WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

08.

Ponieważ Indiana nie posiadała zbyt dużego doświadczenia w temacie związków i innych, trudnych do określenia relacji z mężczyznami - bo to, co łączyło ją z Connorem, związkiem z pewnością nie było - nie do końca też umiała sobie radzić z sytuacją, jaka następowała po pogorszeniu owych relacji - gdyż, nie mogąc nazwać tego związkiem, mówienie o zerwaniu również byłoby w tym przypadku nadużyciem. Pierwszym, chyba najbardziej naturalnym i instynktownym odruchem, była próba ucieczki i odcięcia się od mężczyzny, który w zaledwie parę dni po tym, jak się ze sobą przespali, spędził noc - i poranek! - z inną kobietą, nie tylko druzgocząc jej naiwne nadzieje na to, że mogłoby pomiędzy nimi istnieć coś więcej niż koleżeńsko-współlokatorsko-przygodnokochankowa więź, ale też zwyczajnie ją upokarzając. I tę próbę jednak Connor skutecznie udaremnił, wobec czego Indianie nie pozostało nic innego, jak tylko pozostać w jego mieszkaniu - z nim oraz z ich psem - każdego dnia znosząc jego widok, którego i tak starała się unikać na tyle, na ile tylko mogła. Ale z drugiej strony, gdy poczucie zranienia, przez które Halsworth niejednokrotnie jeszcze płakała w poduszkę, zaczęło ustępować złości, urażonej dumie i chęci odegrania się, brunetka zrozumiała, że chowanie głowy w piasek nie było żadnym rozwiązaniem. I że jedynym, co mogło sprawić jej jakąkolwiek satysfakcję oraz pozwolić zapomnieć, przynajmniej na chwilę, o tym, jak okropnie czuła się, widząc tamtego ranka Connora z inną kobietą, było zamienienie jego życia w piekło. A w każdym razie: uprzykrzenie mu go. I jako współlokatorka, Indy posiadała wszelkie niezbędne ku temu środki. Do tej pory bowiem starała się być niewidzialna: nie ingerowała w wystrój jego bezdusznego, kawalerskiego apartamentu i robiła wszystko, aby jej obecność okazała się dla mężczyzny jak najmniej uciążliwa, nie chcąc nadużywać jego gościnności i łaski, jaką okazał, przyjmując ją pod swój dach. Ale kilka ozdobnych poduszek czy świeczek zapachowym w salonie nie było przecież w stanie uczynić mu krzywdy - a co najwyżej rozdrażnić, sugerując, że brunet tracił właśnie kontrolę nad swoją męską pustelnią. I ponieważ okazał się dupkiem, który postanowił użyć psa jako argumentu w tej ich małej, rozwodowej batalii - bo wiedział zapewne, że nic innego nie skłoniłoby Indy do pozostania z nim pod jednym dachem - to ona również postanowiła sięgnąć po cięższe - acz subtelne - narzędzia. I tym razem wcale nie chodziło o parę narzędzi, które posiadała jako kobieta, i które wystarczyło odpowiednio wyeksponować, by zagrać na nosie dowolnemu facetowi. Chociaż z drugiej strony, skoro Connor i tak jej nie chciał - bo najwidoczniej nie pociągała go tak jak robiła to chociażby poznana w klubie Beverly - to nie robiło mu to też zapewne większej różnicy, kiedy Indy przechadzała się po mieszkaniu w samym ręczniku prosto po kąpieli albo zwyczajnie zapominała założyć spodnie czy zapiąć parę guziczków w bluzeczce. Przypadkiem - takim samym, jak do prania Brewstera trafiły zabłąkane, czerwone majteczki, farbując wszystko na różowo, albo jak ich kochany piesek rozszarpał jego ulubione ciuchy, bo te przypadkiem znalazły się pod jego nosem. Całkowitym przypadkiem - i to nawet, dla odmiany, niezależnym od Indiany - była także wieczorna awaria prysznica, gdy ciemnowłosa spłukiwała akurat żel ze swojego ciała, kiedy nagle, ni stąd ni zowąd, gorąca woda zaczęła tryskać niekontrolowanie na wszystkie strony; bo szczerze, jak na spowiedzi, Halsworth nie potrafiłaby wyjaśnić, jak do tego doszło i dlatego też nie miała najmniejszej ochoty tego robić ani przyznawać się przed Connorem, że coś było nie tak z prysznicem. Tłumiąc krzyk, jaki pragnął wyrwać się z jej gardła przy kontakcie ukropu z nagą skórą na jej ciele, Indy syknęła głośno, otwierając kabinę i nie bacząc na to, że zalewa właśnie niemal całą łazienkę, uciekła spod tryskającej wody, by sięgnąć tylko ręką do kranu i, kręcąc bez pomyślunku gałką, zdołać jakimś sposobem okiełznać szalejący strumień - przynajmniej częściowo, bo nawet po jej zakręceniu, woda ciekła gdzieś bokiem, ale to już nie był jej problem. Będzie to natomiast problemem Connora, który zapewne jeszcze tego samego wieczoru, chcąc wziąć prysznic, napotka tę samą usterkę i, przy odrobinie szczęścia, uzna, że to on coś zepsuł, a nie Indiana. Chociaż tak naprawdę to chyba po prostu samo się zepsuło; a w każdym razie to było jedyne logiczne - dla niej - wyjaśnienie. Nie zaprzątając sobie tym więc głowy, Indy owinęła się ręcznikiem i wytarła podłogę, by mimo wszystko nie zostawiać tu po sobie jednej wielkiej kałuży - a następnie przetarła też dłonią lustro z pary. Wklepała krem w buźkę, w ciało wsmarowała pachnący balsam, i ubrała swój standardowy komplet do spania, czyli: wygodne figi oraz luźną koszulkę, po czym, jakby nigdy nic, opuściła łazienkę. I chociaż z jednej strony ta siedząca w niej nieustannie, grzeczna dziewczynka obawiała się trochę reakcji Brewstera, gdy zorientuje się on, że ciemnowłosa znowu coś popsuła - bo to chyba było nieuniknione - tak z drugiej strony... chyba podświadomie chciała w końcu przeciągnąć strunę. Ale to przecież Connor sam nauczył ją igrać z ogniem.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

8. Mimo oczywistej różnicy wieku, sam Brewster też nie posiadał wielkiego doświadczenia w relacjach z kobietami – a przynajmniej nie w kwestii związków, bo tych nie policzyłby nawet na palcach jednej ręki. Kobiet zaś w jego życiu było wiele, ale w tym przypadku nie wymieniłby imion ich wszystkich, zapewne większości z nich nawet już nie pamiętając. Jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, nie przywiązywał się do nich i to było jego jedynym doświadczeniem – te aspekty fizyczne, które z nimi przeżywał, nie zaś uczuciowe, na które po prostu sobie nie pozwalał. I których jak twierdził, nie chciał. A może zwyczajnie nie poznał jeszcze tej jednej kobiety, która pokazałaby mu, że można inaczej i która sprawiłaby, że zechciałby spróbować. Żyjąc więc w tym swoim błędnym kawalerskim przeświadczeniu, zranił kolejną kobietę na swojej drodze, niestety właśnie tę, na której jak na ironię zależało mu bardziej niż na pozostałych. Nawet jeżeli nie chciał tego przyznać nawet przed samym sobą. I chociaż dotychczas znał Indianę z kompletnie innej strony, tak nie ulegało wątpliwością, że znali się długo, a to również zmieniało jego pogląd na sytuację i na łączącą ich relacje – była ważniejsza z wielu względów. Nie umiał jej tego jednak w żaden sposób okazać, a nawet jeżeli początkowo dawał jej złudne nadzieje, tak tym jednym wybrykiem wszystkie je pogrzebał. I wiedział, że cholernie źle to rozegrał, ale mógł w tym wszystkim cieszyć się już tylko z tego, że ostatecznie udało mu się ją tutaj zatrzymać, bo faktycznie nie chciał, by opuszczała jego mieszkanie. Nie, gdy między nimi było tak… źle. Bo inaczej chyba nie mógł tego nazwać: nie czekała już na niego, gdy wracał do domu, nie spędzali wspólnie poranków ani wieczór, nie jadali razem kolacji – właściwie ciągle się mijali i miał – zapewne słuszne – wrażenie, iż ciemnowłosa po prostu go unika. I miała do tego pełne prawo, więc starał się jednak nie naruszać jej prywatnej przestrzeni, pragnąc zapewnić jej jednak takie warunki jakich oczekiwała. Wbrew całej tej pokręconej sytuacji i faktom, które mówiły, iż wcale nie chciał pod swoim dachem psa, to ostatecznie naprawdę się do tego małego intruza przekonał. Z jednej strony właśnie dlatego, a z drugiej, aby pokazać jej, że wcale nie kłamał, istotnie w ciągu ostatnich kilku dni zajmował się czasami czworonogiem, a przynajmniej dbał o to, by ten miał jedzenie i rozrywkę, czasami nawet po nim sprzątając bez zwykle skwaszonej miny. Irytowało go za to bardziej zachowanie ciemnowłosej, która w pewnym momencie całkowicie zmieniła swoją taktykę, najwidoczniej pragnąc odegrać się za to co jej zrobił, jak również pokazać, że niepotrzebnie ją tutaj zatrzymywał. Przypuszczał, iż taki właśnie był jej cel, gdy to niby przypadkiem wyprała swoje seksowne bądź co bądź majteczki z jego jasnym rzeczami, przez co… wszystkie były do wyrzucenia, ale także sam pies odegrał rolę w tej wymownej wojnie między nimi, gdy to także niby przypadkiem potargał jego ulubiona koszulkę. Ulubioną koszulkę ulubionego zespołu, którą dostał w prezencie od startego przyjaciela i była jego pamiątką od lat, więc… faktycznie go to zabolało, więc w tym aspekcie trafiła w punkt i tylko nie miał pojęcia skąd wiedziała, by właśnie tę wybrać. Mimo jej oczekiwań zapewne, wcale nie odegrał się za to na ich pupilu ani również nie okazał tego względem jej osoby, chociaż to zirytowanie rosło w nim z każdym dniem coraz bardziej. A Indy nie ułatwiała mu tego zadania, bo gdy już czasami zdarzyło się im minąć bądź mimowolnie spotkać na terenie mieszkania, wystawiała jego silną wolę na cholernie dużą próbę – gdy to jego spojrzenie musiało walczyć z tym, by nie zerknąć na jej całkowicie odsłonięte długie nogi, przypadkiem zapewne uwidocznienie piersi, jedynie odrobinę skryte za materiałem bluzki – bądź co gorsza, gładką i wilgotną po kąpieli skórę, gdy to przechadzała się po korytarzu w samym ręczniku. Wszystko ma bowiem swoje granice, tak samo jak jego cierpliwość i wytrzymałość względem kobiecych wdzięków. Wiedział jednak niestety boleśnie, że do tych jej nie miał już żadnego prawa i nawet gdyby chciał, zapewne spotkałby się ze srogą odmową z jej strony. Tym trudniejsze to dla niego było, ale chyba spowodował to na swoje własne życzenie. Dziś więc został dłużej w pracy, by nie natknąć się na swoją śliczną współlokatorkę, a przy okazji wyżył się na własnej siłowni, potrzebując wyładować to kłębiące się w nim napięcie. Miał co prawda skorzystać z prysznica w lokalu, ale był już na tyle zmęczony, że wolał wrócić do mieszkania i to w nim dla odmiany się teraz zrelaksować. Nie spodziewał się oczywiście kłopotów w tym aspekcie, więc gdy tylko zgarnął z pokoju swoje rzeczy, udał się wprost do łazienki. Nie zauważył nawet lekkie kałuży w okolicy kabiny, bo tam z tył ciągle coś ciekło, rozebrał się za to i wszedł do środka, myśląc wyłącznie o tym, by się odświeżyć. Wiedział, że Indiana niedawno musiała też z niej korzystać, bo w środku było nadal parno, a poza tym roznosił się wszędzie przyjemny zapach jej specyfików. On sam zdążył więc zaledwie odkręcić wodę i opłukać nią ciało, gdy nagle prysznic odmówił współpracy i ciepła woda zaczęła pryskać na wszystkie strony. Przeklął pod nosem, po czym sam również prędko wyszedł z kabiny, z trudem – ale jednak wodę zakręcając. Niestety łącznie z tym cieknąć zaczęło nieco bardziej, więc stąpał obecnie po wodzie, sięgając po ręcznik, który owinął wokół bioder. – Indiana! – warknął głośno, klnąc pod nosem i sprawdzając najpierw słuchawkę prysznicową, a potem zerkając na bok kabiny, nie będąc w stanie określić skąd ta woda. – Indiana, kurwa, chodź tutaj! – ponaglił swoje wołanie, odwracając się i spoglądając na nią, gdy nagle pojawiła się w drzwiach. Jego cierpliwość właśnie chyba sięgnęła zenitu, po tym wszystkim co robiła w ostatnim czasie, ta jedna rzecz przekroczyła wszelkie granice. – Co się stało z prysznicem?! – wskazał na niego ręką, nie przejmując się nawet tym, że nadal spływała po jego ciele woda i że on sam w tej wodzie stał – Co znowu zepsułaś? Nie mogłaś kurwa powiedzieć, że coś nie działa? Albo tego zgłosić? Albo dać mi znać wcześniej żebym mógł kogoś wezwać? Przecież sama musiałaś chwile temu brać prysznic – podniósł nieznacznie głos, gromiąc ją spojrzeniem – A szczerze wątpię, aby słuchawka wówczas działała. Zepsułaś tutaj coś jeszcze? Mam nie odkręcać wody w kranie? – prychnął, już z wyraźnym irytacją w głosie, bo nazbyt wiele się tego nagromadziło w ostatnim czasie. I nie było w tym przypadku, była w tym tylko jedna osoba – Indiana. Z wyraźnym zrezygnowaniem spojrzał zaś również na psa, którego ciemnowłosa nie zdążyła złapać, gdy przemknął pomiędzy jej nogami i wpadł na środek łazienki, wprost w kałużę wody, śmiesznie przekładając łapkami, które mu się zamoczyły, a na to chyba przygotowany nie był. Ale Brewsterowi nie było teraz do śmiechu.