WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#59

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

- Sirius! – krzyknęła w tym samym czasie, w którym z ust jej syna padło podstawowe pytanie.
- Co ty tu robisz! - Maya wypuściła z dłoni białe, kwadratowe opakowanie. Coco pojawiwszy się nagle w salonie rozgrzebał pudełko i zaczął zlizywać z ziemi zniszczone ciasto. Gdzieś pomiędzy kremem a biszkoptem znajdowała się woskowa liczba dwadzieścia pięć. – Powinnaś uprzedzić, mamo – powiedział z pretensją, nadal kryjąc za plecami Melusine. Drżał, ale ani na moment nie opuścił spojrzeniem oczu kobiety. Jej wizyta zwiastowała kłopoty, chociaż przez pierwszą minutę jedynie stała i starała się dostrzec dziewczynę, którą tak skrzętnie próbował ukryć. Mimo wszystko w pewnym momencie zauważył błysk niepokoju na jej i tak zdenerwowanej twarzy. Ściągnęła brwi i gwałtownie złapała się oburącz za środek klatki piersiowej.
- Sirius – zaakcentowała jego imię i postawiła na przód kilka kroków. Już wiedziała. – To nie jest Jackie – stwierdziła z dramaturgią w głosie. Momentalnie zaczęła ciężko oddychać i panicznie rozglądać się po pomieszczeniu. Wzrok miała rozbiegany, wręcz nieobecny. Pobladła, choć jej usta pozostały nienaturalnie sine. – To nie jest Jackie – powtórzyła cicho, a w tym krótkim zdaniu potrzebowała kilku przerw aby zaczerpnąć powietrza.
- Kurwa mać! – Chwilową cisze przerwał wrzask Siriusa. Dał upust słownej złości, po czym z całej siły uderzył w stojącą naprzeciwko szafkę. Głuchy dźwięk drewna rozprzestrzenił się po pomieszczeniu. Coco oderwał się od cista i parokrotnie zaszczekał. Ryjek miał brudny od kremu. – Idź się ubierz – powiedział przez ramię do Melusine, po czym żwawym krokiem podszedł do Mayi.
- Sirius, co ty narobiłeś. To Melusine? – wyglądnęła zza sylwetki syna, aby dojrzeć twarz dziewczyny. Kojarzyła ją. Na pewno. – To Melusine, tak? Sirius jak mogłeś? Jak mogłeś zrobić to Jackie! – dłoń kobiety dosięgnęła policzka Siriusa. Chciała wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę, jednak nie zdawała sobie sprawy z tego, że właśnie niszczyła stabilizację, którą przez ostatnie tygodnie tak starannie wznosił wokół własnego związku. Przy drugim zamachnięciu zdołał złapać nagarski matki.
- Mamo, wysłuchaj mnie!
- Jak mogłeś dać się omamić jakiejś szmacie! Sirius!
Ostatnio zmieniony 2022-02-08, 16:50 przez Sirius Bosworth, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

Nie mogła wyzbyć się miłości.
-Ja… - też cię kocham. Kocham cię, Sirisu Bosworth pragnęła powiedzieć, po dłuższej chwili ciszy, którą brunet odbierał za zły znak, jednak zanim zdołała dokończyć pomieszczenie wypełnił dźwięk otwieranego zamka.
Było to brutalnie zderzenie z rzeczywistością, która nie była NIM. W której krzyk przeszywający powietrze wywołał automatyczną reakcję Siriusa, zanim brunetka zdała sobie sprawę z tego, do kogo należy znajomy głos. Zeskoczyła z blatu, przy okazji obijając sobie wciąż nagie pośladki, gdy brunet postanowił schować ją za swoimi plecami przed pełnym zdumienia wzrokiem Mayi. Melusine zacisnęła mocniej palce na jego nadgarstku, próbując ukryć twarz za jego plecami.
Nie tak to miało wyglądać.
Nieco przestraszona gwałtownością Bosworth'a, podskoczyła, gdy uderzył pięścią w blat, sprawiając, że szklanka z whiskey przewróciła się, a jej zawartość najpierw rozlała się na ozdobny kamień, a następnie sunąc w dół zabrudziła podłogę. Brunetka wbiła paznokcie w jego skórę, jednocześnie przygryzając dolną wargę. Nie miała pojęcia, jak powinna się zachować. Ewidentnie nie była Jackie, którą May spodziewała się spotkać między ścianami mieszkania należącego do jej syna.
Była…. .. szmacie! Sirius! Docierały do niej jedynie strzępy rozmowy, jaką prowadzili, gdy idąc za radą chłopaka, zniknęła w drzwiach sypialni. Tak. W oczach May nie była nikim innym. Kobieta wychodziła z założenia, że Melusine poznała jego syna na farmie, a on wciąż był w związku z Jackie. W jasnych tęczówkach zamajaczyły łzy. Uczucia, jakie przed chwilą targały drobnym ciałem brunetki, uleciały z niej niczym powietrze z dziurawego balonika, a zamiast nich pojawiły się wyrzuty sumienia i złość. Nieukierunkowana, zaburzała obraz sytuacji, pogłębiając poczucie winy.
