WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Mimowolnie się uśmiechnęła słysząc jego słowa. Jakoś podnosiło ją to jeszcze mocniej na duchu słysząc, że i on się cieszy. To było wręcz niesamowite. A do tego mogła czuć jego zapach i ciepło. Miała wrażenie, jakby ktoś ją teraz narkotyzował czymś, z czego by nie zrezygnowała już nigdy więcej. Otumaniało, przyciągało, uzależniało. Jego słowa wyrwały ją jednak z otchłani tej dziwacznej przyjemności. Odsunęła się od niego, poprawiła zakłopotana swoje włosy i pokiwała delikatnie głową na znak, że się zgadza na tą propozycję.
- Jasne. Skoczę w końcu po tą kurtkę i już idę - uśmiechnęła się lekko. Zniknęła zaraz w domku. Zgarnęła swoją kurtkę i zarzuciła ją na siebie. Jej serce wciąż nie mogło się uspokoić jakby podekscytowane tym, co jeszcze może się wydarzyć. Blondynka wzięła kilka głębszych wdechów nim wyszła z domku. Podeszła do auta i otworzyła je. Wyciągnęła z niego wspominane wcześniej piwo. Miała 24 sztuki. No ej, mają wolne. Nikt im nie bronił nawet i do śniadania wypić sobie butelki dla smaku. Postawiła wszystko na stoliku w pobliżu miejsca na ognisko. Otworzyła dwie butelki i podeszła do Coreya podając mu jedną z nich.
- No i jak ci idzie? Coś przynieść? W czymś pomóc? - zapytała. - A tak w ogóle. To toast za nasze spotkanie, co ty na to? - uśmiechnęła się nim upiła pierwszy łyk piwa. O cholera, tak tego było jej potrzeba. Smak dobrego piwa to było to coś, co pozwoliło nieco wrócić do rzeczywistości, ochłonąć i uspokoić. Skupiła się teraz na tym, by przygotować im kolację. Nie pozwoli przecież, by był przy niej głodny. Wszystkie rzeczy tylko czekały na ostateczne przygotowanie. Potrzeba było jednak dać chwilę dla ogniska. Drewno musiało się porządnie zająć ogniem i chwilę przepalić. Nie miało jedzenie spłonąć a upiec się na tym ruszcie. Lepiej więc to robić nad mocno rozgrzanym ogniskiem ze znacznie mniejszymi płomieniami. Czekając na ten moment mogliby nawet sobie usiąść i popatrzeć w gwiazdy. To byłą jakaś myśl. Spojrzała w niebo. Było piękne, bez chmur. Mimo ogniska i tak było widać wiele gwiazd. Cudownie. Cieszyła się, że pogoda im sprzyjała. Uśmiechnęła się zadowolona. Idealnie.
-
Odprowadził ją spojrzeniem, skupiając się na rozpaleniu ogniska, przypominając sobie wszystko, co na ten temat oglądał w internecie, tym bardziej poradniki survivalowe które w pewnym okresie jego życia były bardzo modne. Był dosyć kiepski w takich rzeczach, a jednak po dłuższej chwili, w momencie w którym ruszyła w stronę samochodu, pierwsze iskry skakały w stronę podpałki, a po kolejnych udanych próbach mały płomień zaczął zajmować ustawione w słupek większe gałęzie. Na jego twarzy pojawił się dziecięcy, dumny uśmiech, bo wykonał zadanie które mu powierzyła, jakby to było co najmniej wygranie wojny, a nie rozpalenie ogniska, coś co każdy normalny facet powinien umieć zrobić.
Ale przecież on nie jest normalny.
- Um... chyba wyszło. – odparł, patrząc na coraz to mocniejsze płomienie i dym unoszący w stronę nieba na którym pojawiało się coraz więcej gwiazd. Przyjął od niej piwo i upił ostrożny łyk. Rzadko pił, szczególnie coś mocniejszego, ale dzisiaj nikt mu na ręce nie będzie patrzył, dlatego rozkoszował się smakiem alkoholu, jej towarzystwem, ciepłem płonącego ogniska, perspektywą kilku dni w całkowitym odludziu, gdzie będą mogli uświadomić sobie, kim się stali. Pytanie, czy sami to odkryją.
