WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 – A bo ty wiesz jaka była moda wtedy. Może wtedy królowało jeszcze disco, a typ wyłamał się ze schematu i to on wprowadził rocka na rynek? – Jakby disco miało być zjebanym odpowiednikiem k-popu. Tyle tylko, że faktycznie nie było takie złe. Niektóre hity wpadały w ucho, tylko wielu ludzi się nie przyznawało. W zasadzie to z k-popem było podobnie, bo przecież to wstyd. Zaraz potem chrząknął. Nie wyjaśnił do czego dążył w swoich wcześniejszych słowach, a jedynie nieco rozjaśnił. W sensie: jakby Bono miał się wyłamać z kanonów, to czemu panu celebrycie miałoby się nie udać?
 Zerknął na ten jego grafik i gwizdnął krótko, bo… Trochę tam rzeczy było. I w czasie, w którym tamten naprawdę rozprawiał nad możliwością przyspieszenia ich procesu twórczego, Quinn się zastanawiał, czy on byłby w stanie żyć z takim zajo- A nie, on przecież żył z takim zajobem. Tyle tylko, że nie posiadał tak kolorowego kalendarza w telefonie, większość trzymał w głowie, bo jedyne co się zmieniało to… zmiany. Jakkolwiek beznadziejnie to brzmiało.
 – Czy ty właśnie rozprawiasz nad tym, jak ugłaskać jednego nie-fana, stawiając go ponad całą swoją rzeszę? – spytał, nieco uszczypliwie, kiedy sam wyrwał się z zamyślenia. Bo żeby tak wszystko poganiać tylko temu, że on powiedział, że znajdzie mu wtedy trochę miejsca na telefonie? Przecież nawet nie musiał – wystarczyło YouTube Music, nie musiałby nic ściągać. Chyba, że ubrania.
 Uśmiechnął się krzywo na kolejne słowa chłopaka, konkretniej na jego wspomnienie ojca, a raczej to, jak zmyło mu to kapkę tej jego energii. Zasadniczo to nie był nawet uśmiech, tylko grymas, jakiś taki pełen poczucia winy, ale i przy tym wskazywał na to, że było mu niezręcznie w danym momencie. Nie tyle, że brakowało mu empatii, chociaż o to też można było go posądzić (lecz gdyby ją posiadał w znaczących ilościach to pewnie nie poradziłby sobie psychicznie w tej robocie), ale tak jak znał tego tutaj celebrytę to on był w większości czasów przeszczęśliwą, może nie taką puchatą, ale kulką energii. I nie musiał mieć doktoratu z Jiangologii by zauważyć zmiany. A to, o czym się teraz przekonał to fakt, że nie lubił go oglądać w takim stanie. Znajomy czy nie, bliższy czy dalszy, jakoś nie podobało mu się, żeby był… O taki.
 A także to, że średnio wiedział, co w takich chwilach robić. Pocieszył się tym, że chłopak chyba sam sobie pomógł, wypijając całkiem sporą dawkę wina marki wino. Sam zerknął do wnętrza swojej szklanki i w ciszy, solidarnie dopił do końca trunek.
 Prawdopodobnie stąd ten durszlak na głowie. By w upośledzony sposób ratować sytuację. Czy pomogło: to nie wiedział, ale biorąc pod uwagę, że tamten się uśmiechnął – nieważne, czy z politowaniem czy jednak nie – to coś to dało.
 Uniósł lekko brew, kiedy tamten przyznał, że oprócz tego, że ma wolne to jeszcze określił pospólstwo, z którym teraz się bratał, za fajne. Nawet go poklepał.
 – Jeszcze trochę i zacznę podejrzewać, że mnie podrywasz – zawistował. Brawo, Quinn. Świetne wnioski wyciągasz, kiedy ktoś jest po prostu miły. Chociaż, jakby nie patrzeć, to chwilę wcześniej Ji-Ji rozprawiał nad przyspieszeniem wydania płyty by zabrać się za kawałek rockowy.
 Nie umknęło mu jednak to, że tamten troszeczkę zaciągał. Prawdopodobnie to magiczne działanie Amerikanery w połączeniu z niewielkimi gabarytami kolegi. Nie tyle, że prezentował się już jako kompletnie nabombiony, ale pewnie ów sikacz robił swoje.
 Ale w końcu dostał jeść. Oj jak mu się oczy zaświeciły, kiedy zobaczył wyłożoną już na talerz potrawę. Cofnął się oczywiście po widelec, bo jebać pałeczki (co źle brzmi), ale te wziął dla koleżki, bo co nieco o nim wiedział. Na przykład, że on woli operować pałeczkami. Tak. Spojrzał jeszcze na Ji-Ji, słysząc te dźwięki powiadomień.
 – No patrz, po nocach też cię wielbią. Jestem tu niepotrzebny – stwierdził. Ale wychodzić nie zamierzał. Nie, dopóki nie zjadł. I nie przetrzeźwiał. Niby nie czuł się pijany, ale nie chciał świeżo po obaleniu szklanki sikacza wsiadać na motocykl. Szanował swoje życie. A motocykliści mieli gorzej w wypadkach, a też o wiele więcej zależało.
 – Xiè xiè – mruknął. Patrzcie państwo, nieco się nauczył z tej ich… wymiany językowej. Choć wypowiedział to niepewnie, bo to jednak było po obcemu. Ale i tak: zadał sobie trud, by odszukać w umyśle tę frazę i za posiłek podziękować. A mając za sobą te wszystkie uprzejmości, zabrał się do jedzenia. Ramen z kolei przysiadł się przy jego nodze i patrzył swoimi wielkimi, proszącymi ślepiami na niego. Quinn przez pewien czas się nie odzywał, ale jadł. A to by znaczyło, że smakowało. Jakby tak nie było to inaczej by się to prezentowało. Pies, widząc że nie ma zbytnio szans u pana, przesiadł się pod nogi Chińczyka, by to na niego gapić się proszalnie. – Jesteś już znieczulony? Mam ci polać znowu? Czy poddajesz się i sięgasz po swoje? – zagadnął, spoglądając na chłopaka. Nie tak, że go prowokował, ale… No dobra, to było tak. Jak miło oglądało się, że cierpiał przy piciu. Czy to już podchodziło pod sadyzm?
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... le+Cursive" rel="stylesheet"><style>.mrumagic46 {border-spacing: 1.5mm; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.mrumagic46 td {vertical-align: top;}.wielka46 {width: 130px; outline-offset: -3px; outline: solid 1px #999; }.mruczanka46a, .mruczanka46b {font-family: 'cedarville cursive'; font-size: 12px; line-height: 15px; color: #a37b54; text-transform: none;}.mruczanka46b {margin-left: 22px; margin-top: -5px;}.forphil46 {width: 130px; padding: 2px 0px 1px 1px; border-top: solid 1px #999; font-family: calibri; font-size: 9px; line-height: 10px; color: #666; letter-spacing: 1.8px; text-align: justify; text-transform: none;}.mru46 {color: grey; text-decoration: none; font-size: 6px; line-height: 10px; position: relative; margin-left: 110px; opacity: 0.8;}</style><center><table class="mrumagic46"><tbody><tr><td><img class="wielka46" src="https://64.media.tumblr.com/f58711e496e ... d><td><div class="mruczanka46a">Tell me, do I get blessed</div><div class="mruczanka46b">or do I get cursed?</div><div class="forphil46">Liar beyond that light, we fade in to reality, between these lies, we dive into this real life. And I walk like a lion, I’m making my own history. I don’t know answers, I just go my own way</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru46">[mru]</a></td></tr></tbody></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 – ...typie, jestem po muzykologii i historii sztuki – parsknął szczerząc się w rozbawieniu. Miał na studiach jeszcze filmoznawstwo, chociaż to już w ramach takich dodatkowych zajęć, na które nieco się wpraszał, a potem dogadał, żeby mu z tego zrobili zaliczenie. Ciężko nie zdać jak się miało z tym do czynienia parę razy w tygodniu na żywo. – Disco faktycznie królowało, ale pojawił się też rock progresywny, który potem został wykopany ze sceny przez punk rocka, a popularność zaczął zdobywać hard rock. A sam rock to w ogóle pojawił się jakieś trzydzieści lat wcześniej. Daleko mu było do wprowadzania na rynek czegokolwiek. – Nie z nim takie numery. Jeśli chodziło o jego wykształcenie to naprawdę się przykładał i prawie nie opuszczał zajęć, a jak były wyjątki to wtedy, kiedy nie dawał rady pogodzić życia zawodowego z uczelnią i nie dało się czegoś przenieść. Niemniej – jakby chciał to pewnie dałby radę zmienić gatunek, a jakby się uparł to może jeszcze by stworzył taki gatunkowy miks, że jeszcze by wywołał nową rewolucję. Tylko po co?
