WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/originals/46/c3/03 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

× 1 × Ten dzień naprawdę miał zadatki na to, by okazać się dobrym dniem. Może nie najlepszym w jej życiu ani takim, który zapamiętałaby do końca. Nie, wystarczyłoby, żeby był po prostu dobrym dniem. Ba, mógłby być nawet całkiem przeciętnym dniem, wręcz nudnym, ale w taki pozytywny sposób, bo przecież nuda oznaczała brak jakichkolwiek ekscesów, a więc także tych negatywnych. Naprawdę tyle by wystarczyło! Tymczasem od kiedy tylko weszła do biura cały świat zaczął się walić. A ona przecież w ogóle nie była na to przygotowana. Do budynku, w którym pracowała, szła przecież w szampańskim nastroju. Spędziła przecież czarująco miłą noc z pewnym chłopakiem o imieniu Robert. A może to był Ronald? Nie, Ronald odpadał, skojarzyłby jej się przecież z twórczością Rowling i na pewno by pamiętała. Po dłuższym przemyśleniu mógł to być też Russell, ale ręki nie dałaby sobie za to uciąć. Wiedziała jedynie, że był dobry w łóżku i robił świetną tofucznicę. To zdecydowanie byłyby całkiem dobre podstawy, by chociaż pomyśleć o tym całym Ryanie jako materiale na chłopaka, ale jeszcze nie chciała, za bardzo jej się podobało to wolne, nowe życie. Zresztą i tak nie miała do niego kontaktu. Chociaż... Gdzieś pomiędzy jednym a drugim drinkiem wymienili się przecież numerami telefonów i och... to jednak był Raphael, ale chociaż "R" z przodu się zgadzało! Zresztą nawet jeśli te dwie rzeczy, czyli dobry seks i świetna tofucznica, nie miałyby stanowić podstaw do rozważania o Raphaelu jako o potencjalnym chłopaku, to na pewno mogłyby świadczyć o cudownym rozpoczęciu dnia. Do biura szła więc w świetnym nastroju, gotowa na wszelkie wyzwania, które miałyby jej z niebios spaść tego dnia. Na wszystko. Po takim poranku była gotowa na wszystko, więc wszystko się sprzysięgło przeciwko niej. Kiedy tylko przekroczyła próg Thornton Inc., ta jedna koleżanka z pracy, która zawsze na nią krzywo patrzyła, spojrzała jeszcze krzywiej, na skrzynce mailowej zebrał się szalony stos mniej lub jeszcze mniej miłych maili, które zwiastowały pożar do gaszenia, którego nie dało się gasić, gdy ciągle świrował jej komputer, ciągle ktoś czegoś od niej chciał, przychodził z kolejnymi tematami, a ona powoli przestawała kojarzyć, jak się nazywa. A to miał być przecież taki dobry, miły dzień! I gdy powoli zaczynała się organizować z pracą, zauważyła kogoś, kogo obecność mogłaby mieć w tymże momencie zbawienny wpływ.
– Lenny! – wykrzyknęła, w ogóle nie przejmując się ludźmi wokół niej. – Dobrze, że jesteś! Nie chciałbyś się dziś ze mną zamienić na prace? Ja bym coś tam u ciebie porysowała, a ty byś tu wszystko ogarnął. Co ty na to? – rzuciła na wstępie niesamowicie poważnym tonem, ale naprawdę zrobiłaby wszystko, żeby dziś nie być Lacey Fairlane, od której wszyscy oczekują dziś niemożliwego i jeszcze paru innych rzeczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2
Order uśmiechu i pracownika roku nigdy nie dostanie i z tego tytułu można było nawet nieźle bukmacherkę rozwinąć w obrębie SKB Architects, jeśli nie całego Union Square. Wyobrażał sobie tylko wzajemne przekrzykiwanie - kto przebije stawkę w wątku ile Lenny dzisiaj się spóźni? i zgarnie całą wielką wygraną. Bo to jest tak, że Lennon na wszystko ma czas. Nie byłby sobą, gdyby na umówionym miejscu nie pojawiłby się z dość mocnym poślizgiem, w stanie bardzo nieogarniętym i przede wszystkim z rzeczą tak prostą, jak ten charakterystyczny, głupkowaty uśmiech na twarzy, który dziwnym trafem sprawiał, iż wszystkie jego winy zostały rzucone w wir zapomnienia. W czepku trzeba się urodzić, tak mówią jedni. Drudzy, by to określili nieco prościej i dosadniej, że głupi to ma zawsze szczęście. Jednak paradoskalnie, ostatnimi czasu Lenny samego siebie określał mianem pechowca do kwadratu i składało się na to wiele czynników oraz argumentów nie do przebicia. Począwszy od wojny z sąsiadką, która ponownie prześladuje go swoją obecnością, chociaż myślał, że po szkole średniej już nigdy jej nie spotka. Przechodząc do bardzo nieudanych szybkich randek i byłych miłostek, które w najmniej odpowiednich momentach przypominają mu o sobie. Aż finalnie trafiając na taką jedną, co to w ogóle nie zwraca na niego uwagi tak, jakby sobie tego życzył. I czuł się jak skończony idiota, zagubiony dzieciak, chłopaczek z sąsiedztwa, a może przede wszystkim, jak drama queen… Tak. Jak Rachel Green w wersji męskiej. Dla całkowitej jasności absolutnie mu to nie grało.
