WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Kiedy skończyła się ogarniać, wyszła z szatni i ruszyła w kierunku wyjścia z budynku. Przy samym wyjściu dość niespodziewanie natknęła się na Darwina. Prawdę mówiąc, jego obecność nieco ją zdziwiła. Mężczyzna od jakiegoś czasu praktycznie nie dawał znaku życia. Elena wiedziała, że miał teraz sporo na głowie, w końcu został właścicielem całkiem dużego biznesu. — Witaj, nieznajomy— rzuciła na powitanie, gdy mężczyzna żwawo rzucił w jej kierunku. Sama przystanęła, aby zamienić z nim kilka słów. — Co sprowadza Cię do Swedish, Darw? Czyżbyś mnie śledził? — spytała i delikatnie uniosła jedną brew ku górze. Zgrabnie przestąpiła z nogi na nogę i skrzyżowała ręce wokół klatki piersiowej, a następnie zbadała go swoim bystrym wzrokiem. Musiała przyznać, że Darwin świetnie się dziś prezentował.
-
Darwin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Elena nie do końca darzyla go sympatią. Miała właściwie ku temu całkiem sporo powodów. Reputacja mężczyzny go wyprzedzała i chociaż do szpitala nie zaglądał szczególnie często, bo przy opatrywaniu dość często pomagał mu Sky, tak teraz starał się wkupić w łaski pięknej przyszłej pani doktor. Gdyby Elena nie była córką narkotykowego barona, życie Johnsona byłoby prostsze – bez większych skrupułów zaciągnąłby ją do łóżka albo zaprosił na kilka randek i kto wie, może nawet wyszłoby z tego coś poważniejszego, choć przelotne romanse znacznie bardziej pasowały do jego stylu życia. Kiedy na nikim ci nie zależy, nie masz słabości w którą mogą uderzyć twoi wrogowie. Jego szef przekonał się o tym w dość bolesny sposób. Darwin doskonale wiedział, ile razy celem była rodzina Clarence czy Russell. Tak więc na nikim mu nie zależało i zdecydowanie nie palił się do zakładania rodziny.
Dlaczego interesował się Eleną? Sprawa była prosta, jej ojciec chciał, by wróciła do Meksyku, a że Darwin robił z nim interesy, to zapewne dostawy najlepszej kokainy zależały od jej powrotu. Nie był z tego powodu zadowolony. Mógłby oczywiście wysłać jakiegoś człowieka, ale w sprawie tak delikatnej materii wolał chyba wziąć sprawy w swoje ręce. Wiedział, że miała dzisiaj dyżur, chociaż do szpitala przyszedł pod pretekstem oddawania krwi. Niestety Elena nie asystowała, tak jak na to liczył, więc pokręcił się po szpitalu z plikiem czekolad w dłoni, coby nie posądziła go o kłamstwo czy stalkowanie. Po jakimś czasie zauważył kobietę i uśmiechnął się pod nosem, faktycznie idąc w jej kierunku.
– Od razu śledził. Czy uważasz, że nie mogę być tutaj ze szlachetnych pobudek? Właśnie oddałem krew – zamachał jej czekoladą przed nosem, uśmiechając się niewinnie, ale odrobinę łobuzersko. – Jak będziesz dla mnie miła, to się nawet podzielę. Widać, że przyda ci się trochę wzmocnienia. Chyba miałaś męczący dyżur? – uniósł brew ku górze, lustrując ją wzrokiem. Nawet w zwykłych jeansach prezentowała się świetnie.
-
— Powiedzmy, że trochę Cię już znam i uważam, że szlachetne pobudki nie bardzo do Ciebie pasują. Oboje wiemy, że jesteś raczej typem spod ciemnej gwiazdy — przyznała i teatralnie wywróciła oczyma. Choć nie byli ze sobą blisko, to znali się nie od dziś. Ich rodziny przyjaźniły się i współpracowały ze sobą przez długie lata.
