WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Minęło już trochę czasu od momentu, kiedy podpisali akt własności tego domu, kiedy zaczęli remont nie tylko za pomocą fachowców, ale także swoimi siłami. Wciąż wiele pozostawało do zrobienia, bo był to duży dom, ale od pewnego czasu już mieszkali tutaj, niemal nie odwiedzając domku na wodzie. W ostatnich dniach jednak nie działo się w domu Harperów niemal nic. Były rzeczy ważne i ważniejsze. Do tych drugich zdecydowanie zaliczały się rodzinne problemy i dramaty. Niestety, ale działo się i to niezbyt dobrze u Ryana w domu. jego ojciec, Ryan Harper Senior niestety, zmarł po krótkiej, ale wyczerpującej chorobie.
Gabi nie specjalnie była z nim zżyta - owszem znała go, spotkała nie raz, rozmawiała... Jednak był on dość skrytą osobą, z reguły siedział, przysłuchując się rodzinnym spotkaniom, pozostawiając scenę dla własnej małżonki. Blondynka jednak polubiła go, ceniła i wiedziała, że ojciec dla każdego syna pełnie wielką rolę, stąd absolutnie rozumiała, jak ciężko musi być jej ukochanemu. To znaczy... Nie rozumiała, próbowała tylko to pojąć i wspierać się w każdym aspekcie.
-Ryan... kochanie-odpowiedziała, podchodząc do ukochanego, który siedział w salonie, w fotelu skierowanym na ogród. Telewizor nie chodził, żadne radio ani nic takiego, w domu była cisza, oprócz jakiś odgłosów życia, które wydawała Gabi. Przyniosła kubek z herbatą i talerz z dwiema kanapkami.-Zjesz coś może?-zapytała łagodnie. Nie była zbyt dobra w pocieszaniu nikogo, bo nie miała w tym żadnej wprawy. Jednak starała się, być przy ukochanym, rozmawiać, gdy ten tego potrzebował a milczeć, kiedy sytuacja tego wymagała.
Usiadła na podłokietniku fotela, obejmując go ramieniem i przyłożyła swoją głowę do jego, by lekko przytulić. Wiedziała, że to nie pora na czułości, lecz to raczej było okazanie wsparcia, czy obecności, a nie jakiekolwiek amory.
-
Uroczystość pogrzebowa była skromna, ale i tak zjechało naprawdę bardzo dużo ludzi. Dobrze, że jego była żona nie miała na tyle tupetu, aby się pojawić, chociaż przesłała wieniec. I dobrze. Ryan nawet nie miał ochoty jej oglądać.
Dzień po pogrzebie, kiedy powrócili do Seattle, Ryan nie potrafił sobie właściwie znaleźć odpowiedniego miejsca. Nie oglądał telewizji, nie słuchał radia. Tylko siedział w fotelu i gapił się na kwiatki (głównie kaktusy). Bił się z myślami, czy może nie powinien nieco dłużej zostać z matką, ale i tak miał problem z przerzuceniem zmiany. Musiał po pogrzebie pójść na nockę, nie miał nikogo, kto się z nim zamieni. A żadnego urlopu do wykorzystania nie miał… I przez to czuł się nieco źle. Może i Chloe była specyficzna, ale na pewno nie powinna być teraz sama (chociaż pewnie w tej chwili były z nią jej sąsiadki, które były gotowe, by pomóc w każdej sytuacji).
- Dzięki – mruknął cicho, słysząc głos swojej ukochanej. Odebrał od niej kubek z herbatą. Właściwie od pogrzebu nie zjadł niczego, bo miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Nawet na nocnym patrolu niczego nie zjadł, chociaż zazwyczaj pochłaniał naprawdę dużą ilość pożywienia.
Przytulił się do niej, obejmując ją ramieniem. Zaczął kciukiem ostrożnie gładzić jej ramię.
-
Blondynka starała się wykazać i pomagała swojej przyszłej teściowej we wszystkim co mogła. Rozmawiała z nią częściej i zazwyczaj. Były to czasem ciężkie doświadczenia, nie tylko ze względu na jej charakter, ale także nastrój i zagubienie. Jednak rodzina zawsze najważniejsza i Gabi o tym wiedziała. A Harperów traktowała już jako swoją rodzinę.