Szczególnie nie podobały mu się te myśli, gdy przemierzając długie korytarze budynku z kubkami ciepłej kawy w ręku, kierował się nie do swojego biura, a w miejsce znacznie ważniejsze na liście. I chociaż znał pokonywany odcinek na pamięć, dźwięk jego imienia wykrzyczanego przez Fairlane, momentalnie zwiódł jego uwagę, jakby to właśnie ona od teraz wskazywała mu drogę. - Lacey! - odpowiedział równie entuzjastycznie, przybierając na twarzy uśmiech, który szybko zmieszał się z rozbawieniem, jakie przybrało na sile wraz z kolejnymi słowami kobiety. Pokusił się o niezbyt dyskretne zerknięcie przez jej ramię, by przelecieć wzrokiem stanowisko pracy, na którym rzeczywiście dział się mały koniec świata. To mu wystarczyło. - Czyli po to mnie zawołałaś, tak? Całą brudną robotę na mnie chcesz zrzucić? Tylko do tego mnie potrzebujesz - teatralnie westchnął i przewrócił oczami, by jak aktor żywcem wzięty z estrady okazać swój ból i rozczarowanie, ale coś mu nie wyszło, bo po drodze zdążył już zaśmiać się pod nosem, dając sygnał, iż tylko żartował. - No nie wiem, Lace, ostatnio jak sprawdzałem twoje umiejętności rysunku to bazgrałaś gorzej, niż ślepa kura, także pozwól, że się porządnie zastanowię... - zrobił dramatyczną przerwę, łapiąc powietrze w płuca. - Nie. Powodzenia następnym razem - rzucił, robiąc głęboki wydech, po czym uśmiechnął się do niej, żeby przypadkiem nie zawiesiła nosa na kwintę.
- Aaa, właaaaśnie - otrząsnął się nagle, niczym wyrwany z transu. To było takie naturalne, że zapomniał, po co w ogóle tam przyszedł. - Trzymaj, to dla ciebie. Wyglądasz na niewyspaną - wręczając jej kubek z ciepłą kawą, niemal wyszeptał drugie zdanie. Ustalmy sobie, że Lenny lubił się droczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lacey z kolei może niekoniecznie starała się o nagrodę pracownika miesiąca (o ile taka w ogóle istniała w firmie, w której pracowała), ale pewnie mogłaby do takiego tytułu pretendować. Nie miała żadnych specjalnych ambicji i wcale nie chodziło jej o żadne awanse, podwyżki i inne takie, po prostu Lacey cokolwiek robiła, brała się za to niezwykle poważnie. I nieważne było, czy chodziło o grupowy projekt na studiach, codzienne zadania w obecnej pracy czy robienie grzanek, wszystko robiła na sto procent, bez wyjątków. I wcale nie chodziło o perfekcjonizm, do tego jej nieco brakowało, raczej o jakąś zwykłą przyzwoitość, co jak się niestety okazało, wcale nie było aż tak częstym zjawiskiem. Niesamowicie irytowały ją jakiekolwiek prace grupowe w biurze. Jeśli w pewien projekt był zaangażowany ktoś jeszcze poza nią (a więc w sumie w większości przypadków) to zazwyczaj jednak wiązało się to z okropnym poirytowaniem przez większość czasu. Strasznie nie lubiła bylejakości i robienia czegoś, byleby było. Ponieważ jej podejście nieco się różniło od ludzi, którzy z nią pracowali, zazwyczaj wiązało się to z tym, że ona sama odwalała większość roboty, a tę mniejszość jeszcze poprawiała, żeby mogła to potem ze spokojnym sumieniem oznaczyć znakiem jakości Lacey Fairlane, a nie jakąś totalną fuszerką. I może pod pewnymi względami takie podejście było dobre, ale realia były takie, że jednak dość mocno negatywnie się to na niej odbijało. W tymże momencie przecież też zdecydowanie bardziej przejmowała się wszystkimi aktualnymi problemami i szukaniem rozwiązania dla nich niż reszta działu marketingu. Kiedy tak patrzyła na całkiem niewzruszone twarze współpracowników, gdy ona wewnętrznie przeżywała mikro zawały spowodowane nawałem pracy, ciężkich tematów i piętrzących się problemów, dochodziła do wniosku, że sama powinna coś z tego ich podejścia wyciągnąć. Może nie tak całkiem olać wszystko i wszystkich, tego by zrobić nie potrafiła, ale może zejść o jeden poziom lub dwa ze swoim całkowitym porządnictwem? Może to Lenny powinien zostać jej nauczycielem, duchowym przewodnikiem luźniejszego podejścia do pracy? Zdecydowanie jego życiowe doświadczenie w tym temacie mogłoby okazać się nad wyraz pomocne w tym przypadku. W końcu stres zdecydowanie nie był dobry dla zdrowia, a ona z takim podejściem z pewnością sobie już parę dni z życia odjęła.
– Zawołałam cię, bo się tak ucieszyłam na twój widok! Dlaczego masz o mnie takie złe zdanie? – zapytała, starając się okazać, jak bardzo jest tymi pomówieniami urażona, jednak poważną minę zepsuło widoczne coraz bardziej rozbawienie. W mig zapomniała o całym nawale pracy, który na nią czekał. Wizyta Lenny’ego zdecydowanie miała na nią pozytywny wpływ. Przynajmniej ze względu na jej głowę, bo w pracy zdecydowanie przeszkadzał, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało w tym momencie!
– No cóż, Lennonie Sherwoodzie, zdecydowanie to sobie zapamiętam. A gdy będziesz mnie kiedyś błagał o pomoc w czymś, przypomnę ci, jaki dziś byłeś dla mnie niedobry! – stwierdziła, teraz już udając całkiem śmiertelnie obrażoną. No jak on śmiał tak! W głowie się nie mieści! A przecież ona zawsze by mu chętnie pomogła, w każdej sytuacji! A on takiż niewdzięczny, no kto by pomyślał...
