WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

5. Chaos – może nie tyle zapanował w jego życiu, co raczej w jego głowie - dokładnie od momentu, w którym w jego mieszkaniu zagościła na dłużej pewna ciemnowłosa dziewczyna. Chociaż nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby się do kogoś przyzwyczaić, a zapewne i dlatego nie pozwalał żadnej kobiecie zagościć u siebie na dłużej niż na jedną noc, a czasem nawet i to nie było im dane, to właśnie teraz zorientował się, że mieszkanie z kimś – wcale nie było takie złe. Oczywiście pod każdym względem trudnym było w ogóle próbować zdefiniować relację pomiędzy nim a Indianą, niemniej jednak sprawiła, że nie do końca potrafił się od niej uwolnić, więc chyba skutecznie wodziła go za nos, nawet jeżeli czasami robiła to kompletnie nieświadomie. A właśnie to słowo doskonale do niej pasowało – nieświadoma i niedoświadczona zapewne również, przynajmniej tak odbierał ją czasami Brewster, gdy doprowadzała do pewnych zbliżeniowych sytuacji, by potem nagle wycofywać się i pozostawiać go z… niczym. Być może właśnie w ten sposób powodowała, że on pragnął z każdą chwilą coraz bardziej, że ten zakazany owoc wymykał mu się z rąk, chociaż już prawie go smakował i już prawie miał go w swojej garści – z drugiej zaś strony im bliżej siebie byli, tym większe ogarniało go poczucie winy, że koniec końców skrzywdzi pannę Halsworth, a przecież tego chciał najmniej. Wiedział, że nie może jej dać tego czego by chciała, a mimo to nie potrafił odpuścić, wiedziony przez nią na pokuszenie, chociaż najpewniej i ona sama nie wiedziała czego do końca chce. Utknęli więc poniekąd w takim potrzasku i chyba po prostu – stąpali po tym kruchym lodzie, testując siebie wzajemnie i wyczekując na ten moment, w którym któreś nich wreszcie przekroczy granicę. Należy dodać, że tę granicę naginali już kilkakrotnie, nie tylko wówczas w kuchni, gdzie Connor pozwolił sobie posmakować jej słodkich ust i to dwukrotnie, ale również w ciągu ostatnich kilka dni, kiedy to ciemnowłosa przechadzała się po jego mieszkaniu tak skąpo ubrana, czasami tak kusząco wilgotna po prysznicu, kiedy jej perfekcyjnie ciało skrywał zaledwie biały ręczniczek – chyba nie mając kompletnie pojęcia o tym jak to wszystko działało na jej współlokatora. Widział zdecydowanie więcej niż jej się wydawało, nadal też w tym wszystkim pozostawał wyłącznie facetem i chociaż nadal traktował ją jak przyjaciółkę siostry, a przy tym również jak dużo młodszą dziewczynę, co rzutowało na jej niepewność i niedoświadczenie, to i tak pragnął więcej. I chociaż miał w życiu wiele doświadczonych kobiet, to w jakiś niezrozumiały sposób to właśnie Indiany pragnął najbardziej. Dlatego więc, że ten wspomniany wcześniej chaos nie dawał mu spokoju, nie mógł zebrać myśli i co więcej nie mógł utrzymać samego siebie z daleka od niej – postanowił dzisiaj nie wracać do mieszkania wcześniej, by nie prowokować kolejnego wspólnie spędzonego wieczoru, podczas którego najpewniej nie mógłby znowu oderwać od niej wzroku. A może i rąk. Dlatego po pracy wyskoczył ze znajomymi do pobliskiego klubu, który znajdował się nieopodal jego mieszkania i który dzięki temu doskonale już znał, gdzie chciał nie tylko oczyścić umysł, ale również nieco się odprężyć. Świętowanie urodzin jednego z przyjaciół było więc chyba dobrym pretekstem do tego, by wymknąć się z mieszkania – i to wcale nie tak, że nie chciał do niego wracać, bo chciał chyba aż za bardzo, ale obecność Indiany coraz bardziej działała na niego destrukcyjnie – z każdym dniem pragnął jej bardziej i nie mógł nic na to poradzić. Ale tych kilka godzin spędzonych teraz w lokalu, na luźnych rozmowach i piciu, zdecydowanie pozwoliły mu złapać oddech, a po cichu liczył i na to, że ciemnowłosa pewnie grzecznie już śpi i gdy wróci do domu, nie będzie musiał znowu powstrzymywać się ostatkiem sił przed tym, by nie rzucić się na nią w sposób, w jaki chciał tego najbardziej. Jakież więc było jego zdziwienie, gdy nagle w tłumie ludzi mignęła mu najpierw znajoma twarz, potem znajoma sylwetka, a potem… dostrzegł ją całą i miał wrażenie, że umysł płata mu figle. W pierwszej chwili tak właśnie pomyślał, ale potem zrozumiał w końcu, że nie ma omamów, a Indy – tak seksownie wyglądająca, kołysała biodrami na klubowym parkiecie, niemal jakby robiła mu właśnie na złość, chociaż nie miała chyba pojęcia, że Connor tutaj jest. Los jednak lubi być przewrotny. Nie była sama, więc uznał, że nie będzie póki co zdradzał swojej obecności tutaj, ale bynajmniej nie spuszczał jej już z oka, aż do momentu, w którym przypadkowo spotkali się przy barze, a wówczas nie mógł się już przecież wycofać. Tym sposobem oderwali się w końcu od swoich towarzyszy i kolejną godzinę spędzili razem – nie tylko wypijając kolejnego drinka, ale również całkiem na luzie się bawiąc, chociażby na parkiecie, na którym Indiana pozwalała sobie na znacznie więcej, niemal doprowadzając bruneta do szaleństwa. I musiał przyznać, że bawił się świetnie – chociaż nie takiego obrotu spraw się dziś spodziewał. Gdy w końcu zbliżała się północ, a ciemnowłosa chciała wrócić do mieszkania, uznał, że nie puści jej tam samej, nawet jeżeli droga do domu nie była daleka, a ona mogła i tak wziąć taksówkę. Właściwie Brewster wolał postawić na transport samochodowy, ale uległ prośbom Indy i zdecydowali się na krótki spacer do mieszkania, by nieco się otrzeźwić i odetchnąć świeżym powietrzem. Świeżym o tyle o ile, bowiem gdy tylko wyszli na zewnątrz, Connor odpalił papierosa i zaciągnął się nim, próbując jakkolwiek nie zerkać na kobietę, która kroczyła tuż obok niego. – Jesteś pełna niespodzianek – stwierdził w końcu, nawiązując nie tylko do samej jej obecności w owym klubie, który chyba nie do końca pasował mu do jej osoby, ale również do samego jej zachowania tam – gdzie była taka… wyzwolona i śmiała, dzięki czemu chyba całkiem swobodnie bawiła się w jego obecności. – Naprawdę nie spodziewałem się spotkać tutaj dzisiaj akurat Ciebie – dodał jeszcze, wypuszczając dym z ust dokładnie w momencie, w którym Indiana stanęła do niego przodem i dzięki temu szła teraz tyłem do kierunku ich drogi, przez co także i dym z papierosa poleciał wprost na nią – Uważaj, bo się wywrócisz i ucierpi na tym Twój seksowny tyłeczek – ostrzegł, pozwalając mimo wszystko, by kąciki jego ust drgnęły w zaczepnym uśmieszku, gdy kolejny raz delektował się nikotyną, nie spuszczając wzroku z Indiany, której sylwetkę kolejny raz dzisiejszej nocy lustrował swoim badawczym spojrzeniem. Lustrował aż do momentu, w którym dziewczyna istotnie się potknęła i chyba straciła równowagę, na co w ostatniej wręcz chwili zareagował, łapiąc jej drobne ciało ręką i przyciągając do siebie, w efekcie czego zderzyła się lekko z jego torsem. Wówczas jego nozdrza, oprócz typowego zapachu papierosów, wyczuły słodki zapach jej perfum, pod wpływem którego zawsze tracił rozum. Czuł, że to nie prowadziło do niczego dobrego, ale… kto powiedział, że Brewster jest dobry? Najwyraźniej jednak nawet natura zorientowała się, że temperatura pomiędzy nimi wzrosła bardziej niż powinna, przez co nagle poczuł na swojej twarzy kilka kropel wody, spadających właśnie z nieba – jednak w tej sytuacji chyba nawet nagła ulewa nie będzie w stanie ugasić ich pragnienia.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

5.