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Indiana wielokrotnie zastanawiała się, jak te wszystkie kobiety mogły być tak naiwne, by uwierzyć, że mogą liczyć na coś więcej ze strony takiego mężczyzny jak Connor, i by w tak banalny sposób dać złamać sobie serce. Można zatem powiedzieć, że zawdzięczała brunetowi przynajmniej tę wiedzę - której wcale tak naprawdę nie chciała posiąść. Obecnie bowiem Halsworth czuła się najbardziej naiwna i głupia ze wszystkich - bo nawet wiedząc o Connorze to, co wiedziała - co sam jej powiedział - i tak zdołała wmówić sobie, że z nią łączyło go coś innego, niż z tamtymi kobietami. Tymczasem chyba po prostu desperacko chciała poczuć się wyjątkowa - bo nigdy przedtem nie była; bo przez całe swoje życie była zaledwie jedną z dwóch identycznych sióstr. Bo nic w niej nie było wyjątkowe, i to, że Connor ostatecznie potraktował ją dokładnie tak samo, jak każdą inną kobietę na swej drodze, tylko ją w tym przeświadczeniu utwierdziło. Ale... może po prostu źle trafiła; może w istocie Connor wcale nie był księciem z bajki, jakim chciała go widzieć, lecz zaledwie zwykłą żabą, jakich zapewne jeszcze wiele przyjdzie jej pocałować, zanim trafi na tę jedną, która okaże się księciem. Ale i to musiało do niej dopiero dotrzeć, a ona - musiała to rozczarowanie przepracować, choćby w najbardziej infantylny sposób, jaki tylko przyszedłby jej do głowy. Nikt wszak nie obiecywał, że to będzie łatwe - ani dla niej samej, ani nawet dla Connora, który chcąc nie chcąc musiał znosić jej zachowanie, jakim ciemnowłosa ewidentnie testowała jego cierpliwość. I możliwe nawet, że sama nie umiałaby stwierdzić, co usiłowała w ten sposób wskórać: odegrać się, ukarać go za bycie dupkiem, czy po prostu do cna zrujnować ich relacje. Może sama przekona się o tym dopiero wtedy, gdy ów cel osiągnie. O ile wówczas nie zajdzie to już za daleko. Słysząc bowiem zirytowany, naglący ton męskiego głosu, Indiana szybko domyśliła się, że Brewster nie dał się zwieść tej małej pułapce, jaką - oczywiście niecelowo - na niego zastawiła, i bez większych trudności zorientował się, że zepsuty prysznic to jej dzieło. Fakt, sama również nie przyłożyła się należycie do tego, aby usunąć ślady swojej obecności z miejsca zbrodni, ale oglądała niejeden serial kryminalny i wiedziała, że nawet unoszący się w łazience zapach jej kosmetyków czy woda na ścianach kabiny, świadcząca o tym, że niedawno Indy z niego korzystała, to zaledwie poszlaki, z jakich łatwo się wyłgać. Gdyby tylko Indiana potrafiła kłamać. Uchyliła drzwi i zajrzała do środka, ale zanim zdążyła rzucić niewinnym pytankiem o to, czy aby na pewno ją wołał, mężczyzna ubiegł ją swymi zarzutami. Zamiast jednak przyjąć je z pokorą, Halsworth postąpiła o krok do środka, zerkając tylko na psa, który znacznie śmielej wpadł do pomieszczenia, mocząc łapki w kałuży wody, i wzruszyła lekceważąco ramionami. - Skąd mam wiedzieć? Wołasz mnie, żeby zapytać, co się stało z prysznicem? To ty się chyba kąpiesz... - skinęła na niego głową, odruchowo prześlizgując spojrzeniem po jego wilgotnym, półnagim ciele, okrytym zaledwie częściowo ręcznikiem i nieświadomie aż wstrzymała na sekundę oddech, przełykając z trudem ślinę, gdy uciekła po chwili spojrzeniem z tych ohydnie idealnie wyrzeźbionych żabich mięśni na wspomniany prysznic i prychnęła teatralnie pod nosem. - Oczywiście, bo ja ci wszystko psuję, nie? Może w ogóle zabronisz mi czegokolwiek dotykać, żebym nie zepsuła? - łypnęła na niego wzrokiem spod ściągniętych gniewnie brwi, taktycznie uchylając się od odpowiedzi, by nie musieć ani kłamać, ani mówić prawdy, której - nawet jeśli była oczywista dla nich obojga - to Indy wcale nie zamierzała potwierdzać. Zwłaszcza że wcale nie było jej miło ze świadomością, iż Connor uważał ją pewnie za bezużyteczną idiotkę, która umiała tylko wszystko psuć. Nawet jeśli nie rozmijało się to bardzo z rzeczywistością. - Nie krzycz na mnie - fuknęła, krzyżując ręce na piersi w obronnym geście i unosząc dumnie podbródek, mimo iż słysząc i widząc, jak był rozgniewany, miała raczej ochotę instynktownie skulić się i zniknąć mu z oczu. Nie dlatego, że była zastraszona - ale Connor nigdy przedtem nie podnosił na nią głosu i chyba faktycznie poczuła się z tym trochę nieswojo. A jednocześnie jakaś jej część chciała wkurwić go jeszcze bardziej. A może nawet... chciała, żeby ją ukarał? Sama już nie wiedziała, co myśleć, a widok spływających po męskim ciele kropli wody bynajmniej jej tego myślenia nie ułatwiał. - Bambi, wychodzimy - odezwała się więc finalnie do psa, który nawet nie zwrócił na nią teraz uwagi, nie rozpoznając jeszcze imienia, które Indy sama postanowiła mu nadać, nie konsultując swego wyboru z Connorem. Bo i tak nie doszliby do porozumienia, a psiak na zawsze już pozostałby bezimienną kulką.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Co prawda Brewster także się nad tym zastanawiał – nie żeby uważał kobiety za głupie i naiwne, ale z drugiej strony: często nie rozumiał ich zachowania, tej wiary w mężczyzn takich jak on i usilnych prób zmiany ich na lepsze. Każda z nich bowiem liczyła na coś więcej, gdy już lądowała w jego ramionach i każda pragnęła więcej niż mógłby jej dać – chociaż on naprawdę starał się być szczery i jasno określał zasady już na samym początku. Zabawy, seks – żadnych zobowiązań. To mógł im dać, chwile pełne namiętności, pasji i spełnienia: tym bardziej pragnął uzmysłowić to Indy, gdy ta granica między nimi zaczęła się tak niebezpiecznie zacierać, gdy nagle zbliżyli się do siebie bardziej niż było to dozwolone, a on zdawał sobie sprawę z tego, jak to się skończy. Dokładnie tak jak teraz – jej złamanym sercem i jego cholernymi wyrzutami sumienia. Co więcej – to on był tu bardziej winien niż ona i to z wielu względów: bo ona była młoda i niedoświadczona, ślepo wierzyła w jego dobro i to, że między nimi mogłoby być inaczej, a on zdawał sobie sprawę z tego jaki jest i że najpewniej nie pozwoli na to, by jakakolwiek kobieta to zmieniła – wiedział, a mimo to pozwolił sobie sięgnąć po nią, nie mogąc sobie odmówić tych kilku cudownych chwil u jej boku. Bo cudownie było, właściwie podobało mu się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ale… uparcie trzymał się swoich kawalerskich postanowień i faktu, iż naprawdę nie chciał się angażować, bo uważał to jedynie za piętrzące się bez końca kłopoty. A tych naprawdę nie potrzebował. Jak na ironię jednak te sobie sam na głowę ściągnął, właśnie bez większego angażowania się – zapewne powinien po prostu pozwolić jej odejść, oboje wówczas zapomnieliby o sobie i nie musieliby się codziennie oglądać, rozpamiętując to co było. A wtedy może te jego wyrzuty sumienia nieco by ucichły. Na własne życzenie jednak każdego dnia mierzył się z jej złośliwością, próbami odegrania się i niestety tracił na tym także kilka swoich cennych rzeczy, gdy zostawały – umyślnie bądź nie – zniszczone przez ciemnowłosą czy też ich małego czworonoga. Oczywiście wiele mógł jej wybaczyć, oczywiście sam ją tu zatrzymał – ale musiała mieć świadomość tego, że nawet jego cierpliwość ma granice i że to nie będzie trwało wiecznie. Nie zamierzał jej co prawda wyrzucać z mieszkania i pozwolić jej odejść wraz z psem, ale z drugiej strony ile mógł być jeszcze w ten sposób testowany? Jednocześnie jednak wiedział jak bardzo nawalił i jak egoistycznie się zachował, dlatego po część rozumiał jej punkt widzenia, a przynajmniej starał się zrozumieć. Gdy jednak dzisiaj ten cholerny prysznic zalał mu pół łazienki, jego spokój został wyparty przez czystą złość, która nagle go ogarnęła. Może poszlaki jej obecności w łazience nie były wcale mocnymi dowodami, to i tak znał swoje mieszkanie na tyle i – poprzez sam czas spędzony już z Indy pod jednym dachem wiedział, kiedy ta korzystała z łazienki i kiedy w pomieszczeniu unosił się ten przyjemny i kuszący zapach jej żelu pod prysznic. Była tu, wiedziała, że prysznic jest zepsuty bądź zepsuła go sama… i nie pisnęła ani słowem! Pozwoliła, by zalał łazienkę, chociaż domyślał się, że to już drugi raz, bo zapewne i ona narobiła tu niezłego bałaganu. Gdy jednak zjawiła się wreszcie w łazience, mimowolnie jego wzrok prześlizgnął się po jej długich, seksownych nogach, które jak na złość całe były odkryte, gdy paradowała pod domu w takim stroju. Kolejny raz wystawiając go na próbę. Zacisnął wręcz szczękę, po czym zmroził ją wzorkiem, jasno wyrażając swoje niezadowolenie. – Kpisz sobie ze mnie teraz?! – warknął, wskazując ruchem ręki na kabinę – W całym pomieszczeniu czuć Twój żel pod prysznic, szyby są jeszcze lekko zaparowane, a tam wisi Twój mokry ręcznik… mam uwierzyć, że nie kąpałaś się chwile wcześniej? Czy masz mnie za takiego idiote? – pokręciła głową z niedowierzaniem – I z całą pewnością to samo przydarzyło się też Tobie, tak trudno kurwa było powiedzieć, że coś jest nie tak? Musiałaś pozwolić mi zalać kolejny raz pieprzoną łazienkę? – łypnął rękami, rozkładając je szeroko z bezradności – Rozumiem, że uwielbiasz robić mi na złość, pomijam wszelkie inne zniszczenia z ostatnich dni, także te spowodowane przez psa, ale to już jest przegięcie nawet jak na Ciebie – dodał stanowczo, kolejny raz obrzucając ją pełnym złości spojrzeniem. Właściwie sam nie wiedział czemu się aż tak zirytował – ale jednak zalana łazienka to nie jest zjedzony podkoszulek, nawet jeżeli był jego ulubionym i pamiątkowym. Poza tym mogli też spowodować szkody w mieszkaniu poniżej, a tego wcale by nie chciał. Westchnął ciężko i pokręcił głową, spoglądając na psa, który dalej z zainteresowaniem taplał się we wodzie, a potem przeniósł na nią spojrzenie, gdy sama fuknęła z irytacją, by na nią nie krzyczał. A on naprawdę miał ochotę krzyczeć i to z wielu powodów. Zmrużył oczy, kolejny raz świdrując jej sylwetkę wzrokiem. – Nie, nie uważam, że wszystko psujesz, ale w tym wypadku mogłaś akurat wykazać się dojrzałością i po prostu dać mi znać. Albo samej wezwać kogoś do naprawy. Tymczasem pozwoliłaś żebym kolejny raz wszystko tutaj zalał i co? Sprawiło Ci to satysfakcję? – pokręcił znowu głową – I nie uważam, że celowo zepsułaś prysznic, ale skoro już Ty trafiłaś na usterkę, to należało coś z tym zrobić – dodał, z wyraźną rezygnacją w głosie i rezygnacją wymalowaną na twarzy, gdy oglądał tę znajdującą się wszędzie wodę. Westchnął i przeczesał palcami wilgotne włosy. Zmarszczył jednak brwi ponownie i spojrzał z niedowierzaniem najpierw na psa, a potem znowu na ciemnowłosą. – Co powiedziałaś? – uniósł pytająco brew – Jaki niby Bambi? Nie będzie się tak nazywał, chyba oszalałaś, jeżeli myślisz, że dostanie takie imię, to raz. A dwa, to nasz pies i nie będziesz nadawała mu imienia sama – wycelował w nią palec wskazujący, gdy ta weszła nieco dalej do łazienki, by najpewniej tego psa zabrać. Ale mały był zbyt zaintrygowaną wodą, by zwracać na nią uwagę. Gdy więc podeszła niemal pod samą kabinę, przy której się znajdowali, zmrużył oczy tym razem w zamyśleniu i chwilę znowu jej się przyglądał, a potem podszedł nieco bliżej zepsutej słuchawki prysznicowej. – Może przypomnę Ci co się stało ze słuchawką, może wtedy przypomnisz sobie czy jednak brałaś przede mną prysznic… - mruknął cwanie, następnie celowo odkręcając wodę – bo łazienka i tak była już zalana, więc nieco więcej wody, jakaż była różnica, prawda? Jego samego również znowu oblało, ale bardziej wycelował strumień wody w ciemnowłosą, która nijak nie zdążyła zareagować, po chwili stając się niemal równie przemoczoną jak on sam, gdy po pomieszczeniu rozległ się wyłącznie jej pisk. Kąciki jego ust wygięły się w złośliwym uśmiechu, ale i również z przyjemnością obserwował jak mokry podkoszuleczek przylegał szybko do jej skóry. – Już coś kojarzysz czy jeszcze nie? – zapytał z przekąsem, celując wodą dokładnie w nią, chociaż zepsuta słuchawka pryskała również i na niego – jak również i na psa, który nagle przestał interesować się wodą i chyba nie przepadając za „deszczem” czmychnął bliżej drzwi. On zaś zakręcił wodę w momencie, w którym oboje byli już wystarczająco przemoczeni i spojrzał na Indiane, unosząc pytająco brew. Nadal jednak przemawiało przez niego lekkie rozbawienie, a oczy samoistnie zerkały w miejsca, które prześwitywały poprzez koszulkę – robiąc z niej prawdziwą miss mokrego podkoszulka: zdecydowanie dałby jej pierwsze miejsce.