Przez całą tę wymianę zdań jak i natłok myśli w związku z pracą, zupełnie nie zakodowała, że przecież stał przed nią z kubkami kawy. Pewnie gdyby jej tego nie powiedział, to jeszcze jakiś czas nie zwróciłaby na to uwagi. – Ojej, dziękuje, ale już piłam. Może dlatego wyglądam na niewyspaną, bo umówiłam się z jednym kolesiem na kolację ze śniadaniem, no i kawą – odpowiedziała, wzruszając ramionami, jakby mówiła o zakupie kosmetyku, a nie wspominała o tym, że spędziła noc z jakimś bliżej nieokreślonym facetem. – Może daj ją jakiejś ładnej koleżance z biura – dorzuciła jeszcze złotą radę, uroczy uśmiech mu posyłając.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W przypadku Lennona zrobienie czegoś raz, a porządnie absolutnie nie miało prawa funkcjonować. Wręcz jego wszechświat nie był skonstruowany tak, by pozwolić mężczyźnie na wykazanie się perfekcjonizmem. Ha! Obok tego pojęcia to on nawet nie stał i właśnie z tego tytułu był architektem wnętrz. Łatwiej przychodziło mu dekorowanie pomieszczeń i nadawanie im unikatowej aparycji, niżeli dokładne wyliczanie projektów architektoniczno-budowlanych i pilnowanie, by każda ściana była idealnie równa. Chociaż, warto zaznaczy, że z matematyki zawsze byl dobry, to jednak nie do końca kupowała go wizja liczenia do końca życia. Zdecydowanie wolał zabawę kolorami, teksturami i formami. Bądź co bądź, umysł miał artystyczny i w każdym powstałym przy pracy mankamencie potrafił znaleźć urok.
Jednak chyba najbardziej pasowałaby mu rola życiowego kołcza i gdyby tak wziął Lacey całkowicie pod swoje skrzydła, to najpierw prosiłaby o szybki koniec tej opieki, a z czasem doceniłaby jego styl życia. Serio, wolał nawet nie przemęczać swoich komórek stresem (chociaż w jej obecności czasem mu się zdarzało działać wbrew własnym regułom), tym bardziej w miejscu pracy. Bo tak naprawdę, co mu groziło? W najgorszym przypadku wypowiedzenie umowy, ale czy to było aż takie straszne? No nie. Jak nie ta robota, to inna. Proste. Lenny lajfstajl, blog codzienny.
Przymrużył oczy, mierząc młodą kobietę wzrokiem, jakby właśnie dokonał bardzo ważnego odkrycia i zbierał się w sobie do wypowiedzenia tej kluczowej kwestii. - Kłamczucha - wyszeptał, kręcąc głową na jej słowa. Fakt, że gdzieś w głębi go to dotknęło, starał się zachować wyłącznie dla siebie, mając nadzieję, że między tym przekomarzaniem się kiełkowało jakieś ziarenko prawdy. - Gdybyś rzeczywiście, aż tak się cieszyła, to właśnie rzuciłabyś mi się na szyję, hę? No właśnie, mam cię! - i tym zwycięskim argumentem zakończył drobną przepychankę, na sam koniec podnosząc kąciki ust ku górze. Oczywiście, były to wyłącznie głupie żarty z jego strony, bo nawet gdyby Lacey nie zawołała go, to w dalszym ciągu pojawiłby się przed jej oczyma. Z góry nakreślony plan, którego się trzymał.
- Och, nie! Kto mi teraz pomoże w wyborze koloru zasłon?! - parsknął, udając ogromne przejęcie tymże życiowym problemem. W gruncie rzeczy nigdy takiej sytuacji nawet nie było. Lenny w kwestii projektów to indywidualista, nigdy nie pokazuje dzieła w fazie roboczej, jedynie efekt. - No dobra, to co tam, z czym ci pomóc? Może szukacie kogoś do reklam telewizyjnych? Słuchaj ja bym się idealnie nadał - zapewnił ją z dozą entuzjazmu i pokładami wiary we własne umiejętności, nawet jeśli to nie było to, czym zajmowała się Lacey, a on w tym momencie żartował. Odwołali castingi, Sherwood był bezkonkurencyjny.
Jednak cały ten nastrój prysł, niczym mydlana bańka tuż po jej słowach i chociaż za wszelką cenę nie dawał tego po sobie poznać, utrzymywanie uśmiechu nie przychodziło mu już tak naturalnie. Och, było katorgą, a jemu wcale nie było mu wesoło w tamtej chwili. - Ze śniadaniem mówisz? Szkoda, bo miałem ochotę zabrać cię na przedwczesną przerwę, ale w takim razie chyba wytrzymasz do lunchu - a już rozmyślał, czy nie zmienić planów. Taki był urażony w środku, okej? No cios straszny. - W sumie dobry pomysł, Maisie całkiem się ucieszy z kawy - rzucił, zabierając kubek z ciepłym napojem. Gdyby tylko takowa Maisie istniała, z pewnością miałaby radochę z darmowego picia, a on może nie byłby aż tak rozżalony, że najpewniej drugi kubek opróżni sam. - Czyli randka się udała, tak? Będzie następna, czy finalnie pożegnasz go gadką, jak bardzo masz dość zobowiązań? - był ciekawy. Ciekawy i może odrobinę rozczarowany. Albo zły. Sam nie mógł zdecydować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ten coaching życiowy od Lenny'ego zdecydowanie by jej się przydał. Naprawdę musiała nauczyć się odpuszczać, bo tylko sobie życie skracała tym wiecznym denerwowaniem się, stresem i braniem na siebie więcej niż tak naprawdę musiała. Potrzeba jej było jednak naprawdę poważnego przewodnika w tym całkiem nowym dla niej obszarze, bo przecież ona całkiem nie potrafiła opuścić nawet odrobinę, a przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to wcale dobre nie było i że właściwie co by mogło się stać, gdyby trochę odpuściła? W jej wyobrażenie przecież piekło by ją całkiem pochłonęło, wszystko spłonęło i jeszcze do tego parę innych równie poważnie brzmiących rzeczy. W każdym razie byłoby bardzo źle. Czy naprawdę byłoby bardzo źle? Pewnie nie. Maksymalnie umiarkowanie źle, ale no, nijak nie dało jej się jakkolwiek do rozsądku przemówić. Po prostu wszystko musiało być na tip top i tyle, a jeśli wiązało się to z tym, że zdecydowanie za dużo miałaby wziąć na swoje barki... no trudno, taka umysłowa siłownia! Niestety Lacey była strasznym control freakiem i odpuszczanie było jej uczuciem całkiem obcym, którego być może nigdy nie zazna. Ale i tacy ludzie musieli przecież po Ziemi chodzić, żeby to wszystko jakoś funkcjonowało!