Zderzenie dwóch tak odmiennych światów i osobowości, jak te Indiany i Connora, musiało skutkować chaosem - i chociaż w dużej mierze za taki stan rzeczy odpowiadało ciągłe niezdecydowanie panny Halsworth, to chyba trudno ją winić za to, że się wahała - ba, że miotała się pomiędzy tym, czego pragnęła od dawna, a tym, co podpowiadał jej już nie tylko rozsądek, ale i duma. Bo koniec końców, choć może na to nie wyglądała - Indy była zwyczajnie zbyt dumna, aby jak na talerzu podać się komuś, kto otwarcie przyznawał, że liczył się dla niego tylko seks i że nie miał większego problemu z bawieniem się kobietami - nawet jeśli tym kimś był właśnie Brewster. Problem z nią był jednak taki, ze nawet świadomość tego, jakim facetem się okazał, nie była w stanie sprawić, by Indiana lubiła go mniej; sprawiła natomiast, że im bardziej się do siebie zbliżali - a zbliżali się nieuchronnie z każdym dniem spędzonym pod jednym dachem - tym większe opory miała ona przed przekroczeniem tej granicy: bo nie chciała skończyć jako jego jednorazowa przygoda. Zresztą, czy Indiana była przygodą? Nie myślała tak o sobie: była raczej przewidywalna, jej życie nieznośnie uporządkowane, a jej działania pozbawione elementu spontaniczności. I choć głęboko w duchu chciała utrzeć brunetowi nosa - bo na to zasługiwał - to miała jednocześnie świadomość, że nie była kobietą, która potrafiłaby sprawić, aby zapragnął czegoś - i kogoś - czego nie mógł mieć. A że to samo robiła nieświadomie, przypadkiem rozpalając jego zmysły, gdy przechadzała się po mieszkaniu w samym ręczniku, z wilgotnym i rozgrzanym po kąpieli ciałem, wyglądając przy tym jak smakowity kąsek, na który brunet ostrzył sobie ząbki, jakie Indy za każdym razem - oczywiście również nieświadomie - spiłowywała, wymykając mu się z rąk i nie pozwalając na więcej - to już inna kwestia. Było natomiast jedno miejsce, w którym Indiana Halsworth najbardziej zbliżała się do bycia tą właśnie kobietą, którą chyba czasem wolałaby być: śmiałą wyzwoloną, świadomą własnych atutów, jakie podkreślała odpowiednim strojem, na jaki dziś składał się krótki, czarny top i niemal równie krótka spódniczka, zestawiona z kozakami za kolano. Była więc ową kobietą tutaj: na parkiecie, w klubie, zwłaszcza po paru drinkach, gdy bez większych skrupułów wodziła za nos wszystkich tych facetów, którym łaskawie pozwalała postawić sobie drinka, a nawet poocierać się w tańcu o jej ciało, rozbudzając ich nadzieje na więcej, tylko po to, żeby zostawić ich z niczym, bo niezależnie od tego, jak wiele wypiła - nie zwykła chadzać do łóżka z przypadkowo poznanymi na imprezie mężczyznami. A ich rozczarowanie, gdy to do nich docierało - było doprawdy bezcenne. Nieoczekiwanie jednak dzisiejszego wieczoru trafiła w lokalu na jedynego mężczyznę, z jakim faktycznie była skłonna wrócić do domu - nie po to, by przedłużyć ten wieczór do jutrzejszego, wspólnego śniadania, a po prostu dlatego, że z nim mieszkała. Z tego względu, gdy po paru wspólnie wypitych drinkach, i po paru kawałkach przetańczonych razem na parkiecie (gdzie Indiana czuła się jak ryba w wodzie i to głównie z tego względu odwiedzała - wraz z koleżankami, z którymi zaczęła zabawę, jaką zakończyła jednak tym razem u boku przystojnego bruneta - tego rodzaju przybytki), Halsworth opuściła klub w towarzystwie Connora, czuła się z nim całkowicie bezpiecznie, swobodnie i po prostu - dobrze. I zdecydowanie nie chciała, aby ten wieczór tak szybko się kończył, dlatego zamiast podróży taksówką zaproponowała spacer. Noc była tak przyjemnie cicha i spokojna, mimo iż samej Indy wciąż szumiało trochę w uszach od głośnej muzyki; na chodniku wciąż stały głębokie kałuże, a chłodne powietrze, choć wilgotne i pachnące niedawnym deszczem, przyjemnie otrzeźwiało, zwłaszcza że ciemnowłosa miała na wierzchu tylko marynarkę. Poza tym w nocnym krajobrazie bezsennego Seattle było coś elektryzującego, chociaż Indiana nie umiała do końca określić tego słowami. Po prostu lubiła spacerować nocą - a rzadko miała ku temu okazję. Uśmiechnęła się pod nosem w reakcji na komentarz Brewstera, i zerknęła na niego z boku, krocząc wciąż obok niego. - Miłych niespodzianek? - podjęła z uniesioną w zaciekawieniu brwią, obracając się w jego stronę i przez chwilę maszerując takim lekko jeszcze roztańczonym krokiem trochę naprzód, a trochę bokiem, zanim w końcu przyspieszyła nieco, by znaleźć się przed Connorem, tyłem do kierunku, w jakim zmierzali. - Spodziewałeś się, że wrócisz dzisiaj do domu z inną dziewczyną? - spytała z zaczepnym uśmiechem na ustach i dźgnęła palcem jego tors, krzywiąc się delikatnie, kiedy jej nozdrzy dobiegł papierosowy dym, ale była chyba na tyle znieczulona, że nawet nadmiernie jej to nie przeszkadzało. I chociaż wcale nie wypiła dzisiaj tak dużo, by móc nazwać ją pijaną - raczej była po prostu przyjemnie rozluźniona - a na rześkim, jesiennym powietrzu dodatkowo jeszcze przetrzeźwiała, to na drodze, jaką Indiana wciąż pokonywała tyłem do kierunku marszu, stanęła jej nagle jakaś wystająca kostka chodnikowa, o którą obcas jej buta zahaczył niespodziewanie, i tylko refleks Connora sprawił, że Indy, po tym jak zachwiała się niebezpiecznie, zamiast tyłkiem na mokrym chodniku, wylądowała niemalże w ramionach bruneta. Z głuchym stęknięciem zderzyła się z męskim torsem, instynktownie przytrzymując się jego silnego ramienia, po czym zaniosła się głośnym śmiechem, przez długich kilka sekund nie będąc w stanie przestać. Chichotała niekontrolowanie, aż w pewnym momencie niemal się zapowietrzyła, i dopiero wtedy powoli zaczęła się uspokajać, nadal też kurczowo trzymając się Connora, gdy na jej czoło spadły pierwsze, ciężkie krople deszczu. W pierwszym odruchu sięgnęła dłonią i starła krople palcami, jakby upewniając się, że jej się to nie wydawało, ale - wcale nie zaczęła uciekać z piskiem, tak jak pewnie zrobiłaby to większość kobiet w tej sytuacji. Nie bała się, że woda zrujnuje jej fryzurę czy makijaż, zresztą używała wodoodpornej maskary, więc istniała szansa, że jednak nie będzie wyglądała jak zmokła panda. Ba, śmiało można powiedzieć o Indy, iż lubiła deszcz; chociaż znacznie bardziej lubiła ten ciepły, letni. Mimo to odrzuciła głowę do tyłu i przymknęła powieki, wystawiając twarz ku niebu oraz pozwalając, by spadające, chłodne krople swobodnie spływały po jej czole i policzkach, zanim uśmiechnęła się sama do siebie i zagryzła delikatnie dolną wargę, spoglądając wreszcie roziskrzonym wzrokiem na bruneta, z dłońmi prześlizgującymi w górę, by dosięgnąć szorstkiego zarostu na jego policzku, po jakim przesunęła ledwie wyczuwalnie opuszkami palców, gdy zagaiła nagle: - Pocałunki w deszczu są najromantyczniejsze - a ona najwidoczniej lubiła filmowe sytuacje, zaś bardziej filmowym byłby chyba tylko taniec w deszczu. - Szkoda, że nie jesteś romantykiem... - dodała przekornie, przechylając lekko głowę i zezując na jego usta, czym jawnie prowokowała Connora do nagięcia własnych - a tym samym: i jej - zasad. Nic wszak nie smakowało lepiej...

