WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Musi zatrudnić więcej ludzi, bo jeśli tego nie zrobi, osiwieje. Musi tylko znaleźć czas na przeprowadzenie rozmów kwalifikacyjnych. Jeśli w przyszłym tygodniu pracowałby po szesnaście godzin dziennie, będzie mógł cztery z nich przeznaczyć na rozmowy z kandydatami.
Brzmi jak plan.
Dźwięczny gong oznajmił przybycie windy, więc odsunął się od drzwi, które po chwili rozsunęły się na boki i pozwoliły wkroczyć Andersonowi do metalowego pudła mającego zawieźć go na dół, a tym samym przesunąć go o kilka kroków na jego drodze do upragnionego.
Prysznica i łóżka.
W windzie oparł się plecami o ścianę naprzeciwko drzwi i zmęczonym wzrokiem wpatrywał się jak ich dwa skrzydła zbliżają się do siebie odcinając go od korytarza biurowca. Winda ruszyła, lecz ujechała raptem dwa piętra, gdy poczuł, że zwalnia i się zatrzymuje.
Najwyraźniej nie tylko on pracował do późna.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Mijała godzina za godziną i gdyby nie zapadający za oknami zmierzch, sygnalizujący dla większości fajrant, Palmer prędko nie spostrzegłaby upływu czasu. Z powagą podchodziła do pełnionego stanowiska, ale nie oszukujmy się, jej obecność w Union Square o tak później porze w dużej mierze brała się z tego, iż niespecjalnie wyczekiwała powrotu do hotelu, niezależnie jak ciężki i męczący dzień miała za sobą. Nadal uważała (albo raczej usilnie sobie wmawiała), że wszystko było lepsze niż pozostanie w mieszkaniu z mężem. Sęk w tym, że to nie zmieniało faktu, że przebywanie w hotelowych czterech ścianach brutalnie przypominało jej, dlaczego w ogóle tam trafiła.
Przemierzała opustoszały korytarz bez większego przekonania wobec tego, dokąd powinna udać się w następnej kolejności. Nogi zdawały się kierować ją do windy, a ona posłusznie się temu poddała, aż w końcu, będąc u celu, wcisnęła jeden z dwóch przycisków mechanizmu. Drzwi przywołanej windy w końcu rozsunęły się przed Leigh, wpatrzoną w wyświetlacz telefonu, znad którego zdążyła jedynie posłać nieznajomemu przelotne spojrzenie, zanim obcas u jej buta utknął w szparze, tym samym zatrzymując ją w połowie kroku. Kobieta zachwiała się, wskutek tego nagłego incydentu tracąc równowagę i odruchowo chwytając się drzwi po obu stronach.
— Niech to szlag! — żachnęła się, w myślach usprawiedliwiając ten głośny przejaw wzburzenia małą niedogodnością, już nie tylko w postaci zaklinowania się w przejściu, ale - chyba przede wszystkim - pożerającej jej telefon dziury, który bezwiednie wypuściła z dłoni, ratując się przed upadkiem.
-
Drzwi windy rozsunęły się i w ich świetle pojawiła się dość wysoka, szczupła brunetka wpatrzona w wyświetlacz telefonu jak dewotka w święty obrazek. Współczesne telefony komórkowe były cudownymi urządzeniami pozwalającymi nieustannie pozostawać w kontakcie z całym światem bez potrzeby przesiadywania przed komputerem. Dzięki nim, pracoholicy mogli przenieść swoje uzależnienie od spraw służbowych na nowy, wyższy poziom, zaś cała reszta społeczeństwa zyskiwała szansę na przejrzenie, jeszcze większej niż dotychczas, porcji obrazków z kotami.
Swoją drogą – fenomen tych futrzaków, ich popularność w sieci, była dla Seana jedną z największych zagadek współczesnego świata.