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Najwidoczniej w pewnych kwestiach mężczyźni nigdy nie zrozumieją kobiet - a kobiety mężczyzn; i może właśnie przez swój brak doświadczenia Indiana naiwnie łudziła się, że skoro ona coś poczuła, to ze strony Connora musiało to wyglądać tak samo. Że nie zachowywałby się tak, jak się - jeszcze niedawno - zachowywał, gdyby była mu obojętna i gdyby liczył się dla niego jedynie seks. Ale tak było, w czym utwierdził ją boleśnie fakt, że niedługo po tym, jak ją zaliczył, brunet znalazł sobie nową ofiarę. Bo ona nie miała mu już nic do zaoferowania? Bo mu się znudziła? Bo lubił tylko zdobywać, a to, co miał na wyciągnięcie ręki już go nie interesowało? Sama do końca nie wiedziała, z czego to wynikało, ale prawda była taka, że chyba nawet nie chciała tego wiedzieć. Bo niczego ta wiedza by już nie zmieniła - choć może uchroniłaby ją przed popełnieniem podobnego błędu w przyszłości, ale i co do tego nie można mieć żadnej pewności - a i ona sama najpewniej wcale nie czułaby się z tym lepiej. Niczego by jej to nie ułatwiło - choć mieszkanie z Connorem pod jednym dachem było już wystarczająco trudne, gdy każdego dnia patrząc mu w oczy czuła się tak okropnie, mając tę świadomość, że on nigdy nie będzie jej - że nigdy nie chciał być jej. Ani nie chciał jej. I nie mogła - mimo że bardzo chciała - go za to winić ani mieć mu tego za złe. Nie można wszak winić kogoś za to, co czuje lub czego nie czuje. Ale mogła mieć mu za złe sposób, w jaki to wszystko rozegrał - miała ku temu pełne prawo i nie zawahała się z tego prawa skorzystać. - Brawo, genialny z ciebie detektyw - wywróciła oczami niczym rozwydrzona nastolatka mająca dosyć tego, ze wiecznie zwraca jej się uwagę - i szczerze, Indiana tak się chyba teraz czuła. Co więcej, nie był to nawet pierwszy raz, kiedy czuła się przy Connorze jak nieodpowiedzialna dziewczynka - bo podobnie wyglądało to chociażby wtedy, gdy przyniosła do domu szczeniaka i brunet uznał, że musi wytłumaczyć jej, z czym wiąże się wzięcie na siebie odpowiedzialności za drugą żywą istotę: że psa trzeba wyprowadzać na spacer i poświęcać mu czas. Tak jakby sama była wciąż tą samą małolatą, jako którą Brewster poznał ją przed laty - taką, którą trzeba wychować, a czasem skarcić za niewłaściwe zachowanie. Może dlatego nigdy tak naprawdę nie traktował jej poważnie i nie widział w jej osobie kobiety, z jaką mogłoby go cokolwiek łączyć. A te infantylne złośliwości, jakie w ostatnim czasie uskuteczniała, z pewnością nie sprzyjały zmianie owego wizerunku w jego oczach. Zacisnęła więc szczęki, wypuszczając gniewnie powietrze przez nos. - Dobra, może zapomniałam cię uprzedzić - wyrzuciła ręce w górę w wyrazie kapitulacji. - Zresztą, kogo miałabym wezwać? Nie znam żadnego hydraulika, zresztą o tej porze pewnie i tak by nie przyjechał. Myślałam, że sam umiesz naprawić takie rzeczy, jesteś w końcu facetem, nie? - wzruszyła ramionami, jakże stereotypowo odwołując się do jego męskości - tak jakby każdy mężczyzna musiał umieć naprawić przeciekający kran, samochód, telewizor, wszystko. - I co takiego się niby stało? Trochę wody na podłodze? Z tego, co widzę, masz dwie sprawne rączki, chyba dasz radę ją wytrzeć, jak widać ja nie zostawiłam tu takiego pobojowiska, jak ty - stwierdziła, nieopatrznie przyznając, że jednak brała wcześniej prysznic, ale uprzątnęła po sobie podobny bałagan - i wyszła, udając, że nic takiego nie miało miejsca. Podobnie jak i udawać zamierzała obecnie, gdy zawołała psa, gotowa, aby zostawić Connora samego z jego zepsutym prysznicem, ale gdy szczeniak nie okazał się zainteresowany pójściem z nią, chcąc nie chcąc ciemnowłosa weszła w głąb pomieszczenia, by po prostu wziąć psiaka na ręce i najlepiej wytrzeć mu łapki, zanim rozniósłby wodę, zostawiając mokre ślady w całym mieszkaniu - chociaż niewykluczone, że po to właśnie zawołała go do wyjścia. Żeby i w ten sposób jeszcze bardziej zagrać Brewsterowi na nerwach. Prychnęła pod nosem w reakcji na jego komentarz odnośnie wybranego przez nią imienia, i na powrót przeniosła swoje spojrzenie z czworonoga, na mężczyznę. - A co ci się nie podoba w tym imieniu? Będziesz się teraz czepiać wszystkiego, co robię? Czy boisz się, że nie poderwiesz żadnej panny w parku, jeśli usłyszą jak wołasz do pieska: Bambi? - odparła z nieskrywaną ironią, nie będąc w stanie zapanować nad leciutkim drżeniem kącików ust, jakie usilnie pragnęły ułożyć się w uśmiech na samo wyobrażenie podobnej sceny, w której Connor, bądź co bądź całkiem duży facet, miałby nazywać pieska imieniem bajkowego jelonka. Brunet szybko jednak postanowił ów ledwie zauważalny uśmieszek z jej twarzy zmyć, i to dosłownie, bo gdy odkręcił nagle prysznic, ochlapując ją strumieniem wody, Indiana pisnęła niekontrolowanie. - Co ty..! - urwała, odruchowo kuląc się nieco i zasłaniając ręką, co i tak na niewiele się zdało. Wystarczyła bowiem chwila, aby jej koszulka przemokła doszczętnie, a biel materiału uwidoczniła wszystko, co znajdowało się pod spodem - czyli jej nieskrępowane bielizną, drżące delikatnie ciało, które w kontakcie z wilgotnym ubraniem natychmiast pokryło się gęsią skórką, powodując iż pod materiałem szczególnie odznaczyły się dwa sterczące punkty. - Przestań - fuknęła, gromiąc bruneta wzrokiem i szybko wystartowała w jego stronę, wyciągając już rękę, by spróbować dosięgnąć prysznica, gdy nagle jej bose stopy poślizgnęły się na mokrej posadzce, a Indy dosłownie wpadła na Connora, zderzając się, a tym samym nieomal przyklejając się, do jego wilgotnego ciała. Instynktownie jedną dłonią chwyciła się jego przedramienia, drugą zakotwiczając po omacku gdzieś na wysokości jego biodra i zupełnie przypadkowo zaczepiając o owinięty wokół jego pasa ręcznik, który... nieco się poluzował i zsunął - o ile tylko Connor nie zdążył go przytrzymać - obnażając znacznie więcej, niż oboje by sobie tego w obecnych okolicznościach życzyli.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Podobno to kobieca logika jest skomplikowana, ale w pewnych aspektach ta męska jednak również zbyt wiele od niej nie odbiega – czasami bowiem i mężczyzn bardzo trudno zrozumieć i równie ciężko wysnuć jakiekolwiek logiczne wnioski z ich postępowania. Tym trudniej w tym wypadku pojąć zachowanie Connora, który mając na wyciągnięcie ręki taką kobietę, po prostu spieprzył koncertowo to co miał i jednocześnie zwyczajnie ją stracił – na własne, nielogiczne życzenie. W dodatku raniąc ją w tak okropny i perfidny sposób, trafiając dokładnie tam gdzie miało najmocniej zaboleć. I bez wątpienia miała prawo go za to winić, za to jak postąpił i jak ją wówczas potraktował, pozwalając, aby zderzyła się tak gwałtownie z inną kobietą, z którą spędził noc – chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Indiana mogła czuć do niego coś więcej – że mogła chcieć więcej, więc nie miał żadnego prawa traktować jej w ten sposób. I wybrał zdecydowanie najgorszy z możliwych, ale na refleksję było chyba już za późno – wcześniej ten pomysł jawił mu się jako całkiem dobry, bo miał jednoznacznie i stanowczo wybić jej go z głowy. Nie przemyślał jednak tego, że oprócz wybicia siebie samego z jej głowy, niemal doszczętnie zniszczy także ich znajomość, a może nawet kiełkującą przyjaźń, bo chyba i tak można by to już w pewnym stopniu nazwać, skoro zbliżali się do siebie coraz bardziej – chociaż jednak nadal niewiele o sobie wiedząc. Ale Connor nie dał im szansy na to, by mogli lepiej się poznać, by to mogło się rozwinąć, by mogli zobaczyć co z tego wyjdzie – bo to nie tak, że nie chciał, ale właśnie zwyczajnie bał się zaangażować. Te egoistyczne, kawalerskie pobudki sprawiły, że chyba po prostu nie chciał tracić swojego wypracowanego dotąd życia, chociaż to co nowe mogło być o wiele lepsze i bardziej ekscytujące. Bo nie miał wątpliwości co do tego, że z Indianą na pewno by się nie nudził, a najlepszym dowodem na to był chociażby ten mały intruz, który pelętał się im ciągle pod nogami, a którego przygarnęła w mgnieniu oka. I zapewne takich niespodzianek mogłoby być więcej, ale on skutecznie zamknął sobie do nich drogę. Chociaż miał więc wyrzuty sumienia, chociaż nadal wahał się między tym czy zrobił dobrze czy jednak cholernie źle – to i tak był pewien tego, że Indy będzie lepiej bez niego. Że mógł ją jedynie zranić, czego najlepszy przedsmak już przecież otworzy mała, dlaczego więc miałaby chcieć z nim być? – Bynajmniej nie trzeba być wykwalifikowanym detektywem, by dostrzec pewne fakty, których najwyraźniej nie próbowałaś nawet zatuszować – stwierdził krótko i dosadnie, posyłając jej lekko karcące spojrzenie. I właściwie nie robił tego wszystkiego dlatego, że chciał jej udowodnić jaka jest naiwna i niedojrzała, to chyba przychodziło mu samo, bo istotnie ciemnowłosa działała nieco nazbyt spontanicznie i momentami miał wrażenie, że jednak nie wszystko było przez nią przemyślane. Nawet jeżeli ostatecznie wychodziło na dobre, to i tak miał w sobie więcej powściągliwości niż ona i to zapewne tak ich różniło: jej młodzieńcze spojrzenie na życie i to jego tak mocno zdystansowane i chłodne. Oczywiście te poglądy gdzieś po drodze mocno się zderzały, podobnie jak ich wojownicze charaktery, zapewne dlatego nieustannie sypały się iskry, gdy dochodziło do starcia, tak jak teraz. – Zapomniałaś, jasne – mruknął z przekąsem, kompletnie nie wierząc w jej kapitulację – Ciężko zapomnieć o tym, że zalało się najpewniej pół łazienki, co jeszcze w dodatku musiałaś potem posprzątać. A następny w kolejności powinien być telefon do mnie, bo nie twierdzę, że miałabyś wzywać hydraulika, ale ja takiego znam. To raz, a dwa, to czy coś potrafię czy nie to kwestia drugorzędna, bo nic w tym mieszkaniu nie naprawiam sam, skoro ktoś może to zrobić lepiej – oznajmił, wychodząc z założenia, że po co miałby próbować i coś dodatkowo zepsuć, skoro mógł zapłacić komuś, kto znał się na tym lepiej – a przy okazji mógł na tym zarobić. W końcu takie zawody również są potrzebne i ktoś musi tym ludziom zapewniać pracę. A skoro Brewster mógł sobie na to pozwolić, to właśnie to robił – co nie zmieniało faktu, że miał odpowiednie umiejętności: te męskie umiejętności i jeżeli byłaby taka potrzeba, to pewnie wieloma sprawami zająłby się sam. W ostateczności pobyt w wojsku sprawił, że stał się bardzo samowystarczalny i to niestety na wielu polach. – No, czyli właśnie przyznałaś, że brałaś prysznic i że posprzątałaś po awarii, która miała już miejsce – zaczął, posyłając jej znaczące spojrzenie, jakoby właśnie przyłapał ją na przyznaniu się do winy – Woda i tak ciągle się leje gdzieś z boku, więc wytarcie podłogi niewiele da, muszę ją na razie zatkać aż do przyjazdu hydraulika. Bo to nie sama słuchawka jest problemem. I może jednak za karę to Ty powinnaś posprzątać łazienkę kolejny raz, skoro tak łatwo przyszło Ci to wcześniej, na tyle łatwo, by nic o tym nie wspomnieć – dodał, ironizując lekko w tym temacie. Ale był wkurzony i nie mogła go za to winić, miał bowiem trochę racji i jej zachowanie w tej kwestii do najodpowiedzialniejszych na pewno nie należało. A przecież uparcie chciała, by traktował ją dojrzale: ale żeby tak było, to jeszcze musiała się zacząć tak zachowywać. Niemniej nie miał jej za rozwydrzoną i nieodpowiedzialną dziewczynkę, tylko chyba źle jej to okazywał, a gdy wówczas zachowywała się tak jak chociażby dzisiaj – albo tak jak w ciągu ostatnich dni, to zdecydowanie trudno było spojrzeć na nią przez pryzmat inny niż ten wskazujący na jej wiek. I potencjalną – jednak – niedojrzałość. Ta objawiła się teraz jednak w jeszcze bardziej irracjonalny sposób, przynajmniej w jego mniemaniu, gdy usłyszał jakie imię próbowała przeforsować dla ich psa. - Ja się czepiam wszystkiego co robisz? To możesz przestaniesz w końcu się na mnie odgrywać, psuć co popadnie i niszczyć moje rzeczy, w dodatku celowo – zmroził ją spojrzeniem, unosząc nieznacznie głos – Domyślam się, że nie chcesz tu być, ale to chyba nie oznacza, że musisz się zachowywać jak urażona nastolatka, bo przypominam, że już nią nie jesteś – dodał z irytacją w głosie, chyba celowo uderzając w ten czuły punkt. Jednakże Indiana już na tyle go dziś zirytowała, że po prostu miał dość stopowania się i chodzenia wokół niej na palcach, nawet jego cierpliwość ma jakieś granice. Westchnął głośno i pokręcił z niedowierzaniem głową. – Tak, wyobraź sobie, że właśnie tego się obawiam. Że podrywam panny w parku, spacerując z psem, bo nie mam nic lepszego do roboty. I tak samo jak do mnie nie pasuje wołanie za nim tym imieniem, tak samo to imię po prostu nie pasuje do niego. Więc zapomnij, że będzie się tak nazywał – zawyrokował dosadnie, mrużąc oczy w momencie, w którym dostrzegł cień uśmieszku na jej twarzy. Istotnie robiła mu na złość i gdy zdał sobie już z tego sprawę tak w stu procentach, po prostu sam postanowił się odegrać. W końcu nie może wiecznie pozostawać bezkarna, prawda? Celowo więc spryskał jej drobne ciało strumieniem wody, z nieukrywaną przyjemnością wysłuchując pisków z jej strony. Jeszcze bardziej niż to, to jego wzrok skupiał się na jej ciele odzianym