— To prawda, miałam ciężki dyżur, dlatego nie mam czasu na żadne gierki. Chciałabym wrócić do domu — odparła prosto z mostu. Nie widziała sensu, aby owijać w bawełnę. Zresztą, Darwin pewnie przywykł do jej opryskliwości. W końcu nigdy nie była dla niego jakoś szczególnie miła. — Potrzebujesz czegoś ode mnie czy mogę sobie iść? — tymi słowami usiłowała go delikatnie spławić, chociaż obawiała się, że Darwin tak łatwo nie da za wygraną. Odgarnęła pasmo swoich ciemnych włosów za ucho i ukradkiem spojrzała mu w oczy. Zastanawiała się, czy mężczyzna przyszedł tutaj w jakimś określonym celu. Miała nadzieję, że jej ojciec niczego nie kombinował. Ostatnio kilkukrotnie usiłował się z nią skontaktować, lecz Elena konsekwentnie unikała rozmowy. Nie zamierzała tracić na niego nerwów ani czasu.
-
– Och, Eleno, nie wiesz o mnie zupełnie nic – stwierdził niewinnie, uśmiechając się do niej bardzo uroczo, w jasnych oczach Johnsona pojawiły się niebezpieczne błyski. – Wbijasz mi nóż prosto w serce tymi słowami – teatralnie złapał się za pierś, ale zaraz zaśmiał się dźwięcznie i wywrócił teatralnie oczyma. – Jestem całkiem normalnym typem, a ty jesteś przewrażliwiona – rozłożył bezradnie ręce, a gdy wspomniała, że chciałaby wrócić do domu, pokiwał głową, jakby się zastanawiał nad czymś, o czym w gruncie rzeczy postanowił jeszcze zanim tutaj przyszedł.
– Niczego nie potrzebuję, ale w takim razie chętnie cię odprowadzę. Ulice Seattle są niebezpieczne o tej porze, lepiej żebyś nie wracała sama. Mogę zaoferować wspaniałe towarzystwo i tabliczkę czekolady gratis, bo sam tego nie przejem – wzruszył niewinnie ramionami, by uśmiechnąć się do niej przeuroczo. - No przecież cię nie zjem - wywrócił oczyma, bo zapewne widział jej niezbyt entuzjastyczną reakcję. Nie zamierzał się do niej wpraszać, ani nic w tym rodzaju, najzwyczajniej w świecie chciał zadbać o jej bezpieczeństwo.
-
— Może i nie znam się na wylot, ale wiem wystarczająco — skwitowała krótka i zacisnęła usta w wąską linię. Jego obecność coraz bardziej ją irytowała. Nie rozumiała, dlaczego tak się jej uczepił. Był całkiem przystojnym facetem, który z pewnością nie narzekał na brak powodzenia u przedstawicielek płci przeciwnej. Mógł spędzać ten czas w towarzystwie kogoś, kto był nim choć trochę zainteresowany. — Widzę, że nie opuszcza Cię dobry humor. To trochę irytujące — przyznała i delikatnie zmarszczyła czoło. Miała dziś zły dzień i naprawdę nie było jej do śmiechu. Zdecydowanie nie była dziś w nastroju do żartów.
— Nie potrzebuję niańki. Zresztą, przyjechałam dziś samochodem. Muszę Cię zmartwić, ale chyba musisz poszukać dziś innej ofiary. Ja nie jestem zainteresowana ani twoim towarzystwem, ani czekoladą — oznajmiła stanowczo i zrobiła dwa kroki do tyłu. Podniosła wzrok ku górze, a następnie posłała w jego kierunku niezbyt sympatyczne spojrzenie. Miała ochotę go wyminąć i sobie pójść, ale chyba zaczęła podobać jej się ta cała słowna potyczka. Musiała przyznać, że jego determinacja naprawdę ją zaskoczyła.