- Um... zaczekaj. – powiedział odstawiając butelkę na bok i idąc w stronę domku. Wieczór był chłodniejszy, niż przypuszczał, zgarnął więc pozostawiony koc, rzucając spojrzenie na stojącą gitarę. Próbujemy zapomnieć, ale porzucone wspomnienia wciąż nas prześladują. To pojawiło się w jego myślach, w odruchu sięgnął po kartkę i długopis, zapisując te słowa, nie przeczuwając że za jakiś czas stanie się wyjątkową piosenką, której początek był właśnie w tym miejscu. Wyjął gitarę z futerału i wrócił do ogniska. Podał jej koc, bo przecież najgorsze zimno idzie od nóg, prawda? Sam przysiadł przy jej nogach, jakby nie orientując się w bliskości, w tym że jej kolano dotyka jego ramienia. W momencie gdy miał w rękach gitarę, nic się przecież nie liczyło. Wyłączał się, zatracał, na chwilę zapominał o wszystkim co się działo.
Na próbę przejechał palcami po strunach.
- Ja... um... – zaczął podnosząc na nią wzrok, zadzierając głowę by objąć spojrzeniem jej całą twarz. - Jeszcze raz dziękuję. Nie tylko za to miejsce... za to że nadal jesteś sobą. I nie chcesz mnie skrzywdzić, nawet jeśli nie wiem z jakiego powodu. – nieśmiało się uśmiechnął, ale był to chyba najbardziej szczery uśmiech w jego wykonaniu dzisiaj.
-
- Na pewno wyszło. Jest idealnie - stwierdziła patrząc na płomienie rozjaśniające mrok, jaki ich zaczynał powoli otaczać ze względu na zapadającą noc. To był przyjemny widok. Ciepło i blask idealnie pasowały do tego wieczoru. Poniekąd też świetnie ich samych opisywało. Ich przeszłość była mroczna, ale były też te iskierki, które się pojawiły, aby rozniecić płomień nadziei. Napiła się piwa i skinęła lekko głową. Nie miała zamiaru nigdzie się ruszać. Przyjęła od niego koc z wdzięcznością czując dziwne motylki w żołądku. Motylki? Nieee... To pewnie nerwy. No bo... Powiadają, że motylki... Nieeeee. Odepchnęła od siebie tą myśl, która była dziwnie natarczywa.
- Dziękuję - powiedziała przykrywając sobie nogi kocem. Usadowiła się wygodnie. Dolną cześć koca nieco złożyła by miał na czym usiąść. Przecież nie powinien siedzieć na zimnej glebie. Była nieco zaskoczona, że tak blisko niej usiadł. Nie zabrała jednak nóg od niego. Przygryzła delikatnie dolną wargę nieco zakłopotana.
- Nie masz za co mi dziękować. Nikt normalny nie chodzi i krzywdzi ludzi dla zabawy. Może i do normalnych nie należę, ale nie widzę powodu do krzywdzenia cię. Ani to miłe, ani przyjemne. Tu nie potrzebny powód, aby zachowywać się po ludzku. Poza tym... Ty nie robisz nic złego mi, to tym bardziej, dlaczego ja miałabym coś zrobić tobie? To tak... Nie trzymałoby się kupy. Skrzywdzenie ciebie to tak jakbym miała sobie samej od razu w łeb strzelić - stwierdziła patrząc chwilę na niego i później przenosząc wzrok na płonące płomienie. - Jest w końcu powiedzonko... Nie rob innemu tego, co tobie nie miłe. A my... Tyle nas łączy. Tak, jakbyś był brakującą częścią mojej duszy - powiedziała cicho.
-
Przez chwile patrzył na płomienie, które z chwili na chwile wybuchały coraz wyżej obejmując całe przygotowane wcześniej drewno. Mrok zapadał powoli, ale nie ubłagalnie, coraz więcej gwiazd pojawiało się na niebie, łapał się na tym że myślami wraca do tych licznych wieczorów kiedy siedzieli na dachu i godzinami wpatrywali się w niebo. Chyba tylko te wspomnienia trzymały go jeszcze przy życiu, wywoływały tą odrobinę nadziei jakiej potrzebował. Której zapewne potrzebowali oboje.
Usiadł wygodnie na kocu, kładąc gitarę na kolanach, sięgając po pozostawione piwo i spoglądając na nią niebieskimi oczami.