Dzięki kolejnym słowom Lenny’ego zdała sobie sprawę, że faktycznie się z nim nie przywitała właściwie. Zbyt wiele spraw po głowie jej chodziło i całkiem się we wszystkim zamotała. Od biurka wstała, by go objąć i szybkiego całusa w policzek sprzedać, takiego całkowicie przyjacielskiego, oczywiście. – Lepiej? – zapytała, brwi do góry unosząc i usiadła na biurku na jeszcze niczym, żadnymi sprawami nie zajętym skrawku, nogę na nogę zakładając.
– W wyborze zasłon i w ogóle w niczym! I już na pewno nigdy ci żadnej ładnej koleżanki nie przedstawię – chociaż chyba wystarczyło, że mu siebie przedstawiła, hehe. W każdym razie całkiem poważna starała się być, bo to przecież bardzo poważna sprawa, nawet jeśli już zdążyła zapomnieć, o co na początku chodziło, ale to w ogóle ważne nie było!
– No jasne, przystojniaku, a który lek wybierasz? Na impotencję czy nietrzymanie moczu? Zespół niespokojnych nóg? – zbyt daleko jej wyobraźnia pofrunęła i już w głowie widziała Lenny’ego w różnego rodzaju reklamach leków, które były produkowane w firmie. To z pewnością mogły być bardzo interesujące produkcje, szkoda tylko, że niczego nie mieli aktualnie do stworzenia. Takie castingi na przystojnych panów do reklam czy innych produkcji to ona mogłaby odbywać codziennie, może złą karierę wybrała? Ją dzisiaj niestety czekały same nieprzyjemne sprawy.
Jeśli cokolwiek było po nim widać, Lacey i tak niczego nie dostrzegała. W ogóle też nie pomyślałaby, że mogłoby go to jakkolwiek dotknąć. Myślała przecież, że on traktuje ją dokładnie tak samo jak ona jego, czyli całkiem po koleżeńsku. No jasne, że zwracała uwagę na to, jaki przystojny był, ale w ogóle nie interesowały ją teraz jakiekolwiek poważniejsze relacje damsko-męskie, a takie koleżeńskie już jak najbardziej! I ona święcie przekonana była, że on takie samo podejście miał do niej, no naprawdę! – A co to za Maisie? Ładna? Fajna? – dopytywała, bo przecież na pewno chciała, żeby Lenny jakąś fajną dziewczynę sobie znalazł i szczęśliwy był, wiadomo! – Niee, nie będzie następnej. Mówiłam przecież, że niczego nie szukam. Korzystam z życia singielki i jest to bardzo fajne życie! Nie spieszy mi się za bardzo z powrotem do poważniejszych relacji – odparła z całkowitą szczerością, ramionami wzruszając. Może jej się za jakiś czas to życie nowe znudzi, ale jeszcze jej się do zmiany nie spieszyło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W gruncie rzeczy oboje mogli się od siebie sporo nauczyć. Lenny mógłby pomóc jej w opanowaniu sztuki mamtowyjebanizmu i pokazać, jak życie prostsze jest, gdy nie zwracasz uwagi na to, czy twój świat już stoi w gruzach, czy dopiero wszystko zaczyna się walić. Z kolei Lacey wraz z jej pracowitością i profesjonalizmem, na pewno mogłaby podjąć próbę utemperowania jego lenistwa i obojętności. Chociaż ciężko było stwierdzić, czy Lenny w ogóle dałby się na takie coś namówić. Chyba za bardzo cenił sobie życie we własnym tempie i pod własne dyktando, nie czując potrzeby do zmiany. Nawet jeśli to podejście wielokrotnie pokazało swoje minusy, to w dalszym ciągu wygodniej było mu funkcjonować w ten właśnie sposób. Całkowicie na żywioł.
Nie, żeby Lenny konkretnie cierpiał całą swoją nędzną dolę na brak kobiecego dotyku, bo miał na koncie epizody różnego formatu. Jednak zdecydowanie czuł się, jak całkiem mały, szczęśliwy dzieciak, gdy Fairlane okazała mu krótkie, w dodatku czysto-przyjacielskie, czułości. Rzecz jasna, nawet nie drgnął, stał w miejscu, zachowując naturalność, czyli w jego przypadku był to ciepły uśmiech, wzruszenie ramionami i krótka odpowiedź. - Lepiej - innej odpowiedzi nie było. No może z drobnymi wyjątkami, ale wolał nie roztrząsać się nad tym.
- Ładne koleżanki, mówisz? Więc uważasz, że taki ze mnie marny podrywacz i potrzebuję twojej pomocy? - uniósł brew ku górze, starając się wyciągnąć od niej nieco informacji. Lepiej wiedzieć, co o nim myślała, skoro jej decydującym argumentem było odcięcie od jej atrakcyjnych koleżaneczek. Chociaż podrywów to on już miał po dziurki w nosie. Całkowicie mu wystarczało, że przedstawicielka płci pięknej, siedząca przed nim mu się opierała. Normalnie jak nigdy wcześniej i mało tego, nawet nie wiedziała, że smal do niej cholewki. Sam nie wiedział, co gorszego na tym świecie może go spotkać.
- Zespół niespokojnych nóg. Chociaż myślałem bardziej o reklamie Axe albo czegoś równie męskiego, ale chyba każdy gdzieś musi zacząć - i w tamtym momencie westchnął głośno, zupełnie jakby rzeczywiście lada moment miał dostać angaż w telewizji. Chociaż w gruncie rzeczy, gdyby ktoś mu to zaproponował, najpewniej by się zgodził. Nieważne czy byłaby to reklama dezodorantu, leku na ból głowy, czy bielizny (chciałby się do takich reklam nadawać), po prostu bez zastanowienia, ani mrugnięcia okiem byłby gotowy na wszystko. Jeśli nie rozwinąłby kariery w wielkim świecie kamer, to zaliczyłby całkiem fajną przygodę, a przecież na tym Lenny skupiał się najbardziej - na dobrej zabawie.