Nie mogąc znaleźć swojej bielizna wsunęła na tyłek jedne z siriusowych bokserek, a następnie spodnie i bluzkę, zupełnie nie przejmując się brakiem stanika, który zapewne walał się gdzieś między kanapą, a kuchennym blatem. Stłamszony jęk opuścił malinowe usta, gdy sobie to uświadomiła.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Z początku nie zamierzał wyznać Melusine swoich uczuć, których sens zrozumiał raptem kilka dni wcześniej. Uważał, że ich związek był wystarczający bez konkretnych deklaracji oraz bez wymawiania słów, jakich waga stanowiła ogromny ciężar dla serca i duszy. Nie potrzebował tego kiedy znajdował się sam w mieszkaniu, w biurze czy na uczelni; nie potrzebował tego w momentach rutynowej codzienności, gdy skupiał się na wszystkim innym, co nie wiązało się z Melusine.
Jednak wystarczyło jedno jej spojrzenie, a wewnątrz Siriusa wybuchał pożar. Wówczas chciał ją mieć bliżej i niekoniecznie jego pragnienia związane były z seksem - choć wydawało się, że tylko granica ubrań potrafiła stanowić dystans. W tym przypadku czuł inaczej. W zupełności posiadł ciało dziewczyny. Drżała pod wpływem jego rozpalonego dotyku, wzdychała, kiedy pieścił jej najdelikatniejsze miejsca i za każdym razem oddawała mu się w pełni. Pod tym względem, jako mężczyzna był spełniony, lecz w absurdalny sposób przestało mu to wystarczać. W pewnym momencie zapragnął stać się przyczyną wszystkich pozytywnych emocji Melusine; chciał kraść jej spojrzenia, uśmiech; chciał aby ich wspólne chwile do cna wypełniły radosne momenty.
Niestety plan Siriusa prędko spotkał się z ponurą rzeczywistością. Maya Bosworth-Montgomery, osoba która winna była stać na straży jego szczęścia, w której powinien znaleźć oparcie i zrozumienie właśnie przebiła otoczkę w jakiej żył wspólnie z Melusine. Brnąć w związek kompletnie zapomnieli o tym, co na samym początku ich różniło, skłaniało do kłótni i insynuowania. Nie oparli relacji na szczerości i teraz musieli zebrać żniwa tej lekkomyślnej decyzji.
Tylko dłoń dziewczyny, która zacisnęła się na nadgarstku Siriusa trzymała w ryzach jego zdrowy rozsądek. Wytrwale przyglądał się matce, choć we wnętrzu obezwładniała go panika. Stał pomiędzy najważniejszymi kobietami w swoim życiu i kompletnie nie wiedział, co powinien zrobić.
Przestań! – wydarł się na całe gardło. Jego oczy pociemniały, co zwykły robić kiedy władały nim skrajne emocje. Mimowolnie spoglądnął na drzwi sypialni za którymi skryła się Melusine, przy czym zacisnął usta. Potem minął rozjątrzoną matkę i podszedł do kanapy, gdzie znajdował się jego dres. Nerwowo nałożył na siebie ubranie zauważając, że Maya przez ten cały czas nie spuściła z niego wzroku. Wtem postawiła krok naprzód, lecz nie ruszyła dalej. Patrząc w dół, sięgnęła po koronkową bieliznę, w jakiej skrył się czubek jej buta. Zacisnęła majtki w pięści i gwałtownie rzuciła nimi w syna.
Zdradziłeś ja?! – uniosła się prawdopodobniej bardziej, niż sam Sirius. - Zdradziłeś moją Jackie? Sirius!
Złapał się za biodra i spod ściągniętych brwi spojrzał na matkę. Gdyby wcześniej wybrał się do Kennewick i zebrał się na odwagę, aby wyznać prawdę, ta sytuacja w ogóle nie miałaby miejsca. Tymczasem mierzył się z rozgniewaną rodzicielką i pierwotnie żadne z nich nie zamierzało odpuścić.
Policzek Siriusa zdążył pokryć szpetny, czerwony odcisk dłoni. Maya Bosworth-Montgomery po raz pierwszy w życiu uderzyła własne dziecko.
Nie jestem z Jackie. – Przez wagę tych słów w pomieszczeniu nastała cisza, przerywana jedynie odgłosem Coco. Pies nadal wesoło pałaszował resztki ciasta. Twarz kobiety momentalnie zmieniła wyraz z rozgniewanej na taką, która świadczyła o smutku i rozczarowaniu. Oczy zaszły jej szkłem, źrenice pomniejszyły się do skrajnej wielkości, a pomiędzy ustami powstała szczelina, z której spazmatycznie uciekało powietrze.