-
– Och, ale nie wiesz podstawowych rzeczy! Poza tym kilka bójek w klubach, a ty już wyrabiasz sobie na mój temat zdanie. Za każdym razem stawałem w obronie niewiasty. To nie ja kocham takie akcje, to one z jakiegoś powodu kochają mnie i dzieją się, gdy akurat zamawiam szkocką przy barze – wywrócił teatralnie oczyma, bo właściwie nie mijał się z prawdą. Oczywiście słowem klucz było zazwyczaj, bo jednak zdarzały się też bójki, które prowokował bez wyraźnego powodu, ale o tym Elena nie musiała wiedzieć.
– Jeśli dobry humor innych ludzi ci przeszkadza, to bardzo ci współczuję Eleno. Nigdy nie miałem cię za gbura – wzruszył ramionami i uśmiechnął się nieznacznie. Ona może nie była w nastroju do żartów, ale on jak najbardziej. Zawsze miał dość specyficzne poczucie humoru, a żartowanie w nieodpowiednich momentach nie raz sprawiło, że otarł się o śmierć, bo jednak interesy uwijał z dość niebezpiecznymi ludźmi.
– Nigdy nie twierdziłem, że potrzebujesz. Poza tym ofiary, serio? Czy ty masz mnie za jakiegoś Kubę Rozpruwacza? – uniósł jedną brew z rozbawieniem. – Nie rozumiem twojej niechęci. Za każdym razem jestem dla ciebie miły, a ty zachowujesz się jak mała złośnica – wywrócił oczyma które nadal błyszczały łobuzersko. Oczywiście był to lekki przytyk do jej wzrostu, ale sam był dość wysokim facetem, a ona nie szczędziła mu dziś uszczypliwości.
-
— Nie wierzę w przypadki. Zresztą, dlaczego czujesz potrzebę, żeby mi się tłumaczyć? Przecież nawet się nie znamy — mruknęła i przewróciła oczami. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego Darwin tak się jej uczepić. Była przecież dość przeciętną osobą. Z pozoru nie wyróżniała się niczym szczególnym, ponieważ bardzo o to dbała. Ze względu na mafijne powiązania starała się nie zwracać na siebie dużej uwagi.
— Nie znasz mnie i nie wiesz o mnie wielu rzeczy — zauważyła. Ogólnie rzecz biorąc, Elena była raczej łagodną i przyjaźnie nastawioną do innych istotą, lecz do czasu. Kiedy ktoś zalazł jej za skórę, nie potrafiła odpuścić. — Może tak, może nie — odparła wymijająco i posłała w jego kierunku chłodne spojrzenie. — Wiesz, jak mówią. Małe jest wredne. Zresztą, jesteś dorosłym, a nawet trochę przerośniętym facetem. Powinieneś to przełknąć. A teraz wybacz, śpieszy mi się do psa. Potrzebujesz czegoś ode mnie? — spytała, bo nie zamierzała tracić na niego więcej swojego cennego czasu.
-
– Bo muszę dbać o swoją reputację, a ty masz mnie za gnidę. Słaba reklama – wzruszył ramionami z szelmowskim uśmiechem przyglądając się kobiecie. Wydawał się niewzruszony. Poza tym może właśnie to, jak bardzo starała się wpasować ją wyróżniało? Kąciki ust mężczyzny drgnęły lekko.
– Ależ nie twierdzę, że wiem. Ale to działa w dwie strony. Może trzeba to zmienić? – poruszył brwiami z rozbawieniem – widać było, że jej irytacja nadal go bawiła. – Bardzo konkretna odpowiedź – wywrócił oczami, bo ta wymiana zdań sprawiała mu radość, kiedy jednak przyczepiła się do jego wzrostu, wybuchł szczerym śmiechem. Zupełnie szczerze, nie uważał, żeby był przerośnięty, był po prostu wysoki, a próby wjechania mu na ambicję przez coś, co było atutem najzwyczajniej w świecie go śmieszyły.
– Przerośniętym? Nie mów mi, że wolałabyś umawiać się z karłem – wywrócił oczyma, patrząc na nią uważnie. – Naprawdę aż tak mnie nie znosisz, co? – uniósł jedną brew, spoglądając na nią z ukosa.