A Sherwood, aktorzyna jakich mało, poczuł momentalnie pot na skroniach, gdy Lacey wystrzeliła kolejne pytania dotyczące wymyślonej koleżanki. Nie, żeby miał problem z kreatywnością, wymówki zawsze wymyślał na poczekaniu, po prostu największą głupotą, jaką mógł zrobić było brnięcie w kłamstwo, by osłonić męską dumę. - No ładna i fajna, pracuje w tej firmie na ostatnim piętrze, nie pamiętam nazwy, ale na pewno jej nie znasz. A i przede wszystkim wypije ze mną kawę i pewnie pójdzie na lunch... - mówiąc to, przeczesał dłonią włosy, wiedząc, że chyba wkopał się w każdy możliwy sposób w wielkie bagno. Ale czego się nie robi, by wzbudzić zazdrość? Jesteś skończonym idiotą. - O jezu Lacey, przecież spotykanie się z kimś niekoniecznie oznacza, że to już coś poważnego, nie? Przecież nikt nie każe ci brać ślub po miesiącu, a też zamykając się w tym swoim singielkowym świecie możesz wiele przegapić, nie myślałaś o tym? - rzucił całkiem obojętnym tonem, opierając się lekko o kant jej biurka. Wydawało mu się, że podobne słowa wyczytał kiedyś w jakimś magazynie dla kobiet, za którego czytanie się zabrał z nudów w poczekalni u dentysty. I oby te złote rady mu pomogły.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sukcesem już było to, że sobie pozwalała na tę przyjemną wymianę zdań z Lennym podczas gdy w pracy się waliło i paliło (prawdopodobnie nie aż tak, ale według niej tak właśnie było). Właściwie i tak wciąż z tyłu głowy miała wszystkie zadania, które miała wykonać i pomiędzy jednym wypowiadanym zdaniem a drugim układała sobie w głowie, co po kolei powinna była robić, ale i tak robiła sobie małą, przyjemną przerwę od tego całego rozgardiaszu, by sobie porozmawiać z Lennym. Nawet niespecjalnie myślała o tym w kontekście marnowania czasu na rzeczy, które powinna zrobić oczywiście najszybciej, jak to tylko możliwe, ale raczej o przyjemnym przerywniku, nieco ją rozluźniającym.
– Nie wiem, czy jesteś marnym podrywaczem, nie widziałam cię w akcji! Mnie chyba na początku nie podrywałeś. A jeśli tak, to chyba to świadczy o marnym podrywie – odparła, ramionami wzruszając. Prawda była jednak taka, że ona mu pewnie nawet nie dała przestrzeni na podryw, bo przecież całkowicie przejęta ucieczką i przeprowadzką do nowego miasta, potrzebowała pomocy w każdym względzie, będąc tym wszystkim tak zaaferowana, że on nawet pewnie nie miał, jak jej podrywać na samym początku, a potem się jakoś tak zakolegowali i już w ogóle nie pomyślałaby, że on jednak mógłby chcieć czegoś trochę innego. A może gdyby się poznali trochę później po jej przyjeździe do Seattle, wyglądałoby to wszystko zupełnie inaczej…
– Przykro mi, ale my mamy tylko leki. Jak chcesz coś innego, coś bardziej męskiego to musisz zmienić piętra – odpowiedziała, smutną minę robiąc. Ona mu takie ciekawe role proponowała, a on tak wybrzydzał! No nic, niech więc piętra i koleżanki zmienia, jak tak sprawę stawiał, nic poradzić na to nie mogła. Jeszcze chłop nie wiedział, gdzie ona pracuje i jakie produkty sprzedaje, no jak tak można!
– To świetnie! Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie! I kawa, i lunch, i w ogóle. Czy to znaczy, że teraz jej będziesz kawę przynosił i z nią na lunche chadzał? I co ja wtedy zrobię? Będę musiała jakieś koleżanki tutaj znaleźć – wyrzuciła z siebie tę paplaninę chyba trochę przejęta, bo ona raczej tu w firmie na razie niekoniecznie się towarzysko odnajdywała.
Być może mniej lub bardziej zasadnie odebrała jego słowa jako delikatny atak czy przytyk? W każdym razie nie spodobały jej się jego słowa i nie zamierzała zostawić ich bez komentarza. – Jezu Lenny, o co ci chodzi? Może daruj sobie te cenne rady, jak powinnam sobie układać życie i idź do tej całej Maisie czy Stacey póki kawa całkiem nie wystygła – wyrzuciła z siebie delikatnie poirytowana i na znak, że już naprawdę ma dość takiego wtrącania się nie w nieswoje sprawy i rozmów na ten temat, zaczęła porządkować papiery na biurku, nie patrząc w jego stronę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podstawowa różnica między nimi była taka, że to, co Lacey w duchu uznawała za swój zawodowy koniec świata, Lenny traktował to jako całkiem znośną sytuację. Tym bardziej, nie uważał, iż jej stanowisko pracy było jednym wielkim harmiderem, a jeszcze bardziej nie dostrzegał tej jej drobnej nerwowości. Dla niego cała ta sytuacja była całkiem naturalna, w końcu, mało to razy kogoś zaczepiał w pracy? No nie. Czysta codzienność.
- Tak właściwie to nigdy nie musiałem nikogo podrywać, bo samo jakoś wszystko wychodziło - odpowiedział, zastanawiając się, gdzie tym razem popełnił błąd? Poprzednie miłostki nigdy nie narzekały, może dlatego, że techniką Sherwooda nie było rzucanie marnymi flirciarskimi tekścikami, a zwykłe zachowanie naturalności, przeplatanej z poczuciem humoru i właśnie to zawsze dawało mu przewagę. Widział kobiety, jako istoty warte uwagi, rozmowy, całkiem normalnego traktowania, nigdy nie śmiał postrzegać je jako obiekt do zdobycia. I w tej całej swojej chaotyczności, jakoś mu się udawało wejść z jednej relacji w następną. - Tylko ostatnio coś idzie wszystko opornie - dodał, posyłając jej uśmiech i zostawiając z tą myślą do interpretacji własnej, a co.
