WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

A man can be destroyed, but not defeated
Awatar użytkownika
40
190

weteran

-

-

Post

| po ostatniej

Unikał raczej zatłoczonych miejsc, a gdy musiał się z kimś spotkać, robił to raczej wieczorami. Sms od Teda nieco go zaskoczył, bo w zasadzie jako dorośli nigdy nie mieli jakiegoś wspaniałego kontaktu. Tak czy siak, zgodził się na spotkanie, umawiając je dość późnym wieczorem pod małą latarnią morską w parku widokowym, doskonale wiedząc, że o tej porze turyści już dawno się tu nie kręcą. Było dość ciemno, chociaż szlak do latarni był oświetlony pojedynczymi latarenkami. Oparł się o barierkę i czekał na brata, a kiedy ten się wyłonił z ciemności, uśmiechnął się lekko.
- Nie spodziewałem się, że się odezwiesz, Ted - stwierdził, patrząc na niego z lekkim zaskoczeniem. - Nie spodziewałem się też, że znasz Calliope i że jesteś tak blisko z Elaine - dodał, unosząc brwi, bo jednak w tej krótkiej interakcji dość szybko zauważył, że on i Ellie są raczej blisko, skoro chciał się nią zaopiekować po tej całej bójce. - Jak one się czują? Policzek Elle już lepiej? - spytał, zerkając na brata.

autor

-

Awatar użytkownika
43
191

Wydawca

-

-

Post

Theodore długo się zastanawiał czy napisać do Josepha. Z jednej strony nie miał na to ochoty, a z drugiej poczuł, że to będzie odpowiednie - po pierwsze wrócił ze zmarłych, a po drugie martwiło go to, do czego Joe zaczynał doprowadzać i naprawdę nie chciał, żeby za kilka lat nienawidził sam siebie za to jaki był. Poprosił więc Ellie, żeby poprosiła Callie o numer do Joe i faktycznie się umówili.
Z papierosem w ustach podszedł do postaci stojącej przy barierce.
- Sam siebie tym zaskoczyłem - powiedział szczerze, wyciągając do niego rękę, ale cofnął ją od razu gdy usłyszał resztę jego słów. - A ja nie spodziewałem się, że jednak żyjesz. To było spore zaskoczenie zobaczyć cię w domu Billa i Callie - trochę celowo podkreślił te słowa, lustrując go wzrokiem. - Znamy się z Ellie od dawna. Pracujemy razem. - wzruszył ramionami. Zaciągnął się ostatni raz papierosem i wyrzucił go zaraz do wody, sam też opierając się o barierkę.
- Jest cała spuchnięta, ale po za tym wszystko w porządku. Nie przeszkadza jej ten siniak, nawet jedziemy na weekend do Miami - wyjaśnił, chociaż nie do końca rozumiał czemu mu powiedział aż tak dużo. - Na pewno się interesujesz tym, co czuje Callie? To co zrobileś było obiektywnie chujowe, Joe. - spojrzał na niego w mroku, ale nie ze złością, irytacją czy ocenianiem - tylko jak starszy brat patrzący na młodszego i próbujący zrozumieć co ten młodszy odwalił.

autor

-

A man can be destroyed, but not defeated
Awatar użytkownika
40
190

weteran

-

-

Post

– Dobrze wiedzieć, nigdy zbyt specjalnie się o mnie przecież nie troszczyłeś – zauważył bez większego wyrzutu. Było to po prostu stwierdzenie faktu. Ted żył swoim życiem, Joe został z matką. Nie miał o to pretensji, bo sam gdyby miał opcję, to zostawiłby tę pierdolniętą wariatkę. Nigdy nie rozumiał, czemu Calls ją tak uwielbiała.
– Ta, co poradzę – rozłożył bezradnie ręce. – Pracujecie razem? Tak to się teraz nazywa? – uniósł brew sceptycznie – Grace wie, że się ruchacie? – zaśmiał się pod nosem. Tak po prostu strzelał, odpalając papierosa i zaciągając się głęboko. Nie wiedział, czy on i Elaine się pieprzą, ale tak to wyglądało, szczególnie z tą troską Teda o kobietę. Cóż. Joe nie należał do najtaktowniejszych mężczyzn na świecie. :lol: Zresztą, tekst o wspólnym weekendzie w Miami tylko go w tym przekonaniu utwierdził.
– Przyjechała. Prawie się ze sobą przespaliśmy. To moje dziecko, Ted. Nie pozwolę żeby jakis wypacykowany goguś wychowywał mojego syna tylko dlatego, że ma więcej pieniędzy ode mnie, Theo – odparł, patrząc na brata z irytacją. Jasne, wiedział, że mógł to rozegrać inaczej, ale w grę weszły emocje i… Chujowo wyszło.

