WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1. Sophie nie umiała przyzwyczaić się do myśli, że lada moment skończą się wakacje, a ona nie będzie musiała wracać do szkoły. Z jednej strony ta perspektywa nawet lekko ją smuciła, bo choć nie należała do grona lubiących uczyć się kujonów, to szkołę często traktowała po prostu jako miejsce do spędzania czasu ze znajomymi. Wiadomo, mogła widywać się z nimi gdziekolwiek indziej, ale trudno powiedzieć, czy większość tych relacji przetrwa dłużej niż do końca lata. Nie bez znaczenia było też to, że So nie zamierzała iść w tym roku na studia, choć przecież jeszcze kilka miesięcy temu planowała z jedną z koleżanek, że wybiorą taki sam kierunek i zamieszkają razem w kampusie, a cały okres studiów będzie jedną wielką imprezą. Cóż, plany się zmieniają. Gap year w jakiś sposób ją fascynował i ekscytował – bo niby i tak zawsze robiła to, co chciała, ale teraz nie będzie miała z tyłu głowy żadnych klasówek, sprawdzianów ani egzaminów. Do takiego życia została stworzona i była w stanie znieść nawet nieustanne marudzenie rodziców, że nie powinna postępować w ten sposób, bo zmarnuje sobie życie. Niby jak? Z kieszonkowego mogła uskładać sobie tyle, że nie musiałaby pracować do końca życia (i był to sensowny plan, ale lubiła zakupy i odkładanie szło jej słabo), więc studia w sumie nie były jej do niczego potrzebne.
W każdym razie, póki co korzystała po prostu z wolnego czasu i generalnie rzadko bywała w domu. Dzisiaj na przykład od rana pisała do Richiego, namawiając go na wspólne bieganie. Naprawdę wierzyła w to, że jeśli pomarudzi dostatecznie długo, to chłopak się zgodzi (w różnych sytuacjach to działało, wypróbowywała na wielu osobach). Niestety, nie wyszło, ale osiągnęli kompromis w postaci plażingu. Plus był taki, że przynajmniej mogła ubrać się ładniej niż do biegania, ale za to będzie musiała iść później do parku wieczorem, s a m a. Jeżeli cokolwiek jej się stanie, wina spadnie oczywiście na Mahoneya.
Ponieważ mieszkali blisko siebie, zabrali się razem autem Richiego. Plaża, jak na sierpniowe popołudnie, była raczej opustoszała, więc bez problemu znaleźli sobie miejsce, by przycupnąć gdzieś blisko wody i daleko od pojedynczych osób. Nie zależało jej na opalaniu się, po prostu lubiła siedzieć nad wodą.
Zrobiłeś już listę prezentów na urodziny? – zagaiła, bo lubiła robić prezenty, ale często miała problem z wyborem czegoś odpowiedniego. Znaczy, jeżeli nie było efektu wow, uważała, że prezent jest nietrafiony, a tak przecież być nie mogło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 002
Richie, jak to Richie, podjeżdżając pod dom Sophie zatrąbił kilkanaście razy, narażając się na potępienie ze strony reszty ich sąsiadów chcących odpoczywać w spokoju, ale też te ciekawskie spojrzenia stawiające go, w jakże upragnionym, centrum uwagi. Tak, Richie tę uwagę kochał. Lubił zza ciemnej szyby z środka samochodu obserwować jak przypadkowi przechodnie przyglądają się jego Bugatti, kiedy przez kilkanaście dłużących się sekund stoi na czerwonym świetle. Kiedy parkuje je na prywatnym i oczywiście płatnym parkingu, do którego dostępu nie ma nikt oprócz samych właścicieli tych wszystkich drogich aut. I kiedy po prostu przejeżdża spokojnie uliczkami Seattle, zapuszczając się czasem w miejsca, w których nigdy nie postawiłby nogi, w obawie przed tym, że gdy tylko to zrobi zaatakuje go jakiś kojot. Richie przecież przekonany był, że te najbiedniejsze dzielnice Seattle to dzicz w porównaniu do jego Queen Anne. Do Magnolii, gdzie głównie się obracał. Gdzie miał swoich przyjaciół, najbliższą rodzinę i gdzie mieszkała też Sophie, trująca mu od samego rana o ten jogging. Nie zgodził się tylko i wyłącznie przez miejsce, które mu zaproponowała dodając milion wykrzykników i argumenty mówiące za tym, że ruch to zdrowie. Na plażę też niechętnie, ale w końcu przystał, dodając od siebie, że pewnie niedługo pojadą na lepszą, czystszą i taką prywatną, przy jakiejś willi na Fiji, którą albo jego ojciec już ma w posiadaniu, albo dopiero niedługo wynajmie. Przecież to nie był żaden problem, nie? Pieniądze nigdy nie były problemem, o ile Richie nie chciał mieć ich więcej i więcej, nie robiąc przy tym absolutnie nic. To, wbrew pozorom, zrozumiał już jakiś czas temu, w momencie gdy poszedł na studia, wrócił do domu z pierwszego, niezaliczonego egzaminu i usłyszał od ojca, że jeśli nie zrobi chociaż tego głupiego licencjatu, to nigdy nie wejdzie do zarządu firmy. Więc robił.
I to robił go tak, że już po raz kolejny, mimo zaledwie pierwszych tygodni nowego semestru, na rzecz spotkania z Sophie (tak, tak to tłumaczył) opuszczał wykład albo warsztaty, wpisane w plan od co najmniej miesiąca. Z jakimś dziwnym niezadowoleniem opadł w końcu na miejsce obok Thompson, obserwując pojedynczych ludzi, którzy tak jak oni korzystali jeszcze z ostatnich dni lata. Wyjątkowo słonecznego jak na standardową pogodę w Seattle. – Wiesz ile czasu by mi to zajęło? Huh, dużo – wypalił w odpowiedzi, jakby naprawdę tego czasu ewidentnie mu ostatnio brakowało, a z tego powodu nie zabrał się jeszcze za żadną listę prezentów, które zwykle rok w rok sukcesywnie dawał gościom, nie chcąc dostać czegoś nietrafionego. Albo, co gorsza, od dwóch osób tego samego. – A co byś chciała mi kupić? Bo wiesz Zocha, mi tam wystarczy, że po prostu będziesz – sugestywnie poruszył brewkami, bajerując ją nawet na rzecz tych prezentów, które mogłaby mu kupić. Ale w sumie to co Richie mógł jeszcze chcieć dostać, skoro i tak miał wszystko? Okej, prawie wszystko. – Wybrałaś już co założysz? Bo słuchaj, na wejściu będzie tak jak zawsze ochroniarz, ale tym razem będzie też oceniał czy goście mają odpowiedni strój. No wiesz, żeby przypadkiem nikt nie błyszczał bardziej niż ja – huh, nic nowego. – Ale w razie czego to ja im tam powiem, że Ty wyjątkowo możesz błyszczeć niczym najjaśniejsza gwiazda tego wieczoru i wtedy byś założyła tą taką kieckę co Ci kiedyś kupiłem? No Zocha, pasowałabyś do mnie idealnie, co Ty na to?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby nie to, że przyjaźnili się praktycznie od zawsze, pewnie denerwowałaby się na niego tak samo, jak ich sąsiedzi. Richie miał jednak to szczęście, że Sophie była do niego cierpliwa, nawet, jeśli były rzeczy, w których absolutnie się z nim nie zgadzała. A takowych nie brakowało. Niby wychowali się w podobnych realiach, ale jednak mieli trochę inne podejście do życia – choć nie jakoś skrajnie, skoro nadal dobrze się dogadywali. Na Fiji na przykład chętnie by się wybrała i też uważała, że to lepsza opcja niż plaże w Seattle. Mogłaby chodzić cały dzień w bikini, jeść owoce i zapijać je drinkami albo szampanem, ćwiczyć jogę nad brzegiem oceanu o wschodzie słońca i robić piękne zdjęcia na Instagram. No, całości dopełniała jeszcze obecność jakiegoś przystojniaka – i choć, jej zdaniem, Richie do takowych należał, to szybko zganiła się podświadomie za tę myśl. Może i seks nie zepsuł jej przyjaźni z Ashtonem, ale nie mogła liczyć na to, że w przypadku każdego kolegi będzie tak samo. Nie, żeby z każdym kolegą chciała mieć takie zażyłe stosunki.
Ej, ale wracając do tego Fiji, to mam ochotę spędzić kilka dni gdzieś, gdzie jest ciepło i cicho – powiedziała w zamyśleniu, bo rzeczywiście, chętnie powygrzewałaby się gdzieś na słońcu. Ich sytuacja była o tyle dobra, że takie rozmowy zazwyczaj szybko opuszczały sferę marzeń, bo po prostu je realizowali. O samotnym wyjeździe mogła sobie pomarzyć, bo jej matka chyba zeszłaby na zawał, ale z Mahoneyami mogła sobie jeździć, wracać do domu nad ranem i tak dalej. Oczywiście pani Thompson nie brała pod uwagę tego, że to właśnie jej córka była chyba głosem rozsądku w tej ekipie.
Zmarszczyła lekko brwi, widząc malujące się na jego twarzy niezadowolenie. Gdyby wiedziała, że AŻ TAK BARDZO nie chciał iść (jechać) na tę plażę, to dałaby mu spokój i po prostu poszłaby do niego, żeby przez resztę dnia narzekać na jego chorobliwe lenistwo.
No już nie bądź taki niezadowolony. W nagrodę, że tu przyszedłeś, mogę ci później zrobić masaż plecków. Może powinnam zapisać się na kurs? – przekrzywiła głowę lekko w lewo. Może i nie marzyła o byciu masażystką, ale chętnie nauczyłaby się jakichś legitnych technik, które mogłaby później wypróbowywać na znajomych. Jakoś przecież musiała zbierać praktykę.
No popatrz, prawie uwierzyłam w to, że wystarczy ci moja obecność na imprezie – zaśmiała się. – Ale skoro tak mówisz, to może zamiast tej sukienki od ciebie obwinę się po prostu wstążką?
Naprawdę doceniała wszystkie te ciuchy, które niejednokrotnie kupował jej Richie. Niemniej jednak, nie zawsze podobało im się to samo, ale starała się nie grymasić.
Tak serio to nie myślałam jeszcze, co założę. Wszyscy goście mają do ciebie pasować czy tylko ja jako honorowa? – zainteresowała się, bo wiedziała, że Richie najbardziej lubił, gdy błyszczał on i tylko on. Nie zamierzała, rzecz jasna, odbierać mu tej radości na jego własnej imprezie urodzinowej, ale skoro w ten sposób chciał jej zaproponować, żeby poza byciem gościem pełniła również rolę jego osoby towarzyszącej, to spoko. Nawet mogła założyć którąś z nielubianych sukienek.
