WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba raz w życiu każdy miał chociaż jedną, krótką chwilę zwątpienia, w której pytał samego siebie co dalej? Z pogodą, z nim, ze światem. Ona miała wiele takich zwątpień. Od pięciu lat znacznie więcej niż wcześniej. Pytała samej siebie co noc przed zaśnięciem, o to jak będzie wyglądał następny dzień, tak jakby czuła, że gdzieś popełniła błąd. Długo okłamywała samą siebie, że wszystkie decyzje przemyślała, że zrobiła wszystko słusznie i zgodnie z tym, co czuła i co powinna była, a jednocześnie towarzyszyła temu ta cholerna świadomość, że w którymś momencie nie odczytała dobrego znaku na drogowskazie, najzwyczajniej w świecie pobłądziła, skręciła nie w tę stronę, zignorowała znak stop, zapomniała zatrzymać się na czerwonym świetle… Im więcej kroków robiła każdego dnia, tym ogarniało ją większe zwątpienie. Nie tak miało być, doskonale to wiedziała. Mogła przecież jeszcze zawrócić, tylko dlaczego tego nie robiła?
- Wychodzę za Noah'a - miała świadomość, że te trzy wyniosłe słowa powinna opleść wiankiem wielkiej miłości i ogromnego szczęścia, jednak zabrakło jej na to siły i ochoty. Z dziwną pustką w głowie spojrzała na siedzącą przed nią rodzicielkę, której drżąca dłoń nie poradziła sobie z utrzymaniem ciężaru filiżanki pełnej kawy.
Czy go kochała?
Bała się samej sobie zadać to pytanie; jeszcze bardziej bała się na nie odpowiedzieć. Dlaczego w ogóle dopuściła Noah'a do siebie i Jasmine? Tego też nie wiedziała.
Może nie chciała dawać Siriusowi tej satysfakcji, że złamał jej serce i zostawił, a ona nigdy nie była w stanie ułożyć sobie życia z kimś innym. Może chciała tylko udowodnić sobie, jemu oraz reszcie świata, że poskładała złamane serce i ułożyła życie na nowo. Ułożyła, jednak miała wrażenie, że zrobiła to zbyt dużym kosztem, otaczając się zbyt dużą ilością kłamstw, oszukując samą siebie.
Więc dlaczego zdradziła tę pierwotną miłość, która niczym Etna wybuchła w jej sercu pewnej zimowej nocy? Może po prostu była samotna? Po kolejnej kłótni, bezsennej nocy zakończonej jego odejściem, świat nie eksplorował. Tak okrutnie nic się nie wydarzyło. Ktoś kto stał się dla niej w tak niespodziewany sposób całym światem odszedł, a wszechświat nawet tego nie zauważył. Nawet niebo nie płakało tego ranka, a przecież powinno.




- Jasmine, kochanie, spóźnisz się - zawołała, próbując przywołać córkę do porządku, która jak co roku, tego dnia próbowała wymigać się od pójścia do przedszkola, w którym odbywał się dzień ojca. Odkąd tylko pojęła różnice między swoją a rodziną pozostałych dzieci, starała się na wszystkie sposoby pozostać w domu, na co Melusine nie mogła pozwolić. To wiązało się z wielką batalią i próbom sił, bo chociaż dziewczynka miała zaledwie pięć lat, to była równie nieustępliwa i uparta, jak jej ojciec, często prześcigając go w pomysłach, co niejednokrotnie przyprawiało pannę Pennifold o zawał serca.
- Mamusiuuuu, ale okłopnie się czuję - odpowiedziała, wchodząc do kuchni, gdzie brunetka właśnie przygotowywała śniadanie, w teatralny sposób przykładając dłoń do czoła, byleby tylko podkreślić swoje złe samopoczucie. Mel mimochodem zwróciła spojrzenie na córeczkę, nie umiejąc powstrzymać kącików ust, które unosząc się ku górze rozświetliły twarz kobiety w rozbawionym uśmiechu; Jas policzki oraz dłonie wymazane miała czerwoną szminką do ust.
- Och, kochanie - jęknęła, udając przejęcie. Podeszła do dziewczynki, przykładając własną dłoń do jej czoła. Pozwoliła, aby wyraz jej twarzy ukazał udawane przerażenie, kiedy ona gorączkowo sprawdzała czy poza gorączką, małej coś jeszcze dolega. - Wyglądasz naprawdę źle. Musimy koniecznie pojechać do szpitala - oznajmiła po krótkiej chwili, wciąż grając ze świadomością tego, że Jasmine niczego nie bała się bardziej. Wizja wizyty w szpitalu była dla niej prawdopodobnie bardziej przerażająca niż pójście do przedszkola, bo zanim Melusine podeszła do wieszaka skąd miała zabrać ich odzienie wierzchnie, mała dała za wygraną.
- Dobła, wygłałaś - stwierdziła smutno. Powłócząc nogami, zaszyła się w łazience, zmywając misterny makijaż, po czym z miną zbitego psa wróciła do kuchni. Na jej widok niebieskooka uśmiechnęła się szeroko.
- Muszę tam iść? - zapytała, siadając przy stole. Melusine położyła przed nią miseczkę z płatkami oraz szklankę z sokiem pomarańczowym.
- Jasmine, rozmawiałyśmy już o tym - przypomniała jej, ponownie stając przy kuchennej wyspie, by naszykować lunch boxy do pracy i szkoły. Wiedziała, że córce jest ciężko, a przez to również jej samej, bo tego dnia wszystkie dzieci zapraszały swoich ojców, którzy odpowiadali czym się zajmują, a do tego przygotowane było przedstawienie i choć Melusine zawsze się na nim pojawiała, tak nie wynagradzało to Jas braku ojca. Przez te lata brunetka starała się opowiadać pierworodnej o Siriusu, ukazując go w naprawdę dobrym świetle, wciąż też miała kontakt z Mayą, dodatkowo opowiadała również o Ursuli, choć sama nigdy jej nie poznała, ale wiedziała, że wciąż było to zbyt mało. Dziewczynka obdarzyła ją smutnym spojrzeniem, sprawiając, że serce w piersi Melusine zatrzymało się. Zacisnęła mocniej dłonie na marmurowym blacie. - Przeżyjemy ten dzień, a później wybierzemy się na plac zabaw i lody, co ty na to? - zaproponowała, chcąc w ten dodać jej odrobinę otuchy.
Ostatnio zmieniony 2022-02-15, 22:14 przez Melusine A. Pennifold, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius doskonale zdawał sobie sprawę, że ich historia miłosna powinna zakończyć się w zupełnie inny sposób. Wyłożyli się na prostym zakręcie, nieświadomie czyniąc z niego niebywale wyboistą i krętą drogę. Z perspektywy czasu uważał, że mógł po prostu pocałować Melusine, przeprosić i objąć ją ramionami, tak jak przywykł to robić jeszcze przed zmianą pracy. Współpraca z ludźmi znanymi w świecie sztuki, artystami oraz innymi dyrektorami galerii skutecznie wysysała jego siły witalne, a przecież wystarczyło tylko kilka drobnych gestów; przytulenie na dobranoc i uśmiech na dzień dobry, aby oboje przetrwali ten trudny czas. Niestety niewypowiedziane słowa, które wkrótce przybrały formę żalu, notoryczne pretensje, złośliwości i wzajemnie obwinianie się o wszystko przyczyniły się do tego, ze ostatecznie podpisał kontrakt z hiszpańską filią. Gorąc trawił go od środka ilekroć wspominał dzień, w którym z impetem wrzucał do niewielkiej torby ubrania, krzyczał coś w amoku do Melusine, po czym wyszedł, porzucając progi ich niewielkiego, ale niegdyś przytulnego mieszkania. W aucie jeszcze gniewnie zaciskał ręce na kierownicy; na lotnisku rozglądał się, jakby w nadziei, że dziewczyna poznała jego plany i pojawi się w bramce. W samolocie po prostu płakał, dociskając dłonie do czerwonej i wilgotnej twarzy.
Tęsknił. Codziennie. Niezmiennie od pięciu lat i gdyby nie incydent, który wydarzył się dwa miesiące po jego przylocie do Madrytu, po zakończeniu stażu wróciłby od razu do Seattle - aby przeprosić i błagać Melusine o wybaczenie.
- Tato - gwałtowne pchnięcie w nogę wyrwało Siriusa z zamyślenia. Przy kolejnym wylał kawę z kubka prosto na swoją białą koszulę. Mimowolnie odsunął szkło od kieszeni i odkleił mokry materiał od skóry. Następnie odsunął się od okna i nerwowym krokiem wszedł za kuchenną wyspę.
- Cholera - przeklął, zapomniawszy o obecności czterolatka obok. - Co, co Leo? - zapytał gdzieś pomiędzy próbą zmycia plamy szmatką, a zapieraniem całej koszuli w zlewie. W przerwach odwracał się przez ramię, aby obdarzyć syna spojrzeniem. Stał nieopodal kanapy. Goły z ustami i brodą brudnymi od dżemu oraz bujnymi, ciemnymi włosami, które wcześniej skleił pastą do zębów. W rączkach trzymał welurowy, bordowy dres. - To ubrać?
- Nie wiem, Leo. Powąchaj - rzucił żartobliwie, po czym ponownie skupił się na szorowaniu koszuli. Zaprzestał po niespełna minucie, kiedy spostrzegł, że syn właśnie próbował naciągnąć na nogi ramiona od bluzy. Zaplątał się, upadł plecami na dywan i zaczął jęczeć, jednocześnie wymachując w powietrzu stopami. Sirius mimowolnie pokręcił głową i widząc z jaką niezgrabnością Leo próbował się podnieść, poszedł mu pomóc.
- Wziąłeś Iron Mena? - zapytał syna, gdy weszli na podziemny parking. Chłopiec pokazał mu czerwono-żółtą figurkę, którą tulił do klatki piersiowej razem z Hulkiem i Supermenem. - A majtki? Majtki na zmianę? - spojrzał wymownie na syna. W tym samym czasie Leo okręcił się, aby zaprezentować ojcu plecak po brzegi wypchany ubraniami na zmianę. Sirius mimowolnie zacisnął usta w wąską kreskę i otworzył drzwi do samochodu. Leo samodzielnie usiadł w foteliku, po czym poczekał aż tata zabezpieczy go pasami. - Nie chcesz teraz siku? - zapytał, jeszcze zanim zajął miejsce kierowcy. Chłopiec zaprzeczył kiwnięciem głowy. - A kupę? Na pewno zrobiłeś kupę przed wyjściem? - Przekręcił kluczyk w stacyjnie, po czym ponownie zwrócił się do latorośli.
- Zrobiłem! - zaciągnął widocznie niezadowolony z notorycznych pytań ojca. Nerwowo, parokrotnie kopnął siedzenie z przodu.
- Mam wrażenie, że o czymś zapomniałem - powiedział bardziej do siebie, niż do synka, po czym ostatecznie wrzucił pierwszy bieg. Już nacisnął sprzęgło, kiedy Leo ponownie zabrał głos:
- Tatusiu. Bidon.
Chwilę po trzynastej biegł wzdłuż Chinatown. Pod jedną pacha trzymał tył na przód syna, a pod drugą teczkę z dokumentami. Był spóźniony prawie dwa kwadranse, bo krążył po ulicy w poszukiwaniu toalety dla Leo, który tak uparcie zarzekał się, że załatwił wszystkie potrzeby przed wyjściem z mieszkania. Pojawił się w biurze prawie pod koniec spotkania związanego z otwarciem nowej galerii. Miał ustalić tam szczegóły dotyczące pierwszej wystawy. Na szczęście asystentka była osobą na tyle kompetentną, że mogła go zastąpić. Po zebraniu dostał raport i kilka litościwych uśmiechów, które następnie rozczulił widok miniaturki przełożonego. Siedział za biurkiem i układał puzzle z sekretarką, podczas gdy ojciec dopinał ostatnie formalności.
Godzinę później zjedli obiad i poszli na okoliczny plac zabaw. W drodze na miejsce Sirius podziwiał zmiany, jakie zaszły na dzielnicy w przeciągu ostatnich pięciu lat. W tym czasie odwiedził Seattle tylko dwa razy. Zawsze przylatywał i odlatywał tego samego dnia, aby nie pozwolić duchom przeszłości pchnąć go do jakiejś nierozsądnej decyzji. Teraz sytuacja była inna. W firmie zachodziły zmiany odnośnie zarządzania i był potrzebny stacjonarnie - przynajmniej tak twierdził główny dyrektor. On, chociaż to nie było łatwe, musiał się dostosować.
- Poczekam na tej ławce. - Z ciepłym uśmiechem spojrzał na Leo, po czym skinął na siedzisko, które znajdowało się najbliżej zjeżdżalni. Chłopiec wpierw przywarł do boku taty, a następnie pełen radości pobiegł przywitać się z czwórką innych dzieci. Wszystkie bawiły się na drabinkach.
Sirius spoczął na ławce, choć ani na moment nie spuścił wzroku z Leo. Chłopiec raz za razem huśtał się, kręcił na karuzeli i zjeżdżał. Wszystkie czynności wykonywał z jakimś rudowłosym rówieśnikiem., Jego matka - również marchewkowa - krążyła po całym placu zabaw, niczym radar. Czuł się napiętnowany, ilekroć spoglądała na niego z absurdalną wyższością.
W pewnym momencie wyciągnął telefon, aby pobieżnie przejrzeć e-maile. Wtem usłyszał piskliwe nawoływanie. Tato, tato! - obiło się o uszy Siriusa. Mimowolnie, nauczony czteroletnim doświadczeniem, zadarł głowę, uprzednio chowając urządzenie do kieszeni. Niebieskie, błyszczące oczy drobnej dziewczynki bacznie go obserwowały, kiedy w rytmicznym tempie zbliżała się do ławki. Serce Siriusa zabiło mocniej. Miał wrażenie, że spojrzenie tej niewinnej istotki było niemal identyczne, jak wzrok którym niegdyś darzyła go Melusine. Pełen ciepła i serdeczności, ale również tęsknoty - szczególnie wtedy, kiedy wracał zmęczony nad ranem. Jednak prędko odpędził te niedorzeczne myśli, bo Leo właśnie pociągnął tamtą dziewczynkę za włosy i zrównał jej głowę z piaszczystym podłożem. Następnie usiadł na jej brzuchu i zaczął wymachiwać rączkami, co chwilę raniąc ją paznokciami.
