WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobnie istniały rodziny, w których wspólne obiady nie groziły wcale tragedią, katastrofą, czy innym kataklizmem. Co do tego Vince naprawdę nie miał żadnych wątpliwości. Sam przecież, jeszcze jako dzieciak, lubił nawet spędzać czas w domu przyjaciela, gdzie posadzenie wszystkich członków rodziny przy jednym stole (albo choćby zebranie ich w jednym pomieszczeniu) nie groziło wcale mniejszymi lub większymi urazami fizycznymi i psychicznymi. Niestety, mając świadomość istnienia tych całkiem normalnych rodzin, jednocześnie miał również pełną świadomość tego, że Reedowie nijak się do nich nie zaliczali. Co gorsza, albo wcale nie stanowili aż tak rzadkiego wyjątku, albo po prostu Vince miał niezwykłe szczęście, skoro do podobnej kategorii co własnych rodziców, mógł zaliczyć również swoich teściów.
Najrozsądniejszym wydawało się być unikanie wszelkich okazji, przy których on i Laine mieliby spotykać się z jego lub jej rodzicami. A już zwłaszcza tych, przy których mieliby spotykać się wszyscy wspólnie.
I pewnie nawet taka strategia mogłaby się sprawdzić. Gdyby nie Rachel Reed i jej niemające absolutnie żadnego sensu działania, w wyniku których zupełnie nagle i niespodziewanie mogło się któregoś dnia okazać, że obie rodziny miały spotkać się przy okazji wspólnego posiłku. Zastanawianie się w jaki sposób udało jej się coś podobnego zorganizować oraz jakim cudem przekonała wszystkich zainteresowanych, że podobny pomysł miał jakieś szanse na powodzenie, nie miało najmniejszego sensu. Rachel miała swoje sposoby.
Powody prawdopodobnie również, bo raczej trudno byłoby podejrzewać ją o zwykłą chęć spędzenia czasu w towarzystwie synowej - na której widok wciąż kręciła nosem - i jej rodziców.
- Jakbyśmy się pospieszyli, zdążylibyśmy się jeszcze spakować i na przykład wyjechać z miasta - oczekiwanie na pojawienie się niechcianych gości zdecydowanie sprzyjało mnożeniu się wątpliwości co do całego tego spotkania, toteż sugestia Vincenta chyba nie powinna dziwić. Podobnie jak to, że nawet jeśli wypowiedział te słowa żartobliwym tonem, to prawdopodobnie nie zastanawiałby się ani chwili, gdyby Laine przytaknęła mu i doszła do wniosku, że faktycznie, tak właśnie powinni zrobić.
- Można też pospuszczać rolety i udawać, że nie ma nas w domu. Przy odrobinie szczęścia uwierzą - zwłaszcza, że zerknąwszy przez okno, nie widział jeszcze na podjeździe żadnego niechcianego tam samochodu, więc wciąż był czas na podjęcie odpowiednich kroków i zapobiegnięcie katastrofie. I pewnie byłoby to najlepsze wyjście, nawet jeśli faktycznie mieliby pospuszczać rolety, zamknąć dokładnie wszystkie drzwi i przekonać Yan, że to taka rozbudowana wersja zabawy w chowanego, w której wszyscy muszą siedzieć absolutnie cicho, póki jej dziadkowie nie znikną z okolicy domu. Co zresztą może nawet mogłoby się udać. Nie przypuszczał, żeby rodzice Laine jakoś szczególnie zabiegali o całe to spotkanie. Gorzej wprawdzie mogło pójść z Reedami - skoro już Rachel z sobie tylko znanych powodów zdecydowała się zorganizować to przedstawienie - ale pewnie i oni stosunkowo szybko by się poddali.
- Hej, Yan. Wolisz iść na lody, czy siedzieć z dziadkami i słuchać, jak gadają o jakichś strasznie nudnych rzeczach? - zerknął w kierunku córki, która akurat weszła do kuchni. I nie, to wcale nie tak, że przecież już w tym pytaniu zasugerował jej, jaka odpowiedź była tą właściwą.