To co, mam szukać jakiejś ładnej i odpowiednio dużej kokardy czy będziesz przeglądał moją garderobę? – szturchnęła go lekko łokciem i wyciągnęła przed siebie nogi, poprawiając sukienkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zadziwiające było to, jak bardzo w tej kwestii się różnili. Richie cierpliwości nie miał za grosz, o czym Sophie przekonała się niejednokrotnie, kiedy ich zdanie było podzielone, a oni nie mogli dojść do jakiegoś porozumienia. Ona wtedy, niczym oaza spokoju, obstawiała przy swoich słowach, a on nerwowo i z naciskiem próbował przeforsować swoje. I może właśnie dlatego, że więcej było między nimi różnic niż podobieństw, tak dobrze się dogadywali? Przeciwieństwa się przyciągają, czy jakoś tak.
Wzrok od przechodzących nieopodal ludzi oderwał dopiero słysząc wspomnienie o wyjeździe na Fiji, o którym sam dosyć niedawno jeszcze myślał, nawet w drodze na tą kamienistą i brudną plażę Seattle. Ta z kolei ani trochę nie równała się z tymi, na których mogliby leżeć godzinami, gdyby tylko Richie rzucił coś w stylu to jedźmy, nie zważając na studia, na czekające na niego obowiązki i na ojca, który pewnie nie byłby z tak nagłego wyjazdu zadowolony. Bo czy kiedykolwiek był? Czy cieszył się, że Richard bezmyślnie podejmuje decyzje, biorąc pod uwagę swoje chwilowe zachcianki? I choć tak naprawdę to była ostatnia rzecz, jaką młody Mahoney brałby pod uwagę decydując jak z Sophie spędzą następny tydzień czy dwa, jeśli nie tu na miejscu, w pierwszej chwili jedynie pokiwał głową, marzenia pozostawiając w sferze marzeń. – Ja nie mogę. Mam zaraz jakieś egzaminy – o których wiedział tylko dzięki ludziom, którzy na te wykłady chodzili regularnie, informując Richiego o każdej najmniejszej zmianie, jaka zaszła podczas jego nieobecności. A tych, biorąc pod uwagę ostatni rok studiów, w ostatnim czasie było wyjątkowo sporo. – Na święta możemy. Stary mi ostatnio powiedział, że jak wszystko pozaliczam to nawet mogę na Marsa polecieć, a on z matką wyjedzie gdzieś sam. Spoko, nie? Ale no jednak Fiji wygrywa, do tego z Tobą, więc Mars sobie poczeka – sugestywnie poruszył brewkami, chyba nie do końca świadomy, że nawet największe pieniądze świata wycieczki na Marsa jeszcze nie są mu w stanie umożliwić, a ojciec tymi słowami zrobił sobie z niego perfidnie głupi żart. Żart na tyle ironiczny, że pozostawało tylko się dziwić jakim cudem Richie go wtedy nie wyłapał.
Ale teraz już usiadł, może trochę bliżej Sophie niż zwykle, bez cienia skrępowania pozwalając sobie oprzeć się o nią, kiedy zerkał jeszcze w stronę morza i lekko wzburzonych fal. – Mooooże – celowo to słowo przeciągnął, udając, że jeszcze się nad odpowiedzią zastanawia, zamiast ochoczo zgadzać się na wszystko co wyjdzie z ust Thompson. Tak w ramach rekompensaty za to, że marudził przy wyborze miejsca. – Ale tylko jeśli będziesz moją prywatną masażystką – puszczone ukradkiem oczko wcale nie było tu przypadkowe, ale jeśli Zocha nie patrzyła na Richiego, nie była w stanie go wyłapać. Nie zdradził przecież po sobie niczego, co by mogło wskazywać na to, że naprawdę chętnie dałby się dziewczynie wymasować, a jeszcze chętniej pozwalałby jej robić to regularnie, jeśli oprócz niego nie ćwiczyłaby na nikim innym. – Ale potem dasz mi ją rozwinąć? – lekko się zaśmiał, mimo powagi właśnie wypowiedzianych słów. – Zoooocha, no słuchaj, sprawa wygląda tak, że do mnie pasować możesz tylko i wyłącznie Ty. No po coś ta selekcja jest, nie? – niepotrzebnie posyłał jej to pytające spojrzenie, skoro i tak żadnej odpowiedzi nie potrzebował. Wystarczyło przecież, że miał już własną. – Więc jak zdecydujesz to mi powiedz, a ja przekażę ochroniarzom i sprawa załatwiona. Ale mówię Ci, ta kieca ode mnie pasowałaby idealnie – a żeby podkreślić wagę własnych słów, z uznaniem sam do siebie pokiwał głową. I ja też kiwam głową, bo zaraz znajdę jakąś SUPEROWĄ SUKIENKĘ DLA ZOCHY, OBIECUJĘ. – A musi być odpowiednio duża?
A że Richie nie mógł pozostawać dłużny, zanim sam wyciągnął się względnie wygodnie na tej kamienistej plaży, trącił Sophie łokciem, nie dopowiadając już niczego, żeby jakąś odpowiedź na to pytanie otrzymać. Tym razem już nie retoryczne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zazwyczaj osoby, które notorycznie się z nią nie zgadzały i chętnie to podkreślały, szybko stawały się irytujące. Jeśli jednak chodzi o Richiego, to zwyczajnie nie wyobrażała sobie, żeby nagle mieli zacząć się we wszystkim zgadzać – to było nudne i nienaturalne. Lubiła mu czasem podogryzać i uważała, że był uroczy, gdy się irytował (choć to spostrzeżenie zachowywała dla siebie). Dobre było przynajmniej to, że nie umiała się zbyt długo na niego gniewać. A może po prostu nigdy nie zalazł jej aż tak mocno za skórę?
Plaże w Seattle nie były spełnieniem jej letnich marzeń, ale jak się nie ma, co się lubi... Wyjazd na Fiji był kuszącą opcją i wiedziała już, że pewnie uda im się zrealizować ten pomysł jeszcze w tym roku. Sophie zakładała oczywiście, że wybierze się z nimi również Ashton, ale nie miałaby też nic przeciwko wypadowi tylko z Richiem. A może uda jej się namówić też Chestera? Pewnie polubiłby się z chłopakami. Generalnie każda opcja była spoko, byle tylko mogła złapać trochę słońca.
Okej, to zrobimy tak: skoncentruj się na egzaminach, a jak zdasz je w pierwszym terminie, to lecimy na Fiji. – Grunt to dobra motywacja. Wiadomo, że jeśli nie zda albo uda mu się dopiero z poprawką, to i tak z nim poleci, ale może po tym wspaniałym tekście motywacyjnym postara się bardziej, żeby jej coś udowodnić? Nie, żeby tego oczekiwała. Sama nie poszła na żadne studia i najchętniej zostawiłaby to w obecnym stanie, ale niestety miała świadomość, że za rok rodzice nie będą już tacy wyrozumiali i przed pójściem na uniwersytet nie uchroni jej już nawet Harry (ani Potter, ani Thompson).
No, z tym Marsem mogłoby być jednak ciężko... Poza tym wiadomo, że moja obecność to argument przeważający – powiedziała śmiertelnie poważnym tonem, ale uśmiechnęła się zaraz, po czym oparła głowę na jego ramieniu. Międzyplanetarne podróże raczej nie leżały w kręgu jej zainteresowań, nawet, gdyby istniała taka realna możliwość.
No już nie bądź taki zaborczy. Uwierz, nie chciałbyś być moim królikiem doświadczalnym – westchnęła. Nie darowałaby sobie pewnie, gdyby zrobiła mu jakąkolwiek krzywdę. No ale na jakiś delikatny masaż mógł w niedalekiej przyszłości liczyć. Może jako część prezentu urodzinowego? Część, bo sam masaż wydawał jej się raczej kiepskim pomysłem. Ale co niby kupić komuś, kto miał już prawie wszystko? W każdym razie, nie widziała puszczonego oczka, ale i tak nie brała tej wypowiedzi w stu procentach serio.
No nie wiem, nie wiem. A co ja będę niby miała z tego, że dam Ci się rozpakować? – pociągnęła temat, choć generalnie w samym procesie rozpakowywania i w jego następstwach widziała obopólną korzyść. Może właśnie dlatego rzuciła taką propozycję? Niby tylko w żartach, ale może jeszcze Richie się na tych urodzinach zdziwi!
Tak, musi być odpowiednio duża, bo nie chcę odwracać twojej uwagi od gości – odparła z nutą rozbawienia w głosie. – Niech Ci będzie, założę tę sukienkę. Ale skoro ty wybierasz mi outfit, to będziesz musiał mocno się postarać, żebym miała z tego coś poza ładnym wyglądem.
Przechyliła się w jego kierunku i całkiem niespodziewanie cmoknęła go w policzek. Gdy wróciła do pierwotnej pozycji, przeczesała palcami rozwiane przez wiatr włosy i wbiła wzrok w wodę.