Sirius poderwał się, lecz zanim dotarł do dzieci, dziewczynka złapała Leo za koszulkę i odzyskawszy przewagę, kopnęła go w splot. Potem oberwał jeszcze w nos. Z lewej dziurki popłynęła mu krew, ale pomimo tego wytrwale dążył do rewanżu. Krzyczał i raz za razem próbował dosięgnąć loków przeciwniczki. Ostatecznie prze kolejnym ciosem uchroniły dziewczynkę ręce Siriusa, które wzniosły ją ponad jego klatkę piersiową.
- Chodź tu ropucho! - krzyknął, impulsywnie podskakując i wymachując piąstkami. - Sapo! Sapo! - nawoływał po hiszpańsku.
Sirius położył drugą rękę na ramieniu syna i przytrzymał go, aby przestał już się ruszać. Był zdumiony tak nagłą i gwałtowną reakcją. Potem kciukiem starł mu krew spod nosa. Nie było jej wiele.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Mamusiu, a muszę tam wychodzić? Nie chcę znowu być drzewem! - niebieskie ślepia wpatrywały się w Melusine z taką nadzieją, że musiała przygryźć wewnętrzną stronę policzka, by nie wziąć Jasmine na ręce i nie uciec razem z nią. Kucnęła, zakładając kręcony kosmyk brązowych włosów za ucho, zmuszając się do delikatnego uśmiechu, bo serce jej pękało - Powiem ci w tajemnicy, że też kiedyś grałam drzewo i było to najlepsze drzewo w całym lesie, a ty mnie przebijesz - z tymi słowami, złożyła na czole córki całusa. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że pierworodna postanowi spełnić własną wizję najlepszego drzewa w lesie, doprowadzając do totalnego kataklizmu podczas występu.
- Pani córka…. Mówiąc, że jest diabłem wcielonym to jakieś niepowodzenie. Zniszczyła całe przedstawienie! - brunetka stała przed czerwoną niczym burak nauczycielką; ta wręcz dygotała z nerwów, posyłając Melusine nienawistne spojrzenie, którym uraczyła również skrytą za rodzicielką Jasmine. Dziewczynka kurczowo zaciskała małe paluszki na materiale zwiewnej sukienki, jednak na jej buźce zamiast skruchy malowało się zadowolenie. Gdzieś w tle rozległ się płacz innego dziecka. - Chyba powinna się pani zająć tym maluchem, z córką rozmówię się sama - oznajmiła surowo, wytrzymując surowe spojrzenie panny Schmidt, zanim ta postanowiła odejść. Brunetka odetchnęła z ulgą, prawie natychmiast odwracając się do córki. - Będzie kała? - zapytała, układając usta w podkówkę, w odpowiedzi na co - nie jak przykładana i odpowiedzialna matka - Mel zaśmiała się głośno, zwracając na siebie uwagę pary rodziców innych dzieci. Jasmine dołączyła do niej, przykładając do swoich i matki ust niewielkie dłonie.
- Tylko nie mów babciom, że pochwaliłam twoje zachowanie, dobrze. - poprosiła, kiedy razem ruszyły na plac zabaw, wcześniej zahaczając o budkę z lodami, które jej wcześniej obiecała. Tak naprawdę powinna ukarać ją za zachowanie, jakiegoś się dopuściła, w pewnym momencie występu zwyczajnie odgrywając własną, wymyśloną przez siebie rolę drzewa, co doprowadziło do kilku zbiegów okoliczności rujnując nie tylko scenariusz, ale również scenę na której dzieci występowały, jednak nie miała serca by to zrobić. W takich momentach Melusine przypominała sobie, jak szalone pomysły miewał Sirius i zwyczajnie nie potrafiła wówczas zareagować inaczej niż śmiechem.
- Obiecuję. - odpowiedziała, wkładając resztki prawie całkowicie roztopionego loda do buzi, strasznie się przy tym brudząc.
- Jasmine! - widząc to, upomniała ją, na co dziewczynka roześmiała się dźwięcznie. Brunetka pokręciła z niedowierzaniem głową, wyciągając z torebki mokre chusteczki, którymi otarła twarz latorośli, ubranie oraz włosy - jak to możliwe, że i one były całe w lodach? Prawie w tym samym momencie dotarły na plac zabaw, na widok którego Jas od razu zaczęła podskakiwać niczym piłka, jednocześnie wyrywając się kobiecie.
- No, juuuż mamo, stałczy. No weź. Chcę na huśtawkę - zakomunikowała i nie czekając na reakcję rodzicielki po prostu pobiegła. Przez kilka sekund Pennifold stała nie wierząc własnym oczom, aczkolwiek wciąż się uśmiechając. Czasem zastanawiała się czy Jasmine poza niebieskimi oczami odziedziczyła po niej coś jeszcze, bo do tej pory prawie na każdym kroku udowodniła jej, że wdała się jednak całkowicie w ojca. Brunetka weszła na teren placu, wciąż mając na oku dziewczynkę; ta najpierw odrobinę czasu spędziła na zjeżdżalni, następnie na drabinkach, a potem Mel straciła ją z oczu na ułamek sekundy. Wstała z ławki, wspinając się na palce próbując wśród biegających dzieci dojrzeć czuprynę córki, której krzyk chwilę wcześniej słyszała. W nieco nerwowym geście przeczesała włosy, pozwalając by luźno opadły na odsłonięte ramiona. Minęła kolejna sekunda, kiedy jasne talerze oczu zatrzymały się na Jasmine; ta właśnie wymierzała cios w nos, jakiegoś chłopczyka, który widocznie musiał ją czymś zirytować. Serce w piersi kobiety zatrzymało się, a szok malujący się na twarzy objął również kolor jej oczu, nadając im nieco ciemniejszy odcień.
- Sam jesteś łopucha! - krzyknęła mała, po raz kolejny wyciągając ręce ku chłopcu, który był równie skory do bójki, jak młoda Pennifold.
- Jasmine Ursulo Pennifold! - ostry głos Melusine wypełnił powietrze, kiedy ta z coraz większą szybkością zbliżała się do całej trójki. Nie mogła uwierzyć w to, czego tylko częściowo była świadkiem. Utkwiła zdenerwowane spojrzenie w pięciolatce, której twarzy i włosy były w piachu, a w wyrazie twarzy malowała się determinacja. - Za to już będzie kara, jak ty się zachowujesz, Jas - jęknęła prawie płaczliwie, tracąc powoli siły dla zachowania córki, która wyjątkowo przechodziła dziś samą siebie. Była nią na tyle przejęta, że początkowo nie zwracała uwagi na chłopca i jego ojca, próbując doprowadzić do ładu wygląd własnej latorośli. - Babcia tyle razy ci mówiła, że tak nie wypada młodej damie. - poczuła ją.
- Mamuś, mamuś - próbowała się wtrącić, zupełnie nie przejmując się tym, co mówiła matka, nie parzyła nawet na nią - spojrzenie młodej utkwione było w postacia za brunetką, co jeszcze bardziej zirytowało Mel. - Nawet mnie nie słuchasz - stwierdziła, kręcąc przy tym z dezaprobatą głową. - Ja bardzo pana prze…. - zaczęła, chcąc przeprosić za zachowanie córki i ewentualnie wynagrodzić straty, jakie poniósł on i jego syn, ale nie dane było jej dokończyć, kiedy Jasmine znowu zabrała głos
- To nie pan, to tatuś - oznajmiła, wyraźnie z siebie zadowolona z szerokim uśmiechem na ustach, a wtedy - nim Melusine zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować - chłopiec wyrwał się Siriusowi, rzucając na dziewczynkę.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius kompletnie nie wiedział co się wydarzyło. W jednej chwili sprawdzał e-maile, a już w drugiej jego syn okładał pięściami jakąś dziewczynkę. Wkroczył pomiędzy dzieci tuż przed rozpoczęciem drugiej rundy. Spojrzał na Leo surowym, karcącym wzrokiem i już miał udzielić mu wykładu na temat dobrego wychowania, kiedy niespodziewanie jego uwagę przykuła nadchodząca kobieta. W pierwszej chwili spiął mięśnie, słysząc głos, który doskonalenie utarł się w jego pamięci. Intuicyjnie, trochę zbyt mocno zacisnął palce na ramieniu chłopca. Potem spojrzał naprzód, gdzie Melusine właśnie uklękła do córki.
Myśli Siriusa eksplodowały. Przyglądał się plecom, rozwianym włosom i gestykulacji kobiety i odnosił silne wrażenie, ze wokoło zaczynało brakować powietrza. Kolana mu zmiękły, dlatego mimowolnie cofnął się dwa kroki do tyłu, jednocześnie ciągnąc w tamtą stronę Leo. Chłopiec również przyglądał się pani, aczkolwiek bardziej interesowała go dziewczynka, która nadal z uporem wlepiała spojrzenie w jego tatusia. Złościł się i frapował, uprzednio zaciskając obie rączki w piąstki.
Leo Bosworth był niższy o Jasmine od prawie dwadzieścia centymetrów. Miał podobną do ojca burzę loków i czekoladowe, duże oczy. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby dopiero zstąpił z nieba, jednak pod pozorem urody kryło się dziecko o trudnym temperamencie. Charakteryzowała go niezłomność i problematyczność w dźwiganiu emocji. Często reagował zbyt ekspresywnie.
Gdy Leo nagle próbował się wyszarpać, Sirius położył drugą rękę na klatce piersiowej syna. Kiwnął głową z dezaprobatą, po czym wrócił do obserwowania Melusine. Na dźwięk słów młoda dama mechanicznie, choć cicho prychnął śmiechem. W irracjonalny sposób nawiedziły go wspomnienia, które na poczet dalszej sytuacji musiał prędko odrzucić. Utkwił spojrzeniem w Jasminie, kiedy po raz kolejny nazwała go tatą. Zdumienie, ale również przerażenie rozlało się w jego sercu, gdy ta mała istotka z taką zażyłością spoglądała mu prosto w w oczy.
Tatuś? Nie rozumiał, chociaż krążące w umyśle plamy stopniowo nabierały kształtu, a to zawiłe spotkanie okryte całunem tajemnicy, jakby zaczęło się przejaśniać.
Tatuś - echem odbijało się w jego głowie, rujnując świat, w który wierzył. Miał nadzieję, że po rozstaniu Melusine ułożyła sobie życie. Wówczas nie miał by takich wyrzutów sumienia, jak w tym momencie. Spojrzał ponownie na Leo, doszukując się w nim cech utożsamiających go z Jas.
Tatuś. Syn niespodziewanie wyrwał się spod jego pieczy i powalił dziewczynkę na ziemie. Inni rodzice pośpiesznie odsunęli własne dzieci od tego zdarzenia, jakby w obawie, że mali awanturnicy mogliby również zrobić im krzywdę. Sirius natychmiast dopadł ramion Leo i podniósł go, aby następnie ponownie postawić obok siebie. Tym razem o wiele mocniej trzymał syna.
- Jesteś cała? - zapytał wpierw dziewczynkę, której matka właśnie pomagała wstać z pisaku. Wracając uwagą do syna przelotnie otarł się spojrzeniem o niebieskie, błyszczące oczy Melusine; te które kochał. Mimo tego odrzucił wszystkie egoistyczne pragnienia i potrząsnął wątłym ciałkiem synka. To nie tak, że był na niego zły. Po prostu nie rozumiał agresywnej reakcji, w którą popadł już dwukrotnie. Oczy Leo były czarne i doskonale wiedział, że nie wróciło to nic dobrego.
Ukląkł na jedno kolano.
- Co ci strzeliło do głowy! - huknął, choć tylko raz. Potem zacisnął usta i westchnął, jakby właśnie próbował zapanować nad emocjami. On również nie mógł popadać ze skrajności w skrajność, bo nie byłby odpowiednim wzorcem dla dziecka. - Nie możesz bić dzieci, a zwłaszcza dziewczynek. Tak nie wolno, Leo - zaczął otrzepywać chłopca z kurzu. Na końcu przetarł jego brudne policzki. - Masz się słuchać - wytknął palce i strzelił go w czoło. Leo cały czas wyglądał na naburmuszonego, ale przez tę krótką chwilę jego twarz ozdobił uśmiech, choć nikły.
Sirius wstał i stanął na przeciwko Melusine. O ile wiedział, jak powinien postąpić z synem, to w przypadku tej rozmowy miał pustkę. Spoglądał raz na kobietę, a raz na Jasmine, która wciąż lustrowała jego sylwetkę.
W pierwszej chwili chciał po prostu przytulić Melusine; powiedzieć, że mu przykro i poprosić, aby cofnęła czas, aby nigdy nie pozwoliła mu wyjechać. W drugiej przypomniał sobie, że miał czteroletniego syna. Kurczowo trzymał Leo za rękę, aby ten przypadkiem ponownie się nie wyrwał. Potem zrozumiał, że Jasmine mogła również być jego dzieckiem.
Odwrócił spojrzenie od kobiety i ukląkł przy dziewczynce. W tym samym momencie Leo spróbował pociągnąć go do tyłu, ale pozostał nieugięty.
- Ropucha! - rozbrzmiało się z ust chłopca, jednak nikt nie zareagował na tę obelgę.