- Na lody! - oczywiście sześciolatka nie mogła pod tym względem zawieść. A jemu pozostało tylko posłać żonie dość wymowne spojrzenie mówiące mniej więcej tyle co "dziecko zdecydowało, więc czemu wciąż jeszcze tu jesteśmy?"

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Problemem nie był w zasadzie wspólny posiłek. Zarówno Laine jak i Vincent mieli już w końcu niejakie doświadczenie w nawigowaniu niefortunnych rodzinnych eventów — w ciągu ostatnich kilku lat doświadczyli wątpliwej przyjemności spędzania czasu z własnymi rodzicami i teściami niejednokrotnie, i choć zgadzali się, że było to o każdy jeden raz za dużo, nie była to już dla nich pierwszyzna. Nie byli też niegotowi na przyjęcie gości; Laine należała do osób, które najmniejsze ilości brudu doprowadzały do palpitacji, sprzątała więc w domu namiętnie i często. Blat, który szorowała, słuchając dziamgania Vincenta, był właściwie nieskazitelny, a na pewno nie w stanie, któremu na tym etapie sprzątanie jakkolwiek by jeszcze pomogło. A mimo to była zdenerwowana. Intencje teściowej były dla niej niemożliwe do przejrzenia, a miała przecież pewność, że Rachel nie była motywowana tęsknotą za rodziną czy zwykłą chęcią spędzenia czasu z synem, synową i wnuczką. Tym bardziej, że zaproponowała zaproszenie i Zhangów. O co, do cholery, tutaj chodziło?
W pewnym momencie Laine przestała słuchać tego, co Vincent miał do powiedzenia — kolejna propozycja wymigania się jakoś od nadchodzącego spotkania wleciała jej jednym uchem, a wyleciała drugim. Podniosła głowę znad blatu, patrząc na niego z nieco poirytowaną miną. Oczywiście, że najchętniej sama spędziłaby popołudnie na czymś przyjemnym, czymś, w czym Rachel Reed nie brałaby najmniejszego udziału. Byli już jednak umówieni. Jedyne, co im pozostało, to przetrwać jakoś wieczór i mieć nadzieję, że będą mieli w związku z nim spokój na kolejne pół roku.
Musimy jakoś dać radę — powiedziała z westchnieniem, wrzucając gąbkę do zlewu, gdy tylko zebrała resztę piany z blatu. Obróciła się i oparła tyłem o niego w idealnym momencie, żeby uśmiechnąć się do Yan, gdy ta weszła do kuchni. Starała się zachować powagę, gdy słuchała kolejnej propozycji Vincenta, trudno jednak było powstrzymać się od uśmiechu na niedorzeczność całej tej sytuacji i wszystkich jego pomysłów.
Lody? Przed obiadem? — zapytała z udawanym oburzeniem, zdradzał ją jednak wesoły błysk w oku. — Hm… zostało jeszcze trochę czasu do ich przyjazdu… pewnie moglibyśmy iść na lody. Drogą wyjątku — zaznaczyła, wycierając ręce w ręcznik przy kuchence. Nie było to szczególnie wychowawcze, ale jeśli miało pomóc Vincentowi z jego nerwicą — najpewniej było warto. Tym bardziej, że ich rodzice nie należeli do wdzięcznych, nienarzucających się gości. Stary Jon Zhang był pod tym względem chyba jeszcze gorszy od Reedów — kompletnie nie rozumiał, że nie jest u siebie, i w przeszłości zdarzyło mu się już radośnie przeglądać sobie zawartość ich lodówki, kręcić głową nad wyborem dekoracji do salonu (tak jakby sam był jakimś autorytetem w tej dziedzinie), czy naprzykrzać się na jakiekolwiek inne sposoby.
