednak tak, to czemu nie cofnął się gwałtownie, kiedy głos Teresy obniżył się do ledwie szeptu, a dziewczyna przysunęła się do niego na odległość niewiele mającą wspólnego z „czysto przyjacielską”? Czemu nie zaprotestował gdy jej dłoń zawędrowała na wierzch jego własnej, a usta zbliżyły się do ust?
Na moment zapomniał o całym świecie, o tym co zdarzyło się na ognisku tylko parę chwil wcześniej, o konsekwencjach ich dzisiejszych decyzji i o tym, że piętro niżej jego familia zaśmiewała się w głos z jakiegoś sitcomu albo rodzinnej bajki z kiepskim dubbingiem.
Dopiero przeprosiny Teresy, która chyba prędzej niż on wybudziła się ze słodkiego zamroczenia pocałunkiem, zadziałały na niego jak siarczysty policzek.
Zamrugał parę razy gwałtownie.
- N-nie przepraszaj – Zająknął się odruchowo i cofnął, ale nie na tyle gwałtownie by móc sprawiać wrażenie, jakby pocałunek dziewczyny w ogóle mu się nie podobał. Prawda była wprost przeciwna, Mercy dawno nie czuł się przy nikim w ten sposób w jaki poczuł się, gdy wargi dziewczyny dotknęły jego ust. I co z tego, że smakowała Sprite’m, piwem i złością na swojego już-byłego chłopaka? Nie przeszkadzało mu nawet, że pewnie mogli znaleźć sobie bardziej romantyczne okoliczności na pierwszy pocałunek niż jego zagracona sypialnia, której pewnie przydałoby się gwałtowne sprzątanie i do pary także wietrzenie – Ja… Uchh, Terry… – Ręka chłopaka pognała na jego kark w geście wyrażającym pełne zakłopotanie. Przez jego umysł galopowały całe stada sprzecznych z sobą myśli – To… To bardzo miło z twojej strony… – Czuł się jak idiota, i pewnie plótł też jak ktoś, komu brakowało w głowie porządnej porcji przysłowiowego oleju, ale nic nie mógł na to w bieżącej chwili poradzić – Ale czy jesteś pewna… Że to jest dobry pomysł? No, wiesz…
Wykonał ręką taki ruch, jakby chciał powiedzieć „to”, czyli „my”, ale nie był w stanie wydobyć z siebie żadnych innych sensownych słów.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak się okazuje, Mercy wciąż myślał świeżym umysłem i nie chciał ryzykować ponownie złamanego serca. Teresie za to wstyd było przyznać się, że poczuła coś do Emersona jeszcze, gdy była z Zacharym. Choć i tak już wszyscy wiedzą jak ich związek wyglądał – okryty fałszem i dystansem. Nie mogła jednak powiedzieć tego na głos, bo Mercy uzna ją za niespełna rozumu, a na dodatek zdrajczynią. Skoro zdradzała Zacha swoimi uczuciami do Mercy’ego, to czy nie zdradzi też kiedyś i jego? Ciężko jej było przyznać się do tego wszystkiego, wiedząc, że Feathers został tak mocno zraniony przez dziewczynę.
A jednak podobało jej się; znów poczuła, że żyje. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że jest pożądana, a jednocześnie znalazła się w tak bezpiecznym miejscu jak nigdy. Pragnęła od razu porzucić swoją przeszłość i niedokończoną przyszłość, na jaką liczyła z innym chłopakiem. Teraz widziała siebie przy Mercym, ale czy i on tego chciał? Trudno jej było rozgryźć przyjaciela. Nie potrafiła jednak zignorować tej chemii, jaka pojawiła się między nimi. Poczuła również jakiś skręt w żołądku, gdy ich usta zetknęły się w pocałunku. W tej chwili chciała, aby trwało to wiecznie. Prosiła o to w myślach wszystkie bóstwa, jakie tylko znała.