- Ile masz lat, Jasmine? - zapytał. Uśmiechnął się, gotów przyjąć to wszystko, co przygotował dla niego ten cholerny, kapryśny los.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co do sekundy pamiętała ile dni, tygodni, miesięcy i lat minęło odkąd ostatni raz słyszała jego głos. Przymknęła znużone powieki, próbując choć na krótką chwilę zapanować nad drżeniem serca. Wspomnienia niczym klatki filmu, przemykały przez jej umysł, wywołując wiele skrajnych emocji - radość, smutek, złość. Doskonale pamiętała dzień, w którym wyjechał, ich ostatnią rozmowę, która w niczym jej nie przypominała. Oddalali się od siebie z każdą upływającą dobą; on zajęty pracą, poświęcał ich związkowi znacznie mniej czasu i uwagi, a ona nie potrafiła jasno wyrazić swoich oczekiwań, bo zazwyczaj sprowadzała je do wyrzutków, uderzając tam gdzie zaboli najmocniej. Pogubili się, skręcili w złą uliczkę, ominęli właściwy drogowskaz, uderzyli w czubek góry lodowej, sięgając dna. Nie tak miała zakończyć się ich historia, jednak wszystko co robili nieubłaganie do tego doprowadziło.
Czy poddała się od razu? Nie. Bo choć tamtego dnia nie zatrzymała go w drzwiach mieszkania, nie pojechała za nim na lotnisko, nie powstrzymała startu samolotu, to próbowała się z nim skontaktować. Dokładnie tydzień później, kiedy poczuła się już na tyle źle, że wyglądała w szpitalu. Badania. Diagnoza - ciąża, drugi miesiąc. Przepłakała wtedy cały dzień i noc, co i raz wybierając numer Siriusa, w odpowiedzi słysząc automatyczne nagranie - taki numer nie istnieje, zamiast jego kojącego głosu. Z każdym miesiącem, jak jej brzuch rósł, ona traciła nadzieję, próbując skupić się na tym, co było najważniejsze. Informacja o dziecku, będącym owocem ich miłości, nie tylko pokrzyżowała plany Melusine - o to nigdy nie była zła - ale dała jej nowe pokłady siły. Później już brakowało czasu, by rozpamiętywać przeszłość i tylko, gdy Jasmine nie było jeszcze na świecie, a przychodziła noc, tylko wtedy tęsknota była najsilniejsza, rozdzierała serce oraz duszę.
Wraz z narodzinami córki, świat panny Pennifold stanął na głowie, wszystko sprowadzało się do tej jednej małej istotki, która była dla młodej kobiety całym światem. Starała się być dobrą matką, chociaż bywało ciężko, wtedy też niezwykle cenna okazała się pomoc Evelyn oraz Mayi. Pani Bosworth wiedziała o wszystkim; o ciąży, o narodzinach wnuczki i uszanowała prośbę Mel, by o niczym nie informować syna, chociaż nie była ona łatwą. Tęskniła za nim. Każdego dnia coraz bardziej. Widziała, jak Jamsine rośnie, jak staje się coraz bardziej do niego podobna, jak jej charakter zaczyna dorównywać szaleństwu jej ojca. Nie ukrywała tego kim był, jak ważny dla niej był. Chciała, by dziewczynka wychowywała się w przeświadczeniu, że nawet jeśli go przy nich nie ma, to bardzo ją kocha. Jakiś czas później w ich życiu pojawił się Noah. Był dobry dla Jasmine i dla Melusine, spędzali ze sobą coraz więcej czasu, poznawali się i chociaż mężczyzna wiedział, że nigdy nie zajmie w sercu brunetki jednego z najważniejszych miejsc, postanowił się z nią związać, bo to co mu dawała uważał za wystarczające. A czy ona myślała podobnie? To nie miało znaczenia, a data ślubu została ustalona zaledwie dwa miesiące temu. Zaczynała właśnie nowe życie….
Tymczasem miała wrażenie, że to sen. Nie była przygotowana na jego obecność. Otworzyła ponownie oczy, kiedy poczuła szarpnięcie, a wtedy Jasmie ponownie leżała na ziemi, przygniatana przez dokładną kopię Siriusa. Ten prawie natychmiast pojawił się przy chłopcu, odciągając go i pomagając wstać Jasmine. Na ułamek sekundy zatrzymał spojrzenie czekoladowych oczu na Melusine, potęgując te wszystkie uczucia, które na nowo zalały jej ciało.
- Mamusiu, wszystko w porządku? - w jasnych tęczówkach dziewczynki malowała się troska i strach, kiedy poczuła, jak dłonie rodzicielki mocniej niż to było konieczne zacisnęły się na jej dłoniach. Nie rozumiała, co się dzieje, nie zdawała sobie sprawy, jak wiele emocji w jej mamie wywoływało to spotkanie, na które nie była przygotowana.
- Tak, kochanie. Wszystko dobrze - uśmiechnęła się, ocierając raz jeszcze policzki dziewczynki, zanim stanęła naprzeciwko mężczyzny, kiedy dzieci doprowadzili do względnego porządku; chłopiec również nie wyszedł bez szwanku z tej małej potyczki. Pięciolatka spojrzała na nią podejrzliwie, poświęcając brunetce tylko odrobinę swojej uwagi, bo większe zainteresowanie wzbudzał w niej Bosworth. Wiedziała kim jest, jego zdjęcie, choć wtedy był odrobinę młodszy, stało na jej nocnej szafce i każdego wieczoru przed pójściem spać przesyłała mu całusa.
- Co tu robisz? - jej rozpaczliwe wręcz łamiące pytanie zdradzało więcej niż tysiąc słów, wybrzmiewając dokładnie w tym samym momencie, kiedy on zwrócił się do córki. Niemal mógł usłyszeć, jak podczas wypowiadania tych poszczególnych fraz serce Melusine rozpada się na małe kawałki i rozpaczliwie czeka, aż ktoś zacznie je zbierać i poskleja, choćby zwykłą taśmą klejącą.
- Mamoo - Jas zwróciła się do Melusine, podobnym do tonu matki głosem, jakby chciała przywołać ją do porządku. - Mam pięć lat - odparła, szeroko się przy tym uśmiechając, wyraźnie zadowolona z tego, jak potoczył się ten dzień - ot, spotkała w końcu swojego tatę! Nie sądziła, że tym razem jej życzenie się spełni, chociaż wykorzystała to urodzinowe i zamiast życzyć sobie nowej zabawki, poprosiła o powrót taty.
- Kim jest ten łopuch? - tym razem padło pytanie, a mała Pennifold skierowała swoje spojrzenie na chłopczyka, mrużąc przy tym gniewnie oczy. Melusine nie mogła uwierzyć w to, czego obecnie była świadkiem, zupełnie ignorowana przez własną córkę, która skupiła się jedynie na mężczyznie i jego synu. Pokręciła z niedowierzaniem głową.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius nie wyjechał w pogoni za marzeniami. Nie chciał robić olbrzymiej kariery, bo to, co miał w Seattle w zupełności mu wystarczało.
Zaczął pracę w firmie zajmującej się importem arcydzieł oraz wystawami sztuki na całym świecie. Z dnia na dzień awansował na dyrektora dobrze prosperującej galerii w Seattle, ale problem w tym, że wiele rzeczy było dla niego nowych. Nie zawsze radził sobie z formalnościami, a organizacja wernisaży zajmowała mu znacznie dłużej, niż pozostałym osobom na tym samym szczeblu. Do wszystkiego dochodził samodzielnie, stąd wynikał jego brak czasu. W dodatku ciągła presja i brak snu niekorzystnie wpływał na obchodzenie się Siriusa z Melusine.
Na rozpad związku wpłynęło wiele czynników, jednak uważał, że wrzucił ostatnią krople do oceanu, otaczających ich trosk. Wyjechał nie dlatego, że nie kochał Melusine. Odszedł właśnie dla niej, bo zdał sobie sprawę, że ta relacja od bardzo dawna nie miała związku ze szczęściem. Ranili się. Pozostanie w Seattle zaowocowałoby kolejnym powrotem - w końcu już dawno zauważył, że trzymali się siebie jak tonący brzytwy. To była miłość. Wielka, niezłomna, trawiąca wnętrze i odbierająca dech w piersi. To była miłość, która odpędzała sen ze zmęczonych powiek, wywoływała łzy i drżenie serca. Ale również to była miłość, przez którą oboje cierpieli. A Sirius najbardziej pragnął tego, aby Melusine odczuwała radość z jakiej w ostatnim czasie ją ograbił.
Mimowolnie zwrócił uwagę na kobietę, gdy jej pytanie wtrąciło się pomiędzy słowa, które kierował do dziewczynki. Z tylko sobie naturalną surowością; powagą, którą Melusine znała od podszewki, okupował jej jasne oczy. Spotkanie w takich zawiłych okolicznościach zakrzywiało sposób prawidłowego postrzegania. Czuł się źle, dlatego zareagował tak, jak potrafił najlepiej. Po prostu zamknął emocje w sercu, stając się kamienną skorupą samego siebie. Dla Melusine, bo do Jasmine podchodził z niebywałą pokorą. Gdy ponownie skierował twarz ku dziewczynce, jednocześnie ignorując pytanie brunetki, jego usta ozdobił uśmiech.
- Pięć? - zdziwił się, choć prędko nabrał rezonu, aby nie zniechęcić dziewczynki do dalszej konwersacji. Przed ostatecznym osądem chciał zadać jeszcze jedno pytanie, ale najpierw wyciągnął ku Jasminie rękę i pokazał tyle palców, ile miała lat. - To tyle. Ty Leo masz cztery - zwrócił się do syna, którego dłoń nadal ściskał. Chłopiec odwrócił głowę, starając się wyglądać na oburzonego, jednak nie dało się ukryć, że z coraz większym zaciekawieniem spoglądał na rękę ojca. Sirius raz odginał, a raz zginął mały palec.
- Łopuch? - W pierwszej chwili nie zrozumiał. Dopiero skinienie Jasmine nieco rozjaśniło mu sytuację. Wtedy pociągnął syna naprzód. Leo najwyraźniej niezadowolony z takiego przebiegu sytuacji, prędko odwrócił się do dziewczynki plecami i schował głowę w ramieniu taty.
- Chodźmy stąd - jęknął żałośnie, przy czym zarzucił rączki na szyję ojca. Sirius uśmiechnął się pokrzepiająco do Jasmine i na siłę skierował Leo twarzą do niej.
- Zachowuj się przed młodą damą - skarcił. W tym samym momencie chłopiec szarpnął się, jednak mężczyzna skutecznie zablokował jego próbę ucieczki. Wówczas tupnął nogą, ale ostatecznie nie zrobił nic więcej.
- To jest Leo. Mój syn - powiedział spokojnie, choć jego wnętrze trawił niepokój. Chciał spojrzeć na Melusine, aby sprawdzić jej reakcję; aby z jej oczu otrzymać tak potrzebne mu w tamtej chwili wsparcie. Mimo tego stchórzył i nawet na sekundę nie oderwał wzroku od dzieci. - Dlaczego nazywasz mnie tatą? - zapytał, pozwalając, aby Leo tym razem skrył się za jego ramieniem. Z pewnością nie była to rozmowa, którą powinien słyszeć czteroletni, zagubiony chłopiec; chłopiec którego całym światem był Sirius Bosworth.
Sirius był identycznie przerażony, jak zafascynowany tym, co właśnie miało miejsce. Jeszcze wczoraj obiecywał sobie, że nie zaburzy rutyny Melusine; że nie będzie próbował się z nią kontaktować i wyjedzie zaraz po zakończeniu projektu. Tymczasem rozmawiał z miniaturką kobiety swojego życia, która w otwarty sposób próbowała mu udowodnić, że byli spokrewnieni. Mimowolnie pokręcił głową i otoczył ramieniem Leo. Chłopiec zatupał obiema nogami. Ostatnie lata Sirius był wyłącznie ojcem. Podobnie do Melusine starał się nie roztrząsać przeszłości, bo syn pochłaniał jego każdą wolną chwilę. Z drugiej strony potrafił tęsknić w najmniej odpowiednich momentach: przy parzeniu kawy, smarowaniu kanapek masłem, oglądaniu kreskówek czy nawet pod prysznicem. Brakowało mu Melusine i życia, z którego zrezygnował.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak naprawdę nigdy nie obwiniała go o to, że wyjechał, podświadomie czując, że nie zrobił tego dla siebie, lecz dla nich. Dla szczęścia, które w ich relacji zeszło na odległy plan, bo miłość która ich połączyła, nagle zaczęła niszczyć, a oni nie wiedzieli, jak tym razem wrócić na dobrą ścieżkę. Nie miała do niego żalu, chociaż po jej policzku spłynęło wiele słonych łez. Prawdopodobnie odpowiadała za nie tęsknota; za każdym utraconym, wspólnym dniem, za każdym gestem, jakim chciała go obdarzyć, za każdym słowem, jakiego nie mogła wypowiedzieć, za każdym wyznaniem, które szczypało w koniuszek języka, tęsknota za wszystkim co ich ominęło, czego mogli doświadczać razem miast osobno, gdyby tylko odważyli się na jedną, szczerą rozmowę.
Teraz patrząc na niego nie mogła uwierzyć, że nie jest to jeden ze snów, które kiedyś nawiedzały ją prawie każdej nocy. Wielokrotnie zastanawiała się - jak mogłoby wyglądać ich spotkanie? W którym momencie życia nastąpi, jacy oboje wtedy będą? Co mu powie? Jakie emocje wówczas będą jej towarzyszyły? I wciąż tylko bała się zadać pytanie - co będzie później?
Obecnie nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z nich, a wyobrażenia jakie na ten temat miała zupełnie nie umywału się do rzeczywistości przed którą została postawiona. Los ponownie z nich zakpił; ponownie w najmniej oczekiwanym momencie. Z tego też powodu nie potrafiła powstrzymać pytania, które mimowolnie opuściło malinowe usta i zostało całkowicie zignorowane przez mężczyznę. Ten zaszczycił ją jedynie surowym, pozbawionym emocji spojrzeniem, skupiając się na Jasmine, której mimo zaskoczenia, jakie dostrzegła na jego spiętej twarzy, nie szczędził ciepła.