- Ty jedna to rozumiesz. Wszyscy mają mnie... um... za dziwaka, nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie. A ja po prostu się boję. Przecież to nie zbrodnia. – popatrzył na nią w taki sposób jakby chciał od blondynki uzyskać potwierdzenie swoich słów. Nie jego wina, że jest taki, a nie inny, że kobieta która powinna go kochać bezgranicznie skrzywdziła go w tak okrutny sposób. Pogodził się z tym, że nie będzie normalny. Ale może... może teraz uda mu się dzięki niej jakoś poskładać swoje życie do kupy?
Spuścił spojrzenie na gitarę.
- Mi też ciebie brakowało. Cholernie tęskniłem. – powiedział cicho, nie patrząc na nią, jakby bał się tego, co może dostrzec w jego oczach. Delikatnym ruchem przejechał po gryfie gitary, upił łyk piwa odstawiając na bok butelkę. I zaczął grać, piosenkę którą skomponował lata temu, jedną z nielicznych która traktowała o zwalczaniu przeciwności i o walce, jaką toczył. Sam ze sobą, sam przeciwko światu. Nie patrzył na nią, palce układając w odpowiednich miejscach, grając z pamięci. Wpatrywał się w niebo pełne gwiazd, swój śpiew kierując prosto do nich. Może kiedyś się spotkamy? Nie czuł tego, ale odruchowo oparł się o jej nogi, zapewniając sobie lepsze podparcie, grając tak jakby świat miał się jutro skończyć.
-
- Opieka socjalna zapewnia jedyne to, co najpotrzebniejsze. Miejsce do spania, jedzenie, edukację i ewentualnie pomoc medyczną czy psychologiczną. Nie uczą jednak tego, jak żyć. Nie są w stanie dać dzieciakom tego, co najważniejsze... Miłości, troski. Oni odbębniają swoją codzienną pracę byśmy byli po prostu w stanie przetrwać po opuszczeniu bidula. Nie interesuje ich to, czy faktycznie ktoś się nami zajmie, przygarnie. To nie ich zadanie. Mało które dzieciaki są faktycznie przystosowane do prawdziwego życia, które nie opiera się jedynie na pracy i zarobku by się utrzymać na jako takim poziomie. - To były jej ciche przemyślenia. Będąc osobą dorosłą, która już lata temu wydostała się spod palców opieki socjalnej, dostrzegała jak wiele rzeczy tam brakuje. Nikt jednak nie był w stanie zapewnić tego, czego im brakowało aktualnie. Był za duży przemiał w domach dziecka, zbyt wiele osób się tam przewijały i z różnych rodzin oni pochodzili. Wszystko więc było uproszczone i ujednolicone. Byle by dać im jakiekolwiek możliwości lepsze niż te, jakie dawali im podstawowi opiekunowie lub gdy ktoś stracił oboje rodziców. Ot, byle przetrwać i dać opcję do polepszenia swojego życia. Rozumiała pracowników opieki, że nie angażowali się w życie każdego napotkanego dzieciaka. Nie byli po prostu w stanie, o ile nie chcieli sami zostać wyniszczeni psychicznie.
Barmanka upiła łyk alkoholu z butelki, a jej wzrok powrócił do niego. Zrobiło się jej jakoś cieplutko na serduszku słysząc, że i on za nią cholernie tęsknił. Przygryzła dolną wargę. Miała ochotę złożyć lekki pocałunek na jego włosach. Przeczesać je swoją dłonią z czułością. Powstrzymała się. Niewiedziała, czy może. A tak bardzo by chciał po prostu tak siedzieć, słuchać go i głaskać. Postanowiła jednak tego nie robić. Nie chciała przekraczać niewidzialnych granic nie wiedząc, gdzie one aktualnie się znajdują. Pocieszała się jednak tym, że zgodził się jej zagrać i zaśpiewać oraz tym, że opierał się o jej nogi. Jedna noga mimowolnie zaczęła poruszać się w rytm muzyki. Podobnie było z jej głową. Przymknęła oczy wsłuchując się w melodię i tekst. Bardzo podobała się jej ta piosenka. Rozumiała ją, niejako ją wewnętrznie czuła. Upiła kolejny łyk piwa, a jedna z jej dłoni mimowolnie zawędrowała na jego ramię lekko je masując i gładząc jakby chcąc utwierdzić go w tym, że ona znów koło niego jest. Jest prawdziwa i nie zniknie niczym sen.