Niestety, Ryan po problemach zdrowotnych na początku roku, musiał poniekąd stać się pracownikiem roku, aby nie mieć problemów w pracy. Wszyscy to rozumieli, nie zostawili Chloe samej, tylko w towarzystwie dalszej rodziny i przyjaciół. Wydaje się, że kobieta sama wszystko rozumiała i wręcz cieszyła się, że jej syn się czymś zajmie. A konieczność pracy wcale nie umniejszała temu, co człowiek odczuwa.
Gabi położyła talerz obok nich, wiedząc, że niepotrzebnie przygotowała te kanapki. -Mogę coś dla Ciebie zrobić?-zapytała. Nie miała nic konkretnego na myśli - mogło chodzić o coś innego do zrobienia, przygotowanie kąpieli, wspólne pomilczenie, czy też przygotowanie pokoju gościnnego, aby zaprosić Chloe do nich na jakiś czas. A jeśli nie chcieli by jej mieć na głowie jej, to mogli zaprosić ją do domku na wodzie, który może był jedną wielką graciarnią, ale mogli przecież posprzątać. Gabi mogła to zrobić sama, bez problemu.
-
- Być ze mną. – Napił się parę łyków herbaty i odłożył kubek na bok. To nie tak, że Gabi niepotrzebnie zrobiła kanapki. Być może po jakimś czasie się na nie skui. Nie musiała od razu tego wszystkiego przekreślać.
Wyciągnął bardziej w jej stronę dłonie, aby nasunąć ją sobie na kolana. Jej bliskość zawsz była kojąca, a w tym przypadku pragnął jej jeszcze bardziej – nie w sensie seksualnym (tak, Harper potrafił jednak inaczej myśleć, niż w ten sposób), a właśnie, by uzyskać ukojenie. Położył swoją głowę na zagłębieniu na jej ramieniu i zamknął oczy, wsłuchując się w jej spokojne bicie serca.
- Dziękuję za wszystko. – Nie potrafił opowiadać o swoich uczuciach, które teraz go przepełniały. Potrafił opowiadać, jak bardzo kocha swoją narzeczoną oraz ich jeszcze nienarodzone dziecko. Ale jeśli chodziło o opowiadaniu o smutku, który go przepełniał, zupełnie nie wiedział, jak o tym rozmawiać i nawet nie czuł potrzeby dzielić się tymi przemyśleniami nawet ze swoją ukochaną. W tym wypadku tylko jej obecność była mu koniecznie potrzebna do dalszego egzystowania.
- Nie wiem, co bym zrobił, gdyby Ciebie nie było obok mnie. – Podniósł głowę, aby na nią spojrzeć. Założył parę niesfornych kosmyków włosów za jej uszy. Przysunął nos do jej nosa, ale nie zamykał oczu. Chciał się na nią napatrzeć, bo przynajmniej w taki sposób odganiał złe myśli, że może jednak był złym synem i czegoś nie zrobił, jak powinien.
-
-Jestem z Tobą, przy Tobie. -poprawiła się. Była na wyciągnięcie ręki, wspierała go w każdej chwili, tych gorszych, czym był choćby jego wypadek parę miesięcy temu, czy teraz. Tylko ona też nie wiedziała, czy to co robi, to dawanie mu za wiele swobody, czy może za bardzo się narzucała, będąc non stop o krok od mężczyzny. Starała się.
Blondynka przesunęła się na jego kolana, objęła ponownie ramieniem i gładziła go po tyle głowy, w spokojnym ruchu, aby dać jakby otuchy, czy też poczucia bezpieczeństwa. O ile drobna kobieta i to do tego ciężarna mogła zapewnić bezpieczeństwo komukolwiek, w tym takiemu wielkiemu chłopu.
-Ryan, to oczywiste. Jeszcze sobie tego nie obiecywaliśmy, ale jesteśmy ze sobą na dobre i na złe. -takie słowa były w klasycznej przysiędze małżeńskiej, a oni znowu temat ślubu odłożyli na przyszłość. Jednak wiedzieli, ze mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji, dobrej czy złej. Ryan powinien był sobie zdawać sobie sprawę z tego, że nie było żadnej opcji, żeby blondynka zostawiła go w potrzebie.