w wilgotne skrawki materiału, które tak kusząco uwidaczniały teraz jej krągłości, szczególnie zaś piersi, które bynajmniej działały na męską wyobraźnię. I cholernie trudno było się opanować, mając przed sobą przemoczoną, niemal półnagą kobietę. Kąciki jego ust drgnęły w cwanym uśmiechu, gdy zamierzała do niego podejść i zaprzestać tej małej tortury, ale sam zdążył wodę wyłączyć, niemniej nie spodziewał się, że ciemnowłosa nagle straci równowagę. Nie chcąc, by upadła na mokrą posadzkę, wykazał się refleksem i złapał jej drobne ciało niemal w ostatniej chwili, chociaż sama się go złapała, próbując ratować. Właściwie dosłownie na niego wpadła i niemal przeszył go dreszcz, gdy jej nagie piersi – okryte jedynie mokrym podkoszulkiem – zetknęły się z jego nagim i wilgotnym torsem. Jednak to jej niesforna rączka zadziałała znacznie więcej, gdy strąciła z jego bioder ręcznik, który poluzował się i zsunął na mokrą podłogę, pozostawiając go kompletnie nagim. Nie żeby jakoś szczególnie się tym przejął, tym bardziej, że Indiana widziała go już nago, a teraz… chyba sama miała za swoje. Bardziej bowiem to pewnie ona nie chciała zaistniałej sytuacji niż on. Przytrzymał ją więc nieco bardziej i spojrzał intensywnie w jej oczy, napierając nieco bardziej na jej ciało, które zmusił do cofnięcia się w związku z czym jej plecy zderzyły się z zimną ścianą prysznicowej kabiny. – Nie testuj mojej cierpliwości – warknął cicho, przylegając do niej nieco bardziej – A jeżeli tak bardzo chciałaś zobaczyć mnie nago, wystarczyło poprosić – rzucił z wyraźnym rozbawieniem w głosie, doskonale wiedząc, iż owe słowa pewnie jeszcze bardziej ją zirytują. Niemniej jej ciało całkowicie ją zdradzało – bo chociaż pewnie było jej chłodno i była przemoczona, to i tak drżała i był niemal całkowicie pewien, że nie tylko z tego powodu. Odgarnął jej wilgotne włosy z policzka, nie odrywając wzroku od jej oczu i sunął opuszkami palców wzdłuż jej żuchwy, na ramie, a potem powoli niżej przez klatkę piersiową i niby – przypadkiem – zahaczając po drodze o jeden z twardych sutków. Z wyraźną satysfakcją chłonął ciche westchnięcia i nieco przyspieszony oddech, który owiewał jego skórę. Gdy jego dłoń ostatecznie zatrzymała się na jej biodrze, przesunął wzrokiem w stronę jej kuszących ust, by następnie znowu powędrować nim wyżej i napotkać jej spojrzenie. Pochylił się lekko ku niej, bliżej jej ucha i trącił nosem jego płatek, wdychając z wyraźnym zadowoleniem przyjemny zapach jej perfum. – No powiedz, tego właśnie chciałaś? Tego pragniesz? Powiedz tylko słowo… - mruknął cicho, igrając sobie z nią odrobinę – może znowu nieco nieczysto pogrywając, ale istotnie był ciekaw jej reakcji w obecnej sytuacji. Był ciekaw jak zareaguje na jego bliskość i czy odtrąci go tak szybko, jak myślał, że to zrobi. Czy może ku jego zaskoczeniu ulegnie, czego zapewne najbardziej by sobie życzył – i sam równie mocno pragnął.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Właściwie Indiana znajdowała się na takim etapie, gdzie sama nie była pewna, czy chciała być traktowana jak dojrzała i odpowiedzialna osoba, czy też wolała cieszyć się młodością, kompletnie ignorując fakt, że miała już dwadzieścia trzy lata i że niezależnie od tego, jak dziecinnie by się nie zachowywała, i tak nie uciekłaby przed tym, co było nieuniknione - przed dorosłością. Co nie zmieniało faktu, że zwyczajnie drażniło ją, kiedy ktoś traktował ją jak głupiutką dziewczynkę, do której nic nie dociera - a starsi faceci tak właśnie lubili chyba ją postrzegać. A ona... nikogo nie zamierzała przepraszać za to, że była młoda i miała jeszcze czas na to, aby się pewnych rzeczy nauczyć, doświadczyć i zmądrzeć - a raczej: wyzbyć się tej infantylnej naiwności, jaka niejednokrotnie ją cechowała. I trzeba przyznać, że Connor trochę jej w tym pomógł: pokazał jej, że facetom nie warto ufać i że wiara w to, iż była dla niego jakkolwiek wyjątkowa, była z jej strony zwykłą próżnością. Ale Indiana nie zamierzała mu dziękować za tę lekcję. - Widocznie nie tak ciężko, bo zapomniałam - wzruszyła ponownie ramionami. Trudno odgadnąć, na ile mówiła prawdę, a na ile po prostu chciała mieć rację, ale faktem pozostawało, że wiele spraw wypadało jej z głowy - dlatego w pracy zapisywała wszystko na kolorowych karteczkach; z tym że w pracy było to uzasadnione, tam niejednokrotnie musiała robić wiele rzeczy na raz, zaś jedynym, co musiała zrobić po prysznicu było wysmarowanie się od stóp do głów pachnącym balsamem. Po części jednak Indy przeniosła ów karteczkowy nawyk również do domu i Connorowi z pewnością nie umknęły notki "dla samej siebie", przyklejane przez nią chociażby na lodówkę. I chociaż na końcu języka miała już stwierdzenie, że podobno wychodząc z pomieszczenia często zapomina się o tym, co miało się zrobić - i że ktoś nawet opisał taki efekt w psychologii, więc nie był to wyłącznie jej wymysł - to jednak był to argument tak słaby, że nie przekonywał nawet samej Indiany, więc ostatecznie zaniechała dalszej dyskusji w tym temacie. Connor i tak wydawał się mieć na wszystko odpowiedź, co tylko dodatkowo ją irytowało, bo nawet jeśli nigdy nie przyznałaby tego na głos, to zdawała sobie sprawę z tego, że miał rację - że zbagatelizowała usterkę, usuwając zaledwie objaw, jakim była kałuża na podłodze, zamiast przyczyny; a taka ignorancja, pozwalająca na to, aby niezidentyfikowany strumień ciekł tak sobie bez końca mogła doprowadzić nie tylko do zalania sąsiedniego mieszkania, ale i do astronomicznego rachunku za wodę, który ktoś musiałby zapłacić. Prychnęła jednak z jawnym oburzeniem, słysząc sugestię mężczyzny. - Nie zamierzam po tobie sprzątać, jeśli chciałeś mieć pod ręką sprzątaczkę to się pomyliłeś - fuknęła urażona, zupełnie opacznie odczytując to, co do niej mówił, tak jakby usiłował zrobić z niej jakąś niewolnicę - a co najmniej pomoc domową - w zamian za możliwość mieszkania pod jego dachem. Co z rzeczywistością miało niewiele wspólnego, a Indy sama - przynajmniej do niedawna - starała się nie być bezużytecznym pasożytem, lecz dawać również coś od siebie, choćby miało to być właśnie utrzymywanie czystości. Obecnie pracowała już jednak tylko na to, aby Connor stracił w końcu cierpliwość i wyrzucił ją za drzwi - czego, paradoksalnie, wcale nie chciała, ale urażona duma nie pozwalała jej po prostu żyć z brunetem w pokojowych relacjach. To jedno zostało już zaprzepaszczone. Mimo wszystko jednak zrobiło jej się odrobinę przykro, gdy mężczyzna wypomniał jej to dziecinne zachowanie z ostatnich dni - ale nie mając najmniejszego zamiaru okazywać przy nim jakiejkolwiek słabości, ciemnowłosa zmarszczyła tylko gniewnie nos, łypiąc na niego wzrokiem. - Będę się zachowywać, jak zechcę - a jeśli ci to nie odpowiada, to mogę się wyprowadzić - powiedziałaby rozzłoszczona nastolatka, i Indy ewidentnie nie odbiegała od takowej swym poziomem dojrzałości. Być może do tej pory była potulną owieczką i przyzwyczaiła Connora do tego, że łatwo się podporządkowywała, ale nie zamierzała dłużej tego robić. Nie dla niego. - Pewnie cię to zdziwi, ale nie wszystko kręci się wokół ciebie i nie wszystko, co robię, robię po to, żeby się na tobie odegrać. Masz jakąś paranoję - wywróciła oczami, mimo że wszystkie jej działania w ostatnim czasie świadczyły o czymś odmiennym, łącznie z próbą nazwania psa Bambi, jaka z oczywistych względów musiała spotkać się z dezaprobatą ze strony mężczyzny - co Indiana zdążyła skwitować już tylko krótkim: - Zobaczymy - zanim została ochlapana wodą z prysznica i wszystko nagle potoczyło się tak szybko, że nawet zakręcenie kurka przez Connora nie uchroniło dwudziestotrzylatki przed poślizgnięciem się na mokrej podłodze, czego efektem stało się przypadkowe zerwanie przez nią ręcznika z jego bioder i obnażenie jego interesu. Na ułamek sekundy zaledwie Halsworth zerknęła w dół, zanim odnalazła ponownie spojrzeniem oczy bruneta, i chociaż w pierwszym odruchu zamierzała od razu go od siebie odepchnąć, to cała ta nieoczekiwana sytuacja w jakiś dziwny sposób zupełnie ją sparaliżowała, wobec czego instynktownie poddała się naporowi męskiego ciała, robiąc krok do tyłu, dopóki nie napotkała za plecami prysznicowej ściany. Pomimo jej chłodu jednak po ciele Indiany rozlało się przyjemne ciepło, malując na jej policzkach rumieńce - a pomimo owego ciepła wciąż drżała w napięciu pod dotykiem przemierzającej jej sylwetkę męskiej dłoni; dotykiem, za którym zdążyła już zatęsknić i którego zdążyła zapragnąć - oraz który zapragnęła odwzajemnić, odrywając już nawet dłoń od szyby, w której dotąd jakby szukała rękami oparcia, bo nogi kompletnie jej zmiękły. Rozchyliła bezwiednie wargi i wysunęła odrobinę podbródek, nieomal dosięgając jego ust i pozwalając, by spłycony, nierówny oddech unosił jej klatkę piersiową, skrytą nieskutecznie pod wilgotnym i prześwitującym materiałem, lepiącym się do jej ciała - chociaż obecnie chyba cała była już wilgotna i spragniona. I wbrew wszelkiemu rozsądkowi, czując jego rozgrzany oddech na swojej skórze, chciała się temu poddać - może nie całkowicie i bez reszty, lecz przynajmniej na tyle, aby zagrać brunetowi na nosie; ale wtedy uzmysłowiła sobie, że... być może to samo on właśnie robił z nią? Chciał jeszcze raz ją upokorzyć? Igrał z narastającym w niej podnieceniem, żeby udowodnić, iż nawet po tym, czego się dopuścił, Indy nie umiałaby mu odmówić? O ile do niedawna ufała mu bezgranicznie, tak obecnie nic już z owego zaufania w niej nie zostało. Ściągnęła nagle brwi i poderwała opuszczone dotąd wzdłuż własnego ciała ręce, by odepchnąć od siebie mężczyznę, uderzając otwartymi dłońmi w jego nagi, zroszony kroplami wody tors. - Chyba masz urojenia, jeśli myślisz, że czegoś od ciebie chcę i że będę cię o cokolwiek prosić - warknęła, odsuwając się na odległość paru kroków. Była na niego wściekła: za to, że musiał to zniszczyć - nie teraz, ale wtedy, gdy nie umiał się powstrzymać przed przeleceniem cholernej Beverly, i że obecnie musiało się to tak zakończyć - mimo że mogło być tak miło. I była wściekła na siebie, za to, że jego bliskość wciąż tak mocno na nią działała. - Zakryj się, nie mam ochoty na to patrzeć - machnęła ręką, wskazując jego sylwetkę - a jednak mimowolnie na to zerknęła, by następnie odetchnąć głęboko, choć trudno powiedzieć, czy bardziej była skrępowana nagością mężczyzny, czy raczej tym, jak reagowało na tę sytuację jej własne ciało. Odchrząknęła, odklejając przemoczony materiał koszulki od swojej skóry, tylko po to, by zaraz skrzyżować ręce na piersi, jakby chciała w ten sposób ukryć te cholerne sutki, sterczące zdradziecko bynajmniej już nie tylko od kontaktu z wilgotnym ubraniem. - Mogę już iść, czy chcesz wygłosić jeszcze jakieś kazanie o tym, jaka jestem nieodpowiedzialna i jak bardzo cię irytuję? - burknęła, mimo wszystko z nutką żalu w głosie, ale nie czekając nawet na odpowiedź, odwróciła po chwili wzrok i bez dodatkowego komentarza wycofała się w stronę drzwi i zostawiła mężczyznę w zalanej łazience samego z całym tym bałaganem, niebaczna na to, że tuż za progiem zaczęła zostawiać za sobą na podłodze mokre ślady bosych stóp. Wróciła do sypialni, gdzie zdjęła przemoczoną koszulkę i odwiesiła ją do wyschnięcia, a na jej miejsce ubrała nową, niemal identyczną. Położyła się nawet na chwilę w łóżku, z nosem w telefonie, żeby ochłonąć nieco, zarówno po tej sprzeczce, jak i po tym, do czego nie doszło później, ale w końcu zwlekła się jednak i udała do kuchni, dostrzegając ukradkiem wciąż zapalone światło w łazience, co pozwalało wierzyć, że Connor nadal użerał się z awarią prysznica i że przynajmniej nie będzie już musiała go tam oglądać. Na miejscu nalała więc soku do szklanki i napiła się, następnie podchodząc do lodówki, którą otworzyła szeroko tylko po to, by przez kolejną minutę - lub kilka - snuć bezmyślnie wzrokiem po jej wnętrzu, nie umiejąc się zdecydować, na co właściwie miała ochotę. Dopiero, kiedy do kuchni wkroczył nagle Connor, Indy z ciężkim, wyrażającym jej bezgraniczne rozczarowanie, westchnięciem na ustach zamknęła niechętnie lodówkę, zerkając w przelocie na bruneta. - W lodówce chyba coś się zepsuło, bo jakoś dziwnie śmierdzi - oznajmiła z lekkim grymasem, wycofując się i dobijając tyłkiem do krawędzi kuchennego blatu. Connor wszak życzył sobie, żeby informowała go, kiedy coś się w mieszkaniu psuło, więc - to właśnie robiła. A może zwyczajnie jej się zdawało; może z jakiegoś powodu jej nosek zrobił się szczególnie wrażliwy i zapachy, których dotąd nawet nie wyczuwała, nagle zaczynały jej przeszkadzać?