Odpowiedział uprzejmym mruknięciem na jej nieme przywitanie i rozpoczął proces przymykania zmęczonych oczu, gdy kobiecy obcas utknął w szczelinie między windą, a posadzką. Telefon wypadł jej z rąk i zniknął z pola widzenia Seana, gdy ten, reagując odruchowo, ruszył do przodu, by podtrzymać nieznajomą i uchronić ją przed upadkiem. Oczywiście, niewielkie miał szanse zdążyć na czas, ale ciemnowłosa zdążyła, na szczęście, szeroko rozstawionymi rękami, złapać się drzwi windy.
Mniej więcej sekundę później, elektroniczny mózg zaszyty w jednym z dziesiątek sterowników windy uznał, że jej drzwi stały otworem wystarczająco długo, by zdążyła przez nie wejść liczba ludzi równa liczbie pasażerów małego autobusu, więc podjął decyzję o ich zamknięciu, a następnie przekazał ją do innego mikroczipa. Tenże, zaś, okazał się wyjątkowo sumiennym podwładnym i uruchomił mechanizm mający dwa zadania – rozsuwanie i zasuwanie metalowych skrzydeł drzwi, więc zajął się tym drugim.
Kobieta nadal trzymała dłonie oparte o boki wejścia do dźwigu osobowego, więc kolejne dwa czujniki bardzo szybko zdały sobie sprawę z tego, że w świetle drzwi znajduje się jakaś przeszkoda. Wysłały zatem pilny alert z powrotem do swojej centrali, która – w przeanalizowawszy sytuację w czasie krótszym niż 0,000046 sekundy, podjęła decyzję o cofnięciu swojego ostatniego polecania.
W dużym skrócie, wyglądało to tak, że skrzydła windy spróbowały się zasunąć, ale po natrafieniu na ręce ciemnowłosej, cofnęły się na swoje miejsce dając jej kilka kolejnych sekund na wydostanie się z pułapki.
-Pomogę – zaoferował Sean i przyklęknął, by wydostać obcas nieznajomej z potrzasku.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Nie zważając na obecność drugiej osoby, Leighton uprawiała w drzwiach prawdziwą gimnastykę: kołysała się w przód i w tył, wykręcała na boki, chcąc dojrzeć i ocenić skalę problemu. Gdy tylko znajdowała dogodną pozycję do sięgnięcia dłonią w dół, drzwi windy na złość zamykały się, a ona wracała do punktu wyjścia. Czuła, jak wzbiera się w niej złość i poirytowanie niepowodzeniem.
— Chyba zaklinowało się na dobre — jęknęła żałośnie w odpowiedzi, od razu stawiając sprawę jasno, a mianowicie, nie zamierzała protestować wobec udzielanej pomocy. Wątpiła tylko, czy to faktycznie coś da i przypadkiem nie będzie zmuszona zostawić swojego poturbowanego kozaczka w szczelinie albo na korytarzu, a w najgorszym wypadku... oderwać obcas od spodniej części buta. Czy to w ogóle możliwe? Skubany, wpasował się w tę cholerną dziurę idealnie, zupełnie jak ostatni brakujący element układanki.
Ze wzrokiem wbitym w buty oraz kurtyną włosów przysłaniających zaciśnięte w wysiłku i determinacji usta, spróbowała raz jeszcze wydostać się z potrzasku własnymi siłami. Nic.
— Zawsze robisz tak powalające pierwsze wrażenie na kobietach? — Całkiem dosłownie powalające, ponieważ gdyby nie to, że w porę pochwyciła się pierwszej lepszej rzeczy, zaliczyłaby bliskie spotkanie z posadzką. W zasadzie nie wiedziała, co podkusiło ją do wypowiedzenia tych słów na głos, sugerując, że to jego widok wywołał u niej taką reakcję. Chyba po prostu poczuła potrzebę rozładowania napięcia kłopotliwą sytuacją, obracając ją w żart, mimo że w tym momencie wcale nie było jej do śmiechu. Nerwowo błąkający się w kącikach kobiecych ust uśmiech stanowił tylko potwierdzenie jej starań, choć tak po prawdzie - i tego mężczyzna nie mógł wiedzieć - wywołany został myślą o tym, jak niefortunnie wypadłyby dalsze okoliczności, gdyby zepsuła to wrażenie uderzeniem kolana w żuchwę nieznajomego, kiedy podrywając stopę ku górze kolejny raz, obcas postanowiłby nagle ustąpić.