 – Nie schlebiaj sobie, takich jak ty jest więcej – odparł odrobinę chyba wymijająco. Bo tak, było bardzo możliwe, że planował ugłaskanie tylko jednej osoby, spychając gdzieś dalej morze ludzi przyzwyczajonych do tego, co tam muzykował dotychczas. Ale nie zamierzał się do tego przyznawać otwarcie, bo jeszcze Queenie dotarłby do jakichś wniosków, które dla niego byłyby zbyt niewygodne, póki alkohol jeszcze do końca go nie zmiótł. – Zresztą, jak się wyjedzie z czymś niespodziewanym to twoja popularność leci do góry, bo wszyscy czepiają się tego tematu. Robię czasem covery na streamach czy TikToku, więc mogę przewidzieć po reakcjach jak bardzo będą zawiedzeni ze zmiany kierunku. Nawet jednorazowej. – Takie tam przeprowadzanie badania rynku. I szczerze? Większość to chyba fangirlowała jego, a nie samą muzykę, bo potrafił się tam złapać za wszystko i nawet szanty ludziom wchodziły. Pytanie tylko ile ze swojego uroku zdołałby zachować zabierając się za nieco cięższą i mniej „kolorową” twórczość. Z innej strony, skoro właśnie powoli zbliżał się do końca nagrywek, w których dali mu rolę głównego złego, to takie wyskoczenie na nowy rok z rockowym albumem mogłoby być dość taktycznym zagraniem. Zanim montażyści to posklejają, zanim to się wszystko ogarnie to terminowo też będzie podobnie. Planowanie lvl 100, a Lucky to miał łeb jak sklep. Tylko pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
 W odpowiedzi na te jego zaczęcie podejrzeń wybuchł śmiechem. Takim, który mógłby brzmieć jak „ty i ta twoja wyobraźnia”, ale jednocześnie też „o kurwa, domyśla się”. Dało się też winę zwalić na, hehe, wino i naprostowanie swojego krótkotrwałego zjazdu energetycznego wywołanego dotknięciem bolesnego tematu. Nie skomentował, żeby się nie wkopać głębiej. Ta reakcja musiała wystarczyć. Albo właśnie pogrąży go bardziej, zależy jakie wnioski z tego wyciągnie sam Blue.
 – Jesteś bardzo potrzebny. To tylko Jay. Dramatyzuje, bo współlokator nie zostawił mu kluczy i musi teraz na niego czekać caaaałe pół godziny. Ostatnio dramatyzował, że mu, zacytuję, „futrzasty chujoza wpierdolił jego kochane szczęście” i dopiero po kwadransie rozpaczania nad pożartym szczurkiem przypomniał sobie, że go zostawił u matki. Jay to debil, zaraz mu przejdzie. – Wzruszył ramionami, niekoniecznie przejęty tym dobijaniem się. A że ekran rozświetlał się od kolejnych wyciszonych powiadomień to jeszcze go obrócił w stronę blatu stołu, dobitnie dając znać, że nie da się rozpraszać i ma teraz ważniejsze sprawy na głowie niż siedzenie z nosem w telefonie.
 Uradowany lekko nawet zaklaskał w podziwie dla tego rozwoju językowego. Jeśli Queenie skaleczył wymowę, to nawet w tym stanie teraz już by tego nie zauważył, ale nawet na trzeźwo by się nie czepiał. Nie wymagał od niego nauczenia się całego języka, ani nawet zestawu podstawowych zwrotów. Miło jednak, że coś tam zapamiętał.
 – Aż tak ci zależy, żeby mnie odłączyło od rzeczywistości? – Przeniósł spojrzenie z obserwującego go uważnie psa na Quinna. Zmrużył groźnie oczy. – Chośbym miał jutro błagać o dobicie to się nie poddam. – Złapał w pałeczki jeden z kawałków kurczaka i zawiesił nad Ramenem, jakby chciał, żeby ten poprosił. Nie był w stanie długo znieść tego patrzenia, więc wreszcie zlitował się nad żebrakiem i wypuścił jedzonko, żeby zniknęło w przepastnej gardzieli czworonożnej bestii. Jak jemu miało niby nie zaszkodzić te wino, to shiba też wytrwa taką małą odrobinę przyprawionego mięsa. – Lej, chosiaż to podejrzanie wygląda. Ja cię niby podrywam, a ty mnie upijasz. Masz w tym jakiś sel? Wykoszystasz mnie czy porwiesz dla okupu? – Humor mu dopisywał, żarciki się trzymały. Także alkohol działał poprawnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Popatał go tylko po czuprynie, jak takiego małego (faktycznie), mądralińskiego chłopczyka, mrucząc przy tym, że dobry z niego kujon. Targować się nie zamierzał, ale jakby mu się chciało to zaraz wdałby się w dyskusję, że a może po prostu książki i biografie tak mówią, a one mogą być przekłamane.
 – Nie ma za co – rzucił, jak gdyby ewentualny, przyszły popularity spike miałby być jego zasługą. Jakby nie było, to on rzucił hasłem, a tamten go podłapał i, jak na początku wierzył, że raczej nie bierze tego na poważnie, tak teraz zaczynał faktycznie być zdania, że jeszcze trochę i wyskoczy z jakimś rockowym singlem. Tylko niech uważa, bo w gust Quinna, zwłaszcza muzyczny i to z tej konkretnej półki, było ciężko się wbić. Choć kto jak kto, ale jaśnie celebryta miał i tak jakieś specjalne miejsce i wyjątkowe chody.
 Naturalnym też było, żeby potraktować to wszystko, całe to oskarżenia o podryw i późniejszą reakcję na nie, jako żart. Bo przecież temat nie był poważny, nawet nie wyobrażałby sobie momentu, w którym celebryta miałby go rwać. No błagam, jego? Zwłaszcza, że typ osobowości Quinna w porównaniu z (po)promiennym usposobieniem Ji-Ji to było kompletne przeciwieństwo? No gdzie tam.
 Kiwnął głową na wzmiankę o tym całym Jayu. No brzmiał on co najmniej na jakiegoś szoguna, który nie za bardzo ogarnia życie, ale gdzie tam jemu do oceny. Tyle, że co to za spamowanie aktorzynie późną porą? Nie, żeby był zazdrosny, ale tak po prostu nie wypada! Rozprawiać nad tym nie zamierzał, bo dostał jedzenie, a to skutecznie odwróciło jego uwagę.
 – Ze zwłokami styczność mam często, poradziłbym sobie – stwierdził, nie przyznając jednak, czy faktycznie mu zależy na tym, żeby go wycięło, czy jednak nie. W razie czego Ji-Ji mógł mieć za pewnik, że Quinn sobie poradzi z jego bezwładnym ciałem. Oczywiście w zadaniu odkładania go do łóżka.
 – Why not both? – odpowiedział na jego zapytanie, podnosząc na niego spojrzenie i na jeden dłuższy moment zawieszając je na twarzy chłopaka. Zaraz jednak wyraz jego twarzy rozbił lekki, wręcz minimalny uśmiech, który zjawił się w kąciku ust. – Zawsze można połączyć przyjemne z pożytecznym – dodał, podnosząc się z miejsca, coby przejść do blatu, na którym pozostawił karton z tym wyrobem, który podobno miał być tanim winem, a w rzeczywistości był jakimś eliksirem na zgon. Szklanki uzupełnił Amerikareną, jednak podczas wlewania zawartości do tej, która należała do celebryty, zerknął na niego krótko, ostatecznie decydując się, że nie poleje mu do pełna. I sobie solidarnie też. Chociaż nie tyle, co solidarnie, ale przecież jakoś wrócić musiał. Nie planował zostawać tutaj, tak nie wypada! A Uberem się woził nie będzie, bo w nich to ostatnio gwałcą, a on… No w sumie nie była to taka zła opcja!
 Wrócił do stołu, postawił jedno z naczyń przed swoim gospodarzem, drugie przy swoim talerzy i usiadł z powrotem na swoje miejsce.
 – To – chrząknięcie – Jay od szczurka. Kto to? – Nie podarował sobie nawet wymownego ruchu brwiami. Nie to, żeby był ignorantem, ale prawdopodobnie nie miał nawet podstawowej wiedzy takiej jak kto otacza chłopaka. Nawet jeśli chodziło o showbiznes, a nazwiska miałyby być znane. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że niucha temat jakiegoś typa i to po co? Nie interesowało go za bardzo kim był prywatnie, bo to już wiedział z opowieści Ji-Ji, był debilem. Ale chyba pytał pod kontekstem kim był dla pana celebryty. Poza tym, że pewnie dalej debilem. Choć mogło być to jakieś „pet name”. Różne fetysze były.
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... le+Cursive" rel="stylesheet"><style>.mrumagic46 {border-spacing: 1.5mm; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.mrumagic46 td {vertical-align: top;}.wielka46 {width: 130px; outline-offset: -3px; outline: solid 1px #999; }.mruczanka46a, .mruczanka46b {font-family: 'cedarville cursive'; font-size: 12px; line-height: 15px; color: #a37b54; text-transform: none;}.mruczanka46b {margin-left: 22px; margin-top: -5px;}.forphil46 {width: 130px; padding: 2px 0px 1px 1px; border-top: solid 1px #999; font-family: calibri; font-size: 9px; line-height: 10px; color: #666; letter-spacing: 1.8px; text-align: justify; text-transform: none;}.mru46 {color: grey; text-decoration: none; font-size: 6px; line-height: 10px; position: relative; margin-left: 110px; opacity: 0.8;}</style><center><table class="mrumagic46"><tbody><tr><td><img class="wielka46" src="https://64.media.tumblr.com/f58711e496e ... d><td><div class="mruczanka46a">Tell me, do I get blessed</div><div class="mruczanka46b">or do I get cursed?</div><div class="forphil46">Liar beyond that light, we fade in to reality, between these lies, we dive into this real life. And I walk like a lion, I’m making my own history. I don’t know answers, I just go my own way</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru46">[mru]</a></td></tr></tbody></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 No tak, bo jak Chińczyk to od razu kujon. Zacisnął wargi w prostą linię jako wyraz niemego protestu, ale tu chyba też by poległ w dyskusji jak przy tym nerdzie. Przyzwyczajenia z dzieciństwa pozostawały i nawet kiedy już nie musiał wybijać się wiedzowo ponad tłum, to i tak przykładał się do nauki, żeby być jak najlepszym. Akurat jemu wiedza pozyskana podczas studiów mogła się przydać nie tylko do dzielnego pokonywania kolejnych haseł w krzyżówkach, ale też, chociażby, do takich debat.