- Na reklamę witamin bym się skusił, ale skoro już mnie wyganiasz to trudno. Przejdę się do konkurencji - i wzruszył ramionami, zupełnie jakby teraz, zaraz, już miałby zamiar wyjść. Chociaż cała ta kariera mu nie po drodze. Wtedy to oprócz upierdliwej Kenzie pod domem, będzie miał jeszcze rzeszę płaczących fanów i weźcie ich proszę zabierzcie. Jednak w duchu to prosił, by ktoś zabrał jego z tamtego beznadziejnego położenia, w jakim się znalazł. Co najlepszego mu przyszło do głowy?
Podniósł dłonie delikatnie ku górze, dając jej sygnał, by odrobinę sfolgowała. Na dobrą sprawę, on się nigdzie nie wybierał! Tylko pozwalał jej tak myśleć. - Nikogo nie musisz szukać, przecież cię tak nie zostawię - zapewnił ją, całkiem szczerze. Nawet gdyby wspomniana Maisie a może Miley istniała, to nadal notorycznie przeszkadzałby jej w pracy. Od tego właśnie był, prawda? - Ale na razie jesteś pierwsza w kolejce do zgarniania darmowej kawy - mówiąc to, puścił jej oczko. Jednak do śmiechu mu zupełnie nie było. Miał rzewną ochotę rozpędzić się i uderzyć głową w ścianę, byleby już nigdy więcej nie wymyślać podobnych głupot.
A poza wymyślaniem obiektu westchnień, całkiem dobrze też radził sobie w irytowaniu Lacey na pozostałych płaszczyznach, chociaż jak na jego gust, jej reakcja była przesadzona. W końcu nie miał nic złego na myśli, ale skoro się kumplowali, to powinna o tym wiedzieć. - Coś ty taka przewrażliwiona - skomentował, wzdychając przy tym głośno. I na tym chciał urwać dyskusję, gdyż najzwyczajniej w świecie przekomarzanki (inne, niż w żartach) nie były w jego stylu. - Czyli mam już sobie pójść? - uniósł brew ku górze, prostując plecy, jakby rzeczywiście szykował się do ewakuacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Końcem świata to wszystko może jeszcze nie było, nawet nie według niej, bo w takiej sytuacji pewnie, by go już dawno z kwitkiem odprawiła, kompletnie nie mając czasu i głowy do mniej lub bardziej luźnych pogawędek. To, co tam miała do zrobienia i naprawienia było sytuacją do opanowania, więc świadomie jednak decydowała się na tę przyjemną przerwę w pracy, kiedy to mogła pomyśleć o czymś zupełnie innym i po wszystkim wrócić do pracy z otwartą, świeżą głową, najpewniej. Nie zmieniało to jednak faktu, że w środku trochę się mimo wszystko spinała, bo tak już po prostu miała. Nie potrafiła się tak całkiem niczym nie przejmować, gdy jednak było czym. Ostatecznie jednak chwila wytchnienia była bardziej niż potrzebna.
– Mówisz, że opornie, a odrzucasz moją pomoc. Ja bym ci na pewno jakąś fajną koleżankę podrzuciła – rzuciła, chociaż wcale jej żadna do głowy nie przychodziła tak żeby jednak była naprawdę dobrą partią dla Lennona, na którą zasługiwał. Szkoda, że jej do głowy nie przyszło, że ona sama mogłaby taką stanowić, ale też przecież w ogóle nie pomyślała, że on mógłby być nią jakkolwiek inaczej zainteresowany niż na stopie koleżeńskiej. No, ewentualnie jakiejś przyjacielskiej w przyszłości, bo przecież na razie znali się dość krótko.
– Nie wyganiam, to ty wybrzydzasz! Mogłabym zrobić z ciebie gwiazdę reklam leków, a ty o jakimś Axe mówisz. Niewdzięcznik! – odparła, krzywiąc się niby, bo co on sobie w ogóle wyobrażał tak odwracając tę sytuację na jej niekorzyść, gdy sam był tu tym niedobrym, no!
Uśmiechnęła się delikatnie, gdy powiedział jej, że jej nie zostawi. Może trochę to egoistyczne było, bo przecież chyba powinno jej zależeć, żeby mu z tą całą nieistniejącą Maisie wyszło i żeby to z nią w związku z tym spędzał dużo czasu, kawę jej przynosił, by jeszcze bardziej zapunktować i za rączkę razem na lunche chodzić. No tak przecież powinna mu życzyć, a jednak na myśl o tym, że takich miłych wizyt u niej w pracy mogłoby nie być albo byłoby ich mniej, trochę ją w serduszku zakłuło, ale właściwie nie była w stanie określić, dlaczego. Postanowiła więc to dziwne odczucie zignorować, traktując jako pewną anomalię wynikającą chyba z tego całego zamieszania, które jej dziś towarzyszyło. Bo przecież jak mogła być o niego choć trochę zazdrosna, nie? – To dobrze. Bo bardzo lubię te twoje wizyty tutaj, wiesz? – I uśmiechnęła się niewinnie po tych słowach.