On jednak cofnął się, tworząc między nimi chłodny (i już bolesny) dystans, który musiała zaakceptować. Odetchnęła głęboko, odsuwając się nieznacznie i zwilżając wargi nerwowym ruchem. Nie chciał jej? On też? Czy to wszystko, co do niego poczuła było również fałszywe i wprowadzające w błąd? Było jej głupio i wstyd, bo pomyślała, że tak będzie dobrze. Jednak nie było.
Obserwowała go przez chwilę, upewniając się czy aby na pewno nie kłamie. Niestety, język ciała wyraźnie mówił, że był tym wszystkim zakłopotany i prawdopodobnie nie chciał tego. W tej chwili myślała tylko i wyłącznie o ucieczce; by być gdzieś z dala od świata i pełnej świadomości, byle tylko ten ból nie był tak silny. Zdecydowanie nie zwracała uwagi na okoliczności, lecz teraz pokój wydawał się ciasny i nieprzyjemny, nawet jeśli jeszcze przed kilkoma minutami był jej bezpieczną ostoją.
Miło z jej strony.
Chryste. Miło? Naprawdę? Odwróciła spojrzenie, ukrywając tym samym swoje łzy, które cisnęły jej się do oczu. Musiała wziąć się w garść. Może powinna wrócić do domu? Może lepiej by było jakby wtedy na ognisku zadzwoniła po brata?
- Wiesz, ja… Chciałam… Chciałam tego od dawna – powiedziała cicho, zmieszana. Źle się czuła z tym, co zrobiła i nie zapytała wcześniej Mercy’ego czy też tego chciał. Teraz nie byłoby tak niezręcznej sytuacji. – A-ale jest w porządku, n-nie będę już tego… nigdy robić. Ch-chociaż myślę, że t-to dobry pomysł i czasem jednak warto… wiesz, zaryzykować. – Wyglądała jak zbity pies, który prosi o litość. Tak naprawdę była pewna tego wszystkiego, ich była pewna. Stresowała się tą chwilą, która ciągnęła się wieczność. Co więcej mogła zrobić? Jak go przekonać, by i on spojrzał na to jak na świeżą okazję do nowego życia. Mogli zaznać ekscytacji, pożądania i zwykłej, szczerej radości, którą wyhodują na szczęściu. A Teresa wciąż miała nadzieję, że jednak Emerson pójdzie w to razem z nią.

Wstała ostrożnie z łóżka, czując, że powinna dać mu chwilę czasu dla siebie. Przemyśli to i może uzna, że jednak warto dać im szansę albo wręcz przeciwnie. Związała szybko włosy, zauważając, że ręce jej drżą od emocji. Jeśli Mercy uzna, że nie chce tworzyć z nią relacji, zniszczyła ich przyjaźń z taką łatwością, jakiej nigdy sobie nie wybaczy.
- Ja wrócę chyba do domu. T-tak będzie… lepiej.

autor

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

I tym oto sposobem Mercy znalazł się w naprawdę niemożliwej sytuacji – któregokolwiek wyboru by nie dokonał, wiedział, że będzie miał czego żałować tak, czy siak.
Jeśli da się ponieść chwili, tym samym podejmie to ogromne ryzyko, jakie zwykle niosły z sobą nieprzemyślane, spontaniczne decyzje. Skąd miał wiedzieć, czy następnego dnia to nie Teresa będzie tą osobą, która wygarnie mu, że powinni byli myśleć trzeźwiej, a nie dokonywać równie pochopnego zamachu na tę skrupulatnie budowaną przyjaźń, która tworzyła się między nimi przez ostatnie miesiące?
Z drugiej strony wiedział doskonale, że jeśli zwyczajnie odpuści, idąc za wskazówkami zdrowego rozsądku, to zacznie wyrzucać sobie to zachowanie dokładnie w tej chwili, w której za Teresą zatrzasną się drzwi. Znalazł się zatem na rozstaju dwóch różnych dróg, których absolutnie nie miał zamiaru obierać wychodząc tego samego dnia na ognisko. W jakimś sensie nawet łatwiej było, gdy ten cały Prescott nadal znajdował się „na obrazku” – wtedy przynajmniej Mercy mógł używać jego istnienia jako wytłumaczenia, dlaczego do tej pory nie porwał się względem Teresy na żaden odważniejszy krok.
I oczywiście, jeśli ktoś bardzo chciał, to Teresę można i było uznać za zdrajczynię, ale w tym układzie Emerson był po prostu tchórzem. Czy więc byli sobie równi? Albo przeznaczeni?