[dice]d4 = 305420393 [/dice]
-
Przyklęknąwszy na jedno kolano najpierw uważnie przyjrzał się obcasowi i szczelinie, w której utknął, by móc zorientować się jak najlepiej będzie podejść do tematu uwolnienia buta z pułapki. Rzut oka wystarczył Andersonowi, by zrozumieć, że niewypowiedziane przez Leighton, porównanie dotyczące układanki było wyjątkowo trafne.
Spojrzał w górę próbując dostrzec twarz kobiety pomiędzy, spływającą kaskadą włosów otaczających jej głowę. Drzwi znowu szarpnęły w próbie zamknięcia windy. Wydawało się, że ta jest żywym organizmem, coraz bardziej zirytowanym przeszkodą na drodze do wykonania rutynowego zadania.
-Prościej będzie bez stopy w środku - oznajmił, po czym lewą dłonią sięgnął do suwaka z tyłu kozaków i rozpiął zamek wyswobadzając nieznajomą. Zdeterminowany, by rozwiązać problem, niespecjalnie czekał na jej zgodę i podłożył prawą rękę pod jej kolano, być może nieco wbrew jej woli, wyciągając jej nogę z wysokiego buta.
Teraz mógł obrócić kozak pod kątem niemożliwym, gdyby wciąż znajdowała się w nim stopa ciemnowłosej i wydostanie go ze szczeliny zajęło raptem dwie sekundy. Niestety, obcas nieco ucierpiał w starciu z windą i nosił ślady, ostatecznie wygranej, acz bolesnej dla niego, walki. Kiedy w kabinie dźwigu, do obecnego tam wcześniej Seana, dołączyła nieznajoma oraz jej wyswobodzony z pułapki kozak, drzwi wreszcie mogły się zamknąć, a winda ruszyć.
Anderson nie zdążył jeszcze jednak otrzepać dżinsów, gdy niespodziewanie szarpnęło, niemal przewracając go na ziemię. Światła w środku zgasły i główne oświetlenie zostało zastąpione awaryjnym.
W budynku nie było prądu.
-Zawsze masz takiego pecha czy tylko dzisiaj? - zapytał spoglądając z dołu na kobietę i nawiązując do jej niedawnego pytania.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
W innych okolicznościach zapewne bardziej doceniłaby położenie, w jakim oboje się znaleźli, albowiem, mimo wszystko, nieczęsto zdarzało się, żeby mężczyzna klęczał przed kobietą. Nieustannie zasuwające się drzwi, jak i ogólny dyskomfort sprawiały, iż - niezależnie od tego, jak przyjemne się to wydawało - nie była w stanie skupić się na tak frywolnych myślach. Ich przebieg dodatkowo przerwała uwaga padająca od nieznajomego, na co usta ciemnowłosej rozchyliły się w gotowości do zaoponowania. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że przecież nie mogą tutaj spędzić wieczności, siłując się z odpierającą ataki windą, dlatego też zrezygnowała z prób sprzeciwu i obserwowała kolejne poczynania mężczyzny z resztkami niepewności zastygłymi na twarzy.
— To była nierówna walka. Dziękuję — skwitowała ostatnie kilka minut westchnieniem ulgi, trzymając but w rękach, jakby dzierżyła w nich trofeum zdobyte niewyobrażalnym wysiłkiem i nie zamierzała oddać go nikomu. — Może spróbujesz też z telefonem? — Spojrzała kontrolnie na swojego wybawcę. Aż szkoda by było nie wykorzystać tak dobrej passy! Gdyby ta sprawa była chociaż w połowie tak prosta jak wydostanie obcasa ze szczeliny...