-
- Dziwak dziwaka zrozumie. – podsumował temat. Dlatego tak dobrze im się rozmawiało. Oboje byli dziwni, oboje przeszli piekło i to ich do siebie zbliżało. Z jednej strony cholernie się tego obawiał, bał się tych nowych uczuć, tych emocji których nie rozumiał. Z drugiej jednak chciał mieć ją blisko, nawet jeśli rozum wręcz mu krzyczał by uciekał, by nie pakował się w to, bo sprawi mu to jeszcze większy ból niż teraz.
Ale przecież on cholernie tego pragnął.
- Mimo wszystko... um... możemy mówić o szczęściu. Żyjemy. A wiadomo co czasami dzieje się z takimi dzieciakami. – powiedział. Słyszał wiele historii o dzieciach z bidula które sięgnęły po narkotyki, zatraciły się w nich, skończyły na ulicy z igłą wbitą w żyłę, po raz ostatni aplikując sobie narkotyk. Dlatego mogli uważać się za lekkich szczęściarzy. Bo oni nadal żyją, nawet jeśli ich życie przypomina pasmo nieszczęść i codziennie muszą mierzyć się z przeciwnościami losu. Ale teraz mogą to robić razem, nawet jeśli oboje nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy.
Skupiając się na muzyce, wyłączał wszystko inne, to był jedyny moment kiedy panika i dojmujący strach nie władał jego ciałem. W momencie gdy palce płynnie przeskakiwały z jednej struny do drugiej, a z gardła wydobywały się kolejne, starannie dobrane słowa, czuł, że żyje. W takim momencie nie zdawał sobie sprawy z jej obecności, z tego że narusza jego przestrzeń osobistą, że jest znacznie bliżej niż ktokolwiek kiedykolwiek był. Mimowolnie jego ciało pozostało czujne, zadrżał, czując jej dłoń na ramieniu, na sekundę zgubił nutę. Był jednak już jako tako przyzwyczajony do jej dotyku, dlatego szybko podjął grę, chociaż serce zaczęło bić mu znacznie szybciej ze zniecierpliwienia ze zdenerwowania. Doceniał to, że uważa na każdy swój ruch, że szanuje jego przestrzeń osobistą. Ale czy tak... powinno być?
Nie przerywając gry popatrzył w niebo, odchylając głowę do tyłu wbił spojrzenie niebieskich oczu w gwiazdy, które coraz liczniej pojawiały się na niebie. Wciągnął powietrze głęboko w usta, zachwycony niczym dziecko, wypuścił je cicho, mocniej opierając się o jej nogi.
- Patrz. Jest ich coraz więcej. – powiedział cicho uważnie obserwując maleńkie, oddalone o miliony lat świetlnych punkciki, przypominając sobie konstelacje, których uczyli się ze szkolnych podręczników. Przypomniały mu się słowa nienapisanej jeszcze piosenki, tej która siedziała mu w głowie od spotkania w centrum. Co za niebezpieczna noc, by się zakochać. Ale czym to jest? Czym oni są? Przestał grać i objął gryf gitary dłońmi, swoje myśli kierując wprost ku niebu.
-
Na jego słowa jedynie pokiwała lekko głową. Tak, to byłą prawda. Mieli szczęście, że żyli. Jednak już o tym sama wspominała, jeszcze tam, w opuszczonej fabryce. Mieli ogromne szczęście, że przetrwali swoje piekła. Byli tutaj, teraz, razem. Czego więcej do szczęścia aktualnie potrzeba? Niczego. Właśnie... Szczęścia. Czy tak właśnie wygląda prawdziwe szczęście i spokój? Przesiadywanie przy ognisku, z bliską osobą i zwyczajny relaks? To uczucie ciepła i pragnienie... Czego ja właściwie teraz pragnę? Móc go przytulić bez obaw? Słuchać go bez końca? By się mnie nie bał? By znów skradł pocałunek? W tym właśnie momencie poczuła jak jej policzki robią się gorące na myśl o tamtej chwili. Poczuła się mega zakłopotana, a w jej żołądku aż się przewracało. jednak nie z nerwów. To było dziwne, przyjemne uczucie, jednak tym bardziej wprowadzało ją to w stan zakłopotania. Gdy tylko dostrzegła, że podnosi on swoją głowę ona zrobiła to samo, by nie miał szansy na to, aby dostrzec jej zakłopotanie. Powoli zabrała swoją dłoń i napiła się pośpiesznie piwa. Jej serce biło teraz jak nienormalne. Z trudem panowała nad swoim oddechem czując, jak mocniej opiera się o jej nogi.