Rozstaliśmy się – powtórzył, jakby w obawie, że matka mogłaby nie zrozumieć za pierwszym razem tego, co próbował przekazać. Po raz kolejny zaczerpnął głębokiego wdechu. Właśnie zamierzał wyznać wszystko, do czego w ostatnim czasie się dopuścił. Począwszy od wizyty Jackie na farmie, przez praktyki Melusine i obecną, dwuznaczną sytuacją w jakiej ich zastała. Nie chciał nawet pominąć faktu, że zakochał się w tej szalonej dziewczynie, lecz gdy gotów był kontynuować, matka zachłysnęła się powietrzem. Oburącz podparła się o stolik kawowy, a następnie zsunęła się na kolana, zajmując miejsce na podłodze. Łokcie podparła o szklany blat.
Mamo – zawołał i kucnął obok. Dobył wątłego ramienia kobiety, którym ostatkiem sił szarpnęła, dając znać, że nie miał jej dotykać. Mimo tego zacisnął palce na skórze matki i pomógł jej usiąść na kanapie. – Źle się czujesz? – zapytał. Wyzbył się wcześniejszego gniewu na rzecz troski. Niespodziewanie poprzednia rozmowa straciła dla Siriusa znaczenie. Zmartwionym spojrzeniem badał bladą twarz Mayi oraz obserwował niesystematyczne ruchy jej klatki piersiowej. Spomiędzy warg ulatywały świszczące oddechy. Z sekundy na sekundę zaczęła przypominać człowieka obłożnie chorego, co dodatkowo zasiało w sercu Siriusa niepokój. W pewnym momencie złapała się za klatkę piersiową. Przymknęła powieki, wyraźnie krzywiąc się z bólu.
Mamo, mamo! – ukląkł obok i delikatnie potrząsnął ramionami kobiety. Wtedy ponownie otworzyła oczy i kościstymi palcami ujęła prawą dłoń syna.
Przeproś ją – powiedziała znienacka. Surowy ton był zupełnie nieadekwatny do chorobliwego stanu jej ciała. Półprzytomnym spojrzeniem tasowała sylwetkę Siriusa. Dygotała nie z zimna, a nadmiaru emocji. – Przeproś Jackie. Na pewno ci wybaczy
Sirius niepewnie spoglądał na matkę. Tkwił pomiędzy zdumieniem a rozpaczą, wiedząc, że przy jej obecnym stanie niewiele mógł zdziałać. Podobnie zachowywała się tuż po śmierci Ursuli. Bredziła, snuła się bez celu i wyglądała jak trup, wprawiając wszystkich dookoła w stan konsternacji i zmartwienia. Wielokrotnie nadużyła tabletek, przez co potrafiła przez kilka dni leżeć w łóżku i przyjmować od Siriusa jedynie kleik ryżowy do jedzenia. Zdarzały jej się niekontrolowane krwotoki z nosa oraz omdlenia, które wynikły z anemii. Był to ciężki czas i gdyby nie pomoc ciotki melodie prawdopodobnie sam by zwariował. Po pierwsze z żałoby, a po drugie z powodu zachowania matki. Teraz odnosił wrażenie, że z równą intensywnością reagowała na obecność Melusine.
Chciał spojrzeć w kierunku drzwi, aby upewnić się, że dziewczyna nie usłyszy tego, co zamierzał powiedzieć, lecz mocniejszy uścisk matki nie pozwolił mu odwrócić głowy. Był przerażony, a jednocześnie zagubiony. Wahał się pomiędzy kłamstwem a prawdą, która mogła po raz kolejny zniszczyć to, co Maya wypracowała przez ostatnie kilka tygodni. W końcu odstawiła leki, dzwoniła do Siriusa i próbowała odbudować ich relacje. Stała się ponownie matką, jaką pamiętał sprzed pogrzebu siostry.
Przygryzł wargę. Nie chciał żyć w takim obłudnym świecie.
Mamo – zaczął z zamiarem wzniesienia kolejnego sprzeciwu, lecz w tym samym czasie Maya zaczęła niestabilnie poruszać w prawo i w lewo głową. Zupełnie jakby wszczęła protest przeciwko temu, co chciał powiedzieć. Wyglądała przy tym rak okropnie, że mimowolnie spiął mięśnie i odwzajemnił uporczywy uścisk jej dłoni. Ze smutkiem pomyślał o Melusine, której dzisiejszego dnia wyznał miłość i na moment spojrzał na ich splecione ręce. Skóra matki była chłodna. – Przeproszę, mamo - przytaknął i uśmiechnął się nerwowo. – Wrócę do Jackie – powiedział z takim przekonaniem, jakby te słowa pozbawione były kłamstwa.
Oczy Mayi zalśniły radością, choć wciąż czuła się słabo. Wyciągnęła ramiona, aby przytulić Siriusa. Odwzajemnił ten gest, lecz zrobił to z uprzejmości. Wtedy spostrzegł, że drzwi do jego sypialni były uchylone. Melusine słyszała wszystko.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mówią, że w momencie kiedy wydaje się nam, że wszystko się skończyło, wtedy dopiero wszystko się zaczyna. Czy to niepozorne zdanie zawierało w sobie jakąś większą życiową prawdę? Czy może wypowiedziała je ktoś mało znany, pod wpływem dużej ilości alkoholu we krwi? Nie wiadomo. Początkowo te kilka fraz wydaje się bezładnym nonsensem, wyjętym z jakiegoś głębszego kontekstu, jednak z czasem, po wypowiedzeniu ich na głos kilka razy pod rząd, coś zaczyna przez nie przemawiać. Niepozorne słowa zaczynają nabierać większego znaczenia, które aż niepoprawnie dobrze oddaje tak wiele życiowych uczuć, emocji, momentów i chwil. I okazuje się, że nieistotnym jest kto je wypowiedział i kto pierwszy odkrył ten paradoks świata. Ważne, że te słowa prędzej czy później będą dotyczyły każdego z nas, w najróżniejszych sferach życia.