Przewrażliwiona. Jeszcze nikt w życiu nie uspokoił kobiety tymi słowami, a ona mimo że wcale jakoś specjalnie zła nie była, to teraz ledwie powstrzymała się przed wywróceniem oczami i zmrożeniem go wzrokiem. Przecież gdyby to nie był Lenny to na pewno tak by właśnie zrobiła. A tak to ostatecznie posłała mu spojrzenie o umiarkowanej chłodności i policzyła w myślach do dziesięciu. A gdy usłyszała jego zapytanie to już całkiem jej to serce zmiękło. Może mu zasugerowała, żeby sobie poszedł, ale przecież wcale tego nie chciała. No, taka głupia była. –Nie no, nie idź. To znaczy jak chcesz. Nie wiem. Przepraszam – rzuciła tak całkiem bez ładu i składu i uśmiechnęła się do niego lekko. I po kawę sięgnęła, co by na pewno z nią nie poszedł do tej dziewczyny, co ma imię zaskakująco podobne do jej. – Druga mnie chyba nie zabije, a może potrzeba dodatkowej energii, żeby ogarnąć to, co mam do ogarnięcia – powiedziała i upiła trochę kawy, która już pewnie nieco wystygła, ale jeszcze trochę ciepła w niej było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W normalnej sytuacji Lenny chętnie przyjąłby jej ofertę, serio. Bo co miałby do stracenia? Kompletnie nic, ewentualnie trochę kasy wydanej na randki i życie singla. Ot, co, nic strasznego. Jednak z racji, że to nie była całkiem normalna sytuacja absolutnie nie chciał jej pomocy, nie chciał znać jej koleżanek, ani nawet słyszeć o podobnym swataniu. Nie potrzebował jakiejś fajnej koleżanki przysłanej od Fairlane. Jakby jeszcze nie zauważyła to właśnie ona była według Sherwooda fajną znajomą. I ogromny spoiler: nie dostrzegała tego wcale. - Masz na myśli te koleżanki, z którymi również ja cię poznałem? Jeśli tak to, z niektórymi już pierwsze randki mam za sobą, także spóźniłaś się - uśmiechnął się perliście, puszczając jej oczko. Taki boski alvaro z niego, że aż musiał się pochwalić. Nawet przez myśl mu nie przeszło, jak Lacey potraktuje tę wiadomość, czy weźmie go za totalnego buca, czy nie, po prostu po tylu pasmach nieszczęść i niepowodzeń potrzebował dopieścić swoje ego. Tacy mężczyźni, jak on również potrzebują czuć się czasem, jak stereotypowe samce alfa. Dobrze, że w jego przypadku była to bardzo rzadka anomalia.
Potrząsnął głową z dezaprobatą i właściwie już nie miał zamiaru wdawać się w dalszą polemikę, jeśli Lacey nie doceniała geniuszu reklam axe, które swego czasu Lennon oglądał nałogowo i traktował, jako główne źródło rozrywki. Dzieło kinematografii.
Sam zastanawiał się przez krótką chwilę, jak długo taki stan rzeczy będzie się utrzymywać. I już abstrahując od wymyślonego obiektu westchnień, czy codziennego zaglądania do jej miejsca pracy, po prostu w głowie kumulowały się przeróżne myśli. Może i były zbyt intensywne, jak na samego Lennona? Przecież zawsze uważał, że należy płynąć z prądem, a tymczasem dwoił się i troił, starając się na wszystkie nienachalne sposoby dać jej do zrozumienia prostą rzecz. Dlatego tak szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy powiedziała, że lubi te jego wizyty. Zabawne, że wystarczyło tak tylko jedno jej słowo, a dosłownie byłby w stanie wszystko inne rzucić. Czy już całkiem dał się zwariować? - Uważaj, co mówisz, bo zacznę jeszcze częściej przychodzić i wtedy będziesz miała mnie dość - nie żeby ten żart był daleki od rzeczywistości, bo może w duchu już opracowywał plan, jak wpadać na nią częściej w godzinach pracy? To, co kumulowało się pod jego kopułą, było jedną wielką niewiadomą.
A Lenny nigdy nie był dobry w słowa. Nie potrafił wybrać odpowiedniego wyrażenia, nie wiedział, jak dawać porady albo łagodzić sytuacje. I fakt, że Lacey nie oburzyła się jego wypowiedzią raczej, było zasługą chwilowego szczęścia. A gdy sięgnęła po tę nieszczęsną kawę, za której sprawą skomplikował sobie życie jeszcze bardziej, autentycznie nie wiedział co się wydarzyło. - Nie nie, to moja wina, ja zacząłem głupi temat. Przepraszam, nie powinienem w ogóle się wtrącać - rzucił równie bez składu i ładu, może nawet z lekkim stresem. W końcu on ją wyprowadził z równowagi, prawda? To przez jego głupią paplaninę się na niego zezłościła. - Kawa jest już pewnie zimna, daj, kupię nową, co? Albo nie wiesz co, może chcesz pójść ze mną? Po kawę? Na kawę? Teraz albo kiedyś - odpowiedział, prawie że w amoku, jakby nie rejestrował tego, co mówi i nie miał pojęcia, jak składać logicznie zdania. Ale czy on próbował zasugerować jej randkę? Na swój wyjątkowo nieudolny sposób - tak. Właśnie to robił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na niej to wrażenia raczej nie robiło. Jeśli już to chyba mogłoby tylko złe zrobić, że z tyloma dziewczynami już się na randki umawiał, a przecież jeszcze były te, które już koleżankami nie były lub ich Lacey nie poznała, to mogła być cała masa dziewczyn. Gdyby był kobietą to już na pewno by słuchał jaki jest łatwy czy inne takie teksty o brudnych szklankach czy o kluczach i drzwiach, a tak to mogło to być powodem do chwalenia się. Takie podwójne standardy panowały! – Dlaczego uważasz mnie za taką niesamodzielną? Mam swoje własne koleżanki! Tylko nie wiem, czy przypadkiem już z nimi nie randkowałeś, skoro taki z ciebie alvaro – stwierdziła z rozbawieniem w głosie. Może tych własnych koleżanek nie było znowu aż tak tak dużo, ale były. Dwa miesiące to jednak dość krótko na rozwijanie sieci znajomości, ale jakieś pierwsze relacje zaczynały się pojawiać, czy to pracownicze, sąsiedzkie czy całkiem przypadkowe.
– Ja może i bym nie miała dość, ale nie wiem, co by powiedziała moja szefowa, gdybym tak jeszcze częściej z tobą rozmawiała zamiast pracować. Wywiesiliby twoje zdjęcie w recepcji, żeby cię nie wpuszczać i co wtedy? – odparła z miną przejętą taką wizją. Przykro by jej było na pewno bez tych wizyt na pewno! Mogliby ją tez całkiem wyrzucić z pracy, a wtedy już nie mieliby tyle okazji do wspólnych spotkań, gdyby w jednym budynku nie pracowali.