-
— Mam gdzieś twoją reputację. Nie przychodź do mnie więcej, bo powoli zaczyna podchodzić to pod nękanie — burknęła zdenerwowana. Nie pamiętała, kiedy ostatnio ktoś tak bardzo działał jej na nerwy. Darwin doskonale testował jej cierpliwość. Może i Elena wyglądała na łagodną, ale tak jak każdy miała swoje granice. W tej chwili była bliska wybuchu. Wzięła głęboki wdech i policzyła do dziesięciu, aby trochę się uspokoić.
— Nie sądzę, nie mam ochoty bliżej Cię poznawać. Wiem wystarczająco, a z każdym słowem coraz bardziej pogrążasz się w moich oczach — odparła i odgarnęła pasmo swoich niesfornych włosów za ucho. Darwin skutecznie zespół jej humor na resztę dnia. Naprawdę liczyła na to, że spędzi dziś miły wieczór w domowym zaciszu. — Owszem, wolałabym pójść na randkę z karłem. Może przynajmniej nie byłby zapatrzonym w siebie bucem — stwierdziła, bo w tej chwili szybciej umówiłaby się nawet ze Świętym Mikołajem, niż z nim. Darwin znalazł się na jej czarnej liście, co w jej przypadku nie zdarzało się zbyt często
-
– Schlebiasz sobie, słonko. Nie jesteś moją jedyną znajomą w tym szpitalu – odparł, schylając się i zniżając głos do konspiracyjnego szeptu. – Poza tym o ile mi wiadomo, to każdy może przebywać w szpitalu, a ja oddawałem krew – przypomniał jej delikatnie, bo kobieta zdecydowanie nie była pępkiem świata, a w szpitalu jeszcze przecież pracowała jego ukochana siostra bliźniaczka.
– Och, ranisz me serce, Eleno – ponownie w dzisiejszej rozmowie złapał się za serce teatralnie, ale w oczach mężczyzny nadal czaiły się diabelskie ogniki. Zaśmiał się tubalnie, gdy tylko oświadczyła, że wolałaby iść na randkę z karłem. Cóż. Jej wybór. – W takim razie miłego randkowania z karłami, Eleno – zaśmiał się cicho i wyminął ją zgrabnie, by jeszcze faktycznie zajrzeć do swojej siostry, do pokoju lekarskiego.
ztx2
-
Od incydentu z Eleną minęło parę dni. W tym czasie Darwin zdążył polecieć na Bali, pewnie pocieszył się w ramionach jakichś pięknych kobiet, które tam poznał (bo niestety Nicholas i Joe postanowili być zajęci swoimi kobietami, które niespodziewanie do nich przyleciały) i zdążył swoją siostrę pobrać z Russellem, za co prawdopodobnie miało się mu dostać od rodziców, ale skoro chcieli to nie widział ku temu szczególnych przeszkód. I tak mieli przecież zamiar machnąć jakąś super ceremonię z weselem i morzem alkoholu. Niestety, gdy wrócili, niemal od razu dostali dość przykre wieści odnośnie Abla, którego napadnięto w jednym z klubów. Johnson nie pchał się do kumpla od razu. Odczekał jakiś czas, mając nadzieję, że całe tłumy rodziny, kobiet i innych takich się już przewiną przez jego salę i z jakimiś balonami przyjechał do szpitala, żeby O’Donellowi było raźniej. Zamierzał go też wprowadzić w najświeższe ploteczki, bo czemu by nie miał tego zrobić? Abe na pewno chętnie posłucha, right?
Tak czy siak właśnie kroczył korytarzem w stronę bardzo konkretnej sali, uśmiechając się pod nosem właśnie z owymi balonami w kształtach serduszek i innych takich – uważał że to znacznie zabawniejsze niż jakieś kwiatki czy kartki z napisami „Get well soon”. Odetchnął głęboko i przystanął widząc Elenę. Miał zamiar się schować i tak też uczynił, ale niestety ciężko było go nie dostrzec za stojakiem na kroplówkę, za którym stanął. Kiedy więc ich spojrzenia się skrzyżowały, zaczął udawać, że ową rzecz dekoruje, ale w końcu westchnął ciężko i zaplątany w balony niemal wpadł na Elenę.