 Czepiał się różnych pomysłów, nawet takich, które z początku wydawały się bezsensowne. Potem tylko trzeba było to porządnie przemyśleć, najlepiej na trzeźwo i w pełni wypoczynku, przedyskutować w grupie i rozważyć wszelkie za i przeciw. Czasem się coś odrzucało, a czasem sprawdzało jak zadziała. Nie zawsze wychodziło, ale do odważnych świat należy i trzeba było raz na jakiś czas wykonać ryzykowny eksperyment. Kariery mu to nie zniszczy, więc też raczej nie będzie robił dramy, że to była głupia myśl i Queenie go nie powstrzymał.
 – Dobrze, że mało ważę – odparł z lekkim uśmiechem. Przeniesienie takiej kruszyny to pewnie dla Quinna żadne wyzwanie. Nawet określenie go poniekąd mianem zwłok jakoś go nie ruszyło, bo już chwilę po wyzerowaniu pierwszej szklanki dotarło do niego, że faktycznie ma szansę zostać takim niedobitym trupem. Nie był w ogóle gotowy dzisiaj na picie, w wiadomości o winie rzucił tylko żartem w ramach przykładu. Normalnie może by go już aż tak nie zmiotło, ale został wzięty z zaskoczenia. Chyba, że po prostu tani alkohol z kartonu poniewierał go mocniej niż jakikolwiek inny. Pewnie taka była jego rola – pozamiatać zawodnikiem jak najszybciej za jak najniższą cenę.
 – Uuuuu. – Odchylił się na krześle i wlepił wzrok w pana ratownika. – No ale wiesz so? Ja taki nieumalowany, niewyjściowo ubrany. W wykoszystywaniu może nie przeszkodzi, ale co jak nie wyciągniesz przez to z okupu tyle, ile byś chsiał? I błagam, nie wymagaj go od mojej mamy. Oszczędź jej nerwów, niektóre rzeczy biesze zbyt powasznie. – Przeciągnął się lekko, na koniec zostając z dłońmi opartymi nad głową o oparcie krzesła. Zerknął na zwierza dalej próbującego wyłudzić jedzenie. Ten to chyba też próbował go wykorzystać, ale w zupełnie inny sposób. Branie na litość jednak działało, chociaż tym razem Ji-Ji nie dzielił się własnym posiłkiem, a podniósł się, przechodząc do szafy nieopodal wejścia. Od razu miał asystę, bo czworonożna bestia prawdopodobnie już wiedziała co się święci.
 – Ramen to nie jest aby głodny? – spytał wyciągając przysmakową kostkę. Poprosił psa o łapę, a następnie dał mu łakocia, patając po łbie. Spokój na parę minut powinien być. Wrócił na miejsce, zostawiając futrzastego żebraka z chwilowym zajęciem.
 – A Jay to jeden z tancerzy. Mógłbym powiedzieć, że taki „praktykant”. Studiuje choreografię i jak skończy to pewnie ruszy w świat. Dobry dzieciak, tylko dramatyzuje na serio bardziej niż ja w żartach. – Dla niego to nie był nikt szczególny. Ot jedna z osób, z którymi pracował, a którą poznał parę lat wcześniej. Coś pomiędzy zwykłym kolegą a może odrobinę kumplem. Ich wszystkich w grupie łączyła taka dziwna relacja, której nie dało się określić w żaden normalny sposób i trzeba to było po prostu poczuć. Może odrobinę w stronę jakiejś lekko patologicznej rodziny? Jemu się wszyscy wypłakiwali, nawet w środku nocy. Taka rola nieszczęsnego ojca. Zwykle ich nie ignorował, ale teraz był na spotkaniu. I wszyscy rozumieli, że jak nie odpisze od razu to znaczy, że nie może, a nie, że ma to gdzieś.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 – Pewnie mógłbym cię wyciskać na klatę – stwierdził, a to zdanie wcale dziwnie nie zabrzmiało – gdybym cokolwiek wyciskał na klatę. – Bo prawda była taka, że nie przesiadywał na siłowni przez większość dnia. Kiedyś tak było, bo musiał dbać o rozwój tężyzny jako zawodnik sportu walki. Teraz utrzymywał kondycję, ale nigdy nie forsował się pod kątem rozbudowy ciała jakoś bardziej. Rzecz jasna jako ratownik medyczny też musiał mieć sporo siły, bo niejednokrotnie trzeba było kogoś dźwignąć, coś przenieść, kogoś przytrzymać, a jednak widział swój spadek formy, którego szczyt dostrzegał w wieku lat siedemnastu. To już nie ta liga.
 Tak, jak tylko jego kochany towarzysz się zainteresował tematem ewentualnego wykorzystania i porwania dla okupu, tak na ustach Quinna pojawił się ten charakterystyczny dla niego, asymetryczny uśmiech. Kiwał głową, słuchając go, jednocześnie zajmując się tym, by wszystko ładnie nalać.
 – Myślę, że przede wszystkim oszczędzę twojej mamie słuchania już o tym, że postanowiłem cię wykorzystać – odparł luźno, dalej mając na swojej twarzy ten swój grymas. – Poza tym, myślę że nawet niewyjściowo ubrany i nieumalowany będziesz bardzo cennym zakładnikiem – poinformował, spoglądając na niego przez chwilę dłużej, jakoś tak wymownie, by zaraz potem skinąć głową, unosząc nieco szklankę, a następnie wychylając nieco jej zawartości.
 – Ramen to jest zawsze głodny. – I to był fakt. Odwrócił się by obejrzeć się na psa i gospodarza. Pies co prawda jadł przed wyjściem, ale akurat rudzielcowi nie groziła otyłość. Przynajmniej na razie. Pewnie gdyby tak codziennie odwiedzał Ji-Ji, to po dwóch tygodniach by się po prostu od niego wytaczał.
 Wrócił jednak do jedzenia – choć ze swoją porcją rozprawiał się bardzo sprawnie i na pewno szybciej niż gospodarz.
 – Dobry dzieciak – powtórzył, parsknąwszy cicho pod nosem, na moment przestając jeść, coby zerknąć na swojego rozmówcę. – Zabrzmiałeś jak rasowy boomer. To ile ma lat, proszę pana? Dwanaście? Trzynaście? – Bo przecież kim oni byli jak nie dzieciakami? No dobra, może młodymi dorosłymi, ale wciąż: jeszcze sporo doświadczenia w życiu mieli do zdobycia i raczej ciężko o nazwanie ich pełnoprawnymi dorosłymi. Choć może to niezbyt dobry epitet, bo przecież wszystkie prawa posiadali już teraz. A raczej od kilku lat. No, może poza prawną możliwością spożywania alkoholu, bo tę z kolei pozyskali niedawno.
Ostatnio zmieniony 2022-05-25, 18:05 przez Lucky Blue Quinn, łącznie zmieniany 2 razy.
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... le+Cursive" rel="stylesheet"><style>.mrumagic46 {border-spacing: 1.5mm; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.mrumagic46 td {vertical-align: top;}.wielka46 {width: 130px; outline-offset: -3px; outline: solid 1px #999; }.mruczanka46a, .mruczanka46b {font-family: 'cedarville cursive'; font-size: 12px; line-height: 15px; color: #a37b54; text-transform: none;}.mruczanka46b {margin-left: 22px; margin-top: -5px;}.forphil46 {width: 130px; padding: 2px 0px 1px 1px; border-top: solid 1px #999; font-family: calibri; font-size: 9px; line-height: 10px; color: #666; letter-spacing: 1.8px; text-align: justify; text-transform: none;}.mru46 {color: grey; text-decoration: none; font-size: 6px; line-height: 10px; position: relative; margin-left: 110px; opacity: 0.8;}</style><center><table class="mrumagic46"><tbody><tr><td><img class="wielka46" src="https://64.media.tumblr.com/f58711e496e ... d><td><div class="mruczanka46a">Tell me, do I get blessed</div><div class="mruczanka46b">or do I get cursed?</div><div class="forphil46">Liar beyond that light, we fade in to reality, between these lies, we dive into this real life. And I walk like a lion, I’m making my own history. I don’t know answers, I just go my own way</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru46">[mru]</a></td></tr></tbody></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 – Zawsze możesz zacząć – rzucił radośnie. – Pewnie byłbym dobry na rozgrzewkę. Do wyciskania jeszcze mnie nikt nie wykorzystywał. Do ciskania tak, do dawania mi wycisku też, ale roli sztangi mi nie przydzielali. – Jak tak się zastanowić to miał niewiele statycznych ról w swojej jeszcze póki co krótkiej karierze aktorskiej. Taką najmniej ruchomą to jak był rzeźbą w liceum na jednym spektaklu, bo jako jedyny był w stanie wytrwać z iście kamienną twarzą i w bezruchu. Ale nawet jako arcydzieło sztuki potem musiał zejść ze swojego cokołu i nagrać się nieco więcej już nie jako element wystroju. Nigdy mu nie dano odgrywać drzewa. Pewnie był za mało drewniany.
 – Och, wiesz, zaleszy w jakim sensie wykoszystać. Z niektórych wykoszystań może nawet by się ucieszyła, ale z porwania na pewno nie. Zwłasza, że chyba cię lubi, wiesz? Jak jej o tobie wspominam to zawsze ma takie „aa, Queenie. Ten pszysojny medyk”. – Zaczął się rozgadywać i to chyba bardziej niż zwykle, w dodatku zmierzał tematem w jakiś dziwny kierunek. A może to był całkiem normalny kierunek? Powoli już sam nie wiedział, co było normalne. – Tylko pamiętaj. Jak masz mnie brać na zakładnika to posządnie zwiąsz. Inaczej ucieknę jak będę tszeźwy. A co to za zabawa jak ci taki porwany zwieje? Cały misterny plan wiesz gdzie!