Tak było zawsze - tam gdzie coś się kończy, coś innego się zaczyna. W miejsce starego uczucia pojawia się nowe, w miejsce jednego człowieka przychodzi inny… Jedynym wyjątkiem jest miłość.
Miłość, którą wnosi do naszego świata ktoś, kto jest obok; tak po prostu. Osoba, która oddaje nam swój czas, odbiera od nas telefony, dotrzymuje słowa i odprowadza do domu. Tylko takiej miłości nie da się zastąpić drugą. Bo jedynie prawdziwa miłość zaczyna się od obecności i tylko do niej się sprowadza. Zrozumiała to w momencie, gdy z ust Siriusa padły te dwa proste, a jakże trudne do wypowiedzenia słowa. Kiedy czekoladowe tęczówki patrzyły na nią, widząc taką bez żadnego erotyzmu. Widział ją całą, wszelkie blizny, wszelkie niedoskonałości, każde niewypowiedziane słowo, każde niezadane pytanie, wszystko dokładnie wszystko, a ona patrzyła na niego i widziała duszę, która lśni pod cienką warstwą skóry, pulsuje w żyłach i płonie w sercu. Patrzyli na siebie, tak jak patrzy się na motyle, które fruną kilka centymetrów przed nosem - piękne, nieuchwytne, prawie nierealne.
To było nierealne.
Wzięła głęboki wdech pozwalając by powietrze na nowo wypełniło jej płuca. Wraz z tym oddechem dziwne, wręcz niepokojące uczucia zalały ciało i duszę Melusine. Nie chciała podsłuchiwać rozmowy Mayi z synem, podświadomie czując, że słowa jakie między nimi padają nie są przeznaczone dla jej uszu, ale nie potrafiła odejść. Stała tuż za niedomkniętymi drzwiami, jakby niewzruszona. Nie ulegała kolejnym słowom, jakie do niej docierały, chociaż sposób w jaki wyraziła się o niej kobieta, uderzył w nią niczym najostrzejsze ostrze w odsłoniętą skórę. Z wolna, niemal apatycznie przymknęła powieki, pozwalając sobie na chwilę zwyczajnej, ludzkiej słabości. Serce w jej piersi drgnęło, kiedy chłopak powiedział matce o rozstaniu z Jackie, a sekundę później zaczęło bić w znacznie szybszym tempie, kiedy usłyszała zmartwione pytanie. W pierwszym odruchu chciała wyjść z sypialni, zrobiła nawet krok naprzód, zakładając najgorsze i to, że może May będzie potrzebowała pomocy ich obojga. Zatrzymała się jednak.
Prośba - może rozkaz? - opuściła usta kobiety, sprawiając, że brunetka wycofała się. Potrzebowała chwili, by zrozumieć sens tego o co prosiła, a co wydawało się przecież nierealnym do spełniania. Była pewna, że teraz Sirius zaprzeczy. Powie, że nie może tego zrobić, nawet przez wzgląd na nią, bo przecież w tym momencie Melusine zeszła na drugi plan, ale on...
- Wrócisz do Jackie?! - drzwi z trzaskiem uderzyły o ścianę, kiedy kierowana emocjami, otworzyła je zbyt gwałtownie, wchodząc do salonu. Ignorując obecność kobiety, patrzyła wprost na niego, wyzywająco, z surowością w niebieskich tęczówkach, próbując w ten sposób zamaskować niedowierzanie i smutek, które w jednej sekundzie szarpnęły jej wnętrznościami. Nie wiedziała czego tak naprawdę oczekuje stając z nim twarzą w twarz. Chciała by to co przed chwilą powiedział, wyznał jej patrząc prosto w oczy? A może miał temu zaprzeczyć, tym samym sprzeciwiając się matce, która przecież była dla niego ważna? Nie miała pojęcia. Po prostu tam stała, nieugięta, a jednocześnie żałosna, rozpadając się na milion kawałków, czekając na - właśnie na co?
Milczał. Wyraz jego twarzy zmieniał się za każdym razem, kiedy spojrzeniem błądził między postacią Melusine, a matki. Widziała jego rozdarcie, jednak nie zamierzała niczego ułatwiać. Nie jemu.