– O, to ty. Nie zauważyłem cię – oświadczył trochę sucho, rozkładając ręce bezradnie ręce. Mimo to, widać było, że nawet nie zażartował przy tym z jej krasnalego wzrostu ani nic w tym stylu, a spojrzenie Johnsona było dość poważne. Trochę nie był sobą, ale w gruncie rzeczy naprawdę się martwił. Abe był ważną częścią ich paczki i naprawdę sądził, że porwanie Joe i obecna akcja z Abem trochę się łączyły. Darwi nie tyle bał się, że będzie następny, co po prostu martwił się o swoich przyjaciół.
-
No cóż, trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do Darwina, Elena ostatnie dni spędziła w bardzo typowy dla siebie sposób. Miała mieć trochę wolnego, ale stwierdziła, że weźmie sobie kilka dodatkowych dyżurów. W końcu i tak cierpiała na nadmiar wolnego czasu. W gruncie rzeczy Solano czuła się w Seattle dość samotna. Owszem, miała wielu znajomych, ale nikt nie wiedział, kim Elena była naprawdę. Nie mogła się narażać, dlatego już lata temu stała się patologiczną kłamczuchą. Uważała, że to jedyna opcja na to, żeby zachować względne bezpieczeństwo. Jakiś czas temu jej ojciec ponownie usiłował się z nią skontaktować, lecz Elle konsekwentnie nie odbierała telefonu. Elena podejrzewała, że mężczyzna szczegółowo namierzył jej lokalizację. Wiedziała, że poważnie powinna rozważyć przeprowadzkę, ale nie chciała od tak zostawić wszystkiego, co budowała przez lata.
Dziś w pracy Elena była mocno rozkojarzona. Udawała, że wszystko było w porządku, ale zdecydowanie nie była sobą. Kiedy wybiła dziewiętnasta, była szczęśliwa, ponieważ nareszcie mogła wrócić do domu. Czuła się zmęczona i potrzebowała trochę czasu w samotności. Planowała wypalić kilka fajek i wypić butelkę dobrego wina, ponieważ dokładnie tego potrzebowała. Gdy skończyła rozmawiać z pacjentem, ruszyła w kierunku szatni. Miała właśnie wziąć szybki prysznic i zmienić ubranie. Kiedy szła korytarzem, wydawało jej się, że dostrzegła Darwina. Ostatecznie stwierdziła jednak, że to nie on. Przeszła kawałek, a następnie cofnęła, aby nieco uważniej przyjrzeć się mężczyźnie, który chował się za kroplówką.
— Wybrałeś sobie kiepskie miejsca na kryjówkę — rzuciła z rozbawieniem i uśmiechnęła się nieznacznie. Przystanęła na chwilę i skrzyżowała ręce wokół klatki piersiowej. — Przyszedłeś kogoś odwiedzić? — spytała i delikatnie zmarszczyła brwi, a głową skinęła w kierunku balonów, które jakoś nieszczególnie pasowały jej do osoby Darwina.
-
Tak czy siak, kiedy kobieta oceniła jego kryjówkę, wywrócił teatralnie oczyma. A może on po prostu bardzo pilnie potrzebował powiesić balony na tym… Czymś, bo obstawiam, że sam Darwin nie do końca miał pojęcie, za czym w tym momencie się chował.
– To nie kryjówka. Poza tym nie chciałbym znowu dostać w twarz – wzruszył ramionami, bo jednak to, co odwaliła w klubie przechodziło jego własne, Darwinowe pojęcie. Tym razem naprawdę nie zrobił nic złego, a miał na swoim koncie sporo niezbyt pochlebnych uczynków, umówmy się. Spojrzał na balony, które dzierżył w dłoni.
– Nie, postanowiłem zacząć je sprzedawać – rzucił pół żartem, jak zawsze zasłaniając się humorem, gdy coś go gnębiło. Koniec końców rozmasował skronie i skinął głową, poważniejąc znacznie i patrząc w ciemne oczy kobiety.