Melusine nie pozostało nic innego, jak być biernym obserwatorem rozgrywającej się przed nią sceny. Jak znała swoją córkę, ta w przeciwieństwie do niej, stając przed własnym ojcem gotowa była podzielić się z nim wszystkim. Przez chwilę wzrok kobiety zatrzymał się na małej kopii Siriusa, który nie czuł się zbyt komfortowo, zmuszony stanąć przed Jasmine. Z kolei ta wciąż wpatrywała się w niego nieukrywaną niechęcią. Melusine instynktownie położyła dłoń na ramieniu córki, delikatnie zaciskając na nim palce, jednocześnie kiedy ciemne ślepia Leo, wymierzone zostały w nią, lekko się do niego uśmiechnęła. W gruncie rzeczy cała czwórka wyglądała na mocno zagubionych i niepewnych, natomiast powietrze wokół nich stało się ciężkie od nagromadzonych emocji oraz niewypowiedzianych słów.
- Ja jestem Jasmine Ursula Pennifold, twoja cółka, pławda mamusiu? - odpowiadała, od razu zwracając się do rodzicielki. Szukała u niej potwierdzenia, jakby wiadomość o tym, kim jest chłopiec zasiała w niej ziarno niepewności. Melusine mimowolnie zacisnęła usta w cienką linię, czując na sobie spojrzenie nie tylko jasnych oczu, które od kilku lat wciąż patrzyły na nią z tą samą miłością, ale również mężczyzny, który tulił do swojej piersi syna.
- Tak, kochanie - odpowiedziała, chociaż nie przyszło jej to łatwo. Dzieci nie powinny być świadkami tej rozmowy, jednak nie mogła nie tylko powstrzymać Jasmine, ale również uchronić Leo, który coraz mocniej zaciskał paluszki na koszuli ojca.
- Mówiłam. Wiedziałam, że włócisz, bo mama ciągle mówiła, że mnie kochasz. Musiałeś włócić. - zaszczebiotała wesoło, podskakując w miejscu.
- Jasmine - poprosiła ją brunetka, upominając. Kucnęła tuż przy dziewczynce, kiedy Leo po raz kolejny na nią spojrzał. Serce jej pękało widząc radość córki i ból malujący się w ciemnych oczach. Obróciła pięciolatkę ku sobie, choć ta uparcie próbowała się przeciwstawiać, nie chcąc stracić z oczu Siriusa, jakby bała się, że gdy to zrobi, ten ponownie zniknie.
- Kochanie - wzięła głębszy wdech, zastanawiając się, jak w delikatny sposób wytłumaczyć dziewczynce, że obecnie nie jest to najlepszy moment, aby prowadzić tą rozmowę, bo przecież czekała na nią tak długo. - wiem, że bardzo chciałabyś porozmawiać z tatusiem, ale widzisz, Leo jest już chyba bardzo zmęczony, a my też powinnyśmy się powoli zbierać. Za chwilę przyjedzie po nas wujek, może… może po prostu spotkamy się z chłopakami w innym terminie… może u babci May, co … co ty na to, hm? - zapytała, lekko się przy tym uśmiechając, kiedy niebieskie tęczówki wpatrywały się w nią w oczekiwaniu, zachodząc łzami. Widziała, jak przez twarz Jas przemyka wiele emocji, a usta wyginają się w podkówkę. - Do weekendu zostało tylko kilka dni, zobaczysz jak szybko miną - dodała próbując powstrzymać płacz, który nieubłaganie cisnął się Jasmine na usta; broda zaczynała jej już drżeć.
- Sirius, prawda? Pojawicie się w weekend u May, tak? - zapytała, stawiając go nie tylko w niezręcznej sytuacji, ale jednocześnie wymuszając na nim, by ją wsparł. Wiedziała, że nie miała prawa wymagać od niego ani tego, by rzeczywiście pojawił się z synem u swojej matki, ani tym bardziej szukać u niego opoki, ale w innym wypadku ucierpiałaby nie tylko Jasmine, ale również jego syn - dzieci były najważniejsze. I właśnie tylko ze względu na nie Melusine trzymała się w ryzach, zachowując pozory spokojnej i opanowanej, chociaż w rzeczywistości targało nią tak wiele emocji, że miała ochotę krzyczeć, płakać i uderzać pięściami jednocześnie. Serce w piersi, jakby za dotknięciem magicznej różdżki na nowo zabiło w rytmie, jakiego dawno nie czuła, naruszając mur, jaki przez te lata wokół siebie wzniosła.
Jedno, nieoczekiwane spotkanie burzyło jej nowe życie, a jeszcze nie znała wszystkich konsekwencji, jakie będzie ono ze sobą niosło.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Miał córkę. Córkę. Miał córkę.
Córkę.
Jasmine Ursula Pennifold była lustrzanym, miniaturowym odbiciem Melusine. Miała ładną, okrągłą buzię, przenikliwe spojrzenie i uroczy uśmiech. Ilekroć spoglądał na nią, na przemian marszcząc czoło i zaciskając usta, nie mógł w to wszystko uwierzyć. Był, stała tuż przed nim, a pomimo tego miał wrażenie, że jeżeli się poruszy, to zniszczy świat istotny, która tak kurczowo trzymała się jego koszuli. Leo nic z tego nie rozumiał, ale Sirius zdążył pojąć z czego wynikał poprzedni atak agresji syna. On się po prostu bał, a gdy mężczyzna zdał sobie z tego sprawę, po prostu mocniej docisnął chłopca do ramienia.
Znalazł się w patowej sytuacji. Czuł się zdezorientowany, ale mimo wszystko podejrzliwa radość wdarła się w zakamarki umysłu Siriusa. Z fascynacją przyglądał się Jasminie i mimowolnie poszerzył uśmiech słysząc w jaki dumny sposób wypowiadała się o jego miłości. Była pewna siebie, momentami arogancka, ale wciąż przepełniona urokiem. Posłał zdawkowe spojrzenie Melusine, które dla odmiany było pozbawione surowości - wyrażało wdzięczność. Nie zataiła przed dziewczynką jego tożsamości; nie opowiedziała o tym, jak zaniedbał ich związek i wyjechał. Cieszył się, że istniał w życiu Jasmine nawet jako widmo.
- Tak - powiedział mimowolnie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, co za słowo opuściło jego usta. Właśnie przyznał córce rację. Wpierw przygryzł wewnętrzną stronę policzka, po czym docisnąwszy do siebie Leo, wstał z klęczków. Chłopiec po raz kolejny wyzwał Jasmine od ropuch, ale nie mogła tego usłyszeć, bo mówił prosto do ucha Siriusa.
Dziwne uczucia rozpierały go od środka, kiedy przysłuchiwał się rozmowie Melusine i Jasmine. Początkowo chciał być zły; chciał przede wszystkim odreagować na kobiecie za to, że umknęło mu pięć lat z życia własnej córki. Jednak prędko zrozumiał, że sam odciął się od bliskich. Usunął social media, zmienił numer telefonu i nie pozwolił, aby dyrektor z fili w Seattle wypowiedział się na temat jego aktualnego adresu zamieszkania. Zaszył się w Madrycie, pracował i doskonalił umiejętności, nawiązywał kontakty i wychowywał syna.
- Moja mama o wszystkim wie? - zapytał, choć nie była to odpowiednia chwila na tego typu rozmowy. Tym razem poczuł się absurdalne zdradzony. Niedługo po wyjeździe pokłócił się z Mayą. Za wszelką cenę chciała, aby wrócił do USA i pogodził się z Melusine. Gdy odmówił, tak jak miała w zwyczaju, wpadła w histerię. Potem odezwał się dopiero na Boże Narodzenie, urodziny Ursuli i Wielkanoc. Dzwonił sporadycznie, chociaż co miesiąc wysyłał jej pieniądze na jakieś dodatkowe wydatki. Ich rozmowy wypadały bardzo formalnie i przeważnie dotyczyły pracy Siriusa. Matka nie wiedziała o istnieniu Leo.
Przetrzymał spojrzenie na oczach Melusine. Miał problem, bo kompletnie nie wiedział, jak powinien się zachować. Spekulacje, decyzję i niespodziewane emocje piętrzyły się w nim, niczym szczyt Mount Everest. W pewnym momencie zapomniał o oddychaniu. Zaczerpnął powietrza dopiero, gdy Leo niespokojnie poruszył się w jego ramionach. Żałość podeszła mu do gardła, gdy spostrzegł, że Jasmine zaczęła płakać. Nie mógł zbliżyć się do córki, bo zraniłby uczucia syna.
- Przyjedziemy - odpowiedział, uprzednio przekonąwszy poczucie trwogi i smutku. - Jasmine, przyjedziemy - zwrócił się bezpośrednio do dziewczynki, po czym mocniej zacisnął ręce na ciele Leo i odszedł. Było mu ciężko, lecz wydawało mu się, że wszyscy potrzebowali czasu, aby przygotować się do ponownego spotkania.

Do piątku Sirius podjął wiele prób rozmowy z synem, który nadal nie potrafił zaakceptować istnienia Jasmine. Tłumaczył, że przed jego pojawieniem kochał Melusine, a dzieci są tworem miłości dwóch osób. Niestety wówczas Leo pytał o swoją mamę, przez co Sirius ponownie tkwił w martwym punkcie.
Przed wyjazdem zadzwonił do Mayi. Poinformował ja, że dowiedział się o Jasminie i wkrótce pojawi się w Kennewick. Jednak zaznaczył, że powinna przygotować się na jeszcze jedną niespodziankę.
Czekała na niego na podjeździe. Była chudsza niż pięć lat temu, a jej głowę ozdobiło kilkanaście siwych pasm. Ruszyła, aby przytulić syna, jednak przystanęła w połowie drogi, gdy zobaczyła, jak ten wyciąga z tylnego siedzenia chłopca. Wkrótce oboje stanęli przed Mayą. Towarzyszyło temu wiele zdumienia i konsternacji, a zaraz również łez kobiety. Uderzyła Siriusa w ramie, tak beztrosko jak zwykła to robić przed jego zniknięciem, po czym zamknęła w ramionach Leo, zupełnie niewinnego chłopca.
Przed wejściem do domu zamienił kilka słów z matką. Wiedział, że za drzwiami skryta była jego przeszłość, która nosiła dźwięczne imię Jasmine. Gdy parkował zauważył, jak niecierpliwie wyglądała przez okno, jak radośnie mu machała i jak Melusine ściągnęła ją z parapetu.
Do kuchni wszedł sam. Leo zgodził się, aby Maya pokazała mu stodole ze zwierzętami. Chciał iść z ojcem, ale ostatecznie zwyciężyła ciekawość. Ledwo zdążył przekroczyć próg, a Jasmine wyrwała się z objęć matki i podbiegła do niego, o mało nie wywracając się o własne nogi. Natychmiast wziął ją na ręce, pozwalając, aby dobyła drobnymi ramionami jego karku. Pchniała identycznie jak Melusine. Przymknął powieki na moment zatracając się w tym świeżym, znajomym zapachu, który niegdyś oznaczał miłość i bezpieczeństwo.
- Babcia czeka w stodole. Mogłabyś jej pomóc nakarmić świnki? - zapytał, chociaż po raz kolejny stanął przed dylematem. Był ciekaw Jasminy, jednak czuł, że najpierw powinien proozmwiać z Melusine.
Nie bez trudu, zapewne przy pomocy kobiety, udało im się przekonać dziewczynkę, aby dołączyła do babci. Potem usiadł przy stole, tuż obok Melusine i zaczerpnął powietrza. Na przemian spoglądał na brunetke, aby następnie odsunąć od niej wzrok. Jego serce kołatało z nerwów, a dłonie uległy nadmiernemu poceniu się. Wyrzuty sumienia mieszały się z poczuciem obowiązku, strach z odwagą, gniew z pokorą. Otworzył usta, ale ponownie je zamknął. Zrobił to jeszcze dwukrotnie, zanim pierwsze słowa opuściły jego usta.
- Melusine - jej imię zabrzmiało miękko i czule, chociaż tak uparcie usiłował otoczyć się murem stanowczości. - Przepraszam - nabrał powietrza do tego stopnia, że zabolały go płuca - przepraszam, że cię z tym wszystkim zostawiłem, kochanie.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Do weekendu zostało tylko kilka dni doskonale pamiętała, jak na placu zabaw wypowiedziała te słowa i choć w teorii brzmiały pięknie, tak praktyka okazała się znacznie trudniejsza niż Melusine przypuszczała.
Gdy Jasmine już spała, a ona w końcu miała chwilę dla siebie, wchodząc pod prysznic, pozwoliła sobie w końcu na okazanie słabości; pierwsza łza spłynęła po jej policzku, pociągając za sobą następne, te mieszały się z wodą, jednak nie przyniosły oczekiwanej ulgi. Nie była pewna ile czasu stała i po prostu płakała, bo otrzeźwienie pojawiło się w momencie, kiedy gorąca woda stała się lodowata, a ona jak oparzona wyskoczyła z kabiny, dygotajac nie tylko z zimna, ale i emocji, które w końcu mogły znaleźć swoje ujście. Po raz kolejny za sprawą Siriusa czuła się nie tylko zagubiona, ale przede wszystkim rozdarta; zmusił ją do tego, by zastanowiła się clmad tym, co mówi serce a co rozsądek. Pierwszy raz postawił ją w podobnej sytuacji podczas ich pierwszej randki, kiedy tak zwyczajnie stwierdzi, by zostali parą. Kolejny, gdy wymusił na niej, aby przyznała, że go kocha, a teraz? Na pewno było znacznie trudniej, bo teraz nie chodziło tylko o nich, ale i dzieci - nie jedno, a dwoje.
Miał syna. W zasadzie nie powinno być to dla niej zaskoczeniem, wszakże liczyła się z tym, że ułożył sobie życie bez niej, a jednak ukłuło ją gdzieś w okolicy serca, kiedy pomyślała, że znalazł szczęście u boku innej kobiety. Może dlatego, że ona sama nie potrafiła go odnaleźć? Nawet u boku Noaha? Jaka była mama Leo, skoro wydawało się, że chłopiec po ojcu odziedziczył wszystkie cechy wizualne - jak duże czekoladowe oczy czy kręcone włosy? Czy była dla nich dobra, kochająca, troskliwa? Co zrobiła w życiu? Czy pracowała razem z Siriusem,a może wręcz przeciwnie - była jego przeciwieństwem? Mimowolnie w umyśle Melusine pojawiło się wiele pytań, jednak nie tylko ona je miała.
