- Chłopaki nie płaczą.
Nie zna powodu, dla którego jego nogi prowadzą go pod ten adres. Nie zastanawia się, nie myśli. Działa machinalnie. Nie żałuje, nie złości się. Nawet nie smuci. Jest mu wszystko jedno.
Tak samo jak było przed kilkoma godzinami, kiedy jego nogi zwisały w dół, podeszwami sunąc po brudnej tafli portowej wody. Ale nie tak jak kiedy odwoził ich do szpitala. Jedno po drugim. Godzina po godzinie. Wtedy nie było mu wszystko jedno.
Wsuwa napęczniałego od wilgoci papierosa do ust, przez kilka chwil siłując się z zapalniczką. Opala szarą, już nie białą bibułkę aż wreszcie jest wystarczająco sucha żeby zatruć mu płuca.
Połyka dym, jakby od tego zależało jego życie, ale na życiu już mu nie zależy.
- Zależy czy zależy. Kiedy leży nie zależy.
Jak idzie
- też nie.
Nie powinno go tu być.
Nie powinno go być tam gdzie był wtedy.
Nie powinno go być wtedy, kiedy tam był.
To miejsce należało do Maxa. Ale nie czuł nic.
Może gdyby było inaczej, poczułby, że znowu coś mu odbiera. Kawałek po kawałku. Bo Miles nie nadawał się do niczego innego. Był złodziejem. Wiecznie kradł. Choć oddałby wszystko co do niego zależy, zachłanność go pożarła.
Stał na wycieraczce. Zamglone spojrzenie zastąpił tępy ból, promieniujący od kości policzkowej, przez dolinę zasiniałego oczodołu, aż po skroń, na której pulsowała pojedyncza żyłka. Nie zastanowił się nawet raz nad konsekwencjami, ani nad tym co zastanie tam, za drewnianą kurtyną drzwi. Jeśli będzie musiał znów umrze. W środku i tak był martwy.
- Maude, jesteś... sama? - pytanie zadał z dziwnym spokojem, nie poddając się dreszczom przechodzącym przez jego ciało, gdy zimno spotkało się z ciepłem. Był obrazem nędzy i rozpaczy, spływającej strugami z przesiąkniętych ubrań i przylepionych do twarzy włosów.
- Mogę do ciebie wejść? Potrzebuję... - urwał. Rozmowy? Schronienia? Opatrzenia ran? Czy świętego spokoju? Potrzebował... Ta myśl mu nie dawała spokoju. Im dłużej nad nią się skupiał, w tym większą zamieniał się pustkę. Czerń wylewała mu się przed oczy. Zupełnie jakby karą za jego grzechy było dalsze życie, bo... Czy tak naprawdę czegokolwiek jeszcze potrzebował?