Blondynka lekko potarła czubkiem nosa o jego nos, wyrażając czułość, czy namiętność właśnie w taki sposób w tym momencie. Nie chciała, aby jej ukochany się zadręczał czymkolwiek. A już na pewno nie tym, czego już nie da się zmienić. Na pewno pan Harper był dumny ze swojego syna i go kochał, niezależnie od tego, czy to okazywał w konkretny, przeciętny czy ogólnie akceptowalny sposób, czy nie.
-
- Obiecywałem Ci już, że będę z Tobą na dobre i na złe. Ale nie obiecywałem uroczyście przy wszystkich. – Nie wiedzieć czemu pomyślał o tym, że pewnie koleżanka Gabi bardzo chciałaby to wszystko usłyszeć i czekała na te różne zapewnienia od strony mężczyzny w stronę Moreno. No cóż, nie od dzisiaj było wiadomo, że była jego największym przeciwnikiem i zawsze patrzyła mu się na ręce.
- Ale wkrótce to zrobię i nikt nie będzie miał żadnych wątpliwości co do tego. – Tego był pewien. Właściwie rozmowa o ślubie też sprawiła, że trochę mniej zaczął przejmować się tym, co się wydarzyło. Chociaż z drugiej strony wiedział już, że nie zobaczy miłej twarzy swojego ojca na uroczystości. Nie był na pierwszym jego ślubie, bo był tajny. Nie będzie teraz na drugim, tym najważniejszym. Szkoda… Ale tak życie właśnie się toczy.
- Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał. To pytanie było nieco odklejone od wszystkiego, ale chodziło mu o to, aby usłyszeć, jak jego ukochana się czuje oraz jak czuje się ich nienarodzone dziecko. W końcu Gabi najlepiej to wiedziała.
-
Obiecanie zmian? Gabi tego nie wymagała. Nie chciała, aby stawał się kimś innym, ale jeśli wychodziło to samo z siebie, bez większych starań, to wiadomo, zupełnie coś innego. Nie da się ukryć, że i ona była już inną osobą, niż dwa lata temu, czy przed poznaniem policjanta.
-Chodziło mi o tą formalną obietnicę-zapewniła go. A między sobą nie musieli wymieniać aż tak górnolotnymi obietnicami. Wiedzieli co ich łączy, czego mogą od siebie i od siebie nawzajem spodziewać.
Nie ma co się silić na żadne uszczypliwości, bo Belle z czasem stawała się coraz większą kibicką ich miłości. Na początku była wrogo nastawiona, jako wielka orędowniczka prawdziwej miłości, nie wierząca w sens jakiegokolwiek romansu przed rozwodem. Teraz to nawet ślepy by nie mógł powiedzieć, że nie widzi, jak ta para do siebie pasuje i że są dla siebie po prostu stworzeni.
-Myślę, że już nikt nie ma-zaśmiała się. Cóż, dla niej ślub miał jedynie znacznie symboliczne. Nie to, że nie chciała tego, ale nie odliczała do dnia, kiedy będą mogli wypuścić białe gołębie w powietrze, jako symbol ich miłości. Prawdą było, że faktycznie, pan Harper nie będzie gościem na ich ślubie, nie pozna swojej wnuczki... Straci na pewno wiele, lecz nie ma co się załamywać, bo na pewno będzie się im przyglądał z góry, niezależnie od tego, w jaką religię, czy filozofię się wierzy.
-Ja?-zapytała nieco zbita z tropu. To nie do końca był czas na to, aby przejmować się nią samą. To znaczy, wiadomo. Wciąż była ważna, bo w związku trzeba cenić obie strony, a nie tylko skupiać się tylko na tej osobie, która ma w tym momencie gorzej - Dobrze, wszystko w porządku-powiedziała, z lekkim zastanowieniem. Nie zastanawiała się za bardzo tym, jak ona się czuje, dopóki nie była przekonana, że coś jest nie tak. A jak na razie, to ciążę znosiła bez większych problemów. A jak miało się ich dziecko? Gabi nie miała stuprocentowej pewności, ale podejrzewała że coś przeczuwałaby chociaż, gdyby coś miało być nie tak.