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Pewność czasami bywa zgubna, w tym wypadku zdecydowanie zgubiła Connora, bowiem był przekonany, że po tym co ostatnio powiedział ciemnowłosej, zdecydowanie nie będzie chciała już mieć z nim nic wspólnego – nic, poza czystą znajomością i współdzieleniem mieszkania, na co istotnie pozwolił jej na dłużej. Wcale nie oczekiwał, że Indiana wyniesie się z dnia na dzień, a tak naprawdę wręcz liczył na to, że nie dojdzie do tego zbyt szybko, chociaż tak zdecydowanie byłoby o wiele prościej. Znacznie prościej dla niego – gdyby nie musiał oglądać jej długich, seksownych nóg odzianych jedynie w krótkie szorty, kuszącego dekoltu, który przyciągał jego uwagę kiedy tylko brunetka o poranku krzątała się po kuchni, jak i całego jego ciała, po którym spływały kropelki wody, gdy Indy dopiero co wyszła spod prysznica i brutalnie wodziła wówczas Brewstera za nos, przechadzając się zaledwie w samym ręczniku. Wystawiała go na wielką próbę, a najzabawniejsze wydawało się w tym to, że ona chyba naprawdę nie robiła tego celowo – jakby istotnie nie była świadoma tego jaki miała wpływ na mężczyzn i jak oni reagowali na jej poczynania. A może to jednak on jej po prostu nie docenił, przekonany właśnie o tym, że po tym jak już zderzyła się z rzeczywistością i dowiedziała się, że Connor praktykuje wyłącznie seks bez zobowiązań, nie będzie skłonna pozwolić mu na nic więcej – tymczasem nadal dochodziło do dwuznacznych sytuacji, z których wycofywała się w ostatnim momencie. I właśnie to powodowało ten chaos w jego głowie, właśnie to jej niezdecydowanie, które jedynie nakręcało go coraz bardziej – a im bardziej się wycofywał, tym bardziej jej pragnął. I chociaż sam szczerze obawiał się, że gdy dostanie to czego chce, to jego zainteresowanie minie, to po prostu nie mógł się oprzeć; nawet pomimo tej obawy, że może ją tym skrzywdzić. Dzisiaj jednak zobaczył jej kompletnie inne oblicze, bo chociaż wybrał się do klubu właśnie po to, by jej nie spotkać, to bynajmniej nie żałował, że mógł zobaczyć ją w takim wydaniu: tak śmiałą, pewną siebie, wyzwoloną, odważną i kompletnie rozluźnioną pod wpływem alkoholu. W momencie, w którym jej kuszące ciało ocierało się o jego w tańcu, miał jedynie ochotę przerzucić ją sobie przez ramie i zabrać stąd wprost do mieszkania, zamiast tego jednak jedynie zaciskał dłonie na jej biodrach, nie zamierzając już dzisiaj oddać jej nikomu innemu – chociaż chętnych ewidentnie nie brakowało. A Indiana znowu zostawiała go z niczym – znowu wyłącznie kręciła seksownie tyłeczkiem i spoglądała na niego spod tych długich rzęs, kusząc i wabiąc tak, jakby robiła to latami, by potem po prostu wrócić na ziemię, sprowadzając tam również brutalnie i Brewstera. Chyba dlatego przystał na ten nocny spacer, bo i on sam potrzebował teraz dobrego otrzeźwienia i musiał chyba pozbierać myśli, bo znowu królowała w nich wyłącznie idąca właśnie obok niego dziewczyna. Noc była zaś na tyle przyjemna i urokliwa, że wcale nie żałował, iż mógł przedłużyć ten czas, który mieli teraz wspólnie spędzić, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że jej bliskość niczego nie ułatwiała. Bezpiecznie byłoby po prostu odstawić ją bezpiecznie do łóżka i ewakuować się, ale… on zdecydowanie co innego chciałby robić z nią w tym łóżku i w tym chyba tkwił ten główny problem. – Zdecydowanie miłych. Rzadko która kobieta zaskakiwała mnie tak wiele razy jak Ty, mam wrażenie, że za każdym razem poznaje Cię na nowo – stwierdził całkiem szczerze, gdy spojrzał na nią i pozwolił, by kąciki jego ust drgnęły ku górze. I nie było w tym ani grama kłamstwa, zaskakiwała go niemal na każdym kroku: raz tym jak nieśmiała i niedoświadczona była, raz zaś tym, że była w stanie doprowadzić go na skraj wytrzymałości i to bez najmniejszego wysiłku, emanując seksapilem i pewnością siebie. Była niczym kameleon, który cholernie go intrygował. Zaciągał się papierosem, obserwując z wyraźnym zadowoleniem jej lekko taneczne kroki, nadal lekki i całkiem radosny nastrój, którym emanowała, aż do momentu, w którym zaczęła iść przodem do niego. – Na pewno nie spodziewałem się, że wrócę dzisiaj do domu razem z Tobą – odbił piłeczkę, poniekąd jednak zbywając chwilowo jej pytanie – Bo nie przypuszczałem, że spotkam Cię w tym klubie. Byłem przekonany, że już grzecznie śpisz… - rzucił przekornie, trochę ją jednak w ten sposób podpuszczając i prowokując zarazem. Wcale nie była tak grzeczną dziewczynką, jak mu się wcześniej wydawało i zdecydowanie podobało mu się to jej nowe oblicze – to której trochę skrywała, ale czasem pozwalała, by ujrzało światło dzienne. Światło dzienne, albo blask latarni, gdy nocą przechadzała się chodnikiem wraz z nim. I co gorsza, ta druga natura ukazywała się w najmniej odpowiednim momencie, akurat w takim, w którym znowu mąciła brunetowi w głowie i nawet jeżeli chciał, nie mógł myśleć trzeźwo – chociaż na pewno nie był teraz pijany. Na pewno nie na tyle, by nie zareagować w porę, gdy Indiana potknęła się nagle i bliska była spotkania z chodnikiem, na czym zapewne ucierpiałby jej seksowny tyłeczek. Gdy więc złapał już jej drobne ciało, to jego nieznacznie się spięło, gdy nagle dziewczyna zderzyła się z jego torsem i przytrzymała się go, by odzyskać równowagę. Nagle echem w jego głowie odbił się jej radosny śmiech, na co nie mógł po prostu pozostać obojętnym i sam się zaśmiał, gdy wówczas ciemnowłosa nie była w stanie powstrzymać tego chichotu. – Oddychaj – przypomniał z lekkim rozbawieniem, spoglądając na jej nadal roześmianą i lekko już nawet zarumienioną twarz. Już miał nawet coś dodać, ale wtedy i on poczuł pierwsze krople deszczu, co nie do końca mu się spodobało. Ostatnim czego chciał, to wrócić do mieszkania kompletnie przemoczonym, ale… szybko zmienił zdanie. Gdy rozpadało się bowiem na dobre, odrzucił papierosa na chodnik, gdzie krople deszczu szybko go zgasiły, a on ponownie skierował wzrok na twarz Indy, która bynajmniej nie zamierzała uciekać. – Nie uciekasz przed deszczem? – zagadnął nawet, jakby co najmniej odczytał jej myśli, a przynajmniej odtworzył w głowie własne doświadczenia, które oscylowały wokół uciekających przed wodą kobiet, który obawiały się właśnie o swój makijaż. Indiana za to ku jego zaskoczeniu odchyliła głowę i pozwoliła, by krople deszczu kusząco spływały od jej ślicznej buźki aż przez szyję i znikały gdzieś w okolicach dekoltu, co pozwalało