Żyli w bańce, stworzonym przez siebie świecie, który odrzucał kwestie, jakie dzieliły ich za każdym razem. Chcąc zaznać odrobiny szczęścia, zapomnieli, że w końcu staną się jego ofiarami. Bo zbudowali je na kłamstwie.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Trzymał w ramionach własną matkę: taką kruchą, niczym porcelanowa lalka i bladą, jak ściany w jego mieszkaniu. Kobieta kurczowo zaciskała palce na dłoni syna, jednocześnie próbując wymusić zapewnienie, że wkrótce wszystko wróci do normy, do której ona przywykła. Nie była gotowa na zmiany, jakie obróciły świat Siriusa do góry nogami; jakie wpłynęły na postrzeganie tego młodego mężczyzny i nowe poglądy.
Dla Mayi był Siriusem Bosworthem, którego znała przede wszystkim z brawury i miłości do Jackie. Czas kobiety zatrzymał się w 2020 roku, kiedy w rozżaleniu i trwodze pochowała córkę. Poza tym przykrym epizodem z sentymentem powracała do wszystkich wydarzeń z tamtego okresu. Jednak Sirius płynął dalej. Po paru miesiącach okiełznał żałobę we własnym sercu, skupił się na pracy, studiach, a także Melusine.
Melusine - krzyk jego głowie nie odnalazł ujścia na zewnątrz. Na długość pół ramienia odsunął od siebie matkę i rozjątrzone spojrzenie zatrzymał na dziewczynie. Spoglądał na nią doszczętnie wypełniony smutkiem, jednocześnie wciąż bezczynnie zajmując miejsce obok Mayi. Kobieta zamknęła sine usta i jeszcze mocniej zacisnęła skostniałą dłoń na ręce syna. Tym gestem próbowała przywołać jego zdrowy rozsądek, który ugrzązł gdzieś pomiędzy pragnieniami a tym, co w danym momencie było konieczne do zrealizowania. W uszach dudnił mu puls. Mieszał się on ze świszczącym oddechem matki, raz za razem wywołując migrenę. Przymknął powieki i choć przetrwał w tej pozycji piętnaście sekund, to nie wystarczyło mu czasu, aby porządnie przeanalizować tą patową sytuację.
Mimowolnie spojrzał na matkę, potem znowu na Melusine. Stała w połowie drogi do frontowych drzwi. W jej oczach piętrzyła się nadzieja, chociaż drżąca sylwetka i przejęta twarz wydawała się być z niej doszczętnie obdarta.
Sirius wyplątał się z uścisku matki, która podobnie jak on gwałtownie uniosła się z kanapy. Zrobiła to zbyt nierozważnie, dlatego odrętwiałe kolana odmówiły jej posłuszeństwa i z westchnieniem ponownie upadła na siedzisko.
Sirius – zawołała bez krzty zaangażowania. Mayi zbrakło siły w krtani. Oparła głowę o dłoń i z niedowierzaniem przyglądała się temu, jak syn ją porzucił. Sirius wiedział, że jeżeliby się odwrócił, to nie dałby rady podejść do Melusine. Emocje zżerały go od środka. Był rozdarty pomiędzy miłością do dziewczyny, a stanem zdrowia matki. Potrzebował kilku sekund. Tylko albo aż tyle.
Dygoczącymi dłońmi pochwycił policzki brunetki i przywarł czołem do jej czoła. Celowo stanął tak, aby czujne spojrzenie Mayi nie mogło dostrzec uczuć, które skuły jego twarz w wyrazie przerażenia, ale również niezłomności. Nie zamierzał rezygnować z miłości. Nie teraz, kiedy jednoznacznie wiedział, gdzie znajdowało się jego miejsce na świecie. Było ono przy Melusine.
Porozmawiamy za kilka dni – szepnął prosto w usta dziewczyny, jednocześnie gładząc kciukami jej policzki. Próbował dodać otuchy nie tylko sobie, ale również Melusine. – Wyjaśnię ci wtedy wszystko, dobrze? Hmm? Daj mi kilka dni. Obiecuję, że to załatwię. – Przez cały czas spoglądał w jasne, chociaż w podobnym stopniu niepewne oczy partnerki. Potem złożył na jej ustach delikatny, bezdźwięczny pocałunek i odsunął się, słysząc, że matka ponownie usiłowała wstać.
Idź już – powiedział, jednocześnie wycofując się w stronę Mayi. prędko dopadł jej ramion, kiedy po raz kolejny zakołysała się, aby upaść na siedzisko.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na myśl przywodził rozbity statek, który powoli nabierał wody, by ostatecznie mimo akcji ratunkowej zostać pochłonięty przez nieokiełznaną siłę żywiołu i skończyć na dnie nieposkromionej głębiny. Tym żywiołem była krucha i niezwykle słaba kobieta, którą tak kurczowo trzymał w dłoniach. Patrząc na nią ciężko było uwierzyć w siłę, jaką dzierży, mając władzę nad synem, dla którego powinna być wsparciem, opoką. Poniekąd było to godne podziwu, to jaką troską otacza rodzicielkę i w innych okolicznościach zapewne byłaby dumna z podstawy Siriusa, jednak obecnie nie umiała wykrzesać z siebie nawet odrobiny radości. Mogłaby spróbować się uśmiechnąć, jednak jej podbródek samoczynnie schodził w dół. Nie potrafiła już powstrzymać tej fali uczuć, która powoli zalewała ją całą. Nabrała w płuca większy strumień powietrza, próbując przy tym przełknąć łzy, które stanęły jej w gardle, powoli i boleśnie odcinając ją od potrzebnego tlenu. Bardzo starała się, a jednocześnie obiecywała sobie, że nie będzie płakać, choć właśnie jej - ich - życie rozlatywało się jak szklany wazon, którego nikt nie był w stanie naprawić.