Poranek dnia następnego był naprawdę okropny, nie tylko dlatego, że od płaczu bolała ją głowa, w której wciąż kłębiło się wiele myśli, ale również z powodu pytań, jakimi córka zasypywała ja od chwili, kiedy otworzyła oczy, wyjątkowo budząc się znacznie wcześniej niż miała to w zwyczaju.
A jaki jest jego ulubiony koloł? Miał jakieś zwierzę? Czy lubi jednołożce czy jednak woli auta, bo jest chłopakiem? Jak się poznaliśmy? Zawsze był taki ładny i miał tyle włosów? Ma strasznie dużo włosów i są kłęczone jak moje, pławda? Jaką ma ulubioną piosenkę? Maluje tak jaka babcia Maya? Jaki przedmiot w szkole lubił najbałdziej? Też nie ciełpi pani Schmidt? miała wrażenie, że pięciolatce buzia się nie zamyka. Pytania wypowiadała nawet podczas jedzenia płatków, między kolejnymi łyżeczkami To tełaz weźmiesz ślub z tatą? Będziecie upławiać seks? brunetka nie wytrzymała.
- Jasmine, kto cię nauczył takiego słowa?! - uderzyła kubkiem o marmurowy blat kuchennej wyspy, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała, na co mała uśmiechnęła się uroczo.
- Wujek Dio - oznajmiła, wzruszając ramionami, po czym jak gdyby nigdy nic, mimo wkurzonego wyrazu twarzy rodzicielki, wpakowała kolejną porcję płatków do buzi, wesoło przy tym nucąc jakąś piosenkę. Umilkła przełykając i znowu otwierała usta, ale wtedy Mel uciszyła ją ruchem ręki, następnie przykładając palce do nasady nosa. Ogarniało ją coraz większą zdenerwowanie, jeśli nie mówiąc, że irytacja.
-Umyj zęby, ubierz się i jedziemy - oznajmiła surowo, co zniechęciło Jas do dalszej dyskusji, chociaż kolejne pytanie szczypały ją w koniuszek języka, kobieta widziała to w spojrzeniu latorośli - tak podobnym do jej własnego - i wyrazie jej twarzy.
Kolejny dzień nie różniły się prawie niczym od poprzedniego; kolejna przepłakana noc, kolejne milion pytań, które czasem powtarzały się, choć zadawane w inny sposób dla Jasmine wciąż stanowiły nowe źródło informacji. Tym razem ciężej było jej ukryć sińce pod oczami, wywołane zbyt małą ilością snu i zbyt dużą kłębiących się w umyśle pytań. Bo wraz z tymi, jakie opuszczały usta córki, w głowie Melusine pojawiły się jej własne. W związku z tym nie umiała odpowiedzieć: czy Sirius ma żonę, która jest jednocześnie matką Leo, dlaczego przy Leo mógł być skoro on też ma mamę, a przy niej nie, czy zamieszkają w Seattle, czy znowu wyjadą, a ona po raz kolejny będzie bez tatusia? Po raz kolejny dopuściła się oznak surowości wobec córki, by ukrócić niewygodne - rozdzierające jej serce - pytania. Wieczorem, kiedy kładła ją spać przepraszała za swoje zachowanie, tłumacząc się zmęczeniem i zbyt dużą ilością spraw na głowie, ale czuła, że Jasmine nie do końca w to uwierzyła - była mądrą dziewczynką; widziała i rozumiała znaczenie więcej, czego Melusine bardzo się obawiała. Noc spędziła u boku Noah'a, który pojawił się w ich domu, kiedy brunetka piła właśnie drugi kieliszek wina, próbując zająć umysł wszystkim byleby tylko nie myśleć o Siriusu. Mężczyzna od razu zauważyła, że coś jest nie tak, jednak ona nie wspomniała mu o przyjeździe Bosworth'a, niejako zatajając ten fakt. Dlaczego? Zastanawiała się nad tym leżąc w łóżku, otulona ramionami szatyna, lecz nie potrafiła znaleźć racjonalnej odpowiedzi. Każda jaka przychodziła jej do głowy była irracjonalna albo zwyczajnie głupia, bo próbowała oszukać samą siebie, że okłamuje go dla jego dobra, a tak naprawdę chodziło głównie o nią.

- Mamusiu, myślisz że mnie polubi? - nie zrozumiała, zmarszczyła czoło, na którym pojawiły się trzy poziome zmarszczki - Czy tata mnie polubi? - Jas doprecyzowała pytanie, tuląc do piersi pluszowego jednorożca. Właśnie dojeżdżały do Kennewick, gdzie wciąż mieszkała Maya, którą starały się odwiedzać tak często, jak to było możliwe. Przez te lata więź między Melusine a matką Siriusa bardzo się zacieśniła, do tego stopnia, że kobieta zaczęła traktować ją, jak córkę, jednocześnie świata nie widząc poza wnuczką, która tak bardzo przypominała jej nieobecnego syna.
- On już cię kocha, Jasmine. - odpowiedziała, patrząc w lusterko, obserwując reakcję córki; ta uśmiechnęła się szeroko. I choć Mel nie miała, co do tego wątpliwości, to jednak, gdzieś tam tliła się w niej jakaś dziwna obawa. Nie mogła zagwarantować dziewczynce, że to, co obecnie działo się w jej życiu, nagle się nie skończy. Od rana próbowała wytłumaczyć jej, że nawet jeśli spędzą ten weekend z jej ojcem, to po powrocie do Seattle niczego to nie zmieni. Oczywiście podkreśliła, że jeśli Sirius i Leo - na niego mała wciąż reagowała irytacją - będą mieli ochotę ich odwiedzać i spędzać z nimi czas, nie będzie miała nic przeciwko, jednak wciąż była narzeczoną Noah'a. Wydawało się, że Jasmine to zrozumiała, chociaż jej mina wywoływała u Mel wątpliwości, co do tego, czy się na to godziła. Jak każda pięciolatka chciała, aby jej rodzice byli razem, wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie. Dziecięcy umysł nie pojmował złożoności relacji, bo dla nich były one proste - jeśli mama i tata się kochają, a przecież tak z opowieści Melusine wynikało, to na pewno wezmą ślub.
Maya czekała na nich na drewnianym ganku, który przez lata prawie wcale się nie zmienił, chociaż obecnie pomalowany był na biało i ozdobiony różnymi kwiatami, których zapach unosił się w powietrzu. Brunetka nie zdążyła jeszcze wysiąść zza kierownicy, kiedy Jasmine samodzielnie wydostała się z fotelika, a sekundę później głośno się śmiejąc, była już w ramionach babci; jej rodzicielka pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Robi się coraz bardziej niesforna - zaśmiała się, witając May buziakiem w policzek, a Coco którego postanowiły zabrać ze sobą, krążył wokół ich nóg wesoło merdając ogonem i szczekając. Po chwili stracił nimi zainteresowanie biegnąc za jedną z kur.
- Zupełnie jak jej ojciec - oznajmiła w odpowiedzi, zaraz przybierając nienaturalny dla niej wyraz twarzy, była spięta. - Sirius… on.. - zaczęła, jednak Mel nie dała jej dokończyć.
- Wrócił, wiem. Spotkałyśmy go - powiedziała, napotykając pytające spojrzenie kobiety. Wiedziała, co ono kryje, jakie pytania rozbrzmiewają w jej umyśle, chociaż nie wypowiedziała ani jednego; niebieskooka wzruszyła ramionami, wchodząc do domu.
Tam prawie od razu wzięła się za przygotowywanie obiadu, co pozwoliło na chwilę oderwać myśli od Siriusa i tego, że lada moment pojawi się na farmie. I choć miało to być ich drugie spotkanie, to wciąż nie czuła się gotowa, by spojrzeć mu w oczy.
- Jasmine, proszę cię. Nie możesz tak ciągle wchodzić na ten parapet. W końcu spadniesz - po raz kolejny pouczyła córkę, wycierając dłonie w fartuch, gdy ta najpierw - któryś raz z rzędu - weszła najpierw na krzesło, a następnie przysiadła na niezbyt szerokim kawałku parapetu, patrząc przez szybę. W przeciwieństwie do rodzicielki z utęsknieniem wyczekiwała przyjazdu ojca, od dobrych dwudziestu minut nie zajmując się niczym innym, jak krążeniem do stołu do okna, nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu.
- Ale już jest! - zaszczebiotała wesoło, machając na powitanie dłonią. Melusine podeszła do niej - rzeczywiście przyjechali. - Niech najpierw przywitają się z babcią, dawno się nie widzieli - powiedziała brunetka, ściągając córkę, która lekko się naburmuszyła, ale tylko do momentu, kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i kroków zbliżających się do kuchni. Z impetem, o mało nie przewracając się o własne nogi wpadła w ramiona bruneta, który pochwycił ją, zamykając w nich.
Przyglądając się im, brunetka zdjęła fartuch, wygładzając materiał kwiecistej, zwiewnej sukienki. Jak zwykle prezentowała się pięknie, a lata, które upłynęły jedynie dodały jej uroku. Nie potrafiła nie uśmiechnąć się, na ten widok. Serce w jej piersi zabiło mocniej, uderzając raz jeszcze, kiedy zaproponował Jas, aby ta dołączyła do babci. I chociaż Melusine obawiała się zostać z mężczyzną sam na sam, poparła ten pomysł, zapewniając córkę, że będzie miała jeszcze niejedną okazję do rozmowy z ojcem i zadania mu wszystkich pytań, bo o tym również wspomniała, że ma ich naprawdę dużo i powinien się przygotować; Melusine zaśmiała się.
Wiedziała, że przez cały ten czas musi zachować powściągliwość, by nie dopuścić, aby emocje, które na nowo wybuchły w jej sercu i falą rozlewały się po drobnym ciele, znalazły swoje ujście, wymuszając na niej zrobienie czegoś głupiego. Usiadła z nim przy stole, przed sobą i mężczyzną stawiając kubek z mrożoną herbatą. Do obiady zostało jeszcze trochę czasu, który mogli poświęcić na rozmowę, tylko o czym? Co Sirius, a co Melusine, co oboje chcieli wynieść z tej chwili dla siebie?
- Melusine - miękko i czule wypowiedziane imię; nie pamiętała kiedy ktoś w taki właśnie sposób się do niej zwracał. Spięła się nieznacznie na jego dźwięk, wciąż cierpliwie czekając na to, co ma do powiedzenia, bo sama bała się zadać jakiekolwiek pytanie.
Minęło tyle lat, a ona czuła się, jakby dopiero się poznali, jakby rozmowa na nowo była największym ich problemem, kryptonitem. Minęło tyle lat, a oni byli inni, nie byli już wolnymi ludźmi, a decyzje jakie obecnie podejmą, wpływać będą nie tylko na ich życie, ale również dzieci. W tym momencie dla Melusine liczyło się jedynie dobro jej córki, ale również Leo.
Słysząc przeprosiny zacisnęła mocniej palce na szklance, jednocześnie przygryzając dolną wargę. Wpatrywała się w niego z pełnym zdumienia wyrazem twarzy, jakby nie docierały do niej jego słowa. Bo za co przepraszał? Za to, że uciekł? Że zerwał wszelkie kontakty? Że przez te pięć lat nie znalazł w sobie na tyle dużo odwagi, by się do niej odezwać? Za to, że Jasmine pozbawiona była jego obecności w swoim życiu? Przez pytania, jakie mimochodem pojawiły się w umyśle kobiety, zupełnie nie zwróciła uwagi na to, jak się do niej zwrócił. W jego ustach brzmiało to dziwnie, jednocześnie znajomo i obco.
- Nie masz za co przepraszać. - odpowiedziała w końcu po dłuższej chwili. Melusine Pennifold na pewno nie była kobietą, która nie poradziłaby sobie z tym wszystkim z czym ją zostawił. Oczywiście nie było łatwo, ale wsparcie, które miała na co dzień od najbliższych sobie osób, pozwoliło przetrwać jej ten najtrudniejszy czas, natomiast jak on sobie poradził, będąc gdzieś sam?
- Sirius - zaczęła, próbując zebrać w sobie resztki sił, jakie w sobie miała, by w słowa ubrać wszystko te myśli, jakie krążyły w jej głowie, jednak nie było to łatwe. Bez wątpienia sprawiało Mel wiele trudności.
- Bardzo cieszę się, że wróciłeś. W gruncie rzeczy twoja mama bardzo na to liczyła, że będzie miała w końcu syna blisko siebie. Tęskniła za tobą i chyba tylko obecność Jasmine nie pozwoliła jej zatracić się w tej tęsknocie. - uśmiechnęła się subtelnie, ciesząc się z tego, że dziewczynka przyczyniła się do tego, by choroba May nie wróciła zaraz po tym, jak jej syn wyjechał. Widmo tej wciąż wisiało nad kobietą, chociaż Melusine i Melodii bardzo starały się je odganiać. Czemu zaczęła od tego? Dlaczego nie mówiła nic o własnych uczuciach, jakby kupując sobie jedynie czas, zanim zrzuci na niego bombę, musiał to czuć. To przeczucie wdzierało się pod skórę, wypełniając wszystkie tkanki, docierając do serca, wywoływało niepokój.
- W ciągu tych kilku lat życie nie stanęło w miejscu. Płynęło, z czego zdajesz sobie zapewne sprawę - oznajmiła, niejako sugerując, że w jego również zaszło wiele zmian. Częściowo się z nimi godzili i przyjmowali z radością, inne były ciężkie do zaakceptowania, jednak nie dało się przed nimi uciec.
- Starałam się, by Jasmine wiedziała o tobie jak najwięcej. Opowiadałam jej o tym, jaki jesteś… byłeś. Mówiłam o nas, o Ursuli, którą często odwiedzamy, o Heather. Wszyscy byliście obecni w jej życiu, nawet jeśli nie fizycznie. Ona naprawdę wiąże z tobą wiele nadziei i nie chciałabym, aby się zawiodła - kontynuowała, czując, że wypowiadanie każdego kolejnego słowa sprawia jej coraz większą trudność. Miała ochotę na chwilę zamilknąć, aby na nowo poskładać myśli, jednak wiedziała, że gdy to zrobi, nie będzie w stanie powiedzieć wszystkiego, co chciała by wiedział. - Ja niedługo wychodzę za mąż - powiedziała to, w tym samym momencie wywracając kubek z herbatą, która zalała obrus.