Tak czy inaczej, wyglądało na to, że wszystkim im potrzebna była jakaś forma zachęty przed tym nieszczęsnym obiadem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Optymistycznie pewnie można byłoby założyć, że podczas tego konkretnego spotkania z rodzicami i teściami mieli przewagę polegającą na tym, że miało się ono odbyć w ich domu. Niestety, gdyby już odrzucić nierealne optymistyczne spojrzenie, trzeba było dojść do wniosku, że spotkanie we własnym domu było w rzeczywistości ogromnym minusem.
Odpadał niezawodny argument o konieczności natychmiastowego powrotu do siebie.
Przyglądając się Laine, szorującej zupełnie czysty blat (i przy okazji mimochodem przypominając sobie reakcję własnej matki, dla której zasłyszana niegdyś wieść o tym, że jej synowa sprząta dom własnoręcznie była niemal tak samo szokująca, jak byłaby, gdyby Vince oznajmił jej, że właśnie postanowili wieść życie amiszów) łatwo można było dojść więc do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem całej tej sytuacji byłoby natychmiastowe ewakuowanie się z domu. Od dawna wychodził przecież z założenia, że z własnymi rodzicami spędził już dostatecznie wiele czasu, żeby nie musieć dobrowolnie narażać się na to w dorosłym życiu. Co gorsza, już dobrych parę lat temu podobnego zdania zdążył nabrać na temat rodziców swojej żony. Choć tutaj odpadał argument dotyczący tego, że namęczył się już z nimi wystarczająco.
- Korzystaj z okazji i leć założyć buty, zanim mama zmieni zdanie - oczywiście polecenie przekazane córce konspiracyjnym szeptem wcale nie było konieczne. Yan pobiegła je przecież wykonać, zanim Vincent w ogóle dokończył zdanie.
- Myślisz, że nasi goście odpuszczą sobie odwiedziny, jeżeli zupełnie przypadkiem nie zdążymy wrócić na czas? - kolejne zdanie, wypowiedziane w kierunku Laine, oczywiście musiało zostać zwieńczone uśmiechem sugerującym, że wcale nie zamierzał dbać o to, żeby cały ten przedobiedni wypad na lody załatwić względnie szybko i bezproblemowo. Co prawda, jeśli chodziło o jego rodziców, nie sądził, by tak łatwo mieli odpuścić sobie tę wizytę - nawet, jeśli czekanie na progu choćby kilka minut miało urągać im w najgorszy możliwy sposób. Niemniej... warto było spróbować. Tego Vincent był absolutnie pewien.
Przynajmniej do momentu, kiedy po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi.
Cały plan ucieczki z domu (ewentualnie z miasta lub kraju) spełzł więc na niczym, w jednej chwili zrujnowany przez - jak się wkrótce okazało - jego własnych rodziców, dla których umówiona godzina była najwyraźniej jedynie luźna sugestią. Czego zresztą można było się domyślić i spodziewać. Wszyscy powinni przecież oczekiwać ich wizyty już od momentu jej zapowiedzenia, a tym samym być gotowym na przybycie Reedów w dowolnej chwili.
- Wybieraliście się dokądś? - oczywiście Rachel Reed nie musiała też czekać na specjalne zaproszenie, czy choćby otworzenie jej drzwi. A po przekroczeniu progu musiała najwyraźniej natknąć się na gotową do wyjścia sześciolatkę, co mogłoby wyjaśniać pytanie rzucone na wstępie.
- Do Meksyku. Liczyliśmy na to, że zdążymy, zanim przyjedziecie - teoretycznie zdanie wypowiedziane jeszcze w kuchni, niekoniecznie kierował bezpośrednio do matki. Przy okazji jednak nie zamierzał dbać jakoś szczególnie o to, by faktycznie doleciało co najwyżej do uszu Laine. Co prawda powinien się już nauczyć, że strategia polegająca na niepowstrzymywaniu się od ewentualnych złośliwości wcale nie była szczególnie skuteczna, jeśli chodziło o szybkie pozbycie się rodziców (zwykle odnosiła skutek przeciwny do zamierzonego), ale... jakoś tak trudno było sobie odpuścić.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”