Zdecydowanie wolę jednak prywatne plaże bez pałętających się ludzi i wrzeszczących bachorów – zawyrokowała, krzywiąc się lekko na pisk uciekającej przed falą małej dziewczynki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4 +Najacze z płaszczykiem, bo kto bogatemu zabroni. :lol:

Znowu się zaczęło. Na nowo potrzebował ciszy i spokoju. Tym razem w totalnej samotności zupełnie bez towarzystwa kogokolwiek, włączając w to ukochanego psa. Miał zdecydowanie zbyt wielki mętlik w głowie... Do tego dotarło do niego, iż zaczął coraz częściej unikać swego ochroniarza, jakby zdawał się od niego uciekać, choć to też nie było jego zamierzeniem... Po prostu te tłumione od dawna uczucia, którymi go darzył dawały o sobie zbyt mocno znać, a on w dalszym ciągu nie miał pojęcia co ma z tym fantem począć. Bał się, że w pewnym momencie gdyby dłużej konfrontował się z tą konkretną jednostką straci ostatecznie nad sobą kontrolę i to co tyle w sobie kisił najzwyczajniej w świecie się z niego wyleje, czego potem mógłby równie dobrze potwornie pożałować. Przecież nadal nie zdawał sobie sprawy z tego, że Jung odwzajemnia jego beznadziejnie ukrywaną miłość. Taki ślepy głupek z niego! Niby ostatnia rozmowa z bratem teoretycznie powinna była mu jakoś ulżyć, bo naturalnie zawsze może na niego liczyć i naprawdę bardzo go wsparł w tym nadzwyczaj trudnym dla niego okresie. Tak też się stało — w jakimś minimalnym stopniu poczuł się ociupinę lżej... acz to było wciąż za mało. Z jednej strony był niesamowicie wdzięczny młodszemu Kimowi za wszystko, ale z drugiej... męcząca walka z samym sobą i nadmiarem rozmaitych emocji naraz ciągnęła się dalej, a on nie mógł jej zakończyć. Czuł się dosłownie tak, jakby miała ona trwać w nieskończoność, gdyż znalezienie tak zwanego panaceum graniczyło w jego mniemaniu z cudem. Aaron rzecz jasna i tak sporo mu pomógł, niemniej... dręczące go myśli dotyczące Jareda nie chciały odpuścić; dawno nie był tak cholernie zagubiony. Postanowił wybrać się w jakieś ustronne miejsce, najlepiej w komfortowym dlań otoczeniu, którym dla Jasona jest najczęściej jakaś plaża, czy ogółem łono natury. Zdawał sobie świetnie sprawę z tego, iż w Seattle o takowe odseparowane od ludzi tereny jest dosyć ciężko. Ale jako że mieszka tu od urodzenia, zdążył sobie takowe wyczaić i praktycznie tylko on o nich wiedział. Dodać do tego z deka późniejszą porę — pustki winny być gwarantowane. Oczywiście założył markowe buty, jedne ze swoich ulubionych, jeansy, czarną koszulkę i taki cieplejszy płaszczyk. Jednak o tej godzinie na którą padł wybór do samotnego spaceru, na zewnątrz jest znacznie chłodniej. On musiał takowy narzucić, inaczej trząsłby się z zimna niczym galareta, ponieważ to kompletny zmarzluch. Nie ma co się dziwić, skoro chłop należy do tych dużo szczuplejszych osobników. Ba, niezwykle często inni zazdroszczą mu nóg, w szczególności kobiety mające w zwyczaju twierdzić, że ma wprost lepsze od nich. Nad tym szczerze mówiąc nigdy się nie zastanawiał i nie obchodziło go to. Była to ich osobista opinia, choć sam istotnie nie miał na co narzekać i nie mógł zaprzeczyć, że są zgrabne i niepodważalnie były jednymi z jego licznych atutów.
W każdym razie jak już był gotowy do drogi, wybył do obranego przez siebie celu nie mówiąc o niczym Jaredowi. Zwykle go zawsze informował o takich rzeczach, lecz nie tym razem. Potrzebował separacji choć na kilka godzin od wszystkich i wszystkiego. Miał nadzieję, że mężczyzna to zrozumie i nie odbierze tego źle... oby nie, bo mogłoby pogorszyć już i tak trudną sytuację. Najwyżej jakoś na opak mu to wyjaśni. Aktualnie nie miał ochoty się tym przesadnie przejmować. Długo ta tułaczka mu nie zajęła i po parunastu minutach znalazł się na plaży, na którą zwykł przychodzić, kiedy chciał ot tak posiedzieć na piasku i pogapić się pusto w taflę wody. I tak siedział, kontemplując nad rozmaitymi pierdołami z daleka prezentując się trochę jak taki wielki kamulec. A to wszystko przez to, iż nie wykonywał niemalże żadnych ruchów, jakby zastygł i przeobraził się w posąg. Póki co tak jak przypuszczał nie było ani żywej duszy. Pozornie... Nie wiedział, że był od momentu wydostania się ze swojej posesji bezwzględnie obserwowany. I to przez fankę najgorszego sortu... To pewnie dlatego, że nie był otoczony ochroną jak zazwyczaj i takie są tego skutki... Cóż, nie przyszło mu za nic do tego łba, że takie wyjście może go kosztować wiele, a konsekwencje ów lekkomyślnego czynu mogą być bardzo bolesne...
Gdyby nagle go nie olśniło, to pewnie by tak trwał w bezczynności. Wyciągnął telefon i założył... tindera. A miał tego nie robić. Uważał to za debilizm... a tu proszę, koniec końców i on się skusił. Tak czy owak... nie zamierzał tego brać na poważnie, to miało być jedynie dla zabicia czasu i nudy. Właściwie to wręcz aż zaczynał sobie zadawać w myślach pytanie, które dostatecznie obijało się echem po całej objętości jego czaszki.
Co ja robię ze swoim życiem? Nie wiem po co i na co mi to... i tak pewnie to głupie i bez sensu. Ugh, a co mi tam, nie mam nic do stracenia.
Tym oto sposobem rozpoczął swoje łowy i tak bawił się w przesuwanie w prawo czy dawanie superjalków nawet, o ile ktoś rzeczywiście przyciągnął jego uwagę. Tak się składa, że dziewczę, które cały czas miało go na muszce natychmiast to wyczaiło i też szybko sobie konto założyła. Po to głównie, aby zwrócić na siebie uwagę Jasona. Ku jej niezadowoleniu, a raczej rozgoryczeniu... odrzucił ją. Wystarczyło zerknąć na jej profil i to co miała tam zawarte by dojść do wniosku, że jest dostatecznie przerażająca, by wiać jak najdalej i nie próbować wdawać się w jakąkolwiek rozmowę. Poziom cringe’u był tak wielki, że aż usta Kima wykrzywiły się w niesmaku i pokręcił z politowaniem głową w obie strony. Czuł przeogromne zażenowanie. Żarty żartami, ale przerosłoby go to i byłoby dla niego dużo za dużo. Nie minęło kilka sekund, by wytrącić całkowicie laskę z równowagi. Na tyle, by ta zerwała się na równe nogi i wyskoczyła ze swej kryjówki i naskoczyła na biednego chłopaka z ryjem.
Jasonie Kim! Jak śmiesz?! Jesteś podły i okropny. Czuję się perfidnie zignorowana! Z innymi fanami tak nie postępujesz!! — ryknęła tak, że aż się wystraszył i podskoczył, omal nie padając na zawał, a telefon aż wypadł mu z drżących dłoni, na szczęście lądując między miliony złotych, a zarazem miniaturowych ziarenek, które zamortyzowały upadek. Zamrugał kilkukrotnie oczyma, niedowierzając w to co usłyszał i to co się odwalało. Mowę mu odjęło i aż nie umiał sensownie odpowiedzieć. Przynajmniej początkowo. Jak już się otrząsnął, starał się dać jej jasno do zrozumienia, że nie ma ona tu czego szukać. Chciał jak na dobrego idola przystało pokojowo to rozwiązać. Nie dało się być miłym i grzecznym... nie w tym przypadku. Na dokładkę był nie w sosie i czuł, że nastrój ma nadzwyczaj parszywy i wolał z nikim nie gadać zbyt długo na żywo. Mogłoby się komuś oberwać... i cóż, niestety cierpliwość mu się skończyła kiedy psychofanka poczęła przekraczać granice, których w ogóle nie powinna była przekroczyć. Miał ją olać, lecz ta uparcie na niego nacierała, nie chcąc się brzydko mówiąc odpierdolić. Zwinnym ruchem podniósł swoją komórkę, chowając do kieszeni, a na nią podniósł głos, zrugawszy ją jak nigdy. Takie wybuchy mu się jak dotąd nie zdarzały, ale bezsprzecznie zaczynała przeginać, a on nie pozwoli komukolwiek na takie zachowanie i traktowanie. Nic złego nie zrobił... a ta się na nim wyżywa jakby popełnił co najmniej zbrodnię doskonałą. Najgorzej, że poza nią nikogo innego nie zarejestrował, dlatego musiał czym prędzej stąd się ewakuować. Powoli kierował kroki w stronę jakiejkolwiek cywilizacji, aby w razie co mieć lepszy dostęp do innych ludzi, którzy mogliby go wybawić z opresji. Liczył na to, że sobie odpuści... a gdzie tam. Lazła za nim nabuzowana prawie depcząc mu po piętach i jedynym sensowym wyjściem było prawdopodobnie biegnięcie co sił w nogach, byle ją zgubić. Nie kusząc dłużej losu, stopniowo przyspieszał, byle spierdzielić jak najdalej od tej wariatki... czy mu się to uda?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Błodzy w nieświadomości istnienia drugiego świata - świata utkanego z nitek ciał, krwi i kości osob poległych i tych, których niekiedy zwano zdrajcami. Ze sławą jak kochanką - nigdy nie było łatwo. Wielcy aktorzy, znani idole, modelki i inni tacy - każde z nich znało ryzyko życia na muszce, bądź jak kto wolał, w świetle niegasnących reflektorów. W realiach takich jak te opinie publiczne odgrywały szalenie ważną rolę. Nie tylko wpływały na rozlew wód po powierzchni wyżłobionych koryt - przyczyniały się także do wielu upadków i niewyobrażalnego cierpienja. Mów taktownie, bądź taktowny, a najlepiej nie myśl tylko świeć byle dla wybranych fanów... Przed ich oczami nie było ucieczki, przed gniewem i mściwością też. W tym wyścigu mogli przeżyć jedynie najsilniejsi i Ci zwany sprytnymi. Pewnie dlatego tak wielu ponad nachalnymi stawiało o wiele gorszych fotografów...
Kartka wpada do urny, którą następnie otwiera domorosły strażnik. Ktoś wyłożył spory rulon kasy dla schwytania niepozornego jestestwa - jak na złość o równie ciekawym i egzotycznym pochodzeniu. Wynajęty, specjalnie owiany chwilową tajemnicą byt, nie przywiązywał do tego większej uwagi. Sam niejako wyrwany od rzeczywistości - drugi skośny o alabastrowej cerze, ciemnych włosach i oczach, za którymi nie widniało nic - nic prócz bezkresu pustych pól i nieskończonej nicości. Ubrany jak zwyczajny czlowiek: opatulony kurtką i szalikiem... Nie, w sumie to jak na złość o nim zapomniał, ale to nic. Rzeczonej ułomnosci nie przystało przepraszać - wiecie, to tylko zwykły styl i kilka szmatek: pod spodem bluzy, niżej dopasowanych spodni i butów takich w sam raz na luźniejsze wypady... Gdyby chcieć, to możnaby pokusić się o przyrównanie go do istotka na urlopie - serio niczym szczególnym się nie wyróżniał - ewentualnie wypasionym aparatem, jakże radośnie dyndającym na szyi. Przykryty obiektyw skutecznie chronił ciekawskie oko - to wręcz czaiło się na doborowy moment, a ten...