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Właściwie nie miał żadnego prawa ani też racjonalnego powodu ku temu, by taką młodzieńczą radość i beztroskę jej odbierał – on sam, jak wskazywał na to wiek, więcej już widział i znacznie więcej doświadczył, więc chcąc czy nie… bywał nazbyt poważny. I przystosowany do swojej dotychczas samotnej codzienności. Więc gdy wtargnęła do jego świata tak duża energia pod postacią ślicznej, młodej dziewczyny -zwyczajny nie zawsze potrafił sobie z nią poradzić. Z drugiej zaś strony wcale nie chciał sobie radzić, bo nie chciał jej zmieniać i mówić co ma robić, nawet jeżeli nie wszystkie jej zachowania były dla niego zrozumiałe: być też dlatego, że nigdy młodą kobietą nie był i nie wiedział co dokładnie nimi kierowało. Zgodnie z wszem i wobec znaną opinią, jak to mężczyźni niewiele wiedzą o kobietach – i w tym wypadku sprawdzało się to akurat w stu procentach, bo chociaż w kwestiach intymnych mógł jej zaoferować wszystko co najlepsze, tak w prawdziwym życiu i w tej cholernej codzienności, nie do końca już potrafił działać tak, by jej nie krzywdzić. A najlepszym tego dowodem było mało taktowna i wręcz okrutna akcja z Beverly, która narobiła jedynie więcej szkody niż jakiegokolwiek pożytku, na który Connor wówczas liczył. Z dwojga złego jednak faktycznie udało mu się ciemnowłosą zatrzymać pod swoim dachem, chociaż samo to było równie okrutnym zagraniem z jego strony, bo doskonale wiedział, że wolałaby odejść. I sam wiedział, że powinien jej na to pozwolić, tym bardziej, gdy tak ochoczo niszczyła jego rzeczy i doprowadzała go czasem do szału, gdy istotnie robiła mu na złość. Ale jednocześnie sprawiała, że ta jego codzienność nadal była po prostu… intrygująca. I chciał zrozumieć to, że była zła, zraniona i rozgoryczona przez to jak ją wówczas potraktował, ale przemawiał przez niego chyba cień nadziei, że to kiedyś minie – że być może Indiana nie tylko co zapomni, co raczej w jakiś sposób zdoła mu wybaczyć, że okazał się zwykłym dupkiem. I że zrozumie, że zasługiwała na coś lepszego, a on najwyraźniej był jedynie wyimaginowaną postacią w jej głowie. Ale czy był, to już pozostawało kwestią sporną. Bo przecież nie wiedziała, że to co zrobił było zaplanowane – dla jej dobra – a nie że zrobił to celowo, bo taką miał akurat ochotę. Zmarszczył więc jedynie brwi, gdy opacznie odbierała niemal wszystkie jego słowa, jak zwykle atakując na oślep i bynajmniej udając, że kompletnie niczego nie rozumie. Był pewien, że jest bystrzejsza niż wskazywało na to obecnie jej zachowanie, ale nie ułatwiała mu sytuacji. A on sam nie wiedział dlaczego właściwie pozwolił sobie na to co właśnie miało miejsce – gdy ręcznik zsunął się z jego bioder, a on nieświadomie, ale z wyraźną chęcią naparł na jej równie mokre ciało, przyciskając je lekko do ściany kabiny. Chyba podświadomie tęsknił za jej bliskością, bowiem ostatnio unikała go jak ognia, a teraz… był kompletnie nagi, czuł ją całym sobą i co więcej cholernie podniecała go w tym przemoczonym wydaniu. Był niemal pewien, że mokra była nie tylko na zewnątrz, ale… niestety nie mógł się o tym przekonać, chociaż bardzo zdradzało ją ciało: zaróżowione policzki, przyspieszony oddech i lekko drżenie. Lekkie wysunięcie głowy i kusząco rozchylone usta niemal były niemym zaproszeniem do pocałunku – a on naprawdę bardzo chciał znowu poczuć smak jej warg. Walczył ze sobą niemal tak samo mocno jak ona, ale chyba nie spodziewał się, że ta chwila zawahania zamieni się nagle w tak gwałtowną reakcję. Poniekąd dał jej wybór, nie chciał zrobić niczego wbrew niej, ale gdy naparła mocno dłońmi na jego tors, odsunął się i nie zmuszał jej do niczego więcej. Mimo lekkiego poczucia rozczarowania. Może to jednak nie było właściwym zagraniem, mimo, że lekko go rozbawiło, bo istotnie nadal reagowała na niego dokładnie tak samo. – Nie myślę tak, ale wbrew temu co teraz mówisz, Twoje ciało reagowało kompletnie inaczej – mrugnął do niej porozumiewawczo, unosząc lekko kąciki ust ku górze. Być może nieświadomie w ten sposób potwierdził jej nieprzyjemne przypuszczenia, jakoby próbował ją ośmieszyć i pokazać, że nadal mogłaby się mu poddać, ale bynajmniej nie to było jego celem. – I z pewnością masz ochotę na to patrzeć, zresztą właśnie to robisz – rzucił z rozbawieniem, dostrzegając bez problemu, jak jej wzrok prześlizgnął się na jego przyjaciela, a sam z całą pewnością tej nagości się nie wstydził. Nie, jeżeli robili już ze sobą coś, co zbliżyło ich o wiele bardziej niż jedynie obłapianie się wzrokiem. Tak czy inaczej odwrócił się więc do niej na moment, tym razem pokazując się jej od tej drugiej strony, sięgnął po suchy ręcznik i po chwili już owinął go sobie wokół bioder. Sam zaś po chwili ponownie utkwił na niej swój wzrok, a mianowicie na jej przemoczonej koszulce i nim zakryła się w pewien sposób rękami, zdążył jeszcze dostrzec te kuszące krągłości, do których przylegał mokry materiał. Aż westchnął cicho, czując nagły przypływ pragnienia, który niestety musiał szybko w sobie zdusić. Zmrużył znowu oczu, słysząc jej pełen ironii głos i pokręcił głową. – Nie chciałem sugerować, że jesteś nieodpowiedzialna, ale sama przyznaj, że ostatnio próbujesz się tak zachowywać. Wiem, że próbujesz się na mnie odegrać, że robisz to celowo… i nie, nie udawaj, że jest inaczej – wycelował w nią palec wskazujący, unosząc nieco głos – Mimo tego, że niszczysz moje rzeczy, nie irytujesz mnie. Ale przestań kurwa zachowywać się jak rozkapryszona nastolatka, bo może zachowałem się jak kawał chuja, ale o ile się nie myle, to niczego sobie nie obiecywaliśmy, tak? Nie byliśmy razem i nie miałem obowiązku być wiernym, więc nie traktuj mnie teraz tak jakbym Cię zdradził – dodał dosadnie, może nieco nazbyt gwałtownie, ale to chyba w przypływie tego niekontrolowanego pożądania nagle wezbrała w nim także złość o to, jak ciemnowłosa się zachowywała. I jak sama go traktowała, nawet jeżeli sobie na to zasłużył. I teraz też nie chciał jej krzywdzić tymi słowami, ale chyba właśnie to zrobił. Westchnął tym razem ciężko i przeczesał palcami ciemne włosy, gdy dziewczyna powędrowała już w stronę wyjścia. Przeklął tym razem w duchu i rozejrzała się po łazience, w której panowała istna demolka. Wykąpał się sprawnie we wannie, potem się ubrał, a następnie zadzwonił do znajomego hydraulika, który miał dotrzeć tutaj w ciągu dwóch godzin. Na ten moment doprowadził nieco łazienkę do porządku i zatamował chociaż trochę cieknącą dotąd wodę. Zeszło mu więc dłużej niż planował, ale w końcu opuścił łazienkę i udał się do kuchni, niemal od razu dostrzegając przy lodówce Indianę. Zamierzał coś zjeść, więc sam również tam podszedł, napotykając po chwili jej pełne rozczarowania spojrzenie – zapewne z powodu tego, że znowu musiała go oglądać. I jakoś nie potrafił się do tego wzroku przyzwyczaić. Zdziwił się jednak, gdy oznajmiła, że coś w środku śmierci, uniósł pytająco brew i gdy odsunęła się, przylegając do blatu po drugiej stronie, sam podszedł do nadal otwartej lodówki, by upewnić się, że miała rację. Ale… nic nie czuł. – Co właściwie Ci tutaj śmierdzi? Bo ja w zasadzie nic nie czuje, poza tym co zawsze tutaj czuć… - zerknął na nią pytająco, a potem znowu prześwidrował wzrokiem zawartość lodówki – Wydaje mi się, że to ten ser, jest dość drogi i niestety emituje taki zapach, ale poza tym jest całkiem smaczny. Zresztą sama go próbowałaś i dotąd nigdy nie mówiłaś, że coś tutaj śmierdzi. Więc czemu teraz Ci przeszkadza? – sięgnął po kilka produktów, z których mógłby przygotować sobie coś do zjedzenia. Zamknął lodówkę i podszedł do wolnej przestrzeni blatu, nagle uzmysławiając sobie coś… o czym chyba trochę zapomniał. Gdy ostatnio było jej niedobrze, a teraz nagle stała nadwrażliwa na zapachy, które wcześniej nie były dla niej problemem. Zmarszczył brwi, czując nagły nieprzyjemny dreszcz na karku, gdy ta myśl wróciła do niego brutalnie ze zdwojoną siłą i spojrzał na nią kontrolnie. – A może to zapach ryby? Co właściwie konkretnie czułaś, że Cię odrzuciło? I kiedy stałaś się taka wrażliwa na zapachy? – zainsynuował lekko, podkreślając tych kilka ostatni słów, przyglądając się jej z zainteresowaniem, może nazbyt wyczekująco – Z jakiegoś konkretnego… powodu?

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Do Indiany chyba dopiero teraz zaczynało powoli docierać, jak bardzo się od siebie różnili - może więc po prostu byli zbyt różni, a przez to kompletnie niedopasowani, i żadna siła we wszechświecie nie była w stanie w żaden sposób tego zmienić. Ale docierało do niej coś jeszcze: że z każdym dniem, jak poznawali się lepiej, i jak Connor coraz bardziej przekonywał się, że w gruncie rzeczy Indiana jednak była tylko niedojrzałą dziewczynką - lubił ją coraz mniej. I szczerze? Ona jego chyba też. Zwłaszcza po tym, co usłyszała od niego jeszcze przed wyjściem z łazienki, a czym sprawił jej tak nieoczekiwaną przykrość, że znowu miała ochotę zwyczajnie się rozbeczeć. Mimo iż nie mogła zaprzeczyć temu, że miał rację - że niczego sobie nie obiecywali i Connor mógł sypiać z kim zechce. Ale to nie zmieniało faktu, że Indy również miała prawo poczuć się zraniona, i miała prawo odreagowywać to w sposób najbardziej dla niej odpowiedni, choćby miało nim być robienie brunetowi na złość i strojenie fochów. Kobiety - zarówno te uchodzące za dojrzałe, jak i naiwne dziewczynki pokroju Indiany Halsworth - były tak już zaprogramowane, i oczekiwanie, że nie będą tego robić, było jak proszenie o gwiazdkę z nieba. Które z nich było zatem bardziej oderwane od rzeczywistości? To zapewne pozostawało jednak kwestią sporną, oboje mieli swoje racje i zupełnie odmienne poglądy na obecną sytuację. Problem polegał jednak na tym, że pomimo tych różnic i niezgodności, wciąż musieli jakoś żyć pod jednym dachem, nie doprowadzając do absolutnej katastrofy, a to już takie łatwe nie było. Oboje więc chyba potrzebowali chwili, aby ostudzić emocje, co z kolei pozwoliło Indianie wierzyć - wmawiać sobie? - że frustracja Connora, gdy po raz kolejny wygarnął jej, jak nieadekwatnie się zachowywała, wynikała po prostu z tego, jak chwilę wcześniej zareagowała ona na to nieoczekiwane zbliżenie, nie pozwalając sytuacji się rozwinąć i ewidentnie zawodząc jego oczekiwania. Tak chciała wierzyć. Tak mniej bolało. Nie bez powodu jednak dwudziestotrzylatka nie miała już najmniejszej ochoty spędzać ani chwili w towarzystwie współlokatora, toteż jego widok, gdy wkroczył wkrótce do kuchni bynajmniej nie okazał się tym razem miłym dla jej oczu. Nawet jeśli nadal miękły jej kolana, gdy był blisko, tak jak jeszcze przed paroma chwilami w łazience. Sama zatem do końca nie wiedziała, po co w ogóle zaczęła temat zapachów z lodówki, zamiast po prostu wyjść stąd bez słowa i najlepiej już nigdy się do niego nie odzywać ani nie wchodzić mu w drogę, skoro tak bardzo drażniło go to, jak się zachowywała. - Nie wiem... - mruknęła bez większego zainteresowania, odstawiając szklankę z sokiem na blat, by zamiast tego sięgnąć następnie po paczkę chrupek, którymi postanowiła ostatecznie się poczęstować. Nie umiała jednak w żaden rzeczowy sposób odpowiedzieć na pytanie bruneta - bo w celu zidentyfikowania owego nieznanego zapachu musiałaby powąchać każdy produkt z osobna, a skoro Brewster twierdził, że wszystko w lodówce było w porządku, to nie było takiej potrzeby. Nawet jeśli mężczyźni mieli chyba słabszy węch niż kobiety. - Może - odparła na wzmiankę o serze - albo o rybie, bo właściwie było jej wszystko jedno i prawda była taka, że w pewnym momencie już nawet przestała słuchać tego, co Connor do niej mówił. Kolejne pytania skwitowała więc już tylko wzruszeniem ramion, popijając słony posmak chrupek, który po chwili przegryzła również kawałkiem czekolady. Wszak w tym też nie było nic niezwykłego - prawda? Poza tym niezdrowe przekąski - a w szczególności czekolada - to najskuteczniejsze znane ludzkości lekarstwo na złamane serce. Mimo że to swój brzuch Indy poklepała lekko, czy też raczej: pogładziła dłonią, tak jak zwykła to niejednokrotnie robić po jedzeniu - chociaż przeważnie po większej wyżerce. I bynajmniej nie wysyłała brunetowi w ten sposób żadnego zakodowanego sygnału. Ściągnęła zaraz jednak brwi w lekkim zaskoczeniu, acz i jednoczesnym niezadowoleniu, gdy ten postanowił drążyć temat dalej. - O co właściwie pytasz? Nie wiem, może mi się wydawało - ucięła niechętnie i potrząsnęła ramionami, nie domyślając się choćby w najmniejszym stopniu, do czego mógł swymi pytaniami zmierzać, bo jej samej nawet nie przeszło przez myśl, że coś mogło być na rzeczy. Gdyby było inaczej - z całą pewnością nie byłaby równie spokojna; nie była aż tak dobrą aktorką. Właściwie była całkiem kiepską i śmiało można by ją określić mianem otwartej księgi, bo chociaż wiele rzeczy starała się tłumić, to i tak nie zawsze jej się to udawało. Z całą pewnością nie zamierzała jednak skrywać niechęci, jaką odczuwała aktualnie względem mężczyzny; i nie zamierzała dłużej znosić jego obecności, w związku z czym, nie rozwiewając jego wątpliwości - których prawdopodobnie nie była w stanie rozwiać, kiedy on sam nie był w stanie wyrazić ich wprost, bo przekonali się już, że ich mózgi działały w zupełnie odmienny sposób; ale zawsze mógł mieć nadzieję, że te za kilka miesięcy, albo wcześniej, rozwieją się same, w jedną lub w drugą stronę - Indy odepchnęła się od szafki i wstawiła swoją szklankę do zmywarki, po czym skierowała niespiesznie swoje kroki w stronę przedpokoju, chcąc już tylko zniknąć w sypialni i nie musieć dłużej oglądać pięknego parszywego oblicza Connora Brewstera.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Zdecydowanie błędnym było stwierdzenie jakoby Connor lubił ją mniej z każdą chwilą, w której poznawał ją znacznie lepiej. Prawda była całkiem odmienna, bo fakt, że do pewnego momentu zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu i że istotnie odkrywał kolejne elementy układanki zwanej Indianą Halsworth, bez wątpienia podobały mu się coraz bardziej – i nie tylko lubił ją bardziej, ale istotnie intrygowała go na każdym kroku jeszcze mocniej. Przypuszczał, że mógłby szybko się znudzić, ale w jakiś niezrozumiały dla siebie sposób wcale nie popadał z nią w rutynę – nawet jeżeli ta bliższa relacja między nimi trwała zaledwie moment, bo Indy nie było tylko głupiutką dziewczynką, ale miała walory i potencjał do tego, by faktycznie zawrócić facetowi w głowie. I Brewster chyba padł ofiarą jej czarów, niemniej jednak chyba nie na tyle mocno, by się im całkowicie poddać – a może jednak nie były one w stanie wygrać z jego wypracowanym, kawalerskim schematem, którego tak uparcie się trzymał. Nawet jeżeli ciemnowłosa w niektórych momentach faktycznie zachowywała się jak rozkapryszona nastolatka, a on jak kawał dupka niemal na każdym kroku – jeszcze jej dokładając, chociażby w trakcie tej całej wymiany zdań w zalanej łazience. Ale w jakiś sposób nie potrafił się po prostu powstrzymać i to nie wynikało chyba nawet z faktu, że był zły na nią, ale był zwyczajnie zły na siebie: za to, że tak to wszystko koncertowo spieprzył i że teraz nijak nie umiał tego naprawić. Podstawowym pytaniem pozostawało jednak czy chciał, bo nawet jeżeli coś nadal ciągnęło go do tej niesfornej kobiety, to i tak nadal wychodził z założenia, że lepiej będzie jej bez niego. Poza tym widział to już niemal w jej oczach – to jak brutalnie zmieniła o nim zdanie i to jak bardzo nie chciała go już nawet tymi oczami oglądać: a to na pewno nie było przyjemne. Niemniej – zasłużył sobie, na to i zapewne na wiele więcej z jej strony, więc chyba nie miał nawet prawa się o to wściekać. Nawet jeżeli naprawdę miał ochotę dopaść to jej drobne ciało i przynajmniej kilkakrotnie klepnąć ją w ten jej seksowny, jędrny tyłeczek, którym niemal cały czas kręciła mu kusząco pod nosem – i to bynajmniej nie tylko w celu ukarania jej za to jak się ostatnio zachowywała i jak niszczyła jego rzeczy. Dobrze jednak zrobiła opuszczając łazienkę, bo faktycznie potrzebowali chwili wytchnienia i czasu na to, by ostudzić emocje, a zwłaszcza potrzebował go Connor – raz, że z uwagi na to, iż to niedoszłe zbliżenie z nią podziałało na niego destrukcyjnie, to dwa, że znowu pozwoliła sobie powiedzieć jej więcej niż tak naprawdę chciał, niepotrzebnie tylko dolewając oliwy do ognia. Poza tym nie myślał tak o niej, a jedynie utwierdzał ją chyba w przekonaniu, że miał o niej kiepskie zdanie. Czy mogło więc być jeszcze gorzej? Przypuszczał, że nie, ale jak się okazało w kuchni – nieszczęścia faktycznie lubią chodzić parami, bo gdy już Indiana zasugerowała, że jest nazbyt wrażliwa na zapachy, w jego głowie znowu zapaliła się czerwonka lampka. Niemal od razu przypomniał sobie moment, w którym było jej niedobrze, a teraz to jedynie podsyciło jego obawy – ale czy ona w ogóle to brała pod uwagę? Czy coś wiedziała? Czy to ukrywała? W jakiś pokręcony sposób nie był nawet w stanie wprost o to zapytać, bo myśl o nieplanowanym dziecku wydawała mu się tak irracjonalna, że nawet nie chciał jej urzeczywistniać, pozwalając sobie na mówienie o tym na głos. Zaczynając przygotowywać sobie kolację, mimowolnie zerkał na nią, kiedy sięgała po chrupki, a następnie po czekoladę, wieńcząc to jeszcze sugestywnym gestem na swoim brzuchu. Odłożył nagle nóż na blat, być może nazbyt ostro, bo ten wydał charakterystyczny, nieco głośniejszy odgłos zderzając się z tym blatem. – Czekaj – zaczął, krótko, acz dosadnie wypowiadając to jedyno słowo, by ją zatrzymać, gdy zaczęła niespiesznie zmierzać do wyjścia z kuchni – Nie wiem czy faktycznie nie rozumiesz o czym mowa, czy faktycznie niczego nie podejrzewasz, czy po prostu mi o tym nie mówisz… - spojrzał na nią, gdy przystanęła tuż przed progiem i obróciła się do niego z wyraźnie zaskoczoną miną – Ale ostatnio miała mdłości, teraz nagle stałaś się nadwrażliwa na zapachy, które nigdy nie były dla Ciebie problemem, zajadasz się słonym, potem słodkim… - wymieniał, marszcząc przy tym nieświadomie brwi, gdy uzmysławiał sobie coraz bardziej, że to wszystko naprawdę składało się w jedną całość i coraz bardziej przerażała go myśl, że mogło świadczyć właśnie o tym czego tak się obawiał. W końcu wycelował w nią palec wskazujący, napinając mięśnie twarzy do granic możliwości. – Twierdziłaś, że bierzesz tabletki… - wyrzucił jej nagle, przypominając sobie o tym, po czym westchnął głośno i przeczesał nerwowo dłonią włosy. Niemal nie mogło mu to przejść przez gardło, ale chyba w końcu musiał to nazwać po imieniu, chociaż cholernie ciężko było powiedzieć to na głos. W końcu zapadła jednak między nimi głucha, niezręczna - więc trudna do zniesienia - cisza. Był pewien, że ona już zrozumiała, ale mimo to musiał zapytać wprost. – Chyba nie jesteś w ciąży?