 Jakieś branie na zakładnika, wiązanie i wykorzystywanie. Ta rozmowa zdecydowanie poturlała się w jakieś osobliwe miejsce, a Ji-Ji niebawem sam się zacznie pogrążać. A co jak Lucky miał jakiś podsłuch i wszystko nagrywał? A potem puści to w sieć, żeby popsuć wizerunek tej uroczej gwiazdki, która nie sparkli radością tylko mówi o rzeczach, które wyrwane z kontekstu mogłyby wywołać ostre wtf u każdego. Nie no, raczej nie nagrywał. Jak mógł go w ogóle posądzać o takie rzeczy?
 – Chyba wiem po kim to ma – stwierdził zerkając w stronę Quinna. Podobno jaki pan taki zwierz, ale Ramen był bezczelniejszy, bo wykorzystywał swój urok do żebrania. Ciężko stwierdzić czy robienie słodkich oczu tak samo pomogłoby ratownikowi. Może na Jingyi faktycznie by to jakoś podziałało, a potem by się było trzeba wytłumaczyć z tego, że tak łatwo dał się wziąć na litość i że coś jest nie tak.
 – Dziewiętnaście... Mosze dwajścia. Ale mentalnie czasem z dziesięć. – Dla niego to był „dzieciak”. Przez wzgląd na znacznie mniejsze doświadczenie, bycie mimo wszystko młodszym i swoistą hierarchię w grupie traktował go nie jak niemal rówieśnika. – To pewnie kwestia różnic kulturowych, jeśli tak zabrzmiałem. W Chinach inaczej traktuje się starszych niż w Stanach. Zresztą w dużej części krajów Azji tak jest.
 Powinien trochę mniej się rozwlekać tematycznie, a szybciej machać pałeczkami, bo zaraz mu tu znowu Ramen przyjdzie robić wyrzuty sumienia i liczyć każdy kęs.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 – A powinienem? – zagadnął, łypnąwszy na niego uważnie, jak gdyby podejrzliwie. Bo może tamten właśnie mu sugerował, że powinien nabrać trochę masy mięśniowej. Nie to, żeby go to miało go jakoś specjalnie obejść, choć z drugiej strony, gdyby tamten wypalił mu z potwierdzeniem, to pewnie zrobiłoby mu się… dziwnie. Głupio? Niezręcznie? Może by się jeszcze zawstydził? Takie reakcje też posiadał w swoim skill-secie. – Niby człowiek multi-talent, a sztangą nie byłeś? Na pewno wyglądałoby to dobrze w portfolio. Czy co to tam aktorzy mają. – Bo chyba nie rozsyłali CV, kiedy chcieli rolę? Z drugiej strony, jak się już było dobrze znanym, rozpoznawalnym celebrytą, to chyba samemu dostawało się propozycje do zagrania w jakiejś produkcji, a nie latało się po castingach. Co nie zmieniało faktu, że gdzieś te doświadczenia chyba powinni mieć spisane.
 Przyglądał mu się, dalej z tym drobnym rozbawionym (choć można by było śmiało pokusić się o stwierdzenie: protekcjonalnym) uśmiechem w kąciku ust, kiedy tamten opowiadał dalej. Nawet podparł dłonią głowę, bo taka to była ciekawa historia, że aż się zasłuchał. Brew jednak podniósł w wyrazie lekkiego zaskoczenia, kiedy tamten wyjawił, że opowiada o nim swojej matce. No to go troszkę zaskoczyło. Na tyle, by chrząknąć i opuścić spojrzenie na zawartość swojego talerza i pogrzebać w nim widelcem. Raczej wychodził z założenia, że był dla niego mniej randomowym randomem, a nie kimś, kogo matka określi jako „przysojny medyk”. Jak został przysojnym medykiem to by znaczyło, że i zdjęciami szastał?
 Ale wrócił spojrzeniem na niego, gdy tamten dalej perorował o… dość osobliwym temacie. Nawet wrócił mu ten półuśmiech na twarz,.
 – Niekoniecznie wiem, jak to jest na zakładnika, ale zapamiętam że chcesz być wtedy związany. – I to był żart. Chyba. Czy raczej zaczepka? Jedno drugiego nie wykluczało, więc stanęło na żarto-zaczepce. Jakże niewinnej i wcale nie jednoznacznej.
 Nie odpowiadał za apetyt Ramena, ale ten, podobnie jak właściciel, z reguły jadł jeden posiłek dziennie. Również nie z własnego wyboru, a przez panujące dookoła warunki. Tyle tylko, że tym warunkiem miał być wracający pan, który karmił, a w kwestii Quinna była to wolna chwila i pamięć o jedzeniu. Z tym pierwszym było czasami bardzo często.
 – Ah-ha. Czyli, skoro jestem starszy, to należy mi się szacunek – powiedział, spoglądając na niego bardzo wymownie, zaraz dodając: – dzieciaku. – Niby pół roku, choć rocznik ten sam, ale dalej był starszy. Niedługo miał skończyć te dwadzieścia dwa lata, maj w końcu był miesiącem jego urodzin. Nigdy nie obchodził ich jakoś hucznie, nie pamięta czy w ogóle miał jakąś imprezę z tej okazji, bo dla niego to był dzień jak każdy inny. Tyle tylko, że na wielu portalach i w wielu formularzach ten wpisywany przez niego wiek był już o jedno oczko większy niż poprzednio. – Tak więc powinieneś się mnie słuchać i robić co ci każę? – Aż odchylił się na krześle, łypiąc na niego chytrze. Mama mówiła, żeby nie huśtał się na siedzeniu, bo się wypierdoli, ale kto by tam słuchał. Był dorosły, w dodatku starszy od gospodarza. Yolo, am I right?
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... le+Cursive" rel="stylesheet"><style>.mrumagic46 {border-spacing: 1.5mm; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.mrumagic46 td {vertical-align: top;}.wielka46 {width: 130px; outline-offset: -3px; outline: solid 1px #999; }.mruczanka46a, .mruczanka46b {font-family: 'cedarville cursive'; font-size: 12px; line-height: 15px; color: #a37b54; text-transform: none;}.mruczanka46b {margin-left: 22px; margin-top: -5px;}.forphil46 {width: 130px; padding: 2px 0px 1px 1px; border-top: solid 1px #999; font-family: calibri; font-size: 9px; line-height: 10px; color: #666; letter-spacing: 1.8px; text-align: justify; text-transform: none;}.mru46 {color: grey; text-decoration: none; font-size: 6px; line-height: 10px; position: relative; margin-left: 110px; opacity: 0.8;}</style><center><table class="mrumagic46"><tbody><tr><td><img class="wielka46" src="https://64.media.tumblr.com/f58711e496e ... d><td><div class="mruczanka46a">Tell me, do I get blessed</div><div class="mruczanka46b">or do I get cursed?</div><div class="forphil46">Liar beyond that light, we fade in to reality, between these lies, we dive into this real life. And I walk like a lion, I’m making my own history. I don’t know answers, I just go my own way</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru46">[mru]</a></td></tr></tbody></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Zmrużył nieco oczy, przyglądając się mu. Przechylił nawet głowę jakby to miało mu pomóc w podjęciu decyzji albo dostrzeżeniu czegoś. Po krótkiej chwili jeszcze w dodatku zrobił jakąś taką krytyczną minę i wymruczał oznaczające głęboką zadumę hmm. W podjęciu ostatecznej decyzji musiało mu najwyraźniej być potrzebne badanie empiryczne, bo wyciągnął powoli rękę i macnął go po ramieniu.
 – Nie no, jak na moje to jest ok. Ale co ja się tam znam, mam minus pięć w bicku i prędzej zwinę się w precla niż przeniosę worek ziemniaków – odparł wreszcie, dopełniając całości jednym z tych swoich uroczych, bułkowych uśmiechów. Nigdy nie był zbyt silny, polegał tylko na zwinności i niewielkich gabarytach. Może jakby coś ćwiczył to by go nie gnębili w szkole, albo byłby w stanie się obecnie jakkolwiek bronić. W końcu dosłowne uciekanie od problemów mogło być odebrane jako tchórzostwo, a to akurat ostatnie, o co można było go posądzać. Po prostu wiedział, że w wypadku napaści nie miał żadnych szans, gdyby miał walczyć o swój dobytek, godność czy choćby zachowanie twarzy w jednym kawałku.
 Chyou wiedziała wszystko. Z niewielkimi wyjątkami, bo choćby nie zdradził jej, że ten „przystojny medyk” wpadł mu w oko (do tej pory myślała, że jej syn gustuje tylko w przedstawicielkach płci pięknej), ale szastał zdjęciami. Jak udało mu się jakieś cyknąć, kiedy robili jakiś grupowy wypad i pozostali nie uciekli mu z kadru na wszystkie strony. To często wiązało się ze strzelaniem samojebek z rąsi z zaskoczenia, ale jak któryś akurat zrobił jakąś durną minę to takie zachowywał dla siebie. A pewnie o Quinnie mówił sporo. Mało komu mógł „wypluć” dosłownie wszystko co mu na sercu leżało bez obaw, że pójdzie to gdzieś dalej.
 – Na zak... – Dopiero teraz do niego dotarło, jak mogło zabrzmieć to, co powiedział. I chyba mózg mu właśnie podczas ładowania wywalił niebieski ekran śmierci, bo Ji-Ji zwiesił się próbując chyba jeszcze coś wymamrotać, a ostatecznie odwrócił głowę, uciekając od jego wzroku. Policzki bladością dorównujące najdelikatniejszej chińskiej porcelanie nieco się zaróżowiły. Czyli jednak istniało coś, co mogło pana gwiazdę speszyć i to chyba dość konkretnie, bo aż lekko przygryzł wargę i z takim wywalonym errorem dźgnął pałeczkami nieszczęsny makaron, jakby to miało w czymś pomóc. Teraz to sytuacji już chyba nic nie uratuje. Ale mógł przynajmniej zwalić winę na wino! O, właśnie. Taktycznie pociągnął sobie łyk tej morderczej taniochy, żeby go zresetował podły smak trunku. Już nawet się nie skrzywił pod jego wpływem.