– Mój przyjaciel został dotkliwie pobity. Pomyślałem że zamiast kartek czy innych dupereli przyniosę mu balony. Przyniósłbym whisky, ale przy uśmierzających ból lekach to raczej kiepska opcja – uniósł kąciki ust w górę i wzruszył lekko ramionami. W sumie nie widział powodu, by ją okłamywać i tak mogłaby się z łatwością dowiedzieć, do kogo poszedł w odwiedziny.
-
Czy myśli Eleny krążyły wokół pamiętnej nocy w klubie Darwina? Owszem, brunetka wciąż nie mogła uwierzyć w to, że straciła nad sobą kontrolę. Wiedziała, że popełniła ogromny błąd. Nie powinna była go całować, w końcu chciała, żeby Johnson na dobre zniknął z jej życia. Solano cały czas usiłowała dojść do tego, czego Darwin od niej chciał. Mimo wszystko, musiała przyznać, że ich pocałunek był naprawdę niezły i z pewnością stanowił zaproszenie do czegoś więcej.
— Och, nie dramatyzuj! Oboje wiemy, że dostawanie w pysk to twoja specjalność. Tak się poznaliśmy, pamiętasz? Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło — skwitowała krótko i delikatnie przechyliła głowę w bok, uważnie mu się przy tym przyglądając. Od razu dostrzegła to, że jego skóra była delikatnie muśnięta słońcem. Podejrzewała, że Darwin zaliczył krótką wycieczkę w jakieś ciepłe miejsce, ponieważ wiosenna pogoda w Seattle zdecydowanie nie rozpieszczała. Gdy usłyszała jego kolejne słowa, delikatnie zmarszczyła brwi. Choć nie miała pewności, to domyślała się o kim mówił Darwin.
— Alkohol i leki przeciwbólowe to złe połączenie. A odnośnie twojego przyjaciela, to bardzo mi przykro. Ale jestem pewna, że z tego wyjdzie, jest wzorowym pacjentem — odparła i uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Odgarnęła pasmo swoich ciemnych włosów i dyskretnie spojrzała w jego głębokie oczy. — Gdybyś potem potrzebował towarzystwa, to kończę właśnie dyżur — rzuciła bardziej z grzeczności, nie przypuszczając, że Darwin może przyjąć jej propozycję.
-
Co zaś tyczyło się pamiętnej nocy w klubie, to Darwin miał w głowie totalny mętlik, a Elenę uznał trochę za wariatkę, ale miał konkretny cel. Zresztą, przecież nie chciał się z nią umawiać, tylko zapakować w samolot i wywieźć do Meksyku. Miał już nawet całkiem niezły plan tego dotyczący, ale najpierw musiał zdobyć jej zaufanie, co wcale nie było takie łatwe.
– Niby tak, ale to ty mnie pocałowałaś, więc teoretycznie to ty byłaś w tej sytuacji predatorem – wywrócił oczyma, chociaż wiadomo, że pocałunek był przyjemny, a sam zainteresowany nie zamierzał sobie szczególnie krzywdować. Nie zamierzał też podnosić ręki na kobietę, nawet jeśli ta podniosła swoje zgrabne rączki na niego. Tak czy siak, pokiwał powoli głową.
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Abel to całkiem twardy koleś – wzruszył ramionami, zaciskając usta, chociaż jego myśli dryfowały nadal w stronę tego, co jeszcze może się wydarzyć i jakie zagrożenia czekają na jego bliskich. Nie były to szczególnie przyjemne myśli, jeśli miał być szczery. Odetchnął głęboko i spojrzał jej w oczy.
– Mówisz poważnie? Bo właściwie to… Bardzo chętnie – wzruszył ramionami, wciskając dłonie do kieszeni spodni i zaciskając nieco usta. – Ale pod warunkiem, że tym razem nie rzucisz się na mnie z łapami – dodał z lekkim rozbawieniem, bo pewnie miał zamiar jej teraz wypominać trochę tę całą sytuację, ale sama była sobie winna!