Connorowi wodzić za nimi wzrokiem. I ten widok był doprawdy podniecający. Chyba nawet nie zorientował się kiedy jego wzrok stał się tak intensywny, że niemalże pożerał nim postać brunetki, dopiero po chwili odwzajemniając jej spojrzenie. Prześlizgnął się wzrokiem od jej oczu aż po te kuszące wargi, gdy jedną z nich nadal trzymała pomiędzy zębami, chociaż to on sam miał ochotę to zrobić. – Nie prowokuj mnie, mała – mruknął niskim głosem, wplatając wolną dłoń w jej ciemne, mokre włosy, które lekko przeczesał i odgarnął je na jej plecy, nie odrywając wzroku od jej oczu – Może nie jestem romantykiem, ale mam ochotę raz jeszcze zasmakować Twoich ust, więc jeżeli nie przestaniesz przygryzać tej wargi, to nie będę w stanie się powstrzymać – warknął cicho, jakby ostrzegawczo – dając jej jeszcze wybór i szansę na to by się wycofać, ale już jedną jedyną – ostatnią. Więcej ich po prostu już nie będzie. – Tego właśnie chcesz? Sprowokować mnie? Żebym przestał się kontrolować i wziął to czego pragnę? Żebym nagiął własne zasady? – mówił cicho aczkolwiek dosadnie niemal wprost w jej usta. Przesunął kciukiem wzdłuż linii jej żuchwy aż do brody, którą złapał palcami i zmusił ją do tego, by nie odwróciła wzroku. I nie, nie zamierzał dłużej czekać, więc po prostu wpił się namiętnie w jej słodkie usta, zaskarbiając sobie je całe tylko dla siebie. Objął ją nieco mocniej, dociskając jej drobne ciało jeszcze szczelniej do swojego i całował ją niemal bez tchu, odrobinę agresywnie, zachłannie i z pasją, wlewając w to całe to pragnienie, które niemal rozsadzało go od środka. Mimowolnie naparł na jej ciało, co spowodowało, że grzecznie się mu poddała i cofając się, zmierzała w bliżej nieznanym im kierunku – całując się bowiem cały czas dość chaotycznie, dobrnęli na oślep aż do jednej ze ścian budynku i wówczas przyparł do niej jej drobne ciało, kompletnie nie zważając na to, iż byli już całkowicie przemoczeni, a ulewny deszcze nie ustawał. Docisnął swoje ciało do jej, ujmując jej twarz i jeszcze bardziej napierał na jej usta, jakby ciągle było mu ich mało, druga dłoń zaś niecierpliwie sunęła wzdłuż jej biodra aż na udo, na którym zacisnął w końcu swoje palce. Nie chciał przerywać, ale gdy brakło im tchu, oderwał się niechętnie od jej ust i w końcu sam przygryzł lekko jej dolną wargę, pozwalając jej unormować oddech, bo jego sam również znacznie przyspieszył. – Widzisz co ze mną robisz? – mruknął wprost w jej usta, po czym wsparł na moment czoło o to jej, a potem oderwał się nagle od niej i złapał w przelocie jej dłoń, ciągnąc ją lekko tuż za sobą. Gdy zrównała z nim krok, zatrzymał się i uniósł jej rękę, którą trzymał, pozwalając, by okręciła się pod nią – niczym w tańcu, chociaż bynajmniej nie zamierzał zdobyć się aż na tyle romantyczny gest, jak taniec w deszczu, ale zasygnalizował jego kawałek. Gdy stanęła znowu z nim twarzą w twarz, zbliżył się tak blisko jak mógł i kolejny raz zasmakował jej ust, tym razem nie pozwalając jej się zatrzymać, bowiem byli już całkiem niedaleko budynku, który zamieszkiwali i wcale nie zamierzał przerywać tego pocałunku, tylko po to, by do niego dotrzeć. Zdecydowanie nie był w stanie już się powstrzymać, więc chyba wszystko pozostało teraz w jej rękach. Dla niego nagle wszelkie zasady przestały istnieć i chyba w tej chwili nie zamierzał myśleć o tym – co będzie potem. Liczyło się tylko tu i teraz.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Mimo że obecnie Indiana starała się dzielić na pół wszystko, co słyszała pod swoim adresem z ust Connora, to wciąż chyba odczuwała pewną satysfakcję w związku z faktem, iż zdołała mile go zaskoczyć. Wprawdzie na przestrzeni lat wielokrotnie była przez różne osoby określana mianem cichej wody, ale wtedy tylko ją to irytowało, a ona sama czuła się tak, jakby ludzie narzucali jej to, kim powinna być; jakby sugerowali, że bycie zabawową i śmiałą do niej nie pasowało, bo była przecież zbyt grzeczną dziewczynką. A ona miała dosyć udowadniania czegokolwiek - nawet jeśli jako ta grzeczna dziewczynka nie byłaby w stanie sprawić, aby ktoś taki jak Connor Brewster uznał ją za interesującą. Sęk jednak w tym, że Indiana nie była tylko spokojna i ułożona, ani tylko przebojowa, tak jak wtedy po alkoholu. Była tym wszystkim, lecz przy niewielu ludziach mogła być sobą. A przy Connorze - chciała być sobą, i istotnie z każdym dniem, jaki spędzała w jego towarzystwie, czuła się z nim coraz swobodniej. I zależało jej na tym, żeby polubił ją taką, jaka była - a nie tylko taką, jaka bywała wówczas, gdy zaskakiwała go swoją śmiałością; choć sam fakt, że chadzała na imprezy, nie powinien go chyba dziwić, skoro miał już okazję widzieć ją w stanie upojenia. Obecna chwila nie sprzyjała jednak głębszemu zastanawianiu się nad tą kwestią; mimo iż w każdej innej sytuacji pewnie to by właśnie robiła, i na tym chyba polegał jej problem: że zbyt wiele myślała wtedy, gdy wystarczyło po prostu działać - bo jak dotąd to na działaniu wychodziła lepiej. Bo język ciała był uniwersalny, bo nie było w nim miejsca na nieporozumienia. Nie było też na nie miejsca w tym, jak Connor lustrował ją wzrokiem śledząc spływające po jej skórze krople deszczu, gdy Indy mimowolnie przygryzła delikatnie wargę, z czego zdała sobie sprawę dopiero w momencie, gdy mężczyzna sam ją upomniał. Przesunęła wówczas powoli koniuszkiem języka po swoich wargach, by ostatecznie nieznacznie je rozchylić, pozwalając, by kącik jej ust drgnął w zadziornym uśmiechu. - To zależy... Jak bardzo tego pragniesz? - spytała, gdy ich usta nieomal się już spotkały; przyłapując się na tym, że z każdym kolejnym, wypowiadanym przez bruneta słowem, które skutecznie pobudzały jej wyobraźnię, i z każdym gestem, jakim zdawał się podkreślać swoją dominującą pozycję, podtrzymując jej podbródek - istotnie coraz bardziej chciała, aby to właśnie zrobił: aby stracił na sobą panowanie i wziął... ją. Aby wpił się w jej usta do utraty tchu - ani przez chwilę nie pozostała więc bierna, gdy wreszcie to zrobił. Z cichym, niekontrolowanym westchnięciem, jakie wyrwało się stłumione z jej gardła, Indiana zarzuciła ręce na jego szyję, obejmując go ciasno i napierając wargami na te jego, które całowała chciwie, za te wszystkie razy, gdy wycofywała się, mimo że tak naprawdę pragnęła tylko poczuć ich smak. Nie zorientowała się nawet, kiedy w nieustających strugach deszczu zaczęła cofać się pod naporem męskiego ciała, dopóki nie napotkała za plecami twardej ściany. I wtedy jednak wypchnęła bardziej pierś w stronę bruneta, stykając się ciałem z jego torsem, gdy jedna z jej dłoni prześlizgnęła w dół, by zacisnąć się na materiale męskiego ubrania, a druga zanurzyła się w jego mokrych włosach, o które zahaczyła lekko palcami, jakby chciała zatrzymać go na dłużej nawet wtedy, gdy namiętne pocałunki i spływające po ich twarzach krople deszczu nieomal pozbawiły ją tchu. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy na koniec Connor zaczepił drapieżnie o jej dolną wargę, i odetchnęła głęboko, przez moment tkwiąc tak jeszcze w bezruchu, oddychając niespokojnie z wciąż przymkniętymi powiekami, gdy jej własne ciało nie potrafiło zdecydować się, jak powinno zareagować - więc jednocześnie drżało z zimna, pomimo widocznych wypieków na policzkach. Nogi zaś miała jak zwiotczałe, kolana drżące - a mimo to palce dłoni wciąż wczepione dziecinnie w ubranie Connora, gdy oparła głowę o ścianę, spoglądając na jego twarz i mrużąc odruchowo oczy przed deszczem. - Lubię, kiedy taki jesteś - odparła półszeptem, całkowicie szczerze, mimo iż prawdopodobnie nie powinna mu tego mówić: że lubiła, gdy był tak zdecydowany, silny; gdy całował ją tak, jakby cała należała do niego. I że być może... chciała do niego należeć. Mimowolnie odstąpiła od ściany, gdy mężczyzna nagle złapał ją za rękę i pociągnął dalej, na co posłusznie podążyła za nim, a gdy uniósł rękę, Indy roześmiała się wesoło i instynktownie obróciła się jak w tańcu, przez co rozwichrzone lekko, mokre włosy poprzylepiały się do jej policzka; pomimo miękkich nóg, całkiem zgrabnie - jak na dziewczynę o figurze oraz gracji tancerki przystało, nawet taką lekko podchmieloną i oszołomioną - by na końcu owego piruetu spotkać Brewstera, który nie marnując okazji, ponownie złączył ich usta w pocałunku. Tym razem jednak trwał on krócej; bowiem nawet jeśli mężczyzna nie zamierzał przerywać, to Indiana uciekła najpierw ciałem do tyłu, by następnie odepchnąć się od niego dłońmi, odrywając ostatecznie od ust Connora. Jej spojrzenie wydawało się być jednak swoistym zaproszeniem - by gonił króliczka - gdy dziewczyna wymknęła mu się z rąk, uciekając wprost do zamieszkiwanego przez nich budynku, który wyrósł już przed nimi. Równie lekkim i roztańczonym krokiem - acz nieznacznie przyspieszonym - Indy dotarła od drzwi do windy, która od razu po naduszeniu przycisku stanęła przed nią otworem. Ciemnowłosa zerknęła jeszcze przez ramię, upewniając się, że Connor był tuż za nią, po czym wkroczyła do środka, zapominając nawet wybrać odpowiednie piętro, gdy obróciła się przodem do mężczyzny i zatrzymała go paluszkiem zanim zdążył wejść do windy za nią. - Będziesz grzeczny, czy wolisz iść schodami? - zapytała, nie będąc w stanie zdusić cisnącego jej się na usta uśmiechu, który brunet mógł interpretować, jak chciał - odbierając to jako niewinny żart, albo kolejną próbę ucieczki i pozostawienia go z niczym. I szczerze? Indiana sama nie wiedziała, co z tego wyniknie; chociaż możliwe, że obecnie nawet by nie oponowała, gdyby Brewster faktycznie przerzucił ją sobie przez ramię i zaniósł do domu, tak jak miał na to ochotę. Teraz jednak bynajmniej się nad tym nie zastanawiała, całkowicie chyba póki co zdając się na mężczyznę, o którym przecież wiedziała już, że nie lubił być grzeczny.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Zaufanie było, jest i zawsze będzie kwestią względną – oni póki co mieli nie wiedzieli o sobie na tyle dużo, by mogli powiedzieć, że znają się doskonale, co istotnie jednoznacznie wiązało się z tym, że nie mieli podstaw do tego, by darzyć się stuprocentowym zaufaniem. Mogli się oczywiście lubić, mogła być między nimi chemia – ale Indiana miała podstawy do tego, by dzielić na pół wszystko co od niego słyszała, bo z pewnością w jej oczach wykreował się już na kobieciarza, który wyłącznie bawi się kobiecymi uczuciami. I być może ona w ogóle tego nie rozumiała – bowiem on sam wychodził z założenia, że nie rani tych kobiet specjalnie, że nie wchodzi z nimi w bliższe relacje z własnych, egoistycznych pobudek, że przecież do niczego ich nie zmusza. A jeżeli same tego chcą, to czy on może być temu winien? Ciemnowłosa z pewnością sądziła, że tak – w końcu to facet zawsze jest tym złym, a Brewster jedynie brał to co one chciały mu dać i nie dość, że odbywało się to za obopólną zgodną, to dodatkowo z korzyścią dla obu stron – bo na pewno jego partnerki nie miał podstaw do narzekania. On sam zaś nie do końca potrafił zrozumieć to, co tak bardzo przyciągało go do Indy i chyba w końcu uznał, że nie chce się już nad tym głowić – wolał po prostu przejść do działania, zostawić za sobą zdrowy rozsądek i zasady, by wreszcie sięgnąć po to, czego tak bardzo pragnął. Nie wiedział co w sobie miała – czy to właśnie tą delikatność, tajemniczość, a może niedoświadczenie, co wpływało w największym stopniu na to, że ciągle było mu mało. Że chciał ją poznać, rozgryźć i skosztować. I była w dużym błędzie, jeżeli uważała, że bycie zbyt grzeczną w jej wydaniu sprawiłoby, że on byłby mniej zainteresowany – paradoksalnie to właśnie chyba to pociągało go w niej najbardziej. Mimo, iż pozytywnie zaskakiwały go wszystkie jej oblicza, w tym właśnie również to dzisiejsze: takie swawolne, rozbawione i kuszące. – Myślę, że doskonale wiesz jak bardzo tego pragnę – stwierdził głosem ściszony o pół tonu, który niemal zlał się z odgłosem deszczu, który tak mocno odbijał się teraz od ziemi. A on jedynie tracił rozum – nie był w stanie trzeźwo myśleć, gdy przygryzała wargę, gdy tak na niego patrzyła i gdy była taka chętna. Gdy miał ją na wyciągnięcie ręki i jedyne co mógł to zrobić, to po prostu zbliżyć się jeszcze odrobinę bardziej i zasmakować jej ust. I to właśnie zrobił, gdy myślenie kompletnie mu się wyłączyło, a zdrowy rozsądek zastąpiło czyste, nieokiełznane wręcz pożądanie. I nawet przez sekundę nie pomyślał o tym, że może zaraz go odepchnąć, że się wycofa, że ucieknie – dzisiaj wydała mu się zupełnie inna, niemal na oślep odczytał także jej pragnienia i wiedział już, że chciała dokładnie tego samego. Odwzajemniony zachłannie pocałunek jedynie to potwierdził, tak jak i jej niesforne paluszki, które wplotła w jego ciemne włosy, w momencie, w którym jej drobne ciało zderzyło się ze ścianą budynku. Instynktownie napierał bardziej na jej ciało, jakby obawiał się, że zaraz znowu mu się wymknie, a