- Niebo wygląda pięknie. Dawno nie widziałam, aż tylu gwiazd. Nie ma chyba nic piękniejszego, niż właśnie rozgwieżdżone niebo - powiedziała cicho próbując w pełni skupić swoje myśli właśnie na tym skrawku nieba, jaki był dla nich aktualnie widoczny. Było cudownie. A gdy ognisko nieco straci na swoim blasku... Wtedy będzie widać ich jeszcze więcej. Ale to później. Przecież i tak będzie musiała wpierw przygotować im jedzonko. Jeszcze chwila. Drewno musi się jeszcze nieco wypalić.
-
Teraz jednak wdychał wieczorne powietrze, z dziecięcą ciekawością patrzył w gwiazdy, pod palcami czując gryf gitary, za plecami jej nogi o które mógł się bezpiecznie oprzeć i chociaż raz przestać się bać swojego własnego cienia. Serce nie biło mu może tak szybko, jak wcześniej, zwolniło nieco rytm rozkoszując się tą chwilą. Powiewający wiatr rozwiał jej włosy, blond kosmyki musnęły jego twarz. Mimowolnie zadrżał, ale nie poruszył się, jedynie w niebieskich oczach pojawił się dziwny błysk, którego nie potrafił nazwać.
- To mi przypomina te noce na dachu, ale fakt, nigdy nie świeciły tak jasno. Chyba czekały specjalnie na ten dzień, wiesz? – powiedział z miną małego dziecka, naprawdę zainteresowanego tym tematem. Cichutko miał nadzieję, że ta chwila będzie trwała wiecznie, oni oboje, zamknięci na tej małej przestrzeni, wpatrzeni w gwiazdy tak, jak kiedyś.
Odetchnął głęboko, odłożył gitarę na bok i... przekręcił się w jej stronę, dosyć pokracznie a jednak dzielnie radząc sobie z tą zmianą pozycji, nieco niepewnie położył dłonie na jej udach i ułożył swoją głowę tak, by móc na nią patrzeć. Zdawał się na instynkty, po raz pierwszy pozwalał by to panicznie drżące i bojące się dotyku ciało zrobiło to, co uważa za słuszne.
- Um... dziękuję że tu jesteś. No wiesz... ze mną. Pod gwiazdami. – powiedział cicho, jakby wstydził się tego napływu szczerości, czując że coś się zmienia, że ta ich relacja wchodzi na zupełnie inny poziom, ale oboje jeszcze nie mają tego pełnej świadomości.
-
Barmanka wpatrując się w gwiazdy próbowała uspokoić swoje galopujące serce i w pełni panować nad swoim oddechem. Aby to zrobić wyszukiwała wzrokiem konstelacje próbując je nazwać, przypomnieć sobie to, co mogła. Jej próby jednak się nie powiodły, gdyż w danym momencie odczuwała całkowitą pustkę w głowie na temat tychże tematów, które przecież były jej bardzo dobrze znane. Bliska obecność mężczyzny w cale jej w tym nie pomagała. Czuła ciepło bijące od jego pleców, jego zapach, słyszała jego głos i to całkowicie odwracało jej uwagę od tego, co chciała zrobić. Nie mogła się w ogóle skupić. Upiła kolejny łyk piwa w głowie powtarzając sobie, że musi się uspokoić.
- Tak myślisz? Że to specjalnie tak dla nas? Tak... Świecą tak z radości, że znów jesteśmy razem? - zapytała niepewnie sama nie do końca widząc co ma powiedzieć. Jej myśli wciąż krążyły wokół jej wcześniejszych myśli. Upiła znów piwo z butelki. Mimowolnie drgnęła zaskoczona zmianą jego pozycji. Już myślała, że serducho spowalnia swój rytm, jednak to się szybko odmieniło, gdy poczuła jego dłonie na swoich udach. Dziwnie przyjemne mrowienie przeszło po jej ciele. Na chwilę znieruchomiała powoli kierując swój wzrok z gwiazd na jego twarz w niemym zaskoczeniu. Jej serce znów zaczęło galopować, a jej oczy utknęły w jego cudnych oczach. Mimowolnie lekko się pochyliła, przez co jej włosy stworzyły lekką kurtynę nad jego twarzą. Jej ciało samo reagowało, a w głowie miała totalną pustkę. W ostatniej chwili powstrzymała się, przed złożeniem pocałunku na jego ustach, o których nie umiała zapomnieć.