Machnęła ręką, gdy już się tak poprzepraszali w geście, który uznać by można za zakończenie całej tej sytuacji wynikającej chyba z niezrozumienia się wzajemnie i użycia nieodpowiednich słów. Tak czy tak nie chciała otrzymywać rad dotyczących tego, w jaki sposób radziła sobie w ostatnim czasie z życiem. Ledwie zakończyła długoletni związek, który dość mocno się na niej odbił. Każdy w takiej sytuacji radził sobie inaczej. Ona robiło to w ten sposób. I póki nie trwało to jakoś zadziwiająco długo, a ona nikomu nie robiła krzywdy, może nie trzeba było tego komentować czy jej jakkolwiek pouczać.
– Co? – rzuciła jedynie, jeszcze przetwarzając w głowie tę paplaninę, w której się całkiem pogubiła i odnaleźć nie potrafiła. – Nie rozumiem. Przecież codziennie pijemy razem kawę. Poza tym kawa jest jeszcze całkiem ciepła, dla mnie w porządku! – odpowiedziała w końcu większą liczbą słów, jednak nadal niekoniecznie rozumiejąc, o co Lenny’emu chodziło. I zupełnie nie pomyślała, że on w ten sposób ją na randkę zaprosić chciał. No jakże by miała? Nie tylko trochę pokrętny był to sposób na zaproszenie, ale przede wszystkim ona w ogóle nie myślała o tym, że on by ją w ogóle chciał na randkę zaprosić, wcale! Przecież przez te dwa miesiące to oni tę koleżeńską relację głównie pielęgnowali, a ona w ogóle nie odczuwała, żeby on myślał o niej w inny sposób niż ona o nim. Poza tym nie w głowie jej było teraz randkowanie, gdy ona swoje życie do góry nogami wywróciła i na razie próbowała się w tym jakoś najpierw odnaleźć, poczuć grunt pod nogami i pewniej się poczuć w obecnej sytuacji nim mogłaby się całkiem umyślnie pakować w te mniej pewne sytuacje, takie, w których się mogą zdarzyć różne, zupełnie od niej niezależne rzeczy, niekoniecznie miłe. A ona teraz naprawdę potrzebowała jak najbardziej kontrolować sytuację, być panią swego losu, niezależną od nikogo i niczego, przynajmniej w pewnym stopniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sztukę imponowania innym nigdy nie opanował. Wręcz przypominał na tej płaszczyźnie słonia w składzie porcelany, może dlatego, że zawsze cenił sobie po prostu naturalność, a usilne przypodobanie się komuś nigdy nie było w jego guście. Tak więc, dlaczego teraz zachowywał się jak kompletny młotek? Sam nie miał pojęcia, aczkolwiek czuł, jak ta fala tak zwanego krindżu zalewa go od stóp do głów i nagle poczuł potrzebę ucieczki. Tak! Właśnie! Rozejrzał się po biurze, które tak dobrze znał, by opracować w głowie plan ewakuacji, której finalnie nigdy nie wykonał i, prawdę mówiąc, nawet nie zamierzał. - Popatrz na mnie i odpowiedz sobie na to pytanie. Gdybym rzeczywiście opanował tak świetną sztukę podrywu, to czy teraz... - urwał w połowie, zdając sobie sprawę, do czego zmierzał, lecz w porę ugryzł się w język. Jednak te ostatnie trybiki w jego mózgu potrafiły jeszcze szybko reagować w sytuacjach kryzysowych. - A nieważne, strasznie głupi temat! - i to był koniec przydatności szarych komórek. Nie potrafił wyjść z lepszą wymówką? Porażka. - Nie uważam, że jesteś niesamodzielna. Całkiem nieźle sobie radzisz. Chociaż nadal wydaje mi się, że jeszcze przedwczoraj pomagałem ci wnieść te wszystkie kartony do mieszkania - westchnął, kiwając przy tym głową, jakby przywoływał właśnie te wspomnienia ich pierwszego (albo i nie) spotkania. I oczywiście każda niesamodzielność Lacey była mu na rękę, bo wtedy zwracała się do niego. Masterplan, czyż nie? Jednak o tym jej nie zamierzał wspominać.
- Mistrzem kamuflażu nie jestem, więc wtedy ty byś mi przynosiła kawę do mojego biura, co jest całkiem przyjemną wizją. I zapewniam, że tam nikt nie patrzyłby na nas krzywo, jeśli rozmowa znacznie by się przedłużyła, a gdybyś później musiała się tłumaczyć z tych zniknięć to podesłałbym ci parę wymówek - parsknął lekko, prezentując ten cudowny pomysł żartobliwym tonem. Wszystkie wytłumaczenia musiałaby układać sobie sama, bo na niego nie można liczyć w takowych sytuacjach. To ten gość, który w liceum nie mając pracy domowej zasłaniał się ściemą, że pies mu ją zjadł.
Oczywiście, że Lacey nie wyniosła nic z nagłego przypływu gadatliwości Lennona. On sam zapewne niewiele zarejestrował, a cała ta chaotyczność wynikała z postanowienia, że w końcu weźmie się w garść. Z tym że jeszcze nie udało mu się zejść na odpowiedni tor. I słysząc jej odpowiedź nie był pewien, czy kiedyś w ogóle mu się to uda. - Pomyślałem, że może wolałabyś napić się, no wiesz, nieco lepszej kawy w nieco przyjemniejszych warunkach, niż biurowe pomieszczenie, ale w porządku - wzruszył lekko ramionami, nie czując już tego dziwnego stresu, czy dyskomfortu wywołanego podjętymi krokami. Czy wyzbył się go na dobre? Raczej nie. Na tym etapie kolejna wtopa w tę czy w tamtą nie robi mu różnicy. To po prostu nie był jego dobry dzień.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Adler Inc.”