 – To nie do końca tak ziała – rzucił, zerkając na niego dopiero po chwili. – Ogólnie to się wywozi z konfusjanismu. W skrócie: lider ziała w dobrym interesie swoich podwładnych i podejmuje wszystkie decyzje, a ci są mu lojalni, oddani i nie powinni zadawać zbędnych pytań. Opieka nad szłonkami grupy związana jest z zaufaniem i harmonią, pszywódsa działa trochę jak taki mentor czy wzór do naśladowania, co z kolei wywozi się z innej nauki Konfusjusza. Twierdził, że pomięzy ojcem i synem jest taka specjalna relacja, w której ojciec jest nauczycielem, a syn poddaje się jego woli i okazuje mu szacunek. To się akurat przekłada tesz na relacje zawodowe – objaśnił, chociaż nie był pewien czy łatwo to zrozumieć. Temat był głębszy niż Ocean Spokojny, a on już nie myślał na tyle logicznie, żeby to składnie nakreślić. – Typ zresztą był seksistą, bo przez niego do zisiaj kobiety są u nas spychane na dalszy plan. Niech żyje patriarchat, baby to powinny być uległe fasetom, mają się ich słuchać i nie mogą podejmować tesyzji. Takie pierdolenie. – Wzruszył ramionami, opierając się plecami o krzesło. Może to dlatego rodzice nie poszli ani w pełny ateizm, ani całkowicie w nauki Konfucjusza tylko wybrali wiarę w kolejną ubzduraną siłę wyższą. – A ogólnie to jest tak, że młodzi powinni szanować starszych, chociaż zdarza się patola. Bo dajmy na to, że pracowalibyśmy razem. Ty byś nie miał studiów, a ja tak, do tego miałbym więcej doświadczenia, ale ty jesteś starszy, więc w razie awansu to należałby się tobie. Ja jako młodszy musiałbym czekać na swoją kolej, która mogłaby równie dobrze nie nadejść. – Rozłożył nieco bezradnie ręce. Tego mu wcale nie będzie brakować i po tym jak posmakował wolności w innym kraju, raczej by nie wrócił do ojczyzny. – Ale jeśli chodzi o współpracę w organizacji to akurat w Chinach jest o tyle ciekawie, że nie skupia się uwagi na jednostce. Wszysy muszą pracować jako grupa dla zachowania harmonii, która przynosi lepsze rezultaty, a indywidualizm wpływa na harmonię negatywnie, bo podważa zaufanie. Co prawda wiąże się to tesz chosiażby ze zbiorową odpowiedzialnością, ale przez to poszczególni członkowie grupy lepiej ze sobą współprasują.
 Odsunął od siebie talerz i oparł łokieć na stole, z kolei na zgiętych palcach oparł policzek, wpatrując się w Quinna jakby patrzył czy on w ogóle cokolwiek zrozumiał.
 – Wrasając do twojego pytania: tak. Ale tylko jeśli byśmy razem pracowali albo byli rodziną. W takiej luźnej relasji to co najwyszej nie wypadałoby mi do ciebie pyskować. Ale jesteś przestawisielem innej kultury, więc nie myśl sobie, że teraz masz nade mną władzę. – Uśmiechnął się złośliwie i dołączył drugą rękę do tej podpórki. Zaraz jednak ten uśmieszek zmienił się w jakiś taki bardziej... zadziorny. – A co, chsiałbyś mi powydawać rozkazy? – Oh god, dokąd to zmierza.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Przemilczał kwestię tężyzny fizycznej chłopaka, bo… Z taktem Quinna, to jeszcze wypaliłby czymś nazbyt bezpośrednim. Nie to, że zamierzał jakoś przyczepić się do jego sylwetki, ale tak naprawdę niewiele miał do powiedzenia. Co mógł zrobić? Potaknąć? Skoro sam Ji-Ji to stwierdził, to chyba wiedział najlepiej ile ma siły. Poza tym to nie on był przez lata zawodnikiem, który w turniejach prał się po mordach, boksując się i kopiąc. O ile nie miał roli, do której musiał nagle stać się pakerkiem, w dodatku metr dwadzieścia w kapeluszu to nie miał też wymogu by być… dużym. Rozrośniętym. I tymi workami z ziemniakami rzucać.
 Widać zaś jego reakcję, że wyciągnął ten temat na zakładnika, nie mógł się nie uśmiechnąć. Tyle tylko, że nie był to wyraz szydery, ani triumfu, że go w jakiś sposób zagiął. Nic z tych rzeczy. To był bardziej taki rozbrojony grymas, bo nie dało się inaczej. Jak ta wszelkie jego przeurocze szczerze nie robiły na nim wrażenia (a może robiły, ale nie dawał po sobie tego poznać), tak Ji-Ji w takiej oprawie skutecznie wymemłał go od środka. Jeszcze trochę i wyrwałoby mu się z mordy „aww”, a to byłoby już bardzo nienaturalne dla niego. Reakcja na podwyższony cukier, jako medyk powinien wiedzieć, jak reagować. Na pewno nie ślepieniem na celebrytę, z tym dziwnym półuśmiechem wyrytym na twarzy.
 Tyle, że potem umarł. Ale już nie z rozczulenia, nie z rozkoszy, nie z zachwytu nad biednym, zawstydzonym Chińczykiem.
 Na Merlina, bo w boga żadnego nie wierzył, gdyby tylko wiedział, że jeśli zagai go, w ramach żartu o panującą tam hierarchię względem wieku, to uzyska taki wykład, z którego, na tym etapie jego zmęczenia wywołanego pracą, nie wyciągnie absolutnie nic, to trzymałby język za zębami i o nic takiego nie zagaił. Nie to, że był ignorantem, że w dupie miał inną kulturę. Po prostu to chyba był dla niego nieodpowiedni moment, by się dokształcać. Po wydłużonej zmianie, pod wpływem wina, raczej był kiepskim studentem. Chociaż oprawa naprawdę przypominała jego czas na studiach, jeden i drugi element by się zgadzał. I naprawdę starał się słuchać. Na początku nawet się skupiał na jego słowach i miał wrażenie, że część do niego dociera, ale gdzieś tak w połowie przesunął dłonią po twarzy, by ostatecznie zatrzymać się w niej i podeprzeć. Jego mózg wtedy już całkiem się zablokował i słowa to się zwyczajnie od niego odbijały. Niby słyszał, ale sensu żadnego z tego nie wyciągał. Nawet gdyby bardzo chciał! A to nie tak, że nie chciał!
 Nawet nie pamiętał o czym był początek tego wykładu. Podniósł spojrzenie na chłopaka, gdy ten dalej perorował o swojej kulturze. Na tym etapie to zaczął się zastanawiać, czy tamten kontrolował ten swój słowotok. Ale patrzył na niego, aby nie było, że nie słucha. Udawał chociaż, że to robi, jednak nic do niego nie docierało.
 – W zasadzie to tak, chciałbym – odpowiedział, prostując się jakoś bardziej, dzięki czemu nie wyglądał już jak przytłoczony wykładem student, ze zmielonym wykładanym przedmiotem mózgiem. Pusty talerz przesunął na bok. Skrzyżował przedramiona na blacie stołu, przechylił się nieznacznie w stronę gospodarza, uniósłszy minimalnie kącik ust. – Mam jeden taki, ale tylko jeden: żebyś w końcu się zamknął. – No, niegrzecznie z jego strony, bo kolega tu się przed nim uzewnętrznia, kulturą chce się podzielić, a on mu każe się zamykać. Co prawda przesłanie miało być inne, bo chodziło o ukrócenie wszelkich dalszych monologów, ale to było bardzo niedookreślone w tym haśle, mogło być potraktowane różnorako. A Quinnowi zdarzało się już nieraz kogoś obrazić kogoś bezpośredniością i tym, że w głowie to miało inny wydźwięk.
Ostatnio zmieniony 2022-05-26, 13:04 przez Lucky Blue Quinn, łącznie zmieniany 1 raz.
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... le+Cursive" rel="stylesheet"><style>.mrumagic46 {border-spacing: 1.5mm; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.mrumagic46 td {vertical-align: top;}.wielka46 {width: 130px; outline-offset: -3px; outline: solid 1px #999; }.mruczanka46a, .mruczanka46b {font-family: 'cedarville cursive'; font-size: 12px; line-height: 15px; color: #a37b54; text-transform: none;}.mruczanka46b {margin-left: 22px; margin-top: -5px;}.forphil46 {width: 130px; padding: 2px 0px 1px 1px; border-top: solid 1px #999; font-family: calibri; font-size: 9px; line-height: 10px; color: #666; letter-spacing: 1.8px; text-align: justify; text-transform: none;}.mru46 {color: grey; text-decoration: none; font-size: 6px; line-height: 10px; position: relative; margin-left: 110px; opacity: 0.8;}</style><center><table class="mrumagic46"><tbody><tr><td><img class="wielka46" src="https://64.media.tumblr.com/f58711e496e ... d><td><div class="mruczanka46a">Tell me, do I get blessed</div><div class="mruczanka46b">or do I get cursed?</div><div class="forphil46">Liar beyond that light, we fade in to reality, between these lies, we dive into this real life. And I walk like a lion, I’m making my own history. I don’t know answers, I just go my own way</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru46">[mru]</a></td></tr></tbody></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Kino potrafiło na szczęście całkiem znośnie roztaczać swoją magię i korzystać z różnych efektów, dzięki którym nie musiał spędzać kilku miesięcy na siłowni. No i mało kiedy w ogóle odgrywał tego, co ma groźnie wyglądać. Teraz mu się dostało, ale postać nie zastraszała swoją posturą, a swoimi powiązaniami z przestępczym światem. Na szczęście nie kazali mu rzucać ani workami ani kolegami z planu. A nawet jeśli przyszłoby mu wreszcie czymś cisnąć to raczej nie dziecięcioma kilo kartofli tylko czymś co mogło tak wyglądać, a w rzeczywistości było torbą pianek.