- Cholera! - warknęła, podrywając się z krzesła. Wzięła ściereczkę, którą zaczęła pozbywać się nadmiaru cieczy.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius minione dwa dni starał się spędzić u boku syna, dlatego nawet na chwilę nie pozwalał sobie popaść w stan, który przywykł nazywać melancholią. Był pewny, że nadal kochał Melusine. Nigdy nie spojrzał w ten sam sposób na inną kobietę i wcale nie potrzebował spotkania, aby utwierdzić się w tym przekonaniu. Mimo tego sposób w jaki zakończył ich związek i upływ pięciu lat sprawił, że istniała pomiędzy nimi przepaść. Bez wybadania gruntu, nie mógł jej po prostu przeskoczyć. Obecni byli sobie obcy, posiadali inny bagaż doświadczeń i nowe nawyki. Starsi, dojrzalsi i ostrożni, skrzętnie ukryli te dziecinne, beztroskie pragnienia, którymi kierowali się jeszcze przed rozstaniem. Teraz musiał być przede wszystkim ojcem chłopca, który zupełnie nie potrafił odnaleźć się w nowej sytuacji. Dopiero co przyjechał do Seattle, wyrwany z bezpiecznego i przyjaznego Madrytu, i nagle dowiedział się, że poza nim istniało również inne dziecko - dziecko, które miało mamę. Sirius nie chciał, aby Leo poczuł się jak niepasujący element, zaginiony puzzel, jaki ostatecznie zawsze kończył pokryty kurzem, gdzieś w głębi ciemności pod szafką. Pomimo że był identycznie zdezorientowany i przerażony tą sytuacją, to na każdym kroku próbował udowodnić synowi, że wszystko miał pod kontrolą. Ale nie miał.
Świat zatrząsnął mu się w posadach, gdy Jasmine otuliła go ramionami. Podświadomie, samoczynnie zaczął porównywać ją do Leo. Była cięższa i wyższa, choć szczuplejsza. Na pierwszy rzut oka przypominała matkę, lecz oprócz kręconych włosów odnalazł w wyglądzie dziewczynki swój kształt paznokci, niewielki pieprzyk za uchem i podobną mimikę, kiedy marszczyła brwi. Poza tym była odzwierciedleniem Melusine, co zwiastowało, że w przyszłości urzeknie urodą niejednego mężczyznę.
Kolejny niekontrolowany wstrząs nastąpił w momencie, w którym usiadł obok kobiety. Czuł się psychicznie niegotowy na tę rozmowę. Denerwował się tak, jakby właśnie na szali kładł swoje życie. Dopiero po pierwszych słowach Melusine zdążył nieco odetchnąć, choć zaraz ponownie jego jaźń skuło rozdrażnienie. Spoglądał prosto w jej oczy, doszukując się emocji, które tak skrzętnie próbowała przed nim ukryć. Wydawała się taka poważna, elokwentnie dobierała słownictwo, a jednocześnie pod pozorem tych pięknych zdań, wznosiła wokół siebie mur. Z uwagą słuchał o matce, co jakiś czas otwierając usta, jakby chciał coś wtrącić na swoje usprawiedliwienie. Potem zacisnął je w żelazną kreskę, po czym uśmiechnął się gdy mówiła o Jasminie. Nawet potaknął głową, nieświadomy faktu, że Melusine dobrymi informacjami próbowała przyszykować go na kataklizm.
Gwałtownie złapał kobietę za rękę. Gdy ich skóra zetknęła się ze sobą po raz pierwszy od pięciu lat, jego ciało na moment obezwładniło elektryzujące napięcie. Nachylił się, zrównując ich spojrzenia w odległości nie większej niż piętnaście centymetrów.
- Melusine, gdybym wiedział, że byłaś w ciąży, to nigdy bym nie wyjechał - zapewnił, ale słowa, choć bez wątpienia szczere nie miały żadnego wpływu na dalszą część konwersacji. Melusine pozostała głucha na jego wtrącenie i po prostu kontynuowała, a świat Siriusa tego dnia zatrząsnął się po raz trzeci. Obróciła w gruz plany, o których myślał odkąd zobaczyli się na placu zabaw. Nie zakładał wiele, chociaż nowy początek wydawał mu się tak oczywisty, że nawet nie podejrzewał, że ktoś mógł już zająć jego miejsce. Momentalnie poczuł się skołowany, a chwilowe mroczki zakryły jego widok. Ambaras, kołchoz, chaos, trawiąca pustka i ostatecznie palący gorąc, który sprawił, że z impetem podniósł się z krzesła, aby następnie nabrać powietrza. Nie zwrócił uwagi na rozlaną herbatę, lecz po raz drugi pochwycił dłoń Melusine i pociągnął ją ku sobie. Tak jak pięć lat temu dalej nie mogła mu się przeciwstawić. Był wyższy, cięższy i przede wszystkim silniejszy.
- Powiedz to jeszcze raz - mocniej zacisnął palce na jej delikatnej, gładkiej ręce - Powiedz to! - huknął, wygłuszając pomieszczenie. Nawet lodówka czy tykanie zegarka nie mogło przebić się przez dudniący w uszach Siriusa puls. Jego oczy spowite zostały przez czerń, która była zwiastunem kłopotów. To pierwszy raz, kiedy w taki sposób uniósł się na Melusine. Gdy zdał sobie z tego sprawę, prędko wypuścił z objęć jej dłoń i podparł się pięściami o kuchenny stół. Głowę zawiesił na wysokości własnych ramion i począł przyglądać się obrusowi.
- Czy ty - wycedził - Czy ty Melusine Annabelle Pennifold zakochałaś się w innym mężczyźnie? - Właśnie zdał sobie sprawę, że odpowiedź na to pytanie była w stanie zrujnować resztki jego godności. O ile wcześniej uważał, że powinien ostrożnie przedostać się na drugą stronę przepaści, aby odbudować ich relacje, to obecnie był gotów rzucić się na ślepo. Bez zabezpieczenia, bez ambicji i planu. Po prostu ponownie zagościł w nim tamten impulsywny, arogancki, zuchwały i brawurowy Sirius Bosworth, w którym się zakochała i który jak wariat otaczał ją zewsząd miłością.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona również nie czuła się na tyle silna, by porozmawiać z Siriusem, a tym bardziej nie była na to gotowa. Te kilka dni, nie były wystarczające dla Melusine, która nie potrafiła nabrać dystansu do tego, że mężczyzna na nowo pojawił się w jej… w ich życiu. Siadając przy stole, przez chwilę dłonie ukryte miała pod jego blatem, zaciskając je w piąstki, by zaraz rozprostować palce. Zrobiła tak kilka razy, zbierając w sobie nikłe pokłady siły, bo te nie były wystarczające, aby powiedzieć mu wszystko. Dodatkowo nie potrafiła wyrzucić z głowy myśli, że obecnie każda decyzja jakiejby nie podjęli, odbije się nie tylko na nich, ale i dzieciach.
Byli odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale również za inne osoby, dlatego musiała ważyć słowa i zignorować deklarację, jaka padła z siriusowych ust, kiedy wszedł jej w zdanie. Mimo to uśmiechnęła się na to wyznanie, chociaż w geście tym kryło się dużo smutku. Bosworth wypowiadając to zdanie pod wpływem ogarniających go emocji, nie zdawał sobie prawdopodobnie sprawy, jak brzmiały dla kobiety. A ona nie chciała, aby wiedza o dziecku była jedynym powodem tego, że nie wyjechał, skoro w każdej innej sytuacji zrobiłby to bez wahania. Z tego też względu poprosiła May, aby ta nie mówiła synowi nic o Jasmine, podświadomie czując, że przyjdzie dzień, w którym ta dwójka się spotka. Sama Melusine poniekąd miała czyste sumienie, bo przez te lata dbała o to, by córka wiedziała o Siriusu jak najwięcej, zawsze przed snem opowiadała jej jedną z bajek, wplatając w nią informacje o ojcu. Odpowiadał na każde pytanie, które z czasem pojawiły się w umyśle córki, a których nie bała się wypowiadać. Chciała, żeby Bosworth był częścią życia dziewczynki, nawet jeśli nie był przy niej fizycznie.
Nie wiedziała, czego brunet oczekiwał. Nie miała pojęcia, że w głowie snuł plany, co do ich przyszłości, bo teraźniejszość wydawała się być tak niepewna, tak krucha i wciąż ulotna, że Melusine nie zastanawiała się nawet, co będzie dnia następnego, nie mówiąc o kolejnym tygodniu czy miesiącu. Jednym zdaniem nieświadomie pozbawiła go jakikolwiek złudzeń, wywołując nagłą reakcję. Zdumienie wymalowało się na twarzy kobiety, sięgając jasnych tęczówek. Wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami, kiedy pochwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie. Nawet nie próbowała się wyrywać, nie tylko dlatego, że fizycznie nie miała z nim szans, ale zywczajnie była zaskoczona do tego stopnia, iż nie potrafiła wykonać nawet najmniejszego gestu.
Przemawiała przez niego złość, wręcz wściekłość, która zmieniła kolor jego oczu w czerń. Tak naprawdę nie spodziewała się z jego strony, aż tak gwałtownej reakcji, święcie przekonana o tym, że on również ułożył już sobie życie u boku matki Leo. Kiedy ją w końcu puścił, zrobiła dwa kroki w tył, wciąż milcząc. Nie mówiła nic przez kolejne kilkanaście sekund, jedynie się w niego wpatrując. Próbowała zrozumieć, jednak przychodziło jej to z trudem; ponownie w całej układance brakowało niektórych elementów. Potem zwrócił się do niej w sposób, który zawsze powodował drżenie serca, sprawiał, że po drobnym ciele rozlewała się fala gorąca, wywołując gęsią skórkę. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka.
Czy kochała Noah'a?
Tak bardzo - sama przed sobą - bała się udzielić odpowiedzi na to pytanie, a teraz Sirius wręcz jej wymagał. Uciekła wzrokiem przez dłuższą chwilę patrząc się w okno, za którym dostrzegła Jasmine i Leo, którzy prawdopodobnie bawili się w berka, biegając wokół roześmianej Mayi. Wskazówki zegara mozolnie poruszały się na jego tarczy, wydłużając każdą upływającą sekundę, jakby trwała wieczność. Kiedy wróciła spojrzeniem do oczu bruneta twarz miała spiętą, a dodatkowo wypraną z jakichkolwiek emocji.
- Nie - jedno słowo, trzy litery, mocne uderzenie serca i to "ale", które chociaż nie opuściło malinowych ust, to zawisło w powietrzu. - Nie możesz tak po prostu pojawiać się na chwilę, mieszać w naszym życiu tylko po to, żeby wrócić do Hiszpanii, do swojego życia jakie tam prowadzisz z Leo u boku jego matki. Tak nie można, Sirius. - dodała, zdradzając jaka obawa się w niej kryła, zupełnie nieświadoma tego, że wyciągnęła błędne wnioski. - Nie kocham Noah, jednak czuje się przy nim dobrze. Dba o mnie i o Jasmine. Po prostu jest, wtedy kiedy go potrzebuje. Coś nas łączy, nawet jeśli to nie miłość. - wyjaśniła, nie chcąc dopuścić, aby pojawiły się w tej kwestii, jakieś niedomówienia. Sirius, jakiego znała wykorzystałby każde.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sytuacja Siriusa była znacznie bardziej skomplikowana, niż u kobiety. Po pierwsze od pięciu lat nie zaangażował się w żadną, poważną relację. Sporadyczne przygody stanowiły dla niego jedynie zaspokojenie potrzeb fizjologicznych i dalekie były od tego, co niegdyś przeżywał u boku Melusine. Tamten seks był inny: pełen namiętności i wirujących zewsząd uczuć.
- Nie jestem z matką Leo - wycedził, usiłując zapanować nad tymi wszystkimi emocjami, które przyczyniły się do powstania zamętu w sercu Siriusa. Po tym jak dowiedział się od Very, że ich wybryk zakończył się pozytywnym wynikiem testu ciążowego, sądził że już nic nie mogło zaburzyć jego rutyny. Tymczasem wiadomość o drugim dziecku i ślubie Melusine przyczyniła się do tego, że poczuł, jakby stracił grunt pod nogami. Nie wiedział co powinien myśleć, a tym bardziej co robić, więc po prostu się wściekał. I mówił prawdę. - Ja byłem samotny i zmęczony codziennością bez ciebie, a ona zdruzgotana po zdradzie męża. Prowadziła zajęcia z garncarstwa w galerii w Madrycie. Zrobiliśmy to podczas wernisażu. Po pijaku w moim biurze. - Nabrał powietrza i zebrał się na odwagę, aby stanąć przodem do Melusine. Oparł się tyłem o stół i skrzyżował ramiona. Minę miał tęgą, a oczy nadal spowijała czerń, chociaż momentami zachodziły mgłą, jakby właśnie drążył we własnych wspomnieniach. Przemielił ślinę i osadził surowe spojrzenie na kobiecie. - Trzy miesiące później powiedziała, że jest w ciąży. Pogodziła się z mężem, ale dał jej ultimatum - miała pozbyć się dziecka. Była zdesperowana i zaproponowała aborcje na własny koszt. Nie zgodziłem się - kolejne westchnienie tym bardziej o wiele cięższe i dramatyczne - Vera wywołała poród w siódmym miesiącu, porzuciła Leo i wyjechała. Przez pierwsze tygodnie widziałem go tylko przez inkubator. Nie mów mi co można, a co nie można, bo odkąd zostałem sam z synem, to mam wrażenie, że wiem to najlepiej.. - Pokręcił głową.