Tyle co zdążyła wsunąć kozaka na stopę i zasunąć suwak, windą coś zatrzęsło, a ona została przyparta do jednej ze ścian, od której nie odkleiła się dopóki wnętrza nie rozświetliło awaryjne światło, odsłaniające roztargnienie na kobiecej twarzy. Przynajmniej to już nie ona stanowiła przeszkodę w swobodnym dotarciu do wyjścia. Chyba.
— Ostatnio cały czas — odparła z lekkim zawahaniem. W końcu to trochę tak, jakby się przyznawać do tego, że gdziekolwiek poszła, ściągała na wszystkich dookoła kataklizmy i inne nieszczęścia, a o takich rzeczach wypadałoby poinformować ze stosownym wyprzedzeniem, nawet jeśli żyło się w przekonaniu, że to zwykła mrzonka. — Mam jednak nadzieję, że ciebie szczęście nie opuściło i nie zużyłeś całej swojej kreatywności na ratowanie mojego buta i nie zginiemy tu — dodała pół żartem, pół serio. — Nie od razu w każdym razie. — Grunt to pozytywne nastawienie. Odbiła się od ściany i wyciągnęła ku niemu dłoń, co by ułatwić mu powstanie.
-
Bardzo by chciał, żeby chociaż część tej historii była prawdziwa - oczywiście ta nieobejmująca amputacji kończyn - aczkolwiek musiał w całości zmyślić ją na poczekaniu. Opowieść o ręce zaklinowanej w kserokopiarce byłaby całkiem niezłym odstraszaczem dla wszystkich pracowników uważających, że skoro potrafią włączyć komputer, nie pokona ich biurowy kombajn i miała potencjał, by zaowocować zmniejszeniem liczby faktur za serwis, nie do końca poprawnie eksploatowanego, sprzętu.
-Obawiam się, że nie mam aż tak zręcznych dłoni, by wcisnąć je w tę szczelinę, a moje macki... znaczy ręce nie sięgają tak daleko - wzruszył ramionami wyrażając swoją bezsilność w temacie niesienia ratunku telefonowi. - Podejrzewam jednak, że nie przeżył spotkania z ziemią i jest stracony, nawet jeśli udałoby ci się przekupić ekipę techniczną, by zajrzała na dół szybu.
Czasowa senność Seana - zajętego teraz czymś innym niż powrót do domu - zniknęła prawie bez śladu, pozostawiając za sobą jedynie ledwo zauważalne uczucie powiek cięższych niż zazwyczaj. Jego umysł, wybity z odrętwienia, zaczynał wreszcie wchodzić na normalne obroty i teraz próbował przypasować twarz kobiety do którejś z licznych firm posiadających biura w biurowcu Union Square, jednak Anderson, w korytarzach budynku, mijał tak wielu ludzi, że już ich nie rejestrował.
Nawet, gdyby jednak widział ją wcześniej, nie było mu dane dalej męczyć swojej pamięci, bowiem w tym momencie winda się zatrzymała. Skorzystał z pomocnej dłoni zaoferowanej przez kobietę, by wstać.
-Sean - przedstawił się. Skoro już ściskali swoje dłonie, a on przed chwilą przed nią klęczał i zdejmował jej but, nie wypadało pozostawać anonimowym. Zwłaszcza, że właśnie utknęli w windzie. - Przycisk alarmowy - powiedział nagle, po czym szybko dodał. - Znaczy, nie jestem Sean Przycisk Alarmowy. Sean Anderson. Przycisku alarmowy trzeba namierzyć.