-Dla mnie to czysta przyjemność, móc tutaj być z tobą - powiedziała cicho delikatnie się uśmiechając.
-
Jego własne chyba biło w tym samym rytmie co jej, gdy patrząc w gwiazdy starał się przypomnieć sobie te wszystkie konstelacje których się uczyli na pamięć. Pamiętał też, jak na wyścigi wypowiadali nazwy robiąc sobie tym samym małe zawody. Teraz jednak było inaczej. Nie potrafił się na tym skupić była za blisko tuż obok, wręcz na wyciągnięcie ręki, a on jak ten tłumok wpatrywał się w gwiazdy. Przecież chciał być normalny. Powinien jakoś zareagować, coś zrobić, coś co zrobiłby normalny mężczyzna.
On jednak nie zdobyłby się na to.
- Um... tak, tak właśnie myślę. Dokładnie tak. – pokiwał głową niczym małe dziecko które rozwiązało zagadkę. W ten pokraczny sposób chciał być romantyczny, a jedyny romantyzm jaki znał to ten z filmów. Bo jak zrobić coś, czego nigdy się nie doświadczyło? Jak użyć słów, o których znaczeniu nie masz pojęcia?
Patrzył na nią błękitnymi oczami, wciągnął powietrze bo znowu była za blisko tuż na wyciągnięcie ręki. Zatopił się w jej oczach, z tej odległości widział każdą plamkę na tęczówce, każdy płomień ogniska w nich się odbijających. Mimowolnie zacisnął dłonie na jej udach, nie mocno, raczej by ukryć ich drżenie wywołane aż taką bliskością, nawet jeśli ma to na swoje własne życzenie, bo nie pomyślał, co robi.
- Wzajemnie. – powiedział cicho. Jej włosy go ukrywały. Przed wścibskim światem. Przed demonami. Przed problemami. Wyciągnął więc głowę, nieznacznie się uniósł, by ledwie musnąć wargami jej usta, jakby niepewnie, tak jak w tym magazynie, jakby nie wiedział, co robi. Trwało to ledwie sekundę, nim znowu się odsunął.
Może przesadził?
-
- Nie mam pojęcia co ze mną robisz ale... Czuję się jak małe dziecko na rollercoasterze. z jednej strony strach, z drugiej radość i choć nie wiem co jest dalej to już wiem, że chcę więcej i więcej. Nie wiem co gwiazdy nam chcą dzisiaj powiedzieć, ale może to ich zielone światło na to, byśmy w końcu ruszyli dalej w przyszłość nie oglądając się za siebie? Nie wiem - szepnęła cicho. Miała ochotę napić się piwa, albo zapalić papierosa. Bała się jednak, jakby tym miała zepsuć to, co dzieje się aktualnie między nimi. Po wypowiedzianych przez siebie słowach odniosła wrażenie, jakby rozpierała ją duma, że się odezwała. Jakaś dziwna wewnętrzna radość. Nie umiała powstrzymać się przed uroczym uśmiechaniem się do niego niczym małe dziecko, które dostało swoje ulubione cukierki, a co wywołał właśnie jego całus. Choć była to ledwo sekunda, to wciąż czuła dotyk jego ust.
-
Jednak czy jest na to gotowy?
Słuchał jej słów wpatrując się w kobietę niebieskimi oczami. Nie rozumiał za wiele, bo nie miał doświadczenia w takich sprawach, bo nie znał wielu emocji które dla innych są najzwyczajniejszą rzeczą na świecie. Coś jednak w tym było, to co mówiła miało jakiś sens i nawet jeśli teraz go nie rozumie, kiedyś stanie się dla niego jasny i klarowny.
- Um... może warto spróbować. Wiesz, ruszyć dalej. Ale nie samotnie, prawda? – na jego wargach zatańczył nieśmiały uśmiech, niczym u dziecka, które powiedziało coś mądrego i teraz potrzebuje aprobaty od dorosłego. Bo był dzieckiem, dużym dzieckiem które dopiero teraz uczy się życia, które rzucone na głęboką wodę o dziwo utrzymuje się na powierzchni.