autor

-

Awatar użytkownika
43
191

Wydawca

-

-

Post

- Troszczyłem - powiedział cicho, bo to przecież nie tak, że w chuju miał Joe. W chuju miał ich wspólną matkę, a nigdy jakoś nie widział żeby Joseph chciał ją zlać. - Ale tak po prostu wyszło. - to nie było latwe chcieć nagle rozmawiać, bo obaj unikali tego od lat, ale Teddy pomyślał że może Joseph potrzebuje… brata. Tak po prostu. A Calls pewnie uwielbiała ich matkę, bo jak chciała to potrafiła udawać ideał - obaj doskonale to wiedzieli.
- Pracujemy razem i się przyjaźnimy - sprostował, ale jego kolejne słowa sprawiły, że wywrócił oczami. - Nie, bo się nie ruchamy. - aż westchnął. Uprawiali seks raz, od tamtej pory było… normalnie. Chyba. Ich relacja zawsze była specyficzna i mocno czuła, ale fakt, ostatnio to się nasiliło. Nie z nim jednak chciałby o tym rozmawiac. Właściwie to wolałby z nikim o tym nie rozmawiać. Fakt, Teddy był zawsze bardziej taktowniejszy niż Joey, co pewnie w funkcjonowaniu razem im przeszkadzało - nie, żeby Ted nie był czasami skurwielem, ale zdecydowanie lepiej się maskował.
- Kurwa, pieniądze - pokręcił głową, wyciągając kolejnego papierosa. Gówniarz nic się nie zmienił w podejściu. - Naprawdę sądzisz, że każdemu wiecznie chodzi o pieniądze? Już raz z tobą była, a wtedy raczej hajsem też nie śmierdziałeś. Na pewno nie na tyle, żeby komuś z rodziny Costas móc zaimponować - mimo powagi w głosie, posłał mu lekko rozbawione spojrzenie. No wiedział że rodzina Isaaka i Callie srała pieniędzmi, co tu ukrywać. - Ciesz się, że skończyło się tylko obitym ryjem. Dobrze wiesz czym oni się zajmują - uniósł wymownie brew w górę. Oni nie należeli do tego świata. Nawet teraz, gdy Teddy miał sporo kasy, nadal nie czuł się tam idealnie. - Powinieneś odpuścić. - zasugerował mu ostrożnie. Wiedział, że i Murphy i Costas po prostu połamią mu ręce i nogi jeśli znowu coś odwali, oczywiście w najmilszej wersji.

autor

-

A man can be destroyed, but not defeated
Awatar użytkownika
40
190

weteran

-

-

Post

– Ted, nie oszukujmy się nawzajem. Nigdy nie mieliśmy czysto braterskiej relacji – stwierdził, wzruszając ramionami – Ale też nigdy nie miałem o to pretensji – skinął głową, bo po prostu tak wyszło, Teddy wiedział, on też. Inna sprawa, że w tym momencie faktycznie potrzebował brata i gdzieś tam doceniał jego wyciągnięcie ręki, nawet jeśli na pozór ją odtrącał.
– Come on, Ted. Nie powiem przecież Grace, bo mnie nie znosi i myśli, że nie żyję, ale sądzę, że obaj jesteśmy na tyle dorośli, by wiedzieć, że przyjaciółki nie zabiera się na wspólny weekend mając żonę. Zresztą, widziałem jak na nią patrzyłeś, kiedy Isaak jej zajebał – wzruszył ramionami, widział tę troskę. Troskę, którą widział gdy Teddy zaczął się spotykać z Grace.
– Nie, ale pieniądze dają bezpieczeństwo, a teraz jest w ciąży, Theo – zauważył słusznie. – Wiem, a oni mają szczęście, że nie trenowałem, po co się licytować – wywrócił oczyma. – I nie mieć kontaktu z własnym dzieckiem? Odpuściłbyś? Odpuściłbyś wiedząc, że jakiś skurwysyn z półświatka opiekuje się TWOIM dzieckiem? – spytał wprost, patrząc na Teda ze zmrużonymi oczami. Może Ted tak, on nie potrafił.
- Poza tym kocham ją, Ted - przyznał, chowając twarz w dłoniach i przeciarając ją mocno. Ciężka sytuacja, ciężka jak skurwysyn.