 Często nie kontrolował swojego słowotoku, a po alkoholu to już w ogóle lepiej było nie poruszać tematów, przy których mógł popłynąć. Tak jak najpierw przykujonił o muzyce sprzed kilku dekad, tak teraz nie do końca świadomie wyjechał z całym wykładem poświęconym kulturze społecznej Chin. A to i tak była podobno wersja skrócona – strach pomyśleć ile zajęłaby pełna wersja z przykładami zamiast luźnych nawiązań. Jak nic dałoby się z tego sklecić książkę. Oprócz tego, że zagadnienie było mu bliskie, jednocześnie chyba jakoś próbował uciec od tego odrobinę zawstydzającego tematu, także jak już się rozwinął to się turlał do przodu.
 Queenie wydawał się słuchać. Dobrze, bo Ji-Ji raczej by mu tego nie powtórzył. Na chwilę obecną pamięć nieco mu mogła szwankować i gdyby musiał się cofnąć trzy zdania wstecz, najpewniej długo by się zastanawiał, co właściwie wtedy powiedział. A że Lucky mu nie przerywał, to Jingyi brnął przez wykład aż nie skończył. Tyle tylko, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Na twarzy aktora wymalowało się na początku zdziwienie, które dość szybko przeszło w jakiś taki jakby smutek. Opuścił wzrok, potem odwrócił głowę od ratownika. I jak miał nie mieć podejrzeń, że ten go wcale nie lubi?
 Objął palcami szklankę, którą przysunął do siebie. No nic tylko popaść w alkoholizm – tani, szybko składający człowieka trunek już znał, podły był pewnie tak jak alkoholiczny nastrój. Uniósł naczynie, żeby w ciszy znowu się napić, ale podobnie jak wcześniej przy temacie ojca, teraz też wyzerował dobre pół zawartości. Zachował kamienną twarz, choć w kącikach oczu jakoś tak błysnęła losowa, zbierająca się łza. I nagle odstawił szklankę na blat z taką siłą, że pewnie niewiele brakowało, żeby pękła. Jednocześnie podniósł się z krzesła i stanął tyłem do Quinna, krzyżując ręce na piersi. Trochę zakręciło mu się w głowie, co odbiło się na jego utrzymywaniu równowagi – zachwiał się lekko, ale pionu nie stracił. Czy to był foch? Reakcja na urażenie godności i uczuć, zniewagę? W końcu rozkazywano mu w jego własnym domu. I to jeszcze w taki sposób. Tak bezczelnie!
 Tak być nie może!
 Obrócił się gwałtownie i podszedł do ratownika, minę mając taką, jakby zaraz miał mu przywalić i to pomimo swoich wątłych rozmiarów. Jeśli rzeczywiście był wkurzony, to jego siła mogła teraz sporo wzrosnąć. Dopiero kiedy zbliżył twarz niebezpiecznie blisko Quinna, wargi wygięły się w najzłośliwszy z uśmiechów Jianga.
 – Zmuś mnie – wyrzucił z siebie patrząc mu w oczy i jakby rzucając wyzwanie. Jeszcze na domiar złego smyrnął go palcem po podbródku. – Albo będzie następny wykład. Albo... ooh, lubię tę piosenkę. You're addicted to pain, too blind to see you're lost in the shadows. – Miało nie być Wa Da Da, ale jak śpiewał coś mocniejszego i nie brzmiał przy tym jak k-popiarz wyciągnięty za fraki z liceum to może nie będzie aż tak przeszkadzało? Chociaż miał się zamknąć. Akurat on to odebrał jako zamknięcie się kompletne i właśnie przeciwko temu protestował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Już miał wrażenie, że raz kolejny odstawił coś, czego nie powinien. A raczej powiedział. Nie byłoby to zbyt dużym zaskoczeniem. W końcu różni ludzie mieli różny poziom tolerancji na teksty tego typu. Dlatego obserwował chłopaka, w głowie memłając to jedno słowo, które się z siebie wyrzuca, gdy coś się odjebie. Nie wypowiadał go, bo też nie był przekonany co do faktyczności swojego przewinienia. A poza tym, wszyscy wiemy jak to było z hasłem przepraszam, rzadko kiedy chciało przejść przez gardło. A zwłaszcza, gdy nie poczuwało się do winy, a było od kogoś wymagane.
 Zdziwiło go jeszcze bardziej, kiedy to Ji-Ji znalazł się w natarciu. Zbliżając się do niego. No aż mu serce się skurczyło nieprzyjemnie, a on odruchowo odchylił się na swoim siedzeniu, gdy ten znalazł się tuż przy nim. Powinien był podnieść gardę, w końcu tak go uczono od dzieciaka, ale… Chyba też podświadomie nie dopuszczał do siebie myśli, że tamten mógłby go uderzyć. Jakby mu Quinn oddał to pewnie nie byłoby zbierać, ale Blue już na tym etapie wiedział, że nawet by nie potrafił.
 Nie wymierzył ciosu, za to tamten znalazł się jakoś niebezpiecznie blisko jego twarzy. Jego spojrzenie spadło odruchowo na usta chłopaka, na których zaraz zobaczył ten konkretny grymas. A w ślad za tym usłyszał jego głos, na którego brzmienie podniósł wzrok by ulokować go w jego oczach. Zmuś mnie. No jak chuj. Coś ucisnęło jego żołądek, bynajmniej nie niestrawność wywołana spożytym przed chwilą posiłkiem. I z jakiegoś powodu zrobiło mu się ciepło. To na pewno ogrzewanie. Tylko kto by włączał ogrzewanie w maju?
 Zaraz, co się właśnie…
 Tak szczerze, to naprawdę czasami miał problem w rozgraniczeniu, co było prawdą, a co było grą aktorską czy zwykłym wygłupem. To chyba przy okazji taki spory komplement pod adresem zdolności chłopaka, bo skoro nie potrafił rozróżnić, kiedy jest odgrywana jakaś rola, a kiedy Ji-Ji reaguje naprawdę, to musiał naprawdę być zajebistym aktorem. Chociaż należało dodać do tego, że Lucky nigdy nie był jakiś biegły w rozszyfrowywaniu ludzi. Nie można było go nazwać emocjonalną amebą, choć pewnie blisko mu do takiej, ale jeśli chodziło o ten moment teraz, to troszkę się pogubił. Już nie mówiąc o tym, że względem aktora miał naprawdę mieszane uczucia, bo nie potrafił sobie wytłumaczyć, jak to się stało, że człowiek tak zabiegany, tak kochany, w dodatku poznany przez czysty przypadek, chętnie utrzymuje z nim kontakt. I zaprasza go na jakieś nocne obiadki.
 No, ale wątpliwe by to teraz było prawdziwe.
 Panujący w jego głowie rozgardiasz denerwował go. Nie to, ze był pedantem, ale akurat tam lubił mieć porządek.
 – Uhm – wyrwało mu się w końcu, jakże elokwentnie. Quinn nigdy nie był wielkim krasomówcą, ale pyskaty już tak. Zaraz potem chrząknął, nieco nerwowo. Ktoś miał się zamknąć, a jednak kto inny zapomniał języka w gębie. Czy to festiwal niebieskich ekranów? Czy to dodatkowy chromosom zapożyczony od pewnego sportowca, co to rzucał piłką, cały na czerwono? – Nawet nie wiedziałem, że jesteś fanem Alter Bridge – rzucił, chcąc taktycznie ukierunkować to, co się działo na nieco inny temat. Można było zrzucić to na fakt, że spanikował, ale jak miał się nie wycofać, kiedy władował się na coś, co było dla niego tyle samo nieczytelne, co też nie do pojęcia. To trochę jak z chłopcem, który krzyczał wilk, w pewnym momencie przestano mu wierzyć bo kłamał. Quinn w tym momencie był na tyle zgubiony, że swoje własne odczucia wolał zbić na bok, bo nie lubił popełniać błędów. Jeszcze by się zrobiło niezręcznie. Nie, żeby już mu było.
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... le+Cursive" rel="stylesheet"><style>.mrumagic46 {border-spacing: 1.5mm; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.mrumagic46 td {vertical-align: top;}.wielka46 {width: 130px; outline-offset: -3px; outline: solid 1px #999; }.mruczanka46a, .mruczanka46b {font-family: 'cedarville cursive'; font-size: 12px; line-height: 15px; color: #a37b54; text-transform: none;}.mruczanka46b {margin-left: 22px; margin-top: -5px;}.forphil46 {width: 130px; padding: 2px 0px 1px 1px; border-top: solid 1px #999; font-family: calibri; font-size: 9px; line-height: 10px; color: #666; letter-spacing: 1.8px; text-align: justify; text-transform: none;}.mru46 {color: grey; text-decoration: none; font-size: 6px; line-height: 10px; position: relative; margin-left: 110px; opacity: 0.8;}</style><center><table class="mrumagic46"><tbody><tr><td><img class="wielka46" src="https://64.media.tumblr.com/f58711e496e ... d><td><div class="mruczanka46a">Tell me, do I get blessed</div><div class="mruczanka46b">or do I get cursed?</div><div class="forphil46">Liar beyond that light, we fade in to reality, between these lies, we dive into this real life. And I walk like a lion, I’m making my own history. I don’t know answers, I just go my own way</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru46">[mru]</a></td></tr></tbody></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Lucky znał go za krótko, żeby wiedzieć jak Jiang wygląda naprawdę obrażony. To i tak nie był częsty widok, bo mało kiedy ktoś się w ogóle ważył zaatakować jego strefę komfortu, trochę za duże ego w stosunku do wymiarów i godność jako całokształt. Albo brał to za żart, trochę jak w tej chwili. Z drugiej strony nadal jakiś złośliwy głosik w jego głowie szeptał, że to może być całkiem na serio, jak na antyfana przystało.