Tropienie młokosa, heh, nie żebyś sam nim był, nie przekroczyło limitu czasu minut piętnastu. Przy ostatniej wszystko już wiedział i widział i mruknął pod nosem. Mała myszka latała przed kotem a kot ten nie raczył zareagować. Sprowokowany dopiero po którymś razie - heh, po tym i tylko po tym uniósł uroczą łapkę, aby łapką tą pacnąć natarczywą myszkę. Szkoda, że pomimo usilnych prób dziewucha nie reagowała - eh, a przecież wystarczył jeden strzał. No dalej leniu, co Ci szkodzi? Najwyżej stracisz pare gramów na poczet ukazania dobroci. Kierowany tylko sobie znanym motywem - cyk, jedno zdjątko wpełzło do wnętrza oka, potem drugie i trzecie z przepięknym zarysem zaskoczenia. Z Azjatami i randomami tak to już bylo: nie wszystkich obdarzono spostrzegawczością, natomiast tych co bardziej cwańszych... Ci nieczęsto tolerowali zdjęcia z zaskoczenia. Uroczy awanturnicy, nawet jeśli w rączkach nie dzierżyli dowodów. Hola! Łapy precz, on tylko udawal, aby spłoszyć...
-Jeszcze pożałujesz... - jakże ogromny był jej meraforyczny gniew i złość s spojrzeniu skierowanym na bezczelnego idola. Wpadłeś stary: w kompot, do dziury albo z deszczu pod rynnę. Powiedz, patrzyłeś przed siebie? Jae dla przykładu tak no bo przecież to on dzierżył brzemię winy przepędzenia jej. Pomijając ryzyko zderzenia - bez obaw, dzieliło was dobrych kilka metrów. A ona? Po raz pierwszy zrobiła skuteczny użytek z nóg - przynajmniej dla zwiększenia dystansu...
- Cyk... Nazwę to wścibskością niewiasty. - zaśmiał się dźwięcznie tajemniczy głos. Miły, w miarę melodyjny i oczywiście męski, zdaje się, że przynależny do jegomościa przed Jasonem i tamtą upierdliwą dziewczyną. Masz wilczku udziec jeleni - wychodzenie z nory uchodziło ponoć za ryzykowne - phi... A kto by tam grał wedle reguł, bo na pewno nie ten, który od zawsze wszystko robił po swojemu, a problemy wręcz uwielbiał przyciągać potęgą nieposkromionej grawitacji. Z deszczu pod rynnę ziom,z deszczu pod rynnę. Zawrocisz, a wpadniesz na nią, podejdziesz dalej, a zbliżysz się do tajemniczego fotografa. O zgrozo: przywiało gk tutaj ze względu na łono natury czy chęć uwiecznienia upokarzającej kompromitacji?

- pisane z tel xD więc potem może być dłużej xD

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I pomyśleć, że taki z pozoru niezapowiadający żadnych ekscesów krótki i niewinny wypad tak wiele namąci, a chaos panujący w głowie bogu ducha winnemu Jasonowi jedynie się powiększy poprzez przygody, jakie przyjdzie mu niebawem zaznać na własnej skórze... Ach los to najwyraźniej lubi mu dokopywać co rusz na każdym kroku. Jak nie rozterki uczuciowe, to problemy związane z byciem sławnym. Ani chwili świętego spokoju, doprawdy... Owszem, może i Kim oswoił się z dostatnim życiem, którego nie wymieniłby na żadne inne, a pieniądze towarzyszyły mu już od urodzenia. Stąd też doskonale czuje się w luksusowych warunkach — nie mylić tego jednak z próżnością i stawianiem siebie wyżej od innych. Nie, jemu akurat woda sodowa nigdy nie strzeliła do łba. Dla niego liczył się każdy pojedynczy fan i starał się być w porządku wobec wszystkich poświęcając im uwagę na tyle ile był w stanie. Oczywistym jest, iż nie mógłby spotkać się z dosłownie każdym istniejącym człowiekiem na tej planecie, czy też odpisać każdemu z nich na jakieś wiadomości — byłoby to fizycznie niemożliwe. Tak czy owak z jego podejściem i staraniami, aby dogodzić jak największej liczbie swych fanów udało mu się uniknąć zaszargania swej jakże nadzwyczaj cennej reputacji. Dlatego był doceniany, chwalony i wielbiony przez tłumy. Hejterów nie zwykł mieć. Ale jak już się jakieś pojedyncze wypierdki trafiały — miał w nich totalnie wyjebane, o czym też niekiedy śpiewa w swych piosenkach, że jego nie ruszają ich kretyńskie zachowania i krótko mówiąc mogą pocałować go w tyłek. To ich problem, że im się coś nie podoba a nie jego. Grunt to nie dać się właśnie sprowokować i zachować stoicki spokój. To najskuteczniejsza i najbardziej irytująca broń na tych zjebów.
Ogółem nie byłby również w stanie zmienić zawodu... ewentualnie zabrać się za coś nowego i tak dodatkowo. Lecz jak się zdążył przekonać, nie zawsze wszystko pójdzie tak jakby się tego chciało. Można ponieść sromotną klęskę, jak chociażby było w przypadku klubu, który parę miesięcy temu przejął i co okazało się nie być dla niego dostatecznie satysfakcjonujące. Bynajmniej nie tak jak muzyka czy taniec. W sumie nic nie było mu praktycznie straszne, doświadczył już wielu rzeczy i do tej pory nie narzekał. Poza tym, iż ma nieustającego pecha w miłości — reszta była niemalże niczym z pięknej bajki. Aczkolwiek jak to się mówi nic nie trwa wiecznie i nawet w jego idealnym świecie coś musiało zacząć się powoli sypać, aby miarowo wręcz runąć niczym domek z kart.
Jasonowi zupełnie nie przeszłoby przez myśl, że przez jego chęć pobycia co najmniej przez parę godzin w absolutnej samotności poniesie za sobą tak destrukcyjne konsekwencje... i do tego będzie śledzony nie dość, że przez jedną z najbardziej zbzikowanych na jego punkcie psychofanek, to na dokładkę przez jakiegoś fotografa, który... z tego co można wywnioskować — ma prawdopodobnie jakieś ukryte niecne cele wobec niego. Nikt na jego miejscu i w jego ustawieniu nie pomyślałby choćby przez sekundę, że coś takiego w ogóle mogłoby mieć miejsce. Niczego nieświadomy miał ubaw ze swojej intrygi Tinderowej. Musiało mu się niesamowicie nudzić, że do tego doszło. Zabawę przerwała jak już wiadomo bezczelnie przytoczona wcześniej dziewoja, która wyjątkowo nadepnęła mu na odcisk i po raz pierwszy ktokolwiek tak silnie wytrącił go z równowagi. Z natury nie był agresywny i nie dochodziło z jego strony ani do rękoczynów ani do awantur. Cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz, prawda...? A skoro nic do tępej laski nie docierało... nie pozostało nic poza ucieczką. Próbą ucieczki, która zamieniła się zasadniczo w większy horror. Jakby tego było mało w trakcie przebierania nogami, by wydostać się stąd możliwie jak najszybciej oślepił go nagle flesz aparatu. Kurwa. Czyżby przywiało tu niespodziewanie tych przeklętych paparazzich w tym najgorszym możliwym momencie, kiedy Jason był pozbawiony jakiejkolwiek ochrony...? Pięknie. Gorzej już chyba być nie może... Chciał wierzyć resztkami zaszarganej nadziei, że faktycznie nie wpakuje się w jakieś gorsze gówno. Kolejne cyknięcie, kolejne cholerne oczojebne światło. Szlag by jasny to trafił... zaraz go kurwica zaleje i to nie są już przelewki!
Zatrzymał się diametralnie tak gdzieś po środku z wymalowanym szokiem na swej dość bladej twarzy, która z tego wszystkiego obrała jeszcze większej bladości. Stał między goniącą za nim wariatką, a jakimś tajemniczym typem trzymającym sprzęt i nawalającym z niego jak z jakiegoś karabinu. Po usłyszeniu tych jej słów o tym jak nieznajomy tego pożałuje coś piąte przez dziesiąte zaczynało mu się układać w jedną logiczną całość. Z jednej strony przegonił ją na tyle, by poczęła małymi krokami się od niego oddalać, z drugiej — jeśli te zdjęcia ujrzą światło dzienne ma przesrane. Nachodziły go wątpliwości, czy ma do czynienia z wybawicielem, czy raczej następną złowrogą jednostką, która pragnie z jakiejś niejasnej przyczyny go zniszczyć. Zamrugał kilkukrotnie oczyma, czując się tak jakby znajdywał się w jakimś koszmarze, z którego chciał się natychmiast obudzić. Niestety była to brutalna rzeczywistość a nie sen. Gdy bliżej nieokreślony przedstawiciel płci męskiej zabrał głos nie było jasne, czy to było skierowane bezpośrednio do niego, czy do kogoś innego. Zachował odpowiedni dystans, gdyż mu nie ufał i nie wiedział, czy może mieć w nim w razie co przyjaciela, czy bardziej wroga.
Niemniej... chyba wolał już stawić czoła tak zwanemu mniejszemu złu, aniżeli miałby użerać się dalej z rozwścieczoną, a jednocześnie wciąż napaloną psycholką, która mogła być zdolna dosłownie do wszystkiego. Sam nie był pewien, czy ta chce go tylko zabić przez to, że niby takim chujkiem dla niej się okazał, czy może jednak dodatkowo w międzyczasie nie daj boże wymęczy i zgwałci. Albo porwie i uwięzi w piwnicy... ewentualnie jedno i drugie naraz. Cholera jasna, każda opcja brzmiała... chujowo. Niepodważalnie nie zamierzał przekonywać się o jej skrytych zamiarach i definitywnie ich uniknąć za wszelką cenę. Jeszcze nabawiłby się przez nią jakichś skandali, a do tego uszczerbków na psychice. Jakby nie miał innych pieprzonych problemów na głowie... Dlatego taki scenariusz zdecydowanie był ostatnią rzeczą jakiej Jason w tym momencie pragnął. Konfrontacja z walniętą psychofanką zdawała się być po stokroć gorsza i naprawdę nie miał ochoty się z nią użerać. Nie w dość zachwianym stanie... druga opcja w dalszym ciągu brzmiała bezpieczniej.