Bycie samotnym ojcem odcisnęło duże piętno na Siriusie. W Madrycie nie miał do kogo zwrócić się o pomoc. Inni dyrektorzy zarzekali się, że w ich domu dziećmi zajmowały się kobiety, więc czerpał wiedzę z for internetowych i poradników. Niejednokrotnie przechodził załamanie nerwowe, kiedy Leo nie pozwalał mu przespać kolejnej nocy z rzędu: miał gorączkę, kolkę, biegunkę lub po prostu wołał o jedzenie. W międzyczasie okazało się, że nie tolerował wszystkich produktów, więc zdarzała mu się brzydka wysypka. Najgorsze było pierwsze pół roku. Sirius uczył się Leo i nadgorliwie reagował na każdy sygnał. Potem zatrudnił nianię i wrócił do stacjonarnej pracy w biurze.
Delikatny uśmiech ozdobił twarz Siriusa, kiedy Melusine stwierdziła, że nie kochała Noah. Nie zmieniało to ich położenia, jednak zaszczepiło w sercu mężczyzny nadzieję; nadzieję, że mógł jeszcze coś zmienić.
- Kochasz mnie jeszcze? - zapytał, choć szczerze obawiał się tej odpowiedzi. Mimo tego odbił się od blatu i podszedł do kobiety. Zminimalizował ich odległość i już chciał pochwycić jej ramiona, kiedy pomieszczenie wypełnił dźwięk otwieranych drzwi. W progu stanęła Maya. Drżące ręce mocno zaciskała na ramionach dzieci. Jasmine miała pękniętą wargę, a Leo siniaka pod okiem. Ten widok wytrącił Siriusa z pantałyku. Jego zdenerwowanie całkowicie ustąpiła miejsca rezygnacji i zmęczeniu, jednak zanim zdążył zareagować, Melusine uklękła przed dziećmi i jednocześnie ujęła w dłonie ich zranione twarze. Wtedy poczuł się jeszcze gorzej. Właśnie tracił kobietę, która z matczyną troską potrafiła zaopiekować się obcym chłopcem.
Ku zaskoczeniu Mayi i Leo, wyszedł z kuchni. Humor miał podły, dlatego wolał nie znajdować się w zasięgu wzroku dzieci. Potrzebował świeżego powietrza. Stanął na tarasie i zapalił papierosa. Wkrótce dołączyła do niego Maya. Nie musiała pytać, aby wiedzieć o czym rozmawiał z Melusine. Mimo tego zlekceważyła zły nastrój syna i po prostu poinformowała go, że wspólnie z Melusine zamierzały wybrać się na zakupy do centrum Kennewick. Musiał zająć się Jasmine i Leo.
Pół godziny później siedział po środku salonu z dwójką, wpatrujących się w niego dzieci, pomiędzy które zapobiegawczo wetknął krzesło. Cieszył się, że miał okazję lepiej poznać Jasminie, lecz miniona rozmowa wciąż dominowała wśród emocji Siriusa. Początkowo nie mógł się skupić na niczym innym, niż wizji ślubu Melusine. Jego Melusine.
- Pobawimy się w księśniczki? - zapytała Jasminie, przerywający tę napięta i niewygodną chwilę ciszy. Ostentacyjnie spojrzała wpierw na brata, a potem ochoczo na ojca.
- Ty jesteś ropuchą. Ropuchy to nie księżniczki. Nie można tak - wtrącił Leo. Chłopiec był młodszy o rok, dlatego jego składnia zdań często mijała się z prawidłową gramatyką i logiką.
- Sam jesteś łopucha! - Dziewczyna szturchnęła krzesło, które zaczęło chylić się ku Leo. Na szczęście Sirius zdążył w porę je złapać i rzucił dzieciom karcące spojrzenie. Pod jego wpływem oboje prychnęli i odwrócili twarze tak, aby na siebie nie patrzeć. W ich zachowaniu było wiele nienaturalnego dla tego wieku uporu i dumy.
Przez kolejna godzinę robili gofry. Okazało się, że gdy dzieci były wystarczająco zaaprobowane przez uwagę Siriusa, to przestawały ze sobą rywalizować. Nawet Leo zgodził się podać Jasmine drewnianą łyżkę, a ona wsparła go, kiedy wspinał się na stołek, aby dosypać do plastikowej misy mąki. Kuchnia wyglądała jak po wybuchu bomby, ale pomimo tego w pełni szczęśliwy usiedli i zjedli, uprzednio brudząc się dżemem brzoskwiniowym i bitą śmietaną. Potem poszli do salonu, gdzie Leo stwierdził, że jednak mogą pobawić się w księżniczki, ale zaproponował dla siebie rolę Ironmena, który stanie na ich straży. Sirius podpalał ten pomysł i stwierdził, że zostanie Zieloną Latarnią, lecz Jasmine zrównała plany ojca z własnymi. Miał być Królewną Śnieżką. I koniec. Lecz Sirius Bosworth był konsekwentnym, stuprocentowym mężczyzną, do którego nie pasowała sukienka, ale jednocześnie nigdy nie zraniłby uczuć żadnej młodej damy, więc zgodnie ze swoim indywidualnym kodeksem... został księżniczką.
Gdy do domu wróciła Melusine i Maya, siedział na podłodze przed stolikiem kawowym. Właśnie, ubrany w sukienkę mamy Jasmine z krzywym koczkiem na głowie, uczestniczył w wyimaginowanym, herbacianym przyjęciu. Blat był pokryty zastawą babci, w której znajdowały się podarte kartki oraz niedojedzone naleśniki. Wśród gości znalazł się również Pan Jednorożec, plastikowy Hulk i Spiderman oraz Leo, któremu Sirius cieniami do powiek Melusine narysował na twarzy maskę Ironmena. Syn natomiast pomalował mu usta szminką, chociaż bardziej przypominał kobietę z klubu dla transwestytów, aniżeli dystyngowaną arystokratkę.
W czasie zabawy dowiedział się od Jasmine, że sukienka była prezentem od Noah, dlatego kompletnie nie przejmował się, kiedy słyszał, jak materiał zaczął drżeć się na szwach. Czasami nawet celowo poruszył się bardziej gwałtownie, aby zerwać parę nitek po jednej, albo po drugiej stronie. Nie powstrzymała go nawet metką Chanel.
- Sirius! - krzyk Mayi, po którym rozbrzmiał się jej długi śmiech zaalarmował, że należało kończyć zabawę. Sirius odwrócił się w stronę kobiet, po czym spokojnie udał, że dopił herbatkę z pustej filiżanki. Następnie wstał.
- Czas kończyć przyjęcie. Księżniczko Jasmine, Irionmenie, Jednorożcu, Halku i Supermenie, bawiłam się z wami cudowne. Jednak powinnam się już zbierać. Inni goście przyszli - mówiąc to, skinął głową w stronę wszystkich osób znajdujących się przy stole - również tych nieożywionych. Następnie wyprasował dłońmi materiał sukni i w milczeniu minął Maye oraz Melusine. Tej drugiej posłał krótkie, surowe spojrzenie. Mimowolnie ponownie pomyślał o tym, że wkrótce wychodziła za mąż.
Gdy opuścił salon słyszał zawodzenie dzieci. Potem, tak absurdalnie do poprzedniej reakcji, Jasmine i Leo zanieśli się śmiechem, bo babcia wręczyła im czekoladowe figurki.
Sirius skrył się w pokoju, który na weekend należał do Melusine i Jasmine. Wyszedł na balkon i pobieżnie starł z ust szminkę. Następnie zapalił papierosa.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwsze słowa wypowiedziane przez Siriusa wywołały u kobiety dziwną, niezrozumiałą, wręcz irracjonalną… ulgę? Kiedy zdała sobie sprawę z uczucia, jakie nią zawładnęło, w tej samej sekundzie poczuła do siebie odrazę. Tak naprawdę powinna była mu, a właściwie Leo, współczuć, bo to oznaczało, że chłopiec, podobnie jak Jasmine, pozbawiony był obecności jednego rodzica w swoim życiu. Taka sytuacja, niezależnie od powodu z jakiego wynikała, była zwyczajnie przykra i krzywdząca dla dziecka, które było w tym wszystkim najmniej winne. Im mężczyzna bardziej zagłębiał się w swoją opowieść, tym większe wyrzuty sumienia odczuwała.
Słuchała go w milczeniu, co jakiś czas maltretując dolną wargę, która pod wpływem tej tortury nabrała ciemniejszego odcienia. Dopiero teraz zdała sobie tak naprawdę sprawę, jak ciężko mu było przez ten czas, choć poniekąd się tego domyślała. Nie sądziła tylko, że kryje się za tym aż tak tragiczna historia. Serce w piersi Melusine co chwilę zwalniało tempo bicia, aby następnie uderzyć z pełną mocą, z trudem powstrzymywała też łzy; te lśniły w jasnych talerzach oczu, stając gulą w gardle. W pierwszym odruchu chciała podejść do Siriusa, przytulić go, złożyć na drżących wargach pocałunek i zapewnić, że teraz wszystko będzie już w porządku, jednak zadławiła w sobie tą zrodzoną w sercu potrzebę. Wiedziała, że nie może przekroczyć tej niewidzialnej granicy, bo to byłoby jednoznaczne ze zburzeniem muru, jakim przez te lata się otoczyła. Trudno było jej patrzeć na bruneta ze świadomością, że zmusiła go do rozdrapywania ran, zaglądania w przeszłość, która nie była wymalowana jasnymi barwami. Pod tym względem Melusine miała znacznie prościej, była otoczona ludźmi u których znajdowała wsparcie oraz pomoc, gdy jej potrzebowała. On był sam.
Bliżej nieokreślony dźwięk wydobył się spomiędzy malinowych ust, gdy skończył mówić, a potem zapanowała między nimi cisza. Ciężka, przytłaczająca, pełna emocji, niewypowiedzianych słów oraz gestów, których Melusine nie okazała, po raz kolejny tchórząc. Była cholernym tchórzem! I to nie zmieniło się na przestrzeni lat. Bosworth zapewne zda sobie z tego w końcu sprawę, chociaż póki co, żył jeszcze w błogiej niezawodności, nawet jeśli jego uwadze nie umknęła ta walka jaką brunetka toczyła sama ze sobą. Zdradzały ją drobne, nerwowe tiki - jak przygryzanie wargi, niespokojne ruchy dłoni, czy ciągła walka z kosmykiem włosów, który wciąż zakładała za ucho, a ten uparcie ponownie opadał na jej twarz. Wiedząc, że nie może pozwolić sobie na okazanie śmielszych odruchów w jego kierunku, po prostu stała wpatrując się w niego z nieukrywanym współczuciem, bólem i troską. Gdzieś pośród tych uczuć skryta była również miłość, którą nie przestała go darzyć, chociaż obecnie się przed nią wzbraniała. Wszystko to mówiło więcej niż tysiąc słów; nie potrafiła znaleźć odpowiednich, by w jakikolwiek sposób skomentować to czym się z nią podzielił.
Była tak bardzo przejęta sytuacja Siriusa i Leo, poświęcając im znacznie więcej myśli niż wcześniej, że nie zdołała tego zarejestrować, a mężczyzna znalazł się tuż przed nią, wyciągając ku niej dłonie. Spięła się lekko, jednak pozostała w miejscu, jakby w oczekiwaniu, wstrzymała nawet oddech, gotowa przyjąć jego dotyk, jednak wciąż nie odpowiadając na zadane pytanie, ale wtedy do ich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Sekundę później w progu stanęła May z dziećmi, które, patrząc na to jak się prezentowały, zapewne po raz kolejny się pobiły. Widok ten wywołał u Melusine automatyczną reakcję. Mijając bruneta, podeszła do pociech, kładąc na ich twarzach własne dłonie. Sądziła, że Leo może uciec przed jej dotykiem, ale na szczęście tak się nie stało, obdarzyła chłopca ciepłym, pełnym troski, aczkolwiek ciepłym uśmiechem.
- Musimy się koniecznie tym zająć - oznajmiła, tym samym odwracając uwagę czterolatka od ojca, który postanowił po prostu wyjść. - Tobą też, młoda damo - zwróciła się do córki, kciukiem lekko wycierając dwie krople krwi. Sekundę później Melusine wraz z dziećmi zniknęła w łazience, doprowadzając ich do względnego porządku, jednocześnie wymuszając na nich obietnicę, że pod jej nieobecność będą grzeczni. Maya już wcześniej poprosiła ją, by po obiedzie pojechały do miasteczka, bo trzeba było kupić kilka rzeczy oraz uzupełnić zapasy karmy dla zwierząt. Brunetka nie mogła się nie zgodzić i takim sposobem, Leo i Jasmine zostali z ojcem.

Dwie godziny później Pennifold siedziała za kierownicą pickupa, jadąc piaszczystą drogą, wracały już na farmę. Wciąż czuła na sobie spojrzenie Mayi czy to podczas podróży do miasteczka, czy w czasie zakupów i do tej pory zwyczajnie je ignorowała, ostatecznie nie wytrzymując, gdy kobieta ostentacyjnie odkaszlnęła.
- No co?! - zapytała, może trochę zbyt nerwowo, mocniej zaciskając palce na kierownicy. Podejrzewała, co matka Siriusa chce jej powiedzieć, bo przecież to było bardziej niż oczywiste, znały się tyle lat, ale nie była pewna czy jest gotowa usłyszeć to z jej ust.
- On cię nadal kocha, Melusine. Widać to w jego spojrzeniu - oznajmiła, wyraźnie zadowolona z faktu, że mogła to w końcu powiedzieć, co spotkało się z głośnym, aczkolwiek ciężkim westchnieniem brunetki. Ona też była tego bardziej niż pewna, ale czy cena tej miłości nie była za duża? Mogli przecież skrzywdzić tak dużo osób, mogła skrzywdzić Noah'a. Mimo, że go nie kochała, to mężczyzna nadal był ważną częścią jej nowego życia.
- May, wiesz, że to wszystko jest bardziej skomplikowane. Minęło trochę lat, wiele się zmieniło, my się zmieniliśmy - odpowiedziała smutno, bo chociaż w porównaniu z Siriusem sprawiała wrażenie spokojnej i opanowanej, to w rzeczywistości drzemiące w niej uczucia, rozdzierały ją od środka, trawiąc każdy atom z jakich się składała.