Przez te kilka sekund, w których Sirius wahał się, zastanawiał co ma zrobić, ona w myślach wyobrażała sobie, jak wstaje z sofy, podchodzi do niej i łagodzi ból oraz smutek. Wręcz namacalnie czuła dotyk jego ciepłych dłoni, jakby z opóźnieniem, dopiero otwierając oczy zdając sobie sprawę z tego, że to nie sen a rzeczywistość. Instynktownie oparła swoje czoło o jego, pozwalając, by jej niespokojny, rozgrzany oddech rozbił się na siriusowych nieznacznie rozchylonych wargach.
Spojrzała w czekoladowe tęczówki, w których przerażenie mieszało się z determinacją - tej obecnie brunetce brakowało. Pojedyncza łza spłynęła po policzku Melusine zwiastując nieuniknione nadejście rozpaczy.
Chciała być dla niego jak światło latarni morskiej, tej zniszczonej przez czas, o którą rozbijały się niespokojne fale, choć ciągle wiernej, stojącej na bezludnej wyspie. Chciała żeby zobaczył jej blask, to światło nadziei, które wciąż się w niej tliło i popłynął w jego stronę. Chciała być dla niego jak kotwica statku, którą zrzuca się w trakcie burzy i sztormów, po to by bezpiecznie przeczekać ten niespokojny czas. By dzięki niej chłopak był jak zakotwiczony statek, który nie ulegnie mimo niszczącej i zabójczej sile żywiołu. Chciała być dla niego jak woda, wystarczająco silna by unieść dryfującego rozbitka i na tyle spokojna by pomóc mu bezpiecznie dotrzeć na brzeg. Chciała być dla niego jak zwykły parasol niezbędny w ulewne dni. Jak działający piecyk w długie, zimowe noce. Chciała być dla niego wszystkim i chciała, aby dzięki temu odnalazł powrotną drogę do domu.
Chciała.
Nie mogła, bo obecnie znajdował się na granicy dwóch światów, a ona nie wiedziała, co zrobić być do niego przemówić, sprawiając by zawrócił.
Na słowa opuszczające jego usta, mimowolnie pokręciła przecząco głową. Nie potrafiąc wydobywać z siebie słowa, zupełnie jakby emocje jakie targały drobnym ciałem brunetki odebrały jej umiejętność mówienia. Nie mogła, nie chciała zgodzić się na jego propozycję, która obecnie brzmiała dla niej również niedorzecznie, jak złożona matce obietnica. Kiedy poczuła na swoich wargach, ciężar jego ust momentalnie poczuła niewyobrażalną potrzebę opuszczenia tego miejsca. Musiała uciec, może chociaż wtedy jej serce nie rozdzierałoby się tak boleśnie i na tak wiele małych kawałków, raniących ją każdym z osobna i wszystkimi na raz. Zabrała w sobie całą siłę by - Nie. To od początku nie miało sensu. Ten cały związek - wyszeptała, wyswobadzając się spod jego dotyku, a kolejna zdradziecka łza spłynęła po jej policzku, plamiąc koszulkę chłopaka, zanim wykonała krok w tył, zwiększając dzielący ich dystans. W duchu skrytykowała własną słabość i bezradność, ale nie potrafiła postąpić inaczej. Jej też nie było łatwo.
- To koniec, Bosworth - powiedziała jeszcze, zanim zniknęła za frontowymi drzwi.
Rozpłakała się niczym mała dziewczynka.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Nie – jedno słowo, trzy litery i potężne uderzenie serca, które nie potrafiło pojąc tego, co właśnie miało miejsce. – Nie - jedno słowo, trzy litery i oddech, który ugrzązł w płucach tylko po to, aby chwilę potem desperacko wyjść na zewnątrz. – Nie – jedno słowo, trzy litery i spojrzenie Siriusa, odzwierciedlające ból, który raptownie zaczął trawić go od środka.
Uporczywiej zacisnął dłonie na policzkach Melusinie. Pragnął zatrzymać dalszy rozwój wydarzeń, jaki nieubłaganie zwiastował nadejście agonii. Puścił dopiero wtedy, kiedy zdał sobie sprawę, że kontynuując tę czynność wkrótce mógłby zrobić dziewczynie krzywdę. Jego ręce drżały, a przez skórę na przemian przechodził gorący i zimny dreszcz. Żółć podeszła mu do gardła. W jednej chwili poczuł się niesamowicie wiotki, pozbawiony jakiejkolwiek kontroli, bo kolana zaczęły uginać się pod jego własnym ciężarem.