Podświadomie pragnął bliskości. Nawet jeśli to go przeraża.
Z wahaniem jakby, pochylił głowę i umiejscowił ją na jej udach, na swoich nadal ułożonych na nogach kobiety dłoniach. Mimowolnie zadrżał, nie potrafiąc pozbyć się pewnych nawyków do takiego stanu rzeczy musi się przyzwyczaić. Czuł chłodne powietrze, ciepło ogniska, ciepło jej ciała i zapach. Oszałamiająca mieszanka działająca na zmysły, na każdy nerw jego ciała. Westchnął lekko, zamykając się w tym świecie, omamiony bliskością jakiej nie doświadczył praktycznie nigdy. Tylko przy niej się tak czuł.
Dlaczego?
- Opowiedz mi coś. – poprosił cicho. Łapał się na tym, że lubił słuchać jej głosu, lubił, gdy opowiada mu o rzeczach które przeżyła, czy o przyjemnościach, jakich doświadczyła. Dzięki temu miał namiastkę prawdziwego życia, prawdziwej, a nie wyśpiewanej tylko relacji.
-
- Tak, nie samotnie. Razem, prawda? - zapytała jakby chcąc się upewnić, że to miał na myśli. Niby rozumiała ale jakoś chciała mieć to jeszcze jedno przytaknięcie na cały ten pomysł. Potem zaś wpadły jej do głowy pytania, jak to oni w ogóle zrobią? Co dla nich właściwie będzie znaczyło wspólne ruszenie do przodu, ku przyszłości? Odgoniła jednak od siebie owe myśli. Nad tym później można się zastanowić pomyślała barmanka. Znów przygryzła delikatnie wargę czując, jak kładzie on swoją głowę na jej udach. Nie rozumiała tego dziwnego napięcia, jakie w sobie czuła, gdy był tak blisko niej. Przeszywały ją dziwnie przyjemne dreszcze, jakich nigdy wcześniej nie odczuwała i nie rozumiała co one mogą oznaczać. Próbowała jednak skupić swoje myśli na jego prośbie.
- Em... O rany... Mam wrażenie pustki w głowie aktualnie - zaśmiała się lekko. Upiła łyk piwa patrząc na ognisko. Wiedziała, że będzie musiała zaraz wstać, aby przygotować w końcu to jedzenie. Płomienie już opadły. To był idealny moment na to, by przygotować kotlety na ruszcie wiszącym nad ogniskiem. Nie chciała jednak jakoś psuć aktualne sytuacji. Bała się, że się za szybko nie powtórzy. Och jak ona chciała, by znów poczuć smak jego ust. Na samą ta myśl poczuła, jak policzki ją pieką. Wróć do rzeczywistości sama się skarciła w myślach.
- Rodzina Hale, do której trafiłam jest ogólnie w porządku. Co prawda nie odczuwa się miłości od rodziców zastępczych, bo oni nas wszystkich brali aby pokazać wszem i wobec, jacy to oni nie są cudowni przygarniając te najbardziej zniszczone dzieciaki z bidula ale... Mimo wszystko nie mogę też narzekać. Nie bili nas i starali się o to, aby każde z nas wyszło na prostą. Dali nam możliwości. W rodzince jest nas trochę. Lava, tak jak wspominałam, też należy do owej szalonej rodzinki. Między rodzeństwem są dobre relacje. Są pomocni, na zawołanie. Ja to taki odludek w sumie u nich jestem bo najmniej gadam o swoich problemach i jako jedyna nie latam z kwiatka na kwiatek. Lubią się zabawić. Jeden z braci też jest barmanem, tylko w innym miejscu, więc zwykle na rodzinnych spotkaniach, kiedy to nasi opiekunowie idą spać, by zaczynami bawić się w robienie drinków i chlanie. znaczy oni chleją a ja później wszystkich odstawiam w odpowiednie miejsca - zaśmiała się lekko n myśl o tym, jak to nie raz musiała ich taszczyć do ich starych pokoi czy do gościnnych lub na kanapy, aby nie spali na krzesłach przytuleni do pustych talerzy. Trzeba było zachować chociaż trochę pozorów normalności, aby ich zastępczy rodzice następnego dnia nie pourywali im głów za syf i picie do upadłego. Potem po cichu się sprzątało udając grzeczne i wychowane dzieci. Jako, że była przystosowana do nocnego trybu życia szła spać jako ostatnia i to już zazwyczaj nad ranem, we własnym łóżku.