- Swoje wiem, a wy ciągle jesteście jak dzieci - stwierdziła, tonem, który ucinał wszelkie dyskusje; na nie Melusine nie miała siły. Z piskiem wydłużonych już tarcz hamulcowych zatrzymały się na podwórzu. Brunetka wyciągnęła z auta kilka toreb, po czym ruszyła za May do domu o mało nie uderzając w jej plecy, kiedy ta nagle zatrzymała się. Pierwszym co rzuciło się Pennifold w oczy to rozsypana - nawet przy wejściu - mąka w której widniały ślady małych stóp. Mimowolnie ściągnęła brwi, kierując swoje spojrzenie na kuchnię, która wyglądała jakby wybuchła w niej mini bomba atomowa, a następnie niebieskie tęczówki przenosiła salon, zaalarmowana krzykiem Mayi. W kolejnej sekundzie obie zanosiły się głośnym śmiechem widząc wyprawione przyjęcie i Siriusa ubranego w jej sukienkę z gustowną fryzurą oraz makijażem, chociaż ten nie dorównywał temu, jaki Leo miał na swojej buzi. Nie mogła uwierzyć w to, czego były świadkiem, bo choć wiedziała, że Sirius miewał szalone pomysły, tak dziś przeszedł samego siebie.
- Zajmiesz się dziećmi? - zwróciła się do May, odkładając zakupy na kuchenny stół, na co kobieta przytaknęła głową, wiedząc, że niezależnie od jej odpowiedzi Mel i tak popędzi na górę; pytając, pokonała już pierwsze dwa schody.
Weszła w jedyne pomieszczenie z otwartymi drzwiami, którym był pokój zajmowany przez nią i Jasmine. Dostrzegła sylwetkę mężczyzny na balkonie, jeszcze przez chwilę wahając się czy powinna do niego podejść, po tym, jakim spojrzeniem ją obdarzył.
- Wiesz, że ta sukienka była warta moje dwie pensje? - zapytała nawet jeśli nie przywiązywała do tego dużej wagi. Stanęła tuż obok niego, jednak nie zawiesiła na nim wzroku. Uparcie wpatrywała się za to w malujący się przed nimi krajobraz, słońce znajdowało się coraz niżej - powoli zapadał zmrok.
- Dlaczego jesteś zły? - kolejne pytanie opuściło malinowe usta, ale tym razem zwróciła twarz ku niemu. Nie do końca rozumiała jego złość, bo podobnie jak ona, on również nie mógł się łudzić, że po powrocie będzie między nimi, tak jak kiedyś. Przecież to była przeszłość. Wtedy prawie im się udało, ale prawie nigdy nie jest wystarczające.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius nie zdążył porozmawiać z mamą na temat Melusine, dlatego wciąż nie był pewny, czy po takim czasie była skłonna stać po jego stronie. W prawdzie minęło pięć lat i Maya doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nikt jej syna do wyjazdu nie zmuszał. Podjął samodzielną decyzję, choć ta obecnie zbierała swoje żniwo w oczach niewinnej Jasmine.
Wzdrygnął się, kiedy usłyszał odgłos kroków za plecami. mimo tego ani na chwilę nie oderwał spojrzenia od roztaczającej się panoramy pól Kennewick. Miał wrażenie, że tylko one nie zmieniły się na przestrzeni ostatnich miesięcy. Wyglądały identycznie jak w dniu, w którym był w tym miejscu po raz ostatni. Nawet facelia kwitła tak samo, jak wtedy.
Zaciągnął się papierosem i wypuścił dym w przestrzeń. W tym samym momencie usłyszał pytanie Melusine i mimowolnie spojrzał na sukienkę. Jedno ramiączko było zerwane, materiał w biodrach znacznie się rozciągnął, a na szwach popękał. Poza tym ubranie nosiło widoczne plamy od cieni do oczu oraz szminki, którą Leo manewrował niezwykle opornie. Kilkukrotnie dźgnął ojca tu i ówdzie zanim ostatecznie pomalował mu usta.
- To nie twój kolor - stwierdził, po czym wetknął papierosa pomiędzy zęby i zsunął z siebie sukienkę. Ubranie upadło na kafelkową podłogę, jednak nie fatygował się, aby je podnieść. Zamiast tego oparł się łokciem o balustradę i po raz kolejny zaciągnął się tytoniem. Stał pół nagi, prezentując Melusine tors trochę obszerniejszy, niż przed pięcioma laty, bliznę po wycięciu wyrostka robaczkowego oraz drugą, podłużną na lewym ramieniu. Wywrócił się na lodowisku i ktoś niefortunnie najechał na niego łyżwą.
- Nie jestem zły. Jestem sobą - odpowiedział. Sirius nie minął się z prawdą, bo właśnie w taki sposób odnosił się do obcych kobiet. A Melusine bez wątpienia była mu już obca i choć dogłębnie go to raniło, to próbował wbić sobie ten fakt do głowy. W dniu wyjazdu stracił wszelkie przywileje; stracił prawo do celebrowania miłości i obchodzenia się z kobietą, jakby stanowiła jego własność. Łączyło ich dziecko, jednak mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy powinien używać Jasmine jako argumentu. Była tylko niewinną dziewczynką, której matka zapewniła bezpieczeństwo u boku innego mężczyzny' u boku kogoś statecznego i pompatycznego; kogoś kto prawdopodobnie był przeciwieństwem Siriusa Boswortha.
Ponownie skosztował dymu i zgasił niedopałek, uprzednio wrzucając go do pustej doniczki. Zignorował jej spojrzenie i wszedł do środka. Obok na wpół rozpakowanej walizki Melusine, w której Jasmine szukała kreacji dla ojca, leżały jego spodnie i bluza. Pośpiesznie naciągnął dresy na nogi.
- Pod koniec sierpnia wracam do Madrytu - oznajmił, jednocześnie łapiąc się za biodra. Oddech miał krótki, mięśnie spięte, a ciemnymi oczami utkwił w sylwetce Melusine. Zacisnął usta i przemielił ślinę. Przez moment zastanawiał się, jak powinien odnieść swoje aktualne życie do tego, co zastał w Seattle; jak powinien zatrzymać kołchoz, który rozdzierał jego serce na strzępy. Jeżeli wcześniej sądził, ze było mu ciężko wychowywać samotnie Leo, to obecnie przechodził przez wewnętrzną agonię. Nie akceptował obecnych wydarzeń, a jednocześnie zdawał sobie sprawę, że musiał zachować dystans - potrzebny jemu i Melusine.
Nabrał powietrza i wbrew temu co myślał, podszedł do kobiety i dźgnął ją w biodro. Trochę zbyt gwałtownie, trochę złośliwie i nagannie. Następnie złapał za tamto miejsce i kurczowo zacisnął na nim palce.
Nie poślubię nikogo, poza Siriusem Bosworthem - niema aluzja rozlała się w oczach Siriusa, choć nie wypowiedział tego na głos. Uśmiechnął się żałośnie.
- Wszystkiego najlepszego, Melusine. Gratulacje. Wychodzisz za mąż. - Odpuścił. Oddalił się od Melusine i pochwycił w dłonie bluzę.

autor

P o l a

Gość

Post

Maya nigdy nie przestała stać za synem. Co jakiś czas postać Siriusa przewijała się w rozmowach kobiet, w których uczestniczyła również Melodii, gdzie pani Bosworth wciąż nakłaniała Melusine do zastanowienia się nad tym, czy decyzja jaką podjęła ona pięć lat temu jest właściwą. I do tej pory brunetka nie miała co do tego wątpliwości. Te po raz pierwszy pojawiały się w momencie, kiedy po tak długim czasie miała okazję spojrzeć w znajome, czekoladowe tęczówki, a potęgowała je każda kolejna chwila, w której przebywała w towarzystwie mężczyzny. Dodatkowo okazało się, że mur jakim się otoczyła nie był wystarczająco mocny, bo zbyt łatwo i szybko zdała sobie sprawę z tego, że uczucia jakimi darzyła Siriusa wciąż w niej drzemią. Nie powinna była wchodzić za nim na górę, nie powinna dopuszczać do sytuacji, gdzie zostawali sam na sam, nie powinna godzić się na te wszystkie potrzeby, jakie rodziły się w jej sercu, gdy był blisko. Wielu rzeczy nie powinna była, ale jednocześnie jeszcze więcej chciała.
To było irracjonalne.
Czuła się dokładnie tak samo, jak siedem lat temu, kiedy przypadkowo spotkali się po raz pierwszy, i następnie, i kolejny. Każde z tych wydarzeń było szalone, nieprawdopodobne, niemożliwe, a jednak się wydarzyło. Sądziła, że jego powrót do Seattle należy umieścić gdzieś w tych kategoriach, tymczasem stał tuż obok. Był na wyciągnięcie dłoni - wystarczyło tylko go pochwycić, natomiast reszta zadziałaby się sama, tak jak zawsze.
Słysząc odpowiedź padającą z siriusowych ust, nie potrafiła się nie uśmiechnąć, a dodatkowo się z nim nie zgodzić. Noah był hojny i na ogół miał bardzo dobry gust, jednak sukienka, którą brunet zniszczył zupełnie do niej nie pasowała. Być może dlatego miała ją na sobie tylko raz, aby zrobić przyjemność partnerowi i zawsze zabierała na wieś, bo tu łatwo było o zniszczenia. Nawet łatwiej niż sądziła, bo w momencie kiedy Bosworth stanął przed nią prawie nagi, mimowolnie poczuła, jak uchodzi z niej odrobina determinacji, aby dbać o zachowanie między nimi dystansu. Instynktownie przemknęła spojrzeniem po jego odkrytym ciele, bez większych problemów odnajdując te wszystkie różnice; przygryzła dolną wargę.
- Sirius - zwróciła się do niego, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział. Może minęło sporo czasu, może zaszło w nich wiele zmian, ale wciąż jeszcze potrafiła odczytać z jego zachowania emocje, do których nie chciał lub nie potrafił się przyznać. Surowe spojrzenie, jakim ją obdarzył jednoznacznie wskazywało na to, że był zły - chciała wiedzieć dlaczego. Czy chodziło o to, że nie powiedziała mu o Jasmine? A może o ślub? Musiał powiedzieć jej to wprost, snucie domysłów w ich sytuacji - ich?! - mogło wywołać jeszcze więcej zamętu, a przecież już balansowali na równi pochyłej.
Ponownie podążyła za nim, chociaż wiedziała, że powinna odpuścić. Stanęła tuż przed wyjściem na balkon, jakby w zrezygnowaniu opuszczając ręce wzdłuż ciała. Usłyszała informacje, ale nie odpowiadała. W zasadzie nie zrobiła nic, po prostu stojąc i na niego patrząc. Podświadomie czuła, że tak właśnie będzie, że pojawił się tylko na chwilę. Nieświadomie zacisnęła usta w cienką linię, spinając mięśnie. Nie zamierzała go zatrzymywać, nie zamierzała mówić, że to będzie poniekąd cios dla Jasmine, nawet jeśli do tego czasu będzie próbowała ją na to przygotować, nie zamierzała używać własnego.. ich dziecka jako karty przetargowej i zmuszać go, by został. Nie zrobiła tego pięć lat temu i teraz też nie mogła.
Mimochodem wstrzymała oddech, kiedy do niej podszedł. Serce w piersi brunetki zatrzymało się dokładnie w tym samym momencie, w którym dźgnął ją w biodro, a następnie kurczowo zacisnął na nim palce. Ściągnęła brwi, zupełnie nie rozumiejąc tego gestu. Przez myśl nie przeszło jej, że w tak prosty sposób nawiązywał do zapisanego na ich ciałach kodeksu sprzed lat.
Pozwoliła, by wyszedł z pokoju. Zostawiając ją z wielkim mętlikiem myśli, ale i uczuć.

Sobotni poranek rozpoczął się od obowiązków. Melusine wstała skoro świt, przejmując większość zadań, jakie tego dnia spoczywały na barkach Mayi, a następnie zajęła się śniadaniem dla dwójki nicponi. I choć Leo początkowo nalegał, aby obudzić tatę, bo prawdopodobnie tylko przy nim czuł się bezpieczniej, kobiecie udało się odwieść go od tego pomysłu, a tak naprawdę przekupić naleśnikami w kształtach jakie sobie tylko zażyczy.
Stojąc przy kuchence, próbowała z ciasta stworzyć Ironmana, co jakiś czas przez ramię oglądając się na Leo i Jasmine. O ile dziewczynka wyglądała nawet względnie, tak twarz, a nawet włosy! chłopca zjadającego właśnie drugiego z rzędu naleśnika - ten był w kształcie dinozaura - ubrudzone były w dżemie, czekoladzie i bitej śmietanie. Melusine mimowolnie uśmiechnęła się szeroko na ten widok, wyciągając nos, w który coś ją zaswędziało; wymazała się ciastem, nie zdając sobie z tego sprawy.
- Chyba wam smakuję co, Leo? - zapytała, zwracając się bezpośrednio do czterolatka, który właśnie zrobił kolejnego kęsa, machając przy tym wesoło nogami.
- Fak. Tatuś nie umie takich w kształty. Robi tylko okrągłe - odparł, upychając naleśnika w policzki, byleby tylko udzieli udzielić grzecznie odpowiedzi, na co Mel się zaśmiała.
- Po jedzeniu czeka nas wizyta w łazience, więc proszę mi od razu nie uciekać od stołu, dobrze? - kolejne pytanie padło spomiędzy malinowych ust, brzmiąc odrobinę, jak ostrzeżenie.
- Dobrze, mamusiu - odpowiedziała Jasmine, chociaż po niej kobieta i tak spodziewała się niesubordynacji.
- Tak, mamusiu - zawtórował jej Leo, sprawiając, że po ciele brunetki rozlało się przyjemne ciepło, a sekundę później w kuchni pojawił się Sirius. Dzięki temu podtrzymując Jasmine przed gwałtowną reakcją, bo tej nie spodziewało się to w jaki sposób chłopiec zwrócił się do jej rodzicielki.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alternatywna rzeczywistość”