-
- Cieszę się. Na kiedy masz lekarza? – Przez tą całą sytuację z ojcem, stracił jakąkolwiek rachubę czasu. Zawsze chodził z Gabi na każdą wizytę kontrolną, o ile oczywiście nie kolidowało to z jego pracą. Lubił patrzeć na monitor, podziwiając jak rozwija się ich maleńkie dziecko. Wciąż wierzył, że była to córeczka, a Gabi chyba jednak bardziej skłaniała się ku chłopcu.
- Szkoda, że mój ojciec nie zdąży poznać swojej wnuczki… - Albo wnuka, który miał otrzymać to samo imię, co on – co zmarły jego ojciec oraz on sam. Właściwie to teraz w niego uderzyło podwójnie, bo wraz ze śmiercią ojca, właściwie nikt nie musiał już mówić na niego Ryan Junior. To miano przejdzie na jego syna, kiedy pojawi się na świecie. – Na pewno byłby bardzo szczęśliwy. – Kurde, który inny dziadek by nie był? Chyba właściwie ktoś pochodzący z patologicznej rodziny, mógłby uznać, że narodziny dziecka są czymś niewłaściwym (albo jak w Polsce – cieszyłyby się, bo to więcej 500+ na tipsy).
-
Pokręcona kolejność? Cóż, w dzisiejszym świecie fakt, że najpierw się zaręczyli a potem zaszli w ciążę, o którą się starali można było nazwać tradycją. Owszem, mogli wstrzymać się do ślubu, lecz teraz nie miało to aż takiego znaczenia, nawet obyczajowego jak w przeszłości.
-Wtorek po południu?-zapytała, nie będąc stuprocentowo pewną czy to wtorek, czy środa - w ostatnim czasie wiele się działo, więc mogła się pomylić w datach, jednak wizyty by nie przeoczyła, bo kalendarz w telefonie wysyłał przypomnienia 24 godziny wcześniej.
-Albo wnuka-przypomniała. Dopiero na tej najbliższej wizycie mieli się dowiedzieć, więc wciąż mogli rozmawiać w taki sposób. -Faktycznie szkoda, mógł doświadczyć jeszcze wielu rzeczy-powiedziała. Cóż, może jej słowa nie były bardzo krzepiące, ale Ryan na pewno wolał słyszeć to, niż słowa "przykro mi, nie ma co się martwić". Przynajmniej tak się jej wydawało.
-Na pewno. Był z Ciebie bardzo dumny, nawet jeśli nie okazywał tego na co dzień-powiedziała, dając mu buziaka w czoło, bo tam dosięgała. Wiedziała co mówi, wiedziała też że mężczyźni z poprzedniego pokolenia byli uczeni, aby nie okazywać uczuć, chyba że te negatywne. Gabi miała nadzieję, że Ryan będzie innym ojcem dla swojego dzieciaczka.-Myślę, że jeśli to będzie chłopiec, to powinien się nazywać Ryan. Na cześć Twojego ojca, nie Ciebie-trąciła go w nos, żartując lekko.
-
- Poznałem to po tym, że już kilkanaście razy wysłałaś mnie po same słodkie rzeczy jak ciastka, lody. Ani razu jeszcze nie zażyczyłaś sobie ogórków, a zaraz potem masła orzechowego. – Właściwie nie potrafił sobie przypomnieć, by Gabi miała bardzo dziwne zachcianki, a o tym wielokrotnie słyszał od swoich kolegów z pracy. Może to był dopiero początek? Może, jednak coś Ryanowi mówiło, że będzie naprawdę wszystko w porządku i nie powinni się niczym martwić na zapas.
- O, teraz zmieniłaś zdanie, że na cześć mojego taty, a nie mnie? – Akurat rozmowę o tym, że ich synek będzie nazywał się Ryan odbyli i Harper nie miał sprzeciwów, chociaż nieco się dziwił takim wyborem. Teraz jednak nabrało to nieco więcej sensu. – Bardziej podoba mi się taki pomysł i takie tłumaczenie, kochanie. – W jego głosie dało się usłyszeć nostalgię, ale również podziw dla swojej ukochanej, że tak to wymyśliła. Gabi potrafiła cudownie go zaskoczyć, dlatego dobrze wiedział, jak wreszcie dobrze trafił. – Mówiłem Ci już dzisiaj, że Cię kocham i jesteś najcudowniejszą narzeczoną na świecie? – To już było w jego stylu. Może jednak trochę ta rozmowa oraz przytulanki postawiły go na nogi? Oczywiście będzie potrzebował jeszcze trochę czasu, aby otrząsnąć się po stracie, ale nie było źle, trzymał się. Miał przecież dla kogo żyć, świat się na tym nie kończył.