w ten sposób starał się udaremnić nawet jej potencjalnie myśli o tym, by to przerwać. Oddech zdecydowanie ugrzązł mu gdzieś głęboko i gdy już oderwał się od jej ust, pozwolił, by jego klatka unosiła się i opadała w szybkim tempie, gdy sam zaczepnie złapał zębami jej dolną wargę – dokładnie tak jak tego chciał. Gdy na niego spojrzała, tym roziskrzonym wzrokiem, które przebłyskiwał przez kolejne krople deszczu, zlustrował ją swoimi spojrzeniem i nie mógł oprzeć się wrażenie, że była po prostu jeszcze piękniejsza – taka rozpalona, z szybko bijącym sercem, zarumieniona i… wilgotna. Wilgotna od deszczu, chociaż bardzo chciał się przekonać czy tam na dole także była już podniecona tym, co właśnie się tutaj działo i oddałby wszystko za to, by się o tym przekonać. Samo myślenie o tym sprawiało, że spodnie stawały się już odrobinę ciaśniejsze. – Taki… czyli jaki? – mruknął niemal wprost w jej usta, prowokując ją do mówienia, do sprecyzowania swojej wypowiedz i jasnego określenia tego co tak się jej podobało. Co mógłby powtarzać nieustannie, by reagowała dokładnie tak jak teraz. Czy lubiła, gdy nad nią dominował? Lubiła, gdy brał to na co miał ochotę? Dokładnie to chciał od niej usłyszeć, kiedy przeczesał palcami jej wilgotne włosy, by następnie przesunąć opuszkami palców po jej mokrym policzku, przez szyję, aż w okolice dekoltu, od którego dopiero oderwał dłoń, by potem wreszcie oderwać się również od jej ciała i pociągnąć ją lekko za sobą, w dalszą drogę. Naprawdę chciał już dotrzeć do tego cholernego mieszkania, bo miał wrażenie, że jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał kontynuować to tutaj – na środku chodnika w strugach deszczu. Jej dźwięczny śmiech odbił się od jego uszu, na co kąciki jego ust drgnęły ku górze, kiedy to zwiewnie, tanecznym krokiem, obróciła się pod jego ręką, niczym w tańcu. I nie zastąpiłby tego widoku żądnym innym – żadną piękną i elegancką kobietą, która obawiałaby się kilku kropel deszczu. Chciał ją – rozbawioną i przemoczoną do suchej nitki, emanującą beztroską i lekkością, jakiej chyba dawno nie doświadczył. Nie mogąc dłużej czekać, ponownie wpił się w jej słodkie usta, ale tym razem ciemnowłosa nie pozwoliła mu na więcej, co spotkało się z rozczarowaniem z jego strony, ale bynajmniej uśmiechnął się porozumiewawczo, gdy odepchnęła się od jego ciała i doskonale zrozumiał aluzję. Tym większe było jego podekscytowanie, gdy dosłownie uciekła mu do budynku, w którym znajdowało się jego mieszkanie, a on nie czekając dłużej, pobiegł tam tuż za nią, by następnie znaleźć się tuż za jej plecami, gdy nagle otworzyły się przed nimi drzwi windy. Już miał wejść tam za nią, gdy odwróciła się i zatrzymała go swoim drobnym paluszkiem, na którego spojrzał wymownie, by potem unieść wzrok i posłać jej intensywne spojrzenie, świadcząc o tym jak bardzo był już zniecierpliwiony. – Naprawdę twierdzisz, że jestem grzeczny? że potrafi być grzeczny, bo przecież istotnie Brewsterowi daleko do bycia typem grzecznego chłopca i na pewno nie zamierzał być nim dzisiaj. Nie teraz. – Albo wpuścić mnie do windy albo przerzucę Cię sobie przez ramię i zaniosę wprost do mieszkania – zagroził, kiedy to nagle drzwi windy zamierzały się zamknąć. Instynktownie złapał je ręką i spowodował, że ponownie wyczuły czyjąś obecność i się rozsunęły. Ponieważ brunetka nadal zastępowała mu wejście do windy, nie myśląc wiele – złapał ją w okolicy bioder i uniósł z niebywałą lekkością, przerzucając sobie przez ramię. – Sama tego chciałaś – zakomunikował i klepnął dłonią jej jędrny pośladek, nie zamierzając dłużej czekać na jej decyzję, bo chciał już znaleźć się w mieszkaniu i nie przeszkadzało mu to, że musi ją tam wynieść, przemierzając kilka pięter. Tym ciekawsze to było, że mógł do woli dotykać jej ciała i tuż obok mieć nie tylko jej zgrabne i niebotycznie długie nóżki, ale i ten seksowny tyłeczek. – Bo obudzisz sąsiadów – ostrzegł ją z lekkim rozbawieniem w głosie, bo chociaż sam nie miał z tym żadnego problemu i niekoniecznie przejmował się tym co o nim myśleli, tak nie chciał, by źle odbierali Indianę. Chyba, że i ona nie miała co do tego żadnych oporów, to zdecydowanie mogli narobić na tym korytarzu więcej ruchu. Connor jednak bez większego trudu przemierzył wszystkie schody, by następnie będąc już na odpowiednim piętrze, sięgnąć do kieszeni i otworzyć drzwi mieszkania. Pchnął je nogą i dopiero po przekroczeniu progu, odstawił Indy na własne nogi, a drzwi pchnął i zatrzasnął je w ten sposób, klucz odrzucając gdzieś na szafkę. Utkwił na niej swoje drapieżne spojrzenie, nie przejmując się także tym, że podłoga była już niemal mokra od wody, która kapała z ich ciał. Niespiesznie zaczął się do niej przybliżać, a gdy wycofała się aż pod samą ścianę, wsparł się jedną ręką o nią tuż obok jej głowy i zgarnął ciemne, mokre pasma włosów z jej ramienia. – Chcesz żebym był grzeczny? – spytał cicho, zaglądając znowu w jej oczy, jakby pytał i jednak czekał na pozwolenie, nie chcąc robić niczego wbrew jej woli. Chciał, by pozwoliła mu być niegrzecznym – by mógł ją wziąć i zrobić wszystko czego pragnął, ale za jej pełną zgodą. Jednak gdyby teraz mu znowu uciekła, najpewniej kompletnie by już oszalał. Nie miała chyba pojęcia jak wielkie wzbudzała w nim pragnienie od kilku dobrych dni, ale mogłaby je teraz wyczuć przez lekkie wybrzuszenie w jego spodniach. – Powiedz, że nie… bo inaczej oszaleję przez Ciebie – pokręcił głową, zezując niespiesznie wzrokiem na jej pełne wargi, które kusząco rozchyliła, niemo zapraszając go do pocałunku. On jednak odepchnął się lekko od ściany i złapał palcami mankiety jej marynarki, a następnie ciągle wpatrując się w jej oczy, przyciągnął ją za nie do siebie. Zaczął zsuwać materiał z jej ramion, nie doznając jednak oporu z jej strony, pozwolił, by ten zsunął się całkiem i opadł wprost na podłogę, powodując, że chłodniejsze powietrze zderzyło się z jej wilgotną skórą, doprowadzając do drżenia, które jedynie wzmagało jego apetyt. Tak duży, że nie czekając więcej, złapał jej podbródek i ponownie dzisiejszego wieczora złączył ich usta w powolnym, ale soczystym pocałunku – czekając na znak. Na zgodę, by mógł nagiąć wszystkie zasady, zapomnieć o tym co powinni, a czego nie – i mieć ją całą dla siebie.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