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

W tym wszystkim Indiana tak naprawdę wcale nie miała mu najbardziej za złe tego, że przespał się z inną dziewczyną (zupełnie inną kwestią był sposób, w jaki ową nie-zdradę wyegzekwował i jak potraktował ciemnowłosą tamtego ranka, całkowicie ją lekceważąc i sprawiając, że czuła się zwyczajnie przez niego upokorzona) - bo, niezależnie od tego, jak trudno było jej to przetrawić, to miała świadomość, że Connor nie posiadał żadnych zobowiązań względem jej osoby i nigdy nie było tu mowy o wyłączności - właściwie o niczym nie było mowy, bo oboje skrupulatnie omijali temat owej wspólnej nocy, jak i tego, jaki wpływ miała ona na łączące ich relacje, jak najszerszym łukiem. Indy robiła to właśnie po to, by mężczyzna nie uznał, że czegoś od niego oczekiwała - ale on i bez tego najwidoczniej doszedł do wniosku, iż mieszkanie pod jednym dachem i niezobowiązujący seks nie będą dla niej wystarczające; że prędzej czy później zapragnie czegoś więcej, czego on nie będzie mógł jej dać. I może tak by się właśnie stało - ale to musiało już pozostać w sferze domysłów, bo prawda była taka, że Connor nie dał nawet szansy ani Indianie, ani łączącej ich relacji - nie pozwolił jej się rozwinąć, nie chciał przekonać się, co mogło z tego wyniknąć; lecz od razu zdusił w zarodku to, co dopiero zaczynało między nimi kiełkować. Chociaż teraz wydawało się, że czymkolwiek to było - to wykiełkowało tylko po jej stronie, skoro Connor z taką łatwością z góry założył, że i tak będzie musiał złamać jej serce i że nie będzie chciał kontynuować owej relacji w takim kształcie, w jakim - być może - by się rozwinęła. I może nawet w jakiś pokręcony sposób miało to sens - bo skoro nie chciał tego teraz, to czemu miałby chcieć za jakiś czas? Widocznie nie sądził, aby Indiana Halsworth była kobietą, dla której byłby kiedykolwiek skłonny nagiąć te swoje zasady, i nie powinna mieć do niego o to pretensji. A jednak miała - że nie dał jej szansy, by mogła pokazać mu, ile miała do zaoferowania. I bolała ją myśl, że w jego opinii - nie miała nic. Choć może tak właśnie było, i ilekroć ciemnowłosa sobie to uzmysławiała, chyba zaczynała żałować, że byłą tylko sobą - tylko przewidywalną Indianą, którą Connor tak szybko się znudził. Gdyby tak na to spojrzeć, to chyba każdy facet nudził się nią równie szybko, skoro nigdy tak na dobrą sprawę nie była w żadnym związku. I to było cholernie żałosne. Bardziej żałosna byłaby chyba tylko nieplanowana ciąża, lecz ta nawet nie przeszła pannie Halsworth przez myśl, głównie z tego względu, że Indy wiedziała - lub była przekonana - iż tamte rzekome, poranne mdłości były spowodowane raczej ogólnym osłabieniem, przez które jej organizm najwidoczniej nie był w stanie w zdrowy sposób przetrawić widoku Connora całującego inną kobietę - oraz emocji, jakie ów widok, jak i cały tamten poranek, w niej sprowokował. Gdy więc brunet najpierw odłożył z brzękiem nóż na blat, a później zatrzymał ją zaledwie jednym słowem - acz wypowiedzianym tonem, jakiemu nie sposób było się sprzeciwić - Indiana odwróciła się w progu i spojrzała na niego w równy stopniu zaskoczona, co i lekko zdezorientowana. Brakowało tylko, żeby powiedział coś w rodzaju: "jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać", a doprawdy dwudziestotrzylatka poczułaby się jak wtedy, gdy posprzeczała się o coś z rodzicami i nie mając więcej argumentów po prostu wychodziła rozgniewana, po czym zamykała się w swoim pokoju - oczywiście wcześniej trzaskając drzwiami - głównie po to, by zalec na łóżku i przez kolejną godzinę ryczeć w poduszkę, bo chyba nie umiała inaczej wyrażać emocji, jak tylko przez łzy. Na szczęście tym razem Brewster odpuścił sobie komentarz pasujący raczej do rozgniewanego ojca i od razu zasugerował, że czegoś nie rozumiała, na co Indiana z trudem powstrzymała się przed wywróceniem oczami - zamiast tego marszcząc brwi, coraz bardziej zdziwiona, gdy zaczął wymieniać te wszystkie objawy, na które ona sama nie zwróciła uwagi. Widać przed Connorem jednak nic się nie ukryje - najpierw wykazał się spostrzegawczością Sherlocka w łazience, a teraz niczym doktor House poskładał do kupy wszystkie symptomy i zdiagnozował u pacjentki ciążę. Indy zignorowała już nawet wyrzut w jego głosie, sugerujący, że ewentualna wpadka byłaby jej winą; bo przecież o żadnej wpadce nie mogło być mowy. I z tym właśnie przeświadczeniem aż parsknęła, kwitując w ten sposób pytanie o ciążę. - Nie - odpowiedziała niemal od razu, kręcąc głową z niedowierzaniem dla tych niedorzecznych insynuacji, na które w pierwszej chwili miała wręcz ochotę się roześmiać, ale wtedy... powoli... kiedy jej główka przetworzyła to wszystko, co Connor właśnie powiedział, zaczęło do niej docierać, że właściwie - nie mogła być niczego pewna. Nagle ten dziecinny, wskazujący na absurdalność owych domysłów, uśmiech zmienił się w dziwny grymas, gdy kąciki jej ust oraz brwi opadły powoli, a twarz stężała w intensywnym skupieniu i zamyśleniu, z wzrokiem utkwionym nieobecnie w jakimś punkcie przed sobą. Niemal dało się zauważyć tę desperacką gonitwę myśli pod jej ciemną czupryną, gdy Indiana starała się ułożyć sobie to wszystko w jakąś logiczną całość: przypomnieć, kiedy właściwie powinna dostać okres, bo ten nie zawsze miała regularny i nie pilnowała go zbyt dokładnie; i czy rzeczywiście mogła namieszać z tabletkami i nie zorientować się, że jakąś pominęła? W jednej chwili pobladła i poczuła nieprzyjemne ciepło na karku, nogi nieomal się pod nią ugięły, serce zadudniło niespokojnie w piersi, a żołądek jakby podszedł jej do gardła. Nawet jeśli nie była w ciąży, to zaraz będzie - w urojonej. - Chyba nie... - dodała ciszej, sięgając odruchowo jedną ręką do drugiej, by w kompletnym zagubieniu i zakłopotaniu potrzeć dłonią ramię, gdy przełknęła nerwowo ślinę i wzniosła wreszcie wzrok na Connora, z najszczerszym przerażeniem malującym się w tych jej wielkich, sarnich oczach. I w tym momencie niemal równie mocno, co ewentualnych konsekwencji tamtej, skądinąd cudownej, wspólnej nocy, obawiała się reakcji bruneta. I tego, czy nie pomyśli przypadkiem, że chciała go złapać na dziecko. Bo przecież to, że Indy sama nie umiała orzec, czy faktycznie mogła być w ciąży, było chyba ostatecznym dowodem na to, jak była niedojrzała i nieodpowiedzialna. I kompletnie nieprzygotowana na taki obrót zdarzeń.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Nie miał pojęcia, że jedną błędną decyzją mógł zasiać w głowie ciemnowłosej tak wiele wątpliwości, raz, że nieprawdziwych, to dwa – dotyczących jej samej. Chociaż to przede wszystkim jego powinna winić za zaistniałą sytuację, to tak naprawdę w większości jeszcze bardziej raniła samą siebie. A Brewster naprawdę nie myślał o niej źle, wręcz przeciwnie, właśnie fakt, że to o niej myślał inaczej i że na nią też inaczej spoglądał sprawił, że się zwyczajnie przeraził tego co może z tego wyjść. I nawet jeżeli ostatecznie Indiana była ostrożna i niczego wprost mu nie deklarowała i nie narzucała, to i tak doszedł do wniosku, że z biegiem czasu ta relacja – czymkolwiek nie była na początku, mogłaby się przekształcić w coś poważniejszego. I bynajmniej nie wynikało to z obawy o to, że mogłoby do tego dojść właśnie z nią, bo był niemal pewien, że Halsworth była kobietą dla której niemal każdy mężczyzna mógłby stracić głowę. On również. I to te obawy zakorzeniły się w nim tak bardzo, że to co najpewniej dobre – pod postacią Indy, postanowił odtrącić, raniąc ją bardziej niż chciał. Nieświadomie również ją upokorzył swoim zachowaniem w kuchni, ale jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało i jak bardzo by mu teraz nie wierzyła, to on naprawdę tego nie chciał. I nie zrobił tego celowo, a jedynie dlatego, że sam był zaskoczony obrotem spraw, które pozornie sobie zaplanował, ale ostatecznie i tak wymknęły mu się mocno spod kontroli. I doprowadziły do większej katastrofy. Mimo nawet tego, że nie miał wobec niej żadnych zobowiązań, ale o tym najpewniej nie powinien jej na okrągło przypominać, bo to z pewnością nie poprawiało sytuacji i atmosfery między nimi. W nerwach jednak miał tendencję do wyrzucenia z siebie niemal wszystkiego, byle tylko celnie zranić drugą stronę – to akurat opanował do perfekcji. Nie mając za to niemal żadnego cennego doświadczenia w związkach, a właściwie mając w większości te niekorzystne i takie, które nawet jego były w stanie zranić, nie chciał się kolejny raz wystawiać na coś tak intensywnego, co potem mogło kolejny raz namieszać mu w głowie. Nawet jeżeli więc Indiana wydawała się być uosobieniem kobiety, którą pragnął i która, nawet mimo młodego wieku, oferowała mu niemal wszystko czego potrzebował, to i tak nie był w stanie podjąć tego ryzyka – nie tylko ze względu na siebie, ale chyba głównie ze względu na nią. Więc niezależnie od tego jak źle to brzmiało, on nie robił tego tylko z myślą o sobie, bo nie był aż takim egoistą – naprawdę chodziło mu w ten pokręcony sposób o jej dobro, bo jeżeli zranił ją już teraz, to potem mogło być tylko gorzej. I on już cierpiał na wiele sposób, ale miał świadomość tego, że jej młody wiek musiał oscylować wokół niewielkiego doświadczenia, co wiązałoby się z nazbyt bolesną lekcją, której nie chciał jej udzielać. Mimo, że pozornie już to zrobił. I robił to nadal, za każdym razem gdy unosił głos, gdy ją pouczał i wytykał jej coś co zrobił źle – nie robił jednak i tego celowo, ale ciemnowłosa ostatnio mocno testowała jego cierpliwość i nawet ta jego miała już swoje granice. Ale najdrobniejsze nawet podejrzenie tego, że mogłaby być w ciąży… niemal odbierało mu rozum. I ta myśl siedziała w nim już od tamtego feralnego poranka, a dzisiaj Indy jedynie podsyciła jego obawy. Dlatego też z taką celnością poskładał wszystkie objawy w jedną całość, a te brutalnie wręcz wskazywały tylko na jedno – na ciąże. Nawet on, mimo swojej niewielkiej, a może i właściwie żadnej wiedzy na temat ciąży, był w stanie je dostrzec i powiązać fakty na tyle celnie, że ten zimny dreszcz przeszył jego ciało, gdy dostrzegł na twarzy kobiety niepewność. Cholerną niepewność, chociaż powinna w stu procentach pewnie zaprzeczyć tej nowinie. Niemal boleśnie przyglądał się jej, gdy analizowała to wszystko w swojej głowie i zastygł nieświadomie w bezruchu, jakby wyczekując… wyroku. Napotkał spojrzenie tych jej dużych, zagubionych oczu i przełknął ślinę, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Kurwa, Indy! – warknął, przeczesując nagle nerwowo dłonią włosy – Chyba… - spojrzał znowu na nią z wyraźnym poirytowaniem – Chyba?! – rozłożył bezradnie ręce, po czym odwrócił się do niej plecami i odetchnął głęboko, bo istotnie nie chciał na niej wyładowywać swojej frustracji. Widział jej niepewność i zapewne podobne przerażenie jak to jego, a może nawet i większe – chociaż póki co z jej strony nie objawiało się ono w żaden sposób. Nadal tam stała, a to on… niemal wychodził z siebie, chociaż starał się nad tym panować. Jednakże myśl o tym, że mogliby… zaliczyć wpadkę, naprawdę napawała go strachem. – To naprawdę nie jest śmieszne. Twierdziłaś, że się zabezpieczasz, a teraz mówisz mi, że chyba nie jesteś w ciąży? Chcesz mi powiedzieć, że zapomniałaś o tabletkach? Czy może nie wzięłaś ich celowo? A może celowo wtedy powiedziałaś, że je bierzesz, a to w ogóle nie jest prawdą?! – wycedził przez zaciśnięte zęby, piorunując ją wzrokiem w momencie, w którym zdał sobie sprawę z tego, że mógłby zostać przez nią oszukanym. Ale to trwało zaledwie kilka sekund – bo w kolejnych kilku zrozumiał, że zachował się znowu jak kawał chuja. Bo jak w ogóle mógł tak o niej pomyśleć, widząc właśnie to przerażenie wymalowane na jej ślicznej twarzy. Cofnął się o krok i przetarł dłońmi twarz, wiedząc już, że znowu przesadził. Być może każda inna kobieta byłaby do czegoś takiego zdolna, ale Indy znał na tyle dobrze, by wiedzieć, że nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Posłał jej więc mimo wszystko przepraszające spojrzenie i pokręcił głową. – Ja… nie myślę tak, okej? Nie myślę tak, nie chciałem tego powiedzieć, ale kurwa, nie możesz być w ciąży, rozumiesz? A jeżeli nie jesteś pewna, to… musisz to sprawdzić – oznajmił, tym razem spokojnie, bo w tym momencie to napięcie wzrosło w nim do granic możliwości i jeżeli ona ostatecznie nie zrobiłaby testu, to najpewniej w końcu by oszalał. Tym bardziej teraz, gdy istotnie sama nie miała pewność co do tego, a to jedynie podsyciło w nim te obawy. Nagle jednak wydała mu się tak kompletnie krucha, że mimo tej całej złości i wszystkich obaw, naprawdę chciał jej udzielić swojego wsparcia – chciał, ale nie wiedział czy mógł i czy w ogóle powinien. Ale naprawdę chciał wiedzieć – chciał mieć pewność czy nie dopadną ich teraz konsekwencję tamtej niesamowitej nocy, którą razem spędzili – a po której to on wszystko koncertowo zniszczył.