 Zachichotał cicho, patrząc w oczy Quinna. Uśmiech przeobraził się w lekki wyszczerz, jakby triumfalny. Umościł mu się na kolanach jak gdyby nigdy nic i przerwał śpiewanie, żeby lekko przygryźć dolną wargę i oprzeć dłonie o jego tors. No cóż, jego to alkohol na pewno już wystarczająco ściął, żeby nie do końca panował nad tym, co w ogóle robi. Niby nadal był dość przytomny, ale działał bardziej wiedziony pierwszą myślą, jaka pojawiła mu się w głowie, a nie zdrowym rozsądkiem. Nie, żeby normalnie działał inaczej, ale teraz myślenie już mu się wyłączyło.
 – Tak myślałem – zamruczał powoli, wędrując lekko palcami na jego ramiona i wzdłuż nich. Przechylił głowę, przymrużając lekko oczy. Komuś tu chyba brakowało odwagi, żeby zadbać o spełnienie swoich żądań. A niby Blue był taki niemiły, bez uczuć i o wiecznie kamiennej twarzy. Kto by pomyślał, że zapomni języka w gębie? No przecież ostatecznie ani nie dostał po tej przystojnej mordzie, ani też Jingyi nie odgrywał już urazy majestatu, żeby się bać kolejnego nagłego wybuchu bliżej nieokreślonych uczuć o zabarwieniu agresywno-urażonym.
 – Po prosu lubię. Fanem to ja jesem Harpera. Ale takim... takim prawie fanboyem – odparł niemal rozmarzonym głosem. Odchylił odrobinę głowę, jednocześnie delikatnie zaciskając palce na ramionach ratownika. – Ach. Jak zaczynał, wszysy się na nim wzorowaliśmy... – zamruczał. – Mosze gdyby nie wypadek to dalej byśmy byli jednym zespołem i byśmy mu robili za konkurensję... – O wypadku nigdy nie wspominał. Sporo rzeczy ze swojego życia ukrywał, nawet przed znajomymi. Kto się interesował plotkami czy śledził wydarzenia, ten mógł wygrzebać informację sprzed sześciu lat, ale trzeba było naprawdę dobrze pokopać. Jeszcze nie był wtedy na tyle znany, żeby trafiał na główne tematy portali informacyjnych czy nawet plotkarskich.
 – No ale halo. Co s tym usiszaniem? Jak chsesz szasunku i pszywóstwa jak nawet nie umiesz osiągnąś swojego celu? Żałosne. Lider musi byś stanowszy. – Mina gwiazdki zaczęła wyrażać coś jakby niezadowolenie. – Nie umiesz zadbaś o własne interesy, a chsesz representowaś jakąś grupę? Szy mówiłem niejasno? Soś powtórzyś? Podejmujesz desyzję, a ja jestem oddany. Jeseś mentor, a ja uszeń. – Pacnął go lekko zaciśniętą pięścią w klatę dla podkreślenia słów. Może mu przysnął podczas wykładu. – I jak ty jeseś mentor oszehująsy posuszeńswa, to powinieneś sprawić, żebym był posłuszny. Ko-le-kty-wizm i ha-rmo-nia. – Przy każdej sylabie następowało pacnięcie. – To mosze kurs roszeszony? Promosja pięsiu cnót. Ren szyli życzliwoś, yi sprawiedliwoś, li przyswoitoś, zhi mądroś i xin wiarygodnoś. Lider musi byś wierny swoim słowom. Za trudne dla siebie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 To chyba nie on miał się zamknąć. Miał zmusić Ji-Ji, żeby to on tyle nie gadał, a wyszło odwrotnie, przy czym celebryta to nawet specjalnie się nie namęczył, by ratownik zamilkł.
 Na pewnym etapie naprawdę powinien zacząć się zastanawiać, czy faktycznie ktoś w tym maju nie podkręcił ogrzewania, bo faktycznie zrobiło mu się gorąco, jak tamten bezpardonowo przycupnął sobie na jego kolanach. Jakby dla niego było to nic. Znaczy, bo to nie było nic wielkiego. Nie był homofobem, żeby od razu się otrzepywać, ba, nawet objął go odruchowo. Tyle tylko, że rączki chłopaka trochę się rozbiegały, a to… Dla niego nie było już takie zwyczajne.
 Gubił się w tym wszystkim. Konkretniej w tym, co się właśnie działo. Choć przecież widział, co się działo. Jego umysł miał jednak problem ze znalezieniem odpowiedzi na pytanie dlaczego. Choć dość szybko zaspokoił się chyba krótkim, płytkim wina alkoholu.
 Jak tak go słuchał to… Miał niewyraźną minę. I… Chyba czuł się zazdrosny. Moment, co? Zazdrosny? Dobre sobie. Nie no, jak cholera był zazdrosny. I to o samo wspomnienie Dwellera. Normalnie inne pary robiły sobie listę celebirty-crushes, z którymi zgadzałyby się na zdradę u partnera, bo było wręcz jasnym, że to się nie stanie, bo przecież spotkanie i zawarcie bliższej znajomości z kimś takim było jak jeden do miliarda, ale w tym wypadku to wcale nie było takie odległe. Spora sława, showbiznes, przemysł muzyczny, stąd jakieś współprace, bo i nurt wcale nie taki rozbieżny. Ale zaraz, zaraz. Chwila. No, te celebirty crushes obowiązują w związkach. Zwią-zkach. To pary je ustalają.. A przecież tutaj żadnej pary nie było. Tutaj było takie „chujwieco”. Choć teraz najwyraźniej nie aż takie, skoro zdawał sobie sprawę, że jest zazdrosny. O samo wspomnienie Dwellera. A raczej przez sposób, w jaki Jiang go wspominał.
 No co ty, Quinn. Z czym do ludzi? Z kim ty się mierzyć chcesz?
 Zazdrość to taki trochę napęd do rywalizacji, prawda? Rywalizacja dla niego to walka. Walka to z kolei coś, na czym się znał. Nie to, żeby Jianga teraz w jakikolwiek sposób uprzedmiotawiał, choć może trochę. Było to niezdrowe, niemoralne, ale teraz postawił sobie za punkt honoru, żeby jakkolwiek, przynajmniej na ten moment, wybić mu z głowy. Może świadczyło to o nim samym źle, ale też był pod wpływem. Co prawda mniejszym, ale najwyraźniej na tyle, by uruchomić konurencję.
 Sobie nie pomógł, a może właśnie pomógł, Jiang zmianą tematu i przejściem na ofensywę. No przecież znowu zaczynał mu się tu mądrzyć i że niby co? Z Quinna to taki lider, jak z koziej dupy trąbka? Nawet jeśli na co dzień nie miał zmysłu przywódcy, to teraz… Chyba postanowił mieć. Każdy czasem, w niektórych miejscach i sytuacjach chciał się porządzić, a ewidentnie nie podobało mu się, że ten tutaj go sobie próbuje ustawiać.
 – Chyba już ci coś na ten temat powiedziałem – mruknął, ująwszy go jedną dłonią stanowczo za żuchwę, przytrzymując go tak, żeby patrzył na niego. A i chyba ciężej kłapało się dziobem wtedy. Przesunął spojrzeniem po jego twarzy, zahaczając na dłużej o jego memłające, niesklejone ciszą wargi. – Skoro sam, po dobroci, nie potrafisz się zamknąć, to faktycznie zostaje mi cię zmusić. – Tak oto, wiedziony Amerikareną, ale przy tym wszystkim chyba własnymi, osobistymi pobudkami, podsyconymi zmysłem rywalizacji i przyprószony najwyraźniej chęcią przywłaszczenia sobie kogoś, zamknął mu faktycznie mordę swoją własną, wciskając mu na usta bezczelny, niepohamowany pocałunek, jednocześnie drugą ręką obejmując go ciaśniej w pasie. I wiedział też, że taki czczy całus to by na nic się zdał, dlatego jak raz się do niego przykleił, to porządnie. Dając przy tym wszystkim choć drobne ujście swoim własnym zachciankom, których chyba wcześniej nie był aż tak świadom.
 Na racjonalizowanie, w którym był chyba specjalistą, przyjdzie czas potem. Najpewniej w parze z moralniakiem.
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... le+Cursive" rel="stylesheet"><style>.mrumagic46 {border-spacing: 1.5mm; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.mrumagic46 td {vertical-align: top;}.wielka46 {width: 130px; outline-offset: -3px; outline: solid 1px #999; }.mruczanka46a, .mruczanka46b {font-family: 'cedarville cursive'; font-size: 12px; line-height: 15px; color: #a37b54; text-transform: none;}.mruczanka46b {margin-left: 22px; margin-top: -5px;}.forphil46 {width: 130px; padding: 2px 0px 1px 1px; border-top: solid 1px #999; font-family: calibri; font-size: 9px; line-height: 10px; color: #666; letter-spacing: 1.8px; text-align: justify; text-transform: none;}.mru46 {color: grey; text-decoration: none; font-size: 6px; line-height: 10px; position: relative; margin-left: 110px; opacity: 0.8;}</style><center><table class="mrumagic46"><tbody><tr><td><img class="wielka46" src="https://64.media.tumblr.com/f58711e496e ... d><td><div class="mruczanka46a">Tell me, do I get blessed</div><div class="mruczanka46b">or do I get cursed?</div><div class="forphil46">Liar beyond that light, we fade in to reality, between these lies, we dive into this real life. And I walk like a lion, I’m making my own history. I don’t know answers, I just go my own way</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru46">[mru]</a></td></tr></tbody></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Był typem osoby klejącej się praktycznie do każdego, a robienie sobie z kogoś krzesła nie było dla niego żadnym wielkim halo, ale jakoś tak... no nikogo nie obmacywał. Objął co najwyżej, żeby z tych kolan nie spaść i robił za taką uroczą kruszynkę. Tymczasem w tym przypadku pełzał palcami nieco za bardzo, niezrażony milczeniem swojej poduszki pod poślady, podjudzając Quinna i pewnie w tym momencie trochę wręcz szturchając kijem gniazdo szerszeni. Małe zwycięstwo, że nie został od razu zepchnięty na ziemię, bo łatwo by było, żeby padł na glebę, a co na glebie to Ramena i zostałby pewnie polizany po mordzie.