-
- Razem. – powiedział twardo, z nutką zaparcia w głosie, patrząc na nią tymi niebieskimi oczami w których odbijały się gwiazdy na ciemnym niebie. Chciał, by była blisko, nawet jeśli nie wiedział, jak daleko to zajdzie, jak dalej będzie to wyglądać. O tym można porozmawiać później, chociaż znając jego, to będzie monolog blondynki i kilka słów potwierdzających z jego strony, chociaż i tak przy niej mówi znacznie więcej, niż ostatnio. Jego ciało reagowało automatycznie, jakby to co robiło było tym, czego sam Corey pragnął. Nawet jeśli nadal drżał na całym ciele czując jej bliskość, chciał ułożyć swoją głowę na jej nogach.
Po prostu chciał.
- Um... cokolwiek. Lubię twój głos. – powiedział szczerze, zerkając na nią ze swojej pozycji, a wiatr rozwiał jego włosy, zakrywając oczy, szybkim ruchem dłoni poprawił je. Powinien w końcu udać się do fryzjera by coś ze sobą zrobić. Był jednak w tym jakiś urok, w jego niesfornym wyglądzie, w tym że bardziej przypominał dziecko niż dorosłego mężczyznę. To zwykle pozwalało mu unikać stresujących sytuacji, chociaż nie zawsze się to udawało.
Usiadł po turecku przed nią, opierając na złożonych na jej nogach rękach głowę. Słuchał, jak opowiada o rodzinie, o tym, że nie była taka zła, jak pewnie myślała. On nie miał takiego szczęścia, w rodzinach zastępczych czuł jedynie strach. Nigdy nie zaznał uczuć takich jak ona i nieco jej zazdrościł. Bo w pewnym momencie miała całkiem znośne życie. On nie.
- Um... czyli dobrze ci tam? Przynajmniej jednemu z nas się udało. Naprawdę się cieszę. – powiedział posyłając jej lekki uśmiech. Niechętnie odsunął się jednak, sięgając po otwarte piwo, z którego upił łyk. Pogoda dopisywała, aczkolwiek ognisko nieco przygasło. Ruszył więc w stronę przygotowanego drewna i dorzucił kilka do ognia, kucając naprzeciwko, wpatrując się w płomienie, jakby z nich chciał wszystko wyczytać.
- Ja znam tylko strach. Paniczny strach który sprawił że nigdzie nie zagrzałem miejsca dłużej niż na miesiąc, może dwa. Zawsze radziłem sobie sam, nawet jeśli bywało ze mną źle. – o dziwo, ani razu się nie zająknął. Wpatrzony w ogień wspominał bolesne momenty w życiu, które powinny go umocnić, a nie sprowadzić na samo dno.
-
- Można tak powiedzieć, że mi dobrze. Nikt na mnie nie naciskał. Nie wymagali ode mnie wołania, że ich kocham, ani nazywania ich "mamo" czy też "tato". Mogłam do nich mówić po imieniu, lub pan, pani - stwierdziła. Gdy lekko się od niej odsunął miała mieszane uczucia. Z jednej strony poczuła ulgę, bo jednak dość długo jej dotykał iw ogóle, ale z drugiej strony odczuła tęsknotą za jego dotykiem. Patrzyła jak dokładał drwa do ogniska. Upiła znów piwa i sama wstała. Odstawiła swoją butelkę na stolik. Wzięła tackę z przygotowanymi kotletami i położyła je na ruszcie nad ogniskiem.
- Nie znasz tylko strachu. Już teraz na pewno nie - powiedziała z uśmiechem chcąc przykucnąć przy nim. No ale wiwat niezdarność i zamiast przykucnąć obok niego, zwrócona w jego stronę, to się potknęła i wraz z nim (a właściwie na nim) wylądowała obok ogniska. Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Uniosła się zaraz na rękach patrząc wprost w jego oczy niepewna tego, co ma właściwie zrobić. W teorii powinna od razu wstać, ale jakoś no... Nie potrafiła. Zapewne znajdowali się w dość dziwnej pozycji przez ten jej upadek.
- Przepraszam - szepnęła jedynie nie wiedząc co ma dalej zrobić. Czuła, że zgłupiała.