Dobra koleś... nie wiem skąd się tu wziąłeś ani czego chcesz, ale po kiego grzyba cykasz te cholerne foty...? Ani trochę mi się to nie podoba... — odezwał się wreszcie, a chrypa w jego głosie była wyrazistsza niż zazwyczaj. Nie da się zaprzeczyć, że obleciał go lekki strach o własną egzystencję, choć usiłował się robić dobrą minę do złej gry. Dziwić mu się? Nie mógł wiedzieć z kim ma do czynienia i co tak właściwie ten ktoś chce osiągnąć... jedyne co to przynajmniej brzmiał milej i przyjemniej niż tamta furiatka. Zdawał się być mniej groźny od niej... ale czasem pozory mylą, dlatego Jason wolał zachować szczególną ostrożność podczas rozmowy z nim.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Marzenie idealnego życia, za którym podążało tak wielu i ginęło w nim wielu. Było jak domek z kart - ładne, szczęśliwe i cholernie niestabilne. Wystarczył jeden ruch – jedno niewinne szturchnięcie dla naruszenia całej konstrukcji. Potem rodził się wyłącznie ból na widok kruszejących snów, które - no właśnie, były tylko snami. Nagle znikały wykwintne bankiety, huczne imprezy, przywileje, sława, chwała no i oczywiście pieniądze. Strąceniu z boskiego piedestału zawsze towarzyszyło rozczarowanie, a niekiedy nawet depresja. Ty, któryś zrodził się z tej gliny, trwałeś w tym bagnie już od najmłodszych lat. Jae oczywiście o tym nie wiedział i – heh - wiedzieć poniekąd nie chciał, choć jak wiadomo... W jego zawodzie stalking i szpiegowanie stanowiły chleb powszedni. Ułożony na blacie biurka zacnego szefostwa rulon banknotów - oczywiście w liczbie mnogiej – w zupełności wystarczył, aby uruchomić piekielną maszynę. Tamci na “górze” wiedzieli o chłopaku dosłownie wszystko: znali miejsce urodzenia, dane rodziców, numery kont bankowych... Prześledzili jego rozkład dnia, grafik obowiązków... Śmiem stwierdzić, że nawet spore grono fanów i fanek nie miało szans na ukrycie się przed dociekliwym okiem słynnego “Hotelu”. Pomyśleć, że jedna z nich mogła stanowić przyczynę całego burdelu, ale nie... Wierz mi chłopcze - za tym zleceniem stał ktoś o wiele gorszy i stokroć bezczelniejszy niżeli nawet grono takich upierdliwych dziewczyn jak ta za Tobą.
Oburzenie nie mijało - ba, przepięknie przyozdobiło alabaster policzków soczystą czerwienią. Błyskawice aż iskrzyły w czarnych oczach, gdy prąd przechodząc wzdłuż ciała, napinał wszystkie jego mięśnie do maksymalnych granic wytrzymałości. Wyprostowana i sztywna niczym struna – ot stała sobie rozzłoszczona dziewczyna z mocno zaciśniętymi piąstkami. W rodzimych okolicach zabójcy wołano na takie “sasaeng” - w wolnym tłumaczeniu “psychofanki”. Takie osoby nie hamowały się przed niczym: śledziły, szydziły, dokuczały... Znam kilka przypadków, w których dochodziło nawet do rzekomych aktów z ich udziałem a niewiedzą poszkodowanych. Smutne i chore to historie, podobnie jak nieszczęśnice i nieszczęśnicy nieumiejący poradzić sobie z odrzuceniem idealnego idola/idolki. Dobrze, że wśród syfu widniało kilka świateł i że pomimo swej renomy Jason zdołał zahartować psychikę. Co do samych nerwów na razie się nie wypowiem, przeto ich stal wciąż pozostawała rozgrzana, niczym metal we wciąż wrzącej kąpieli ognia Kuźni Hefajstosa. Bez obaw, nie jemu było czas wyjścia oceniać, ni cokolwiek innego. On tylko...
- Przechyl się trochę w lewo – kolejne cyk: ponoć niektórych bardzo to denerwuje, a niekiedy nawet zmusza do odwrotu. - zbliż się, poznaj, zdobądź zaufanie - piękna to gra i zabawa pozorami. Podstępny Króliczek, bo takim ktoś raczył go zwać, nie zamierzał od razu sięgać po “maczetę”. Wpierw chciał zbliżyć się do ofiary: wzbudzić sympatię, może nawet zawiązać coś na wzór znajomości... Krótko mówiąc, pobawić się z kawałkiem mięska przed rzuceniem go na ruszt. Tak, plan to niemalże idealny dla redukcji zagrożenia ze strony ochroniarzy, policji i innych takich. W końcu kto normalny ciśnie oko podejrzenia na osobę, która była dla kogoś taka dobra! Już raz popełnił podobny błąd - przy późniejszych zleceniach przykładał więcej uwagi do detali. Pewnie dlatego dłonie dzierżące aparat zaraz opadły w dół, tak jakby zdradzając przysłonięty obiektyw. Czarnowłosy chłopak blefował, stwarzając jedynie pozór robienia fotografii dla zniechęcenia natrętnej fanki. To, że nie od razu zechciał wszystko wyjaśnić i pokazać - wybacz ziom, to nic osobistego, ot zwykły przerost czynu nad treścią. Nie dziękuj, nie szczekaj i proszę nie gryź - popatrz, jak pięknie odwracała się na pięcie tamta fanka, byleby tylko nie musieć dłużej zdradzać się przed aparatem. Upartość może i była jej paliwem, jednakże - i jak na jej farta – nie zdołała doszczętnie wypalić resztek rozumu. Tylko i wyłącznie dzięki temu zyskała szanse na uniknięcie pojawienia się na pierwszej stronie gazety tuż pod krzykliwym tytułem nawiązującym do artykułu o wszelkich wyskokach niebezpiecznych fanów. Przypadek czy świadoma prowokacja?
-Bez obaw, Koleś nie lubi krzykliwych fotek. - zaśmiał się na swoje nowe przezwisko, które nawet przypadło mu do gustu – ot takie luźne, proste i nawet pasujące do paru elementów jego osobowości - dajmy na to luźnego podejścia czy nutki artyzmu – tym razem prawdziwie cykniętego zdjęcia, zamykającego obraz nie tyle samego Jasona, co krajobrazu rozpostartego po tak zwanej drugiej stronie. Linia brzegu i ruch morza komponowały się dziś wyjątkowo dobrze. No i ten wiatr z otrzeźwiającą morską bryzą...
- Chyba powinienem się cieszyć z napatoczenia na znaną osobistość, jednak na gębę ciśnie mi się tylko jedno zdanie: chyba zgubiłeś ochroniarza. - no bo przecież kto normalny z celebrytów poruszał się po otwartej przestrzeni bez stosownej obstawy! Nie, żeby Koreańczyk chciał w to ingerować, zresztą spójrz na niego – w pełni zrelaksowany ziomek o twarzy, która miast chorobliwego fanatyzmu tych wszystkich szpiegujących ukazywała wyłącznie spokój. Dobry przyjaciel? Sojusznik? A może wybitny aktor, co to faktycznie potrafił sporo w sobie ukryć i zamknąć za grubą kurtyną matowych ślepi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie da się zaprzeczyć, iż do bycia gwiazdą z prawdziwego zdarzenia należy mieć naprawdę mocną i silną psychikę. Sława nie jest niestety dla każdego — niektórych wręcz potrafi przerosnąć, co może skończyć się prawdziwą tragedią. Mimo wszystko Jasonowi to nie groziło; niech nie zmyli jego stosunkowo niepozorny wygląd, gdyż można go śmiało zaliczyć do tych twardszych zawodników. W końcu wpajane mu były rozmaite zasady dotyczące takiego życia od najmłodszych lat, toteż w późniejszym czasie łatwiej było mu stawiać czoła wszelkim trudniejszym wyzwaniom. Wyrobił sobie pewne zachowania i potrafił też nakładać pewne maski na twarz, równie świetnie grając i udając. Owszem, generalnie Kim raczej stawia na szczerość, jednakże są pewne rzeczy, o których świat nie musi wiedzieć. Każdy ma prawo do swych tajemnic, nawet celebryta. Dlatego podczas rozmaitych wywiadów stara się być naturalny i jak najbardziej prawdziwy, a jednocześnie nie przytaczać szczegółów, którymi nie ma najmniejszej ochoty dzielić się z kimkolwiek.
To miał być tylko krótki wypad w samotności, coby poukładać jakkolwiek rozbiegane myśli, będąc święcie przekonanym, że przecież nic złego nie może się stać... mylił się i to jak. Najpierw ta wariatka, która pojawiła się znikąd i zaczęła na niego drzeć japę, a teraz konfrontacja z jakimś nieznajomym fotografem, którego cele ciężko było rozszyfrować. Dosłownie czuł niemalże jej oddech na swych plecach. Czuł także jej rozgniewany wzrok na sobie, nawet gdy udało mu się oddalić na nieco dalszą odległość. Jason doskonale znał ów koreańskie określenie na psychofanki — wprawdzie wychowywał się od maleńkości w Seattle, to ma rodzinę w Korei, którą zresztą bardzo często odwiedza jak mu tak zwany grafik na to pozwala. Stąd już jako dzieciak opanował bezproblemowo również ten język w małym paluszku, dzięki czemu aktualnie sprawnie się nim posługuje, dokładnie tak samo dobrze jak angielskim. Ale wracając do teraźniejszości... nie prezentowało się to najlepiej. Nieukrywanie Kim wpadł w wewnętrzną panikę, nie mając bladego ani zielonego pojęcia, jak się to dalej potoczy, ani tym bardziej skończy. Modlił się wprost w duchu, by mu to nijak nie zaszkodziło w przyszłości i nie wynikła z tego jakaś beznadziejna afera na cztery fajerki. Usiłował zachować zimną krew jak to zwykł zazwyczaj robić. Z tego też był dobrze znany — praktycznie nic go nie było w stanie ruszyć, był jak taka skała. Ktoś mógł mu dokuczać i robić coś, co mogło każdego totalnie wytrącić z równowagi, a on jedno wielkie NIC. Stał taki cholernie niewzruszony, co z kolei mogło wkurwić niejedną jednostkę o wiele bardziej. Ten chłopak to całkowita oaza spokoju. Mając te wyuczone reakcje, prościej mu szło maskowanie zdenerwowania, które po raz pierwszy od dawna odczuwał w tak nasilonym stopniu.