Znalezienie go nie było trudne: znajdował się na tej samej konsoli, co reszta guziczków, był duży, czerwony i podpisany. Mężczyzna dotknął go palcem, ale nic się nie wydarzyło. Pod spodem znajdował się mały głośniczek i mikrofon, więc należałoby się spodziewać, iż działanie Seana wywoła reakcję łańcuchową, w efekcie której ożyją oba te urządzenia, lecz - najwyraźniej - pech podążający za kobietą musiał być większy niż mogli początkowo przypuszczać.
-Nie myślałaś przypadkiem o tym, by udać się do jakiegoś medium, by zdjęło z ciebie zły urok? - wskazał przycisk i wyjaśnił jednocześnie dźgając go palcem raz po raz. - Nie działa. Wkurzyłaś ostatnio jakiegoś magika od voodoo?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— No jasne. To przecież nie tak, że po ponad dwóch tysiącach lat pogoni za ideałem, ten nagle pojawiłby się niespodziewanie w windzie akurat teraz — odparła, żartobliwie przemycając do wypowiedzi komplement (tak, to mimo wszystko był komplement) w jego stronę. Oczywiście nie liczyła, że uda mu się cokolwiek wskórać w sprawie telefonu, i że ten jednak nie przepadł na dobre. Chciała tylko, aby miał świadomość, że była mu wdzięczna za dobre chęci. — Ale musiałam zapytać, sam rozumiesz. — Wiedziała już, że gdyby tylko mógł, to udzieliłby jej i to było wystarczająco pokrzepiające. Próbowała jedynie podtrzymać płynność rozmowy, która również wpływała na nią w pozytywny sposób, oddalając od źródła problemu.
— Leighton. — Uraczyła go zawadiackim uśmiechem, ściskając jego dłoń. Początek znajomości sam w sobie był dosyć imponujący, a już na pewno niecodzienny, więc na tym etapie w jakimś stopniu zapadał w pamięci. Aczkolwiek nie wyobrażała sobie nie znać imienia osoby odpowiedzialnej za poprowadzenie jej w tym kierunku.
Wszelkie oznaki poprawy nastroju u ciemnowłosej zniknęły prawie tak szybko, jak się pojawiły, kiedy stało się jasne, że utknęli w windzie na dłużej i możliwe rozwiązania mocno się zawęziły, w zasadzie ograniczając się głównie do czekania. Mimo że nie zamierzała z tego powodu wszczynać paniki - przynajmniej na razie - to jednak wizja ta nie jawiła się szczególnie pomyślnie.
— Gorzej — zaczęła, budując odpowiednie napięcie. — Mojego męża. — Powaga pobrzmiewająca w jej głosie sugerowałaby, że wspomniany mąż rzeczywiście miał z tym coś wspólnego. Niestety, choć obwinianie Winstona za tak niepożądany przebieg dnia byłoby dziecinnie proste - miała już ku temu przesłanki - to wciąż niedorzeczne, nawet przy całej sile przebicia, jaką posiadał.
— Ale jestem pewna, że ktoś już dostał komunikat o awarii i teraz na pewno robią wszystko, żeby jak najszybciej rozwiązać ten problem — mruknęła pod nosem, rozglądając się, co najmniej jakby szukała jakiś alternatyw... tak na wszelki wypadek. Musiała upewnić się, czy było coś, co mogli zrobić, zanim poddadzą się bezczynności, na którą tak czy siak byli skazani. — Chyba, że byliśmy ostatnimi osobami w budynku. — Zerknęła na towarzysza w niedoli porozumiewawczo, dając do zrozumienia, że nakreślony przez nią scenariusz wcale nie był tak bardzo nieprawdopodobny.
-
Żartował i spróbował dać temu wyraz uniesieniem kącików ust i zawadiackim mrugnięciem oka. Zbyt wiele razy był świadkiem tego, jak ludzie w podobny sposób mówili o tych, których kochali. Klasyka - "Zgaga mnie dziś męczy", "Jadłeś coś ostrego", "Nie, ożeniłem się ze zgagą, ha-ha". Sean uważał, że tego typu docinki są nieodłącznym elementem normalnego małżeństwa i nie mają nic wspólnego z rzeczywistymi oskarżeniami, a radosnym, pełnym miłości, droczeniem się.