-
-Zobaczymy niedługo.-przypomniała, że ta niewiedza już niedlugo minie. Gabi nie umiałaby wytrzymać w tej niepewności aż do rozwiązania, więc cieszyła się, że Ryan jej tego nie zaproponował nawet takiej możliwości.
-A to było coś nowego?-zaśmiała się, bo faktycznie, śledzi jeszcze nie pragnęła, korniszonków również. Na razie pewne zapachy bardziej ją odrzucały, na przykład jogurt, czy jakikolwiek inny mleczny zapach zapraszał ją w trybie natychmiastowym do toalety, mięsa też się jej nie chciało specjalnie jeść...
-Patrząc na to, że nazywasz się na cześć swojego ojca... To rozumie się samo przez się-faktycznie, Gabi jak dowiedziała się, że ojciec jej Ryana ma tak samo na imię, to powiedziała, że ich syn też musi się tak nazywać. Jednak teraz to nabierało większego sensu i na pewno było miłym gestem w stronę rodziny Harperów. -W takim wypadku będzie dalej częścią rodziny. -dla niej to było może nie tyle oczywiste, bo ona na przykład nie miała najmniejszej ochoty nazywać nawet kota imieniem swojej matki, ale łatwa. Nie to że wypada, bo tego Gabi nie lubiła.
-Dzisiaj jeszcze nie. -powiedziała, dając krótkiego, ale słodkiego buziaka wprost w usta swojego narzeczonego. Pewnie, że Gabi się starała, ale pewne zachowania były dla niej po prostu oczywiste, naturalne. Nawet jedna dobra chwila była na pewno zbawienna dla Ryana. Nikt nie oczekiwał do niego, że będzie non stop radosny, ale nawet szczery śmiech nie musiał mówić o tym, że policjant nie opłakuje swojego ojca. -Zjedz sobie kotek, marnie wyglądasz ostatnio-cóż, posiłki może zeszły na drugi plan, może gula w gardle była zbyt wielka, było to wytłumaczalne.-Może za chwilę wyjdziemy z Cwaniakiem na spacer, a później weźmiemy kąpiel?-zaproponowała zerkając w stronę ogrodu na psa, który walczył z automatycznymi zraszaczami to na nie szczekając, to pijąc z nich wodę.
-
- Zaraz tam marnie. – Przewrócił oczami, ale jak już został upomniany, odłożył kubek, w którym było już niewiele herbaty, a zamiast kubeczka sięgnął po kanapkę. Na drugą spojrzał porozumiewawczo, aby zachęcić swoją ukochaną, aby zjadła ją. W końcu nie miała ona mięska, od którego też jakoś ostatnio stroniła (czego akurat tutaj nieco nie rozumiał i raz skomentował, że ma nadzieje, że ich przyszłe dziecko nie będzie wegetarianinem, bo co jak co – może być gejem, trans, rude (chociaż nikt w ich rodzinach taki raczej nie był), ale wege to on nie zdzierży pod swoim dachem, różni ludzie, różne zboczenia).
- On widzę bardzo dobrze bawi się sam, ale jak powiesz za głośno słowo na „s”, to on jest w stanie przybiec tutaj i zrujnować Twoją kanapę. – Tak zawsze nazywał ten mebel, ponieważ był on w całości wybrany przez Gabi, a on tylko przytaknął głową. Właściwie to kobieta miała lepszy zmysł, jeśli chodziło o dekorowanie domu. Ryan był tylko cichym wykonawcą – a przynajmniej tych rzeczy, które mógł zrobić.
- A kąpiel również brzmi przekonywująco. – Dojadł całą kanapkę i nawet oblizał palce. Pokazał Gabi (jakby mu nie wierzyła), że nigdzie jej nie schował, że faktycznie się posilił i raczej nie będzie dzisiaj lecieć na deficycie kalorycznym. – To idziemy?