- Taki... stanowczy. Dominujący - odpowiedziała, z niespokojnym, przyspieszonym oddechem uciekającym spomiędzy jej rozchylonych warg spoglądając na mężczyznę spod wachlarza długich rzęs. Co do jednego Indiana już teraz wiedziała, ze się pomyliła: pocałunki w deszczu - a w każdym razie: te z Connorem - nie były romantyczne. Były namiętne, intensywne, zmysłowe, zachłanne i zapierające dech - ale nie romantyczne. I paradoksalnie, to właśnie sprawiało, że były jednocześnie tak cudowne i tak przyjemne; że serce dudniło jej w piersi jak oszalałe, puls przyspieszył, a całe ciało drżało z pożądania, nie będąc w stanie oprzeć się pragnieniu, znacznie silniejszemu teraz niż rozsądek. Bo gdyby to temu drugiemu Indy pozwoliła dojść do głosu - wiedziałaby, że to się źle skończy, nawet jeśli w tej chwili było to tak dobre, a za moment mogło stać się jeszcze lepsze. A mimo to, im więcej czasu spędzała z Connorem i im bliższy jej się stawał, tym bardziej znów łudziła się, że z nią będzie inaczej; że jej brunet by nie skrzywdził; że skoro zrobił dla niej wyjątek, pozwalając jej wprowadzić się do swojego mieszkania, i w tym czasie, jak je z nim dzieliła, nie sprowadzał tam innych kobiet, to nic nie stało na przeszkodzie, aby zrobił ten wyjątek raz jeszcze... W chwili obecnej jednak Halsworth już zupełnie wydawała się o tym nie myśleć. Teraz przypominało to picie alkoholu i liczenie na to, że jutro nie będzie bolała jej głowa: i choć do tej pory starała się pić go z umiarem, tak obecnie miała ogromną ochotę po prostu się upić - bliskością mężczyzny, jego zapachem, dotykiem, nim całym - nie bacząc na konsekwencje. Z pewnym trudem więc odstawiła go i oderwała się od jego ust, by czmychnąć już prosto do windy, tylko po to, żeby dać się złapać - nie ułatwiając tego jednak Connorowi, a wręcz prowokując w nim ten samczy instynkt zdobywcy, gdy zatrzymała go w progu windy. W odpowiedzi na groźbę, jakoby miał sam zanieść ją do mieszkania, przez buźkę Indiany przebiegł zaledwie cień figlarnego uśmiechu, gdy nagle drzwi windy zaczęły się zamykać, a ona sama wzdrygnęła się niekontrolowanie, szybko cofając rękę. Być może naoglądała się zbyt wielu filmów, ale wolała stać w całości po jednej stronie, gdy owa wielka, metalowa puszka się zatrzaśnie. Do czego tym razem nie doszło, bo Brewster był na tyle trzeźwy, by zatrzymać drzwi, a zaraz potem chwycić Indy w pasie i podnieść ją na rękach. Zapiszczała zaskoczona, kiedy nieoczekiwanie mężczyzna wykorzystał tę jej chwilę nieuwagi i faktycznie przerzucił ją sobie przez ramię, jakby nie ważyła zupełnie nic, a na dokładkę klepnął ją w tyłek; lecz w chwilę później ów pisk po raz kolejny już przerodził się w donośny chichot, z jakim Indy, skryta za kurtyną ciemnych włosów, jakie opadły jej na twarz, przytrzymała się męskiego ramienia, gdy ruszyli schodami na górę. Upomniana jednak przez bruneta, zdołała uspokoić wreszcie śmiech, urywany wraz z każdym sprężystym krokiem, jakim mężczyzna pokonywał kolejne stopnie, by w niedługim czasie znaleźć się na odpowiednim piętrze, pod drzwiami jego mieszkania. Wbrew jej oczekiwaniom jednak wcale nie odstawił jej tam na ziemię - zrobił to dopiero po wejściu do środka, jakby chciał pozbawić ją możliwości dalszej ucieczki, wobec czego Indy, stanąwszy wreszcie na własnych nogach, z mokrymi włosami poprzylepianymi do zarumienionych policzków i dysząc tak jakby to ona pokonała właśnie kilka pięter w dodatkowym obciążeniem na ramieniu, odgarnęła niedbale ciemne kosmyki z twarzy i rzuciła torebkę na szafkę, po czym nie zdejmując spojrzenia z pociemniałych oczu Connora, ruszyła powoli tyłem w głąb przedpokoju, pozostawiając na podłodze mokre ślady, po których mężczyzna podążał tuż za nią, dopóki nie dobiła w końcu plecami do ściany. - A czego ty chcesz? - nie od razu jednak odpowiedziała na jego pytanie - na tę prośbę o przyzwolenie, bez którego Brewster istotnie nie mógł być pewien, czy Indiana nagle tego nie przerwie, tak jak miała to w zwyczaju; a on zdecydowanie nie wyglądał teraz na kogoś, kto byłby gotów przyjąć odmowę. I to jeszcze bardziej ją podniecało, równocześnie powodując, że mimo iż Connor nie robił niczego wbrew niej i bez jej zgody, to jego gesty oraz sposób, w jaki ją o to pytał - sprawiał, że Indy nie byłaby nawet zdolna odmówić. Bo i wcale odmawiać nie chciała. - Może chcę, żebyś oszalał? Żebyś przestał się kontrolować... - podjęła z majaczącym w kąciku jej warg, zaczepnym uśmiechem, z jakim wysunęła nieco podbródek, nieomal dosięgając jego ust swoimi; gdy nagle Connor odepchnął się od ściany, przyciągając Indianę za materiał jej ubrania. Posłusznie postąpiła krok do przodu, pozwalając, by Brewster zsunął jej marynarkę, pozostawiając ją w króciutkim topie, przez co chłodne kosmyki włosów opadły teraz na jej odsłonięte ramiona, powodując, iż jej wilgotne, drżące ciało spięło się mimowolnie, pokrywając się gęsią skórką. - I może chcę... żebyś przestał być grzeczny, i żebyś nie pozwolił mi już uciec - inna sprawa, że on chyba nawet nie zaczął być grzeczny; a czując po chwili jego dłoń na podbródku, a usta na swoich - Indiana nie zdołała już zareagować inaczej niż odwzajemniając pocałunek i przesuwając jednocześnie dłońmi po męskim torsie w dół na jego brzuch, by przez przemoczony, lepiący się do jego ciała materiał poczuć pod swoimi palcami jego twarde, napinające się mięśnie, zanim dotarła do krawędzi materiału i zapuściła się nieśmiało a niecierpliwie paluszkami pod spód, kiedy z cichym westchnieniem na ustach oderwała się od warg Connora i wzniosła ufne spojrzenie na jego twarz. - Powinniśmy zdjąć te mokre ubrania - szepnęła, muskając opuszkami palców skórę na jego brzuchu, by w końcu zaczepić nimi o pasek u jego spodni i pociągnąć lekko, podczas gdy sama zaczęła niespiesznie wycofywać się dalej w głąb mieszkania. Nie potrafiła chyba bardziej wprost przekazać teraz tego, jak bardzo chciała, aby zerwał z niej te przemoknięte ciuchy, aby przygwoździł ją swoim ciężarem do łóżka i wziął ją dokładnie tak, jak miał na to ochotę.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