Niby po co...? Czekaj, dobra już chyba wiem co masz na myśli... niech ci będzie. — przez doznany szok nie od razu był w stanie zajarzyć do czego nieznajomy zmierza, lecz po chwili szybko skojarzył fakty i domyślił się, że może chodzić o tę dziewczynę, która go do niedawna goniła. A ta najwyraźniej powoli robiła odwrót poprzez czyny tajemniczego jegomościa. Jedynie z tego powodu zrobił to co mu zasugerował i odrobinę przechylił się w lewo. Nie znosił rozkazów, ani podporządkowywania się do kogokolwiek, więc to nie tak, iż momentalnie stał się potulny niczym baranek. Żeby sobie nie myślał, że ma go już w garści! Jeśli pragnie zdobyć jego zaufanie, musi sobie na nie porządnie zapracować. Wolał zachować nadzwyczajną ostrożność przy poznawaniu nowych ludzi. Tu też nigdy nic nie wiadomo... lepiej dmuchać na zimne. Jednak póki co trzymał jego stronę z tego względu, że zdało mu się to być korzystniejsze i rozsądniejsze. Dla upewnienia się czy w jakimkolwiek stopniu trafił ze swoim przypuszczeniami odwrócił nieznacznie głowę w bok, aby sprawdzić gdzie znajduje się ta zbzikowana laska. O dziwo faktycznie zaczynała robić w tył zwrot, a tym samym oddalać się coraz bardziej od nich. Mimo wszystko odczuł namiastkę ulgi. Aczkolwiek dozy niepokoju w dalszym ciągu nie mógł się pozbyć tak do końca.
A czy koleś ma jakieś imię? — tak sobie palnął w celu rozluźnienia napiętej atmosfery widząc, że go rozbawił przytoczonym na niego określeniem chwilę wcześniej, gdy jeszcze nie myślał racjonalnie i rzucał słowa, które pierwsze przyszły mu na myśl. To pokazywało, że sam też spuszczał z tonu i jawnie zaczynał się czuć swobodniej w jego obecności. Wiadomo, nadal zachowywał dystans, niemniej przestał być aż taki sztywny. — Wcale nie zgubiłem... oddaliłem się raptem od niego na parę metrów. Tak, mieszkam w pobliżu, a niekiedy przychodzę tutaj jak chcę pobyć zupełnie sam, a na plaży wieje pustkami. — wyjaśnił pokrótce brak ochrony wzruszając na to delikatnie ramionami, do tego cicho sobie wzdychając charakterystycznie dla siebie. Nie chciał zdradzać konkretnego adresu, stąd taki ogólnik. Zatem nie skłamał, choć też nie powiedział całej prawdy. Zdarzało mu się tak robić kilka razy i jakoś do tej pory tego typu eskapady nie działały na jego niekorzyść. Owszem, miał do przejścia kawałek drogi, lecz to naprawdę nie były kilometry i gdyby się postarał, byłby prędko w swych czterech ścianach, gdzie zapewne kręcił się Jared. Wychodził z założenia, że raz na ruski rok może sobie pozwolić na wyjścia bez obstawy, zwłaszcza że nigdy nie trwały one dłużej niż parę godzin. Cóż, te wydarzenie istotnie da mu pewną nauczkę i na przyszłość nie pokusi się o coś tak lekkomyślnego.
Przyglądał mu się bacznie, chcąc cokolwiek wyczytać z mimiki jego twarzy, czy wykonywanych gestów, aby móc się dowiedzieć, czy ma w nim rzeczywiście sojusznika, czy okaże się to być zwykłą manipulacją, ponieważ czegoś od niego chce... — Powinienem ci chyba podziękować za odstraszenie tej furiatki... no to dzięki? — skwitował na sam koniec i choć okazał wdzięczność w dość dziwny sposób, musiał mu to wybaczyć ze względu na zaistniałe okoliczności, a to było mimo wszystko dla niego nowe; nigdy się w takiej sytuacji nie znalazł. Ważne, że w ogóle to zrobił! Ba, pokusił się o lekki, kącikowy uśmiech. Zawsze coś, prawda? W międzyczasie nerwowo przesunął dłonią po swych włosach, co było u niego równie typowe, co spanie w każdej możliwej pozycji i każdym miejscu, łącznie z tymi niewygodnymi.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Alea iacta est - kości zostały rzucone - nie było już odwrotu. Spasuj Panie i nie myśl, by nas przepraszać – przeto krocz dalej krętą ścieżką sławy, jaką podarował Ci Los, albowiem nie każdy człowiek - Pan, Pani, chłopak czy dziewczyna posiedli podobnego farta. Idź i nie oglądaj się za siebie, gdyż może to doprowadzić do niespodziewanego i wielce niebezpiecznego zboczenia z wyznaczonej trasy. Przykład tego stał idealnie przed nimi lub za nimi, ewentualnie obok nich, jeśli tylko rozejrzeć się dookoła w poszukiwaniu upierdliwej duszyczki.
Wystraszona nie na żarty - on w sumie też - miał ku temu dobry powód i to wcale nie ten zahaczający o kilka fotek z zaskoczenia. Chłód stali już spoczywał na skórze - muskał ją, pieścił i drażnił niczym palce uzdolnionego kochanka. Gdyby tylko mroczną tajemnicę poznał pewien chłopak, którego ten drugi darzył uczuciem – ba, gdyby tylko wiedział, w jak wielką pułapkę wpadło jego ulubione oczko w głowie... Niewątpliwie przykre byłoby dla kogoś sprzątnięcie niewinnego, ale hej - przecież nie w tym rzecz – bo to pierwszy raz ktoś obcy samoczynnie nadziewał się na ruszt? Jedna dusza w tę czy tamtą - mordercy większej różnicy to nie zrobi, w końcu i tak na swych rękach dzierżył brzemię wielu żyć - ściętych łbów, przelanej krwi... Dobrze, że miał wyćwiczone barki, bo i na nich spoczywała klątwa. Matka Śmierć bez wątpienia z radością zabierze go do swojego świata, a stamtąd zostanie mu już tylko jedna droga - prościutko do piekła. Do tego czasu jeszcze się trochę pobawi – poszaleje, poskacze, pobiega i poukręca kilka łebków, co to zbyt pewnie kroczyły po mięciutkiej ziemi śmierdzącego świata. A on... Na pewno był jedną z ciekawszych ofiar – taki tam radosny, wygadany, miły i szczery z ukochanymi fanami – szkoda, że nie ze samym sobą...
- Żywiłem cichą nadzieję, że równie tajemniczy gość raczy mi jakieś nadać. - krótkie stwierdzenie aż kipiało teatralnym smutkiem. Do tego należało dorzucić żal wypuszczonego powietrza w charakterystycznym odgłosie westchnięcia ogromnego rozczarowania. Hej! Naprawdę mu ufał i... Heheszki, śmieszki - bez obaw kolego, to tylko niewinny żart. Tak naprawdę czarnowłosy potworek nie miał niczego złego na myśli, co oczywiście zdradzała jego zrelaksowana postawa ciała - wyluzowana sylweta, opuszczone dłonie no i słyszalne prychnięcie w czymś, co miało przypominać śmiech. Nic z zewnątrz nie wskazywało na złe intencje ze strony Koreańczyka. Jedynym niepokojącym elementem jestestwa były oczy – dziwnie mętne i spokojne... Gdyby nie ruchy klatki piersiowej oraz mimika twarzy, można by przypisać je rzeźbie lub trupowi niżeli żywej jednostce.
- Leniwy ze mnie istotek – Jae. - przedstawienie wyłącznie pierwszym członem imienia nie było przypadkowe. Chłopak naprawdę za swojego zwierzęcego patrona obrał leniwca – do tego też nie pędził ze zdradą całego, no bo jak to tak - szarość za szczerość przezabawny Panie X.
- Orłem matematyki może nie jestem, ale zdaje się, że to “trochę” stanowi kapkę większą wartość. - przekrzywiony łepek, uniesione kąciki ust i wuala – tym razem zabójca pod przykrywką roześmiał się na dobre. Oczywiście ani myślał o podważaniu słów - jasne, jasne stary, pitu, pitu ja Ci uwierzę. W swoim życiu słyszał wiele wymówek - wiele też niejednokrotnie miewał w zwyczaju stosować za czasów życia w domu, jednakże da wybitnie przypadła mu do gustu. Z drugiej strony doświadczenie po wpadce nauczyło go, aby nigdy nie bagatelizować sprawy. W związku z tym niby w żarcie i na luźno odchylił się w poszukiwaniu drugiego gostka, a w rzeczywistości... Cóż, niechaj pozostanie to chwilową tajemnicą.
- W takim momencie powinienem poprosić o autograf... Powinienem? Ale Twój ochroniarz nie ukręci mi za to łba co nie? - no więc w porównaniu do tych ciemnych, te drugie, równie czarne ślepia także nie próżnowały. Nerwowy uśmiech, czy tam przeczesanie włosów - skośny od razu je wyłapał - stąd zresztą takie a nie inne zachowanie, ot dla rozluźnienia napięcia i przekreślenia obaw o podejrzanej przynależności do natarczywego grona fanów. Mógł sobie być fotografem czy tam nawet paparazzi, ale hej! Zasady to zasady, a w dni wolne – czyli jakieś osiemdziesiąt procent jego czasu - wolał nie uganiać się za gwiazdami. Huh... Jak na łowcę niuansów działał w wyjątkowo opieszały sposób. Może faktycznie był tylko i wyłącznie amatorem?
- Pan X potrzebuje eskorty? - zaśmiał się znów, niejako proponując wcielenie się w rolę udawanego ochroniarza. Tym razem ukrytej misji w tym nie było, po prostu kierunek spacerku pokrywał się z jego trasą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, istotnie od sławy nie było odwrotu i Jason by się z niej już nie uwolnił. Ani też od luksusów. Byłoby to zwyczajnie niemożliwe. Odsunięcie się od tego mogłoby ponieść za sobą równie nieprzychylne konsekwencje, a także miliony niewygodnych pytań od rozmaitych osób, które bynajmniej nie były mu aktualnie do szczęścia potrzebne. Niemniej... mimo wszystko nie chciałby czegokolwiek zmieniać, bo zawsze mógłby właśnie skończyć o wiele, wiele gorzej. Zresztą jak się jest dostatecznie sprytnym i wytrwałym, idzie się do tych wszystkich mniej przyjemnych aspektów przyzwyczaić i nie zwracać na to jakiejś szczególnej uwagi, a wraz z tym odpowiednio radzić sobie z wadami bycia popularną gwiazdą. Jak dotąd Jasonowi nie powinęła się w żaden sposób noga i takie sytuacje jak ta dzisiejsza jeszcze mu się nie zdarzyły... widocznie musiał być ten pierwszy raz, czyż nie? Najwyżej dostanie porządniejszą nauczkę i będzie to dla niego dobrą lekcją na przyszłość, by więcej już do takowych lekkomyślnych czynów, które doprowadziły do tej chorej akcji nie dopuścić. Tyle w temacie.