 Kłapanie dziobem kontynuowało się w najlepsze. Jiang nie czuł się specjalnie powstrzymany, a i rozkaz wydany przez kogoś takiego jak Quinn niekoniecznie wpływał na niego z jakąś siłą. Albo po prostu chciał, żeby ten go zmusił, okazał jakąś dominację. Po alkoholu charakter Ji-Ji przewracał się na bok i turlał lepiej niż pranie nastawione na wirowanie w pralce. Urocza gwiazdka stawała się zadziorna, złośliwa i jakaś taka nieco władcza. Na pewno mniej przyjazna i „puchata”. Ale takie już były procenty – na każdego działały inaczej. Przynajmniej nie robił się agresywny bez powodu.
 Nie wiedział jakie emocje miotały się tam pod czupryną ratownika. Zwłaszcza kiedy Jingyi wspomniał o idolu z późnego dzieciństwa. Dla niego to naprawdę nie był nikt szczególny poza wzorem do naśladowania. W karierze, nigdzie indziej. Gdyby miał okazję go spotkać to pewnie by się cieszył, bo to jednak gwiazda zupełnie innego formatu niż on, choć mając doświadczenie z piszczącymi fanami to na pewno nie szalałby z zachwytu i nie mdlał z wrażenia. Ludzie sławni to nadal ludzie. A Dweller był starszy, przede wszystkim. Ji-Ji nie zachwycał się starszymi. Teraz to i tak zachwycał się jedną osobą, ale tak wewnętrznie, a uzewnętrzniał się na tyle enigmatycznie, że i tak nie było wprost wiadomo, kto mu tam wpadł w ślepia.
 A Quinn... To był Quinn.
 Przecież Quinn nawet za nim nie przepadał.
 Zamknął się, patrząc na jego twarz z prawdziwym, nieudawanym lękiem. No nie mówcie, że mu zaraz przefasonuje twarz w ramach zmuszenia do ciszy. Tego się trochę obawiał, no bo jak inaczej podkreślić swój rozkaz brzmiący mało przyjemnie? Czymś jeszcze mniej przyjemnym. A taki medyk to na bank wiedział jak szczękę uszkodzić, siły raczej też miał wystarczająco. Mimo wszystko, Jingyi się nie wyrywał, choć serce z niepewności zaczęło mu bić znacznie mocniej. Jakie było prawdopodobieństwo, że jak coś pójdzie bardzo nie tak to da radę zawołać pomoc? Chyba nikłe. Zmuszony do ciszy nie krzyknie, żeby zaalarmować sąsiadów, do telefonu może nie sięgnąć. A cenił swoją facjatę, którą jednak bądź co bądź zarabiał na życie i nie chciał...
 ...och.
 Nie tego się spodziewał. Chciał, ale nie spodziewał się. Duszący strach przeobraził się w zdziwienie, które sprawiło, że na początku po prostu dał się tak objąć i zaatakować, ale przymulone winem trybiki wreszcie przepuściły rzeczywistość do świadomości. Automatycznie odwzajemnił pocałunek, ale nie jakoś nachalnie. Wczepił się palcami w jego koszulkę, ale w takiej pozycji nie było mu za wygodnie, bo jednak siedzenie bokiem i wyginanie się przez dłuższy czas nawet dla niego było męczące. Nie przerywając tego przyklejenia się, spróbował jakoś siąść okrakiem, aż wreszcie oparł ręce na ramionach Quinna, krzyżując nadgarstki zaraz za jego karkiem i napierając na niego odrobinę własnym ciałem. Zamknął oczy, poddając się temu wszystkiemu w całości. No na pewno został skutecznie uciszony i, kto wie, może właśnie podporządkował się do roli tego niżej w hierarchii, który się słucha, jest oddany i posłuszny. I wyglądało na to, że mu się to podoba.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Jakby ktokolwiek mu powiedział, że przyjęcie propozycji pana gwiazdy na odwiedzenie go w jego własnym domu, celem zjedzenia czegoś razem, skończy się w ten sposób to chyba by go wyśmiał. Przecież to chyba nie pierwszy raz, kiedy się tak spotykali. Zwykle Quinn trzymał dystans, nawet nie dopuszczał sobie do myśli, by jakkolwiek bliżej próbować się zakręcić przy Jiangu. Rozczarowania nie były fajne, a względem niego to mógł oczekiwać tylko kosza. Tak mu się wydawało.
 Nawet nie był pijany. Podpity, to na pewno. Nawet rzekome podpicie potrafiło zatrzeć niektóre postawione granice, przełamać pewne obawy i pozwalało zrobić coś, czego normalnie by się nie odważyło. Szczerze: podpicie wyłączało też część myślenia, bo najbardziej z tego wszystkiego to myśli trzymały Quinna z dala od celebryty. Te wszystkie wątpliwości gdzieś zniknęły. Nie myślało się o problemach teraz, nie? Po alkoholu to życie wydawało się o wiele prostsze, a tobie wydawało się, że możesz wszystko. Przykładowo zacząć mizdrzyć się z celebrytą. On, kurwa. Ratownik medyczny obściskujący się z typem, na widok którego baby i niektórzy faceci wręcz piszczą. To była prawdziwa moc alkoholu, że uwierzył, że to w ogóle ma rację bytu.
 Przyzwolenie ze strony chłopaka było czymś, czego się nie spodziewał. Zasadniczo to chyba nie zastanawiał się nad tym, czy je w ogóle dostanie. Nie myślał aż tak w przód. Jak uznał, że go pocałuje, tak zrobi, nie rozmyślając nad tym, co będzie dalej. Zaangażowanie ze strony Jianga sprawiło, że Q momentalnie wkręcił się jeszcze bardziej. I nawet po chwili było mu o wiele wygodniej, kiedy tamten poprawnie się na nim usadowił, sam też od tego stołu odsunął się jakoś bardziej, żeby zrobić mu więcej miejsca. Ledwie to się stało, a objął go ciaśniej w pasie, bardzo szybko i wcale nie sniki, zsuwając dłonie na jego sławne dupsko. Będzie potem miał czym się pochwalić.
 Nie potrzebował też dużo czasu, by popchnąć to wszystko nieco dalej i wprosić się między jego wargi ze swoim językiem, pogłębiając pocałunek. Nie wiedział, na ile może sobie pozwolić, ale pytać chyba nie zamierzał, a raczej samemu wybadać.
 Odsunął się jednak minimalnie po pewnym czasie, chcąc złapać nieco powietrza, a poza tym – miał coś do powiedzenia. Tak, on. To nie on miał siedzieć cicho!
 – No, proszę... Czyli potrafisz siedzieć cicho – mruknął mu w usta, po dłuższej chwili. Potrafił! Ale najwyraźniej trzeba było mieć na niego sposób. Albo mu uniemożliwić gadanie. Raz jeszcze złapał go za mordę. Jedną z dłoni ujął go za podbródek, wcześniej odsuwając się od jego gęby nieco bardziej, a to po to, by przebiec po niej spojrzeniem, na swoich ustach mając jakiś taki szelmowski półuśmiech. – Chyba, że masz coś jeszcze do powiedzenia? – Na przykład, że to podchodzi pod molestowanie. Albo gwałt. Albo, że dzwoni po policję. Potem się wyprze na przykład tej niemej zgody, odpierdoli jakieś aktorstwo i Quinn będzie miał przepierdolone, bo bardziej się ufa pokrzywdzonym przez natrętnych fanów celebrytom.
<link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... le+Cursive" rel="stylesheet"><style>.mrumagic46 {border-spacing: 1.5mm; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.mrumagic46 td {vertical-align: top;}.wielka46 {width: 130px; outline-offset: -3px; outline: solid 1px #999; }.mruczanka46a, .mruczanka46b {font-family: 'cedarville cursive'; font-size: 12px; line-height: 15px; color: #a37b54; text-transform: none;}.mruczanka46b {margin-left: 22px; margin-top: -5px;}.forphil46 {width: 130px; padding: 2px 0px 1px 1px; border-top: solid 1px #999; font-family: calibri; font-size: 9px; line-height: 10px; color: #666; letter-spacing: 1.8px; text-align: justify; text-transform: none;}.mru46 {color: grey; text-decoration: none; font-size: 6px; line-height: 10px; position: relative; margin-left: 110px; opacity: 0.8;}</style><center><table class="mrumagic46"><tbody><tr><td><img class="wielka46" src="https://64.media.tumblr.com/f58711e496e ... d><td><div class="mruczanka46a">Tell me, do I get blessed</div><div class="mruczanka46b">or do I get cursed?</div><div class="forphil46">Liar beyond that light, we fade in to reality, between these lies, we dive into this real life. And I walk like a lion, I’m making my own history. I don’t know answers, I just go my own way</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru46">[mru]</a></td></tr></tbody></table></center>

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”