-
Czy Ryan chciał, czy nie, trzeba było znaleźć nową normalność, trzeba było wracać do normalnego życia... A to wcale nie znaczyło, że się zapomina o rodzinie, dramatach, czy je się ignoruje. Takie trochę sztampowe i stereotypowe, ale przecież pan Harper nie chciałby żeby wszyscy nad nim płakali przez resztę życia?
To chyba nie o wegetarianizm chodziło, bo kobiecie obecnie bardziej przeszkadzał zapach, a do smaku dojść nie mogła, ale kto wie. Takie nawyki żywieniowe to najmniejszy problem i Ryan na pewno zostałby nie raz upomniany, że ma się zachować, że to nikogo nie krzywdzi. Choć teraz to tak łatwo mówić, jak będzie naprawdę to trudno stwierdzić, żadne z nich nie miało żadnych doświadczeń rodzicielskich, bo Cwaniak był jednak mało reprezentatywną próbą.
-Dziecko idealne, nie trzeba się nim zajmować-zaśmiała się. Cwaniak coś miał jednak z szczeniaka, choć wiekowo może tak nie wydawało się. W każdym razie prowadził wygodne, beztroskie życie u Harperów i na pewno doceniał je dużo bardziej niż czas w schronisku.
-No dobrze, skarbie. To ja idę się tylko przebrać, za kilka minut możemy dla mnie wychodzić-powiedziała. Wiadomo, na spacer z psem nie potrzeba makijażu, czy eleganckiego ubrania, ale czasem trzeba zmienić domowe ubrania na coś innego, choćby ze względu na temperaturę, to co się chce robić, wygodę i tak dalej. -Możesz wołać psa, ale trzymaj go z dala od mojej kanapy-zaśmiała się. Owszem, ona wybrała ten model i może źle zrobiła, że kolor był tak jasny, ale generalnie była zadowolona z wszystkiego, w co zainwestowali w ich nowym domku. Jeszcze wiele było do zrobienia, ale mieli czas.
-
- Nie będę wołać, po prostu wezmę smycz i zapnę go na dworze. – Popukał się w okolicy skroni po lewej stronie, aby pokazać Gabi, że jego „główka pracuje”. Jak najbardziej w tym temacie pracowała, ponieważ wiedział, że jeśli Cwaniak wleci do ich domu, to zaraz narobi wielkie ślady łap i zaraz będzie niefajnie. A jednak dość niedawno tutaj oboje sprzątali, więc chcieli jeszcze przez chwilę nacieszyć się tym, że było tu względnie czysto (mając psa – nie można było sprawić, by było czysto na sto procent, takie to już prawa posiadaczy psów).
Ryan nie czekał aż Gabi się przebierze, tylko ubrał buty, zdjął szelki i smycz Dodgera z wieszaku i wyszedł na dwór. Psiak widząc, że jego ukochany pan wychodzi na dwór, zaczął w jego stronę szarżować. Ryan na szczęście zauważył niecne plany Cwianiaczka, ponieważ udało mu się go wyhamować, chwytając go za przednie łapy i przez chwilę z nim tak stojąc. Psiak i tak polizał go w twarz.
- Fujka. Musisz umyć zęby, bo ci capi. Uspokój się, na spacer idziemy. – Spokój i spacer nigdy nie szły w parze, ale Ryanowi udało się przypiąć jakoś niesfornego psiaka.
-
No tak, mokry pies to szczęśliwy pies, ale także dużo sprzątania. Kilka włosów, czy jakieś rozsypane chrupki wokół psiej miski były jak najbardziej do zniesienia. lecz nie na wszystko łatwo było przymknąć oko. A jak pojawi się dziecko, trzeba będzie uważać jeszcze bardziej.
-A to niedobry pan, zapiął się w szelki i trzyma na krótkiej smyczy-zaśmiała się, widząc jak Ryan siłuje się ze swoim pieskiem. -Idziemy?-zapytała przekręcając klucz w drzwiach ogrodowych, aby jednak zamknąć swoje włości. Gdy to zrobiła i wrzuciła klucz do torebki, będąc już kompletnie gotową, aby ruszyć do pobliskiego parku. Podała dłoń Ryanowi, w końcu to był sposób, w jaki zazwyczaj chodzili, choć nie zawsze. Czasem wygodniej było po prostu iść obok siebie.