-Tak, niewątpliwie masz rację, już do nas pędzą - skrzywił się nie podzielając entuzjazmu Leighton. - Nie wiem czy byliśmy ostatni, na pewno został strażnik czy dwóch, ale wątpię, żeby pracownicy pogotowia dźwigowego przerwali oglądanie meczu w baseballa tylko dlatego, że dwie biurwy utknęły w windzie. Swoją drogą, - pozbył się fatalistycznego tonu - w której firmie pracujesz? Nie ukrywam, że nie mogę cię z żadną skojarzyć.
Wypowiadając ostatnie zdanie sięgnął do kieszeni spodni w poszukiwaniu swojego telefonu komórkowego. Skoro przycisk alarmowy nie działał, planował zadzwonić na stróżówkę na dole albo... na straż pożarną? Gdziekolwiek, gdzie dzwoni się w takich sytuacjach.
Niespodziewanie wyraz jego twarzy zmienił się na wyrażający mocne zaskoczenie i lekką obawę. Sprawdził drugą kieszeń dżinsów, potem tylne, a potem zaczął, coraz szybciej i gwałtowniej, przeczesywać kurtkę. Powinien gdzieś mieć telefon, bo doskonale pamiętał, że odłączał go od ładowarki i zabierał ze sobą. Gdzie on go... tak, w kieszeń kurtki!
Naprawdę nie ma. Cholera.
Wyszedł z biura, zgasił światło. Podszedł do wyjścia na korytarz, żeby wpisać kod alarmowy, przeczytał smsa od pracownika i...
...położył telefon na najbliższym biurku, włączył alarm i wyszedł.
-Kurwa - zaklął szpetnie, zapominając o tym, że jest w towarzystwie kobiety. - Komórkę zostawiłem w firmie - jęknął zdając sobie sprawę z tego, że teraz rzeczywiście mogą spędzić tu nieco więcej czasu, niż początkowo zakładał.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Ja myślę, że jednak zabijają czas oglądając nas na kamerze i czekając aż wydarzy się coś wartego uwagi. Dopiero po tym wkroczą do akcji, usprawiedliwiając się niedogodnościami napotkanymi po drodze. — Instynktownie zerknęła w kierunku wspomnianej kamery w jednym z górnych rogów. — To chyba częściej spotykany scenariusz w filmach — dodała gwoli wyjaśnienia, co by nie pomyślał, że podzielała zapał i zainteresowanie kogokolwiek, kto siedział teraz w fotelu i przeglądał zapisy z kamer.
— Tak? — podchwyciła temat z cieniem zadziornego uśmieszku na ustach, szybko jednak przywracając na twarz teatralny wyraz powagi, poprzedzony jeszcze charakterystycznym odchrząknięciem. — Muszę najpierw pomyśleć, czy przyda mi się do czegoś ta przewaga. Zwłaszcza w obecnej sytuacji. — Posłała mu porozumiewawcze spojrzenie. Nie wiadomo, ile czasu spędzą zamknięci w niedziałającej windzie, więc każdy element szeroko rozumianej dominacji się liczył. Może okazać się, że będą zmuszeni porzucić współpracę i zwrócić się przeciwko sobie, prawda?
Wiedziała, że pomimo braku nadmiernego entuzjazmu wobec zaistniałych okoliczności i tak zbyt swobodnie do nich podchodziła. Roztargnienie Seana Przycisk Alarmowy - przez niektórych zwanego też Seanem Andersonem - zaczynające się już w biurze, tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu. O wiele bardziej stosowną reakcją powinno być szlochanie, rzucanie się w panice po podłodze i wrzeszczenie błagalnie o pomoc w wydostaniu się, celem odwiedzenia losu od wprowadzenia reszty ewentualnych niespodzianek, jakie dla nich przygotował. Westchnęła tylko, po czym podeszła do drzwi ze zrezygnowaniem.