Jednak kto by pomyślał, że akurat gdy Kim pójdzie na parę godzinek do swego prywatnego kątku zupełnie sam, przywlecze się za nim ta natrętna psychofanka, przez którą momentalnie wywróci się wszystko do góry nogami? Gdyby to przewidział, z pewnością ostrożniej podszedłby do sprawy i bardziej uważał na to, co robi i lepiej się do tego krótkiego wypadu przygotował. Ale koniec końców wciąż był jedynie człowiekiem, w związku z czym i jemu mogła zdarzyć się jakaś chwila słabości. Pewnie to wina jego niezaprzeczalnego roztrzepania i nieustannego rozgardiaszu panującego w jego umyśle, przez co mniej czynników zewnętrznych do niego docierało i takie tego skutki. No nic, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jakoś się z tego wykaraska. I choć zdawać by się mogło, że się zaczynało odczuwalnie uspokajać, on wciąż pozostawał czujny, mając oczy i uszy szeroko otwarte, byleby tylko nie popełnić kolejnej gafy, również wliczając w to te najmniejsze z nich. A ZWŁASZCZA takie, gdyż takowe zwykle okazują się najbardziej śmiercionośne i mogą nagle niczym huragan zniszczyć doszczętnie wszystko na swej drodze.
Cholera... oby ostatecznie nie skończył jako ofiara jakiegoś zabójcy, którym miałby okazać się stojący przed nim typek z aparatem w ręku. Szkoda by była wielka takiego Jasona... a właściwsze pytanie brzmi: kto w ogóle chciałby chcieć sprzątnąć takiego pozytywnego człowieka jakim jest on, do tego kochanego przez rzeszę fanów na całym świecie...? To dopiero zastanawiające. Wielkie byłoby to zaskoczenie, gdyby ostatnie co zobaczył to postać tegoż jegomościa odbierająca mu jego jakże cenny żywot w jakiś brutalny sposób... Niewątpliwie byłby to przykry i smutny koniec, którego nikt by dla niego nie chciał, włączając w to jego samego.
Niby po co miałbym to robić...? — spojrzał na niego pytająco, unosząc w zdziwieniu obie brwi, marszcząc do tego tak charakterystycznie czoło. Podrapał się znów po głowie, tym razem nieco dłużej, wplątując sobie parę swych jasnych kosmyków między palce. Z jednej strony tajemniczy chłopak wydał mu się intrygujący i taki nietuzinkowy, przez co miał ochotę go bliżej poznać. Z drugiej... coś mu w nim nie grało, dlatego odczuwał niepewność i był wobec niego swoiście podejrzliwy, co nie powinno dziwić. Jak już było wspominane, tak prędko nie zdobędzie jego zaufania. — Poza tym jak zdążyłeś się zorientować, nie jestem dobry w nazewnictwie, a chyba każdy ma jakieś imię, nie? — stwierdził coś tak oczywistego, że bardziej się nie da, wzruszając przy tym obojętnie ramionami. Skoro nieznajomy począł sobie tak dowcipkować... średnio mu wyszło. Jason niekiedy nie umie rozróżnić czy ktoś sobie żartuje, czy mówi na poważnie, co też jest rzeczą ludzką. Mógł potrafić wiele, ale nie jest jakimś alfą i omegą. Nie oznacza to też zaraz, iż nie ma kompletnie poczucia humoru — a to akurat u niego jedna z mocniejszych stron. Ugh, szczerze powiedziawszy ciężko było odczytać jego zamiary... Wyglądał na wyluzowanego, lecz właśnie te oczy wzbudzały więcej obaw. — Leniwy powiadasz? Tak się składa, że i ja takowy bywam, a żeby lepiej mi się funkcjonowało... piję kawę. Mnóstwo kawy. — sam usiłował zabrzmieć śmieszniej, ba tym razem pozwolił sobie na lekki chichot, który przy wypowiadaniu tych słów wydobył się z jego gardła. — Zatem... miło mi cię poznać Jae. — wydusił to w końcu z siebie, siląc się na jakiś szerszy uśmiech, bowiem nadal nie czuł się przy nim wystarczająco wyluzowany, by móc obdarzyć go jakimś prawdziwszym. Może z czasem uświadczy na jego ustach takowy, ale... tak, musi się postarać. — Tego nie wiem... mogłem stracić rachubę czasu. Zbyt dobrze mi się siedziało na tej plaży. — bąknął bez jakiegoś większego entuzjazmu, próbując sobie przypomnieć kiedy wyszedł z posiadłości i jak długo faktycznie okupywał to miejsce. Przy wybornej zabawie zawsze tak jest... W każdym razie nie uważał, by było to czymś złym, a przede wszystkim to była jego sprawa i tak po prawdzie nikomu nic do tego. Nie ogarnął, czemu ten nagle zaczął się brechtać. Spojrzał na niego jak na debila nie rozumiejąc jego zachowania. Chciał coś dodać i spytać, co go tak iście rozbawiło w tym co mu przekazał, ale zrezygnował uznając, że to nie ma sensu machając na to ręką, acz jawnie wywracając oczyma. — Zależy... czy tego naprawdę chcesz. Po co ci autograf kogoś, o kim nie słyszałeś...? Jeśli byłoby inaczej, wtedy nie określiłbyś mnie jako pana „X”. — tu westchnął ciężko, ponieważ miał początkowo inaczej to ująć w słowa, lecz gdy padło to ostatnie pytanie... na nowo zwątpił i stąd wyszło tak a nie inaczej. — Spokojnie, jeśli nie zamierzasz odwalać takich manian jak tamta laska... to nie, nie ukręci. I proszę, mów mi Jason. — skwitował niemalże na jednym tchu, wypuszczając z dość głośnym świstem powietrze z płuc. Przy odpowiedzi na jego pytanie musiał się nieco dłużej zastanowić. — Nie... poradzę sobie. Ale jeśli chcesz mi potowarzyszyć, droga wolna. — dodał tak już na sam koniec, nie spuszczając go z oczu, a jednocześnie starając się nie brzmieć ani chamsko, ani też jakoś wielce zachęcająco. Tak... neutralnie. Żeby też nie wyjść na jakiegoś gbura, wygiął kąciki ust w szerszym uśmiechu, który o dziwo był nieznacznie lepszy od tego poprzedniego. Prezentował się przynajmniej trochę autentyczniej, wydobywając z siebie choćby odrobinę swojej prawdziwej, sympatycznej natury. A co konkretnie z tym zrobi Jae… to już od niego zależało.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mówił ktoś kiedyś mądry - jestem nieśmiertelny, niepokonany i wszechmocny – nic mnie nie zatrzyma. Na to wyszedł drugi i zaśmiał się do pierwszego, albowiem życie zawsze znajdowało lukę. W taki czy inny rzadko kiedy znany nam sposób, pokazywało kim, czym i gdzie znajdowało się nasze miejsce. Jedni powiedzą, że na twardym gruncie, inni zaprzeczą, wychodząc z tezą o mięciutkim puszku, jeszcze ciekawsi rzucą teoriami o niebieskich migdałach. Realizm drogi kolego – realizm aż do tak zwanego bólu codzienności. Dziś gwiazda, jutro biedak – wbrew pozorom, wielkości i solidności piedestału wystarczył leciusieńki podmuch, aby zmieść takowy z powierzchni globu, przeto strącając zeń dumnego dzierżawcę. Pozbawiony swych mocy niewiele znaczył pośród chmar drapieżców - często nieprzystosowany do życia między nimi niestety ginął. Jasonie Kim - Tyś na takiego nie wyglądał - no serio Wam mówię, nie wyglądał, a jak nie wierzycie, to popatrzcie! Uroczy, schludny gość - taki swój chłop! Osobiście Jae nic do niego nie miał - tak naprawdę całkiem zabawnie się “zaczepiało” a może nawet “gawędziło”. Gdyby nie kontrakt, to być może byłby skory do zawiązania dłuższej znajomości, lecz niestety... Los pokierował klockami inaczej i tak oto Azjata słusznie obawiał się nieznajomego.
Jego oczy niewiele zdradzały, w zasadzie tyle, co nic. Mat nie pozwalał promieniom słońca odbić się od ich powierzchni choćby i przez sekundę, nie wspominając o odzwierciedleniu linii horyzontu czy mizernej podróbki dzieł sławnych malarzy z przedstawieniem morza. Wszystko, co tam wpadało, znikało na zawsze – niczym pochłonięte przez czerń wiecznie rozwartej paszczy, która nie potrafiła powiedzieć dość... A jednak ciało zaprzeczało intencjom wzroku, nie ukazując kłów, kolców ni niczego, co mogłoby zdradzić prawdziwe zamiary – dziwnie spokojne, usadowione w dogodnej pozycji tuż przed kilkoma niemrawymi ruchami... Taki śmiech dla przykładu tudzież wzruszenie ramion. Jak na kogoś obcego, ten obcy wykazywał całkiem przystępne - znaczy się pokojowe – i wcale nieudawane – zamiary wobec rzeczonego celebryty.
- Ej no... Imienia mi skąpisz... Co za człowiek no ja nie wiem... - żartów jak widać mętnookiemu, potworkowi nie brakowało. Najwyraźniej pewne "wady” Ci na górze raczyli wypełnić mu porządnym pakietem poczucia humoru. Trochę szkoda, że towarzysz boju się nie uśmiał, ale kij tam! To i tak spory sukces, że miast ucieczki postanowił zostać, ba i jeszcze podjąć dialog! Niektórzy wielcy sławni ludzie nie kwapili się na utratę czasu dla takich pierdół, a tu proszę jakie zaskoczenie!
- Czy nie słyszałem... - zamyślił się chłopak w wyraźnie teatralny sposób, gdy już wyruszyli w daleką trasę przed siebie. - Sławna gwiazda, łamacz serc wielu fanek, ponoć z poczuciem humoru, całkiem spoko... Uzdolniony muzycznie, tworzy własne teksty... Do tego maniak lizaków i wielbiciel krzykliwych kolorów... Wikipedia strasznie dużo o Tobie pisze. - no a przemierzeniu kilkunastu metrów, Jae zatrzymał się na moment. Już bez większej gwałtowności ruchów - ostrzeżeń czy ala podtekstów, chwycił za aparat i cyknął jedno zdjęcie. Zamknięty w nim krajobraz nie tylko przedstawiał zwykłą plażę i może. Niezwykłym trafem, a może zwykłym wyczuciem oka, dał radę uchwycić ruchy fal i to tak, jakby dosłownie kołysały się na zdjęciu. Do tego piękny kontrast kolorów i przeurocza mewka, co to akurat przelatywała nieopodal. Po lekkim podrasowaniu w programie chłopak z pewnością zdoła wyciągnąć ze zdjęcia kilka dodatkowych smaczków.