autor

-

Awatar użytkownika
43
191

Wydawca

-

-

Post

- Nie mieliśmy. Ale to akurat nie wina żadnego z nas - mogliby mieć dobry kontakt, ale Teddy potrzebował normalnego życia. Czasami sobie pluł w brodę, że nie mógł zabrać do swojego ojca Joe. Może nie byłby teraz w tym miejscu? - W sumie szkoda, że nie odwiodłem cię od wizji służenia w wojsku. - dodał, ciszej. Uważał, że Joe mógł robić coś więcej niż latać z karabinem i służyć temu pojebanemu krajowi który i tak nic ci w zamian nie da - chyba, że jakiś piękny order. Teraz miał nie dostać nawet orderu, nie?
- Mam pewne obiekcje co do twojej lojalności po ostatniej sytuacji, wiesz? - mial na myśli, nadal, to pojawienie się w domu Murphy’ego. - A tak poważnie, to naprawdę się przyjaźnimy. Nasze wyjazdy to tradycja, po prostu się odstresowujemy. Zwykle po prostu chlamy cały weekend i pierdolimy o życiu. - wzruszył ramionami. Nie chciał myśleć o tym, że patrzył na Ellie w jakiś specjalny sposób bo to nie było do końca dobre dla nikogo.
- Możesz przestać chociaż przez chwilę zachowywać się jak dzieciak? Pomyśl. Po co komuś, kto ma kasy jak lodu, pieniądze innego człowieka? Wiem, że ta wizja godzi twoje ego, ale on jest w porządku. - pomijając to czym się zajmował. Ale do tego dojdą później. Odetchnął głęboko. - A ty kim teraz jesteś, Joey? Przecież nie legalnym płatnikiem podatków. Kurwa. Nie wiem co zrobiłeś, ale chyba też zacząłeś do półświatka należeć. - poczuł w tym momencie, że ta rozmowa będzie ciężka. Bardzo ciężka. - Słuchaj, zrobisz co uważasz za słuszne, ale jeśli już musisz cokolwiek robić, to nie szargaj własnej godności. To było poniżające przedstawienie, naprawdę - poniżające, bo Teddy nie zauważył, żeby w całej tej przepychance Callie jego uspokajała. Albo była obok. Stała obok Billa. Dość mocny przekaz, nie? Przez myśl mu przeszło - za kim stanęłaby Ellie gdyby Isaak rzucił się do niego z łapami? Za nim czy Isaakiem? Ciekawe. - Co zrobisz ogólnie ze swoim życiem? Potrzebujesz czegoś? Kasy, dachu nad głową? Pracy? - zmarszczył czoło.

autor

-

A man can be destroyed, but not defeated
Awatar użytkownika
40
190

weteran

-

-

Post

– Wiem, Ted – przyznał spokojnie, bo nie miał nigdy do niego żalu. Wiedział, jaka była sytuacja, gdyby mieli tego samego ojca na pewno byłoby prościej. – Do niczego innego się nie nadawałem – zaśmiał się cicho, gdy Ted powiedział o tym wojsku. Taka była prawda. Nie nadawał się do nauki, nie był na tyle dobrze wyedukowany, nawet nie lubił się uczyć.
– Nie wiem, czy próbujesz oszukiwać siebie samego, czy mnie ale niech będzie, że ci wierzę – wzruszył ramionami. – Ale ona też trochę tak na ciebie patrzy. I na brata Calls była podejrzanie wkurwiona – dodał, marszcząc brwi, bo w sumie to też go zastanowiło, Joseph naprawdę dość trafnie oceniał ludzi i był doskonałym obserwatorem, dlatego wychwytywał dość często rzeczy, których inni nie widzieli. Inna sprawa, że na miłość Billa i Callie wolał być ślepy. Chyba po to, by samego siebie nie zranić.
– Chcesz wiedzieć? W strefie miałem zaprzyjaźnioną rodzinę. Miała być tam zasadzka. Wiedziałem, że wszyscy zginą. Kazałem im się ewakuować, ktoś się dowiedział i stałem się zdrajcą stanu – uśmiechnął się blado, bo jego dobre serce go jak zwykle zwiodło w chuj i jeszcze trochę. Takie życie, nie? Odetchnął głęboko.
– Poniżające, ale to nadal kwestia mojego dziecka, Ted – powiedział, patrząc na niego z wyraźnym smutkiem. Nie umiał tak po prostu sobie odpuścić. Nie chciał.
– Mam małe mieszkanko w Chinatown od znajomych, jestem na etapie załatwiania papierów, nie odzywałem się do ciebie, bo nie chciałem przysparzać ci kłopotów, Ted – powiedział cicho, westchnąwszy. – Nie mam jak dostać teraz pracy – dodał, rozkładając bezradnie ręce. Nikt nie mógł znać jego tożsamości, więc… Póki nie miał papierów nie mógł niczego szukać.