— Halo! Czy ktoś mnie słyszy? Utknęliśmy w windzie! — zawołała, powtarzając apel jeszcze parę razy z nieco inną kombinacją słów, jednocześnie wtórując sobie uderzeniami dłoni o drzwi. Przerwała na moment, nie chcąc wyjść na zbytnią histeryczkę i spojrzała na towarzysza. — To też robili w filmach. — Uniosła kąciki ust, najwyraźniej obierając za punkt honoru rozładowywanie atmosfery. Prawdę mówiąc, uważała, że każdy sposób był lepszy od bierności.
-
Jeśli sprawy rzeczywiście nie wyglądały tak różowo, jej obecność w biurowcu o tak późnej porze zdecydowanie mogła być wynikiem napięć w domu. Albo, właśnie odwrotnie, ich przyczyną. Lub jedno i drugie - niczego nie można było wykluczyć, aczkolwiek Anderson raczej nie zamierzał o to pytać, szanując prywatność kobiety, z którą utknął w windzie.
-Sugerujesz, że powinniśmy teraz, w udawanej panice, zacząć wydrapywać sobie oczy, żeby ich tu ściągnąć? - zapytał uśmiechając się w sposób, który uwidocznił nieduże, poprzeczne zmarszczki przy kącikach oczu. - Albo demolować windę? Czy jeszcze coś innego? Wolę się upewnić zanim zacznę robić coś, czego kompletnie nie miałaś na myśli, jak na przykład zatańczenie makareny.
Obserwując, jego zdaniem skazane na niepowodzenie, próby ściągnięcia czyjejś uwagi, zaczął przypuszczać, że żartami i, z pozoru swobodną, rozmową Leighton próbuje zamaskować, albo odsunąć od siebie, zdenerwowanie lub - być może nawet - rodzącą się panikę. Choć nie był pewny czy jest choćby bliski prawdy, za rozsądne uznał podjęcie prób uspokojenia kobiety i rozluźnienia atmosfery.
-Wiesz, to nie jest tak, że nas stąd nie wyciągną - powiedział siadając w kącie windy i opierając się plecami o jej ścianę. Łokcie położył na zgiętych kolanach i luźno skrzyżował nadgarstki. - Nie zostaniemy tu na wieczne potępienie, więc może warto wykorzystać okoliczności i oderwać się od zawodowej pogoni za deadline'ami - uśmiechnął się. - Biorąc pod uwagę godzinę, o której wychodziłaś, sporą część życia spędzasz w pracy. Będę zgadywał. Pracujesz w kancelarii prawnej.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
— Nie, oczywiście, że nie — przyznała rację mężczyźnie bez cienia wątpliwości i trochę za szybko jak na kogoś, kto już na samym początku stosował skrajne praktyki radzenia sobie ze stresem. Och, jaką ona miała teraz ochotę zapalić. — Po prostu wolałabym, żeby jednak wyciągnęli nas stąd żywych. — Nerwowy śmiech kobiety wypełnił niewielkich rozmiarów windę, aczkolwiek spoważniała na myśl o tym, że może powinni ograniczyć wszelkie interakcje do absolutnego minimum, żeby nie przyśpieszać momentu, w którym zabraknie im powietrza.
Zmrużyła nieznacznie oczu, przypatrując się mu i zaczynając powoli rozumieć, do czego zmierzał. Na próbę rozwiązania zagadki nie mogła zareagować inaczej, jak tylko szyderczym prychnięciem.