W odpowiedzi pozwolił jedynie, by kąciki jego ust drgnęły w satysfakcjonującym uśmiechu, a z gardła wydobył się pełen uznana pomruk, gdy ciemnowłosa stwierdziła, że podobało jej się to, iż dominował i okazywał się być stanowczy. Doskonale wiedział, że taki właśnie musi być, bo w innym wypadku Indiana by mu po prostu uciekła – wymknęła się kolejny raz z jego rąk, dając dojść do głosu rozsądkowi i być może wyrzutom sumienia, które mogły czekać ich drugiego dnia. W tej chwili jednak nie zamierzał pozwolić jej się wycofać, w tym celu też okazał jej pewność i stanowcze podejście, którym zagarniał ją dla siebie i wówczas brał to na co miał ochotę. Oczywiście nie zrobiłby niczego wbrew niej, ale tym zachowaniem jasno pokazywał, że ma zamiar iść w ciemno w to co właśnie się działo i zamierza zabrać ją ze sobą – być może właśnie tym zachęcał ją coraz bardziej. Poza tym sam lubił decydować i pozwalał kobiecie na całkowitą uległość, chociaż istotnie intrygowało go także kobiece zachowanie pełne seksapilu i nawet pozornej dominacji, gdy to płeć piękna przejmowała pałeczkę i ruszała na łowy. Tym razem jednak, w obecności nieco niepewnej i pewnie też nie aż tak doświadczonej Indiany, nie zamierzał zostawiać jej pola do popisu, ślepo wierząc, że może i na to kiedyś przyjdzie pora. Jakby wierzył, że to może się jeszcze powtórzyć. Tymczasem jednak kompletnie zatracił się w jej bliskości – skutecznie wzbudziła w nim instynkt łowcy i sprawiła, że właśnie ślepo podążał za jej osobą, dosłownie zamierzając ją złapać – i to przecież zrobił, złapał jej drobne ciało i zaniósł wprost do mieszkania, niczym najlepsze i najpiękniejsze trofeum z polowania. Tyle, że chociaż wmawiał sobie, że jest inaczej – powinno być inaczej, to Indy wcale nie stanowiła dla niego rzeczy, którą mógł się zabawić: co najważniejsze, mieszkają razem pod jednym dachem i to stanowiło jeden z kluczowych elementów, dla których musiał wykazać resztki przyzwoitości. Nie chciał jej skrzywdzić, ale pragnął jej tak mocno, że nie był w stanie po prostu się teraz wycofać, by rozsądek przejął nad nim upragnioną kontrolę. Był zaślepiony ciepłem jej ciała, dotykiem jej niesfornych rączek i smakiem tych kuszących ust, które pochłaniał teraz, całując zachłannie i soczyście aż do utraty tchu. Na próżno było szukać tu romantyzmu, gdy przemawiało przez nich czyste pożądanie. Nadal obserwował ją niczym łowca, uśmiechnął się przebiegle, gdy dobiła plecami do ściany i odbiła piłeczkę w jego stronę, tyle, że on wcale nie zamierzał unikać odpowiedzi na to pytanie. – Chcę Ciebie… chcę żebyś przyznała, że też tego pragniesz – mruknął niemal wprost w jej usta, jasno dając do zrozumienia, że nie oczekuje odmowy i że bynajmniej nie zamierza jej przyjmować. Gdyby musiał – pewnie by dosłownie oszalał. Ale jej oczy jasno mówiły, że jego spragniona i chętna, potrafił to odczytać bez problemu, zdradzał ją przyspieszony puls i drżące ciało. A on sam równocześnie pytał, ale nadal nie pozostawiał jej wyboru, zabierając jej resztki zdrowego rozsądku kolejną porcją dotyku i pocałunków. – Może… - sapnął tuż przy jej uchu, gdy zahaczył o nie ustami, a potem pomimo oporu mokrych włosów, musnął ustami jej wilgotną skórę na szyi, jednocześnie nie do końca będąc usatysfakcjonowanym odpowiedzią, która nie emanowała pewnością – Ja już dawno przestałem się przy Tobie kontrolować – dodał z przekonaniem w głosie, nie siląc się nawet na walkę z samym sobą. Kąciki jego ust drgnęły znowu ku górze, gdy jej kolejne słowa jasno wyrażały przyzwolenie. – Chcesz żebym był niegrzeczny? Powiedz to – uniósł jej podbródek, by móc lepiej spojrzeć w jej pełne pragnienia oczy, po czym złączył ich usta w kolejnym namiętnym pocałunku, który był najlepszym sygnałem świadczącym o tym, że o uciekaniu nie było już mowy. Ani z jej ani z jego strony. Z tej drogi nie było już odwrotu, a jego ciało napięło się, gdy jej delikatne dłonie prześlizgiwały się po wilgotnym materiale koszulki, drażniąc przyjemnie jego skórę. Gdy jednak wsunęła je nieśmiało pod spód, kontakt jej palców ze swoją nagą skórą poczuł zdecydowanie niżej, gdy jego przyjaciel drgnął, niecierpliwiąc się coraz bardziej. Ufne spojrzenie, które nagle na niego skierowała, jakby nieco go przeraziło, ale z drugiej strony – chciał, by mu ufała. By wiedziała, że może mu zaufać, chociaż bywał skończonym dupkiem. Pogładził więc kciukiem jej delikatny policzek i uśmiechnął się sugestywnie, słysząc jej słowa. – Zdecydowanie nie chcielibyśmy się przeziębić – przyznał jej rację, z majaczącym w kącikach ust rozbawieniem, po czym ruszył zaraz za nią, gdy zaczęła wycofywać się w głąb mieszkania. Tym razem jednak nie uciekała – prowadziła go i to mu się spodobało. Mierzyli się wzrokiem, gdy sięgnął w końcu ręką za plecy i złapał materiał koszulki, który przylgnął do jego ciała, po czym pociągnął i jednym, płynnym ruchem zdjął z siebie, odrzucając gdzieś na bok całkiem na oślep. Gdy to zrobił, szybko zniwelował dzielącą ich odległość i wpił się na nowo w jej słodkie usta, zaciskając palce na jej delikatnych biodrach, by następnie przesunąć nimi na nagą skórę jej brzucha, aż po krótki top, który był niemal jak biustonosz i skrywał to, co pragnął zobaczyć. Przemieszczając się znowu w ten sposób, dobił jej drobne ciało do kolejnej ściany i warknął ze zniecierpliwieniem, po czym oderwał się od jej ust i przesunął swoimi wzdłuż jej żuchwy aż po szyje, którą pieścił pocałunkami nieco dłużej, wysłuchując jej cichych westchnień, które były dla niego niczym najpiękniejsza melodia. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa – mruknął cicho, przesuwając niecierpliwe dłonie na jej jędrne pośladki, które nadal skryte były za materiałem spódniczki. Ścisnął je nieco mocniej, czując niekontrolowaną przyjemność, po czym z całkowitą łatwością uniósł ją i pozwolił, by oplotła go długimi nogami w pasie. Kolejny raz złączył ich usta w pocałunku, instynktownie kierując się w stronę swojej sypialni, po przekroczeniu progu której sięgnął jedynie do włącznika światła, po czym dotarł bez problemu do łóżka – gdy wyczuł jego opór, bo dobił do niego nogami, opadł wraz z ciałem brunetki na materac. Wbrew jednak jej oczekiwaniom, przerwał pocałunek i uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem, wyznaczając sobie ustami mokrą ścieżkę aż od jej smukłej szyi, przez nadal ukryty dekolt aż po odsłonięty, perfekcyjnie płaski brzuch. Wtedy zsunął się z łóżka i stanął przy jego brzegu pomiędzy jej zgrabnymi nóżkami. Sięgnął najpierw do jednej, rozsunął długiego kozaka i zsunął go powoli z jej nogi, nie spuszczając jednak wzroku z jej twarzy. Gdy odrzucił go na ziemie, to samo uczynił z drugim, by następnie z wyraźną satysfakcją prześlizgnąć się wzrokiem po jej nóżkach, po których przesunął niecierpliwie palcami.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Connor

ODPOWIEDZ

Wróć do „215”