autor

-

Awatar użytkownika
43
191

Wydawca

-

-

Post

- Aha, po prostu byłeś śmierdzącym leniem. I poszedłeś na łatwiznę - uniósł wymownie brew. Wcale nie uważał, że Joe się do niczego innego nie nadawał. Po prostu tak mu było wygodniej i prościej. Pewnie gdyby chciał, to mógłby zdobyć świat a zamiast tego wolał się bawić w żołnierzyka. Bez sensu.
- Spotykali się. Kiedyś. Ale zagrania ma podobne do twoich i teraz mu się nagle odmieniło. A potem znowu zmieniło. Cóż - powiedział, a potem miał ochotę sam sobie przyjebać w twarz. - Calliope nie wie, wiec miło gdybyś zachował to dla siebie jak będziesz ją widzial. W to że będziesz, to nie wątpię - Teddy był mnie zawzięty, umiał odpuścić gdy było trzeba i jakoś tak podejrzewał, że Joe tego nie zrobi. Najwyżej będzie drugi pogrzeb czy coś.
- Nie możemy się od tego jakoś odwołać? - zapytał z lekkim zainteresowaniem. - Przecież to nie jest nic strasznego, może udałoby się jakoś z tego wybrnąć. Może w trakcie procesu udałoby się coś zdziałać? - mogli mu przecież zalatwić zajebistego prawnika i próbować. Cokolwiek.
- Jeśli będziesz to robił w ten sposób, to i tak cię odetną. - wiedział jak działał świat, a bez papierów… Joey i tak nic zrobić nie mógł. - Jeśli tak bardzo ci na niej i tym dziecku zależy to… zrób to delikatnie. Nie rób gównoburz, nie przynoś kurwa fantów do jej domu ani nic. Po prostu bądź… normalny. O ile potrafisz - westchnął ciężko. Wysłuchał na spokojnie jego słów.
- Jak tylko dostaniesz papiery to daj znać. Najwyżej pomogę ci załatwić jakąś pracę z dobrą kasą. - wyjął z kieszeni pęk kluczy. - Dom, niedaleko Seattle. Miał być letniskowy, ale Grace go nie znosi więc stoi pusty od dawna. Wygodniejsze niż jakaś rudera w chinatown. - wzruszył ramionami. Nie był nigdy przedtem dobrym bratem, ale chyba chciał go trochę w tym gównie życiowym wesprzeć.

autor

-

A man can be destroyed, but not defeated
Awatar użytkownika
40
190

weteran

-

-

Post

– To też, ale nigdy nie miałem opcji stypendium – wzruszył ramionami, bo taka była prawda. Nie miał szans na studia i stypendium, chociaż mógł iść do szkoły policyjnej, ale wizja testów go wewnętrznie przerastała tak jakoś. W każdym razie, kiedy powiedział, że Isaak i Elaine się spotykali, skinął tylko głową, bo przyjął do wiadomości – jak to, że Callie o tym nie wiedziała. Ciekawe.
– Nie ma jak, akcja się posypała, dużo naszych zginęło, więc… – rozłożył delikatnie dłonie i westchnął ciężko, bo naprawdę nie wiedział, czy jakikolwiek prawnik by go wybronił. Zjebał po całości.
– Postaram się – skinął głową, a kiedy wspomniał o pracy z dobrą kasą, uśmiechnął się delikatnie, biorąc klucze od domu. Naprawdę był mu wdzięczny za pomoc.
– Dzięki, Teddy… Gdybyś chciał… No nie wiem, złapać się na piwo i jakiś mecz… Odezwij się – uśmiechnął się smutno bo pierwszy raz miał wrażenie, że może ich relację da się zbudować na nowo. Po bratersku.

ztx2

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Discovery Park”