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Próżno oczekiwać, aby doświadczenie takie jak to, które zafundował jej Connor, nie wpłynęło w żaden sposób na jej samoocenę - zwłaszcza że Indiana już wcześniej była dziewczyną, która nadmiarem pewności siebie zdecydowanie nie grzeszyła i dokładnie w momencie, kiedy zaczynała tej pewności nabierać - kiedy zaczynała czuć się kobieco, widząc, jak Brewster na nią patrzył - nagle została przez niego potraktowana jak zwykła, nieistotna zabawka. Bardziej naturalnym było więc dla niej doszukiwanie się przyczyny w sobie, nie w nim - jakby zapomniała o tym, że pewnie w taki sam sposób brunet traktował wszystkie kobiety, z jakimi miał do czynienia, a to oznaczało, że jeśli z kimkolwiek było tutaj coś nie tak, to nie z nimi wszystkimi - lecz tylko z nim. Może zatem Halsworth po prostu potrzebowała czasu, aby to zrozumieć i aby faktycznie wyszło jej to na dobre, bo w chwili obecnej trudno było dostrzec w niej jakieś pozytywne skutki tego, jak ostatecznie potoczyła się jej znajomość z Connorem. O ile bowiem przedtem znacznie częściej się śmiała, a jej oczy niemal błyszczały, gdy na niego patrzyła, tak obecnie w tych samych oczach dało się dostrzec już tylko rozczarowanie, a momentami wręcz smutek, jak wtedy, gdy po raz kolejny słyszała od niego, że nie żałował tego, co zrobił, bo przecież niczego jej nie obiecywał i nie miał wobec niej żadnych zobowiązań; co w świetle nowych faktów - a właściwie przypuszczeń, jakoby ciemnowłosa mogła być w ciąży, bynajmniej nie napawało optymizmem i nie dawało szczególnej nadziei na to, że i ta historia mogłaby mieć szczęśliwy finał, w którym oboje stworzyliby szczęśliwą rodzinkę i wychowali wspólnie dziecko. Oczywiście ów scenariusz i tak pozostawał obecnie całkowitą abstrakcją i żadne z nich z pewnością nawet o tym nie myślało - jedyne, o czym byli w stanie teraz myśleć to: niech to nie będzie prawdą. I całokształt ich sytuacji nie miał tu nawet większego znaczenia, gdy Indiana ewidentnie nie była gotowa na odpowiedzialność, jaką byłaby niechciana ciąża - bo ta zdecydowanie byłaby niechciana: w tej kwestii Indiana miała takie samo zdanie jak Connor, i była równie przerażona, co on; albo nawet bardziej i jeżeli nie było po niej tego widać - nie wrzeszczała i nie reagowała równie emocjonalnie, co on - to tylko dlatego, że ów strach całkowicie ją sparaliżował. Do tego stopnia, że trudno jej się oddychało, gdy cała była spięta i wręcz nie mogła zmusić się do tego, aby ruszyć się z miejsca. Cała ta butność, jaka przemawiała przez nią jeszcze niedawno, całkowicie z niej teraz wyparowała, ustępując miejsca niepewności i przerażeniu, przez które Indy nie była nawet w stanie odpowiednio zareagować - obrazić się? wygarnąć mu, że był dupkiem? - na wysnute przez Brewstera insynuacje, jakoby usiłowała wrobić go w dziecko, co było tak absurdalne i dalekie od prawdy, że trudno było jej uwierzyć, iż to właśnie usłyszała. Nawet jeśli w jakimś stopniu się tego obawiała i spodziewała. - Celowo? Po co miałabym to robić - żeby złapać cię na dziecko, tak? Dobrze wiedzieć, że tak o mnie myślisz. I że to wszystko moja wina - burknęła łamiącym się z nerwów głosem, gdy jej podbródek zadrżał niebezpiecznie, a oczy zaszkliły się mimowolnie na myśl, iż Connor uważał ją za aż taką desperatkę. Aż przypomniała sobie, jak tamtej nocy jęczała błagalnie, żeby w niej doszedł, co z obecnej perspektywy faktycznie nie stawiało jej w korzystnym świetle i nagle... było jej zwyczajnie wstyd. I po raz pierwszy od tamtej nocy chyba wręcz żałowała tego wszystkiego. Potarła dłonią czoło w nerwowym geście, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. - Żałuję, że w ogóle do czegokolwiek doszło, boże... jaka jestem głupia - mruknęła niemal płaczliwym tonem, ni to do niego, ni do siebie, najwidoczniej uznając, że musiała być skończoną idiotką, skoro w ogóle poszła z Connorem do łóżka - i niestety każde słowo, jakie padało obecnie z jego ust, tylko ją w tym utwierdzało, boleśnie otwierając jej oczy. I doprawdy żałowała, że mu zaufała, a teraz on usiłował zrzucić winę na nią - mimo że pośród tych wszystkich rzeczy, jakie wtedy mówiła, a jakich obecnie mogła się już tylko wstydzić, nie było jednak stwierdzenia, że przyjmowała tabletki - bo w rzeczywistości takie zapewnienie nigdy z jej ust nie padło (nie żeby ona sama odtwarzała to w swojej głowie jeszcze dziesiątki razy... ale pewnie tak właśnie było). Connor sam sobie to dopowiedział i sam wysnuł taki wniosek. Zresztą - słuszny, ale Indiana nie miała ochoty się teraz o to spierać; co i tak nie zmieniało faktu, że cała ta sytuacja uzmysłowiła jej, iż nie mogła liczyć na jego wsparcie - właśnie teraz, kiedy potrzebowała go najbardziej, stojąc tam przed nim i z całych sił usiłując się nie rozpłakać. Nawet jeśli mężczyzna sam zaczął ów temat, a to pozwalało wierzyć, że nie próbowałby umywać rąk od odpowiedzialności, gdyby ta rzekoma ciąża istotnie okazała się faktem. Niemniej Indy skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie była rozczarowana, i nawet to, że po chwili brunet wycofał się ze swoich wcześniejszych słów, niewiele już zmieniało. Wpadka w takim momencie i z tym człowiekiem byłaby tragedią. Ściągnęła z dezaprobatą brwi, na powrót odnajdując wzrokiem jego twarz. - Nie myślisz jak? Że jestem nieodpowiedzialną dziewczynką czy że muszę oszukiwać faceta, żeby się ze mną przespał i nie uciekł przy pierwszej możliwej okazji? - wyrzuciła z siebie, z każdym kolejnym słowem unosząc nieświadomie głos, gdy to ciśnienie coraz bardziej w niej pęczniało, a ona... zupełnie nie wiedziała, jak sobie z tą sytuacją poradzić. Otarła wierzchem dłoni pojedynczą łzę, jaka spłynęła po jej policzku i z trudem przełknęła ślinę, mając wrażenie, jakby w gardle utkwiła jej jakaś okropna gula, gdy objęła się rękami, kuląc odrobinę ramiona. - Zaraz pójdę do apteki - pokiwała głową i unikając wciąż męskiego spojrzenia, odwróciła się do wyjścia, by zrealizować jedyny sensowny w owej sytuacji plan, jakim był zakup testu ciążowego, mimo że na samą myśl o tym wszystkim robiło jej się niedobrze. Ale nie chciała czekać do jutra; nawet jeśli pragnęła jak najdłużej karmić się nadzieją, że to jednak tylko fałszywy alarm, to wiedziała, że nie zmrużyłaby oka - chociaż, czy kiedy się dowie, to będzie w stanie to zrobić? Niewiedza i nieświadomość była jednak błogosławieństwem...

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Wbrew temu co mogła teraz o nim myśleć, naprawdę nie chciał jej skrzywdzić i nie chciał, by z tego wszystkiego wyszło takie bagno, w które ostatecznie i on sam wdepnął. Chciał jedynie uchronić ją przed większymi konsekwencjami, ale tak – nie przewidział tego, że tylko on jeden spowoduje w niej tak wiele wątpliwości i co więcej, że doprowadzi do takiej niechęci ze strony ciemnowłosej względem siebie. Coraz częściej dochodził do wniosku, że to po prostu z nim jest coś nie tak, a że sposób w jaki faktycznie traktuje te wszystkie kobiety – nie jest wcale godzien podziwu. Mimo, że wcale nie było mu dotychczas wstyd z tego powodu, bo przecież żadnej z nich nie oszukiwał i żaden niczego nie obiecywał, wręcz na samym starcie określając zasady i to co ostatecznie może z takiej relacji wyniknąć, a gdy nie zgłaszały sprzeciwu… dlaczego miałby postępować inaczej? Takie myślenie najpewniej było po prostu wygodniejsze – dla niego i dla jego sumienia, które nie czuło się w obowiązku, aby podpowiedzieć mu, że być może jednak czas zmienić to postępowanie. Indiana jedynie oberwała rykoszetem, bo jego męska duma nie pozwoliła mu tak łatwo zrezygnować z uwagi ślicznej dziewczyny, która ewidentnie wpadła mu w oko, chociaż wcześniej uważał ją za niedojrzałą przyjaciółkę swojej młodszej siostry. Dużo młodszej siostry i to przecież dlatego nie traktował Indiany poważnie. Jednak to co między nimi zaszło zdecydowanie zmieniło wszystko – zmieniło jej obraz w jego głowie na tyle mocno, iż zajęła w jego myślach naprawdę dużo miejsca. I nagle przestała być tylko przyjaciółką siostry, a stawała się kimś z kim… chyba naprawdę lubił spędzać czas. Tylko, że właśnie do tego tak bardzo nie chciał się przyznać, obawiając się zaangażowania, którego unikał jak ognia. A mimo to teraz chyba tęsknił – za jej szczerym uśmiechem, który pojawiał się na jej buźce, gdy tylko go widziała, za radosnym przywitaniem, jej wręcz nie zamykającą się buźką, gdy nawijała mu nieustannie koło ucha o wszystkim i o niczym, jak i za tym błyskiem w tym dużych, ślicznych oczach, gdy wpatrywała się zawzięcie w te jego, pragnąc więcej. A teraz? Teraz był ostatnim czego Indiana mogłaby pragnąć i chyba ta myśl tak go brutalnie sprowadziła na ziemię. Nie przewidział jednak, że z tej jednej, niesamowitej chwili, którą wówczas spędzili wspólnie w jego łóżku, mogą wyniknąć jeszcze inne – bardziej poważne bądź co bądź konsekwencje. Co prawda zawsze się zabezpieczał i to była jedyna rzecz, o której pamiętał naprawdę zawsze – bo ostatnim czego by chciał, była nieplanowana ciążą z przypadkową kobietą. Indy nie była przypadkowa, ale oczywiście również nie chciałby, by teraz po tym wszystkim i w całej tej sytuacji, spadło im na głowę jeszcze coś takiego. Pomijając nawet to, że w ogóle nie chciał dziecka i ta myśl – naprawdę go paraliżowała. Nie był więc nawet zły na nią, a zwyczajnie na siebie samego, że zapomniał – że nie zadbał o to zabezpieczenie, zawierzając jej słowom, które i tak padły z jej ust w takiej chwili, że żadne z nich nie myślało jasno. I właśnie dlatego powinien był pamiętać, nawet wbrew tej wszechogarniającej chęci, aby poczuć ją bardziej. I to nie ona była winna, a on – chociaż w pierwszej chwili nieświadomie winę zrzucał na jej barki, będąc po prostu w takim szoku, gdy ta insynuacja dotycząca ciąży naprawdę padła z jego ust i nagle bardziej się urzeczywistniła. A gdy dostrzegł to zawahanie, a potem przerażenie na jej twarzy – zrozumiał, że jego przypuszczenia mogły mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości i to chyba sparaliżowało go jeszcze bardziej. Posiadanie dziecka naprawdę było istną abstrakcją – i to bynajmniej nie dlatego, że nie chciał dziecka z Indianą, ale dlatego, że nie chciał go w ogóle. I domyślał się, że w obecnej sytuacji ona również stawiałaby go na ostatnim miejscu w potencjalnej kolejce na ojca swojego dziecka. Skarcił się więc w myślach za to co wygadywał pod wpływem nerwów i pokręcił głową. – Przestań, nie myślę tak o Tobie, nie chciałem tego powiedzieć. To chyba oczywiste, że jestem poirytowany i wkurzony na własną bezmyślność, to nie było Twoją winą – tylko moją. Zawsze pamiętam o zabezpieczeniu i powinienem był pamiętać także wtedy… - westchnął, próbując jakoś jej to wytłumaczyć, ale był przekonany, że i tak już dołożył jedynie oliwy do ognia i że po tej niemiłej sugestii na pewno jeszcze bardziej stracił w jej oczach. A potwierdzeniem tego były oczywiście jej kolejne słowa, bo gdy padło z jej ust – żałuje, znowu poczuł to nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Nigdy wcześniej nie powiedziała, że żałowała tego co między nimi zaszło, bo on na pewno nie żałował – nawet jeżeli ich obecna sytuacja była jaka była i nawet jeżeli zachował się jak dupek, to i tak nigdy nie powiedziała, że żałowała. A teraz to zrobiła i to było niczym policzek wymierzony w jego stronę, przez co chwilę wpatrywał się w nią, nic nie mówiąc. Zachował jednak kamienny wyraz twarzy, nie ukazując chyba własnego rozczarowania jej obecnym podejściem do tamtych wydarzeń – bo nawet jeżeli wyszło jak wyszło, to bycie z nią tak blisko było cudowne i nigdy nie wymazałby tego ze swojej pamięci. – Tak, nie powinno było do niczego między nami dojść, ale… tego już nie zmienimy. I nie jesteś głupia, oboje daliśmy się ponieść chwili i w zasadzie oboje jesteśmy dorośli i chyba zdawaliśmy sobie sprawę z tego co robimy. I oboje tego chcieliśmy, więc… nie ma co tego roztrząsać – stwierdził, może nazbyt chłodno niż chciał, ale naprawdę z trudem ukrywał to rozczarowanie, które odczuwał po jej krótkim wyznaniu. Nie chciał by żałowała, a doprowadził do tego, że tak właśnie było, więc poniekąd poniósł porażkę i chyba ugodziło to również w jego męską dumę. Ale ta nie miała już żadnego znaczenia, jeżeli w grę wchodziła potencjalna ciążą i to przede wszystkim tym musieli się zająć. Co prawda nawet nie zastanawiał się nawet nad tym co by zrobił gdyby jednak… bo nie chciał wierzyć, że mogłoby do tego dojść. Nadal ślepo wierzył w to, że to jedynie fałszywy alarm. Właściwie sam wmówił sobie przecież, że ciemnowłosa brała tabletki, ale gdy przyznała, iż