Zachary Pachary też tam był. Chyba. No, albo ktoś bardzo podobny do
Zacharego Pacharego (nie no, cholera, to chyba on przecież, nie? ze Zrescottami to tak zawsze, jak mogą się gdzieś pojawić, to ani im w głowach przepuścić okazję).
Chłopak ze wszelkimi galami w ostatnim czasie był raczej na bakier. Sęk w tym, że rodzice nie dawali za wygraną, wytaczając najpotężniejsze działa, czyli rzucając takimi hasłami jak: „już wystarczająco się upokorzyłeś tym, że nie wygrałeś” i „to chociaż mógłbyś się pokazać jako nominowany”, i „co za wstyd – co za wstyd!”. No, no to się pokazał, bo co innego miał zrobić?
Sprawy tylko – jak zwykle – na pewnym etapie wymknęły się spod kontroli. Było chyba jakoś po, bo ja wiem, trzeciej (popołudniu, oczywiście; czyli mniej więcej w tej samej chwili, w której obca mu zupełnie Halleluiah [chociaż plotki chodzą, że regały mają uszy...] wstawała dopiero z łóżka – a czy nogą prawą, czy lewą – to się jeszcze okaże).
No, w każdym razie – było jakoś po trzeciej, kiedy
Zachary Pachary był już diabelnie sponiewierany. Wykłócał się właśnie z jakąś zbieraniną ludzi bojkotujących całe wydarzenie, którzy jednogłośnie twierdzili, że występ Harpera-Jacka Dwellera-Wiśniewskiego to jakiś wał przekręt i S P I S E K (pisany, koniecznie, wielkimi literami); bo przecież umarł. No umarł, kipnął, zaćpał się – tak donosił zarówno Pudelek
”Najnowsze newsy, skandale, zdjęcia i wpadki. Zdradzamy sekrety największych gwiazd!”, Kozaczek
”Gorące ploteczki, zdjęcia z czerwonych dywanów i paparazzi, sondy, quizy, ...” i Pomponik
”Zobacz najnowsze ploty i ploteczki, wpadki, gwiazdy bez makijażu, skandale, ...”, i parę innych totalnie-rzetelnych portali, również. I jak tu takim nie wierzyć? Wśród teorii znajdowały się wzmianki o ukrywanym przed światem bracie-bliźniaku muzyka i wszelkiego rodzaju klonach wyhodowanych z DNA przez Reptilianów. Inni uważali, że to po prostu nie on, a jakiś zwyczajny
lookalike, wskazując jednocześnie, że faktycznie – przecież ten pieprzyk to musi być dorysowany, bo w zupełnie innym miejscu niż na zdjęciu z dwa-tysiące-...
Jeszcze inni utożsamiali Dwellera ze współczesnym Mesjaszem, który – no, tak wyszło, wziął i zmartwychwstał.
Ci ostatni, fakt, byli trochę dziwni – ale nie tak szkodliwi, jak grupy wymienione przed nimi.
To co robił tam
Zach Pach? Poza tym, że po prostu
był (co i tak okazywało się już nie lada wyzwaniem) i w pionie trzymał się mniej więcej z taką skutecznością, że niemal nie trzymał się
wcale – jako szanujący się
backdoor boy piosenkarza, krzyczał:
–
LEAVE HARPER ALOOONEEE YOU BASTARDSSS (PleAsE) – szlochając donośnie, potem biorąc łyk jakiegoś sikacza trzymanego przez siebie (Pacharego) – jak imię zobowiązuje, pod pachą (i mając jednocześnie nadzieję, że nie wyskoczy na niego skądś Eileen, bo byłaby to tendencja, po ostatnim Halloween, dość niepokojąco-żenująca) – a potem łkając jeszcze głośniej.
I dopiero kiedy kątem oka dostrzegł nikogo innego jak samego Seana Andersona, w którego jakaś laska akurat rzucała czerwienią koronkowego stanika (wyznając mu jednocześnie miłość), zdecydował się zebrać w sobie i podejść do niego, wytrzeć nos w rękaw kurtki, i zapytać:
–
Przepraszam! Przepraszammm! M-można prosić o zzzdjęcie? Jestem pana fanem n-numer jeden. – Raz jeszcze pociągnie nosem. Spojrzy na Gin. Trochę nim zakołysze. Rzuci na lewo; o-oj! –
Z tobą też mogę. Wyglądaszzz mi na... eee... porządną dziewczynę. Totalnie. – Przytakuje samemu sobie, a potem wyciąga telefon. W międzyczasie nawet poczęstuje ją łykiem. Z gwinta.