Sam nie chciał, żeby ta krótka chwila kończyła się na dobre, a jednak to prawda – to on był tym, który odsunął się i cofnął, pozwalając by przestrzeń między nimi wypełnił nagle nieprzyjemny chłód i niezręczna cisza. Spojrzenie Terry, wypełnione niezrozumieniem i dezorientacją, sprawiło, że chłopak poczuł się naprawdę fatalnie, i nie mógł wytłumaczyć tego mieszaniną piwa, Sprite’a i ogniskowego dymu, wszystkich trzech substancji, jakie tego wieczora przyswoił w zdecydowanym nadmiarze.
Gdy zaś nagle, nadal milcząc, Teresa zwróciła wzrok w zupełnie innym kierunku, zrobiło mu się jeszcze gorzej. Parę minut temu miał poczucie, że nie tylko panuje nad sytuacją, ale też robi to, co należało, zachowując się jak odpowiedzialny, nienachalny przyjaciel. Nie przemyślał tylko scenariusza, w którym przyjaciółka mogła odebrać jego odmowę nie jako przejaw szacunku, ale znak odrzucenia.
Wytężył słuch, dokładając starań, aby nie utracić żadnego z dziewczęcych słów. Mówiła cicho i niepewnie, zwracając pokrytą rumieńcem twarz w bok, tak, że nie mógł nawet dobrze przyjrzeć się jej wyrazowi, próbując odczytać z niej ukryte emocje. Nie był ślepy, doskonale widział więc, jak kuli się w sobie i traci całą pewność, którą czasem znajdował w jej gestach. Widział, że nie czuje się przy nim ale bezpiecznie, ani pewnie, i ten widok bolał go teraz o wiele bardziej, niż by się tego po sobie spodziewał.

Mimo wszystko, jej kolejne słowa zaskoczyły go, ale nie rozczarowały. Chciała tego od dawna?
Nie mógł powiedzieć, żeby nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale chyba przez (zbyt) długi czas nie dawał sobie też prawa, by choćby marzyć o podobnym scenariuszu. Wypierał więc wszystkie myśli sugerujące, że Terry mogła czuć do niego coś więcej niż tylko platoniczną sympatię. Bronił się przez nimi jak tylko mógł. Ale teraz chyba już nie miał gdzie uciekać.
- Terry, ja… – Zdążył wymamrotać pod nosem nim dziewczyna zerwała się z łóżka. Widział drżenie jej rąk i niepokój wyrażany w gestach, gdy pośpiesznie wiązała rozpuszczone dotąd włosy – To… Cholera, nie o to chodzi. To nie tak. To znaczy… - Nerwowo przeczesał włosy i nim się zorientował, sam także wstał. Zachowywał jednak bezpieczny dystans, nie chcąc dziewczyny osaczać. Błędem byłoby dodawać jej więcej emocji niż te, które i tak targały już jej ciałem – Posłuchaj… Nie chodzi o ciebie. Przysięgam. I nie chodzi o to, że uważam, że to… Że my… To jest zły pomysł. To. Nie. Tak. – Starannie artykułował każde kolejne słowo. Przełknął ciężko – Tylko… Chyba jest za wcześnie. Dla mnie. Chodzi o mnie, rozumiesz? Ale nie chcę, żebyś czuła się odrzucona, albo żebyś myślała, że to z tobą coś jest nie tak.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewała się odrzucenia ze strony Mercy’ego, więc może dlatego tak bardzo to ją zabolało? Czy ona naprawdę nie jest zdolna działać racjonalnie i dobrze wywarzać swoje uczucia? Prawdopodobnie nie. Wypiła chyba z mlekiem matki żałosność, by skończyć w nieszczęśliwym małżeństwie i z dziećmi ćpunami. Cóż, sama nią poniekąd jest. Znaczy, sądziła, że była, ale teraz – teraz chyba myślała o czymś, bo będzie potrafiło uśmierzyć ten ból i żałość.
Dlatego też sięgnęła po bluzę Emersona, która leżała na wierzchu, ponieważ nie widziała sensu, by zakładać z powrotem skąpawą sukienkę. Pragnęła zniknąć, uciec i zapaść się pod ziemię. Myślała też o Mercym, który musiał czuć się tak bardzo niekomfortowo przez jej samolubny ruch. Próbowała doszukać się w jego spojrzeniu jakiejś odpowiedzi. Sądziła, że może to tylko chwilowe zaskoczenie i zaraz odwzajemni pocałunek, a nawet i weźmie ją w ramiona. Czekała więc w ciszy pełnej napięcia, oddychała płytko i cicho, jakby w każdej chwili mógł powiedzieć coś, cokolwiek. To również nie nadeszło. Cisza. Tylko cisza.
Zauważyła za to rumieńce na jego policzkach oraz zmieszanie, które wyrażał niepewnymi gestami. Nie chciała przecież, by tak się czuł, więc postanowiła zrobić coś, w czym była najlepsza – dezertować. Powoli zapięła bluzę, by nie zaciąć koszulki i zgarnęła swoje rzeczy. Sukienkę zmięła w kulkę, po czym włożyła ją do torby (choć raczej można określić to jako upychanie do torebki delikatnego materiału). Pragnęła już zniknąć, co było zadziwiające, bo jeszcze kilka godzin czuła to samo, lecz przy innym człowieku.
- W porządku, Mercy. Już nic… nic nie mów, rozumiem. – Wyciągnęła dłoń, by zachował dystans, tak na wszelki wypadek, ponieważ na ten moment nie wydawał się chętny na jakiekolwiek zbliżenie się do niej. Odwróciła się zaraz do niego plecami, by zebrać siły. Przesunęła dłońmi po czole, odgarniając wciąż niesforne baby hairs. Bała się reakcji Othella, a także rodziców. Obawiała się, że Zachary dowie się, że odeszła z ogniska z chłopakiem, który także ją odrzucił. Czuła się żałosną karykaturą kobiety, a nawet i człowieka.