- Na dobry zamiennik polecam kakao. - rzucił króciutko, wciąż trzymając swój aparat w dłoniach. Wszystko miało odbyć się na poczet zmiany pozycji z bocznego ukierunkowania na ukierunkowanie wprost na Jasona. Tak jak poprzednio i tym razem Koreańczyk nie ukrywał swoich zamiarów. Wychwycony uśmiech zwyczajnie nie miał prawa przejść niezauważony.
- Czasem bywam roztrzepany, a ksywki pomagają mi zapamiętać wiele rzeczy. Podobno też uchodzę za maniaka fotografii, dlatego jeśliś odważny, możesz się znowu usadowić na piasku o tam. - te słowa i wskazanie miejsca miały miejsce już po schwytaniu prześlicznego uśmiechu. Jego zarys znacząco rozpromienił lico, nadając mu rzeczywistej szlachetności i charakterystycznej charyzmy. Ponieważ gwiazda nieustannie obserwowała wilczka pod przykrywką, miała oczywiście prawo zaprotestować, a nawet zareagować. Jeżeli jednak nic z powyższego się nie wydarzyło, to oczka, które do niedawna tego potworka obserwowały, zyskają możliwość ujrzenia zdjęcia i podjęcia decyzji o zatrzymaniu, tudzież kasacji.
- Gdyby trochę wyostrzyć kolory, to wyszedłby całkiem zacny portret. - no a dalszą część pewnie już znacie. Azjata nie tylko wyraził opinię dotyczącą fotki – również zgodnie z powyższym, ośmielił się rzucić propozycją zrobienia kilku dodatkowych zdjęć - bardziej dla własnej radochy niżeli pragnienia uchwycenia nań celebryty. Pomimo mętności ślepi, Jae nie wyglądał na takiego - gość naprawdę dobrze grał - co to zaraz pragnąłby rzucić się komuś do szyi, wręcz przeciwnie. Ze znajomością czy bez – postawmy, że raczej z - znacząco odbiegał od chmary fanek, która nader często wyrywała sobie włosy z głów za możliwość spotkania swojego idola. On... On taki nie był i to czyniło z niego “człowieka” bądź... Bądź kogoś prawdziwie niebezpiecznego, komu aż chciało się zaufać, a kto tylko czekał na dogodną okazję do ataku... Z kolei groźba rzekomej chamskości...
Mówiąc wprost: olał ją chłodnym moczem. Z dwojga złego wolał pyskatego rozmówcę niżeli sztywnego do bólu pupilka wielkich agencji. Właśnie dlatego nigdy nie kwapił się na fotografowanie gwiazd. To, że zrobił wyjątek, było ewidentnym dziełem tamtego niemrawego uśmiechu. I bez obaw, nie był też tym, który bezczelnie pchał się do zacierania granicy bezpiecznej przestrzeni... Jeszcze...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jason chyba zaczynał się miarowo do nieznajomego przekonywać. Pomimo nieodstępującego go na krok uczucia niepokoju, naprawdę starał się jakoś z nim dogadać. Bezsprzecznie nie chciał wyjść przy tym na jakiegoś gbura, którym zresztą nie był, a za jakiego mógł go początkowo wziąć. Gdyby tamta panna nie zjebała mu szampańskiego nastroju... wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale nie ma co gdybać. Grunt to wymazać z pamięci te przykre wydarzenie jak najszybciej i skupić się na pozytywach, jakie powoli zaczynał dostrzegać w całej tej sytuacji.
Trzeba było przyznać... Jae potrafił rozśmieszyć. Jak początkowo nie podłapał jego poczucia humoru, tak teraz nie potrafił powstrzymać się od wybuchnięcia gromkim śmiechem. Małymi kroczkami zaczynał być w jego towarzystwie coraz mniej spięty, a to też już spory postęp!
Jedyny w swoim rodzaju! — udało mu się dostatecznie rozluźnić, by palnąć tego typu tekstem. Na tyle, by mógł się wczuć w żartobliwą atmosferę, samemu starając się brzmieć zabawniej. Nawet jeśli mu to niespecjalnie wyszło i tak jego dowcipna strona zaczynała się przebijać przez pozorną barierę obojętności i prawidłowo ujawniać. A to również było ogółem odczuwalne poprzez jego zachowanie i sam sposób mówienia. Ach, Kim jest dostatecznie oryginalny, by łamać wszelkie beznadziejne stereotypy i w tym przypadku nie było inaczej. Pokazywał, że pomimo bycia celebrytą z prawdziwego zdarzenia, potrafił swobodnie rozmawiać z innymi ludźmi, wliczając w to tych zwykłych, w szczególności fanów. Tych normalnych rzecz jasna. Ten typ akurat nikogo nie potępiał i dawał każdemu szansę. Do tego jest bardzo tolerancyjny i nie dzieli społeczeństwa na bogatych i biednych. Usiłuje traktować każdego po równi na tyle ile to możliwe.
Zmarszczył tak śmiesznie brwi słysząc dalsze słowa chłopaka, które go ździebko zaskoczyły. Mylnie założył, iż ten go kompletnie nie kojarzy, aczkolwiek prawdopodobnie każdy na jego miejscu tak by wywnioskował po tym, w jaki sposób się do niego wcześniej zwracał. — Na wikipedii wiele rzeczy jest... przekręconych i często podane tam treści są niezgodne z prawdą. Jasne, nie wszystkie, ale... i tak wciąż najgorsze źródło. — zauważył kręcąc z politowaniem głową, a zarazem skrzyżował ręce na piersi. Tak, wreszcie ruszyli do przodu i stopniowo szli w tym kierunku, gdzie znajdywała się jego posesja, coraz bardziej oddalając się od tamtej wariatki, o której Jason zdążył niemalże zapomnieć. Nie zerkał też w tył. Raczej dawno zniknęła za horyzontem i nie powinna wrócić ani więcej go nagabywać. Oby.
Acz nie mogę zaprzeczyć — to co wymieniłeś w większości się zgadza... poza jednym. — tu na moment zrobił krótką pauzę, aby po głośniejszym przełknięciu śliny i zrobieniu kilku wdechów i wydechów móc kontynuować dalej swój wywód — miałem po prostu pecha trafiać na nieodpowiednie osoby i to właśnie ja kończyłem ze złamanym sercem, nie na odwrót. Co uznasz za bardziej wiarygodne: twoja sprawa. — skwitował z takim nieznacznym wzruszeniem ramion i cichym westchnięciem. Na samą myśl robiło mu się smutno i widać było wyraźnie, że naprawdę nie kłamał i był z nim w tej kwestii absolutnie szczery. Jason miał czyste sumienie i to już nie jego problem co ludzie zrobią z tą informacją i komu bardziej uwierzą — czy swemu idolowi, czy jakimś debilnym plotom. Ci, którzy go lepiej i dłużej znają wiedzą doskonale, że takie rzeczy to jedynie wierutne bzdury wypisywane albo przez hejterów, albo przez wielce skrzywdzone panny, które zmuszony został rzucić, gdyż te go bezdusznie i perfidnie wykorzystały. Nie żeby się nagle uzewnętrzniał przed nim, ponieważ nadal mu nie ufał, jednakże chciał tą jedną rzecz sprostować. Znów spojrzał na niego pytająco, lecz po wyłapaniu ruchu kamerą, tym razem nie jeżył się niczym spłoszony kot, a sam zatrzymał się wraz z nim zachowując stoicki spokój. Rozejrzał się dookoła aby zarejestrować, co ciekawego tam zobaczył, że aż wzięło go na strzelanie kolejnych fot. Skręciwszy głowę w przeciwny bok, już wszystko stało się dlań jasne. Uśmiechnął się szerzej, bowiem widok ten jemu samemu zapierał dech w piersiach. Właśnie z tego powodu uwielbiał tu przychodzić. Kochał morze i te majestatyczne fale obijające się o brzeg plaży.
Próbowałem. Na mnie jakoś... nie działa. Tak już jestem skonstruowany, iż lepiej sprawdza się kawa, ewentualnie kofeina w większych dawkach. Poza tym... delektuję się samym jej smakiem, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. — wyjaśnił pokrótce, nie zmieniając wyrazu twarzy. Właściwie to kąciki jego ust dalej się poszerzały, na tyle by uformować na jego licach urocze dołeczki. No i proszę, Jae mógł uświadczyć jego sławetnego gummy smile, co oznacza tylko jedno... już nie czuł się zagrożony, a taki uśmiech przychodził mu odruchowo, kiedy czuł się szczęśliwszy. Same krajobrazy potrafiły dodać mu otuchy. No i... rozmowa poczęła się kleić, a on doszedł do wniosku, że chłopak jest w porządku typkiem. Przynajmniej... na razie. Na pierwszy człon jego wypowiedzi jedynie przytaknął głową. — W sumie... czemu nie. Co mi tam. — rzekł bez najmniejszego zawahania tak dumnie wypinając pierś co jawnie okazywało, iż żaden z niego cykor i z przyjemnością przyjmie wyzwanie. Tamten uśmiech sprzed paru minut to był pryszcz w porównaniu z tym, jaki aktualnie widniał na jego facjacie. Póki Jae nie robił niczego złego, nie widział przeciwwskazań, by na ten jeden wieczór stać się jego modelem i pozować mu do zdjęć. Leniwym krokiem udał się do wyznaczonego przez niego miejsca i usadowił się na tym piachu, zachowując się przy tym naturalnie, a jednocześnie pokazując każdą ze swych stron — od słodkiej i cukierkowej, po tę seksowniejszą i drapieżniejszą. Przyzwyczajony był do świateł reflektorów, więc dla niego była to bułka z masłem. Jak chciał, sam umiał odegrać dosłownie każdą rolę z istniejących, dopasowując odpowiednią maskę na twarz. Trafił swój na swego, co nie? — Chętnie zobaczę potem efekt końcowy. — dorzucił swoje trzy grosze, będąc jawnie zaciekawionym, jak mu ta sesja wyszła. Jason udowodnił mu, że choć jest gwiazdą, zdecydowanie nie można go zaliczyć do żadnych sztywniaków i faktycznie jest pogodny, sympatyczny i pozytywny. Żeby nie było — w dalszym ciągu był nadzwyczaj ostrożny, ciągle go obserwując i jeśli choć jedna drobnostka nie przypadnie mu do gustu, wówczas się wycofa. Ale może nie będzie to wcale konieczne...?
Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Discovery Park”