Wyciągnął rękę, którą podparł się o ścianę, pozwalając Melusine odsunąć się kilka kroków.
W tym momencie Maya otrzymała nieme przyzwolenie, aby być świadkiem ich dalszej rozmowy; świadkiem wymiany rozgorączkowanych spojrzeń i pierwszy łez, jakie wypłynęły spod powiek dziewczyny. Widząc to każdy mięsień Siriusa napiął się do granic możliwości. Zacisnął usta, jednocześnie ze świstem wciągając powietrze nosem. Jedno. Drugie. Trzecie. Uderzenie serca słyszał wyraźniej, niż własne, skołatane myśli.
Nie rób tego, Melusine – powiedział, wytykając w stronę dziewczyny wskazujący palec. Nie dotknął jej pomimo tego, ze znajdowała się w zasięgu jego ręki. – Nie rób tego! – wrzasnął, dając upust własnej desperacji. Po raz kolejny emocje przejęły nad nim władzę, choć zbliżył się do matki, aby ponownie usadzić ją na kanapie. Zrobił to machinalnie, być może nawet bezwiednie, bo nawet nie zareagował, kiedy kobieta ponownie zacisnęła palce na jego nadgarstku. Wyplątał się i wbrew woli May udał się w pogoń za brunetką.
Melusine! – krzyk Siriusa rozniósł się po całej klatce schodowej. – Melusine! Masz się zatrzymać! – zawołał, ominąwszy dwa stopnie przez co o mały włos stracił równowagę. Złapał się poręczy i przyśpieszył, a wokoło rozbrzmiewał się tupot jego stanowczych, choć chaotycznych kroków. Dogonił dziewczynę dopiero na wysepce pomiędzy pierwszym piętrem a parterem. Mocno zacisnął dłoń na jej nadgarstku i gwałtownie obrócił przodem do siebie. Widok czerwonej, zapłakanej twarzy Melusine na moment odebrał mu zdolność mowy. Mimowolnie zwolnił uścisk, choć jego palce wciąż otaczały jej skórę.
Jaki koniec? – odważył się wypowiedzieć na głos pytanie. – Jaki koniec, Melusine? Czy ty wiesz, co ty mówisz? – Pretensja w głosie Siriusa była olbrzymia. Pomimo że rozumiał ciężar sytuacji, w której się znaleźli, to nadal nie potrafił pojąć decyzji Melusine. Była mu taka bliska i dopiero co zdał sobie sprawę, że chciał mieć ją obok siebie każdego dnia, chciał budzić się przy jej ramieniu i zasypiać, chciał pomóc jej w pokonaniu wszystkich przeszkód, a wbrew własnej woli został kulą, która sprowadziła ich na dno.
Uspokój się, dobrze? – dotknął jej ramion.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie uroniła ani jednej łzy od chwili śmieci Heather. Wtedy wówczas po raz pierwszy poczuła i zrozumiała, jak to jest stracić część siebie. Teraz, kiedy zamknęła za sobą drzwi, ze świadomością, że nie ma już odwrotu od wypowiedzianych słów, płakała rzewnymi łzami, niczym mała dziewczynka; te przesłaniały jej drogę, rozmazywały na twarzy makijaż, sprawiały, że próbując nabrać powietrza, dławiła się. Każda kreowana była przez emocje, jakie wciąż targały jej ciałem; żal, smutek, złość, ból. W spazmach klatka piersiowa dziewczyny unosiła się i opadała, jakby próbowała złapać ostatni chust powietrze zanim zatopiła się w toni rozpaczy. Po raz kolejny doświadczyła tego rozdzierającego serce uczucia, jej dusza została rozerwana, serce wyrwane z piersi, która teraz ziała pustką. Biegnąc przed siebie, pytała w myślach dalszego, cholera dalszego?! Jak to możliwe, że w jedynej chwili mówił, że ją kocha, a w kolejnej gotów był ponownie wpaść w ramiona innej? Do tego brzmiał tak przekonująco, że nie była w stanie wychwycić w jego słowach fałszywej nuty.
Wciąż przed oczami pośród gorzkich łez majaczyła jej twarz Siriusa, pełna desperacji i prośby, by nie wypowiedziała tych słów. Chyba zrozumiał to wcześniej niż ona - co ich czeka, bo była to kara za każde przewinienie jakiego się dopuścili. Ale musiała to zrobić, powiedzieć słowa, których żałowała w momencie, gdy otworzyła usta. A przecież jeszcze przed chwilą była gotowa wyznać mu miłość.
Jak do tego wszystkiego doszło?
Zacisnęła mocniej dłonie, paznokcie raniły wewnętrzną ich stronę, zostawiając krwawe ślady. Słysząc jego krzyk, odbijający się echem od ścian, odwróciła się, jednak nie zatrzymała. Chciała być silna, ale w gruncie rzeczy była słaba, delikatna. Dlatego z łatwością odwrócił ją w swoją stronę, gdy męska dłoń zacisnęła się na delikatnym nadgarstku.