Najlepszym ratunkiem w tej chwili było wyjście stąd i zapomnienie, a być może ich przyjaźń po porządnym odczekaniu będzie jeszcze uratowana. Nie chciała stracić Emersona raz na zawsze przez jakiś głupi gest Teresy. Jeszcze nigdy nie zniszczyła tak wiele relacji jak w przeciągu tego roku. Świetnie. Przynajmniej Zachary będzie szczęśliwy w objęciach nowego chłopaka. Wspaniale.
Dla Zacha już nie istnieje. Dla Mercy’ego jest za wcześnie. Dla Teresy nadziei już nie ma.
Odważyła się w końcu, by spojrzeć mu prosto w oczy i uśmiechnąć się blado, chociaż nie chciała tego – zmusiła się. Chciała zostawić po sobie dobre wspomnienie, mimo wszystko. Nic miało nie być winą Mercy’ego.
- Przepraszam, naprawdę nie powinnam tego robić i… już nigdy nie zrobię, przysięgam. Więc… Och, wiesz, to emocje – próbowała się zaśmiać, ale wyszło jakoś tak sztywno. – To ja pójdę, cześć, dzięki. – Najpierw skierowała się do drzwi szafy, więc stała chwilowo zaskoczona, że ma przed sobą same ubrania, a nie schody. Zreflektowała się jednak i ruszyła do odpowiednich drzwi.
To on. Emerson nie jest gotowy. To za wiele dla niego.
Cóż, lepsza platoniczna przyjaźń niż związek na siłę, ponieważ jedna ze stron coś sobie ubzdurała. Dziwne, że nie nauczyła się tego na błędach.
- Dobranoc, Mercy – powiedziała cicho, gdy go mijała, walcząc ze łzami cisnącymi się pod powieki. Na korytarz wymknęła się na palcach, by nikt nie usłyszał jej. Wolała już z nikim się nie konfrontować. Ba! Do własnego domu też się zakradnie. Przez ten cały czas zdołała zapomnieć jak dobrze było jej w samotności.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”