— O nie, nigdy w życiu. — W imię Ojca i Syna! Na wypadek, gdyby przyszło mu do głowy, że jej postawa wynikała z czegoś, co powiedział albo zrobił, dodała: — To byłoby niesamowicie uciążliwe z moją awersją do prawników. — Zaskakujące podejście, biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnim czasie jej największym sprzymierzeńcem był właśnie adwokat, którego najęła do sprawy rozwodowej, a z wieloma innymi zdarzyło jej się pracować. Istotniejszą kwestią jednak było, czy to, że widział ją w roli prawniczki - nie nazwał jej tak, co prawda, ale można było wysnuć taki wniosek - powinna potraktować jako obelgę? Bo to nie tak, że tylko ona miała powody - ostatnimi czasy nawet bardziej osobiste ze względu na powiązania zawodowe męża - by nie darzyć ich sympatią. Raczej mało kto przepadł za prawnikami, a wizje o nich jawiły się stereotypowo. — Jestem rzeczniczką prasową — wyznała po chwili, chcąc ukrócić jego wysiłek w dojściu prawdy, mimo że dysponowali dużymi pokładami czasu i teoretycznie mogli trochę popłynąć.
-
Głos Seana, w jego własnych uszach, brzmiał jakby, po raz tysięczny w swoim życiu, tłumaczył zespołowi, że nie ma sensu tracić głowy, bo wcale nie są po uszy pod wodą, a nadchodzący deadline wcale nie jest tak blisko, by nie dali rady dociągnąć projektu przed terminem. Anderson zdawał sobie sprawę z tego, że często nie słowa mają znaczenie, lecz ton, jakim się je wypowiada i postawa, jaką w tym czasie się przyjmuje. On sam odległy był od zdenerwowania w kontekście strachu, choć - szczerze mówiąc - sytuacja była nieco irytująca. Jeśli nie wyciągną ich stąd w miarę szybko, jutro będzie zmęczony i pozbawiony, potrzebnej mu jak rybie woda, energii do życia. Mimo to, starał się lekko uśmiechać i emanować spokojem, wykorzystując do tego wszystkie pokłady pewności siebie, jakie udało mu się, po nieludzko długim czasie spędzonym w pracy, odnaleźć.
-Tancerzem jestem raczej... hmmm... powiedzmy, że muzyka w tańcu mi nie przeszkadza - zaśmiał się lekko. - Wiesz, znam podstawowe kroki walca angielskiego czy tanga, ale kończyny niespecjalnie skoordynowane, a stawy sztywne. Poza tym, nienawidzę makareny, więc po moim przedstawieniu, obsługa techniczna najpewniej uznałaby, że powinienem tu zostać dla dobra ludzkości. I dobrego smaku.
Odruchowo uniósł kąciki ust, gdy usłyszał o awersji do prawników. Większość ludzi rzeczywiście nie przepadała za szarymi paniami w garsonkach i smutnymi panami w garniturach, ale - jego zdaniem - wynikało to, nie z rzeczywistych cech adwokatów czy radców, lecz wiązało się z tym, iż kojarzyli się raczej z problemami niż czymś przyjemnym. Na ogół, w końcu, byli potrzebni wtedy, gdy w życiu działo się coś złego.
-Rzeczniczką prasową? - uniósł głowę w wyrazie żywego zainteresowania. Mając wakaty na właściwie każdym stanowisku w firmie, nie mógł nie pomyśleć, iż dzisiejszego wieczora los wcale nie był w stosunku do niego złośliwy, lecz wręcz przeciwnie, uśmiechał się do niego. - Niezwykły zbieg okoliczności, bo potrzebuję kogoś takiego. Jestem właścicielem LightSide, robimy wszystko od pojedynczych kampanii, przez eventy, po pełną obsługę trzysta sześćdziesiąt stopni. Nie myślałaś o zmianie pracy? - uśmiechnął szelmowsko, a błysk w jego oku zdradzał, że nie zamierzał odpuścić rozmowy o pracę w tak niecodziennych okolicznościach.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"