- Nie - jedno słowo, trzy litery i potężne uderzenie serca, które jak się okazało wciąż było na swoim miejscu, a może to zasługa obecności Siriusa? Otarła z policzków łzy robiąc krok w jego stronę, zmniejszyła dystans, ale nie rozwaliła muru, jaki wokół siebie wzniosła. Wbrew temu, co mówił zdrowy rozsądek nakazując jej odejść, podeszła jeszcze bliżej. Ujęła twarz bruneta w swoje dłonie, dokładnie w taki sposób, jak on to zrobił wcześniej, oparła swoje czoło o jego. Przygryzła dolną wargę, która wciąż drżała. W milczeniu przymknęła oczy, zatrzymując na dłużej tę chwilę, jeszcze przez kilka sekund ciesząc się jego bliskością, upajając zapachem, który mieszał się z słodko-cierpką wonią malin.
- Tak wiem, jestem w pewni świadoma swoich słów - oznajmiła starając się zachować spokój, jednak słowa grzęzły jej w gardle. - To nie mogło, nie miało prawa się udać - powiedziała, choć nawet jej samej ciężko było w to uwierzyć, bo tak bardzo chciała, by im wyszło. Pragnęła tych chwil szczęścia, jakie mogła przeżyć tylko z nim. Tylko na niego potrafiła otworzyć się w taki sposób.
- Próbowaliśmy - jej głos zmienił się w szept. - Powinieneś przeprosić Jackie i do niej wrócić, tak jak chce tego twoja mama. Tak będzie lepiej - lepiej dla niej chciała dodać, ale zabrakło jej odwagi. Była mądrą dziewczynką i wiedziała, że w tym wszystkim nie chodzi o nią, czy o Siriusa, a właśnie o Maye.
- Proszę - w tym momencie grała naprawdę nieczysto, chcąc by złożył jej tak absurdalną obietnicę, ale robiła to dla dobra ogółu, nie jednostki. Po raz pierwszy chciała wykazać się prawdziwym altruizmem, choć sama w tym momencie rozpadła się po raz kolejny.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Miał wrażenie, że wszystkie słowa, które opuszczały usta Melusine, słyszał tak, jakby znajdował się głęboko pod wodą. Przymknął powieki, ściągnął brwi i spojrzał na dziewczynę kompletnie nie przyjmując do siebie powagi ich aktualnej rozmowy. Bezwiednie pokręcił głową, jednocześnie wypuszczając z objęć jej nadgarstek. Serce waliło mu niczym osamotniony, przestraszony ptak zamknięty w żelaznej klatce.
Nawiązując z Melusine kontakt wzrokowy, mimowolnie przełknął ślinę, a kiedy dotknęła dłońmi jego policzki, oczy natychmiast zaszły mu czernią. Był zły, rozgoryczony, rozżalony, przerażony i niebywale smutny. Te wszystkie emocje piętrzyły się w nim tworząc kołchoz, którego nie mógł ogarnąć. Jak to się stało, że raptem godzinę temu był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a obecnie sięgnął otchłani; ciemnej, mrocznej i hiobowej czeluści.
Jeszcze jeden raz spróbował zaprzeczyć skinieniem głowy. Nie mogła go przecież zostawić. Sięgnął do policzków Melusine, aby zetrzeć sprzed jej oczu resztki łez. Przez ten widok zapomniał o oddychaniu. Świadomość, że ją skrzywdził rozszarpywała Siriusa na strzępy.
Masz przestać – nakazał poważnym tonem. rysy jego twarzy nabrały surowego wyrazu. Opieszale odsunął się od dziewczyny, po czym wsparł się rękami o balustradę. Spoglądnął w dół wprost na parter w międzyczasie wysłuchując bzdur, którymi obdarowała do Melusine. Przez natłok myśli zdążył na moment zapomnieć o obietnicy, jaką złożył mamie. Jackie. Krótki, cyniczny śmiech wypadł z jego ust.
Czy ty naprawdę myślisz, że mówiłem serio, Melusine? – zapytał ironicznie. Słabością Siriusa było to, że nie potrafił prawidłowo obchodzić się z własnymi emocjami. Kiedy przestawał panować nad sytuacją, kiedy coś przyczyniało się do przerostu jego wszystkich bodźców po prostu zaczynał się denerwować. Zamykał się na otoczenie, a w tamtym momencie zamknął się również na Melusine, nieświadomie obarczając ją swoim złym samopoczuciem. A z ich dwójki, to on był wszystkiemu winien; to on dopuścił do sytuacji z Mayą i nie ustrzegł ich związku przed obłudą. To on.
Niespodziewanie zamachnął się i kopnął w dwa szczebelki balustrady, które pękły pod wpływem tego nagłego uderzenia. Dosłownie kilka sekund później z ostatniego pietra dało się słyszeć tłuczenie naczyń i metaliczny dźwięk sztućców. Natychmiast przez szczeliny pomiędzy schodami spojrzał do góry. Potem znowu na Melusine. Miał stanowczo dosyć tego dnia, dlatego nic więcej nie mówiąc, pozostawił ją na półpiętrze i pobiegł do mieszkania.

zt.x2

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „138”