się zabezpiecza, to właśnie o tym pomyślał w pierwszej kolejności. Wiedział niestety także jak łatwo pominąć jakąś tabletkę i to nie dlatego, że była roztrzepana czy niedojrzała – bo każdy mógłby zapomnieć. Przyjrzał się w jej twarzy – po której niestety znowu z jego winy spłynęła jedna, samotna łza, a sam wyraz wyrażał więcej niż słowa. Odczuł to szczególnie, gdy napotkał już jej wzrok. – Nie uważam, że jesteś nieodpowiedzialna. Wiem, że dużo powiedziałem, ale dziecko jest ostatnim czego bym teraz potrzebował… i to nie dlatego, że z Tobą… tylko ogólnie. Poza tym chyba oboje jesteśmy tym faktem zdenerwowani i trochę się dziwię, że sama niczego nie zauważyłaś – uniósł sugestywnie brew ku górze – I to nie jest zarzut, po prostu się dziwię – dodał, obserwując z rezygnacją jak ociera policzek. Równie mocno nie chciał, aby płakała, a gdy objęła się rękami, znowu wydała mu się cholernie krucha i jeszcze bardziej chciał ją po prostu przytulić. I okazać jej to potrzebne wsparcie. – Indy… - westchnął cicho, gdy wycofała się z kuchni, bo chciał ją zatrzymać, ale gdy wyszła, przetarł dłońmi twarz i wziął głęboki oddech, by nieco się uspokoić. Nie chciał dokładać ani jej ani sobie, a już chyba i tak powiedział nazbyt wiele. Ruszył więc niespiesznie za nią i dogonił ją w okolicy jej pokoju, ale jeszcze na korytarzu. – Poczekaj… ja pójdę po ten test – oznajmił, mierząc się z nią przez chwilę wzrokiem, a potem poszedł do siebie i ubrał się – wyraźnie zdenerwowany. Sam nie mógł zebrać myśli i nie mógł skupić się na niczym innym, nawet kupowanie testu ciążowego nie było w jego stylu – ale chociaż tyle mógł dla niej zrobić. Poza tym nie usiedziałby teraz w jednym miejscu, wolał więc chyba przejść się do pobliskiej apteki. Ostatecznie wolał wiedzieć, bo chyba nie wytrzymałby dłużej w tej niewiedzy, podobnie jak i ona. Mimo, że czasem pozostawanie w nieświadomości jest o wiele lepsze – i prostsze. Krótki spacer więc faktycznie dobrze mu zrobił, a w aptece bez właściwie żadnego skrępowania zakupił na wszelki wypadek trzy testy, pozostając pod czujną obserwacją, zapewne trochę zdziwionych oczu pani farmaceutki. Kobieta nie skomentowała jednak w żaden sposób tego faktu, a on z zakupionymi testami wrócił do mieszkania, jakby jednak celowo opóźniając dotarcie do niego – by opóźnić także wyrok. Ale przecież powinien w tej sytuacji zachować się dojrzalej niż wskazywałoby na to jego ostatnie zachowanie. Wszedł więc ponownie do mieszkania, odrzucił kurtkę gdzieś na szafkę i ruszył niespiesznie w kierunku drzwi do pokoju ciemnowłosej. Uchylił je i odszukał ją spojrzeniem, wspierając się ramieniem o framugę. – Mam testy – powiedział cicho, jakby powiedzenie tego na głos było wręcz zakazane, po czym uniósł rękę, pokazując jej trzy opakowania. Gdy szła niepewnie w jego kierunku, wbił wzrok w podłogę i westchnął. – Wiem, że mnie teraz nienawidzisz za to jak Cię potraktowałem, ale… chce żebyś wiedziała, że niezależnie od tego co się stanie, nie winię Cię za to. I naprawdę nie myślę o Tobie w ten sposób. To ja zachowałem się jak kawał chuja, ale nie zamierzam uciekać, okej? – uniósł ostrożnie głowę, napotykając ciemnowłosą tuż przed sobą. Dostrzegł, że płakała i znowu poczuł się cholernie źle. – Nawet jeżeli pewnie sama chciałabyś teraz ode mnie uciec – dodał jeszcze cicho, a potem utkwił na chwile spojrzenie na jej twarzy, bijając się z myślami. I trwali tak w bezruchu przez jakiś czas, aż do momentu, w którym zdecydował po prostu przygarnąć jej drobne ciało do swojego. Objął ją mocno ramionami i przytulił do siebie, całkowicie gotów na to, że zaraz go odepchnie bądź uderzy – właściwie był pewien, że to właśnie zrobi. Ale mimo to chciał dodać jej otuchy i pokazać, że tutaj jest, nawet wbrew jej nienawiści i niechęci. Być może naruszając jej przestrzeń, ale po prostu poczuł, że to właśnie powinien zrobić.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

To, że nie chciał jej skrzywdzić, nijak nie zmieniało faktu, że tego właśnie dokonał swoim zachowaniem - podobnie jak i to, że nie myślał o Indianie tak, jak to przez moment zasugerował, nie zmieniało faktu, że jednak to powiedział, najpewniej zasiewając w jej głowie kolejne wątpliwości, ale w chwili obecnej nie była już ona kompletnie zdolna do myślenia, więc i nie poświęciła więcej czasu na to, by zaprzątać sobie głowę tym, co sądził o niej Connor oraz jak cała ta sytuacja mogła wyglądać z boku. Na to ewentualnie przyjdzie czas później; teraz musieli natomiast skonfrontować swoje obawy z rzeczywistością, co Halsworth zamierzała zrobić, udając się do apteki po test ciążowy, ale zanim zdążyła pójść do sypialni, żeby ubrać na siebie coś więcej, Connor zatrzymał ją, i chociaż jedyną reakcją, jaką ciemnowłosa skwitowała jego propozycję, było zaledwie kiwnięcie głową, to w głębi duszy była mu wdzięczna za to, że postanowił ją w tym wyręczyć. Niejeden facet nie zrobiłby nawet tyle, a od razu czmychnąłby, gdzie pieprz rośnie - i chociaż wyjście do apteki brzmiało jak doskonały pretekst ku temu, to Indy wierzyła, że Brewster nie ucieknie. Bo i dokąd miał uciec, skoro to był jego dom? Po tym więc, jak mężczyzna zniknął za drzwiami, ona sama udała się do swojej sypialni, by tam zaczekać na jego powrót. Nie zdołała powstrzymać kolejnych łez, które spłynęły po jej policzkach, czując jak ten lęk wręcz ją obezwładnił, a myśl, że to wszystko miałoby okazać się prawdą, odbierała jej oddech. To przecież byłby koniec - całego jej dotychczasowego życia, i chociaż nigdy dotąd Indy nie wyobrażała sobie, w jakich okolicznościach doczeka się dziecka i kto będzie jego ojcem, to po prostu czuła, że to nie tak miało wyglądać. Miała wszak za wzór rodziców, którzy stworzyli szczęśliwą rodzinę i kochali się do końca - i to taki scenariusz ciemnowłosa najpewniej widziałaby dla siebie. Z całą pewnością nie sądziła, że wpadnie z facetem, z którym przespała się raz - choć Connor ewidentnie nie był dla niej przypadkowym typem - i że skończy jako samotna matka: bo przecież nie była z nim w związku i nawet jeśli nie zamierzał uciec, to i tak w ostatecznym rozrachunku byłaby z tym sama. I nie dałaby sobie rady. Dlatego nie chciała dziecka - ani w ogóle, ani z nim, lecz nie dlatego, że był Connorem Brewsterem, tylko dlatego, że nie byłoby im dane stworzyć niczego razem. I jedyne, co obecnie mogła w związku z tym zrobić, to wyć nad własną głupotą. A jednocześnie i na to była chyba zbyt sparaliżowana, zwłaszcza gdy mężczyzna długo nie wracał i chcąc nie chcąc w głowie Indy zamajaczyła myśl o tym, że jednak ją zostawił. Ale wtedy usłyszała w końcu trzask zamka, a pies, który dotąd leżał z nią na łóżku, zerwał się i pobiegł do przedpokoju, wobec czego i ona sama podniosła się do siadu, a następnie wstała, kiedy Connor zajrzał do pomieszczenia, obwieszczając swój zakup. Z wzrokiem utkwionym w trzymanych przez niego pudełkach z testami, Indy podeszła do niego powoli, dopiero po chwili wznosząc wciąż to, smutne, zmartwione i zaniepokojone jednocześnie, spojrzenie na męską twarz, gdy skinęła lekko głową na jego zapewnienie. - Wiem - potwierdziła. Wbrew temu, co brunet mógł myśleć, Indiana wcale bowiem nie uważała go za najgorszy materiał na ewentualnego ojca dla dziecka. Patrząc praktycznie, miał wszystko, czego kobieta mogłaby oczekiwać: dobre geny, pieniądze, i chyba stabilną sytuację życiową. Ale to w żaden sposób nie sprawiało, aby Indy bardziej pragnęła być z nim teraz w ciąży. Pragnęła uciec - tu miał rację - ale nie od niego, lecz od tej sytuacji. Tylko że przed tym uciec się już nie dało. Wyciągnęła więc rękę po testy, lecz wtedy trochę nieoczekiwanie mężczyzna przyciągnął ją do siebie i przytulił, po raz pierwszy z własnej inicjatywy, a ona... całkowicie się rozkleiła. Gdy tylko otoczył ją swoimi silnymi ramionami, objęła go rękami i przylgnęła właściwie bez dłuższego zawahania do jego ciała, wczepiając palce w materiał męskiej koszulki, którą moczyła własnymi łzami, wtulając się w niego przez dobrą chwilę. Potrzebowała tego - potrzebowała czuć, że był blisko i że niezależnie od tego, jak potoczyły się sprawy między nimi, miała w nim oparcie, właśnie teraz, w tej cholernie trudnej i niepewnej dla niej sytuacji, gdy dopiero w jego ramionach poczuła się choć odrobinę bezpieczniej. Ale to było złudne poczucie, a ona nie mogła polegać wyłącznie na Connorze. Odsunęła się więc w końcu i otarła wierzchem dłoni policzek, z wzrokiem utkwionym jednak poniżej jego twarzy. - Zamoczyłam ci koszulkę - zauważyła, odrobinę zakłopotana i zawstydzona tym, że znowu się przy nim rozkleiła, mimo że jeszcze nawet nie znała wyniku testu ciążowego - ale i bez tego była już dostatecznie przerażona. Wzięła zatem od niego wszystkie testy, mimowolnie zawieszając na sekundę wzrok na jednym z opakowań, na którym ktoś postanowił umieścić zdjęcie roześmianego bobasa, na widok którego jej żołądek chyba po raz kolejny tego dnia wywrócił się na lewą stronę. - Daj mi chwilę - mruknęła, zerkając w oczy bruneta, zanim skierowała niespiesznie swoje kroki do łazienki, z jednej strony pragnąc jak najszybciej poznać werdykt, a z drugiej - chcąc ten moment jak najdłużej odwlec, toteż owa chwila, jaką spędziła za drzwiami, okazała się nieco dłuższa niż chyba sama przypuszczała. Przemyła twarz chłodną wodą, choć to i tak niewiele dało na opuchnięte od łez oczy, a następnie wyjęła kolejno testy z opakowań i ułożyła sobie na blacie wraz z ulotkami, które dokładnie przeczytała - i to po kilka razy, bo sama nie wiedziała, czy to ten stres, czy po prostu była głupia, ale nagle coś, co robiły już miliony kobiet przed nią, wydało się jej niesamowicie skomplikowane i zastanawiała się, czy dla wszystkich to było takie trudne, czy tylko dla niej. Zwłaszcza że większość jej koleżanek podobne doświadczenia zaliczyła jeszcze jako nastolatki w liceum, a ona nie miała takiej okazji. Na dodatek każdy z tych testów posiadał inny czas oczekiwania, przez co Indiana trochę żałowała, że nie miała przy sobie tych kolorowych karteczek, na których zapisywała różne rzeczy, bo zdecydowanie ułatwiłoby jej to sprawę, zwłaszcza gdy w instrukcji wyczytała, że wynik odczytany zbyt wcześnie lub zbyt późno może się okazać fałszywy, co jeszcze bardziej ją zestresowało i sprawiło, że z nerwów ledwie zdołała wycisnąć z siebie parę kropelek, gdy już odważyła się nasikać na te cholerne testy. Opłukała ręce i zgarnęła wszystkie testy wraz z opakowaniami, po czym, nie mniej spięta niż w chwili, gdy tam wchodziła, opuściła łazienkę i wróciła do sypialni, gdzie pewnie nadal czekał na nią Connor. Ba, gdzie czekał na wyrok, którego, ku jego rozczarowaniu, Indiana mu nie zdradziła, bo sama jeszcze go nie znała. Zamiast tego usiadła na brzegu łóżka, trzymając przed sobą wszystkie trzy testy, wraz z ulotkami, aby wiedzieć, jakiego wyniku się spodziewać - a raczej: o jaki się modlić. - Trzeba jeszcze chwilę zaczekać - oznajmiła, zerkając na Brewstera. Więc zaczekali - razem, bo chcąc nie chcąc byli w tym razem - w napięciu, nieomal wstrzymując oddech na tych kilka (od jednej do czterech lub pięć, ale nie więcej niż dziesięć?!) minut. I nieomal dostała zawału, kiedy na kawałku plastiku pojawiła się pierwsza kreska... - Jedna kreska... czyli negatywny - mruknęła w skupieniu, uważnie obserwując jeszcze przez chwilę wszystkie testy, na których również nie pojawił się ani plusik, ani druga kreska. - Wszystkie są negatywne - zawyrokowała w końcu i ożywiła się nieco, pozwalając, by pełen ulgi uśmiech wpełzł na jej usta, gdy spojrzała ponownie na bruneta, tak szczęśliwa, że jednak nie była w ciąży, iż na moment chyba wręcz zapomniała, że przecież była na niego wściekła. - O Boże, co za ulga! - zaśmiała się, dając w ten sposób upust nerwom, gdy wypuściła testy z dłoni i opadła plecami na łóżko, gdzie odetchnęła głęboko, wprost czując, jak cały ten stres opuszcza jej ciało. Przez chwilę leżała więc tak, z nogami opuszczonymi na podłogę, gdy przetwarzała to wszystko w swojej głowie, oddychając głęboko z niewyobrażalną wręcz ulgą. W końcu jednak dźwignęła się ponownie do siadu i spoważniała nieco, spoglądając na Connora. - Dzięki, że... nie zostawiłeś mnie z tym samej - przygryzła lekko dolną wargę, posyłając mu nawet delikatny uśmiech, bo mimo wszystko była mu wdzięczna za to, że jednak okazał jej wsparcie: że poszedł do apteki po test i zaczekał na rezultat razem z nią. To dużo dla niej znaczyło. - Muszę się napić. Czegoś mocnego - zarządziła i wstając z łóżka, zgarnęła do ręki te piekielne testy - raz jeszcze zerkając na nie dla upewnienia, że wynik się nie zmienił, a jej radość nie była przedwczesna - by móc wyrzucić je do śmieci i najchętniej zapomnieć o całej sprawie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „215”